piątek, 21 lipca 2017

Rozdział 6[G2]

 Dwa tygodnie minęły w zastraszającym tempie. Nim się obejrzałem, walizka stała spakowana w rogu pokoju i gotowa do drogi. Ogarnąłem jeszcze pokój, nie chcąc zostawiać syfu na święta. Pascal pytał mnie, czy w razie gdyby ktoś mu się zwalił na łeb, to może skorzystać z mojego pokoju, więc tym bardziej nie chciałem zostawiać pokoju w nieładzie.
Pascal też już posprzątał swój pokój, mimo że dopiero za dwa dni jechał do swojego ojca, gdzie z nim i Travisem miał spędzić święta. Ja cieszyłem się przede wszystkim na dni, które miałem spędzić w górach. Mimo tego, że szukałem na ostatnią chwilę, udało mi się znaleźć dość tani hostel. To miał być mój pierwszy raz, kiedy będę jechał sam, ale jakoś mnie to zbytnio nie bolało. Lucy nie umiała jeździć na snowboardzie i zawsze zostawała w tyle, więc żadna strata, a z rodzicami ani myślałem jechać.
Poszedłem do kuchni, słysząc że Pascal ostro tam rządzi. Na stole postawił swojego laptopa, z którego leciała muzyka. Brunet podśpiewywał cicho, szorując lodówkę.
– Pomóc ci z czymś? – spytałem.

– Huh? – obejrzał się zaskoczony. – Jeśli chcesz. Wybierz sobie coś, w sumie dopiero zacząłem.
Wywróciłem oczami, ale posłusznie podciągnąłem rękawy i zabrałem się do roboty. Do przyjazdu moich rodziców miałem jeszcze prawie godzinę, więc powinniśmy do tego czasu zdążyć.
 Na jego liście było kilka dobrych kawałków, więc po niedługiej chwili już obaj fałszowaliśmy, sprzątając. Chciało mi się z tego śmiać, bo ciągle byłem pod wrażeniem tego, z kim to robię. Pokręciłem mimowolnie głową, odkładając czysty talerz na suszarkę i biorąc się za mycie kolejnego.
Nagle Pascal stanął tuż przy mnie, stając na palcach i zdejmując z góry paczkę ścierek. Całe jego ciało przycisnęło mnie dość mocno do zlewu. Mimowolnie obejrzałem się na niego przez ramię, przełykając głośno ślinę. Jakoś tak… zrobiło mi się gorąco i zaczęło mi walić serce. Nie wiedziałem dlaczego, po prostu… odkąd moje relacje z Pascalem się polepszyły, mimowolnie na niego reagowałem. Nie rozumiałem tego ani trochę. Już tyle razy przyłapałem się na obserwowaniu jego postaci, że aż wstyd.
Pascal odsunął się, rozrywając opakowanie i wracając do pracy. Miałem ochotę powachlować się koszulką. Odetchnąłem i skończyłem mycie naczyń.
– Whoa, uwielbiam tę piosenkę! – ogłosił nagle, zwiększając maksymalnie głośność. – „…I’m gon’ be manicure
You wanna be man cured
Ma ma ma manicure
She wanna be man cured!”
– No chyba żartujesz! – zawołałem z niedowierzaniem, kiedy zaczął wywijać na środku kuchni z bananem na twarzy.
– „Can you feel it?
Can you feel it?
Can you feel it?
I’m addicted to the love that you garner
Can you feel it?
Can you feel it?
Can you feemhmhmm… – zatkałem mu usta ręką, nie chcąc więcej słuchać jak śpiewa. Zrobił minę dziecka, któremu ktoś zabrał lizaka, po czym uśmiechnął się i złapał mnie za rękę, a potem okręcił z zaskakującą wprawą. Zatrzymałem się dopiero jak mnie złapał, z palcami mocno wczepionymi w jego bluzę.
Otworzyłem usta, chcąc mu powiedzieć, za jakiego idiotę go uważam, kiedy dotarło do mnie, że stoimy bardzo blisko siebie. Jego ręce obejmowały mnie w pasie, podtrzymując mnie w pionie.
Uniosłem głowę i spojrzałem na niego spod grzywki. Też na mnie patrzył. Jego wzrok zjechał na moje usta. Sam mimowolnie zerknąłem na jego wargi akurat w momencie, kiedy je oblizał. Spojrzałem mu prosto w oczy. Z jednej strony byłem trochę podenerwowany, a z drugiej totalnie ciekawy, co dalej. To, że zdarzało mi się na niego gapić nie oznaczało, że on robił to samo ze mną. Teraz jednak miałem wrażenie, że chce mnie pocałować i trochę nie chciało mi się w to wierzyć.
Patrzyłem mu hardo w oczy, odmawiając robienia z siebie nieśmiałej dziewicy.
Nachylił się lekko w moją stronę, przekrzywiając lekko głowę. Ani drgnąłem zaciekawiony, czy ma dość jaj, żeby mnie pocałować. Nieważne, że serce waliło mi w piersi jak głupie i czułem, że cały płonę. I że ja do pocałowania go zbierałbym się pierdylion lat. Całe to napięcie wiszące w powietrzu zdecydowanie skurczyło mi też spodnie, bo zrobiły się podejrzanie ciasne.
Usta Pascala były dosłownie milimetry od moich, kiedy głośny dzwonek do drzwi sprawił, że obaj podskoczyliśmy. Obejrzałem się z lekkim zaskoczeniem. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że to pewnie moi rodzice już przyjechali.
Pascal odsunął się i podrapał po tyle głowy z lekkim uśmiechem.
– Idź otworzyć, a ja skończę tutaj, okej?
Skinąłem niemrawo i ciągle będąc w szoku, poszedłem otworzyć.
Rodzice coś do mnie mówili i ja chyba do nich też, ale mój mózg zupełnie tego nie rejestrował. Moje myśli były przy Pascalu, który dalej znajdował się w kuchni.
– No? Przedstawisz nas? – spytała mama, zaglądając do kuchni na Pascala, który dalej wywijał, wycierając ręce w ręcznik.
Zobaczywszy moich rodziców w progu kuchni, uśmiechnął się czarująco.
– Dobry wieczór! – przywitał się. Moi rodzice aż się na niego zagapili. Miałem wrażenie, że mama zaraz zemdleje z wrażenia. – Mam na imię Pascal, jestem współlokatorem Phila – dodał, ściskając rękę mojej mamy, a potem taty. Od razu wyczuł, kto w tym związku nosił spodnie, skubaniec jeden. – Państwo to zapewne jego rodzice.
Miałem ochotę wywrócić oczami, widząc reakcję rodziców. Serio? Jeden cholerny uśmiech tego idioty i już owinął ich sobie wokół małego palca? Miałem nadzieję, że będą się bardziej opierać, ale nieeee…
– Mów mi Rebeka – wypaliła moja mama. Spojrzałem na nią zaskoczony. Co?! Chciała go wyrwać czy jaki grzyb?! – Phil mówił nam, że zaproponowałeś mu wspólne mieszkanie po tym, jak rozstał się z Lucy. Chcieliśmy ci podziękować za twoją pomoc.
– Nie ma o czym mówić. – Machnął ręką, bagatelizując całą sprawę. – Cieszę się, że mogłem pomóc.
Wcale mnie to nie dziwi, pomyślałem.
Moja mama dalej go chwaliła, co wydawało się go zawstydzać. Uśmiechnąłem się cwaniacko, widząc jego reakcję na pochwały. Tata zdzielił mnie w łeb, widząc to.
– Może chcieliby się państwo czegoś napić? – spytał uprzejmie. Uśmiech nie schodził mu z twarzy.
– Przed nami długa droga, powinn… – zacząłem, ale mama omal mnie nie wywróciła, przepychając się obok mnie do stołu i już odpowiadając „oczywiście, z chęcią napiłabym się herbaty”.
Pomasowałem swój obolały bark, który został przetrącony przez moją własną rodzicielkę i westchnąłem cicho. Nie miałem wątpliwości, że całą drogę do domu będę słuchał o tym, jaki Pascal jest zajebisty. Dlaczego nikt nie potrafił przejść obok niego obojętnie? Co takiego było w tym głąbie, że ludzie tak do niego lgnęli?
I jeszcze jak nic wyjdę na najgorszego syna na świecie.
Egh…
Rodzice obserwowali uważnie każdy nasz najmniejszy ruch i każdą interakcję, kiedy wspólnymi siłami robiliśmy herbatę i chowaliśmy wszystkie niepotrzebne już rzeczy po szafkach, pracując razem niczym dobrze naoliwiona maszyna. Mój ojciec uśmiechał się lekko pod nosem, jakby wiedział coś, o czym nikt inny nie miał pojęcia. Rzucałem mu piorunujące spojrzenia, ale nic sobie z tego nie robił, tylko jeszcze szerzej się uśmiechał. Nie miałem pojęcia, co w nich tak nagle wstąpiło, ale ich zachowanie działało mi na nerwy.
Gdy herbata była gotowa i wszyscy usiedliśmy do stołu, mama zadała Pascalowi chyba z tysiąc mniej lub bardziej dyskretnych pytań, które sprawiały, że miałem ochotę się schować pod stół ze wstydu. Była nawet na tyle bezczelna, że spytała go, czy jest z kimś w związku. Jezu, matki są takie nieprzewidywalne… I uwielbiają robić dzieciom siarę. Nie miałem wątpliwości, że zachowywała się tak celowo. I wkurzało mnie to, nawet jeśli dobrze było wiedzieć tak na sto procent, że Pascal jest wolny. Nie zamierzałem z tej wiedzy w żaden sposób korzystać ani nic, moje głupie rozmyślania o nim dalej były trochę surrealne, ale mimowolnie się rozluźniłem, słysząc to.
Minęło trochę czasu, zanim wreszcie wdusiłem w matkę resztkę herbaty. Odmawiała wypicia jej do końca, żeby móc dłużej maglować Pascala, ale w końcu jakoś udało mi się ją przekonać, żeby ruszyła tyłek. Nie miałem zresztą wyjścia, zaczęła mu opowiadać zawstydzające historie o mnie i jeszcze wspomniała o Robinie. Omal nie zapieniłem się ze złości i chyba wszyscy wyczuli moją reakcję, bo niedługo po tym mama wreszcie dała sobie spokój i zakomunikowała, że pora ruszać w drogę.
Odetchnąłem z ulgą i poszedłem po swoją walizkę uznając, że zostawienie matki w kuchni na kilka minut nie powinno skończyć się katastrofą.
Kiedy wreszcie zapakowaliśmy się do auta, uprzednio żegnając się z Pascalem, odetchnąłem z ulgą. Wreszcie!
Tak jak podejrzewałem, całą drogę musiałem słuchać jaki Pascal jest suuuper i jaki miły i uprzejmy i czy jestem pewny, że nie chciałbym się za niego wziąć, bo dla kogoś takiego jest w stanie zrezygnować z wnuków. Nie byłem, ale na pewno nie zamierzałem jej tego mówić.

Święta minęły mi bez większych ekscesów. W tym roku byliśmy tylko w trójkę, na co żadne z nas nie narzekało. Podejrzewałem, że Pascal może wysłać mi życzenia i nie zawiodłem się.
Było już dość późno, kiedy dostałem od niego wiadomość na Messengerze.
„Wesołych świąt piękny :D”
Wywróciłem oczami. Z jednej strony spoko, że o mnie pamiętał. To było totalnie w jego stylu, żeby wysłać mi życzenia. Ja nie zamierzałem tego robić, jeśli nie dostałbym od niego żadnej wiadomości. Ciągle nie do końca wiedziałem, co ja właściwie chcę od Pascala. Przez ponad rok nienawidziłem go każdą komórką swojego ciała i cząsteczkami otaczającego mnie powietrza, po bliższym poznaniu go jednak… Sam nie wiedziałem. To znaczy, miałem pewne pomysły, w którą stronę ta relacja mogłaby pójść, gdyby była to tylko i wyłącznie moja decyzja, ale trochę się cykałem postawić wszystko na jedną kartę i jakoś ogarnąć całą sytuację. Byłem dobry w udawaniu pewności siebie i robieniu dobrej miny do złej gry, ale gdy przychodziło co do czego, często brakowało mi odwagi. Dlatego wahałem się na każdym kroku, gdy chodziło o Pascala. Był dla mnie enigmą. Być może dlatego tak mnie frustrował.
No i… był facetem. Jasne, podobało mi się to, co widziałem, ale… Czy na pewno chciałem iść w tym kierunku?
„nie nazywaj mnie tak jeszcze twoja reka pomysli ze ja ze mna zdradzasz”
„ta i wesolych swiat”
„czy cos”
„…”
Nim się zorientowałem, wysłałem mu już cztery wiadomości i to minutę po tym, jak dostałem od niego wiadomość.
Fuuuck, jeszcze pomyśli, że czekałem, przyszło mi do głowy. Wzruszyłem jednak tylko ramionami. Nie byłem babą, żeby to tak roztrząsać, no i już za późno na zrobienie z tym czegokolwiek. Stało się. Trzeba iść za ciosem i już.
Po krótkiej chwili otrzymałem odpowiedź.
„czarujący jak zawsze :P”
Prychnąłem i odpisałem:
„oczywiście. Czgo się spodziewales? Ze będę MILY? Pff”
„masz rację, ty i bycie miłym wzajemnie się wyklucza”
„ ale w sumie…”
„znalazłeś w swoim napiętym grafiku czas na odpowiedź, więc tak czy siak czuję się zaszczycony xd”
Wywróciłem oczami. Znowu! Co ja niby miałem mu na to odpisać? Chciałem mu dopierdolić.
„pff”
„z bolem serca musze przyznac ze nawet ty jestes bardziej interesujacy od odgadania filmu ‘Kevin sam w domu’”
„jestem zaszczycony o.O znowu! To jakiś nowy rekord!!!”
„…”
„like… wow. Naprawdę wow :D”
Prychnąłem – znowu! – i posłałem mu kropkę hejtu.
„au”
„zabolało”
„miało zaboleć”
Nim się obejrzałem, była prawie północ i ze zdumieniem zdałem sobie sprawę, że cisnęliśmy się już wzajemnie przez prawie dwie godziny! Byłem tak zaaferowany tym, co do mnie pisał i odszczekiwaniem się, że przegapiłem środek i końcówkę filmu – nie, żeby mnie interesował, ale zawsze zasypiałem z nudów – początek kolejnego i to, jak moja matka ewakuowała się z pokoju do kuchni. Rodzice zbierali się do kościoła, więc ja poszedłem do swojego pokoju. Nie chodziłem z nimi do kościoła od dawna, dość szybko zbuntowałem się w tym względzie i odmawiałem zmiany zdania. Na początku matka kręciła nosem, ale po kilku miesiącach wojny poddała się i machnęła na to ręką.
Dzięki Bogu!
To znaczy… No. Tak.
Pisałem z Pascalem jeszcze na długo po tym, jak moi rodzice wrócili z kościoła. W końcu zasnąłem, czekając na jego odpowiedź.

Znalezienie czegoś na ostatnią chwilę do wynajęcia w górach, pomiędzy Bożym Narodzeniem a Nowym Rokiem było praktycznie niemożliwe, zwłaszcza przy moim funduszu. Szczęście jednak uśmiechnęło się do mnie po raz kolejny i udało mi się znaleźć pokój na dwa dni i to blisko miejsca, w które jeździłem co rok. Nawet mimo tego, że miałem tam pojechać sam, byłem bardzo podekscytowany. Wspominałem już, że uwielbiam snowboarding? Nie? To wiecie… Uwielbiam. Kocham całym sercem. I duszą i ciałem i czym tylko jeszcze się da. Jeżdżenie na desce było dla mnie tym, co dla niektórych chodzenie na zakupy albo szwędanie się po barach. Nigdzie nie relaksowałem się tak dobrze jak podczas jazdy na snowboardzie.
Miałem idealną pogodę do jeżdżenie, więc mimo zmęczenia po podróży od razu wybrałem się na stok. Nie zamierzałem marnować nawet chwili.
Szalałem prawie cztery godziny, z czego ostatnie dwie na najbardziej wymagającej trasie. Nie było tam wielu ludzi, z czego się cieszyłem, bo miałem większe pole do popisu. Udało mi się też znaleźć kilka miejsc, w których mogłem trochę poskakać, więc był to dodatkowy plus.
Do hotelu wróciłem zmarznięty i przeszczęśliwy. Wykąpałem się i zasnąłem zaraz po tym, jak moja głowa dotknęła poduszki. Przez cały ten czas esemesowałem z Weroniką. Uwielbiałem jej podejście do życia i sposób bycia i nie mogłem uwierzyć, że tak głupio ignorowałem ją przez tyle czasu. Zamierzałem nadrobić wszystkie zaległości i to najszybciej jak się da.
Drugiego dnia wyraźnie czułem wszystkie mięśnie, ale nie powstrzymało mnie to przed ponownym pójściem na stok. Jeździłem kilka godzin, po czym zrobiłem sobie przerwę na rozgrzanie się i kawę i wróciłem na stok. Tęskniłem za ściganiem się z Robinem. Byłem ciekawy, czy w ogóle jeszcze jeździ na desce czy zupełnie z tego zrezygnował. Obaj bardzo to lubiliśmy, ale Robin okazał się nie być tym, za kogo go miałem, więc co do tego też mogłem się mylić. Powoli już się przyzwyczajałem do tego, że jestem totalnie do dupy w ocenianiu charakterów ludzi.
Już pod sam koniec trasy skręciłem gwałtownie w prawo, omijając oblodzone miejsce. Ktoś nagle uderzył we mnie z dużą siłą, zwalając mnie z nóg. Przeturlaliśmy się kilka razy po śniegu, zatrzymując tuż przy siatce. Jęknąłem cicho, czując ból w miejscu, w które zostałem uderzony od tyłu.
– Fuuck – wyjęczał koleś, który na mnie wpadł. Wgniatał mnie w śnieg. Sturlał się ze mnie ostrożnie. – Jezu, przepraszam, tak gwałtownie skręciłeś w bok… – powiedział przepraszająco.
Sapnąłem z niedowierzania, zsuwając gogle na czoło.
– Pascal?!
Brunet obrócił głowę w moją stronę i otworzył szeroko oczy.
– To ty?! – spytał. Aż zapomniał o bólu. – Co ty tutaj robisz?
– Jeżdżę – rzuciłem, siadając. – Jakaś łamaga mnie podcięła – dogryzłem mu.
– Sorry – powiedział. – Skręciłeś tak gwałtownie… Nie miałem czasu zareagować. – Pascal podniósł się sycząc z bólu. Od razu przypomniałem sobie o jego plecach. – Fuck.
– Wszystko okej? – spytałem.
Skinął głową.
– Tak, tylko trochę się potłukłem.
– Dobrze, że skończyło się tylko na kilku siniakach. Obaj mogliśmy się zabić.
– Wiem, wiem. – Odpiął narty, wstał ostrożnie i oparł się z westchnieniem o siatkę. – Kiedy przyjechałeś?
– Wczoraj – odparłem. – A ty?
Otrzepał swoją kurtkę ze śniegu, odpowiadając:
– Też. Lata nie jeździłem na nartach.
Prychnąłem, odpinając snowboard i wstając.
– Widać.
Zaśmiał się i pokręcił głową.
– Do kiedy zostajesz? – spytał.
Chwyciłem snowboard pod pachę i wzruszyłem ramionami.
– Do jutra.
– Tak krótko? – zdziwił się.
– Taa – mruknąłem niezadowolony. – Trochę późno zacząłem szukać. Nie tak łatwo znaleźć jakiś hotel między świętami a nowym rokiem, więc postanowiłem przyjechać chociaż na trochę.
Pascal zmarszczył brwi.
– Hmm… Jeśli chcesz jeszcze zostać, mogę cię przekimać. Mój ojciec ma tutaj domek, więc nie trzeba się martwić, że jest to taka czy siaka pora. Miejsca sporo. – Wzruszył ramionami.
Wytrzeszczyłem na niego oczy.
– Serio?
No bo… serio? Domek? I znowu proponował mi miejsce do spania. Nie mogłem uwierzyć we własne szczęście.
– Jasne – powiedział, wzruszając ramionami. – Zostaję tutaj do Sylwestra, więc jeśli chcesz, możesz zatrzymać się u mnie do tego czasu.
Fuck yeah. Kto by pomyślał, że Pascal Luft ma zadatki na zostanie moim nowym najlepszym przyjacielem? (Ja zdecydowanie nie.)
Musiał zobaczyć, jaki jestem zadowolony z obrotu sprawy, bo zaśmiał się w głos i pokręcił głową.
– Naprawdę to lubisz, co? – spytał.
– Uwielbiam.
– Huh. Okej, dobra, ja na razie spadam, mam już dość wrażeń na dzisiaj i jestem głodny. – Na samo wspomnienie jedzenia zaburczało mi w brzuchu. Pascal zachichotał. Zachichotał. – Możemy pójść razem.
Ugh. Wystawiłem mu język, ale koniec końców poszliśmy coś zjeść we dwójkę. Pascal miał wyjątkowo dobry humor, bo chichotał jak głupi przez cały posiłek do tego stopnia, że aż ludzie się na nas oglądali. Nie był jakiś głośny ani nic, tylko ciągle się śmiał.
Dooobra, okej, może taki był mój cel. Z jakiegoś powodu Pascal lubił moje cięte wypowiedzi i sarkazm, więc dawałem z siebie wszystko, żeby jak najwięcej z niego wycisnąć. Sam też mimowolnie miałem dobry humor. Patrzenie na jego uchachaną gębę robiło coś dziwnego z moim żołądkiem.
Ugh…
– … i jest tego znacznie więcej! – kontynuowałem, wychodząc z restauracji. Pascal założył swoją czapkę i uniósł brwi, czekając na dalszą część. – Okej, więc po ciężkich bólach udało mi się wycisnąć z Weroniki kilka zawstydzających historii z jej życia. Wiesz, że ona jest Polką i przyjechała tutaj typowo na studia, nie? Był taki jeden Chińczyk, nie pamiętam jego imienia, ale bardzo jej się podobał. Jej pierwsze w życiu zauroczenie i te sprawy. W każdym razie, któregoś razu poszli razem na stołówkę i zaczęli rozmawiać. Weronika nalegała, żeby gadać z nim po niemiecku, bo w końcu ten język chciała sobie wyszlifować, więc była to dobra okazja. I tu zaczyn się dobry shit… Najpierw praktycznie wyśmiała go, kiedy powiedział, że uważa się za atrakcyjnego. Potem zasugerowała, że jest lesbijką, mówiąc „meine Freundin” zamiast „eine Freundin von mir”. Potem jakoś dała radę mu zasugerować, że ćpa, używając słowa „Drogen” zamiast „Tabletten” i że chce kupić te dragi w Polsce, bo tam są tańsze… A na koniec jeszcze dojebała, że Hilary Clinton jest lepszym kandydatem na prezydenta niż Trump, bo Clinton jest pro LGBT, a kiedy Chińczyk jej na to, że przecież Clinton wspiera grupy terrorystyczne takie jak ISIS na przykład, powiedziała, że „okej, ale jest pro LGBT”.
– Okej, myślałem, że ja się sfrajerowałem przed pierwszym chłopakiem, jaki mi się podobał, ale Weronika pobiła mnie na głowę.
Spojrzałem na niego z zaciekawieniem.
– Zdecydowanie muszę usłyszeć tę historię.
– Może później. Chcesz teraz przenieść swoje rzeczy czy jutro?
– Jutro. Wracasz jeszcze dzisiaj na stok?
Pascal pokręcił przecząco głową.
– Nie, idę wieczorem na karaoke.
Parsknąłem.
– Serio? Wolisz karaoke zamiast jazdy na nartach albo snowboardzie?
– Nie umiem jeździć na snowboardzie, a narty nie są aż takie super, żeby spędzać na stoku całe boże dnie.
– Nie umiesz jeździć na snowboardzie? Twoja ignorancja mnie obraża w tym momencie.
– Jakoś mnie to nie dziwi.
– Och, doprawdy? Jestem aż taki przewidywalny?
– Powinienem powiedzieć „nie” tylko po to, żeby nie narazić się na twój sarkazm?
Palnąłem go w bark, ale tylko zaśmiał się w odpowiedzi. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie przeszywająco. Dopiero po dłuższej chwili odwróciłem wzrok i ruszyłem dalej. Atmosfera zrobiła się dziwnie napięta. Nie miałem pojęcia, co myśleć o tym długim spoglądaniu sobie w oczy. Ostatnim razy robiłem tak z Lucy, a niedługo potem wylądowaliśmy razem w łóżku.
Zatrzymałem się przed swoim hotelem.
– To tutaj – powiedziałem, przerywając ciszę. Zastanawiałem się, czy my jeszcze chwilę temu tak trochę ze sobą flirtowaliśmy, czy tylko mi się wydawało?
– ‘kej, widzimy się jutro?
– Jasne. Ktoś  w końcu musi przenieść moje klamoty do twojego domku.
– Uroczy jak zawsze – odparł, wywracając oczami.
Uśmiechnąłem się tylko szeroko.
Następnego dnia Pascal przyszedł do mnie z rana, żeby – uwaga! – przenieść moje rzeczy do jego domku. Nabijałem się z niego przez całą podróż. Cwaniak przyjechał samochodem, więc musiał je tylko znieść na dół, ale i tak miałem jakąś dziwną satysfakcję, że to dla mnie zrobił. Teoretycznie nie powinienem, bo nie byłem jakimś frajerem nie potrafiącym ogarnąć własnego bagażu, ale… No. Tak. Jakoś… wiecie.
Gdy uporaliśmy się ze wszystkim, rzuciłem mu czapkę i zakomunikowałem, że idziemy na stok.
– Nie chcesz nawet obejrzeć domku? – spytał zaskoczony. – Ledwo przekroczyliśmy próg.
– Co za różnica? – wzruszyłem ramionami. – Chcę iść pojeździć, a ty idziesz ze mną. Zrobię z ciebie rasowego snowboardzistę.
– Ale… – zaprotestował, ale rzuciłem w niego kurtką. Westchnął ciężko i zaczął się ubierać.
– Już nie rób takiej pełnej bezradności miny, tylko przebieraj portki i lecimy.
– Zabijesz mnie – powiedział zrezygnowany. Poszedł do łazienki i wrócił po chwili w spodniach narciarskich. Zapiął kurtkę i założył buty. – Drugi raz w życiu nie zdążę się pożegnać z rodziną.
Uniosłem jedną brew, splatając ręce na piersi.
– Czy ja ci zabraniam się pożegnać? – spytałem.
Wytrzeszczył na mnie oczy.
– Powinieneś mi powiedzieć, że nic mi się nie stanie!
– Jakbym mógł ci to zagwarantować – burknąłem. I mówiłem serio. Nawet najbardziej doświadczeni sportowcy popełniali śmiertelne błędy albo byli ofiarami błędów innych. Wypadków nie było dużo, więc sporty zimowe nie postrzegano jako zbyt niebezpieczne, ale ci, którzy mieli doświadczenie, wiedzieli lepiej.
– W sumie racja – mruknął. – Okej, gotowy.
Podjechaliśmy pod stok jego samochodem. Wypożyczyłem dla niego deskę i wszelkie możliwe ochraniacze. Do butów wypychających kolana do przodu był już przyzwyczajony, więc nic na ten temat nie powiedział.
Ku mojemu zdumieniu, nie narzekał ani trochę. Ubrał wszystkie ochraniacze, zapewne przeczuwając, że będą mu potrzebne, po czym poszliśmy na malutką górkę, gdzie mogłem pokazać mu podstawy.
– Co dostanę, jak nauczę się jeździć? – spytał z uśmieszkiem.
– Kopa w dupę – odparłem.
– Ej! – wydął usta. – Chyba należy mi się jakaś nagroda.
– Taaak? A niby jaka?
Wskazał na swoje usta. Serce mimowolnie zabiło mi trochę szybciej.
– Nie będę cię karmił – wypaliłem.
Otworzył usta, chyba nie tego się spodziewając, po czym zaczął się śmiać.
– Jesteś genialny – powiedział, po czym klepnął mnie w tyłek. Spojrzałem na niego z oburzeniem.
– Hej! Pozwolił ci ktoś dotykać?
– Nie? Sam sobie pozwoliłem – odparł beztrosko. – Skoro to moje ostatnie chwile, to chociaż pomacam ładny tyłek.
Zmrużyłem oczy. Czy on właśnie ocenił mój tyłek jako „ładny”? Czemu mi to, do cholery, nie przeszkadzało?! Mój mózg zamienił się w galaretkę czy co? Nic z tego nie rozumiałem.
– Nie sądzisz, że twoje ślepia są z nim za dobrze zaznajomione? – spytałem, próbując brzmieć ostrzegawczo.
Uśmiechnął się pod nosem, nic sobie nie robiąc z mojego tonu.
– Zdecydowanie nie. Nie miałyby jednak nic przeciwko, gdyby to się zmieniło.
Moje policzki mimowolnie oblały się rumieńcem. Dziękowałem siarczystemu mrozowi, że zdołał to ukryć.
Chciałem go kopnąć, ale buty do deski nie były najwygodniejsze do wypróbowywania swoich zdolności ninja, więc tylko spojrzałem na niego morderczo i zaprowadziłem w upatrzone miejsce. Pomogłem mu zapiąć deskę i objaśniłem kilka podstawowych rzeczy, po czym wyciągnąłem do niego ręce. Jakoś tego nie przemyślałem, tak szczerze mówiąc.
Pascal spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem – dlaczego on wiecznie się uśmiechał – i złapał mnie za ręce.
– Okej, będę jechał tyłem, żeby było ci łatwiej załapać – powiedziałem. – Pamiętaj, że im większy nacisk położysz na przednią nogę na desce, tym wolniej będziesz jechał, czego chcemy, okej? Rozpędzanie się jak wariat nie ma sensu, wierz mi na słowo. Poobijasz się tylko bardziej i szybciej się zniechęcisz.
– Tak jest, panie profesorze.
– Zaraz serio dostaniesz kopa – poinformowałem go. – W jaja.
– Chciałbym zobaczyć, jak robisz to ze snowboardem na nogach.
Chciałem go palnąć w łeb, ale trzymał moje ręce w żelaznym uścisku, więc tylko wystawiłem mu język.
– Gotowy? – spytałem. Zamierzałem go porządnie powywracać w trakcie nauki, żeby wiedział kto jest szefem.
– Zawsze i wszędzie – odparł, udając powagę. Z jakiegoś powodu jego słowa zabrzmiały dla mnie wyjątkowo dwuznacznie. Coś mi drgnęło w spodniach. Tak, to.
Pokręciłem głową i zaczęliśmy powoli jechać. Do tej pory uczyłem tylko Lucy i to trochę, bo szybko się zniechęciła, zwłaszcza że nie byłem dla niej zbyt cierpliwy. No cóż, miała pecha, trafiła na mój zły dzień.
Pascal radził sobie całkiem dobrze, dość szybko łapiąc o co chodzi.
– Przyzwyczaiłem się już do nart, tak trochę dziwnie z obiema nogami usztywnionymi – rzucił.
– Bo masz nogi razem i nie mogą ci pójść na boki?
Pascal uniósł gwałtownie głowę i stracił równowagę, przewracając nas obu.
– Fu–uck! – zaklął. Chciało mi się śmiać. Nawet się nie spodziewałem, że wyjdzie mi aż tak sugestywnie. Mój mózg zdawał się docinać wszystkim bez mojej pomocy.
Spędziliśmy prawie trzy godziny na nauce, po których Pascal powoli już łapał o co chodzi. Był o wiele bardziej stabilny na desce i umiał skręcać. Często się wywracał, ale było to zupełnie normalne. Wiedziałem, że powinienem go pochwalić za to, jak szybko załapał podstawy, ale nie zamierzałem tego robić, więc nie powiedziałem nic.
Kiedy zgłodnieliśmy, postanowiliśmy oddać sprzęt i rozglądnąć się za czymś do przegryzienia, a potem spędziliśmy popołudnie i wieczór grając w Playstation, bo, oczywiście, cholerny Pascal miał cholerne Playstation 3 w cholernym domku w górach. Serio, zaczynałem wracać do stanu, kiedy nienawiść do niego buchała ze mnie porami w skórze na porządku dziennym. Nawet wińsko, które przytargał z kuchni, nie zdołało mnie udobruchać.
Średnio lubiłem wino, co od razu mu wytknąłem, ale kazał mi spróbować i nie było nawet takie złe. Doszedłem do wniosku, że po dwóch lampkach wina będzie mi wszystko jedno, jak smakuje, więc machnąłem na to ręką.
Napaliliśmy w kominku na całego, dzięki czemu w pomieszczeniu było wręcz gorąco. Siedzieliśmy na dywanie oparci o kanapę i wspólnymi siłami próbowaliśmy jakoś przejść kolejną planszę w Little Big Planet. Gra była trochę dziecinna, ale zabawna. Szczególnie podobało mi się to, że mogłem walnąć Pascala ręką albo patelnią („przemoc domowa! Przemoc domowa!”) i robić głupie miny, z czego skrzętnie korzystałem. Byłem ciekawy, ile potrzeba, żeby go zirytować, ale dziad przyjmował dzielnie każdy cios i nie narzekał…
No, tylko wysadził mnie kilka razy w powietrze. Ja jego też, więc nie zamierzałem się za to wkurzać.
W końcu doszło do tego, do czego miało dojść od samego początku – totalnie spizgaliśmy się winem. Po tym, jak wysadził mnie po raz kolejny w powietrze, pchnąłem go w ramię zaczepnie. Nie zastanawiając się długo, też mnie pchnął i to zdecydowanie mocniej. Gdy się pozbierałem, znowu go pchnąłem, tym razem o wiele mocniej i jeszcze jakoś zdołałem znokautować jego postać w grze. Zacząłem się śmiać. To nawet nie było takie zabawne, o ile w ogóle, ale wino szumiało mi w głowie i wszystko wydawało mi się o wiele lepsze i radośniejsze.
– Jesteś straszny! – skomentował tylko, wstając. Spojrzałem na niego pytająco. – Kibelek.
– ‘kej.
Nacisnąłem stop i oparłem się bardziej o kanapę, zamykając oczy. Uwielbiałem ten stan, kiedy byłem wstawiony. Czułem się, jakbym mógł zwojować świat. Zawsze byłem typem wesołka po alkoholu, co mnie cieszyło. Nie znosiłem ludzi, którzy po alkoholu stawali się agresywni i robili problemy.
Pascal wrócił i usiadł ciężko obok mnie, wzdychając z ukan… urontentow. Ukontyntenowaniem? Ugh. Trudne słowa były takie trudne, jak alkohol krąży w twojej krwi.
Zaśmiałem się do siebie. Pascal spojrzał na mnie z zaciekawieniem.
– Co? – spytał.
– Nic – odparłem i zachichotałem. – Najebałem się.
I to porządnie, skoro nie potrafiłem tego wypowiedzieć nawet w myślach.
Parsknął.
– Ja też. A tak dobrze mi szła abstynencja.
– Pff.
Zapadła cisza. Otworzyłem oczy i spojrzałem w sufit. Poczułem, że Pascal przysunął się do mnie bliżej, więc obróciłem głowę w jego stronę. Siedział tak blisko, że mój prawy bok i jego lewy były do siebie mocno przyciśnięte. Czułem ciepło bijące od jego ciała. Mój puls przyspieszył. Patrzyłem na niego spokojnie z lekkim uśmiechem na ustach, czekając. Na trzeźwo mogłem się zapierać ile chciałem, po pijanemu wszystko wróciło i to ze zdwojoną siłą, ale mniej skomplikowane. Liczyło się tylko to, że chciałem go pocałować. Cała reszta nie miała zbytniego znaczenia, nie w tamtym momencie.
Pascal zagryzł dolną wargę, przysuwając się bliżej i nachylając nade mną lekko. Obserwował mnie uważnie, dając mi czas na rozmyślenie się. Obaj dobrze wiedzieliśmy, co próbuje zrobić. Z jakiegoś powodu jego zachowanie wydało mi się słodkie i irytujące jednocześnie. Nie byłem babą i nie chciałem być traktowany jak jedna.
Pascal w końcu zebrał się w sobie i pocałował mnie ostrożnie. Ani drgnąłem, siedząc z otwartymi oczami i obserwując go na tyle, na ile było to możliwe w takiej sytuacji. Widząc, że nie protestuję w żaden sposób, musnął moje wargi po raz kolejny. Jego usta były ciepłe, lekko wilgotne i miękkie i z jakiegoś powodu ten pseudo pocałunek sprawił, że zadrżałem.
Moje ręka – nie ja, moja ręka – złapała go za kark i przyciągnęła bliżej. Natarłem na  jego wargi z większą siłą, czując rosnące podniecenie. Dawno nie nakręciłem się do tego stopnia samym pocałunkiem. Nie byłem pewny, co ekscytowało mnie bardziej – całowanie faceta, czy całowanie Pascala. Trochę przerażała mnie myśl, że to całowanie Pascala tak mnie nakręciło. Nie chciałem komplikować naszej relacji. Uhm… jeszcze bardziej?
Brunet oparł prawą rękę o dywan tuż przy moim udzie, pogłębiając pocałunek. Jęknąłem cicho, gdy nasze języki dotknęły się po raz pierwszy. Delikatny pocałunek przemienił się w pełną pasji walkę o dominację, kiedy nasze ciała przylegały coraz bardziej i bardziej do siebie, zwabione obietnicą rozkoszy. Nie zastanawiałem się nad niczym, po prostu działałem.
Dopiero lekki ból w kolanie lekko mnie oprzytomnił. Oderwałem się od ust Pascala i spojrzałem, co go spowodowało. Pchnąłem joystick pod kanapę i wróciłem do całowania Pascala, instynktownie rejestrując, że totalnie siedzę mu okrakiem na kolanach. Z jakiegoś powodu wydawało mi się to niezwykle gorące. Nigdy nie siedziałem innemu facetowi na kolanach, a co dopiero tak przystojnemu.
Tak, cholera, ten matoł był przystojny. Przyznałem to, okej?
Jęknąłem, kiedy jego ręce zaczęły bezceremonialnie ugniatać mój tyłek. Ocierałem się o niego, wyczuwając jego podniecenie własnym kroczem. Desperacko próbowałem się do niego jeszcze bardziej przycisnąć, szukając jak największego kontaktu. Pascal robił to samo, pojękując cicho w moje usta. Przerwał na chwilę pocałunek, żeby nabrać tchu i zaczął całować mnie po szyi. Odchyliłem głowę w tył, dając mu lepszy dostęp. Sposób, w jaki to robiliśmy, był dla mnie zupełnie nowy i cholernie podniecający.
Zdecydowanie chciałem więcej.
Złapałem go za nadgarstek i przeniosłem jego dłoń na moje krocze. Pascal zacisnął palce na moim członku, pocierając go eksperymentalnie. Wciągnąłem gwałtownie powietrze, nie potrafiąc ani nie chcąc się w żaden sposób pohamować.
Brunet objął mnie w pasie i pochylił się gwałtownie do przodu, przez co wylądowałem na dywanie, a on na mnie. Syknąłem z bólu, kiedy drugi joystick wbił mi się w plecy. Rzuciłem nim gdzieś za siebie, żeby więcej nie przeszkadzał.
Pascal rozsunął stanowczo moje nogi, układając się między nimi. Czułem się dziwnie w tej pozycji, ale nie niekomfortowo czy nieprzyjemnie, więc nie zaprotestowałem. Właściwie to dość ochoczo rozsunąłem nogi szerzej, chcąc być jak najbliżej niego.
– Och mój Boże – rzucił bez tchu, odsuwając się lekko i rozpinając moją bluzę z kapturem. Nosem podciągnął do góry moją koszulkę, całując mnie po brzuchu. Napiąłem wszystkie mięśnie brzucha, wyginając się w łuk. Miałem wrażenie, że płonę. Nigdy bym się nie spodziewał, że cholerny Pascal Luft będzie w stanie rozgrzać mnie do tego stopnia.
Zdecydowanie się nie spieszył. Po pierwszej fali gwałtownego pożądania wyraźnie zdecydował, że pora zwolnić i spędzał więcej czasu na pieszczeniu mojego ciała. Mało nie eksplodowałem, kiedy ssał i lizał moje sutki.
– Weź – jęknąłem niczym rozwydrzony bachor, próbując popchnąć go bardziej w dół. Nie chciałem dojść w spodnie jak cholerny nastolatek, który po raz pierwszy w życiu zobaczył porno i nie spodziewał się, jak szybko strzeli. Pascal zdawał się rozumieć, co próbuję mu zakomunikować, bo jego zwinne palce zabrały się za rozpinanie moich dżinsów. Niecierpliwy, odepchnąłem jego ręce i zsunąłem sprawnie dżinsy razem z bielizną. – Kurwa! – niemal krzyknąłem, kiedy mój penis w mgnieniu oka znalazł się w ustach Pascala. Uniosłem głowę i spojrzałem na niego. Omal nie doszedłem widząc, że patrzy na mnie spod na wpółprzymkniętych powiek, trzymając mojego twardego fiuta w ustach. Pascal miał zarumienione policzki i nabrzmiałe od pocałunków usta i był zdecydowanie najseksowniejszą rzeczą/osobą, jaką w życiu widziałem. Miałem ochotę popchnąć jego głowę w dół, ale Lucy już mnie pod tym względem wychowała, więc tylko zamknąłem oczy i zacisnąłem dłonie na frędzlach dywanu, jęcząc bezwstydnie z przyjemności.
Pascal totalnie wiedział, jak się robi laskę. Rozszyfrowanie mnie zajęło mu dosłownie chwilę, a potem nadszedł czas najlepszego obciągania, jakie mi w życiu zaserwowano. Pascal pieścił mnie mocno, pewnie, nie mając problemu z obciągnięciem całego fiuta. Czułem, jak główka penisa uderza o tył jego gardła i tylko siłą woli powstrzymałem się przed dojściem już natychmiast.
Brunet wyczuł, że jestem blisko, bo przestał mnie pieścić i odsunął się. Zaprotestowałem, wijąc się na podłodze. Jak mógł tak po prostu…?
Obrócił mnie na bok i ułożył się zaraz za mną, majstrując przy swoich spodniach. Mimowolnie się spiąłem, czując lekki strach na myśl, że pewnie chce mi wsadzić. Nie byłem pewny, czy nachlałem się wystarczająco, żeby dać mu dupy. No i nawet moja zamroczona alkoholem łepetyna wiedziała, że pozwolenie innemu facetowi na zerżnięcie swojej dziewiczej dziury pod wpływem alkoholu to nienajlepsza decyzja.
– Spokojnie – mruknął Pascal, całując mnie w ramię. – Nie zrobimy niczego, na co nie masz ochoty, mhm?
Obejrzałem się na niego. To, jak bardzo uspokoiły mnie jego słowa, było aż żałosne. Totalnie żałosne.
Pascal zsunął spodnie na uda i przycisnął swojego penisa do moich pośladków, ocierając się o nie mocno. Chciał mnie zerżnąć, chciał to zrobić tu i teraz i pewnie jedyne, co go powstrzymywało, to moje niedoświadczenie i stan najebania.
Westchnąłem cicho, kiedy ujął mojego penisa w dłoń i zaczął mnie pieścić, ocierając się przy tym o moje pośladki własnym podnieceniem. Z jednej strony moje ciało czuło się trochę zagrożone. Czułem, jak bardzo Pascal mnie pragnął i jak wiele kosztowało go utrzymanie kontroli i nagle jakoś naśmiewanie się z płochliwych dziewic nie było dłużej zabawne. Z drugiej jednak strony świadomość, jak wielki miałem na niego wpływ, jak bardzo go podniecałem, była dziwnie przyjemna i mile łechtała moje ego. I nie tylko. Czułem nad nim ogromną władzę, chciałem jednocześnie dać mu to, czego pragnął i wodzić go za nos, upajając się jego desperacją.
Jego oddech przyspieszył, a ruchy zrobiły się lekko chaotyczne. Krzyknąłem, dochodząc w jego rękę. Westchnął cicho, zaciskając palce na moim biodrze i masturbując się szybko. Po krótkiej chwili strumień ciepłej spermy uderzył w moje nagie pośladki.
Zamknąłem oczy, oddychając ciężko i kuląc się lekko. Ciało miałem jak z galaretki. Przez dłuższą chwilę tylko leżeliśmy, powoli dochodząc do siebie po szalonym orgazmie. Zgodnie jakoś zdołaliśmy się oczyścić ze spermy serwetkami ze stołu, a potem naciągnąć spodnie na tyłek, nie ruszając się przy tym z podłogi. Pascal zdjął koc z kanapy i okrył nas nim szczelnie. Oparłem głowę na jego ramieniu, czując się w jego objęciach dziwnie… dobrze? Przyjemnie? Właściwie?
Wtuliłem się mocno w jego ramię. Pascal objął mnie w pasie drugą ręką, splatając nasze palce razem. Jeszcze chwilę patrzyłem na ogień tańczący wesoło w kominku, zanim zasnąłem myśląc o tym, że ruchanie współlokatora to przepis na katastrofę.

No ale… jakby mnie to kiedykolwiek powstrzymało.

8 komentarzy:

  1. O wow !woooow ! To byl mocny rozdzial! Juz sie nie moge doczekac kolejnego rozdzialu, kiedy to upojenie alkoholowe bohaterow minie,dajac wzamian kaca i mile wspomnienia wczorajszej nocy ;) Wspanialy rozdzial i zycze weny! Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. O kurczę, tego się nie spodziewałam!! Ale wyszło super moim zdaniem. Teraz tylko otrzeźwienie no i jak ocenią tą sytuację? Czy bez alkoholu przyznają się że kręcą siebie nawzajem, czy jednak bedzie "tylko pijacki, jednorazowy numerek"? Nie mogę się doczekać! ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie spodziewałam się tego. Ciekawe czy to miała być jedną noc czy z czasem miłość.
    Życzę weny
    Martyna

    OdpowiedzUsuń
  4. Jezu! Piszczałam przez prawie pół rozdziału. Tupie nogami na następny rozdział! :D :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Zdecydowanie chcę więcej! Uwielbiam tę dwójkę i ich wieczne docinki i złośliwości! Ciekawi mnie jak to wszystko potoczy się dalej i jak nasz bohater odnajdzie się w świecie, w którym to Pascal będzie doświadczonym przewodnikiem. Przewiduję dużo genialnych tekstów i scen.

    OdpowiedzUsuń
  6. O ja xD No fakt, tak szybko się tego nie spodziewałam ale kompletnie nie narzekam, bo było super xD Ciekawe tylko, co będzie jak się obudzą. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Weny ♥

    OdpowiedzUsuń
  7. W momencie, gdy Pascal wpadł na Phila, na stoku stwierdziłam, że ciągnie ich do siebie. Ah ten los 😄 Nie spodziewałam się jednak, że tak szybko dojdzie do czegoś między nimi. Jest coraz ciekawej. Zastanawiam się czy pojawi się Robin jakim cudem czy może nie.

    OdpowiedzUsuń
  8. Mam nadzieję, że Phil nie będzie udawał, że do niczego nie doszło albo co gorsza obwini o wszystko Pascala.
    Przecież skoro jest taki mądry, to już dawno powinien zauważyć, że podoba się Pascalowi.
    Szczerze to myślałam, że Robin pojawi się w górach, ale może jeszcze zawita w tym opowiadaniu :)
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)