wtorek, 21 października 2014

16.Światło w ciemności

Za jakie grzechy, zastanawiał się Kacper, kiedy patrzył na dokumenty rozłożone przed sobą. Miał ochotę krzyczeć albo rozszarpać kogoś. Jak ludzie pracujący w tej firmie mogą być takimi idiotami? To on sam nie miał za bardzo pojęcia, jak dokładnie wygląda praca księgowych, ale był pewny, że zrobiłby to lepiej.
Zadzwonił do sekretarki.
– Przyprowadź mi tu natychmiast Greena. Chcę go widzieć za pięć minut albo nie ręczę za siebie.
– Coś się stało?
– Po prostu go przyprowadź – rzucił, po czym rozłączył się. Jeśli ten facet myśli, że tak po prostu będzie sobie wykradał kasę i nikt nie zauważy, że wyliczył, że jakimś cudem mają do zapłacenia trochę więcej podatku niż urząd skarbowy każe, to chyba zupełnie mu odbiło.

Co prawda Kacper miał specjalnych ludzi od nadzorowania tych cholernych księgowych i innych pracowników mających dostęp do środków finansowych firmy, ale on nigdy tak naprawdę nie ufał ludziom i tak czy siak sprawdzał też tych nadzorujących.
Usłyszał ciche pukanie, a po kilku sekundach w jego biurze pojawił się otyły czterdziestopięcioletni mężczyzna. Był to ich główny księgowy. Pracował w firmie zanim jeszcze Kacper się tutaj pojawił i piął po malutkich szczebelkach, by w konsekwencji zostać prezesem.
– Chciałeś mnie widzieć, Kacper? – spytał. Kacper skrzywił się. Nigdy nie lubił jak pracownicy się z nim spoufalali, a już ten w szczególności. Nie poprawił go, ale jego mina mówiła sama za siebie. Wskazał mu krzesło, a gdy ten usiadł, rzucił przed niego plik papierów.
– Masz dwie minuty, żeby się z tego wytłumaczyć, zanim wylecisz stąd z hukiem – powiedział Kacper ostro.
Mężczyzna spojrzał na niego ze zdziwieniem, po czym wbił wzrok w papiery przed sobą. Momentalnie zbladł. Kacper uśmiechnął się pod nosem.
– J–ja… Widocznie pomyliłem się przy rozliczeniu rocznym i odprowadziłem za dużo pod…
– Dobrze wiem, co zrobiłeś – przerwał mu Kacper sucho. – I wiem też, że wcale się nie pomyliłeś.
– Chce mi pan powiedzieć, że zrobiłem to celowo? – spytał mężczyzna oburzony. – Jak pan śmie? Cały czas jesteśmy nadzorowani przez pana ludzi i… – urwał, jakby gryząc się w język.
– I co? Może nie powinienem się do tego mieszać? Wybacz, Green, ale tak się składa, że przeglądam każdą ważną dokumentację w ten firmie. Nie wiem, na co pozwalali ci inni prezesi, ale jeśli chodzi o mnie, to jesteś skończony.
– Przecież każdy ma prawo się pomylić! Chce mnie pan zwolnić za głupią pomyłkę?
– Ależ skąd! – zaprzeczył Kacper, wyciągając jakąś kartkę i rzucając ją w stronę mężczyzny. – Chcę cię zwolnić za to, że na konto urzędu skarbowego wpłaciłeś poprawnie odprowadzony podatek, a resztę na swoje konto osobiste. Naprawdę nie wiedziałeś, że mam dostęp do historii przelewów na konta pracowników w tej firmie?
Kacper czekał. Księgowy chyba nie miał zamiaru się tłumaczyć.
– Skoro wszystko jasne, to teraz pojedziesz razem z panami policjantami na komisariat i tam u nich przelejesz pieniądze z powrotem na konto firmy. Potem wrócisz tutaj po swoje rzeczy, a ja nie napiszę ci w papierach, jaką kwotę ukradłeś. Jeśli nie odpowiada ci to rozwiązanie, tak czy siak pojedziesz na komisariat, ale już stamtąd nie wyjdziesz. Zaczekasz aż do swojego procesu.
– To nie jest zgodne z prawem.
– Twoja kradzież też nie była zgodna z prawem. Milion dolarów to dość spora kwota, nie uważasz? Wystarczająca, żeby posłać cię na kilka lat za kratki.
Green poczerwieniał na twarzy ze złości, ale nie protestował zbytnio. Wstał i skierował się do drzwi.
– A tak na marginesie – zawołał za nim Kacper – dla ciebie jestem pan Małecki.
Policja powinna czekać na niego już za drzwiami, więc nie miał szansy uciec. Kacper po raz kolejny zadzwonił do swojej sekretarki i kazał jej wezwać kolejną osobę. Tym razem mężczyznę, który pełnił nadzór nad Greenem. Gdy tylko wszedł, Kacper wskazał mu krzesło i spytał.
– Wiesz, po co ci wezwałem?
Mężczyzna skinął smętnie głową, wbijając wzrok w swoje kolana.
– Chcę tylko wiedzieć, dlaczego. Dlaczego to zrobiłeś, Brian?
Brian pokręcił tylko głową.
– Nie zrozumie pan – powiedział.
– Bo?
Mężczyzna spojrzał mu prosto w oczy. Wydawał się spokojny.
– Bo nie ma pan dzieci.
Cóż, Kacper spodziewał się chyba wszystkiego, poza tą jedną odpowiedzią.
– A co dzieci mają z tym wspólnego?
– Mam kaleką córkę. Potrzebuję pieniędzy na jej lekarstwa i rehabilitację.
– Brian, zarabiasz dziesięć tysięcy miesięcznie!
– I dokładnie tyle samo kosztuje mnie jej leczenie. Mam jeszcze dwoje innych dzieci na utrzymaniu, nie wspominając o życiu i opiekunce, która się nimi zajmuje, gdy ja pracuję. Pewnie nie pamięta pan, że rok temu moja żona zginęła w wypadku?
– Pamiętam! – warknął Kacper. – To jednak nie powód, żeby wykradać firmowe pieniądze.
– Już mówiłem, że mnie pan nie zrozumie. Nie ma pan dzieci. Nie wie pan jak to jest, kiedy nie jest się w stanie zapewnić im tego, na co zasługują. Co mają inne dzieci. Zarabiam dużo, ale to nie wystarcza. Potrzebuję więcej.
– Cóż, tutaj na pewno tego nie zarobisz – rzucił Kacper ozięble. – O ile jeszcze w ogóle cokolwiek zarobisz. Myślisz, że jak cię zwolnię i wystawię stosowne według mnie referencje to ktokolwiek cię przyjmie do pracy? Zakładam, że żeby utrzymać dwoje zdrowych dzieci, będziesz musiał to kalekie oddać do specjalnego zakładu. Zdajesz sobie z tego sprawę?
Brian poczerwieniał lekko ze strachu. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem. Kacper widział, że Brian nie miał nadziei na jakieś pozytywne zakończenie tej sprawy. Wplótł dłoń we włosy i pociągnął.
– Co zamierza pan z tym zrobić?
Kacper najchętniej by go zwolnił. To, czego Brian się dopuścił kwalifikowało się przecież do tego. Z drugiej jednak strony wiedział, że jeśli to zrobi, zaraz wszyscy będą go mieć za potwora, bo nie ulitował się na samotnym ojcem borykającym się z kłopotami finansowymi. Kacper gardził takimi ludźmi jak Brian. Zasłanianie się dziećmi było bardzo wygodne. I te gadki, że nigdy tego nie zrozumie, bo nie ma dzieci. Tak się składało, że miał, ale to nie oznaczało, że wielce dla Tomka okradłby firmę na milion dolarów!
Coś go tknęło, żeby spytać o jeszcze jedną kwestię.
– Tak dla ścisłości, jak się umówiłeś z Greenem?
– Dał mi sto tysięcy za to, żebym nie sprawdzał rozliczenia, które ostatnio zrobił.
– Chcesz powiedzieć, że go nie widziałeś?
Brian pokręcił głową. Kacper również to zrobił. Miny, którą zrobił, nie powstydziłby się hollywoodzki aktor.
– Jesteś cholernym szczęściarzem. Zapłacił ci ze swojego konta?
– Tak. Chciał po prostu, żebym nie dotykał się tego rozliczenia.
– Więc nie umówiliście się, że podzielicie się po połowie?
– Nie. Miałem nadzieję, że zanim skończą mi się te pieniądze, dostanę podwyżkę – przyznał nieśmiało.
Kacper zmarszczył brwi, nie wiedząc, jak tę sytuację rozwiązać. W końcu westchnął i powiedział.
– W porządku. Mam dzisiaj dzień dobroci dla zwierząt. Możesz zostać w firmie, na stanowisku, na jakim pracujesz. Nikt się nie dowie o tym, że miałeś coś wspólnego z tą kradzieżą. Green przelał pieniądze na swoje konto, więc to, że go nie sprawdziłeś, można uznać za pomyłkę. Ostrzegam cię jednak. Zrób to jeszcze raz, a wylecisz stąd z wielkim hukiem i takimi referencjami, że nawet na budowie nie będą chcieli cię zatrudnić. Rozumiemy się?
Brian pokiwał gorliwie. Chyba wciąż nie docierało do niego, co się wokół niego dzieje.
– I tak się składa – dodał, zanim zdążył się powstrzymać – że ja też jestem ojcem. Ale nigdy nie zrobiłbym tego, co ty zrobiłeś.
– Ma pan dziecko? – spytał zdumiony mężczyzna.
– Tylko to cię zainteresowało z tego, co powiedziałem? – zapytał Kacper z przekąsem.
Brian zarumienił się.
– Nie! Oczywiście, że nie! Ja po prostu… nie wiedziałem.
– Spadaj już stąd lepiej zanim zmienię zdanie.
– Tak, oczywiście. I… dziękuję. Wiem, że nie musiał pan tego robić.
Kacper nawet na niego nie spojrzał, wracając do ostatecznej wersji projektu, który wylądował dzisiaj na jego biurku.
Wieczorem przy kolacji wciąż daleko błądził myślami przy projekcje. Uważał, że trzeba go jeszcze poprawić, coś tam było nie tak, ale nie wiedział, co. Lilith pozwalała sobie na coraz więcej, a on zwyczajnie nie mógł tego znieść. Musiał wytrzymać już naprawdę niedługo i będzie mógł spokojnie stwierdzić, że po prostu do siebie nie pasują. Umowa będzie już podpisana i ojciec Lilith nie będzie mógł się z niej wycofać.
Tymczasem słuchał, jak Lilith obraża Tomka i patrzy na niego jak na jakieś gówno spod buta, które przylepiło się do niego i nijak nie da się go pozbyć. Tomek bronił się niezwykle słabo, co chwilę patrząc na niego jakoś tak… dziwnie. Od samego początku ten gówniarz dziwnie mu się przyglądał.
Lilith kontynuowała tyradę szczęśliwa, że nawet nie zwrócił jej uwagi. Wyraźnie sprawdzała jak daleko może się posunąć. Kacper wiedział, że już po tej pierwszej akcji, kiedy nie wpuściła Tomka na noc do domu, powinien zareagować i wyrzucić ją na zbity pysk, ale powstrzymało go od tego dobro firmy. Jeśli uda im się pchnąć ten projekt, nad którym pracują i podpiszą umowę z ojcem Lilith, sytuacja ich firmy na rynku bardzo się poprawi. Nie, żeby teraz mieli jakieś problemy, ale oddziały w kilu innych stanach prosperowały trochę lepiej, a Kacper nie mógł przeżyć, że do nich nie należy.
Jeszcze tylko troszkę, obiecał sobie.
Tomek wstał od stołu, zostawiając połowę swojej porcji na talerzu, odstawił to na meble i poszedł do swojego pokoju, kręcąc głową z rozczarowaniem.
Kacper zadał sobie pytanie, ile ten dzieciak jeszcze będzie u niego mieszkał. Miał wrażenie, że Ola w ogóle tego wszystkiego nie przemyślała. Przecież jak wróci za rok to ludzie będą tak samo zacofani i nieprzychylnie nastawieni jak wcześniej. To jasne, że Tomek znajdzie tu przyjaciół, będzie czuł się akceptowany, bezpieczny i szczęśliwy. Do Polski mogła go ciągnąć tylko matka, to jednak było za mało, żeby wrócił tam na stałe. Kacper wiedział, że dzieciak zapragnie zostać w Stanach, ale na to nie mógł pozwolić. Nie powinno go tu być. Przez osiemnaście lat udawało mu się zapomnieć o tym, że na studiach zapłodnił przypadkiem swoją dziewczynę, a po świecie bryka coś, do czego istnienia się przyczynił. Teraz o wiele ciężej było zepchnąć te myśli na dno świadomości, kiedy miał przed sobą nastolatka z krwi i kości.
Westchnął ciężko.
Moje życie ssie, pomyślał, patrząc na Lilith z iście naburmuszoną miną.

Adam, idąc do szkoły, nie był pewny czy weekend wystarczył, żeby Bastian ochłonął po tym, co do niego wypisywał w piątek. Nie miał jednak wyjścia – matka nigdy w życiu nie pozwoliłaby mu nie iść do szkoły, a on sam nie chciał wyjść na tchórza. Więc poszedł. Ogrom wiary na korytarzach był idealnym zabezpieczeniem na wypadek, gdyby Bastian jednak chciał mu zrobić krzywdę.
Udało mu się przed nim ukryć przed pierwszą lekcją i na dwóch przerwach, ale na trzeciej już tak prosto nie było. Bastian nagle zmaterializował się na końcu korytarza i krzycząc ostrzegawczo „Wolf”, zaczął przepychać się między uczniami w jego stronę. Adam zdębiał na moment, a potem odwrócił się na pięcie i spróbował się ewakuować, niestety mu się to nie udało. Uczniowie najwyraźniej przerażeni wyrazem twarzy Bastiana schodzili mu z drogi, przez co było mu łatwiej dorwać Adama.
Chwycił go mocno za bety na karku i sycząc wściekle coś, co brzmiało jak zabójcza klątwa, zaczął go ciągnąc w stronę najbliższego kibla. Adam wiercił się jak mógł, próbując jakoś się wyrwać, ale Bastian ani myślał wypuścić swoją zdobycz z rąk.
Rudy wepchnął go do męskiego kibla.
– Wszyscy wynocha! – wrzasnął, a dwóch okularników niemal się zabiło w drzwiach, próbując wykonać ten rozkaz jak najszybciej. Bastian zaciągnął go za kabiny tam, gdzie stały pisuary i przycisnął go do ściany.
– Jakieś ostatnie życzenia? – warknął do niego starszy chłopak, unosząc o góry zaciśniętą gniewnie pięść. Adam uniósł ręce w obronnym geście.
– No co ty, Bastian! – powiedział całkiem przymilnym tonem. – Przecież to były tylko głupie żarty.
– Te twoje głupie żarty w ogóle mnie nie bawią! – syknął. – Ostrzegałem cię, że się doigrasz, ale ty jak zwykle miałeś to gdzieś! Widać za dużo ci pobłażałem.
Adam pomyślał, że tym razem Bastian naprawdę go uderzy, jeśli się jakoś z tego nie wybroni. Dlaczego wspominanie o homo tak Bastiana drażniło? Czyżby miał jakieś złe doświadczenia z takimi osobami? Co mogło wpłynąć na niego do tego stopnia, że był nastawiony do nich tak negatywnie?
– Czemu tak się o to wkurzasz? Gdybym pisał ci o kobiecej anatomii też byłbyś taki wkurzony?
– Nie! Nie byłbym! To przecież normalne, że faceci myślą o babach, prawda?
Adam zmarszczył brwi.
– Niby tak, ale… – urwał. Wyszczerzył się głupkowato. Najwyżej dostanie w pysk. – Może ty jesteś prawiczkiem?
Jakież było jego zdumienie, gdy twarz Bastiana spłonęła krwistoczerwonym rumieńcem, a w oczach zabłysło coś podejrzanie podobnego do… wstydu. Adam uniósł brwi ze zdziwienia. Cóż, sam też był jeszcze prawiczkiem i czasami odczuwał z tego powodu pewien dyskomfort, zwłaszcza kiedy Victor i reszta jego paczki narzekali na swoje Rugie połówki. On sam nie był zbyt chętny do przyznawania się, że jeszcze tego nie robił. Nie była to nawet kwestia tego, że nikt go nie chciał. On po prostu nie nadawał się do czegoś takiego. Chciał Bastiana Croswelta i już!
– Jesteś? Serio? A myślałem, że to gatunek na wymarciu!
– Zamknij się! Kto powiedział, że jestem?! – warknął, tym razem dwoma rękami szarpiąc go i wciskając w ścianę.
– Rumienisz się – powiedział Adam, uśmiechając się do futbolisty przyjaźnie.
– Wcale nie!
–To nie wstyd, jeśli jesteś – kontynuował Wolf spokojnie. – Wiele osób w naszym wieku jest.
– Ta, ciekawe kto! – parsknął Bastian, zaraz jednak czerwieniąc się jeszcze mocniej. W końcu zabrzmiało to jak przyznanie się.
– Ja – odparł Adam bez zażenowania. – I kilkoro moich znajomych też.
Adam miał już na końcu języka Tomka, ale nie chciał o nim wspominać Bastianowi. Widział jak rudy na niego patrzył i był wściekły z tego powodu.
– Jeżeli piśniesz chociaż słówko na ten temat…
– Dobra, dobra, wyluzuj. I tak nikt by mi nie uwierzył.
Croswelt wziął głęboki oddech.
Słynna odwaga Wolfów, pomyślał Adam. Chuj z tym, raz się żyje.
Nie namyślając się długo, wyciągnął rękę i zacisnął ją na kroczu futbolisty. Bastian jęknął, zupełnie się tego nie spodziewając. Jego szeroko rozwarte oczy patrzyły wprost na twarz Adama. Rudy uchylił usta, wydając z siebie przeciągły jęk, tym razem przyjemności. Ciemnowłosy czuł, jak to, co trzyma w rękach powiększa się z każdą chwilą do zaskakujących rozmiarów. Cóż, facet postury Bastiana musiał mieć sporo między nogami, nie było co w to wątpić.
– Adam… – jęknął. Wyciągnął ręce, chcąc go powstrzymać, więc Adam przyspieszył i zwiększył intensywność swoich ruchów.
Był kompletnym żółtodziobem w tym co robił. Na samą myśl, na co się odważył i z kim jego, własny penis zaczął sztywnieć. Skupiając się na pieszczeniu Bastiana, póki ten wciąż był zdezorientowany i niezdolny do przerwania tego, drugą dłoń zacisnął sobie między nogami i zaczął pocierać powiększającą się wypukłość.
Biodra futbolisty mimowolnie drgnęły i wypięły się w przód, żeby być bliżej pieszczącej go ręki. Adam odważył się spojrzeć w oczy Bastiana i niemal przerwał, kiedy dostrzegł w nich… głód. Poczuł ciarki na plecach. W tych oczach, patrzących tak na niego było coś przerażającego. Coś niepokojącego.
Wolf nie przerywał pieszczot. Bolała go już trochę ręka od niewygodnej pozycji, ale nie odważył się przerwać. Bastian miałby wtedy chwilę na przemyślenie sytuacji, a to mogłoby się źle skończyć.
Dźwięk otwieranych drzwi sprawił, że obaj zupełnie znieruchomieli, nagle wracając do rzeczywistości. Bastian sapnął  i odepchnął Adama brutalnie w bok, przewracając go na podłogę. Zanim chłopak zdążył zaprotestować i wkurzyć z powodu obitego biodra, Bastian zdążył już opuścić łazienkę.
Głupi fiut, pomyślał chłopak, podnosząc się z podłogi. Otrzepał ubranie i rozmasował obolałe biodro. Mimo tego, jak skończyła się ta sytuacja, czuł się niezwykle zadowolony.
Po lekcjach ukrył się za jedną z trybun i obserwował trening futbolistów. Mieli w sobotę grać swój pierwszy mecz w sezonie i o ile nie był on jakoś szczególnie ważny dla całych rozgrywek, niósł za sobą wielki balast psychologiczny. Adam wiedział, że ta drużyna chciała wręcz zmiażdżyć swoich przeciwników. Croswelt był jednak jakiś nie w sosie, bo kompletnie nie dawał sobie rady. Blokowali go z każdej możliwej strony. Adam skrzywił się, kiedy Matthew po raz kolejny powalił go widowiskowo na murawę. Aż go coś zabolało, gdy na to patrzył. Futbol amerykański to faktycznie brutalny sport, a takie zderzenie musiało boleć. Coś jednak było w tym neandertalskim zachowaniu, że Adama aż tak ciągnęło do Bastiana.
Obejrzał cały trening, chociaż nie był zbyt widowiskowy. Adam z jednej strony był szczęśliwy z powody tego, co zaszło w toalecie, z drugiej jednak strony wciąż miał przed oczami jak Bastian nachalnie gapił się na Tomka, jak go mierzył wzrokiem, zupełnie jakby chciał go pożreć. Nie podobało mu się to ani trochę. Już  wolał, żeby Bastian spędzał czas z Jessicą. Adam czuł w kościach, że i tak niewiele ze sobą robią i że to tylko zasłona dymna dla prawdziwej natury Bastiana. A Tomek… Tomek był kimś, kogo Bastian pragnął i to go irytowało. Bastian powinien pragnąć jego, Adama Wolfa. Zastanawiając się, kiedy jego zainteresowanie Bastianem zmieniło się w obsesję, ruszył powoli do domu.


– Szybko się uczysz – powiedział Tyler, uśmiechając się szeroko. – Wystarczyły ci niecałe trzy miesiące i już gadasz praktycznie bez zająknięcia.
Siedzieli u Tomka w domu – Tyler leżał na łóżku, a Tomek siedział na krześle – i więcej rozmawiali niż faktycznie się uczyli. Zresztą, w tym przypadku rozmowa też była nauką. Tyler też poczynił pewne postępy w nauce języka polskiego. Umiał już się przedstawić, zapytać o zainteresowania, drogę i kilka innych pierdół. Całkiem dobrze mu szło, chociaż gramatyka wciąż pozostawała dla niego czarną magią. Starał się jednak jak mógł.
– Bez przesady – odparł blondyn skromnie. – Aż tak dobrze mi nie idzie. Jakoś wdrożyłem się w codzienne konwersacje, ale wciąż wielu słów nie rozumiem. Czasami nawet na lekcjach mam problem ze zrozumieniem, o co chodzi. Nauczyciele zdają się zapominać, że do klasy chodzi pewien idiota, który nie za bardzo zna język.
– Nie jest tak źle jak mówisz. Jakoś – tu Tyler uśmiechnął się cwaniacko – znalezienie wspólnego języka z moim bratem nie było dla ciebie problemem.
Tomek próbował oddychać spokojnie i jakoś mentalnie powstrzymać rumieńce, ale słabo mu to wyszło.
– Nie nabijaj się ze mnie – mruknął żałośnie.
– Nie nabijam. Po prostu jak przypomnę sobie, jak się zapierałeś przed tym…
– Dobra, dobra!
– Zack też chodzi dumny jak paw. Rozumiałem to, kiedy wygrał swój pierwszy w sezonie, ale teraz było to jakieś dziwne.
Tomek prychnął.
– I tak ci nie wierzę. Jesteś cholernym manipulatorem.
– Ale wyszło wam to na dobre.
Tomek nie mógł zaprzeczyć. To dzięki Tylerowi między nim a Zackiem doszło do pierwszego większego zbliżenia, który strasznie go nakręcił. Miał nadzieję, że Zacka też.
– Skoro aż tak bardzo ci zależy… to wypad.
– Co? – zdziwił się Tyler.
– To, co słyszałeś. Umówiłem się z Zackiem na bieganie.
– Biegasz? – zapytał młodszy chłopak, będąc w autentycznym szoku.
– Nie. Ale chętnie pobiegam z twoim bratem.
Tyler uniósł brwi, po czym zaśmiał się głupkowato.
– Powodzenia z tym gburem.


Poza tym, że po jednym okrążeniu parku Tomek omal nie wypluł swoich własnych płuc, biegało się całkiem fajnie. Wszystkie ślady pobicia już zeszły i ręka też go nie bolała. Tomek czuł, że Zack trochę zmniejszył tempo, żeby pomóc Tomkowi się dostosować. Bieganie z kimś takim jak Zack dopiero uświadomiło Polakowi jak słabą ma kondycję.
– Ile zwykle robisz okrążeń? – wysapał.
– Przeważnie dziesięć – rzucił Zack – ale zaczynałem od trzech albo robiłem pięć biegnąc wolniej. Nie spodziewam się więc, że ty przebiegniesz tyle co ja. Przypominam, ze biegam regularnie od długiego czasu.
Nic więc dziwnego, że nawet pomimo popalania papierosów miał taką dobrą kondycję.
Tomek zamyślił się na chwilę nad czymś zupełnie innym. Od jakiegoś czasu czuł na karku dziwne mrowienie jakby ktoś go obserwował. Początkowo sądził, że to Zack przygląda mu się, kiedy tylko widzi go na korytarzu, ale Zack nie patrzył tak… nachalnie. Dopiero w momencie, kiedy miał raz wychowanie fizyczne z klasą IIIe zrozumiał, kto mu się tak przygląda. Bastian Croswelt. Do tej pory nikt jeszcze tak na niego nie patrzył; czasami widział ten wzrok w filmach i wyrażał on coś w stylu „chcę cię przerżnąć”. Tomkowi jednak nie chciało się wierzyć, że Bastian naprawdę tak myśli, fakt był jednak taki, że mu się przyglądał. I to pod prysznicem. Kiedy ich wzrok na chwilę się spotkał dużo by nie brakowało, a Tomek zasłoniłby swoje krocze w obronnym geście. Inni też czasami na niego patrzyli – na przykład Adam, który chyba się zamyślił i zwyczajnie zagapił na jego tors – ale nie był to wzrok, jaki kierował na niego Bastian.
Może sobie to tylko ubzdurałem, pomyślał.
Tak się zamyślił, że aż kwiknął, kiedy nagle wbiegł na Zacka. Zanim zorientował się w sytuacji, starszy chłopak już całował jego usta, wyraźnie planując to zagranie już wcześniej. Tomek z zapałem oddał pocałunek, jakoś nie mając ochoty nawet udawać niedostępnego. Lubił pocałunki z Zackiem, to mrowienie w języku za każdym razem, kiedy mokry i ślizgi organ wkradał się do jego ust, przednie się tam bawiąc i panosząc.
Zack odsunął się lekko.
– Odpłynąłeś mi – mruknął. – Następnym razem, jeśli cię o coś spytam, a ty będziesz bujał w obłokach, zrobię to przy całej szkole.
Tomek zarumienił się lekko i przeprosił.
– Biegniemy dalej? – spytał Zack jakby nigdy nic.
Polak skinął głową, uśmiechając się lekko i truchtem ruszyli w dalszą drogę.



***
Tekst niesprawdzony i naprawdę nie wiem, o co chodzi z tymi cholernymi nowymi akapitami i czemu pierwszy wiersz nie jest wysunięty, ale ni cholery nie mogę tego zmienić. Mam nadzieję, że nie przeszkadza Wam to zbytnio w czytaniu.
Pozdrawiam!

13 komentarzy:

  1. Nic a nic nie przeszkadza. Dzięki za wstawienie rozdziału dzisiaj, to zdecydowanie najlepszy prezent urodzinowy jaki dziś dostałam :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. uuu dużo Kacpra, cieszem się ^^ ogólnie rozdział świetny chociaż trochę krótki :( a dalej nic nie było o Paulu
    pozdrowienia i weny życzem

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział ale nadal czekam jak Bastian sie o nich dowie T^T

    OdpowiedzUsuń
  4. Jesteś okropna. Trzymasz mnie strasznie w napięciu! Najbardziej boję się co ten Bastian wymyśli, skoro tak się na tego biednego Tomka napalił. A może mu przedzie jak trochę pobędzie z Adamem? Mam nadzieję bo jak nie to może strasznie namieszać. I szkoda mi Adama , wcale mu się nie dziwię że jest zazdrosny.
    Kacper za to nieprzerwanie mnie wkurza. On nie może wysłać Tomka do domu po roku! Jest strasznym ch.... Powtórzę to po raz setny ale on się musi wreszcie Tomkowi przyznać i go przeprosić! Czekam niecierpliwie na next. Pisz jak najszybciej. ;) prooosze. :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Hmmm...ciekawe jak to bedzie miedzy Bastianem i Adamem... uwielbiam Zacka, ciekawe czy odwinalby cos takiego np. przy Bastianie, aby ten sie od Tomka odczepil...
    Z niecierpliwoscia wchodzilam tu kilka razy dziennie, aby zobaczyc czy przypadkiem czegos nowego nie ma. Przed chwilą wchodze i volie
    Zycze weny i zebys ogarnela bloga...co do sprawdzania, to ja wylapalam tylko 2 bledy, a uwazam, ze ktos inny zrobilby ich pisiont
    Pozdrowienie i jeszcze raz weny
    //Saiko

    OdpowiedzUsuń
  6. Tego nie da się czytać.Jesteś jakaś chora O.o

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie czytaj i sam jesteś chory

      Usuń
    2. Jak ja 'uwielbiam' kiedy na bloga o tematyce yaoi/slash pojawia się biedna, zagubiona i homofobiczna duszyczka... i swoją krytykę wyraża w bardzo konstruktywny sposób... taq

      Jak dla mnie rozdział jak zwykle niesamowity.
      Zaskoczeniem było dla mnie to, że Kacper przyznał się pracownikowi, że jest ojcem. Nie spodziewałam się czegoś takiego po nim. Ale zapunktował u mnie tym.
      Bastian jest dziwny i mam złe przeczucia. Jego fascynacja Tomkiem raczej nie przyniesie niczego dobrego. Powinien w końcu zwrócić uwagę na Adama, który wyraźnie daje mu do zrozumienia, że jest nim zainteresowany... mam nadzieję, że Bastian się ogarnie :)
      Bardzo podoba mi się relacja Tomka z Zackiem. Są oni moją ulubioną parą.
      Podoba mi się również to, że Tomek zaprzyjaźnił się z Tylerem
      Już nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów^^ to opowiadanie jest genialne i oby było jak najdłuższe ;)

      Ps. Jeśli mogę zapytać, to chciałam tylko wiedzieć czy piszesz rozdziały na bieżąco, czy może masz jakiś mały zapas? :D

      Usuń
    3. Mam mały zapas i napisałam już, co takiego przytrafiło się Paulowi. Zbliżamy się do tego wielkimi krokami :)
      Pozdrawiam!
      obsesja

      Usuń
  7. Mrrr!!! Zarąbisty rozdzialik <3 Czekam na ciąg dalszy! :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak zwykle świetny rozdział. Mam nadzieję, że Bastian nie skrzywdzi Tomka, a w razie czego obroni go Zack. A Adam "zrobi" coś z Bastianem, który mam nadzieję, że nie okaże się dupkiem.
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)
    A co się dzieje z Paulem, czy w końcu dowiemy się czegoś?

    OdpowiedzUsuń
  9. To opowiadanie jest niesamowite! I już nie mogę się doczekać co będzie dalej, a jednocześnie chcę aby trwało jak najdłużej. Tylko Twoje opowiadania tak na mnie działają^^
    Życzę weny ;)

    Ps. Jest jakakolwiek możliwość, że napiszesz one-shota z Sebą i Robinem? Albo lepiej! Z Andym i Lucasem? ♥♥♥ proszę

    OdpowiedzUsuń
  10. Pięknie ♥
    Zack i Tomek dogadują się coraz lepiej ♥
    Żal mi Adama :/ Zakochanie bez wzajemności :|
    I to widząc, że twój obiekt westchnień ma kogoś innego na oku :/

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)