wtorek, 7 października 2014

21.Twarzą w twarz


Bill westchnął w poduszkę.
Na szczęście Natalie zdołała zatuszować siniaki na ich twarzach i nawet udało im się to ukryć przez Jostem. Geo i Gus umówili się, że skoro on i Tom nie potrafią się dogadać, Geo zamieszka w pokoju z Tomem, a Gus z Billem. Bill odetchnął z ulgą, bo właściwie na razie miał dość towarzystwa brata. Tom był głupim palantem, w ogóle nie rozumiał tego, co czuje. Chciał od niego trochę odpocząć i spojrzeć na całą sprawę tak obiektywnie jak tylko się da.
Reszta zespołu ruszyła na imprezę, on nie poszedł i nikt nie powiedział na ten temat nawet słowa. Żaden z chłopaków też nie zaproponował, że pojedzie z nim do hotelu. Bill czuł się zdradzony.
Zaszlochał cicho w poduszkę. Czuł się bardzo samotny. Zresztą, nie było w tym chyba nic dziwnego. Tom bardzo dobrze dogadywał się z chłopakami, a on… nie. To z nim woleli rozmawiać i żartować. Billa traktowali jak zło konieczne. Żadnego w ogóle nie obchodził. Gdyby grał na jakimś instrumencie, pewnie szybko zastąpiliby go kimś innym. Ciągle mu zarzucali, że się szarogęsi, więc przestał się już odzywać na jakikolwiek temat. Postanowił, że skoro oni nie chcą go w swoim towarzystwie, to nie będzie im się napraszał. Objął mocno poduszkę i wtulił w nią policzek, pozwalając łzom swobodnie płynąć. Musiał się wypłakać w samotności, bo chyba by umarł, gdyby mu się to przydarzyło przy którymś z chłopaków.
Nie wiedział, ile czasu tak szlochał, ale musiał długo mieć takie ataki, po których wybuchał jeszcze bardziej rozpaczliwym szlochem, bo ucichł gwałtownie i wstrzymał oddech, słysząc klucz przekręcany w zamku. Gus po cichu wszedł do pokoju i nie zapalając światła, podszedł do swojego łóżka.
– Bill? – spytał cicho, niepewny czy jego kolega z zespołu już śpi.
Czarny zamknął oczy i czekał, aż Gus pójdzie do łazienki albo zacznie szykować się do spania. Gdy wreszcie to zrobił, Bill wypuścił długo wstrzymywane w płucach powietrze. Nie chciał pokazać mu, że nie śpi. Nie chciał, żeby się dowiedział, że płacze. Żeby się nad nim litował. Nie potrzebował tego. Skoro wszystkim było lepiej go ignorować, to niech tak będzie.
Gus już dawno wziął prysznic i położył się spać, a Bill dalej nie mógł zasnąć. Przewrócił się na wznak i patrzył tępo przed siebie. Chłopaki wrócili bardzo szybko, bo po zaledwie dwóch godzinach. Był ciekawy dlaczego, ale wiedział, że nigdy o to nie zapyta. On też miał swoją dumę.
Rano przy śniadaniu przywitał się z nimi cicho i przysiadł się. Nie zamierzał jakoś ostentacyjnie pokazywać, że ma do nich żal o to, jak go traktują. W końcu to on sam nie chciał iść na imprezę i wszyscy dobrze o tym wiedzieli. Billa jednak bolało to, że oni tak po prostu odpuścili. Gdyby to Tom nie chciał iść, pewnie namawialiby go, aż w końcu wyrzuciłby ich z pokoju albo zgodził się iść. A on powiedział raz „nie” i nikt nawet po raz drugi nie spytał, czy jest tej decyzji pewny. Jakby w ogóle im nie zależało.
– Bill, jedz – odezwał się Gus. Czarny spojrzał na niego podpuchniętymi oczami. – Nic ostatnio nie jesz.
– Nie jestem głodny – mruknął. Odkąd jego relacje z bratem uległy pogorszeniu, zupełnie stracił apetyt. Jadł mniej niż zazwyczaj, co zapewne nie służyło dobrze jego zdrowiu, ale nic nie mógł na to poradzić. Żałował, że nie jest osobą, która je po wpływem stresu, nie wyglądałby wtedy tak… niezdrowo.
– Zostaw księżniczkę – rzekł Tom – niech sobie robi, co jej się podoba.
Bill rzucił mu tylko pełne złości spojrzenie po czym po prostu wstał i wyszedł. Tom prychnął tylko. Po śniadaniu mieli od razu wsiadać do tourbusa, bo czekały ich całe trzy dni jazdy do nastepnego miasta, gdzie mieli dać kolejny koncert i udzielić wywiadu w studiu. Bill kompletnie nie miał na to ochoty, ale reszta zdawała się dobrze bawić i cieszyć z tego, że podróżują po kraju bez nadzoru rodziców i mogą szaleć do woli. Jost naprawdę niewiele im zabraniał. Jasno dal im do zrozumienia, że jeśli coś przeskrobią, będą musieli wziąć za to odpowiedzialność i ich kariera może się skończyć, zanim jeszcze na dobre się rozkręci. Nie byli już dziećmi i dobrze o tym wiedzieli.
Gdy Bill już pakował swoje rzeczy do torby, akurat wrócił Gustav ze śniadania. Przez chwilę się nie odzywał, ale chyba niezbyt chciał siedzieć w ciszy, bo w końcu zapytał.
– Dobrze się czujesz?
– Tak, jasne. Czemu miałbym się czuć źle? – odparł Bill neutralnym tonem.
– No, nie wiem… Chyba nie spałeś za dobrze. Wierciłeś się strasznie.
Bill wrzucił do torby swoje majtki, upychając je byle jak po rogach. Tej części jego garderoby i tak nikt nie zobaczy, więc równie dobrze może być wygnieciona.
– Bolała mnie głowa – mruknął. – Chyba miałem kiepskie stopery podczas koncertu, Jost mówił, że to się czasami zdarza.
– No, racja… coś tam wspominał.
Zapadła cisza. Bill wstał i poszedł do łazienki po swoje kosmetyki, po czym wrzucił do walizki wszystko jak leci i zamknął ją. Część jego garderoby wciąż znajdowała się w Tourbusie, ale nie chciał targać się z tym wszystkim po hotelach, więc wybrał część i tylko to ze sobą nosił.
Ta cisza, która zapadła pomiędzy nim i Gustem nie była zbyt przyjemna. Czuło się napięcie, zupełnie jakby Gus chciał z Billem porozmawiać, ale nie miał pojęcia, o jaki temat zahaczyć, żeby ten nie umarł zbyt szybko śmiercią naturalną. Bill wciąż miał do nich lekki żal za to, że tak łatwo pozwolili mu się odizolować od ich paczki i nie miał teraz nastroju na bezsensowne rozmowy. Był zmęczony i powoli zaczynał żałować, że ta trasa przewiduje aż tyle koncertów. Wolałby chyba, żeby było ich jeszcze maksymalnie dziesięć. Niestety, zagrali dopiero kilkanaście, więc przed nimi było jeszcze prawie czterdzieści. Nie wiedział jak to przeżyje.
Do busa zeszli się prawie w jednym czasie. Każdy z nich miał swój mały kącik tak, żeby nie musieli na każdym kroku wchodzić sobie w drogę. No i łóżka były naprawdę wygodne, co jakoś rekompensowało telepotanie podczas nocnej jazdy. Bill już raz zleciał z łóżka, kiedy kierowca dość ostro wszedł w zakręt i z tego co wiedział, Georg i Tom też mieli taki wypadek.
Bill położył się na łóżku i rozłożył przed sobą zeszyt, w którym zapisywał wszystkie swoje teksty. Przednia okładka była już mocno sfatygowana, a wiele kartek poznaczonych przez palce. Prawy górny róg dziwnie się wygiął po tym, jak Billowi wylała się kawa z termosu do plecaka. Na szczęście był to tylko róg. Czarny uśmiechnął się na myśl, że pewnie ich fani nawet nie zwróciliby uwagi, gdyby ten zeszyt leżał gdzieś na ulicy, nie zdając sobie sprawy, co się w nim znajduje.
Zamyślił się chwilę i już miał zabierać się za pisanie, kiedy nagle drzwi przesunęły się w bok  i pojawiła się w nich głowa Georga.
– Hej, będziemy grać w karty. Grasz z nami?
Już otwierał usta, żeby odpowiedzieć „nie”, jednak szybko się zreflektował. Nie chciał, żeby potem chłopaki mu zarzucili, że to on sam się od nich odizolował. Doszedł do wniosku, że pójdzie z nimi pograć, nawet jeśli w ogóle nie będzie miał na to ochoty.
– Tak, chętnie zagram – powiedział z westchnieniem. Napisał tylko tytuł tego, co zamierzał stworzyć, a brzmiał on „In die Nacht”. Zamknął zeszyt i powlókł się za Georgem.
Tom już tasował karty, siedząc po turecku na swoim łóżku. Uniósł brwi, kiedy zobaczył swojego brata, ale nic na ten temat nie powiedział. Bill usiadł naprzeciwko brata. Łóżko Toma było największe z tych w Tourbusie i ciągnęli zapałki, komu przypadnie spanie na nim. Czuł się nieswojo.
– Gramy na coś? – zapytał Gus, podpierając się z tylu rękami. On również usiadł po turecku.
– Na co niby?
– Na kasę? Rozbierane?
– Na kasę – wykrzyknęli Tom i Bill jednocześnie. Spojrzeli na siebie, tym razem rozumiejąc się bez słów. Nie było mowy o graniu razem w rozbieranego, bo któremuś z nich mógłby się przydarzyć jakiś… wypadek z powodu obecności bliźniaka.
– Jesteście jebnięci – stwierdził jedynie Georg z miną, że nie zamierza się w to zagłębiać, bo to grozi jakim urazem. Mózgu, na przykład.
Każdy z nich wyciągnął identyczną sumę pieniędzy i zaczęli grać. Bill w ogóle się nie odzywał, cały czas mając jeden wyraz twarzy. Było to przydatne, bo nie mogli rozgryźć, czy blefuje i ciągle ich ogrywał. Narzekali, że oszukuje, chociaż wszyscy dobrze wiedzieli, że to nieprawda.
Bill zerkał dyskretnie na Toma, który po ostatniej spinie postanowił widocznie go ignorować. Jeśli coś do niego mówił, to jakby z łaski. Męczyła go strasznie ta sytuacja, ale za to, co Tom mu ostatnio powiedział, nie zamierzał pierwszy wyciągnąć do niego ręki na zgodę.
Grali bardzo długo, coś około czterech godzin, zanim im się nie znudziła ta rozrywka. Bill wymówił się bólem głowy i poszedł do siebie, Georg i Tom chcieli obejrzeć razem jakiś film na laptopie, a Gus stwierdził, że jest zmęczony i idzie spać. Bill otworzył zeszyt, ale jakoś stracił ochotę na pisanie, więc odłożył go na miejsce i również położył się spać.
Kręcił się całą noc i nie spał zbyt dobrze. Był zmęczony, ale na koncercie dał z siebie wszystko, żeby nie zawieźć fanów. Ich zespół dopiero zaczynał, nie mogli sobie pozwolić na ani jeden koncert zagrany tylko z połowicznym zaangażowaniem.
Oczywiście po koncercie chłopaki chcieli iść na imprezę.
– Bill, idziesz? – zapytał Gustav.
Czarny spojrzał na nich zmęczonym wzrokiem. Wyglądali na podekscytowanych i on nie rozumiał, że jeszcze im się to nie znudziło. Natalie wciąż nie zmyła mu makijażu, więc trochę szczypały go oczy. Światła na scenie wwiercały się w niego ze zbyt dużą intensywnością.
– Nie, nie mam ochoty. Boli mnie głowa.
– Ostatnio coś często boli cię głowa – skomentował Tom, bawiąc się swoim telefonem.
– Skoro wszystkim ja się zajmuję, to chyba jasne, że może mnie boleć.
– Jasne, wszystko na twoich barkach – parsknął Dredziarz ironicznie.
– Nie wszystko, ale więcej niż na waszych. Zresztą, co za różnica? Przecież i tak ci nie zależy, żebym tam był. – Samochód zatrzymał się przed klubem. – Jestem pewien, że beze mnie będziesz bawił się o wiele lepiej. Powodzenia.
Tom zacisnął usta, jakby nie chciał mu się odszczeknąć, bo miał dla brata kilka naprawdę ostrych słów i to mogłoby się źle skończyć. Wziął głęboki oddech i rzucił.
– Jak chcesz. My idziemy, prawda?
Gus i Geo pokiwali głowami. Bill nie spodziewał się niczego innego, więc nawet tego nie skomentował.
Cała trójka wysiadła, a za nimi jeszcze trzech ochroniarzy. Jost zgadzał się na imprezy, ale pozwalał im iść tylko z obstawą. Każdy z nich miał po jednym ochroniarzu. Z Billem został Saki, który także prowadził samochód.
 Droga do hotelu zajęła im niecały kwadrans.
– Scheisse! – jęknął Saki, hamując dość gwałtownie. – Skąd wiedzieli?
Bill odgarnął włosy i zerknął przez przednią szybę. Pod wejściem do hotelu stała spora grupa fanów. Bus Tokio Hotel był dość charakterystyczny.
– Nie ujawnialiśmy, gdzie śpimy – rzekł Bill.
– Lepiej się schowaj. Wysadzę cię i wejdziesz tylnym wyjściem, a ja sam podjadę z przodu. Jak zobaczą, że nikogo nie ma, może dadzą sobie spokój.
Saki zawrócił na krzyżówce i zajechał pod hotel od zupełnie innej strony. Bill z daleka widział tylne wyjście z hotelu. Żadnego fana w pobliżu nie zauważył.
– Chyba czysto – powiedział Saki. – Wysiadaj. Zaraz do ciebie przyjdę.
Bill naciągnął na głowę kaptur i wysiadł z busa. Nikogo nie było widać, więc ruszył w stronę drzwi. Saki wciąż jeszcze czekał, żeby być pewnym, że Bill dotrze bezpieczny do drzwi.
– Tam jest!
Czarny spojrzał w boczny korytarzyk, w którym zobaczył kolejną grupę ludzi. Ludzi, którzy zaczęli wrzeszczeć na jego widok i rzucili się w jego kierunku. Nie zastanawiając się długo, pognał w kierunku drzwi, ale ktoś pociągnął go za kurtkę i po chwili już nie tylko jedna ręka go dotykała, ale całe mnóstwo. Ludzie otoczyli go, przekrzykując się i przepychając. Każdy chciał go dotknąć, co doprowadziło do tego, że on i jeszcze kilka osób upadło. Ktoś kopnął go w głowę. Świat zatrzymał się na chwilę.
Krzyknął, kiedy ktoś nadepnął mu na palce. Wcześniej wydawało mu się, że fani tak naprawdę nie zrobiliby mu krzywdy i że ochrona, jaką zorganizował im Jost jest przesadzona. Teraz jednak do niego dotarło, że to nie była kwestia tego, czy fani chcą go skrzywdzić czy nie, ale raczej tego, że taki tłum pragnący go chociaż dotknąć robi się niebezpieczny, bo jest chaotyczny i szybko wymyka się spod kontroli. Żaden fan może i nie chciał go uderzyć, a jednak leżał pośród tych wszystkich ludzi i wiedział, że nawet jeśli część z nich deklarowałaby, że oddałaby za niego życie, to teraz byli tylko kolejnymi osobami, które przyczyniały się do jego krzywdy.
Zamknął oczy, pozwalając ciemności pochłonąć swój umysł.
Saki na szczęście nie został jego ochroniarzem tylko dlatego, że jego postura mogła budzić respekt. Szybko ocenił sytuację i błyskawicznie wezwał resztę ochrony, która przebywała w hotelu. Nie czekając na nich, zaczął się przedzierać do miejsca, gdzie spodziewał się znaleźć Billa. Zanim mu się to udało, pojawiła się pozostała czwórka ochroniarzy, odpychając natrętnych ludzi i wspólnie przedostając się do nastolatka. Własnym ciałem odgrodzili ludziom dostęp do ich idola. Saki krzyczał, że mają się odsunąć, bo zacznie do nich strzelać. Dwóch z ochroniarzy już uderzyło kilka osób i powoli ludzie zaczęli się odsuwać. Saki nie próbował z nimi rozmawiać. Wiedział, że to nie ma sensu. Z hotelowej kuchni zleciały się kolejne osoby, które pomogły im zaprowadzić porządek.
Saki wziął nieprzytomnego wokalistę na ręce i czym prędzej zaniósł go do budynku, bojąc się, że do tych ludzi dołączą pozostali rozszalali fani, którzy czekali przed głównym wejściem.
– Dzwoń po policję, trzeba jakoś zabezpieczyć teren na przyjazd reszty – rzucił Saki, strącając z długiego stołu wszystko, co się na nim znajdowało i kładąc na nim chłopaka. Nie wyglądało na to, żeby przydarzyła mu się większa krzywda niż kilka siniaków i zadrapań, ale niepokoiła go ta utrata przytomności. – Bill? Ocknij się, młody! Bill!
– Ci ludzie oszaleli! – rzekł z niedowierzaniem jeden z kucharzy. Najwyraźniej czynili przygotowania na kolejny dzień.
– Za dziesięć minut będzie policja – rzucił Kurt, jeden z ochroniarzy.
– W porządku. Dzwoń do Bretta, niech ściąga chłopaków z powrotem. Lepiej żeby jak najszybciej się tutaj pojawili. Jest tutaj jakiś lekarz? – zwrócił się do jednego z kucharzy. Ten pokręcił głową, ale obiecał, że zaraz zadzwoni i jakiegoś wprowadzi. Saki podał mu numer pokoju i razem z resztą ochroniarzy przenieśli się do chwilowego azylu Billa. Saki był wściekły, że nie zapobiegł atakowi.
Gdy już ułożył nastolatka na jego łóżku, ten zaczął powoli odzyskiwać przytomność.
– Ja jebię… – jęknął, łapiąc się za głowę.
– Nieźle nas nastraszyłeś.
– David będzie za kwadrans, właśnie wyjechał z hali – powiedział Kurt, odkładając telefon. – Dzwoniłem już do Bretta, powinni pojawić się za jakieś dwadzieścia minut.
Lekarz na szczęście miał dla nich dobre wiadomości – Bill bardziej najadł się strachu niż ucierpiał w starciu z rozszalałym tłumem. Akurat kiedy wychodził, w drzwiach pokoju pojawili się Tom, Gustav i Georg. Na widok Billa leżącego w łóżku z kilkoma plastrami na twarzy i lodem przyłożonym do czoła wyglądali jakby im ulżyło.
Tom cieszył się, ze Billowi nic się nie stało. Kiedy ochroniarz powiedział, że natychmiast muszą wracać do hotelu i że Bill został zaatakowany przez fanów, Dredziarz miał w głowie najczarniejsze scenariusze. Teraz jednak ucieszył się, że to była tylko jego chora wyobraźnia i nic mu nie jest.
– Skąd wiedzieli, że zatrzymaliśmy się w tym hotelu? – zapytał Georg, patrząc po ochroniarzach zgromadzonych w pokoju.
– Pewnie ktoś z hotelu dał im cynk – stwierdził Saki. – Zaczaili się na niego przy obu wejściach.
To był początek ich kariery. Nawet nie chcieli sobie wyobrażać, co stanie się później, kiedy zdobędą większą popularność.
Gdy pojawił się Jost, Saki opowiedział mu o całym zdarzeniu. David nie był zadowolony, że fani tak łatwo przydybali Billa praktycznie bez ochrony. Rzucił coś, że się tym zajmie i zamyślony wyszedł z pokoju. Ochroniarze wyszli razem z nim, życząc Billowi dobrej nocy. Gustav i Georg też się zebrali.
– Dobrze, że nic ci się nie stało – powiedział Gus.
– No, nawet nie chcę myśleć o tym, co mogłoby się stać, gdyby mieli trochę więcej czasu na deptanie po tobie – dodał Geo. – Chyba by cię stratowali. Takie chuchro…
– Dzięki za pocieszenie – mruknął Bill z przekąsem, mozolnie się rozbierając. Trochę okopali mu żebra i brzuch, właściwie to czuł ból prawie przy każdym ruchu.
– Pomogę ci.
Bill zamrugał, nagle zdając sobie sprawę, ż Tom jako jedyny jeszcze nie opuścił jego pokoju. Dredziarz podszedł do niego, klęknął na łóżku i zabrał się za rozwiązywanie glanów brata. Było to żmudne zajęcie, więc robił to w ciszy.
Czarny nie skomentował tego, pozbywając się bluzki, a potem koszulki. Sięgnął z walizki waciki i mleczko do demakijażu i na oślep spróbował z siebie zmyć to wszystko. Tom w tym czasie zdjął mu buty i skarpetki, a potem pociągnął za nogawki spodni i zdjął je bratu.
– Podasz mi podkoszulek? – Bill wskazał koszulkę leżącą na krześle przy stoliku. Tom wstał i wziął ją, po czym podał ją bez słowa bratu. – Dzięki – mruknął Bill. Nie miał sił podnosić się z łóżka. Założył koszulkę i spojrzał na Toma. Jego bliźniak wstał z łóżka, wbił ręce w kieszenie i obserwował bacznie każdy jego ruch.
– Co? – spytał w końcu Bill, nie wytrzymując.
– Nic – odparł Tom, odwracając się i idąc powoli w kierunku drzwi. Szurał butami po jasnych panelach. Obrócił głowę i rzucił z kamienną twarzą. – Cieszę się, że nic ci się nie stało.
A potem zgasił światło i wyszedł.
Bill jednak czuł, że do jakiegoś tam stopnia topór wojenny został zakopany.
Chyba muszę częściej rzucać się na pożarcie dzikim bestiom, pomyślał. Uśmiechnął się i położył się spać. Zasnął niemal natychmiast.


***
Przybywam z kolejnym rozdziałem:) Prawdopodobnie tekst nie jest wyjustowany i takie tam, coś się rozjechało i nie chce wrócić na swoje miejsce, no ale trudno. Nie jest to jakiś mega długi rozdział, następny też będzie stosunkowo krótki, ale może powoli coś się ruszy:)
Trzymajcie kciuki.
Mam nadzieję, że się podobało.
Pozdrawiam!




4 komentarze:

  1. Yay odcineczek <3
    A ja tak czekam na rozwinięcie akcjiiii ♥,♥

    Weny! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Biedny Bill. Chłopaki go olewają a Tom jest taki niedomyślny. Chociaż tyle dobrze że się nim zajął w pokoju ale mogliby się już pogodzić. Tacy byli świetni jako para! ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jest 2:18, a ja od dobrych trzech godzin siedzę i jak zaczarowana chłonę każde Twoje słowo. Nie wiem, jak tego dokonałaś, zważywszy na fakt, że jestem niezmiernie wybredną osóbką, a Twoje opowiadanie od strony stylistycznej ma parę błędów, których w normalnych okolicznościach nie omieszkałabym poprawić. Te okoliczności jednak nie są w ogóle normalne. Śmieję do monitora jak głupia, żeby zaraz zacząć ściskać pięści ze złości. Robię maślane oczy, by po chwili zamglenie i sentymentalność dała upust wściekłości lub smutkowi. Wywierasz na mnie niesamowity wpływ tym, co piszesz, a to naprawdę zdarza się nielicznym. Poza moimi ulubionymi pisarzami to chyba... nikomu innemu.
    Nie mam dziś za wiele czasu i siły, dlatego to jest jedyne opowiadanie, które przeczytałam, ale obiecuję i sobie, i Tobie, że wkrótce się to zmieni. Wiem, że akurat ta historia jest zawieszona i skoro ta część została dodana 4 dni temu, to moje pytanie jest retoryczne, ale... kiedy dodasz kolejną część? Jest szansa, że jeszcze w tym miesiącu, czy raczej nie ma na co liczyć? Spokojnie, ja rozumiem. Trzy lata temu założyłam swojego bloga, później następnego i kolejnego. Niektóre skończyłam, inne nie, ale w nagłym przypływie czegoś bliżej nieokreślonego, może złości, może smutku, a może zwykłej bezsilności, usunęłam absolutnie wszystko, na co tak długo pracowałam. Podziwiam Cię, że wciąż tu jesteś i to taki szmat czasu. Mam ogromną nadzieję, że nie przestaniesz być.
    Bądź, proszę, bądź. Po ciężkim dniu jesteś jedynym ukojeniem. Nie na próżno zwana jesteś Obsesją...

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten rozdział jak i poprzedni jest genialny !!!!!! Dziękuję za możliwość przeczytania tego opowiadania, normalnie nie mogę się oderwać. Super, że oprócz opisu relacji panujących pomiędzy bliźniakami pojawiają się też wątki dotyczące całego zespołu. Opowiadanie dzięki temu wiele zyskuje :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)