piątek, 17 sierpnia 2012

23.Rodzinny dom


– Powiem to tylko raz… Jeśli jeszcze raz odwalicie taki numer, zamiast grzecznie was zabrać do domu, zwyczajnie was utopię w najbliższym kanale. Mam nadzieję, że jesteście świadomi tego, jak nieodpowiedzialnie się zachowaliście i, do cholery, moglibyście chociaż udawać, że jesteście skruszeni! W ogóle jak wy sobie to wyobrażaliście, że…
Tyrada trwała i trwała. Andreas porządnie się nakręcił i chociaż już próbowali mu przerwać, po prostu ich zignorował. Gdyby Bill nie miał kaca życia, na pewno jakoś dałby sobie radę, ale w chwili obecnej nie miał nawet sił, żeby iść po jakieś tabletki na ból głowy. Słuchał Andreasa tylko dlatego, że podczas swojej żywej gestykulacji cały czas wymachiwał jednym opakowaniem i Bill po prostu czekał, aż ten drań wreszcie skończy i da im nałykać się prochów. Głowa pulsowała mu tępym bólem, a sądząc po minie Toma, jemu też.
Kiedy ich spojrzenia się spotkały, Bill po raz kolejny miał głupie wrażenie, jakby bliźniak czytał mu w myślach. Jedno, wydawać by się mogło, głupie spojrzenie, a oni już wiedzieli, co powinni zrobić, żeby zdobyć te przeklęte leki.
Tom podniósł rękę jak w szkole.
– Co?! – warknął Andreas, przerywając tyradę.
– J–ja… Niedobrze mi. C–chyba będę rzygał – wystękał Dredziarz. Nawet nie musiał udawać, że źle się czuje, bo czuł się po prostu okropnie.
– Ani się waż na moje łóżko! – powiedział od razu Bill z oburzeniem.
– Będę rzygał gdzie mi się podoba – odwarknął Dredziarz i wyglądał, jakby naprawdę się przymierzał.
– Wypad! – Czarny zaczął wypychać bliźniaka ze swojego łóżka, ale Tom siedział uparcie i nie pozwalał się zrzucić na podłogę. Zaczęli się szarpać.
– Przestańcie! – mruknął Andreas, podchodząc do łóżka. Bill, ignorując ból głowy, zrobił szybki zryw i z refleksem, którego nie powstydziłby się zawodowy kieszonkowiec, zabrał mu pudełko tabletek z ręki.
– Hej!
 Kiedy Daniels chciał zabrać mu pudełko, Bill szybko rzucił je bliźniakowi, a Tom zerwał się z łóżka, pospiesznie wyciągając z opakowania tabletki. Andreas omal się nie zapienił ze złości i kiedy dopadł do Dredziarza, ten szybko zjadł dwie tabletki i rzucił opakowanie Billowi. Mężczyzna patrzył ze złością jak drugi z braci wpycha do ust dwie pastylki.
– Jebane bachory! – krzyknął, a potem wyszedł, trzaskając drzwiami.
Kaulitzowie jęknęli, kiedy zadudniło im w głowie.
– Uch, nareszcie sobie poszedł – mruknął Bill. – Nienawidzę tego skurwysyna.
– Pff. Jest całkiem spoko.
Czarny spojrzał na bliźniaka z politowaniem.
– Całkiem spoko? A mógłbyś mi powiedzieć, z której strony?
Dredziarz westchnął.
– Pomaga nam, nie widzisz? Kryje nas przed starą i Gordonem.
– Tom, do kurwy nędzy, dlaczego jesteś taki ciężko kapujący? Naprawdę nic nie rozumiesz z tego, co się do ciebie mówi? Powiedz mi, kto w dzisiejszych czasach pomaga ludziom zupełnie bezinteresownie?!
– Ja! – oburzył się Tom.
– Cholera jasna! Nawet jeśli, to co?! Między tobą a nim jest przepaść! To koleś, który urodził się w obrzydliwie bogatej rodzinie, zawsze miał wszystko pod nosem i kiedy kichnął, wiedziała o tym cała okolica. O nic nie musiał się starać, na żadnych  błędach nie musiał się uczyć. Miał po prostu WSZYSTKO. A ty? Wychowałeś się w bidulu, nie mając zielonego pojęcia o czymś takim jak rodzina. Od dziecka uczono cię, że masz się wszystkim dzielić, a kiedy byłeś starszy, nawet nie trzeba było ci tego mówić, bo zapewne pchałeś młodszym dzieciakom wszystkie swoje porcje czekolady i różne inne rzeczy. Tak cię uczono! To ci wpajano! On wie tylko tyle, że ma godnie reprezentować własną rodzinę i poszerzyć majątek. Taka jest między wami różnica! Wyrośliście w dwóch rożnych środowiskach, stawialiście sobie różne cele, cenicie zupełnie inne wartości. On od dziecka uczył się manipulować ludźmi i stawiać na swoim. Ty uczyłeś się, że należy pomagać innym, bo kiedyś ty sam możesz potrzebować pomocy i ludzie, dla których byłeś życzliwy, odwdzięczą się. Oczywiście, nikt tak nie powiedział wprost, nazywając to pomocą bezinteresowną, ale tak to się ma do rzeczywistości.
Tom nie odpowiedział. Zamyślił się głęboko.
– Jak tak o tym mówisz… Mam wrażenie, jakbyś nie mówił o Andreasie, ale o sobie samym – mruknął Dredziarz. – Właściwie to nigdy mi nic nie mówiłeś o tym, co się z tobą działo, zanim Simone poznała Gordona i wprowadziliście się tutaj.
Bill westchnął ciężko i pomasował sobie skronie.
– To były podłe czasy. Tułaliśmy się z miejsca na miejsce, musiałem pracować, w żadnej szkole nie zagrzałem na dłużej miejsca… Ciągle się przeprowadzaliśmy, zostawiając za sobą smród długów. Było ciężko i tyle.
– Tylko to masz mi do powiedzenia o swojej przeszłości?
– Tak było przez cały czas i już.
– Tylko to?
– Tylko to.
Tom westchnął.
– Jesteś o wiele bardziej powalony niż ja.
– Pff, jak dla mnie to kwestia sporna.
– Wróć do zespołu.
– Nie.
– Bill! – jęknął Dredziarz. – Potrzebujemy cię!
– Jakoś tego nie widać. Nie wrócę, nawet nie chcę.
– A gdyby Gus i Geo cię przeprosili i…
 Bill prychnął.
– W co ty wierzysz? Prędzej małpy zaczną latać.
– Cholera, no! Tak nie można.
Czarny wywrócił oczami i jęknął z bólu. Zaklął cicho i wyszedł do łazienki. Tom położył się na łóżku i westchnął cierpiętniczo. Poznał Billa już wystarczająco dobrze, żeby wiedzieć, że naprawdę nie zmieni zdania. Cholera! A było już tak dobrze.
Zamknął oczy i usnął.
Obudziły go dziwne wibracje. Po omacku wyciągnął telefon z kieszeni, nacisnął zieloną słuchawkę i przyłożył komórkę do ucha.
– Tom? Wszystko z wami w porządku? Całą noc próbowałem się do ciebie dodzwonić! – mówił zaniepokojony Georg.
– Obraziłem się na was.
– Co? Nie o to pytałem.
– Nic ci nie powiem. Potraktowaliście Bill chamsko, wstydzilibyście się swojego zachowania.
– Tom, czy wszystko…
– Nie! Jak tylko wyszliśmy z klubu, napadło na nas trzech kolesi, mieli noże i nas okradli. Dźgnęli Billa w rękę i pół nocy spędziłem z nim w szpitalu, zanim go przyjęli. Był blady jak ściana, nawet przez makijaż to było widać! A kiedy już wreszcie puścili go wolno i mogliśmy wrócić do domu, nie mieliśmy za bardzo jak i musieliśmy przez całe miasto iść na pieszo do domu. No, i gdy już wreszcie dotarliśmy, złapał nas Gordon i aż zapienił się ze złości. Rozważa oddanie nas na jakąś tresurę, żebyśmy wreszcie zaczęli go słuchać i to wszystko wasza wina, więc przez najbliższe trzy dni po prostu się do mnie nie odzywaj i pozwól mi się wyładować w spokoju! – nakłamał Tom takim tonem, że każdy by mu uwierzył.
– Um, ee… Ok.
– Super. Cześć!
Schował telefon z powrotem do kieszeni i jęknął cicho, zakrywając twarz poduszką. To był koszmarny dzień, a noc jeszcze gorsza. Gdyby tylko miał gitarę, pograłby trochę. Korciło go, żeby wziąć trochę z konta i jakąś sobie kupić, ale niemal od razu zrezygnował z tego pomysłu. Nie może brać nic z tych pieniędzy! Koniec, kropka.
Wstał z łóżka i poszedł wziąć prysznic. Dopiero kiedy wyszedł z łazienki, poczuł się całkiem normalnie. Bill gdzieś przepadł, więc wyszedł do ogrodu. Scotty od razu do niego podbiegł, szczekając głośno. Tom pogłaskał psiaka z uśmiechem.
– Co, nikt nie chce się z tobą bawić? Biedaku. Zaraz poszukamy twojej piłeczki.
Scotty lubił aportować, co bardzo łatwo można było zauważyć. Tom odszukał piłeczkę do tenisa ziemnego i rzucił ją daleko przed siebie, a Scotty pobiegł za nią, głośno ujadając.
Dredziarz usiadł na trawie i westchnął cicho. To był naprawdę zakręcony dzień. Pies już po chwili stał obok niego, a przy jego łapach leżała piłeczka. Trochę się zwierzak zasapał, ale w ogóle nie wyglądał na przejętego swoim stanem, bo merdał wesoło ogonem. Tom zaśmiał się, wziął do reki trochę oślinioną piłkę i rzucił ją znowu.
Bawił się tak z psem ponad godzinę, aż do momentu, w którym ręka odmówiła mu posłuszeństwa.
– Starczy, Scotty – powiedział, głaszcząc psa po łbie. – Już mnie ręka boli, wygrałeś.
– Dobrze się czujesz?
Tom odwrócił się  i zobaczył Billa kilka metrów dalej. Czarny uniósł jedną brew w pytającym geście. Tom usłyszał coś dziwnego.
– Bill, uważaj!
Wypadki potoczyły się błyskawicznie. Carlos krzyknął, kiedy drabina, na której stał, odsunęła się od ściany domu i szofer zaczął spadać w dół, prosto na Billa.
Czarny po prostu rzucił się w bok, w ostatniej chwili upadając w miejscu, gdzie ciężka drabina nie mogła go dosięgnąć. Carlos jęknął z bólu i skulił się, a Bill spojrzał na szofera szeroko otwartymi oczami. Tom nawet nie zauważył, że Carlos był wcześniej na tej drabinie, na szczęście to, że spadał, zauważył w samą porę.
Nie zastanawiając się długo, wstał ze swojego miejsca i podbiegł do wijącego się z bólu mężczyzny.
– Carlos? Carlos, wszystko ok? Coś cię boli? Carlos?
Mężczyzna jęknął.
– Noga. Moja noga… Chyba ją… złamałem.
– Cholera, Bill, leć po kogoś!
Czarny posłusznie pobiegł do domu zawołać pomoc. Tom dotknął ramienia szofera.
– Coś jeszcze? Boli cię coś jeszcze?
– Nie, reszta chyba… jest okej. Jedynie się… trochę potłukłem. Cholera, ale boli.
– Co się stało?!
Przy boku Toma uklęknął Andreas. Wyglądało na to, że Simone i Gordona znowu nie było.
– Carlos spadł z drabiny, przecież mówiłem! – zirytował się Bill.
Daniels nie skomentował tonu Czarnego, tylko skupił się na poszkodowanym.
– Pomogę ci wstać, trzeba cię zawieść do szpitala. Daj rękę… O, tak. Tom, leć po kluczyki do auta, dobra?
Dredziarz posłusznie pobiegł szybko po klucze, a Andreas w tym czasie pomógł Carlosowi wstać. Zapewne chciał go przenieść do samochodu, ale Tom szybko zrzucił Billowi kluczyki z okna, a Czarny wskoczył do pojazdu i bez najmniejszych kłopotów podjechał do miejsca, w którym znajdował się poszkodowany. Andreas uniósł brwi w wyrazie zdumienia, kiedy Bill zaciągnął ręczny i wysiadł z samochodu, nawet na niego nie patrząc.
– Chyba nie chcę wiedzieć, gdzie nauczyłeś się tak jeździć – mruknął Daniels, sadzając Carlosa na przednim siedzeniu swojego samochodu. Tom w tym czasie zdążył zbiec na dół i obaj bliźniacy wsiedli na tylne siedzenia w samochodzie.
– Nie musicie jechać – powiedział cicho Carlos. Był blady jak ściana, a nad jego górną wargą zaczęły się pojawiać kropelki potu. Jego twarz była zmarszczona z bólu, a zęby mocno zaciśnięte.
– Postaraj się za bardzo nie ruszać, może chwilami trochę trzepać – rzekł Andreas, wyjeżdżając z posesji.
– Och, nie mam zamiaru.
Gdy dojechali do szpitala, kazano im czekać, ponieważ wszyscy lekarze byli zajęci.
– Jak to zajęci? – wściekał się Bill. – Kpina jakaś? On potrzebuje pomocy, mógł dostać wstrząsu mózgu, mieć wylew! Złamał nogę!
– Spokojnie – uciszył go Andreas. – Skoro kazali nam czekać, widocznie nie można inaczej.
– Przepraszam, że zrobiłem tyle zamieszania – wymamrotał szofer.
– Cicho siedź, Carlos – warknął Czarny, tupiąc niecierpliwie nogą.
Daniels rzucił mu złe spojrzenie, ale chłopak nic sobie z tego nie robił. Tom rozejrzał się.
– Może lepiej poszukajmy dla niego jakichś tabletek przeciwbólowych? To może trochę potrwać – stwierdził.
– Masz jakieś drobne?
– Coś tam mam.
– Leć. Naprzeciwko jest apteka, widziałem ją po drodze.
– Ok. Trzymaj się, Carlos.
Tom szybkim krokiem opuścił szpital, a Bill coraz bardziej się denerwował. Zauważył w pobliżu automat z napojami. Poszedł tam szybko kupić wodę, w końcu Carlos czymś musi popić te leki. Tom uwinął się naprawdę szybko i po chwili z zatroskaną miną wręczał kierowcy tabletki. Szofer z ulgą połknął dwie i popił je wodą.
– Nie, to serio jakaś kpina – mruknął Bill. – Czy serio nie widać, że on NAPRAWDĘ potrzebuje pomocy?
– Spokojnie, Bill, krzykami nic nie wskórasz – odparł od razu Tom.
Andreas nie wcinał się między braci, lecz z uwagą ich obserwował. Tom dawał sobie z Billem naprawdę radę i przez następną godzinę stopował go przed rzuceniem się z łapami na kobietę, która kazała im czekać. W końcu nie wytrzymał i wściekły ruszył do lady, gdzie było coś w rodzaju informacji, recepcji, etc.
- Bill, proszę. Nie… - zaczął Dredziarz, łapiąc go za ramię, ale Bill wyrwał się i jeszcze przyspieszył.
- Zamknij się, Tom, bo ci zwyczajnie przypieprzę.
Czarny prawie podbiegł do lady i spojrzał na kobietę lodowato.
- ILE JESZCZE MAMY CZEKAĆ, CO?!
Kobieta podskoczyła przestraszona. Widząc Billa, poprawiła nerwowo okulary.
- Już mówiłam, że…
- ZAMKNIJ SIĘ I SŁUCHAJ! Siedzimy tu już przeszło godzinę! Facet spadł ze sporej wysokości na ziemię, jest cały potłuczony, ma złamaną nogę! Siedzi tu jak pies przez tyle czasu i ci pieprzeni lekarze nawet się nie zainteresowali jego stanem, bo mają cholerną przerwę, tak?! Co, myślisz, że nie widziałem, jak siedzą sobie w pokoju i popijają kawkę?! No, kurwa, masz nas za debili?!
Kobieta rozejrzała się speszona. Coraz więcej osób zwracało na Billa uwagę. Tom pomyślał, że już wie, co Czarny robił, kiedy rzekomo poszedł do toalety. Spuścił wzrok i westchnął.
- Jego to nikt nie upilnuje – mruknął.
- To szpital, tu nie wolno krzycz…
- Będę WRZESZCZAŁ tak długo, aż usłyszą mnie wszyscy w całej okolicy! I patrz na mnie, do cholery, kiedy do ciebie mówię! Nie musisz szukać ochrony, bo tak się składa, że poszli do sklepu po coś do jedzenia. Rusz dupę i wołaj jakiegoś lekarza albo inaczej sobie pogadamy!
Kobieta wyglądała, jakby miała zaraz się rozpłakać.
- Zobaczę, co da się zrobić.
Kiedy recepcjonistka niepewnie zsuwała się ze swojego krzesła, Bill rąbnął kilka razy  dłońmi w ladę.
- No, szybciej! Już dość się naczekaliśmy!
Kobieta niemal dostała skrzydeł, a Bill prychnął głośno.
- Żenada.
Ludzie, ku zdumieniu Toma, Andreasa i Carlosa, wzięli stronę Billa, a przynajmniej w większości. Widocznie lekarze tego szpitala zbyt często pozwalali sobie na swawolę.
- W tej chwili nie ma nikogo wolnego – szepnęła wręcz recepcjonistka, czekając na tyradę.
Czarny uśmiechnął się zimno.
- Jesteś pewna? Może sprawdzisz JESZCZE RAZ? – Kobieta odeszła, a kiedy wróciła i spróbowała znowu ich jakoś odprawić, Bill powtórzył. – Może jeszcze raz? Będziesz tak chodzić do skutku.
Tym razem misja zakończyła się sukcesem. Wreszcie jakiś lekarz raczył się pojawić i wreszcie Carlos został przyjęty. Odetchnął z tego powodu  z ulgą. Chyba nie tyle tym, że ktoś w końcu się nim zajął, co z radości, że Bill przestanie się wydzierać na całą okolicę. Andreas i Tom również się rozluźnili, kiedy Czarny stanął przy nich z założonymi rękami.
- Same cioty, by ich wszystkich szlag trafił – warknął pod nosem, ale akcja sprzed chwili musiała wyładować całą jego złość, bo jego ton był w miarę normalny.
- Co teraz? – spytał Tom.
- A co ma być? – zdziwił się Bill.
- Carlos złamał nogę, a wożenie nas to jego praca. Trzeba będzie to jakoś załatwić…
- Spoko, nikt go nie zwolni.
- Jesteś pewny?
- Jasne – Bill wzruszył ramionami. – Twój friend forever to załatwi, co? – rzucił sugestywnie, wwiercając swoje spojrzenie w Danielsa. Mężczyzna kiwnął potakująco głową, a Tom odetchnął z ulgą i uśmiechnął się do Andresa z wdzięcznością.
- Dzięki. Carlos to świetny kumpel, nie chciałbym, żeby tak po prostu wyleciał.
- Nie ma sprawy.
Zanim Carlos wreszcie wyszedł minęło sporo czasu. Bliźniacy i Daniels siedzieli przez cały czas w ciszy. Kiedy szofer wyszedł wreszcie z gabinetu, miał na nodze gips do samego kolana. Wciąż był blady, ale wyglądał już trochę lepiej. Dostał też kule i pokuśtykał do Kaulitzów.
- Dzięki wam wszystkim.
- Wracajmy lepiej, już zbyt długo tutaj przebywaliśmy – wymamrotał Bill.
Wszyscy pokiwali zgodnie głowami. Kiedy mijali recepcję, Bill uśmiechnął się uroczo i powiedział.
- Do widzenia.
Na sam dźwięk jego głosu kobieta podskoczyła nerwowo. Tom ledwo powstrzymał się od śmiechu, a Andreas uśmiechnął się lekko pod nosem. Carlos nie zareagował.
Recepcjonistka skinęła Czarnemu głową i szybko schowała się za jakimiś papierami, udając, że jest naprawdę bardzo zajęta.
Gdy już jechali samochodem do domu, Bill zdał sobie sprawę z tego, że skoro Carlos przez kilka najbliższych tygodni nie może jeździć, nie ma komu ich wozić do szkoły.

***
Rozdział niesprawdzony.

18 komentarzy:

  1. NARESZCIE.
    Uwielbiam twojego bloga, ale najbardziej podoba mi się "Rodzinny dom".

    Czekam na każdy rozdział, sprawdzam codziennie, czy jest nowy rozdział...

    Uwielbiam to, jak piszesz.

    A tak ogólnie, to nigdy wcześniej nie komentowałam twojego bloga...?

    pozdrawiam i czekam niecierpliwie na następny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  2. haha Billuś dał im w tym szpitalu popalić! to było boskie ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Billuś - like żyleta XD

    OdpowiedzUsuń
  4. KOCHAM BILLA! ^^ Ja bym zareagowała tak samo! ^^ weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. No normalnie jak Polska Służba Zdrowia... Ech, dobrze, że Bill zareagował, bo siedzieliby tam do nocy :/ Może Bill jednak nie jest taki zły?
    Super rozdział! Z niecierpliwością czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział rewelacyjny zresztą jak zawsze! ; ) Jak można tak długo czekać na lekarza?1 Dobrze, ze Bill się tym zajął ; ) Czekam na następny rozdział. Życzę weny ; *

    OdpowiedzUsuń
  7. Fajna akcja z Billem, nie ma co. ;) Czasem jednak, jak widać, jego upór się na coś przydaje. Nie mogę się doczekać kolejnych notek. Pozdrawiam serdecznie i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  8. Hahaha, Bill jest zajebisty, nie ma co. XD
    Dobra. To czekamy na następny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej :) Szczerze to czytam Twoje opowiadania od dłuższego czasu a komentuje po raz pierwszy. Piszesz po prostu cudownie ;) Ogólnie to nigdy nie przepadałam za opowiadaniami z Billem i Tomem ale w Twoim wydaniu one są niesamowite. Wchodze na Twojego bloga kilka razy dziennie żeby sprawdzic czy już jest nowy rozdział :)życzę dalszej weny i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  10. wkurza mnie Daniels. Tak go nie lubię, a wszytsko przez Billa. Tak mówi źle o nim. Ale pewnie ma powód, a do Toma jak grochem o ścianę. Chociaż może jakby Bill powiedział mu, co ten łajdak mu zrobiłby, to przestałby z nim przebywać. Wgl wiadomo jaki jest, po tym co zrobił gdzy Tom był pijany. Szmaciarz. Szkoda, że Tom nie pamięta nic.
    A Bill jest zajebisty hahaha kocham go <3

    OdpowiedzUsuń
  11. No to chyba trochę czasu będzie ich wozić Andreas...:d

    OdpowiedzUsuń
  12. Cześć. Zaczęłam czytać twojego bloga na początku tych wakacji i długo się zbierałam czy napisać ten komentarz. Postanowiłam, że nie wytrzymam dłużej, bo Twoje Twincesty są nie z tej Ziemi! Poprzednie były słodkie :3 A w tym bardzo podoba mi się ogólna postawa Billa. Taki obojętny i zimny a jednocześnie taki nieświadomy swoich uczuć.Fabuła bardzo porywająca, niecierpliwię się na każdy nowy rozdział, Twój styl pisania jest bardzo interesujący, cokolwiek byś nie napisała, przyjemnie się czyta, no i szczerze przyznam, że to chyba mój ulubiony Twincest, nie z tych które Ty napisałaś, tylko z tych, które kiedykolwiek czytałam ! Bardzo niecierpliwię się na nowy rozdział tego opowiadania, Pozdrawiam ;* (Dodałam Twojego bloga do ulubionych ;D <3 )

    OdpowiedzUsuń
  13. czemu między bliźniakami nic się nie dzieje?

    OdpowiedzUsuń
  14. Bill zrobił niezłą awanturę w szpitalu. Miał rację. Na opiekę lekarską czeka facet ze złamana nogę i cierpi, a ci piją sobie kawusię.
    Też się zastanawiam kto ich będzie woził do szkoły. Podejrzewam, że Andreas.

    OdpowiedzUsuń
  15. Na Billa miejscu zrobiła bym to samo... Służbie zdrowia nieraz należy się porządny opieprz... Jak wszystkich interesuje mnie kto będzie ich woził do szkoły i też myślę że będzie to robił Andreas:)

    Pozdrawiam cieplutko i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Czekam na Pozory mylą, bo najbardziej mi się ono podoba. (:

    OdpowiedzUsuń
  17. Kocham to opowiadanie, po prostu kocham! <33.
    Jest moim ulubionym <3.
    Codziennie tu wchodzę, sprawdzić czy nie ma nowych notek :).
    A jak są, skacze z radości XD.

    A więc tak...
    Ta notka była po prostu EXTRA, a szczególnie jak Bill nakrzyczał na recepcjonistkę ;D. No ale dobrze zrobił... Bo "Ile można czekać?!" xd.
    Ciekawa jestem kto ich będzie wozić do szkoły... ale pewnie Andreas. Tak mi się wydaje ;).

    Pozdrawiam i czekam na nowe odcinki :).
    Mam nadzieję że w końcu zacznie sie coś dziać między Billem a Tomem <33.

    Zapraszam do mnie, na mojego bloga z fotkami TWC <33.
    http://twincest-pictures.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  18. Bill mała złośnica xDD Tyle się nawrzeszczał, tyle nawrzeszczał, a na końcu ta urocza minka przy pożegnaniu xDD Lelz.. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)