wtorek, 22 marca 2016

08.Podróż



Do tej pory Damon pojawiał się i bardzo szybko znikał z powrotem, więc Theo nie miał zbytniej możliwości przyjrzenia mu się ani pogadania z nim. Teraz sytuacja miała się zmienić. Gdziekolwiek by się nie wybrali, Theo miał towarzyszyć Damonowi i widywać go o wiele częściej niż do tej pory.
Nie wiedział, na ile mu się to podoba. Po ostatnich wybrykach wampira Theo najchętniej pożegnałby się z nim na amen. Damon z nim pewnie też, ale skoro stale wracał, najwyraźniej nie miał innego wyjścia.
Siedzieli w samolocie w ciszy. Theo w pierwszej chwili chciał usiąść przy oknie, ale zrezygnował z tego i pozwolił tam usiąść Damonowi. Mimo tego, że wampir nieźle go nastraszył, Theo nie potrafił siedzieć z kimś w ciszy. Krępowało go to i źle się z tym czuł, zupełnie jakby coś było nie tak. Nie, żeby w jego relacjach z Damonem cokolwiek w ogóle było „tak”, ale jakoś nie potrafił po prostu siedzieć cicho.
- Nie mogę cię jakoś zwolnić z tej całej więzi? – spytał cicho, nie chcąc, żeby ktoś ich niechcący podsłuchał.
Damon otworzył jedno oko i spojrzał na niego.

- N-no… - zająknął się nastolatek, kiedy zdał sobie sprawę, że cała uwaga Damona jest skoncentrowana na nim. – Bo to trochę dziwne? W sensie… Ta więź jest jakby wymuszana na tobie, nie na mnie, więc nie ma jakiejś opcji, żebym cię z tego zwolnił? – wyjaśnił. W myślach nie brzmiało to tak naiwnie jak wypowiedziane na głos. – Chętnie to zrobię! – zapewnił szybko.
Damon dalej tylko na niego patrzył jednym okiem, a potem zamknął je i mruknął.
- Jesteś głupszy niż myślałem.
Theo naburmuszył się lekko.
- Dlaczego?
- To nie cholerny Harry Potter, że wypowiesz jakieś słowa, siach pach i każdy idzie w swoją stronę.
- No to o co w tym chodzi? Nie rozgadałeś się zbytnio na ten temat.
- Chodzi o to, żeby nas powkurwiać – stwierdził Damon – przywiązując do takich robaków jak ty. I wiesz co? Świetnie ci idzie wkurwianie mnie. Doprawdy wybornie.
- Ale… - Theo westchnął. Zawahał się, ale mimo to postanowił spytać. – Dlaczego akurat ja? Dlaczego akurat teraz a nie wcześniej? Miałeś już wcześniej partnerów?
Damon nie odpowiadał dłuższą chwilę. Theo już stracił nadzieję na odpowiedź, kiedy wampir odezwał się cicho:
- Potencjalny partner więzi pojawia się raz na sto lat, ale to nie oznacza, że musimy się z nim związać. Partner jest nietykalny dopiero po zawiązaniu więzi.
- Wypiciu krwi? – dopytał Theo.
- Taak, więc żeby pozbyć się kłopotu, wystarczy taką osobę po prostu zabić i masz spokój na jakieś sto kolejnych lat.
To właśnie chciał ze mną zrobić, uświadomił sobie po raz kolejny. Damon chciał go zabić i zrobiłby to, gdyby nie…
- Oni ci przeszkodzili, prawda? Ci w maskach i pelerynach?
Damon uśmiechnął się kwaśno.
- Dupki to zaplanowały. Gdyby nie oni, już byś wąchał kwiatki od spodu.
- Miałeś kiedy już partnera?
- Nie.
Theo zagryzł dolną wargę.
- Zabiłeś ich wszystkich?
Damon tylko uśmiechnął się pod nosem. Ten uśmiech nie był zbyt przyjemny.
Theo już o nic więcej nie pytał. Chyba wolał nie wiedzieć. Zastanawiał się za to, co się z nim stanie, kiedy więź zostanie zerwana? Czy Damon wtedy zrobi z nim to, co robił ze wszystkimi innymi? A co, jeśli więź nie zostanie zerwana? Co, jeśli będą musieli się znosić nawzajem do…
- Czy… - zawahał się – mogę zadać jeszcze jedno pytanie?
Damon skinął ledwo zauważalnie głową.
- Jeśli nie uda ci się jej zerwać… co wtedy? Bo przecież… ja nie żyję wiecznie. Prędzej czy później umrę.
- Prędzej, już ja się o to postaram – burknął wampir. Theo spojrzał na niego ze strachem. – Więź jest najsilniejsza na samym początku, ale słabnie z każdym dniem. Po kilku latach wampir może zabić swojego partnera i może nie będzie to dla niego przyjemne, ale więź go nie zabije. I po kłopocie.
A więc to dlatego obiecywał mu długą i bolesną śmierć. To nie było rzucanie słów na wiatr.
- Czy… czy jest jakaś szansa, że mnie nie zabijesz?
Damon spojrzał na niego z politowaniem, po czym zamknął oczy i odchylił się na siedzeniu. To był wyraźny sygnał końca rozmowy.
O więcej Theo już wolał nie pytać. Pokręcił głową. Nie wiedział, czego się spodziewał, ale chyba nie tego, że jego życie wkrótce się skończy. Może jeśli… może jeśli Damon pozna sposób na zerwanie więzi w inny sposób, to daruje mu życie? To w sumie nie było w jego stylu, ale…
Westchnął cicho. Bał się Damona i jego poparzonych pomysłów i tego, co z nim zrobi, gdy to wszystko się skończy, bo przecież skończyć się musiało.
Więź była dla niego wyrokiem śmierci. Nie było co się łudzić, że będzie inaczej.
Zatrzymali się w jakimś luksusowym hotelu i dostali jeszcze bardziej luksusowy apartament, w którym stały dwa jednoosobowe łóżka. Theo nie zdążył dopytać Dennisa, ale coś mu się obiło o uszu, że spanie pod ziemią w trumnie to kolejny mit na temat wampirów i że oni tak właściwie śpią jak zwykli ludzie.
- Co ja właściwie mam tutaj robić? – spytał Theo, rozglądając się po pomieszczeniu. Cała jedna strona pokoju była przeszklona, tak że bez problemu można było podziwiać miasto. Pokój urządzony był w czerni i bieli, z czerwonymi dodatkami. Były wygodne fotele, szklany stolik i kilka dziwnych obrazów na ścianach. W pomieszczeniu obok znajdowała się spora łazienka, był też sporej wielkości aneks kuchenny z pełnym wyposażeniem.
- Czekać, aż zgłodnieję – odparł Damon jakby nigdy nic, kładąc swoją małą torbę na jedno z łóżek.
Theo spojrzał na niego z niedowierzaniem.
- Coo? Mam tu siedzieć i czekać?
Nie podobało mu się to ani trochę, tym bardziej, że musiał pozbyć się swojego telefonu, a w tym, który miał, był tylko cholerny Snake i pamiętał jeszcze czasy kamienia łupanego.
- Dokładnie. Nie potrzebuję, żebyś wyszedł na ulicę i dał się zeżreć. W Nowym Jorku jest dwa razy więcej wampirów niż w Los Angeles.
- No i?
- No i mam taki kaprys. Zamknij się i mnie nie wkurzaj.
- Gdzie idziesz? – spytał szybko Theo widząc, że Damon idzie w kierunku wyjścia z apartamentu.
- Idę załatwić to, co mam do załatwienia. Masz tu czekać.
Zatrzasnął za sobą drzwi i Theo został w pomieszczeniu sam. Westchnął ciężko, niezbyt z tego wszystkiego zadowolony. Najchętniej zadzwoniłby do Liama i z nim porozmawiał, ale wiedział, że to byłoby głupie posunięcie. Umówili się, że nie będą się kontaktować, jeśli sytuacja naprawdę nie będzie tego wymagać. Teoretycznie Theo mógł celowo dać się znaleźć, ale nie chciał bardziej drażnić Damona. Jasnym było, że z nim nie wygra. Bał się też, że wampir pójdzie i w złości zacznie zabijać innych ludzi. Zdecydował, że chwilowo się wstrzyma, będzie robił, co wampir mu każe i zobaczy, co będzie dalej. Jeśli ta technika się nie sprawdzi, zawsze może pójść na policję. Damon go nie pilnował – a przynajmniej na to wyglądało – więc będzie mógł to zrobić, jeśli zajdzie taka potrzeba.
Postanowił się trochę przespać. Drzemka zajęła mu prawie trzy godziny, a Damon dalej nie wrócił. Nie mając nic innego do roboty, Theo z irytacją włączył jedyną grę, jaka znajdowała się na jego pierwszym w życiu telefonie i zaczął w nią grać.
Po kilku kolejnych godzinach Damon dalej nie wrócił, a jemu coraz mocniej burczało w brzuchu. Z niezadowoleniem pomyślał, że pewnie Damon zupełnie zapomniał o fakcie, że on też musi jeść. Wszystko, co wsadził w swoją torbę, już się skończyło. Gdy po kolejnych dwóch godzinach Theo miał wrażenie, że zaraz dosłownie umrze z nudów, a Damon nadal nie wracał, zdecydował się pójść do jakiego sklepu po jedzenie.
Damon zabrał swój portfel – Theo był zdziwiony, że wampiry w ogóle mają portfele i pieniądze, ale dobra, niech będzie – więc Theo wziął mały plecak, który zabrał ze sobą, wrzucił tam komórkę, portfel i wyszedł z apartamentu. Kiedy już zamknęły się za nim drzwi zdał sobie sprawę, że nie ma do nich karty i nie będzie mógł wejść z powrotem.
- Ale ze mnie idiota – burknął, uderzając się otwartą dłonią w czoło. Westchnął ciężko i machnął na to ręką. Później będzie się o to martwił.
Zjechał na dół windą i wyszedł z hotelu. W takim mieście jak Nowy Jork wystarczyło wyjść za róg, żeby znaleźć jakiś sklep spożywczy, toteż Theo nie musiał długo szukać. Już po chwili buszował między półkami, słysząc z zawstydzeniem odgłosy dochodzące od strony jego brzucha.
Gdy wreszcie wybrał, co chciał i zapłacił za to, nie miał ochoty wracać do hotelu. Jeszcze nie był w Nowym Jorku, więc postanowił trochę pochodzić i poszukać czegoś ciekawego.
Jak się szybko okazało, było to kolejne wielkie miasto, zbudowane na podobny styl. To znaczy, oczywiście, różniło się od Los Angeles, ale… Cóż, prawdę mówiąc, Theo postanowił się przejść bardziej dlatego, że nie miał co ze sobą zrobić niż szukanie wrażeń.
Szedł przed siebie, zajadając jednego batona za drugim i nie zwracając zbytnio uwagi na otoczenie, co okazało się bardzo głupie, bo kiedy już chciał wracać, okazało się, że wcale nie pamięta drogi tak dobrze, jak mu się zdawało. Powoli robiło się ciemno, a on ni w ząb nie mógł sobie przypomnieć nazwy hotelu.
Szedł przed siebie całkiem zrezygnowany, mając nadzieję, że Damon posiada jakieś wampirze zdolności, dzięki którym wyczuje, co się stało, a potem przyjdzie po niego i zabierze go z powrotem do hotelu.
-  Cholera… - jęknął.
- Przepraszam… - jakaś młoda dziewczyna, grająca na ulicy na gitarze, wstała ze swojego miejsca i podbiegła do niego. – Hej, wydaje mi się, czy się zgubiłeś? – spytała.
Theo spojrzał na nią ze zdziwieniem. Była młoda, mogła mieć jakieś dwadzieścia pięć lat. Miała długie, zafarbowane na rudo włosy, była o głowę od niego niższa i wyglądała bardzo sympatycznie.
- Em, skąd wiesz? – spytał niepewnie, wciskając kilka loków pod bandanę, którą miał zawiązaną na głowie.
Zaśmiała się.
- Nie trudno zauważyć. Przeszedłeś obok mnie już cztery razy.
- Serio? – otworzył szeroko oczy. – Chodzę w kółko?
- Nie, przeniosłam się w inne miejsce jakąś godzinę temu. Zresztą, twoja mina dobitnie wołała o pomoc.
Theo westchnął.
- Egh, złapałaś mnie. Wyszedłem z hotelu i zgubiłem do niego drogę. Nawet nie pamiętam, jak się nazywa. Wiem tylko, że był bardzo luksusowy.
Dziewczyna zastanowiła się.
- W pobliżu są tylko trzy luksusowe hotele. Jeśli chcesz, to cię zaprowadzę.
- Nie chciałbym ci przeszkadzać ani nic.
- Nie przeszkadzasz. – Uśmiechnęła się szeroko. – I tak już miałam iść do domu. Pozbieram tylko swoje rzeczy i możemy iść.
- Na pewno? Naprawdę nie chciałbym…
- Nie ma problemu – zbyła go.
Poczekał chwilę, aż dziewczyna zapakuje swoją gitarę do pokrowca i po chwili już szli ramię w ramię w kierunku, który mu wskazała.
- Więc… opłaca się grać na ulicy? – spytał. Nie chciał jej urazić, ale nie bardzo wiedział, o co innego mógłby ją zapytać.
- Bo ja wiem? – Wzruszyła ramionami. – W takich miejscach jak Nowy Jork czasami nawet nie chodzi o zarobek. Justina Biebera znaleźli na Youtube, może mnie znajdą tutaj – zaśmiała się. – Kręci się tutaj mnóstwo wpływowych osób. Być może kiedyś nastanie i mój szczęśliwy dzień.
- Może powinienem wziąć od ciebie autograf i sprzedać go za porządną kasę, jak już zostaniesz sławna?
- Może – uśmiechnęła się szeroko, pokazując swoje równe, białe zęby.
- Eee, tak w ogóle to jestem Theo. – Wyciągnął do niej rękę.
- Elizabeth. Miło poznać.
- Mnie również.
Uśmiechnęli się do siebie.
- Przejazdem w NY czy na stałe? – zapytała, wyraźnie chcąc podtrzymać konwersację. Skręcili w jakąś węższą uliczkę, zapewne idąc na skróty.
- Raczej przejazdem. Nie wiem, ile tutaj zostanę, ale wątpię, żeby to było na stałe. Moja sytuacja jest trochę skomplikowana, jeśli mam być szcz… Elizabeth? – Obrócił głowę, zdając sobie sprawę, że dziewczyna się zatrzymała. – Coś się stało?
- Gotowe! – zawołała w przestrzeń.
- Gotowe? – spytał zaskoczony. – Co jest gotowe?
Rozejrzał się, ale nic nie zobaczył.
Najpierw usłyszał chichot. W pierwszej chwili był on cichy, zupełnie jakby komuś wyrwało się to przypadkiem, a potem zmienił się w głośny, pełen zadowolenia śmiech.
Dopiero potem ich zobaczył. Zeskoczyli z jednego z pobliskich budynków i otoczyli go w mgnieniu oka. Było ich pięciu. Pięciu dorosłych mężczyzn, ubranych w poszarpane i pobrudzone ubrania. W ich oczach widział przebłyski czerwieni, nie dające pomylić się z niczym innym.
Wampiry.
Obejrzał się, żeby spojrzeć na Elizabeth, ale jej oczy były zupełnie normalne.
- Wyrwałaś dzisiaj całkiem niezłą sztukę, skarbie – powiedział jeden z mężczyzn, oblizując usta. – Być może nawet wszyscy najemy się do syta.
Serce zaczęło mu bić szybciej. Rozejrzał się pospiesznie, szukając drogi ucieczki, ale nie było takiej możliwości. Dobrze to sobie przemyśleli, kiedy go ściągnęli w to miejsce.
Theo nie mógł uwierzyć, że po tym, co zgotował mu Damon, dał się zaciągnąć w takie miejsce. Pewnie gdyby nie buzująca w nim adrenalina, już miałby mokre spodnie ze strachu.
- Tak dopiero można zarobić – powiedziała dziewczyna, patrząc na Theo ze spokojem, zupełnie jakby to, co za chwilę miało się stać, było na porządku dziennym. I pewnie było.
Jedno było pewne. Jeśli oni go nie zabiją, to zrobi to Damon za to, że go nie posłuchał i mimo wszystko wyszedł.
Przesunął się lekko w stronę Elizabeth, ale zaraz dwa wampiry stojące z tamtej strony zbliżyły się, zacieśniając kręg.
- E, e! – pokiwał mu palcem jeden z nich. – Jesteś nasz.
Nie miał najmniejszych szans na ucieczkę. Nie wiedząc, co mógłby w takiej sytuacji zrobić, zaczął wrzeszczeć o pomoc. Jakiś wampir zaśmiał się, podczas gdy drugi dopadł do niego i powalił na ziemię, wgryzając mu się w ramię.
Gryzienie przez wampira jest przyjemne, ale oni nie chcieli, żeby umarł taką śmiercią, o nie. Te wampiry lubiły zadawać ból swoim ofiarom. Rozrywały mu skórę i lizały jego ranę, czerpiąc wyraźną przyjemność z jego pełnych bólu jęków.
Wgryzały się w jedno miejsce za drugim, trzymając przy ziemi w stalowym uścisku i gadając od rzeczy. Robiły z niego prawdziwą miazgę, rozrywały skórę i ubrania bez najmniejszej oznaki litości. Nawet dopingowały się nawzajem, prześcigając w tym, kto zada mu najwięcej bólu.
Theo walczył. Nie zamierzał się tak po prostu poddać, o nie, a już na pewno nie chciał zginąć w taki sposób. Jego walka była jednak bezcelowa. Było ich zbyt dużo i byli zbyt silni.
- Ja też chcę! – powiedziała Elizabeth, podchodząc do niego i dołączając do reszty.
Mężczyźni zrobili jej miejsce. Po chwili i ona rozerwała mu głęboko skórę na szyi i zaczęła pić, pomrukując cicho.
- Nie czuję się zbyt dobrze...
Theo przełknął ciężko ślinę, czując odrętwienie i ból. Otworzył z trudem oczy. Zobaczył, że jeden z wampirów wstał, trzymając się za usta i wyglądając jak ktoś, kto zaraz zwymiotuje.
- To jakiś shit, nie jedzcie tego – powtórzył wampir niewyraźnie, ale nikt go nie słuchał.
Widząc, że nikt go nie słucha, wampir odsunął się pod ścianę i zmusił się do wymiotów. Nie było to łatwe, ale po chwili udało mu się zwrócić część krwi. Odetchnął głęboko, siadając tam i postanawiając poczekać, aż miną  mu zawroty głowy.
- Coś jest z nim nie tak – spróbował znowu.
Wampiry zignorowały go. Dopiero po dłuższej chwili poczuły, że coś jest nie tak. Elizabeth odsunęła się, zaskoczona.
- Co się dzieje? – spytała.
Jeden z mężczyzn pokręcił głową.
Nagle zapanował chaos. Wampiry zaczęły stękać i jęczeć, kuląc się z bólu. Jeden po drugim odsuwały się od Theo, narzekając na ból.
A potem padły,  jeden po drugim.
Minęło kilka dobrych minut, zanim do świadomości Theo dotarł sygnał, że jest wolny. Krzywiąc się z bólu, dźwignął się do góry, czując jak drżą mu ręce i nogi.
Jego ubranie było jednym wielkim podartym i pobrudzonym krwią łachem. Wampiry podarły mu wszystko, nawet bieliznę. Ocalały tylko buty i skarpetki.
Rozejrzał się z zaskoczeniem, widząc leżące bezwładnie wampiry. Bardziej widoczne żyły  pod ich skórą były czarnawe, zupełnie jakby płynąca w nich krew zmieniła kolor.
Theo spojrzał na tego, który jako pierwszy go zostawił. Wampir oddychał ciężko, patrząc na niego autentycznie zszokowany i przestraszony. Skórę wokół ust miał wysmarowaną krwią Theo. Z wyglądu był tylko kilka lat starszy od niego.
 I ze sto razy bardziej przerażający.
- Nie zbliżaj się do mnie! – powiedział ostrzegawczo, odsuwając się bardziej od Theo. – Zabiłeś ich! Zabiłeś!
Theo nie wiedział, czy one żyją czy nie, ale nie zamierzał tego sprawdzać. Czmychnął stamtąd tak szybko jak tylko był w stanie i wmieszał się w tłum ludzi, tak żeby nikt już nie mógł go nigdzie zaciągnąć.
Kilka osób próbowało go zaczepić, ale nie pozwolił im się nawet dotknąć i przyspieszał kroku, żeby dali mu spokój. Zlokalizowanie hotelu w takim stanie nie było możliwe.
Rozejrzał się nieprzytomnie czując, że jest z nim coraz gorzej.
A potem zemdlał.

- Chyba mam coś twojego.
Damon aż sapnął, kiedy poczuł ostry zapach krwi i zobaczył poturbowanego chłopaka w ramionach wuja. Jacob bezceremonialnie rzucił go na łóżko i ze zmarszczonymi brwiami spojrzał na swoje ubranie, które teraz było pobrudzone krwią.
- To była moja ulubiona koszula… - mruknął niezadowolony.
- Co mu się stało? – spytał zaskoczony. Theo wyglądał, jakby dopadły go wściekłe psy. – To twoja robota?
- Nie, znalazłem go przypadkiem i pomyślałem, że ci go zwrócę. Swoją drogą nie musiałeś aż tutaj przyjeżdżać i mnie nachodzić, żeby ze mną porozmawiać. Mamy dwudziesty pierwszy wiek, wiesz? Wystarczyło zadzwonić.
Damon uśmiechnął się pod nosem.
- To nie była rozmowa na telefon – odpowiedział. Przez stan Theo czuł lekki dyskomfort, ale nie było to nic, z czym nie byłby w stanie sobie poradzić.
- Powiedziałbym ci dokładnie to samo, co powiem ci teraz. Wiem, że chcesz się pozbyć dzieciaka, ale nie wiem, jak ci pomóc. Żadne z nas nie było takie w gorącej wodzie kąpane. Więź była miłą odskocznią od naszego zwyczajnego życia, a jedzenie smakowało jak nigdy dotąd. Nie próbowałem zabić swoich partnerek, tak jak ty to robisz nagminnie. – Jacob spojrzał na niego z lekką naganą.
Damon wywrócił oczami.
- Już dość się nasłuchałem od ojca, wystarczy. Mam rozumieć, że mi nie pomożesz?
- Zabrzmiało, jakbym nie chciał ci pomóc. – Jacob uniósł brwi.
- Bo podejrzewam, że nie chcesz.
Jacob westchnął.
- Chcę, ale – rozłożył ręce. – Słyszałem jedynie pogłoski, że pewna czarownica zna wszystkie tajniki więzi i potrafi sobie z nią poradzić. Nie wiem, czy umie to przerwać czy tylko osłabić, ale to jedyny trop, jaki mam.
- Okej… Więc, skoro nic nie wiesz, nie będziesz miał nic przeciwko, żebym poszperał trochę w twojej bibliotece? – Damon uniósł zaczepnie brwi.
Jacob wywrócił oczami.
- A rób co chcesz. Wiesz gdzie mnie szukać w razie czego. I, Damon… Lepiej, żebym nie znalazł swoich dzieci martwych, tak jak Celeste i Gloria.
- Ktoś wykończył dzieciaki Glorii? To w ogóle możliwe? Jest ich… cóż, dużo.
Teraz, kiedy ludzie mieli środki antykoncepcyjne i prezerwatywy, niechciana ciąża dotykała mały procent społeczeństwa. W dawnych czasach nie było takiego luksusu, a już zwłaszcza nie miały go kobiety-wampiry, które miały o wiele większy apetyt seksualny niż mężczyźni, gdy przychodziło co do czego. Posiadanie partnera więzi oznaczało często, że bzykali się po kątach, robiąc sobie dzieci, tak więc co sto lat Gloria produkowała sobie kilka małych, upierdliwych bachorków. Tak, Damon nie znosił swoich kuzynów i kuzynek, tak samo jak tamci nie znosili jego. Był trochę taką czarną owcą w rodzinie.
- Nie wszystkie, kilkoro. Nie chcę, żeby to samo spotkało moje dzieci.
- Jakby to zależało ode mnie.
Jacob patrzył na niego dłuższą chwilę, wyraźnie mu nie wierząc. Tak jak wszyscy inni podejrzewał Damona o zabijacie pierwszych.
- Zajmij się młodym, zanim wyzionie ducha. – Jacob kiwnął mu głową w stronę Theo, któremu akurat zaczęła wracać świadomość.
Chłopak w pierwszej chwili nie wiedział, gdzie jest. Usłyszał, jak coś trzasnęło, ale niemiał siły ani ochoty sprawdzić, co to było.
- B-boli – wyjęczał.
- Gdybyś mnie słuchał to by nie bolało – odpowiedział mu Damon. Theo nie musiał go widzieć, żeby wiedzieć, że wampir patrzy na niego z politowaniem.
Nastolatek otworzył oczy.
- Jak się tutaj znalazłem? – spytał.
Damon mu nie odpowiedział. Nachylił się nad nim i zaczął zrywać z niego resztki ubrań, które na nim zostały. Theo zaprotestował cicho, ale był zbyt słaby, żeby się sprzeciwić. Już po chwili leżał na łóżku zupełnie nagi.
- Nie ruszaj się – mruknął Damon. – Lepiej zaleczę ci te rany, zanim wykrwawisz mi się na łóżko.
Zaleczy? Jak?
Damon nachylił się nad nim i przejechał językiem po ranie na jego szyi. Theo zerknął na niego niepewnie, czując jak jego puls przyspiesza. Zamierzał mu te wszystkie rany wylizać?
Theo zamknął oczy. To była słodka tortura i o ile podczas gryzienia miał wymówkę dla swojego wzwodu, tak teraz, kiedy Damon bezceremonialnie wylizywał mu ranę za raną, nie miał żadnej. Damon sapnął i odsunął się lekko, patrząc na niego z niesmakiem.
- Przestań się tym tak podniecać! Chryste!
- N-no co? Jakby nie mam nad tym kontroli, wiesz?
- Każ mu opaść i już. Mam wyostrzone zmysły! Nawet nie masz pojęcia, jak mnie to drażni.
- No, przepraszam, no!
Theo czuł, że jest cały czerwony. Miał wrażenie, że zaraz umrze ze wstydu i gdyby nie było mu tak słabo, chyba zamknąłby się w łazience i siedział tam do końca świata.
Damon odetchnął, wyraźnie poirytowany, ale wrócił do wylizywania jego rany na ramieniu. Theo starał się myśleć o zabitych zwierzętach, starych babciach w strojach kąpielowych czy swoim nauczycielu od literatury w stringach, ale nic nie pomagało, kiedy Damon zjechał na jego tors i zaczął powoli lizać okolice jego lewego sutka.
Theo oddychał szybko. Nie był w stanie powstrzymać rosnącego podniecenia. Był tylko biseksualnym nastolatkiem, nie potrafiącym się oprzeć najprzystojniejszemu facetowi, jakiego widział w swoim życiu. Wampir chyba zrozumiał, że jest w tej sprawie na przegranej pozycji, bo już nic więcej na ten temat nie powiedział, skupiając się na samej czynności.
Jeśli Theo myślał, że zaleczenie rany obok jego sutka było torturą dla jego pobudzonego ciała, gdy Damon zjechał na ranę tuż obok pępka, było sto razy gorzej. Tylko myśl o tym, że Damon go zabije, jeśli to zrobi, powstrzymała go przed chwyceniem swojego członka w dłoń i doprowadzeniem się do szczytu. No i może jeszcze sposób, w jaki Damon na niego spojrzał, kiedy penis Theo nabrzmiał i otarł się o jego policzek.
- Żenada…
Damon odsunął się i rozsunął mu lekko nogi, biorąc się za ostatnią ranę na udzie. Theo zakrył twarz dłońmi, nie chcąc patrzeć na wampira. Był rozdarty. Z jednej strony chciał, żeby to już się wreszcie skończyło, a z drugiej to, co robił Damon, było słodką torturą, mogącą trwać o wiele dłużej, byle prowadziła do spełnienia. Kto by pomyślał, że zwykłe lizanie go i to w niekoniecznie erogennych miejscach, wywoła tak silną reakcję? Cóż, on na pewno się nie spodziewał.
Po chwili wampir odsunął się, ocierając usta i wstając z łóżka. Nastolatek spojrzał na niego, jednocześnie zakrywając się końcem kołdry.
- Dziękuję – powiedział cicho. Cały czas świerzbiły go ręce, żeby położyć je na swoim penisie, ale powstrzymał się. Naprawdę chciał żyć.
- Nie musiałbyś mi dziękować, gdybyś mnie słuchał.
Theo westchnął cicho.
- Byłem głodny. I chciałem się przewietrzyć. Przecież nie chciałem, żeby tak wyszło.
- Sam jesteś sobie winien. – Wampir spojrzał na niego surowo.
- Kto to w ogóle był?
- Kto?
- No, te wampiry, które mnie zaatakowały.
- Skąd mam wiedzieć? Pewnie jakaś wygłodniała banda.
- Następnym razem…
- Lepiej, żeby następnego razu nie było – przerwał mu Damon.
- Jasne, jasne. – W końcu wcale nie chciał, żeby przydarzyło mu się to po raz kolejny. – A, um… Wiesz, co się z nimi stało?
- Pewnie Jacob je zabił. – Damon wzruszył ramionami.
- Jacob?
- Tak.
- Kto to jest?
Damon zacisnął zęby, wyraźnie zirytowany.
- Mój wuj. Przyniósł cię tutaj. Uratował przed wampirami.
- Um, ale on mnie przed nimi nie uratował. Zemdlałem na ulicy.
- Uciekłeś im? – Wampir uniósł brwi.
- No właśnie nie? – Theo usiadł na łóżku i podrapał się po głowie. – To było dziwne? To znaczy… Bo… Zaczepiła mnie jakaś dziewczyna i powiedziała, że mi pomoże znaleźć mój hotel, bo widziała, że się zgubiłem. Zaprowadziła mnie do jakiegoś zaułku.
- Jak baranka na rzeź – wtrącił Damon z cichym parsknięciem. Nie mógł uwierzyć, że dzieciak był taki głupi.
Nastolatek zignorował jego komentarz i kontynuował:
- No i… Tam pojawiło się pięciu facetów. I wszyscy się na mnie rzucili, mieli ten manewr dokładnie opracowany. I wtedy jeden z nich powiedział, że źle się czuje i zwymiotował. – Damon przekrzywił głowę, patrząc na niego z rosnącym zainteresowaniem. – Reszta go nie słuchała, a po chwili wszystkie padły. Chyba… zdechły. To wyglądało, jakby… jakby ich krew zrobiła się czarna. Został tylko ten, który zwymiotował, ale też nie wyglądał najlepiej. I się mnie bał. Wiesz, o co chodzi?
Damon patrzył na niego przez chwilę, po czym wzruszył ramionami.
- Nie.
Theo zmarszczył brwi, zaskoczony. Jego słowa wydawały się cieszyć wampira, pewnie wiedział, o co chodzi, więc dlaczego nie chciał mu powiedzieć?
- Damon, no… - marudził. – Powiedz mi.
- Nie wiedziałem, że jesteśmy ze sobą po imieniu.
- Mam się zwracać bezosobowo? Jasne, spoko, ale powiedz mi, o co…
- Sam byś to rozgryzł, gdybyś tylko chwilę pomyślał. - Damon westchnął ciężko, masując nasadę nosa. – Matko, boli mnie przez ciebie głowa. Wychodzi na to, geniuszu, że inne wampiry nie mogą pić twojej krwi. Jest dla nich trująca. Mogę tylko ja, jako twój partner więzi. Tak ciężko było do tego dojść bez mojej pomocy? – Ostatnie zdanie ociekało sarkazmem.
Zirytował się, pomyślał Theo. Nie rozumiał Damona ani trochę. Jeśli tak bardzo mu przeszkadzało jego marudzenie, dlaczego odpowiadał na wszystkie jego pytania? Przecież mógł milczeć i poczekać, aż Theo znudzi się ich zadawanie i nie otrzymywanie odpowiedzi. Albo Damon podskórnie chciał z kimś pogadać, albo bardzo łatwo można było go sprowokować. Cokolwiek to było, Theo machnął na to ręką. Położył się na łóżku i postanowił się przespać. Jeśli ich wycieczka dalej miała tak wyglądać jak ten pierwszy dzień, będzie potrzebował dużo sił.

***
Hej:)
Miałam Wam wstawić rozdział dzisiaj rano przed wyjściem, ale zapomniałam =.=
Mam nadzieję, że się podobał. Czekam na Wasze opinie.
P.S.: Zachęcam wszystkich do zagłosowaniu w ankiecie, którą niedawno dodałam na bloga.
Pozdrawiam!

14 komentarzy:

  1. Bardzo się podobał ale taaak krótko:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne ale zdecydowanie za mało. Bawi mnie jak ci dwaj krążą wokół siebie a Theo po prostu uwielbiam za jego naiwność....

    OdpowiedzUsuń
  3. Liczyłam, że nagi Theo jakoś podziała na Damona a tu nic, nawet żadnej zboczonej myśli. ;) Rozdział cudny jak zawsze :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedy następny rozdział.?^^

    OdpowiedzUsuń
  5. Rewelacyjny rozdział :)
    Ciągle chcę czytać następy rozdział, a tu trzeba czekać, ale będę twarda :P
    Damon ciągle mnie drażni, choć przyjemnie byłoby znowu przeczytać jego, że tak nazwę przemyślenia, bo na razie ciągle jest dupkiem, który nie chce się zaopiekować Theo.
    Theo jest czasami strasznie naiwny, ale przez to słodki. W sumie nie wyobrażam sobie jego innego zachowania, choć może z czasem stanie się bardziej zadziorny, o marzę o tym :)
    Z niecierpliwością czekam na następny rozdział :)
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. No nieee! A już liczyłam na jakieś ruchańsko xD rozdział jak zawsze świetny tak jak autorka ;) i proszę z okazji świąt wstaw nowy rozdział szybciej! Bardzo ładnie proooosze! <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Ach ten Damon... okropny dupek z niego, wcale się nie przejął biednym Theo. I w ogóle czy on nie powinien czuć że dzieje się krzywda jego partnerowi? Też chcę trochę przemyśleń Damona, on napewno też toczy w sobie jakąś walkę :) Dzięki bardzo za rozdział i wyczekuję następnego ☺

    OdpowiedzUsuń
  8. No kiedy nowy rozdział...

    OdpowiedzUsuń
  9. kiedy można się spodziewać nowego rozdziału więzi?

    OdpowiedzUsuń
  10. Rozdział pojawi się na blogu w środę/czwartek, zobaczymy jak się wyrobię.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  11. Biedny Damon jak on się musiał męczyć przy uleczaniu Theo... Ciekawe kto zamordował dzieci Glorii ?? pozdrawiam Karo

    OdpowiedzUsuń
  12. Witam,
    miałam tutaj pewne podejrzenia co do Elizabeth, nic nie myślał, nawet nie pytała o szczegóły jakie zapamiętał, żaden inny wampir już na nim się nie pożywi...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  13. Hej,
    o tak wspaniały rozdział, już żaden inny wampir na nim się nie pożywi...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  14. Hej,
    fantastycznie, już żaden inny wampir nie pożywi się na Theo...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)