wtorek, 18 grudnia 2012

Rozdział 21



- Jesteś pewien, że nie robisz zakupów na wesele?
Andrej spojrzał z irytacją na swojego brata, niechętnie odwracając wzrok od długiej listy zakupów. Byli w supermarkecie. Igor jedną nogą wsparty o wypchany różnymi produktami wózek, odpychał się drugą nogą i urozmaicał sobie w ten sposób czas.
- To zwykła parapetówa – odparł model, z powrotem wracając do kartki.
Razem z Ericem cały dzień zastanawiali się nad potrawami, które trzeba będzie przygotować i produktach potrzebnych do ich zrobienia. Zdecydowali się zrobić imprezę z okazji przeprowadzki, ale nie mieli zamiaru zamawiać jedzenia. Chcieli je zrobić sami, żeby ta impreza naprawdę utkwiła na długo w ich pamięci. Pech chciał, że Eric w ostatniej chwili dostał telefon i musiał pojawić się w Chadwick, a Andrej został zmuszony do robienia zakupów ze starszym bratem.
Bardzo upierdliwym, trzeba by dodać.
- Dla mnie to wesele. Zapraszacie mało osób, a nam już w wózku brakuje miejsca. Ach, no i jesteśmy dopiero w połowie twojej listy.
- Czy mógłbyś się przymknąć? Naprawdę, nie chce mi się słuchać twoich komentarzy. Tym bardziej, że jedna trzecia tych wszystkich rzeczy została dopisana przez ciebie na pięć minut przed wyjściem z domu.
- Nie moja wina, że kiedy przyszedłem, wy się bzykaliście w pokoju.
Andrej spłonił się i rozejrzał dyskretnie, czy nikt tego nie słyszał. Spojrzał z naganą na brata.
- Wcale się nie bzykaliśmy! – syknął. – My tylko…
- Jasne – Igor wywrócił oczami. – Wiem, co słyszałem. Dobrze ci było? – spytał Igor złośliwie.
- Nikt cię nie zapraszał!
- Ach, czyli jednak coś było.
- Nic nie było!
Model bronił się desperacko, czerwieniąc się coraz mocniej, ale Igor swoje wiedział. Słyszał bardzo jednoznaczne dźwięki dochodzące z sypialni pary i słodkie jęki własnego brata, zapewne ostro pieprzonego przez Richardsa. To trochę żenujące, że od słuchania krzyków młodszego brata zwyczajnie mu stanął. Zaczął się zastanawiać, czy to naprawdę może być takie przyjemne? Andrej na pewno by tego nie robił, gdyby mu się to nie spodobało.
Cholera, chyba sam będzie musiał kiedyś spróbować…
- Było, było… Obaj dobrze to wiemy.
- Jesteś po prostu…!
Andrej nadepnął sobie na sznurówkę trampka i poleciał jak długi między regały z alkoholami, przewracając się w artystyczny sposób. Jakiś podchmielony mężczyzna spojrzał na młodego Pejica podejrzliwie.
Igor płakał ze śmiechu. Andrej, ze łzami bólu zbierał się z podłogi, wściekły jak diabli. Miał z tym pewne problemy, ale Igor mu nie pomógł, o nie! Igor się zwyczajnie śmiał i to tak głośno, że coraz więcej ludzi zwracało na nich uwagę. Chłopak kulił się, trzymając wózka, cały czerwony na twarzy.
- Hahaha! Gdybyś się widział! Hahaha! To było…. Uch, genialne!
- Nie wierzę, że jesteś moim bratem.
Igor poczekał, aż Andrej pozbiera się z podłogi, po czym ruszyli pomiędzy kolejne regały w poszukiwaniu konkretnego szampana. Model się naburmuszył i mimo ogromnej prowokacji ze strony starszego brata, nie dał się sprowokować.
Ogółem można więc powiedzieć, że było jak zwykle.
- Gadałem wczoraj z tatą – mówił Igor, pakując zakupy do bagażnika. Andrej stał obok samochodu i palił papierosa, przyglądając się bratu. – Nie sądziłem, że mieszkanie z kumplem tak dobrze na niego wpłynie. Właściwie to powiedział mi, że Diabeł mnie szukał.
- Diabeł? Przecież dostał forsę.
Igor wzruszył ramionami.
- Tata twierdził, że Diabeł nie miał złych zamiarów. Kazał nas pozdrowić i poprosić, żebyśmy nie zadzierali z mafią, bo tylko oni są tacy mili.
- Bardzo… Skopali ci dupsko jak mało kto.
- No, miałem pecha. Ale ważne, ze już jest po sprawie.
- Mhm… Wracajmy już, Eric niedługo powinien już być w domu – Andrej usiadł na miejscu pasażera. – Obiecałem, że usmażę mu frytki i przygotuję coś do tego, żeby miał co zjeść jak wróci.
- Cudowna z ciebie żona – zaśmiał się Igor, odpalając samochód.
- Lepsza niż z ciebie kiedykolwiek będzie mąż – odszczeknął się młodszy Pejic.
Igor pokrzywił się młodszemu bratu, po czym razem pojechali do domu Andreja.
W końcu nie mogli pozwolić, żeby Eric był głodny.

Na imprezę zaprosili tylko najbliższe sobie osoby – CeCe, Marco z Emily, Igora oraz kilkoro przyjaciół. Matka Pejica nie chciała brać w tym udziału, twierdząc, że jest już za stara na takie imprezy.
Przygotowania trwały cały dzień i chociaż para uwijała się jak pracowite mróweczki, mieli sporo zabawy przy przygotowywaniu posiłków. Cala lodówka była zawalona różnego rodzaju alkoholami, które przywiózł Marco oraz niektórymi potrawami, które wymagały niższej temperatury.
- Podano do stołu? – spytał Andrej z zadziornym uśmiechem w czasie przygotowywania posiłków.
Eric spojrzał na niego błagalnie.
- Możesz przestać? Jeśli teraz pójdziemy się pieprzyć, nie zdążymy tego skończyć do wieczora.
- Marudzisz.
- Akurat. Zamiast w tak bezpośredni sposób proponować mi wyuzdany seks, mógłbyś lepiej skoczyć do centrum i odebrać mi z domu handlowego garnitur. Potrzebuję go na poniedziałek, a w niedzielę mają zamknięte.
- Aha, i nie mogłeś tego zrobić wcześniej?
- Zapomniałem. Proszę, kochanie – Eric pocałował Andreja czule w usta i objął w pasie. – Prawda jest taka, że jesteś beznadziejnym kucharzem, a zostawienie ciebie samego w kuchni mogłoby się skończyć katastrofą, dlatego będzie lepiej, jeśli po prostu odbierzesz mój garnitur.
- Mam się obrazić? – spytał Andrej, nadymając śmiesznie policzki.
Eric cmoknął go w jeden, odsunął i  klepnął w tyłek, popychając w stronę drzwi.
- Idź już. I, błagam, nie nawywijaj nic, dobra?!
- Przecież nigdy nic nie wywijam! – burknął Andrej, zakładając kurtkę.
- Jasne, tylko ciekawym zbiegiem okoliczności to dookoła ciebie zawsze coś się dzieje.
Model rozłożył bezradnie ręce.
- Nic na to nie poradzę.
- Life is brutal… - burknął Richards, zabierając się za krojenie warzyw do jednej z sałatek. Cichy trzask drzwi upewnił go, że Andrej wyszedł. Szatyn uśmiechnął się lekko do siebie, kręcąc głową.
Andrej był jego. Naprawdę JEGO. Wciąż nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. Za każdym razem, kiedy budził się w nocy i czuł ciepłe ciało wtulone słodko w jego własne, co ciepłego rozlewało mu się w okolicach żołądka, napełniając go bardzo przyjemnym uczuciem. Czuł się spełniony. Miał wymarzoną pracę i cudownego partnera, który go kochał. Z Pejicem nie szło się nudzić, a co za tym szło – ich życie było bardzo urozmaicone. Spędzali ze sobą każdą możliwą chwilę i mimo że byli ze sobą już od roku, wciąż w ich relacjach wyczuwało się dziwną świeżość i brak rutyny, która zakradała się w wiele związków i je rozbijała.
Eric nie spodziewał się, że mogą być tak dobraną parą. Uśmiechnął się do siebie po raz kolejny. Czuł się szczęśliwy jak jeszcze nigdy w życiu.

Andrej bardzo się starał w nic nie wjechać ani niczego nie zepsuć, żeby nie dać Ericowi satysfakcji, że znowu miał rację. Fotograf na szczęście już się przyzwyczaił, że wokół modela wiele się dzieje i nauczył się śmiać z każdego takiego wypadku. Andrej go tego nauczył, bo cokolwiek by się nie działo, on nigdy się nie załamywał. Życie lubiło kopać go po dupie, ale dzięki temu zawsze coś się działo i miał przygody, o jakich inni ludzie tylko marzą albo piszą o tym w książkach. Nie zdziwiłby się, gdyby jako pierwszy zaczął latać albo miotać płomieniami z rąk za pomocą siły woli. Był w końcu Andrejem Pejicem – człowiekiem, któremu mogło przydarzyć się WSZYSTKO.
Zacięcie się windy między piętrami było kolejną z takich rzeczy.
Jak zwykle, nic nie zapowiadało nadchodzącej katastrofy. Pojechał windą odebrać garnitur, kupił sobie jeszcze coś do picia i wsiadł z powrotem do windy.
Pierwszym objawem nadchodzącej katastrofy był znajomo wyglądający mężczyzna, który wsiadł do windy piętro niżej. Był to ten sam facet, który wziął go za dziewczynę ponad rok temu i dzięki niemu spotkał Erica po raz pierwszy. Kolejnym razem mieli okazję „porozmawiać”, kiedy poszedł na pierwszą randkę z fotografem i Brian, bo o ile Andrej pamiętał, to ten facet miał tak na imię, próbował go ukatrupić przy wielu innych ludziach w barze.
Mężczyzna też go rozpoznał, bo gdy tylko zamknęły się za nim drzwi, spojrzał na Pejica z kpiącym uśmiechem.
- Proszę, proszę. Pedał?
Andrej mimowolnie wcisnął się bardziej w róg windy. Nie chciał zostać zmasakrowany.
- Cześć – odparł, siląc się na uśmiech. – Dziwię się, że mnie pamiętasz. Spotkaliśmy się… dawno temu.
Brian wywrócił oczami. Oparł się plecami o ścianę windy i wcisnął ręce kieszenie.
- Dziwne, żebym nie pamiętał – burknął Brian. – Chciałem cię przelecieć. Zniszczyłeś moje marzenia o pięknych, długonogich blondynkach! – poskarżył się, na pół serio, na pół żartobliwie. Andrej odetchnął z ulgą. Facet chyba nie chciał go zabić.
- Nie moja wina, że przez moje włosy wszyscy mnie biorą za dziewczynę. Mój chłopak też się czasami czepia, że jest gejem, a ma babę.
Brian uśmiechnął się lekko.
Winda skrzypnęła dziwnie, po czym zatrzymała się gwałtownie, niemal zwalając mężczyzn z nóg.
- Hej, co jest?
Andrej westchnął.
- Zacięła się. No, to świetnie! Po prostu super!
- Może zaraz pojedzie dalej.
Brian spróbował coś nacisnąć, ale żaden przycisk nie działał. Po chwili usłyszeli w głośniku, że mają cierpliwie poczekać na technika, który naprawi usterkę.
Pół godziny później nadal wisieli między piętrami. Andrej siedział pod ścianą z podkulonymi nogami i wściekał się, że w dodatku jakimś cudem zgubił w tej głupiej windzie zasięg.
- Pozwę ich, no! – warknął.
- O co? O złośliwość rzeczy martwych? – zakpił Brian. Palił już piątego papierosa. Gdyby nie to, że winda nie była całkiem szczelna, pewnie by się udusili.
- Co za różnica?! Ważne, żeby mieli dym.
Brian westchnął.
- Wiesz co? Muszę przyznać, że jesteś rozkoszny. – Model spojrzał na mężczyznę z niedowierzaniem. – Tak szczerze powiedziawszy, to może jednak się jeszcze zastanowię, czy cię nie przelecieć…
Blondyn zarumienił się lekko i odsunął jeszcze bardziej od towarzysza.
- Może jednak lepiej nie, co? Zresztą, Eric się mną nie podzieli.
- Słyszałem, że geje to dość rozwiązłe istoty, więc pewnie nie będzie miał nic przeciwko, jeśli sobie ciebie pożyczę.
- Zdecydowanie nie! – warknął Andrej, nie na żarty zaniepokojony. Brian nie wyglądał na kogoś, kto rzuca słowa na wiatr, a model nie miał zamiaru za każdym razem oglądać się przez ramie i sprawdzać, czy czasem jakiś psychopata za nim nie chodzi.
Brian parsknął śmiechem.
- Naprawdę jesteś zajebisty – wykrzyknął z entuzjazmem. – Nie wierzę, że chciałem cię zabić!
Andrej uśmiechnął się z rezerwą. Winda drgnęła, po czym zjechała kawałek i znowu się zatrzymała. Obaj wstali i odetchnęli z ulgą, kiedy drzwi się otworzyły.
- Wszystko w porządku? – spytał mężczyzna w stroju ochroniarza. Widząc Andreja, jego oczy otworzyły się szeroko. Zapewne go znał. – Pan Pejic… Nic się panu nie stało?
Model przeczesał palcami włosy i pokiwał głową, że nie.
- Wszystko w porządku, dziękuję.
- A mnie to się nikt nie zapyta z nazwiska? – burknął Brian, przeciągając się.
- A co, sławny jesteś?
- Nie…
- Muszę lecieć, czekają na mnie. Miło było cię znowu spotkać.
Brian zaśmiał się.
- Ta…
- Jak nie jesteś pijany, to jesteś całkiem fajny.
- Musimy kiedyś się wybrać na piwo. Z tego co zauważyłem, lubisz takie przygody, a mi zdecydowanie brakuje rozrywek.
- Mhm. Cześć.
Andrej odszedł, trochę zdziwiony tym, że tak łatwo złapał język ze swoim dawnym prześladowcą.  Nie sądził, że będzie w stanie się z Brianem dogadać, a tu taka niespodzianka.
W drodze powrotnej zdał sobie sprawę, że Eric znowu będzie się z niego śmiał, jak już się dowie, dlaczego go tak długo nie było.
No, cóż… Taki już chyba jego los.
W domu do wieczora znosił kpiny swojego faceta, dopóki nie zmusił go do wspólnego prysznicu i nie zatkał mu ust swoim penisem. Andrej uwielbiał, kiedy Eric to robi, bo mężczyzna miał sporo wprawy. Pejic jęknął, kiedy jeden palec zagłębił się w nim i zaczął poruszać w rytm ruchów głowy fotografa. To też była jedna z ulubionych zabaw Richardsa, a Andrej wychodził z siebie, kiedy go tak pieszczono z każdej strony.
- Dobrze ci? – spytał ochryple Eric, patrząc na niego z dołu. Jego oczy błyszczały od pożądania.
- Masz jakieś wątpliwości? – Andrej udał zdziwienie.
Eric pocałował czubek jego penisa i podniósł się z kolan. Model objął go za szyję i przyciągnął go pocałunku, z aprobatą witając ręce partnera obejmujące go w pasie.
- Mamy jeszcze jakieś pół godziny, potem pewnie już zaczną się schodzić.
- Marco powiedział, że ni będzie nic jadł cały dzień, żeby zaoszczędzić i przy okazji najeść się porządnie u nas. Emily mu powiedziała, że dobrze gotujesz.
- Bo dobrze gotuję…
- Mhm…
Andrej pocałował go lekko w usta i uśmiechnął się.
- To będzie impreza roku.
- Wiem. Musimy sobie trochę odbić przed przyszłym tygodniem.
- Jesteś pewien, że chcesz mnie przedstawić swoim rodzicom?
- Mhm… Przenieśli się z powrotem do naszej rodzinnej wsi i chciałbym, żeby cię poznali. Miałem to zrobić już dawno, ale od dłuższego czasu nie mieliśmy razem ani jednego wolnego weekendu.
- No, to prawda. Dobra, wypad, bo nie zdążymy.
Eric klepnął go w pośladek i wyszedł spod prysznica. Andrej szybko dokończył kąpiel, po czym ubrał się w uszykowane wcześniej ciuchy i zajął się innymi przygotowaniami.
Akurat skończyli wszystko odgrzewać i stawiać na stół, kiedy goście zaczęli się schodzić.
- To będzie meeeega impreza!

***
Rozdział niesprawdzony i pewnie trochę chaotyczny, ale zależało mi, że wstawić go jak najszybciej. Olałam dla niego pracę klasową z całej drugiej klasy z polskiego ( z romantyzmu), więc pewnie dostanę ładną szmatkę na koniec semestru, ale co tam... Nie chciałam już dłużej zwlekać.
Jutro już biorę się za Wasze blogi i mam nadzieję, że szybko się ze wszystkim ogarnę.
Nie cierpię być do tyłu.
Pozdrawiam!

6 komentarzy:

  1. Dziękuję za kolejny tak cudowny rozdział <3
    Kocham cie po prostu *QQ*
    Czegoś takiego było mi trzeba <3

    Czekam niecierpliwie na kolejne notki od ciebie~
    Loff <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Powtórzę to kolejny raz i będę powtarzać jeszcze wiele razy: Masz długie odcinki, ale czyta się je tak szybko, bo są za dobre xD
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejku!
    Nie spodziewałam się tak cudownego odcinka. Kłamstwo! Wiedziałam, że jak każdy będzie wyjątkowy i nie myliłam się.
    Jesteś po prostu niesamowita. Uwielbiam Cię! Podziwiam i ogólnie to dzięki Tobie wkręciłam się w twincesty i opowiadania slash/yaoi. Dziękuję Ci za to.
    Teraz muszę tylko czekać na kolejną część tego cudeńka.
    Pozdrawiam

    PS. http://es-ist-gegen-meinen-willen.blogspot.com/2012/12/4-miosc-czasem-boli.html
    Zapraszam na kolejną część głównego opowiadania ;3

    OdpowiedzUsuń
  4. Impreza fajnie się zapowiada. ;) Cudownie jest czytać, że Andrejowi i Ericowi jest tak dobrze ze sobą. Co mogę jeszcze dodać? Chyba tylko to, że Cię uwielbiam i czekam na nową notkę. :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. uuu Imprezka *.* ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. "Cholera, chyba sam będzie musiał kiedyś spróbować…" Taaak, Igor próbuj na wszystkie sposoby. :D
    Wywrotka w sklepie była mega, ale rozmowa Andreja z bratem czy było mu dobrze jeszcze lepsza. Igorek zareagował na słodkie jęki. Mrrrrr.
    Andrej to ma pecha. Zawsze coś się koło niego dzieje. Trzeba pamiętać, że jak wsiądzie do windy to ta się zatrzyma i nie wolno z nim do wind wsiadać. Tak jakby kiedyś była okazja. :DD Ale dzięki temu Brian nie okazał się całkowitym dupkiem.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)