– Nikt już o mnie nie pamięta –
westchnął teatralnie Dennis, dosiadając się do ich stolika.
Była akurat długa przerwa. Od
rana świeciło słońce. Trochę wiało, ale nie powstrzymało to Liama, Theo i Klary
od wybrania stolika na dworze. Dennis nie jadał normalnego jedzenia, ale
również przyszedł. Od dnia, w którym pojawił się w szkole, jakoś mimowolnie
wcisnął się w ich paczkę i chyba nawet całkiem nieźle się wpasował.
– Gdybyś nie sturlał się z tych
schodów jak ostatnia sierota to może byłoby inaczej – podsumowała go Klara.
– Ktoś mi podstawił nogę – upierał
się.
– Pff! Akurat.
Dennis wywrócił oczami.
– To wszystko wasza wina, wiesz?
Macie jakieś niestworzone wyobrażania o moim gatunku, a tu nagle się okazuje,
że wcale się tak dużo nie różnimy.
– My jesteśmy mądrzejsi – wtrącił
Liam.
Theo i Klara wybuchli śmiechem.
– Jasne, śmiejcie się – rzucił
Dennis z przekąsem.
Dennis chodził do tej placówki
tylko tydzień, a już zdążył narobić sobie wstydu przed całą szkołą. A to
potknął się i sturlał ze schodów, a to wypalił z jakąś głupotą na zajęciach, a
to przyszedł raz do szkoły w kapciach – bo „zaspał” i tak się spieszył do
szkoły, że zapomniał zmienić buty. Kiedy wszyscy się przekonali, że w Dennisie
nie ma nic nadzwyczajnego, a jedynym czym się od nich różni to tym, co je, całe
zainteresowanie nagle zniknęło i wszyscy znaleźli sobie inne tematy do rozmowy.
Dennis stał się tylko kolejnym uczniem, może bardziej rozpoznawalnym niż
przeciętny frajer, ale na tym koniec.
– Jak to w ogóle się stało, że
ktoś cię ugryzł? – zapytał Theo.
– Nikt mnie nie ugryzł, matoły –
odparł wampir. – Gdyby ktoś mnie ugryzł, to po prostu wypiłby moją krew, wiesz?
Żeby przemienić człowieka w wampira, wampir daje mu do picia swoją krew.
– Ohyda – stwierdził Liam,
krzywiąc się. Nawet nie podniósł wzroku znad swojego zeszytu od matematyki,
odrabiając zadanie domowe na kolejny dzień.
– Gdyby od tego zależało twoje
życie, zrobiłbyś więcej niż wypicie krwi, wierz mi.
– Teraz to mnie zaciekawiłeś –
odezwała się Klara.
Dennis wziął od niej kubek i
napił się kawy.
– Dobra, to może zacznijmy od podstaw,
skoro nic nie wiecie. Na świecie są dwa rodzaje wampirów. Te tak zwane
prawdziwe i, powiedzmy, zrobione. „Młode” jakoś średnio mi się podoba. Te
prawdziwe są potomkami pierwszego wampira, to jego dzieci, wnukowie, prawnukowi
i tak dalej. Tylko one mogą przemieniać ludzi w wampiry. Jest ich może ze sto
na całym świecie, więc niezwykle mało. Są silne, szybkie i bardzo inteligentne.
Nie umierają śmiercią naturalną. To znaczy, mogłyby umrzeć z głodu, ale moim
zdaniem to niemożliwe w przypadku tak silnego drapieżnika. Starzeją się tylko
do pewnego momentu, a potem wyglądają już tak samo. Są wieczne, chyba że
znajdzie się ktoś, kto na nie zapoluje i da im radę, a to nie jest takie
proste, mówię wam. To silne skurczybyki i doświadczeni łowcy. Jeśli chodzi o te,
że tak powiem, zrobione wampiry, to są to ludzie przemienieni w nie w jakimś
okresie swojego życia. Tak jak ja. Też możemy żyć wiecznie, ale nie mamy siły
ani szybkości tych prawdziwych wampirów.
– Ani intelektu – wtrąciła Klara.
Ku zdumieniu Theo, Dennis skinął
głową.
– Pierwsze żyją na świecie setki
albo tysiące lat. Posiadają doświadczenie potrzebne do przeżycia w każdych
okolicznościach. Musiałbym przeżyć tyle co one, żeby móc im dorównać wiedzą i
sprytem. Hmm – Dennis popukał palcami o stół – jeśli chodzi o starzenie się,
zawsze pozostanę seksy osiemnastolatkiem. – Klara parsknęła. – Włosy prawie mi
nie rosną, więc fryzurę też raczej będę miał taką samą. Jesteśmy jak tania
podróbka tych prawdziwych. Prócz tego, że pijemy krew, nie starzejemy się i nie
chorujemy, nie różnimy się zbytnio od zwykłych ludzi. Nie jesteśmy zagrożeniem.
To tych pierwszych ludzie powinni się bać. Hm, a jeśli chodzi o moją historię
to… – Dennis uśmiechnął się lekko do siebie. – Mieszkałem z rodzicami w małej
wiosce. Moja rodzina od lat służyła jednemu z pierwszych. Byliśmy jego
żywicielami i trzymaliśmy w tajemnicy jego istnienie. Pamiętam jak strasznie
się bałem, kiedy miał mnie ugryźć po raz pierwszy. Od dziecka mnie uczono, że
to moja rola i w zamian niczego mi nie zabraknie, ale byłem zbyt mały, żeby to
zrozumieć. Mama mówiła, że to prawie w ogóle nie boli i nic mi się nie stanie,
ale miałem tylko siedem lat, a facet przerażał mnie jak jasna cholera, więc…
Wiecie. Byłem dość dramatyczny. Wiedziałem, że ma przyjść następnego dnia, żeby
się posilić. Mój ojciec był już dość stary i słaby, więc Jonas, ten wampir, nie
chciał go bardziej osłabiać.
– Pozwoliłeś mu? – spytała Klara
zaciekawiona.
Dennis zaśmiał się.
– Uciekłem. W środku nocy, zimą,
założyłem buty i kurtkę i uciekłem. Do lasu, którego bałem się jak cholera.
– A potem? – zapytał Liam,
zamykając zeszyt. Historia Dennisa zaciekawiła i jego.
– Wpadłem w dziurę. Nic sobie nie
złamałem, ale nie mogłem stamtąd wyjść. Siedziałem więc tam i beczałem ze
strachu i zimna… Ech, to były czasy. W pewnym momencie zasnąłem. A kiedy się
obudziłem, Jonas niósł mnie do domu. Rodzice nieźle mi przetrzepali skórę za tę
ucieczkę.
– Ten wampir nie był na ciebie
zły? – spytał Theo.
– Nie, chyba nie. – Dennis
wzruszył ramionami. – Jestem skłonny twierdzić, że wspomina te czasy z
sentymentem.
– Więc nie ugryzł cię wtedy? –
zapytała Klara.
– Ugryzł. Często kładłem się spać
po obiedzie i to wykorzystał. Ugryzł mnie, kiedy spałem, żeby mnie nie
wystraszyć.
– Jakie to uczucie? – zaciekawił
się Theo.
– Mogę cię ugryźć jak chcesz.
– Eee, nie, dzięki…
– To przyjemne – kontynuował
Dennis. – Zupełnie jakby wszystkie troski i zmartwienia odeszły w siną dal.
Masz odlot. Czujesz tylko przyjemność. Ludzie, którzy giną wyssani przez
wampiry, nie odczuwają bólu przed śmiercią. Tylko przyjemność. To chyba jedna z
najlepszych śmierci. Dlatego też po tym pierwszym razie się przekonałem, że
naprawdę nie ma się czego bać, więc już nie odstawiałem cyrków, kiedy
przychodził Jonas, żeby wypić trochę mojej krwi. Jak miałem osiemnaście lat,
ktoś napadł na naszą wioskę i wybił wszystkich mieszkańców. W tym moich
rodziców i moją narzeczoną. Ja dostałem siekierą w plecy. – Theo wzdrygnął się.
– Niezbyt przyjemne, mówię wam. Jonas wyczuł krew i przyszedł wcześniej
zobaczyć, co się dzieje. Dosłownie rozerwał na strzępy tych ludzi, którzy to
zrobili. Kilka innych osób dobił, żeby skrócić ich męki, a ja… Cóż, mnie
ocalił. Dał mi się napić swojej krwi, zanim umarłem. Dzięki temu rana się
zasklepiła i po krótkim czasie nie byłem już człowiekiem. Jonas mi kiedyś
powiedział, że planował to przed długi czas. Są trochę samotni, wiecie? Żyją
tyle czasu i nie mają praktycznie nikogo. Wampiry nie trzymają się w grupach.
– Masz z nim kontakt?
– Pff. Mieszkam z nim.
– Chcesz powiedzieć, że jeden z
pierwszych wampirów mieszka w naszym mieście? – spytała Klara podekscytowana.
– Więcej niż jeden. – Dzwonek
obwieszczający koniec przerwy przerwał im rozmowę. Dennis mimo to nachylił się
bardziej do przodu i kontynuował. – Myślicie, że niby kto zamordował tych
wszystkich ludzi, o których mówią prawie codziennie w wiadomościach? Same
wyssane ciała, rozerwane na kawałki, bez kropli krwi w środku... Tych dwóch
gliniarzy, potem ta dziewczyna i chłopak… Takiej siły ani żądzy krwi nie mają
zwykłe wampiry, wiecie? To jeden z pierwszych lubi sobie urządzać polowania w
mieście. Jonas nic mi nie chce powiedzieć, bo jestem poza ostrzałem, ale wiem,
że on też się tym niepokoi.
Gdy tak Dennis o tym opowiadał,
brzmiało to naprawdę przerażająco. Oznaczało to nie tylko tyle, że jakiś wampir
poluje sobie na ludzi w środku miasta i ich zabija, lecz że jeśli obierze sobie
ciebie za cel, nie masz szans na ucieczkę. Jeśli ten wampir faktycznie jest
taki silny i szybki, nie było mowy o bronieniu się przed atakiem. Ofiary były
zupełnie bezsilne, wyławiał je z tłumu jedna pod drugiej.
Jak na razie policja nie znalazła
żadnego wzoru, według którego wampir zabijał, ale to nic dziwnego, ludzie w
końcu jeszcze wielu rzeczy nie wiedzieli o krwiopijcach.
Theo jakoś… nie bał się. Po prostu
się nie bał. Był nikim. Na pewno nie był wart tego, żeby na niego zapolować.
Ten wampir z pewnością miał wiele ciekawszych celów niż taki Theo Douglas,
który ledwo zdaje z matmy i ma rano problem z okiełznaniem swoich kręconych
włosów. Który dopiero rok temu nauczył się panować nad swoją erekcją i wciąż
dopracowuje plan ukrywania przed matką pobrudzonych spermą prześcieradeł. Egh,
był w tym taki beznadziejny… Zdecydowanie nie był wart zachodu.
Na literaturze nauczyciel oddawał
im ich analizy i interpretacje kilku wierszy, które robili na zajęciach. Theo
wziął swoją kartkę do ręki i jęknął tylko cicho, kiedy zobaczył w prawym górnym
rogu notatkę od nauczyciela, żeby został po lekcji. To nigdy nie zapowiadało
niczego dobrego. Nawet nie mógł pożalić się Liamowi, bo Liam miał okienko.
Normalnie Liam miałby te zajęcia z nim, prawie wszystkie zajęcia mieli razem,
ale Liam uparł się, żeby chodzić na jak najwięcej zajęć z Zainem i dopisał się do
grupy, która realizowała materiał w szerszym zakresie. Theo ani myślał tego
robić. Przerastały go podstawy, a co dopiero bardziej się w to zagłębiać.
Nigdy w życiu.
Nie mając innego wyjścia,
poczekał aż wszyscy powoli wyjdą z klasy i podszedł niechętnie to biurka
nauczyciela.
– Chciał pan ze mną porozmawiać –
powiedział niemrawo, już wiedząc, co się święci.
Nauczyciel poprawił okulary i
usiadł na biurku, patrząc na niego spokojnie. Nie był złym nauczycielem i gdyby
Theo choć trochę lubił się uczyć, na pewno doceniłby to, co ten facet mówił im
na lekcji. Większość bardzo lubiła jego zajęcia, były prowadzone w luźnej
atmosferze i nie mieli problemów ze zdawaniem. Analiza Theo naprawdę musiała
być koszmarna, skoro wezwał go na dywanik.
– Tak, po przeczytaniu twojej
analizy zdałem sobie sprawę, że nie przeczytałeś lektury, z której jest test na
przyszłych zajęciach, a która miała wam pomóc w zrozumieniu wierszy. Wszystkie
teksty pochodzą z okresu wojennego i chociaż twoja analiza jest poprawna, nie
zahacza w ogóle o te wątki, które powinieneś poruszyć w pierwszej kolejności.
– Em… – mruknął tylko Theo,
drapiąc się po karku. Nie było sensu się spierać i mówić, że przeczytał
książkę, skoro tak nie było, prawda? Nie sądził, że to będzie aż takie
widoczne, streszczenie miało przecież prawie dwie strony.
– Nie chciałbym ci wystawiać negatywnej
oceny ani pisać notki do twojej mamy, tak jak umawialiśmy się na ostatnim
zebraniu z rodzicami. Zróbmy tak. Dam ci tydzień na poprawienie tego.
Przeczytaj książkę i wykorzystaj zawarte w niej informacje do poprawienia
swojej analizy. Przynieś mi ją za tydzień na zajęcia i wtedy ją ocenię. Pasuje
ci takie rozwiązanie?
Theo pokiwał głową. Nie cieszyła
go zbytnio wizja ślęczenia nad książką, ale możliwość zrehabilitowania się
zawsze była lepsza niż szmata na wstępie i notatka do rodziców.
– W porządku. Poprawię to i
przyniosę za tydzień – odparł chłopak.
Mężczyzna uśmiechnął się do niego
pokrzepiająco i życzył mu miłego dnia, zanim zabrał się za sprzątanie biurka.
Theo wyszedł z klasy i poszedł do
swojej szafki, żeby schować książkę do literatury, która nie była mu już
potrzebna. Liama nigdzie nie było widać na horyzoncie, pewnie zaszył się gdzieś
z książką albo zadaniami domowymi i odrabiał to. System Liama sprawdzał się od
lat. Zamiast zostawiać sobie pracę domową na czas po zajęciach, Liam zazwyczaj
rozwiązywał zadania na przerwach. Miał podzielną uwagę, więc spokojnie mógł to
robić i nie musieć jednocześnie ignorować swoich przyjaciół. Zadania zazwyczaj
dotyczyły tego, co robiło się na lekcjach, więc zrobienie ich nie zajmowało
Liamowi dużo czasu. Theo próbował tego sposobu, ale to nie było dla niego.
Wolał się skupić na rozmowie i brać w niej czynny udział, a w domu przysiąść
nad lekcjami. Nie, żeby jego rodzice pozwolili mu na nie odrobienie pracy
domowej. To nie wchodziło w grę. Theo miał prawo mieć słabe oceny, w końcu nie
wszyscy są super inteligentni i zdolni, ale zadanie domowe musiał mieć
odrobione. Koniec kropka.
– Co za idiota, wrr! – Theo aż
podskoczył, kiedy Liam nagle zmaterializował się u jego boku aż kipiąc z
wściekłości. – Wiesz, co ten dupek mi powiedział?! – Theo nie zdążył otworzyć
ust, kiedy Liam zaczął mówić dalej. – Powiedział, że od czytania książek na
pewno nie zmądrzeję i że lepiej popracowałbym na basenie nad swoimi udami, bo…
– Liam aż się zapowietrzył. Wyglądało, jakby te słowa były tak strasznie, że aż
nie może ich wypowiedzieć. – Bo… mam grube uda. Co za… Wrr! – Liam wyglądał,
jakby miał zaraz kogoś rozszarpać.
Zain. Theo nawet nie musiał
pytać, kto się tak do Liama odezwał, Theo dobrze o tym wiedział.
– Pewnie nie miał tego na myśli –
odpowiedział Theo, zatrzaskując szafkę.
Z jakiegoś niezrozumiałego dla
niego powodu, Zain lubił dokuczać Liamowi. Tak jakby podobało mu się
wyprowadzanie go z równowagi. Liam zazwyczaj nie był osobą, która łatwo się
denerwowała albo złościła, ale wystarczyło, że Zain powiedział kilka słów i
Liam aż cały się gotował. Theo nigdy nie mógł rozgryźć, dlaczego. Może Zain był
jedyną osobą, która śmiała odezwać się w taki sposób do Liama, może wiedział
gdzie uderzyć, a może po prostu Liam naprawdę się skrycie w Zainie podkochiwał
i dlatego tak mu to działało na nerwy. Kto wie?
– Oczywiście, że miał to na
myśli! – zbulwersował się Liam. – Powiedział mi to wyjątkowo dobitnie. Naprawdę
mam grube uda? – Liam spojrzał na swoje nogi. – Zawsze mi się wydawało, że są w
porządku. Nie jestem jakimś ciachem czy coś, ale zawsze mi się wydawało, że nie
jestem gruby. Jestem gruby? Powinienem schud…? – Theo zatkał mu usta, zanim
dokończył.
– Ani mi się waż mówić coś
takiego – powiedział Theo pewnie. – Po pierwsze, to jesteś szczupły i wręcz
idealny, a może nawet powinieneś trochę przytyć. A po drugie, ja jestem od
ciebie trochę masywniejszy. Jeśli według niego jesteś gruby, aż się boję co
powiedziałby o mnie.
Liam zmarszczył brwi.
– Zabrzmiało tak, jakby nie mógł
mnie nazwać grubym, bo to pośrednio obrażałoby ciebie.
– Och, nie czepiaj się
szczegółów! – Theo popchnął Liama w kierunku klasy. – Idziemy na zajęcia.
Zapomnij o swoim drogim Zainie…
– Przestań! – syknął Liam. –
Mówiłem ci, że nie znoszę gościa.
– Tak, tak…
Theo zazwyczaj zostawiał sobie
wszystko na ostatnią chwilę, ale tym razem poczuł jakąś wewnętrzną potrzebę
zrobienia analizy z literatury w trybie Liama. Chciał się za to zabrać od razu
po przyjściu do domu, ale zdrzemnął się trochę po obiedzie i przesunęło się to
o kilka godzin w czasie.
Sprawdził w Internecie, w której
z bibliotek może wypożyczyć tę książkę. Do najbliższej i tak miał prawie
godzinę drogi, więc wyszedł z domu zaraz po sprawdzeniu dostępności książki.
Gdy miał już wracać, na dworze
było już prawie zupełnie ciemno. Zazwyczaj jak spacerował po mieście, zakładał
słuchawki i włączał sobie jedną z kilku playlist na telefonie. Nie miał jednak
odwagi zrobić tego, wracając do domu po zmroku. Pomijając już to, że jakiś
wampir mógłby uznać go za łatwy cel, w ciemnych zakamarkach czaiło się o wiele
więcej niebezpieczeństw. Być może nawet ludzie byli jeszcze większym
zagrożeniem niż wampiry. Trzeba było się pilnować na każdym kroku. Theo nie
zamierzał skończyć z flakami na wierzchu, bo zlekceważył sobie miejscowych
opryszków, więc pozwolił, aby słuchawki leżały bezpiecznie schowane w torbie,
przynajmniej dopóki nie znajdzie się w tramwaju.
Zapiął zamek od bluzy, skręcając
w lewo, w jedną z mniejszych i mniej zatłoczonych uliczek. Na tej ulicy
znajdowały się prawie same restauracje, więc nie bał się nią iść.
Westchnął ciężko. Przeczytanie
tej głupiej książki zajmie mu całe wieki.
Nagle coś uderzyło go z wielką
siłą, spychając w równoległą, o wiele węższą uliczkę. Nie wiedział, ile metrów
poleciał, ale jego ciało tylko odrobinę wyhamowało przez stare kartonowe pudła
i uderzyło z impetem o brudną, odrapaną ścianę.
Leżał na brzuchu, trzęsąc się i
nie wiedząc, co właśnie się stało. Szok pozwolił mu skupić się tylko na
oddychaniu – z którym miał problemy – i kotach, które dosłownie wrzeszcząc
uciekły w popłochu.
Tylko dzięki adrenalinie Theo nie
czuł za bardzo ani bólu, ani strachu. Tylko odrętwienie. Z trudem uniósł głowę
w poszukiwaniu tego, co w niego uderzyło. Do jego ciała zaczynało powoli wracać
czucie, a wraz z nim ból. Nie było to przyjemne. Czuł, że jeśli nie wstanie
teraz, natychmiast, to nie wstanie
już wcale.
Jakiś cień poruszył się przy
wejściu w uliczkę. Theo zdał sobie sprawę, że jest ona ślepa, a on nie miał za
bardzo gdzie się ruszyć.
Cień kopnął jego torbę w bok,
wysypując tym samym rzeczy, które były w środku. Theo sapnął, serce biło mu w
piersi z przerażenia. Zesztywniałymi kończynami podparł się o ziemię i
spróbował wstać. Nie szło mu to szybko, ale jakoś dawał radę.
Opadł na tyłek, kiedy nogi
odmówiły mu posłuszeństwa. Czuł w ustach metaliczny posmak krwi.
A cień był tuż-tuż.
– C–co… – zaczął Theo, kompletnie
nie rozumiejąc, co się dzieje. Ten cień, kimkolwiek… czymkolwiek był, rzucił nim o ścianę oddaloną o jakieś piętnaście
metrów jakby to było nic. Gdyby Theo upadł choć trochę inaczej albo nie
zahaczył po drodze o kartony, uderzenie prawdopodobnie by go zabiło. Jego kark
na pewno by tego nie wytrzymał.
Był to mężczyzna. Ciemnowłosy, z
błyszczącymi złowrogo w ciemności oczami i zmarszczonymi brwiami, zupełnie
jakby coś nie poszło po jego myśli.
Theo zrozumiał, że to uderzenie miało go zabić.
Nie zdążył zacząć panikować.
Ogarniający go ból uniemożliwiał mu ruch tak czy siak. Theo po prostu nie
rozumiał dlaczego tak nagle stał się celem. Celem, ale nie posiłkiem, bo że
zaatakował go wampir, nie miał żadnych wątpliwości.
Boże, zabije mnie, pomyślał
zamroczony bólem.
Zanim zdążył choćby mrugnąć, cień
pojawił się tuż przy nim, wyciągając do niego ręce i zapewne chcąc mu skręcić
kark, ale zanim to zrobił, tuż za nim pojawiła się kolejna postać i odciągnęła
cień w tył, łapiąc go od tyłu za szyję. Theo nie miał pojęcia, kto to może być, bo postać była okryta ciemną peleryną z
kapturem, która zakrywała prawie całe ciało. Do tego na twarzy miała maskę,
najwyraźniej nie chcąc, aby ktoś ją rozpoznał.
Kolejna postać pojawiła się tuż
obok Theo, wyciągnęła nóż i wbiła mu go głęboko w ramię.
Theo wrzasnął z bólu, opadając
bezwładnie na ziemię. Zaszlochał cicho, przyciskając zesztywniałe palce drugiej
ręki do bolącego miejsca.
Niemal od razu ktoś odtrącił jego rękę. Theo
słyszał cichy warkot pełen wściekłości, a potem poczuł jak coś rozrywa mu rękaw
bluzy i wbija się w jego skórę tuż w miejscu rany.
Poczuł błogie ciepło i nieopisaną
przyjemność. Jego penis mimowolnie stwardniał. Theo zamknął oczy wykończony.
Umieram, pomyślał.
Nie wiedział, gdzie jest. W
pierwszej chwili trudno było mu skojarzyć fakty. Nie rozumiał, dlaczego ciało
tak okropnie go boli. Miał wrażenie, jakby każdy najmniejszy ruch zwiększał ten
ból co najmniej dwukrotnie.
Gdy otworzył sklejone powieki,
zdał sobie sprawę, że leży na łóżku w swoim pokoju. Musiało być późno.
Aż sapnął, kiedy zdał sobie
sprawę, że okno jest wybite. W jego odłamkach odbijało się światło pobliskich
lamp.
Gorączkowo zaczął się
zastanawiać, co się stało i nagle… BUM.
Uderzenie.
Cień.
Dwie postacie, potem nóż, a
potem…
A więc jednak żył. Tylko co on
robił w swoim pokoju? Ktoś musiał go tu przynieść, ale kto? Jedna z tych
dziwnych, zamaskowanych postaci? Cokolwiek to było, z pewnością nie pomyślało o
tym, żeby wnieść go drzwiami albo chociaż pod nimi zostawić.
Rodzice zabiją mnie za okno,
pomyślał Theo zrozpaczony.
Nie rozumiał kompletnie niczego z
tego, co się stało i nawet nie próbował tego zrozumieć. Jakiś wampir
najwyraźniej chciał się zabawić i postanowił go zabić, ale przez te dwie
postacie mu się to nie udało. Theo mimo wszystko był im wdzięczny, kimkolwiek
one były.
Jęcząc cicho, przeturlał się na
brzuch i powoli zwlekł się z łóżka. Z jego ramienia również promieniował ból.
Było mu niewygodnie, jego krocze swędziało przez zaschniętą spermę. Ubranie
miał brudne od ziemi i krwi, porwane… Wiedział, że jeśli mama by go zobaczyła w
tym stanie, dostałaby zawału, a potem sprałaby mu tyłek i nie przejmowała tym,
że miał już osiemnaście lat. W życiu by mu nie uwierzyła, że zaatakował go
wampir, chyba że…
Wszedł do łazienki i zamknął za
sobą cicho drzwi, a potem odkręcił kurki i zaczął napuszczać wody do wanny.
Ostrożnie, starając się nie urazić żadnej z obolałych części ciała, zdjął
spodnie, a potem rozwiązał opatrunek i ostrożnie zsunął bluzę.
Zacisnął mocno zęby, przyglądając
się ramieniu w lustrze. Było trochę zakrzepłej krwi. Trochę. Gdzieś jednak musiała podziać się reszta. Theo nie
wiedział, jak głęboko wszedł nóż, ale kilka centymetrów na pewno. Tej krwi
musiało być więcej. Prawda?
Pokręcił głową. Nic kompletnie
już z tego nie rozumiał. Czyżby pomógł mu jakiś wampir? Poczęstował się krwią,
która wypłynęła z rany, a potem opatrzył mu rękę i zabrał go do domu? Czemu? I
skąd w ogóle wiedział, gdzie Theo mieszka?
– Zajrzał do dokumentów, kretynie
– mruknął do siebie. To jednak nie tłumaczyło, dlaczego ten ktoś mu pomógł i
uratował go przed cieniem.
Aż zadrżał, przypominając sobie
ponurą postać, która patrzyła na niego, skupiona i gotowa dokończyć to, co
zaczęła. Nie było sensu się zastanawiać, czym jej podpadł. Pewnie po prostu
wybrała się na polowanie i akurat on został wybrany na cel. Czy skoro udało mu
się przeżyć, to znaczy, że był już bezpieczny? Co, jeśli cień po niego wróci i
zechce dokończyć to, co zaczął? To, że dwie zamaskowane postacie raz mu
pomogły, nie oznaczało, że zrobią to znowu. To mogła być jednorazowa sprawa.
Możliwe przecież, że teraz będzie tylko i wyłącznie skazany na siebie…
Zagryzł dolną wargę i dotknął
delikatnie rany. Syknął z bólu, ale ku jego zdumieniu krew nie popłynęła. Gdy
mimo bólu Theo spróbował rozchylić brzegi rany, zdał sobie sprawę, że ta jest
już prawie zaleczona i wyglądała na starą. Zanotował sobie w głowie, żeby
spytać Dennisa, czy wampiry są w stanie w jakiś sposób uleczyć ranę. Jego ramię
bolało, jasne, ale to tyle. Nie był na tyle głupi, żeby myśleć, że nie ma krwi
w ręce, bo jakiś wampir akurat ją sobie wypił. Dobrze wiedział, że krew krąży w
jego ciele i w ogóle i że definitywnie przy tak świeżej ranie powinno być sporo
krwi.
A nie było. Wyglądało jedynie na
to, że bolały go okaleczone nożem mięśnie.
Zakręcił kurki i wszedł do wanny,
zanurzając się prawie cały. Odetchnął głęboko, czując jak ciepła woda powoli
rozluźnia jego spięte mięśnie. Rana piekła od wody, ale zignorował to. Zdawało
się, że miał o wiele większe zmartwienia niż ta cholerna ręka. Mógł tylko mieć
nadzieję, że cokolwiek się stało w tamtym ciemnym zaułku, nie odbije się to w
żaden sposób na jego późniejszym życiu.
To opowiadanie zapowiada się świetnie :D. Miło ze dalej tworzysz :). Jestem ciekawy jak to się dalej potoczy. Bardzo szybko dużo zaczęło się dziać, hmmm ale to chyba jest plus XD. Weny:)
OdpowiedzUsuńDante
Zamienił go w wampira? A może wampiry mają coś w ślinie co leczy rany? Kurcze rozbudziłaś moją ciekawość :) Kim jest ten cień, tzn wiem że tym oszalałym wampirem ale oprócz tego? I co go do tego szaleństwa doprowadziło? I dlaczego zanieśli i kto Theo do domu? No mam milion pytań, mam nadzieję że następny rozdział szybko się pojawi :) pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńKurcze, świetne to opowiadanie, Mam nadzieję, że będziesz je dodawać jak najczęściej, i że w mare szybko wyjaśnisz te wszystkie zagadki, którymi nas tu torturujesz. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. :)
Już kocham to opowiadanie **
OdpowiedzUsuńSzkoda, że będziesz dodawać rozdziały co 7/8 dni bo już nie mogę doczekać się kolejnego<3
Pozdrawiam i życzę mnóstwa weny!
Katrin
Choć ostatnio omijam szerokim łukiem wszystkie opowiadania, w których są nadnaturalne postacie to twoje postanowiłam przeczytać i nie żałuję, bo zaczęło się bosko.
OdpowiedzUsuńCiekawea jestem czy Theo jest zmieniony w jakiegoś wampirka czy na czymś innym polaega ta więź, o której była mowa we wcześniejszym rozdziale.
Mam nadzieję, że szybko pojawi się nowy rozdział.
~Eleila
Ja chcę więcej :)
OdpowiedzUsuńKiedy następny rozdział?
OdpowiedzUsuńStrasznie ciekawy rozdział, czytałam go z zapartym tchem.
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
To dopiero drugi rozdział a jak pobudza wyobraźnię.... Ubustwiam wampiry.... Rzyczę mnustwo weny i więcej takich perełek ;)
OdpowiedzUsuńKiedy nowe rodziały?Długo Ciebie nie ma.
OdpowiedzUsuńNa chwilę obecną cały mój czas pochłania nauka związana z końcem semestru i sesją. Musicie uzbroić się w cierpliwość (i uwierzyć na słowo, że o wiele bardziej wolałabym pisać dla Was kolejne rozdziały niż siedzieć otoczona tonami makulatury).
UsuńPozdrawiam!
Hej:) Kiedy można spodziewać się nowego rozdziału?:)
OdpowiedzUsuńNajprawdopodobniej jutro :)
UsuńPozdrawiam!
obsesja
Witam,
OdpowiedzUsuńcoraz bardziej ciekawe to opowiadanie, to zachowanie Zeinta bardzo podejrzane, mam pewne podejrzenia, ale poczekamy zobaczymy... Dennis i jego historia cudownie, i tak Theo zaatakowany przez cienia, dwóch obrońców, choć ten co zranił Theo miał za zadanie przyciągnąć cień do swojego przeznaczonego... to pewnie on napił się, wyleczył i zaniósł do domu...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńrozdział wspaniały, to zachowanie Zeinta jest bardzo podejrzane... a ta historia Dennis"a cudownie, i tak Theo zaatakowany przez "cienia", dwóch obrońców, choć ten co zranił Theo miał za zadanie przyciągnąć cień do swojego przeznaczonego...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hej,
OdpowiedzUsuńrozdział jest fantastyczny, zachowanie Zeinta jest podejrzane jak dla mnie... i tak Theo zaatakowany przez "cienia", i od razu dwóch obrońców, choć ten co zranił Theo miał za zadanie przyciągnąć cienia do przeznaczonego...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza