- O nie, nie, nie, nawet mi się
nie waż teraz umierać!
Ktoś uderzył go w twarz. Stiles
tylko się skrzywił. Ból promieniujący z jego pleców był sto razy gorszy, ale i
tak uderzenie trochę go oprzytomniło.
Ktoś go niósł. Przez las.
- Stiles! Jeśli umrzesz mi na
rękach to przysięgam, że znajdę sposób, żeby cię wskrzesić i zabiję cię
własnoręcznie!
Głos był znajomy, ale Stiles nie
był w stanie stwierdzić, do kogo należał. Wiedział tylko, że to kobieta.
Musiała mieć sporo siły, bo nawet się nie zasapała, niosąc go.
Może do tych bestii, żeby mogły
go zjeść? Chociaż nie… One nie jadły ludzi. Chyba. Ciała były rozerwane, a nie
zjedzone, ale cóż, wielu z trupów pewnie i tak nie odnaleziono.
- Jeszcze tylko chwila. Laura!
Mamy problem!
Kolejne minuty były chyba
najdziwniejszymi w jego życiu. Nagle znalazł się w jakimś domu, otoczony przez
sporą grupę ludzi. Mówili coś podniesionymi głosami, ale jego mózg był tak
zamroczony, że nie był w stanie zrozumieć ani słowa.
Ktoś odwrócił go na brzuch i
rozdarł mu ubranie. Wlano mu do ust coś, co miało metaliczny smak. Cokolwiek to
było, pomogło mu zostać przytomnym prze kolejnych kilka minut.
- Erica, wracaj na patrol! Derek,
Peter, trzymajcie go. Cora, woda i ręczniki.
- Co się… - wymamrotał cicho,
próbując się rozejrzeć i zrozumieć, gdzie jest i co się stało. Niestety było
zbyt ciemno, w pomieszczeniu paliło się tylko kilka świec. Stiles miał
wrażenie, że oczy ludzi w pomieszczeniu błyszczały w ciemności na żółto,
niebiesko i czerwono, ale to nie było możliwe.
- No, mały, teraz zaboli. Derek,
liczę na ciebie.
Ktoś zaskomlał tuż obok jego
głowy.
- Wiem, wiem.
Stiles wrzasnął, kiedy w jedną z
ran coś mu włożono. Po chwili ból zelżał i był nawet całkiem znośny, biorąc pod
uwagę to, że ktoś dalej grzebał mu w ranie.
Minęła dłuższa chwila, zanim
narzędzie zostało usunięte z cichym pomrukiem zadowolenia.
- Druga przeszła na wylot –
odezwał się jakiś mężczyzna.
- To dobrze.
- Nie mogłabyś go po prostu
ugryźć? Nie musielibyśmy marnować naszych i tak już szczupłych zapasów.
Coś zawarczało groźnie niedaleko
ucha Stilesa. Chłopak zamknął oczy modląc się, żeby to coś go nie zjadło po
tym, jak ci ludzie najwyraźniej zdecydowali się mu pomóc.
- Oczywiście, Derek, jakżebym
mógł zapomnieć – rzucił ten sam mężczyzna sarkastycznie.
Stiles odetchnął cicho,
korzystając z faktu, że prawie nie czuł bólu. Nie rozumiał, jak to możliwe – no
chyba że umierał, to była w sumie jedyna opcja – ale zamierzał korzystać na
całego.
Nie miał pojęcia, na ile
odpłynął, ile jeszcze czasu słyszał podniesione głosy i skomlenie. Gdy się
obudził, leżał na skraju lasu, niedaleko swojego samochodu. Pochylało się nad
nim dwóch mężczyzn.
- Hej, mały, co jest? – spytał
jeden, klepiąc go lekko po twarzy.
Stiles skulił się z bólu.
- Ma ubrania przesiąknięte krwią.
Zabierzmy go do szpitala, tylko najpierw… - Facet podniósł ostrożnie koszulkę
Stilesa i aż sapnął. – O mój Boże, to rana postrzałowa.
- Dwie – wychrypiał nastolatek,
zamykając oczy. Może jeśli będzie miał szczęście, to ci tutaj nie wrzucą go z
powrotem do lasu.
- Dzwonię po karetkę – powiedział
jeden i wstał. Odszedł kawałek, mówiąc szybko do telefonu.
- Co ci się stało, mały? – spytał
ten drugi, który przy nim kucał.
Stiles uśmiechnął się słabo.
- Sam chciałbym to wiedzieć.
- Nie wiesz? – zdziwił się
mężczyzna.
- Niestety – skłamał. Ten, kto go
zaatakował, mógł po niego wrócić. Jeśli rozniesie się plotka, że nie wie, co
się stało, może pomyślą, że faktycznie nie pamięta albo chociaż jest zbyt
przerażony, żeby gadać. Istniało więc duże prawdopodobieństwo, że zostawią go w
spokoju. – Hej, co… co robisz? – spytał zdezorientowany, kiedy facet zaczął go
macać i podciągać mu jego ubrania, wyraźnie czegoś szukając. – Hej. Ej,
przest…. Co ty rob…? – Facet przejechał rękami po jego tyłku, udach i łydkach.
- Cii, chcę tylko zobaczyć, czy
masz jakieś inne obrażenia.
- Mogłeś zapytać, a nie mnie
macać! – warknął Stiles.
Ty pedofilu, dodał w myślach.
Karetka przyjechała po kilkunastu
minutach i zabrano go do szpitala. Zanim drzwi karetki się za nim zamknęły,
usłyszał wyjącego w oddali wilka. Łowcy spojrzeli na siebie porozumiewawczo.
Stiles w mgnieniu oka został
naszprycowany środkami przeciwbólowymi, a jego rany opatrzono. Tracił i
odzyskiwał świadomość i kompletnie nic nie rozumiał z tego całego lekarskiego
bełkotu, więc postanowił zostawić to ojcu i poczekać, aż ten mu przetłumaczy.
Gdy lekarz wreszcie wyszedł i zostawił go z tatą – przerażonym całym zajściem i
wściekłym, że do niego doszło – Stiles spytał.
- Umieram?
- Nie, ale kiedy stąd wyjdziesz
postaram się, żebyś chciał.
Stiles sapnął.
- Tato!
- Co, tato? No co? Mija kilka
godzin i pojawiasz się w szpitalu z dwoma ranami postrzałowymi. Co ci się, u
diabła, stało?
- Ugh, nie jestem pewien.
- Stiles! – warknął jego ojciec
ostrzegawczo.
- Naprawdę. To wszystko… nic z
tego nie wydaje się realne.
- Pozwól, że ja to ocenię.
- Uhm, poszedłem do sklepu po
kabel do laptopa. Zastałem tam włamywaczy, jednemu z nich puściły nerwy i mnie
postrzelił w dwóch miejscach. Uznali, że wyrzucą mnie do lasu i zwalą całą winę
na bestię, gdy ta już rozszarpie mnie na kawałki.
- Byłeś w lesie?! – niemal
krzyknął jego ojciec.
- Nie wiem, tato. To wszystko
wydawało się takie nierzeczywiste.
Żółte ślepia patrzące na niego w
ciemności.
Dziwna kobieta, grożąca mu
śmiercią.
Jeszcze więcej błyszczących oczu.
Podniesione głosy, ból.
Skomlenie.
Warkot.
Wycie wilka?
Czy to wszystko rzeczywiście się
wydarzyło, czy może była to tylko jego wyobraźnia napędzana bólem?
- Co było potem? – spytał jego
ojciec.
- Potem… potem jest ta nierealna
część, kiedy ktoś mi pomaga i zostawia na skraju, żeby łowcy mnie znaleźli.
- Oni cię tylko znaleźli? Nic
więcej?
- Mhmm…
- Nie zmieniali ci ciuchów? Nie
próbowali opatrzyć twoich ran?
Stiles zmarszczył brwi. Chciało
mu się spać, ale najpierw musiał to wszystko wyjaśnić.
- Nie.
- Wygląda więc na to, że ta
nierealna część historii jest bardziej realna niż myślisz, Stiles.
- Czemu?
Jego ojciec spojrzał na niego i
pokręcił głową.
- Kula z twojego boku została
usunięta przed przyjazdem do szpitala. Poza tym bluza, którą miałeś na sobie,
gdy cię znaleźli, na pewno nie jest twoja ani Scotta. Nigdy wcześniej jej nie
widziałem. Więc? Co się stało w tej nierealnej części?
Nastolatek tylko pokiwał głową i
zamknął oczy. Miał nadzieję, że ojciec zobaczy jak bardzo jest zmęczony i
przestanie mu zadawać pytania chociaż przez chwilę. Najpierw sam musiał sobie
wszystko poukładać w głowie, żeby to zrozumieć.
Jego tata usiadł przy nim i
zacisnął palce na jego lewej ręce.
- Cieszę się, że nic ci się nie
stało – powiedział cicho.
Stiles chciał mu coś
odpowiedzieć, ale nie bardzo wiedział co, więc milczał. Po jakimś czasie
zasnął.
Obudził się następnego dnia rano.
Lekarz go zbadał, a potem Stiles miał całe godziny na przemyślenia. Zmniejszyli
mu dawkę środków przeciwbólowych, więc nie był zamroczony i mógł na spokojnie
zastanowić się nad wydarzeniami poprzedniego dnia.
Jakaś część niego była
przekonana, że to wszystko nie mogło się stać. Las był okupowany przez bestie,
wejście do niego groziło śmiercią. Tak przynajmniej wszyscy myśleli. Skąd więc
wzięli się tam inni ludzie? Dziwni i przerażający, ale jednak ludzie.
A może to nie był las? Tylko co to
wtedy mogło być? W pobliżu nie było żadnych domów, nic, a on przecież został
zabrany do jakiegoś. Nie był też na tyle zamroczony, żeby nie zdawać sobie
sprawy z tego, gdzie ci włamywacze go zawieźli. Zresztą, dali mu jasno do
zrozumienia, co zamierzają z nim zrobić.
Stiles kompletnie nic z tego nie
rozumiał. Skąd w lesie wzięli się ludzie? Czemu żyli, skoro wszyscy inni
zostali zabici przez bestie? Chyba że żadnej bestii nie było… Tylko znowu…
Jeśli tak, to skąd łowcy? Skąd pokaleczone i rozerwane ciała? Nic nie trzymało
się kupy.
- Znam tę minę.
Nastolatek obejrzał się i zobaczył
w wejściu swojego ojca.
- Nad czym tak intensywnie
myślisz? – spytał.
Stiles westchnął.
- Próbuję tylko przypomnieć sobie
dokładnie, co się wczoraj stało, to wszystko.
- Czujesz się lepiej? Lekarz
powiedział, że miałeś wiele szczęścia i żadna z kul niczego ci nie uszkodziła.
W niedzielę popołudniu możesz wrócić do domu pod warunkiem, że będziesz na
siebie uważał.
- W sensie jutro? Tak szybko? –
zdumiał się.
Mężczyzna skinął.
- Też nie wiem, o co chodzi i od
kiedy wypisują po ranie postrzałowej po dwóch dniach, ale… wszyscy są pewni, że
nie ma żadnych przeciwwskazań.
Stiles zmarszczył brwi. Znał
swojego ojca i wiedział, że czegoś nie chciał mu powiedzieć. Postanowił jednak
na razie to zostawić i skupić na zajściu w lesie.
- Ekstra! Może mam jakieś
supermoce? – rzucił z szerokim uśmiechem.
Jego ojciec wywrócił oczami.
- Chcesz poznać moje supermoce w
dopasowaniu szlabanu tak, żeby najbardziej ci dopiekł? - Stiles wydął usta,
patrząc na niego z niewinną miną. – Nie patrz tak na mnie, ta mina przestała na
mnie działać, jak miałeś cztery lata. – Spojrzał na zegarek. – Muszę już iść.
Wpadłem tylko zobaczyć, jak się czujesz. Przyjdę do ciebie po pracy, okej?
- Jasne, tato. Uważaj na siebie.
- I kto to mówi. Scott cię
później odwiedzi. I ktoś z biura szeryfa, żeby z tobą porozmawiać.
- Okej.
- To do później.
- Pa!
Scott uścisnął go tak mocno, że
Stiles omal nie posikał się z bólu w ramieniu. Oczywiście przeprosił i uścisnął
go jeszcze raz, tym razem lżej i „uważając”, żeby nie zrobić mu krzywdy.
Skończyło się na tym, że uraził jego bok.
Stiles chciał mu powiedzieć o
całym zajściu, ale nie zrobił tego. Kochał Scotta jak brata, ale marny był z
niego kłamca. Poza tym, odkąd zszedł się z Allison, mówił jej dosłownie o
wszystkim. Normalnie było to dla Stilesa tylko irytujące. W tym wypadku nie
mógł sobie na to pozwolić. Allison pochodziła z rodziny łowców i nie chciał,
żeby cokolwiek z tego, co się stało, trafiło do niej, na pewno nie przed tym,
jak sam się dowie, o co chodzi. Oczywiście, gdyby się mocno uparł, Scott pewnie
zataiłby to wszystko przed swoją dziewczyną, ale Stiles nie chciał, żeby Scott
dla niego kłamał i to w dodatku Allison.
Nie zająknął się ani słowem o
tych dziwnych ludziach z lasu, którzy prawdopodobnie uratowali mu życie.
Powiedział tylko, że ktoś go wrzucił do lasu i łowcy znaleźli go na skraju.
Scott nie wiedział nic o tym, że to nie lekarz w szpitalu wyciągnął mu kulę z
boku i lepiej, żeby tak zostało.
Z zastępcą szeryfa było o wiele
gorzej. Stiles nie bardzo wiedział, jaki kit mu wcisnąć, żeby brzmiało to
wiarygodnie, więc zdecydował się na wersję z tym, że nie pamięta. Nigdy
wcześniej nikt go nie postrzelił, więc utrzymywał, że adrenalina i szok załatwiły
sprawę. To wszystko działo się tak szybko, a potem… potem stracił przytomność i
obudził się, kiedy dwóch łowców się nad nim pochylało. Nie miał pojęcia, co
działo się z nim od momentu, kiedy tak babeczka zostawiła go w lesie do momentu
pojawienia się łowców. Stiles podejrzewał, że w normalnych okolicznościach by
mu nie uwierzył, ale znał jego ojca i wiedział, jak ten podchodzi do kłamania.
Pewnie nie spodziewał się, że Stiles mógłby tak po prostu skłamać. Nastolatek
wiedział, że jego ojciec będzie wściekły, w końcu Stiles już mu zasugerował
inną wersję wydarzeń, ale trudno.
Na początku chciał w ogóle
skłamać też co do tego, jak go postrzelono. Ten, kto to zrobił, mógł chcieć
dokończyć robotę. Zdecydował jednak, że nie ma sensu tego robić. Za mało wiedział
o tych ludziach, żeby móc im jakoś zaszkodzić, więc równie dobrze mógł
powiedzieć policji, co na ich temat wiedział. Szanse, że ich złapią, były
praktycznie zerowe. Jeśli byli mądrzy, będą się trzymać od niego z daleka.
Do wieczora Stiles omal nie rozniósł
swojego pokoju w szpitalu. Nie potrafił usiedzieć w miejscu, a już zwłaszcza
bez czegoś, co mogło go zając. Nie miał nawet swojego telefonu i nie miał
pojęcia, co się z nim stało. Mógł mu wypaść gdzieś w lesie lub po prostu zostać
w sklepie. W tamtym momencie telefon był ostatnią rzeczą, o jakiej mógłby
myśleć. Nic więc dziwnego, że nie wypuszczono go ze szpitala w niedzielę
popołudniu, tylko sporo przed południem. Wszyscy mieli już serdecznie dość jego
narzekania i prób zatrzymania go w łóżku. Jego wyniki były dobre, więc lekarz
pozwolił mu wrócić wcześniej do domu.
- To są rzeczy, które znaleźli w
twoich kieszeniach, kiedy tutaj przyjechałeś – powiedziała jedna z
pielęgniarek, podając mu małe pudełeczko. Stiles otworzył je i odetchnął z
ulgą, kiedy zobaczył tam swój telefon.
- Nie mogliście mi tego oddać
wcześniej? – spytał. – Wszyscy spędzilibyśmy wczorajsze popołudnie w
radośniejszym nastroju.
Pielęgniarka spojrzała tylko na
niego spod byka.
W pudełku była jeszcze tylko guma
do żucia i pendrive. Stiles zmarszczył brwi. Ten pendrive nie należał do niego.
- Ee, to na pewno było w mojej
kieszeni? – podniósł mały przedmiot.
Pielęgniarka uniosła brwi.
- Oczywiście.
- Tak na milion procent?
- Tak. Sama opróżniałam twoje
kieszenie. Coś nie tak?
- Ee, nie, nie, tylko byłem
przekonany, że go zgubiłem. Co z kluczami do auta?
- Scott odstawił twój samochód
pod nasz dom – powiedział jego tata i uśmiechnął się lekko do pielęgniarki. –
Dzięki, Sarah.
- Do usług, John – odparła,
uśmiechając się lekko. Pewnie gdyby nie Stiles, totalnie poleciałaby na jego
ojca. – Pilnuj młodego.
- Jasne. Do zobaczenia.
- Cześć.
Gdy tylko wyszli ze szpitala,
Stiles rzucił ojcu krzywe spojrzenie.
- Żadnych pielęgniarek, tato.
Obiecaj.
- Nie wiem, o czym mówisz.
Stiles tylko wywrócił oczami.
W drodze do domu zamówili sobie
pizzę z dostawą. Zanim Stiles zdążył się zakręcić w domu, już ją dostarczono.
Zjedli razem w kuchni. John
często spoglądał na swojego syna, jakby chciał się upewnić, że na pewno tam
jest i nic mu się nie stało.
- Więc… Felix powiedział mi, że
za wiele nie pamiętasz z feralnego dnia.
Stiles przełknął kawałek pizzy i
wziął sporego łyka coli przez słomkę.
- Naprawdę?
- Stiles.
- No co? Chcesz, żeby mieli mnie
za wariata? Naprawdę nie jestem pewien, co się stało.
- Ale coś jednak pamiętasz.
- Za mało, żeby być wiarygodnym.
Tato, jesteś policjantem, dobrze wiesz, jak by się to skończyło. – Nastolatek
wgryzł się w pizzę z przyjemnością. – Poza tym – dodał z pełnymi ustami – co za
różnica? Ktokolwiek mnie poskładał do kupy, widocznie chciał pozostać anonimowy.
Gdyby było inaczej, nie zostawiłby mnie gdzieś, gdzie mogli mnie znaleźć łowcy.
- To wszystko jest podejrzane,
Stiles i nie podoba mi się, że najwyraźniej jesteś w samym oku cyklonu.
- W oku cyklonu jest
najspokojniej – odparł. – Nic mi nie będzie, po prostu miałem pecha. Zdarza
się.
John westchnął, ale nie drążył
tematu. Wiedział, że Stiles potrafił być uparty. Naciskanie go sprawiłoby
tylko, że jeszcze bardziej pilnowałby, żeby niczego nie palnąć. Lepiej było dać
mu spokój, dopóki był względnie bezpieczny.
Po obiedzie Stiles poszedł do swojego
pokoju najspokojniej jak mógł – był zaskakująco mobilny po dwóch ranach
postrzałowych i nawet go zbytnio nie bolały plecy – i zamknął się w nim na
klucz. Włączył laptopa i pospiesznie podłączył do niego pendrive, zanim padnie
mu bateria.
Znalazł tylko dwa foldery, z
czego jeden był pusty, a w drugim znajdowały się zdjęcia lasu i jakiś filmik.
Stiles kliknął w filmik.
Jakość pozostawiała wiele do
życzenia, ale była wystarczająco dobra, aby zobaczyć nagranie. Jakiś starszy
mężczyzna, który wydawał się dziwnie znajomy, stał uśmiechnięty, mierząc z
broni do nastolatki przykutej łańcuchami do ściany. Po jej policzkach ciekły
łzy, ale oczy ciskały błyskawice. Stiles nawet miał wrażenie, że jej oczy są
żółtawe, ale jakość filmiku nie pozwoliła mu zbytnio się przyjrzeć. Słychać
było ciche warczenie, jakby dzikiego zwierzęcia, ale ciężko było stwierdzić tak
na sto procent. Ktokolwiek to kręcił, miał fatalny sprzęt.
- Nie płacz, skarbie, twoja
rodzina niedługo do ciebie dołączy – powiedział starszy mężczyzna i strzelił
dziewczynce w głowę. Stiles podskoczył, kiedy nastolatka znieruchomiała,
przytrzymywana w pozycji pionowej tylko przez łańcuchy. Po jej czole pociekła
wąska strużka krwi. Dziewczynka była martwa. Filmik skończył się dwie sekundy
po tym, jak mężczyzna zacmokał z zadowoleniem, chowając broń do kabury.
Jakim cudem pendrive z TYM
znalazł się w jego kieszeni?!
Siedział jeszcze kilka minut,
patrząc w ekran szeroko rozwartymi oczami i nie wierząc w to, co zobaczył.
Puścił filmik jeszcze raz, próbując dostrzec coś, co pomoże mu umieścić to
zdarzenie w jakimś konkretnym miejscu i czasie, ale nic nie zauważył. Był zbyt
poruszony, żeby skupić się na szczegółach.
Pokręcił głową. Jeśli do tej pory
sytuacja wydawała mu się dziwna, to po obejrzeniu filmiku była popierdolona.
Wstał i podszedł do
przezroczystej tablicy do pisania. Zmazał równania, które na niej były. Tablica
była idealna, kiedy pomagał Scottowi z matmą lub chemią albo do zadań z fizyki,
więc Stiles często jej używał. Została mu jeszcze z czasów, kiedy ćwiczył na
niej z mamą pisownię. Usiedzenie przy książkach nie było możliwe, więc rodzice
kupili mu tablicę, która służyła nie tylko do nauki, ale też zabaw. Spędzał
przy niej całe cholerne popołudnia, grając na niej z mamą w różne gry. Do
czasu, aż umarła, oczywiście.
Wziął do ręki pisak i zastanowił
się chwilę. Ojciec zawsze mu powtarzał, że zbiegi okoliczności to anomalia,
która prawie nie występuje w świecie. Nic nie dzieje się bez przyczyny.
„NAPAD NA SKLEP” był pierwszą
rzeczą, którą umieścił na tablicy. Nie pytał jeszcze ojca o szczegóły, ale
podejrzewał, że jest to ważny element układanki. Zwłaszcza że to prawdopodobnie
podczas tego napadu włożono mu pendrive’a do kieszeni. Dopisał „PENDRIVE” jako
osobną kategorię podejrzewając, że to jakaś grubsza sprawa. „LUDZIE W LESIE”
było jedną z rzeczy, które najbardziej go intrygowały. Zaraz obok dopisał
jeszcze „PRZYSPIESZONE GOJENIE”, bo rany postrzałowe gojące się w dwa dni nie
zdarzały się na porządku dziennym. Skoro nic nie działo się bez przyczyny i nie
istniały zbiegi okoliczności, to na liście brakowało jeszcze „ŁOWCY”. Facet,
który go zmacał, mógł być po prostu pedofilem, jasne, ale istniało
prawdopodobieństwo, że jego zachowanie miało inne przyczyny. Stiles nie chciał
niczego pominąć.
Po drugiej strony tablicy napisał
„ATAKI ZWIERZĄT”, „BESTIE” i po raz kolejny „ŁOWCY”, tym razem jako całą grupę.
Wiedzieli więcej niż twierdzili, że wiedzą. Stiles też chciał się dowiedzieć.
Odsunął się od tablicy i spojrzał
na wszystko z oddali. Spróbował przypomnieć sobie wszystko, co mu się
przydarzyło, szczególnie w lesie. Po chwili zastanowienia dopisał „Kitty”, „?”
i „Matt” pod napadem na sklep. Znak zapytania oznaczał drugiego mężczyznę,
którego imienia nie znał. Zrobił strzałkę i dopisał, że jego brat siedział za
morderstwo. To mogła być ważna informacja. O Kitty i Matcie nic nie wiedział,
więc zostawił ich na razie w spokoju. Miał nadzieję, że coś na nich znajdzie.
Nie chciał, żeby ludziom, którzy prawie go zabili, uszło to na sucho. Przy
łowcach, którzy go znaleźli, wpisał macanie i dał wykrzyknik. Niech go cholera,
jeśli to nie było podejrzane. Do „przyspieszonego gojenia” dopisał „bluza”,
„wyjęta kula” „metaliczny napój”, „tylko 2 dni w szpitalu”. Miał przebłyski
odnośnie tego, co stało się z kulą. Nie miał jednak pojęcia, co stało się z
jego bluzą i do kogo należała ta, w której go znaleziono. Nie wiedział też, co
podano mu do picia i dlaczego oraz co sprawiło, że jego rany tak szybko się
zagoiły. Może ten napój?
„Pendrive” zostawił tylko ze znakiem zapytania,
bo nie chciał, żeby ktoś przez przypadek się o nim dowiedział. Informacje na
jego temat miał w głowie. Zanotował sobie też w myślach, żeby przekopiować
filmik jeszcze na jakiś inny dysk i schować go gdzieś, gdzie w razie „W” jego
ojciec go znajdzie.
Przy „ludziach w lesie” wpisał
wszystko, co tak właściwie dotyczyło samego lasu, czyli „jarzące się oczy”,
„wycie wilka”, „kobieta ze skarpy”, „reszta ludzi”. Postawił przy ostatnim znak
zapytania, bo kto to, do cholery, mógł być? Ktokolwiek wszedł do lasu, już z
niego nie wracał. No, poza nim, ale to był raczej przypadek.
Stiles przypomniał sobie o
rodzinie, która mieszkała kiedyś w tych lasach. Do tej pory wszyscy myśleli, że
bestia zamordowała wszystkich jej członków, ale może wcale tak się nie stało?
Może oni ciągle tam żyli?
Nie, niemożliwe… Łowcy w życiu by
im na to nie pozwolili. W lesie było niebezpiecznie. Jedna wizyta w mieście,
choćby po głupie zakupy, i już by ich nie puszczono z powrotem. To musiał być
ktoś inny. Ktoś inny żył w lesie i bestia/e z jakiegoś powodu ich nie
ruszała/y. Z jakiegoś powodu inni byli rozszarpywali na strzępy lub po prostu
znikali, a oni nie.
Aż go skręcało z ciekawości. Pech
chciał, że nie było najmniejszej szansy na dowiedzenie się prawdy bez ponownego
wejścia do lasu. Łowcy z pewnością nic mu nie powiedzą. Nie był taki głupi,
żeby w ogóle pytać. Ci, co mieszkali w lesie, pewnie nie pojawiali się w
mieście. Do tej pory już ktoś na pewno by o tym usłyszał.
Westchnął ciężko, odkładając
pisak. Wyglądało na to, że musi wypytać ojca o dokumenty dotyczące napadu na
sklep.
A potem…
… potem czekała go
wycieczka do lasu. ***
Hej :)
Cieszę się, że mimo przerwy dość sporo z Was dało mi znać, co myśli o pierwszym rozdziale. Widzę, że na razie Wam się podoba i liczę na to, że będzie tak do samego końca. Jako że sama zdycham z powodu gorączki, postanowiłam wykorzystać ostatnie MB swojego internetu i dodać rozdział.
W opowiadaniu będzie dużo przemyśleń Stilesa co do tych wszystkich zabójstw, dlatego niektóre rozdziały będą o wiele dłuższe, żeby to jakoś zbilansować. Na to pewnie nikt nie będzie narzekał ;)
Anyway, mam nadzieję, że rozdział się podobał.
Pozdrawiam!
Nie narzeka a czekam na więcej, jest super:-)
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz jak się cieszę, że wleciał kolejny rodział! Teraz tylko czekam na więcej informacji o bestiach, ale Stiles już powinien się czegoś więcej domyślić :)
OdpowiedzUsuńZastanawiam się jak dużo szczegółów czerpiesz z serialu a jak dużo wymyślasz, może kiedyś obejrzę -żeby mieć porównanie :) Ciekawe dlaczego nikogo nie dziwi że rany zagoiły się tak szybko? Mam pewne obawy że będą Stillesa obserwować :) Ciekawe czy uda mu się dostać do lasu i jak go tam przywitają i po co dali mu tego pendriva, ze względu na ojca? Bardzo mi się podoba i czekam na ciąg dalszy :) Dziękuję i pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDrugi rozdział, a ja już sie boje, co bedzie dalej. Chyba udzieliły mi się klimaty helloween i wszędzie wyczuwam masakrę. No ale moje prawo.
OdpowiedzUsuńZwłaszcza, ze bestia jest tak okrutna. Ale ja tam nie mam zastrzeżeń. lubię duże ilości krwi.
Stiles nie ukryje tego, co już wie przed Scottem, przynajmniej nie na dłuższą metę. Oni zawsze jakoś wiedzą i kiedy zaczynają obydwoje główkować to wychodzi nawet ciekawiej, zwłaszcza, ze istneje ta nuta niepewności, czy Scott sie nie wygada Allison. coś mi mówi, ze i tak będą ją musieli poprosić o pomoc, więc im szybciej zaczną tym lepiej. Wiem, kanony sie mnie trzymają, ale ja nieobeznana w TW za bardzo.
nie wiem dlaczego, ale ja od samego początku czułam, ze chodzi o Dereka. Tylko jeszcze nie umiem tego logicznie posklejać w całość, ale może później jakoś to ogarnę.
Mój nr.1 jeśli chodzi o twoje opowiadania. Bo sterek.
czekam, jak dalej sie rozwinie akcja.
Pozdrawiam
Jasne, że się podobał. Jak zawsze :)
OdpowiedzUsuńIntrygujący rozdział :)
OdpowiedzUsuńNasz główny bohater ma coraz więcej pytań, tylko ciekawe kto mu na nie odpowie? Mam nadzieję, że nie będziemy musieli długo na to czekać.
Już nie mogę się doczekać wycieczki do lasu i kolejnej przygody :)
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
P.S Jak dla mnie rozdziały mogą się nie kończyć xD
Dość ciekawie się zapowiada i jak na razie bardzo mi się podoba ;) Zwłaszcza rozmowy ojca z synem. Nie mogę się doczekać, jak będzie więcej Dereka, duuużo więcej :*
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że szybko wrócisz do zdrowia i będziesz miała dużo weny :)
Twoje opowiadania są świetne, nie rezygnuj z tego.
To rozszarpywanie ciał jest dziwne. Nie oglądałam serialu więc będę miała same niespodzianki. A ten filmik? Jak dla mnie to był łowca ale może swoich domysłów nie będę tu wypisywać bo naprawdę dużo tego by było. Nie mogę zrozumieć sensu napadu w sklepie. Opowiadanie świetne (jak wszystkie) i nie mogę się doczekać następnego rozdziału
OdpowiedzUsuńDużo weny życzę
Mishinaru hito
Wszystko jest bardzo dobrze opisane. Charakter Stilesa też, dokładnie taki jak w serialu. Nie mogę się doczekać co będzie dalej i jak zakończy się jego wyprawa do lasu.
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńoch, ojciec bardzo się o niego martwi, ciekawe jak go ponownie przywitają,i mam wrżenie, że będzie obserwowany...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia