- Och, Boże!
Odchyliłem głowę bardziej do
tyłu, pozwalając mu pieścić ustami moją szyję. Całował ją, ssał i przygryzał,
zapewne zostawiając sporo śladów, ale nie miałem nic przeciwko. Objąłem go ręką
mocniej za szyję, wplatając palce w jego włosy. Jak zwykle, kiedy nie ruszał
się z domu, związał je na czubku głowy, tworząc niedbały kok, z którego
wystawało sporo kosmyków.
Drugą ręką przejechałem po jego
plecach, z pewnością zostawiając na nich ślady paznokci. Moje biodra mimowolnie
poszły w ruch. Otarłem się o niego, wyrywając jęk z jego ust. Obaj byliśmy
mocno podnieceni, ale żaden z nas nie zamierzał zakończyć zabawy. Doprowadzanie
się wzajemnie do pasji okazało się świetnym sposobem na spędzenie deszczowego
dnia w domu.
Obaj mieliśmy na sobie tylko dresowe
spodnie, co dawało spore pole do popisu i jednemu, i drugiemu. Oczywiście,
deszcz był tylko wymówką. Gdy nie mieliśmy ochoty robić nic konkretnego, zajmowaliśmy
się sobą. Okazało się, że siedzenie okrakiem na kolanach Toma to zajebiste
miejsce na pozbycie się nudy.
- Toom – mruknąłem, odsuwając się
lekko i wpychając mu język do ust. Jego dłonie zacisnęły się na moich
pośladkach.
Otarłem się o niego po raz
kolejny. Bez problemu mogłem poczuć, jak bardzo jest podniecony. Jakaś część
mnie była bardzo zadowolona z faktu, że doprowadziłem go do takiego stanu.
Miałem nad nim władzę, jakiej nigdy nie spodziewałem się mieć.
Sapnąłem, kiedy Tom pochylił się
i zaczął ssać mój sutek.
- Toom! – jęknąłem, zaciskając
mocniej palce w jego włosach. Syknął, ale nie przerwał, zwiększając
intensywność pieszczoty.
Próbowałem jakoś powstrzymać się
przed orgazmem, ale byłem na krawędzi od wieków i nie dałem rady. Doszedłem w
swoje spodnie, zanim choć pomyślałem o zsunięciu ich z siebie.
Jęknąłem cicho.
Tom odsunął się lekko, zadowolony
z siebie. Uśmiechnął się szeroko.
- Wygrałem.
Walnąłem go w ramię, krzywiąc
się.
- Fuj! To ohydne! Jezu, jak
niewygodnie! – narzekałem, zsuwając z siebie mokre od spermy spodnie. –
Wszystko twoja wina.
Tom wywrócił oczami.
- Sam chciałeś w to grać.
- Chciałem wygrać.
- Przegrałeś. Frajer.
Spojrzałem na niego spod byka.
- Pewnego dnia obudzisz się w
łóżku z kijem od miotły w dupie. Prowokuj mnie dalej, to dojdzie do tego
szybciej niż później.
Tom zaśmiał się.
- Może, ale najpierw… - Spojrzał
na mnie roziskrzonymi oczami i zsunął swoje spodnie na tyle, aby uwolnić swoją
męskość. – Coś tu na ciebie czeka. Potem możesz mnie gwałcić miotłą ile chcesz,
będzie mi już wszystko jedno.
Wywróciłem oczami. Rzuciłem swoje
spodnie na podłogę i zupełnie nagi klęknąłem przy nim. Wcześniej zarzekałem
się, że nie wyląduję przed nim na kolanach, nie i już, ale cóż… Przegrałem.
Fakt był taki, że gdybym naprawdę nie chciał tego zrobić, to bym się o to nie
założył, a i Tom by mnie nie zmuszał, żebym wywiązał się z obietnicy.
Obaj dobrze o tym wiedzieliśmy.
Obaj tego chcieliśmy. To był po prostu kolejny rodzaj gry między nami. Sposób
na rozładowanie napięcia. Zrozumienie, czego drugi tak naprawdę chce. Co lubi.
Po tym, co się wydarzyło; po tym,
co Tom zdołał przede mną ukryć przez te wszystkie miesiące, mogłem myśleć tylko
o jednym. Żadnego więcej „ jesteśmy bliźniakami i rozumiemy się bez słów”.
Gówno prawda. Gdyby tak było, nie doszłoby między nami do nieporozumienia. Nie
miałbym problemu z rozgryzieniem Toma po wypadku. Uniknęlibyśmy obaj wiele
cierpienia. Dlatego też kazałem mu obiecać… I ja też mu obiecałem… że cokolwiek
będzie się działo, nie będziemy się zasłaniać słowami „on na pewno wie”. Bo
wbrew pozorom, nie zawsze wiedzieliśmy, co drugi myśli i czuje. Ostatnie miesiące
były tego najlepszym dowodem.
Tom chętnie mi to obiecał. Jak
się nad tym dłużej zastanowiłem, to musiałem niestety przyznać, że on
nacierpiał się bardziej. Mój wypadek, utrata pamięci, błądzenie po omacku przez
miesiące… Gdy ja żyłem sobie w błogiej nieświadomości, skupiony na bólu
fizycznym, on katował się godzinami, cierpiąc psychicznie, starając się jakoś
ogarnąć sytuację i dopchnąć nas do momentu, w którym obaj zupełnie świadomie
zdecydujemy o swojej przyszłości.
Ten moment, jak się okazało, właśnie
nadszedł.
- Bill, odpłynąłeś – mruknął Tom,
gładząc bok mojej czaszki. Spojrzałem na niego. Zagryzł dolną wargę i wyraźnie
się zawahał. Zanim jednak zdążył cokolwiek powiedzieć, przerwałem kontakt
wzrokowy i złożyłem na czubku jego męskości delikatny pocałunek. Wymruczał coś,
czego nie zrozumiałem, ale nie miało to większego znaczenie. – Ugh, Jezu, Bill…
- To Jezu czy Bill? – spytałem
zadziornie, odsuwając się lekko.
Jęknął cierpiętniczo.
- Weź do ust, sadysto.
- Nie było magicznego słowa.
- BILL.
- To nie jest magiczne słowhohgh…
- Tom przycisnął moją głowę sprawiając, że jego członek mimowolnie wsunął się
do połowy w moje usta. Spojrzałem na niego z mieszaniną emocji z naciskiem na
irytację, ale w końcu wywróciłem oczami i wziąłem się za robotę.
Myślałem, że będzie dziwnie,
niezręcznie i obrzydliwie i o ile było mi trochę głupio, to jednak nie było to
obrzydliwe. Właściwie to całkiem mi się spodobało. Słysząc, jak pozytywnie Tom
reaguje na to, co robiłem, zaświtało mi w głowie, że sam dał mi do ręki broń. W
końcu to był typowy facet. Wiedziałem, że jeśli będę coś chciał, czego on nie
będzie chciał mi dać, to seks będzie moją kartą przetargową.
Niech mnie szlag, jeśli nie był
tego świadomy. Miałem jakieś głupie wrażenie, że jego to totalnie jara.
Gdy skończyłem, Tom westchnął z
zadowoleniem i ułożył się na wznak na sofie.
- Tego mi brakowało – mruknął
cicho.
Otarłem usta i usiadłem po
turecku. Spojrzałem na niego, unosząc brwi.
- Obciągania?
- Też. Ogółem. Ciebie. Lubię
spędzać z tobą czas.
- Tom, przez ostatnie miesiące
jesteśmy niemal jak syjamskie. Prawie w ogóle się nie rozstawaliśmy.
- Może, ale to nie to samo. Wtedy
nie było między nami tak, jak powinno być. Teraz jest.
- Aww! Zaraz się popłaczę ze
wzruszenia!
Tom wywrócił oczami, lekko
zirytowany moim komentarzem, ale nie odszczeknął się.
- Robimy coś na obiad? – spytał w
zamian, patrząc na mnie. – Jestem głodny.
- Ja też. Możemy poszperać po
szafkach i zobaczyć, czy da się z tego coś zrobić.
Jak postanowiliśmy, tak
zrobiliśmy. Tom namierzył w jednej z szafek ryż, a ja w zamrażarce paczkę
warzyw na patelnię, więc zdecydowaliśmy, że to nam starczy. Zrobienie obiadu
nie zajęło nam nawet pół godziny.
Tom zrobił się bardzo dotykalski
w kuchni. Za każdym razem, kiedy obok mnie przechodził, nie mógł się powstrzymać,
żeby mnie nie dotknąć, jakby nie mógł uwierzyć, że to wszystko dzieje się
naprawdę i ma do tego prawo. To było cholernie słodkie i musiałem ukrywać
uśmiech każdy jeden raz, kiedy to robił. Nie chodziło mu nawet o to, żeby
złapać mnie za tyłek albo fiuta, on zwyczajnie chciał mnie dotknąć. Za biodro,
plecy, ramię, pocałować mnie w kark. Nigdy nie widziałem, żeby zachowywał się
tak przy Rii, więc trochę mnie zaskoczyło, że jest taki dotykalski.
Bardzo mi się to podobało.
Obiad zjedliśmy w błogiej ciszy,
nie czując potrzeby, żeby ze sobą rozmawiać. Tom był jedyną osoba, z którą
mogłem sobie po prostu pomilczeć i nie czuć się niezręcznie z tego powodu. Mój
wzrok mimowolnie prześlizgnął się po jego szyi na obojczyki, ładnie umięśnione
ramiona, przedramiona i klatkę piersiową. Nie jakoś przesadnie, tak… w sam raz.
Tom wszystko miał dla mnie w sam raz.
Uśmiechnął się widząc, że gapię
się na niego i niemal rucham go wzrokiem.
- Co? – spytałem obronnie.
Wzruszył ramionami, ale uśmiech
nie schodził mu z twarzy. Wywróciłem oczami i wróciłem do jedzenia, gapiąc się
w twarz i pilnując, żeby mój wzrok nie uciekł znowu w ego kierunku. Wszystko
wydawało się takie cholernie sielankowe, że można było się porzygać. Wierzyłem
w miłość od zawsze, byłem niepoprawnym romantykiem, ale nawet ja miałem swoje
granice. Gdy w jakiejś książce natrafiałem na moment, kiedy robiło się tak
sielankowo, mimowolnie krzywiłem się i przechodziłem do miejsca, gdzie było mniej
kolorowo. Wolałem o wiele bardziej te melodramatyczne momenty, nawet jeśli coś
tak banalnego jak jedzenie obiadu z Tomem sprawiało, że czułem motyle w brzuchu
ze szczęścia.
Gdzieś w środku pozostał strach,
że to wszystko się sypnie i wtedy stracę go bezpowrotnie. Wiedziałem, że jakaś
część mnie zawsze będzie się tego bać, nieważne jak dobrze będzie nam się
wiodło. Tom miał rację co do jednego. To wszystko… to było tego warte. Ryzyka.
Bo jeśli my dwaj nie byliśmy w stanie jakoś tego rozpracować i sprawić, żeby
funkcjonowało, to nikt nie mógł.
- Co się tak zamyśliłeś?
Spojrzałem na niego i pokręciłem
głową.
- Po prostu odpłynąłem. Powiedz
mi lepiej, komu zamierzamy o tym wszystkim powiedzieć.
Tom nabił na widelec fasolę i
wsunął ją do ust, żując przez chwilę i zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Cóż… wygadałeś się Alexowi, a
ja Geo i Gusowi. Przyjęli to dobrze,
więc możemy im powiedzieć, że jesteśmy razem. Hmm… Kto jeszcze w ogóle jest w
kręgu ludzi, których moglibyśmy wtajemniczyć? Fabien i Alice.
- Rodzice – dodałem, unosząc
brwi.
Tom się zakrztusił.
- Chcesz powiedzieć rodzicom? –
zdumiał się.
- Nie, wymieniałeś osoby, którym
w ogóle moglibyśmy powiedzieć. Rodzice też w niej są.
- Ale im nie mówimy! – zarzekł
się od razu Tom. – Jezu, chcesz, żeby matka mnie zabiła? Aż się boję pomyśleć,
co by z tego wynikło.
Uśmiechnąłem się półgębkiem. To z
pewnością nie byłoby przyjemne dla Toma. W końcu nie trudno się domyślić, kto
kogo pieprzy w tym związku. Ciężko byłoby jej dojść do tego, kto w ogóle wpadł
na taki genialny pomysł, ale szybciej zebrałoby się za to Tomowi. Zawsze wydawał
się dojrzalszy i bardziej ogarnięty i to on przeważnie słyszał od matki, że
musi o mnie dbać, bo to ja szybciej robiłem z siebie idiotę na forum.
- To byłaby katastrofa –
przyznałem. – Ale podejrzewam, że ukrywanie się przed mamą i Gordonem nie będzie
trudne. Wiesz, będziemy musieli zachować ostrożność, ale zawsze byliśmy blisko.
Nie wyłapią, że coś się między nami zmieniło, dopóki nie zmieniło się to na
gorsze.
Tom skinął. Mama i Gordon
stracili wiele lat naszego życia, kiedy robiliśmy karierę. Wiele o nas nie
wiedzieli, bo czas, który spędzaliśmy w domu, był zbyt krótki, aby o wszystkim
im opowiedzieć. Szybko nadszedł czas, kiedy obaj byliśmy pełnoletni i swoje
wakacje spędzaliśmy gdzieś na słonecznych plażach, z dala od tłumu ludzi, co
odbijało się na naszej relacji z rodzicami. Wiedziałem, że mama miała do nas o
to trochę żal, ale z drugiej strony czuła ulgę, że gdziekolwiek się nie
ruszaliśmy, byliśmy zawsze razem. Wiedziała, że będziemy na siebie nawzajem
uważać i to zapewne sprawiało, że była o wiele spokojniejsza. Nie oznaczało to
jednak, że nie zabiegała o naszą uwagę, gdy tylko mogła.
- Czyli zostaje tylko Alice i
Fabien – stwierdził Tom.
- Mhm… Mówiłeś, ze Alice coś
wyczuła.
- Tak mi się wydaje – mruknął. –
Zadała mi kilka dziwnych pytań i przyglądała nam się bardzo uważnie, jak
ostatnio razem wyszliśmy, ale nigdy nie zapytała o nic wprost, a ja nie
zaoferowałem, więc… - Wzruszył ramionami. – Nie mam pojęcia, ile tak faktycznie
wie.
- To baba – skomentowałem kwaśno.
– Pewnie wie wszystko. One zawsze wiedzą.
- Ugh… nie wiem. W każdym razie,
jeśli faktycznie wiedziała, nie wyglądała na zdegustowaną ani nic, więc może
nie będzie miała nic przeciwko.
- Zostaje Fabien.
- Jak myślisz? Co by na to
powiedział?
Pokręciłem głową. Ciężko było
zgadnąć, bo Fabien przez większość czasu był nieprzewidywalny. Ciągle żartował,
był głośny, lubił dowcipkować i dogryzać wszystkim, ale ciężko go było
rozgryźć, co myśli tak naprawdę. Fabien rzadko bywał poważny. Nie miałem
pojęcia, jak on mógł zareagować na takie rewelacje.
- Enigma.
- Noo, dla mnie też. – Tom
odłożył widelec i odsunął od siebie talerz. Przeciągnął się. – Nie mam pojęcia.
On i Alice znają się razem o wiele dłużej. Może jak byśmy jej powiedzieli,
moglibyśmy ją spytać, co ona o tym myśli. Może będzie potrafiła określić, jak
Fabien może na to zareagować.
Skinąłem głową. To był sensowny
plan. Ziewnąłem szeroko. Tom też ziewał, wyraźnie śpiący. Wstawiliśmy talerze
do zlewu i zgodnie poszliśmy do mojego pokoju, żeby uciąć sobie popołudniową
drzemkę. Na dworze ciągle lało. Deszcz dalej sprawiał, że czułem się trochę
niepewnie, zwłaszcza po odzyskaniu pamięci. Na szczęście od tego miałem Toma.
Ktoś ciepły, przytulony do mnie i będący przy mnie podświadomie napełniał mnie
uczuciem bezpieczeństwa. W samochodzie byłem sam. Podczas deszczowych dni i
nocy byłem w ramionach Toma. Tyle wystarczyło, żebym czuł się bezpiecznie.
Spędziliśmy w łóżku sporo czasu.
Po dość długiej drzemce poświęciliśmy sporo czasu na macanie i obściskiwanie
się, nie bacząc na to, że obaj lepiliśmy się od potu. Trochę później
zdecydowałem, że przyda i się orzeźwienie i zaciągnąłem Toma na dwór na basen.
Deszcz ciągle padał, ale nie tak mocno jak wcześniej, a woda była letnia, więc
czułem się w niej świetnie. Wygłupialiśmy się chyba z godzinę, dalej się
macając i całując i zachowując się jak dwa nastolatki, które odkryły do czego
służ fiut.
- Jezu! – sapnął Tom w pewnym
momencie, odsuwając się od mojej szyi. – Nie miałem takiego pierdolnięcia nawet
w wieku szesnaście lat. To wszystko twoja wina.
- Moja? – sapnąłem. – Nie moja
wina, że twój fiut tak pozytywnie na mnie reaguje.
Tom złapał mnie za krocze.
- I vice versa, dupku.
Pocałowałem go mocno, agresywnie.
Nie miałem pojęcia, czym mnie naćpał, ale chciałem być na haju na wieki.
Minął pierwszy tydzień rauszu,
potem drugi, trzeci, miesiąc… Nie przechodziło. Za cholerę. Byłem coraz
bardziej zdumiony widząc, jak wszystko wskoczyło na swoje miejsce. Nawet jak
się kłóciliśmy, to tak naprawdę się nie kłóciliśmy. To znaczy… kłóciliśmy. Ale
szybko poszliśmy do łóżku, wyładowaliśmy nadmiar energii i skończyło się na przeprosinach
i przytulaniu. Nie byłem na tyle głupi, żeby wierzyć, że tak będzie zawsze. W
końcu prędzej czy później posypie się nam na głowę więcej kłopotów, ale
chwilowo dawaliśmy radę.
Więcej uwagi poświęcaliśmy naszej
twórczości, powoli kończąc kawałki, które chcieliśmy mieć na płycie. Wiedzieliśmy,
że nie zrobimy takiej furory jak kiedyś, ale to nie miało wielkiego znaczenia.
Chcieliśmy po prostu znowu ruszyć w trasę, poczuć scenę pod stopami i zagrać
dla tysięcy ludzi, poczuć ten klimat. Tom by się do tego nie przyznał, ale tęsknił
za tym tak samo jak ja.
Temat seksu-seksu ciągle nie
wypłynął. Widziałem, że Tom czasami otwierał usta, chcąc zapytać, chcąc posunąć
się dalej, ale nie zrobił tego, dając mi czas. Sam też o tym nie wspominałem,
bo o ile robótki ręczne i obciąganie były okej, o tyle nie wiedziałem, jak
mógłbym zareagować na seks analny. Nie chciałem niszczyć sielanki mówiąc bratu,
że to nie wchodzi w grę, bo nie podobało mi się ani trochę. Właściwe tego, że
mi się nie spodoba, bałem się bardziej niż aktu samego w sobie. Nie chciałem
zawieźć Toma, nie po tym, jak długo na mnie czekał, więc odwlekałem ten moment
w nieskończoność, próbując się na to jakoś mentalnie przygotować.
W ostateczności doszło do
sytuacji, kiedy Tom dyskretnie próbował mnie zapewnić, że jeśli nie chcę to też
będzie okej. Kochałem go za to jeszcze bardziej.
Nawet jeśli wyżarł mi wszystkie lody
z lodówki i pokazał znajomym zdjęcie z dzieciństwa, na którym byłem ubrany w sukienkę.
***
Hej:)
Dzisiaj trochę krótko, ale zawarłam w tej historii już wszystko, co miało się pojawić, więc nie widziałam sensu w pisaniu dłuższego rozdziału, zapełnionego pozbawionymi sensu słowami. Nie, żeby to opowiadanie już jakieś 5 rozdziałów temu poszło w kierunku, którego bym w życiu nie przewidziała...
No ale cóż. Przed Wami jeszcze epilog, który wyjątkowo nie będzie wybiegał daleko w przyszłość, ale skupi się na bardziej przyziemnej rzeczy, którą jest.... Ekhem, zobaczycie ;)
Tekst niesprawdzony! Życzę miłego weekendu i czekam na Wasze opinie.
Zapraszam też do zagłosowania w mojej ankiecie.
Pozdrawiam!
Trochę smutno się robi, gdy kończy się kolejne opowiadanie :'(
OdpowiedzUsuńTo chyba jest Twoje najkrótsze opo z tych dłuższych xD Ale i tak było ciekawe. Najbardziej podobało mi się to teraźniejsze podejście do tematu, a nie z czasów, gdy dopiero zaczynali karierę itp.
No i cóż, cieszę się że zapowiada się takie pozytywne zakończenie. Takie są najlepsze :D
Pocieszam się tym, że jeszcze jeden odcinek i zapewne będzie to na co wszyscy z utęsknieniem czekają, ale strasznie mi przykro, że to będzie ostatni odcinek. To takie głupie uczucie z jednej strony cieszę się, że już wszystko między nimi jest dobrze, że jest tak jak powinno być, a drugiej nie, bo to oznacza, że koniec opowiadania i jest mi bardzo smutno.
OdpowiedzUsuńCóż... czekam zatem na epilog.
Buziaczki :*
Będzidzie dzisiaj rozdział?
OdpowiedzUsuńNie. Jutro albo pojutrze.
UsuńPozdrawiam!
obsesja
Dodasz coś dzisiaj?
OdpowiedzUsuńKiedy będzie npwy rozdział?
OdpowiedzUsuńKiedy nowy rozdział?
OdpowiedzUsuńKiedy nowy rozdział?
OdpowiedzUsuńIle rozdziałów zostało do końca?
OdpowiedzUsuńChciałabym przeczytać całe opowiadanie, ale nie wiem czy wytrzymam do końca, więc stąd moje pytanie.
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)