czwartek, 13 grudnia 2012

~~.13.~~



Tom widząc, że na dworze jest już szarawo, zakrył wejście gałęziami i podszedł do bliźniaka, który słodko przespał cały dzień. Nie mógł się już doczekać. Dawno nie miał okazji tak szczerze porozmawiać ze swoim bratem. Teraz nareszcie nadarzyła się okazja, żeby go o wszystko wypytać. Nie miał zamiaru go oszczędzać w żadnej kwestii. Gdy Czarny spał, przemyślał kilka spraw i wiedział mniej więcej, jakie tematy chce poruszyć. Był też ciekawy, jakie pytania zada mu bliźniak.
Zapowiadał się ciekawy wieczór.
- Bill! Stary, wstawaj! - powiedział do brata.
Zaspany chłopak burknął coś cicho, po czym z trudem usiadł i przetarł oczy.
- Co jest? - spytał.
- Już wieczór.
- No i?
- Czas na naszą zabawę.
- Ach, tak. Dobra-aa! - ziewnął Czarny i przeciągnął się z cichym jękiem.
Ułożył się wygodnie na trawie. Tom zrobił to samo, tylko że położył się na brzuchu i podłożył sobie ręce pod brodę.
- Łeb mi wyschnął! Co za ulga! - rzekł Bill, przeczesując palcami swoje włosy.
Blondyn zaśmiał się cicho.
- Dobra. To kto zaczyna? - spytał Tom.
- Wal pierwszy.
Tom nie musiał się długo zastanawiać.
- Jesteś prawiczkiem?
- I skąd wiedziałem, że o to zapytasz?!
Blondyn zaśmiał się.
- Jesteś czy nie?
Bill westchnął.
- Jestem - burknął zły. - Teraz moja kolej. To samo pytanie.
-Ee...
Tom poczuł, że policzki zaczynają mu płonąć. Właśnie został pokonany swoją własną bronią. Był pewny, że brat go o to nie zapyta, a tu klops.
- No... Jestem.
Bill zaczął się głośno śmiać.
- Naprawdę?
- Hej, nie śmiej się! Przed chwilą wyznałeś mi to samo.
- Tak, ale po mnie można było się tego spodziewać, ale po tobie...
- Przestań, bo ci przyłożę!
- Dobra, dobra! Dawaj następne pytanie.
- Czy kiedykolwiek płakałeś w szkole?
- To cios poniżej pasa, ale tak, płakałem.
- Często?
- Teraz moja kolej na pytanie. Hmm... Czy wyznałeś kiedyś jakiejś dziewczynie, że ją kochasz?
- Nie, nigdy. Całowałeś się kiedyś z chłopakiem?
Bill westchnął.
- Tak, raz.
- Serio?
- Tak. To trochę krępujące...
- Opowiesz?
- Teraz moja kolej na pytanie.
- Daję ci szansę się wytłumaczyć.
- Eh... To było jakoś w ostatnie wakacje. Ty ciągle gdzieś wychodziłeś, nigdy cię nie było. Któregoś razu postanowiłem trochę się rozerwać i poszedłem do jakiegoś baru. Pomysł nietrafiony, bo znalazłem się wśród samych homoseksualistów. Ciągle mnie ktoś zaczepiał... Jeden był strasznie nachalny, nie mogłem go spławić. Przyszedł jakiś młody chłopak i powiedział, że go pogoni, jeśli go pocałuję. Co miałem zrobić? Zgodziłem się. Gdy tamten typ już sobie poszedł, ten zaciągnął mnie gdzieś do łazienki. Cieszyłem się, że jest przystojny. Myślałem, że mnie pocałuje i będę miał spokój, ale on chciał, żebym to ja to zrobił...
- Żartujesz!
- Chciałbym. Było mi strasznie głupio, a on nabijał się, że się zarumieniłem. No, ale że mi pomógł, przełamałem się i to zrobiłem.
- Podobało ci się?
- No... Tak.
Tom wybuchnął śmiechem.
- To wcale nie było zabawne. Na początku byłem sztywny jak kołek, a on stwierdził, że takiego pocałunku nie uznaje, że tak to on może całować się ze swoją babcią… albo dziadkiem.
- Chciał się lizać z języczkiem?
- W końcu był homo. Doszedłem do wniosku, że raz się żyje i pocałowałem go tak, jakby był najseksowniejszą dziewczyną, jaką w życiu widziałem. Lizaliśmy się, jakbyśmy byli jakimiś pieprzonymi pedałami. No, on był. W sumie to przez tę chwilą nieźle mnie obmacał, chociaż kilka razy zdzieliłem go po łapach.
- Jakoś to skomentował?
- Powiedział, że... Ee...
- I tak cię o to zapytam, więc się nie wymigasz.
- Eh! Powiedział, że ma ochotę mnie zgwałcić i że jeśli w ciągu dziesięciu sekund nie zwinę się z baru, to przekonam się, jak to jest współżyć z facetem.
- Musiałeś stamtąd nieźle spieprzać! - zaśmiał się Tom.
- Żeby tylko! Przetrąciłem połowę ludzi. Od tamtej pory siedziałem w domu. Dobra, zapomnijmy o tym. Teraz moje pytanie. Jak to się stało, że nie przeleciałeś żadnej laski?!
Tom poczuł, że jego policzki ponownie oblewa gorąco. Westchnął. Bill się przyznał do pocałunku z chłopakiem, on musi się przyznać do innych rzeczy.
- To nie tak, że żadnej nie dotykałem czy… żadna nie zrobiła mi loda. Bo kilka mi zrobiło…
- Nazwiska, proszę.
Tom zaśmiał się.
- Im częściej wychodziłem, tym więcej poznawałem napalonych dziewczyn, które chętnie robiły mi dobrze… Wiesz, o co mi chodzi. Było fajnie, ale jakoś nigdy nie chciałem żadnej z nich „bliżej” poznawać. Poza tym, trochę się bałem, że któraś mogłaby zajść przez przypadek w ciążę. Nie chciałem przegrać swojego życia w takim wieku. Żadna nie interesowała mnie na tyle, żebym mógł znieść życie z nią, a porzucenie własnego dziecka nie wchodziło w grę. Gdy to dobrze przemyślałem, postanowiłem, że wstrzymam się z seksem trochę dłużej niż inni nasi rówieśnicy.
- Wow, jestem w szoku!
- Dobra, koniec tematu. Teraz moja kolej. Hmm... To może zabrzmi głupio, ale na kim ci bardziej zależało: na mnie czy na ojcu?
- Na tobie, oczywiście. Zależało i zależy nadal. Zawsze mi się wydawało, że byłeś o mnie zazdrosny. Mógłbyś mi to wyjaśnić?
- To twoje pytanie?
- Może być.
- Od małego miałem wrażenie, że ojciec cię faworyzuje. I byłem zazdrosny. Bardzo. Kiedy ty coś od niego chciałeś, zawsze miał dla ciebie czas. Dla mnie nigdy. Szlag mnie trafiał. Czułem, że ty mimo wszystko jesteś ze mną, ale nie potrafiłem się z tym pogodzić. Chciałem, żeby ojciec... kochał mnie tak samo, jak ciebie.
- Nie był fair, zawsze to wiedziałem.
- Mama próbowała mi to jakoś wynagrodzić, ale miałem to w dupie. Nienawidziłem cię za to, że potrafisz wzbudzić w ojcu miłość, a jednocześnie byłeś najważniejszą osobą w moim życiu. Wiedziałeś o mnie wszystko i zawsze byłeś obok, kiedy tego potrzebowałem. Chwaliłeś moje prace. Widziałem, jak zlewasz ojca, jak go unikasz i miałem z tego jakąś głupią satysfakcję! Chyba dlatego tak bardzo się wkurzyłem, kiedy wynikła cała ta awantura z Leną. Teraz moje pytanie... Czy buntowałeś ją w jakikolwiek sposób przeciwko mnie? Wiem, że byłeś zazdrosny o moich kolegów i czas, jaki z nimi spędzałem.
- Tom, poznałem Lenę z jej inicjatywy. To ona zaproponowała spotkanie. Nie miałem pojęcia, że jesteście razem. Nic mi nie powiedziałeś. Gdy wszedłeś wtedy do McDonalda, to ona mnie pocałowała. Zrobiła to specjalnie. Głupio mi, że dałem się tak podejść. Nie wiedziałem, że jesteście ze sobą, tak więc nie mogłem jej w żaden sposób urabiać. Ona to uknuła. Powiedz mi, dlaczego tak bardzo się tym przejąłeś? Dostałem wtedy lanie, powiedziałeś, że to Kevin cię podpuścił. Ale potem? Cały czas starałeś się mnie zranić. Miałem nadzieję, że ci przejdzie, ale z każdym dniem było coraz gorzej.
- Nie było cię następnego dnia w szkole, dlatego nie wiesz, że wszyscy się ze mnie śmiali. Na korytarzu wytykano mnie palcami i nabijano się ze mnie, że własny brat mnie załatwił. Każdy dzieciak wiedział, jakie było moje marzenie, nigdy tego nie ukrywałem. Jeszcze nigdy nie czułem się taki upokorzony. Zwyciężyła nienawiść do ciebie. Tkwiła gdzieś tam we mnie od zawsze, jak cierń pod skórą. Brała się właśnie z zazdrości o ojca. No, a potem było już tylko gorzej. Ja nie chciałem być dla ciebie dobry. Jakaś część mnie pragnęła cię gnoić, a że nikt nie zwrócił mi uwagi, że to źle… Zwyczajnie mi odbiło. Teraz sam nie mogę zrozumieć, jak do tego wszystkiego doszło. Gdy cię wtedy pobiłem... Naprawdę czułeś się tak źle, że nie mogłeś iść do szkoły?
Bill milczał. Tom z niecierpliwością czekał na jego odpowiedź. Tak bardzo chciał się dowiedzieć, że Czarny skłamał matce i nie poszedł do szkoły z własnego widzimisię.
- Nie poszedłem wtedy do szkoły, bo... Brzuch mnie w sumie aż tak bardzo nie bolał, spokojnie mogłem iść. Poprosiłem mamę, żeby pozwoliła mi zostać, bo... Całą noc beczałem w poduszkę. Kiedy płaczę krótko, nie widać tego po mnie, ale wtedy straciłem nad sobą kontrolę. Nie pamiętam już, ile godzin leżałem i nie mogłem się uspokoić, ale kiedy ostatni raz patrzyłem na zegarek, było po czwartej. Rano wyglądałem okropnie i było widać jak na dłoni, co robiłem w nocy. W dodatku kiedy mama weszła do pokoju i powiedziała, że się nie wymigam, znowu się rozpłakałem. Nie chciałem, żeby mnie widziała w takim stanie, ale jednak... Zawalił się cały mój świat. Bez ciebie to już nie było to samo. Nie powiedziałem jej, co się stało. Spytała mnie wtedy, czy ma zawołać ciebie, ale nie pozwoliłem jej. Potem dała mi spokój.
Od samego początku było tak źle. Od momentu ich kłótni Czarny pewnie ciągle płakał po kątach. Dopiero teraz Tom zaczynał sobie to wszystko uświadamiać i był przerażony. Nie wiedział, jak mógł być tak krótkowzroczny. Dlaczego tego nie dostrzegał? Musiały minąć aż dwa lata, żeby wreszcie zaczął co nieco pojmować. Gdyby nie ta przeklęta sytuacja, nigdy by do tego nie doszło. Bill by umarł. A on? Co tak naprawdę by zrobił? Czy miałby odwagę, żeby popełnić samobójstwo? A jeśli nie? Jakby się czuł wiedząc, że Czarny już nie wytrzymał? Jakby się czuł widząc jego nieruchome ciało w trumnie i mając świadomość tego, że to on do tego doprowadził? Jakby się czuł myśląc o tym, że już nigdy nie będzie w stanie mu powiedzieć, jak bardzo tego żałuje? A może by nie żałował? Może naprawdę był aż takim potworem, że by go to bawiło? Czy potrafiłby się cieszyć ze śmierci bliźniaka? Czy naprawdę by potrafił?
Nie, chyba nie. Cierpiałby. Wyrzuty sumienia by go połknęły w całości. Nie potrafiłby tego wytrzymać. Może by specjalnie żył tylko po to, żeby czuć ból. Miał w końcu coś z masochisty. Boże, co by zrobił?! Teraz trafił do tego dziwnego świata, ale był z bratem. Gdyby Bill umarł...
Tom zamknął oczy i zacisnął zęby, kiedy po policzkach zaczęły mu spływać łzy.
Czy naprawdę był potworem?
Odpowiedź nasuwała się sama. Przecież Bill próbował popełnić samobójstwo. I tak blondyn nie mógł pojąć, jakim cudem przeżył te dwa lata. Zaczynał rozumieć, dlaczego Bill tak często płacze. To był jego sposób na ulżenie sobie, i chociaż tak bardzo wstydził się robić to przy nim, to jednak potrafił przełknąć swoją dumę.
Blondyn otarł niecierpliwie łzy, ale następne natychmiast zajęły ich miejsce. Tom Coger płacze! Ale dzieciaki ze szkoły miałyby ubaw! Wielki cwaniaczek, który zniszczył własnego brata! Zadufany w sobie chłopak, który czerpał przyjemność z kopania bezbronnego człowieka. Tak teraz odbierał swoje zachowanie - przez dwa lata kopał niewinną i bezbronną osobę. Czuł do siebie tylko obrzydzenie. Nie widział już w sobie talentu plastycznego ani zabawnego chłopaka, bo wcale nim nie był. Pustka. Tylko to w nim było. Powinien za to wszystko pokutować do końca swojego nędznego życia.
- Tom? Co jest? - zaniepokoił się Bill.
Blondyn poczuł, jak brat dotyka jego twarzy. Szybko odwrócił głowę od bliźniaka. Czarny wstrzymał oddech, kiedy zorientował się, że jego brat płacze.
- Co się stało? - spytał cicho młodszy.
Starszy nie odpowiedział.
- Tom? Powiedz coś.
Chłopak otarł łzy i odparł cicho.
- Po prostu uświadomiłem sobie, że zasłużyłem sobie na to, żeby tutaj wylądować. Zasłużyłem sobie na to, żeby spędzić w tym miejscu całą wieczność. Nie wiem tylko, dlaczego ty zostałeś w to wciągnięty. Ciebie nie powinno tutaj być. Gdyby Bóg istniał i był sprawiedliwy, sprawiłby, żeby ktoś na ulicy zadźgał mnie nożem.
- Co ty mówisz?
- Taka jest prawda, Billy. Tak powinienem skończyć. Jak śmieć gdzieś między budynkami. Ktoś powinien wbić mi nóż w brzuch i mnie zostawić, żebym umierał sam i w męczarniach.
- Tom! - w głosie Czarnego słychać było przerażenie. - Nie mów tak!
- Ale to jest prawda. Boga nie ma. Gdyby istniał, to właśnie tak bym umarł.
- Zupełnie ci odbiło! Gadasz od rzeczy!
- Akurat! Bez najmniejszych wyrzutów sumienia doprowadziłem cię do samobójstwa. Sumienie ruszyło mnie dopiero wtedy, kiedy się przy mnie rozpłakałeś i uciekłeś. Przez dwa lata nie dostrzegałem swoich błędów, nie potrafiłem przestać cię gnębić. Teraz to wszystko mnie zżera! Dlatego mam rację! Bo gdyby na świecie była jakakolwiek sprawiedliwość, ktoś zrobiłby mi jakąś krzywdę! Ale nie! Ślizgałem się w szkole, ślizgałem się na ulicy! Włóczyłem się po miejscach, w których niejeden człowiek stracił życie, zadawałem się z prawdziwymi kryminalistami i nigdy nikt nie zrobił mi krzywdy! Nie wpadłem w żaden nałóg, nie zachorowałem na nic! Jestem całkiem przystojny, w dodatku potrafię odpieprzyć takie graffiti, że niejeden może tylko o tym pomarzyć. To nie jest sprawiedliwość!
- Nie mów tak, proszę cię...
- Powinno mi się coś stać. Cokolwiek! Chociaż jedna mała rana, może jakaś szmata na koniec roku! Ale nic takiego się nie wydarzyło! Nauczyciele bez mrugnięcia okiem wstawiali mi dwa na koniec i nawet nie próbowali mnie usadzić, bo się bali! Powinienem mieć jakieś problemy! Chociażby wymiotowanie po libacji! Ale po co?! Na drugi dzień tylko boli mnie głowa i jestem trochę nieprzytomny! Nigdy jeszcze nie rozmawiałem z muszlą! Więc dlaczego to ty miałeś pod górkę, jeśli jesteś lepszym człowiekiem ode mnie? Jestem żałosny, a to tobie się obrywało. To nie było fair!
- Tom, proszę, przestań! Przerażasz mnie - mówił Bill łamiącym się głosem.
Blondyn rozpłakał się jak małe dziecko. Z gardła wyrwał mu się tak rozpaczliwy szloch, że po chwili nie wytrzymał też drugi chłopak. Nie mógł patrzeć na cierpienie brata, nie potrafił być obojętny. Przysunął się trochę do niego i objął go. Tom automatycznie odwrócił się do bliźniaka i przytulił się do niego mocno. Tym razem to Bill był tym, który dawał poczucie bezpieczeństwa i ukojenie. Przytulał do siebie brata i sam płakał, nie mogąc znieść tej sytuacji.
- Co my zrobiliśmy, Tom? - spytał cicho.
Blondyn nic nie odpowiedział, tylko wtulił głowę w pierś Billa. Wszystkie emocje targały nim jak listkiem na wietrze. Nie wiedział już, kim jest, nie wiedział, kim powinien być. Tak bardzo pragnął wymazać te dwa lata z ich życia, ale nie miał takiej władzy. Mógł tylko szlochać i zastanawiać się nad tym, dlaczego był takim idiotą. To dziwne miejsce odkrywało w nim uczucia, o które by się nie podejrzewał. W ostatnim czasie bardzo często zbierało mu się na płacz, czuł się bezradny i samotny. W tamtym świecie też czuł się osamotniony, ale miał przy sobie ludzi, których odebrał bratu. To było takie niesprawiedliwe! Dlaczego jego sumienie zareagowało dopiero teraz, kiedy nie mógł naprawić swoich błędów? Czy taka miała być jego kara po śmierci? Dowiedzieć się, co się zawaliło w życiu, a potem stanąć z tym twarzą w twarz i nie móc sobie poradzić? Czy to właśnie o to chodziło? Jeśli tak, to śmierć jest okrutna. On zasłużył sobie na to wszystko, ale Bill? Czym on zawinił, że został tak surowo ukarany? Czy nawet po śmierci był napiętnowany przez jego głupie zachowanie?
- Billy, czy kiedykolwiek mi wybaczysz? - wyszlochał Tom.
- Tom, nie poznaję cię! Proszę, nie płacz już! Nie mogę na to patrzeć! - odparł Czarny.
Blondyn słyszał płacz brata. Nie chciał, żeby Bill płakał, nie z jego powodu. Nie powinien się nad nim litować, a przynajmniej nie po tym wszystkim, co się stało.
- Tom. Odpowiesz mi na jeszcze jedno pytanie? - spytał Czarny, zaciskając ramiona wokół bliźniaka.
- Jakie? - spytał młodzieniec.
- Kochasz mnie?
Tom zaczął płakać jeszcze gwałtowniej. Odsunął się od bliźniaka i chociaż nie był w stanie dostrzec jego oczu, chciał patrzeć mu w twarz, kiedy będzie to mówił.
- Kocham cię bardziej niż kiedykolwiek będę to w stanie wyrazić. Tak bardzo cię przepraszam... To wszystko moja wina.
- Ja też cię kocham, Tommy. Jesteś najważniejszą osobą w moim życiu! Proszę, nie pozwól, żeby to się zmieniło. Obiecaj mi to!
- Obiecuję, Billy. Już nigdy więcej do tego nie dopuszczę. Nikt i nic nas nie rozdzieli! Jesteśmy bliźniakami Coger!
- Dziękuję - szepnął cicho Bill.
- To ja ci dziękuję. Mam nadzieję, że kiedyś będę miał okazję ci to jakoś wynagrodzić.
- Tom, przestań! Chcę, żeby dawny Tommy wrócił. Rzuć jakiś głupi tekst albo zaśmiej się z jakiejś nie śmiesznej rzeczy.
- Billy, nie przeciągaj struny! Ja się wcale nie śmieję z nie śmiesznych rzeczy!
Młodszy bliźniak zaśmiał się cicho. Otarł łzy wierzchem dłoni. Nareszcie!
Teraz już wszystko będzie dobrze. Na pewno.
- Śmiejesz i to często.
- Billy!
- Ale ja tylko powiedziałem prawdę.
- Masz szczęście, że jesteś kaleką, inaczej już byś był trupem!
Czarny znowu wybuchnął śmiechem.
- I takiego cię kocham. Kiedy zachowujesz się tak, jak przed chwilą, nie wiem, jak mam postąpić. Lubię, kiedy udajesz cwaniaczka, któremu nikt nie podskoczy.
- Billy! Co ja mówiłem o przeciąganiu struny?
Chłopcy długo jeszcze ze sobą rozmawiali, przekomarzając się i śmiejąc. Wyjaśnili sobie wszystkie nieporozumienia. Leżeli blisko siebie i trzymali się za ręce. Kiedy byli mali i zwierzali się sobie ze swoich uczuć i marzeń, ich palce zawsze były ze sobą splecione. Jako bliźniacy byli naprawdę blisko.
Tom czuł się o niebo lepiej. Powiedział bliźniakowi wszystko, co chciał powiedzieć. Schował dumę do kieszeni i odkrył się przed nim tak, jak jeszcze przed nikim. Bill mu wybaczył i nie miał do niego pretensji. Teraz tylko muszą jakoś się stąd wydostać i zacząć wszystko od nowa.
Dobrze wiedział, że to nie będzie proste. Nadal cała szkoła jest nastawiona przeciw Czarnemu, minie sporo czasu, zanim uda im się to odkręcić. Będzie musiał zacząć od swoich kolegów. Nie sądził, żeby mieli jakieś problemy z zaakceptowaniem jego decyzji, a jeśli ktoś będzie miał, Tom szybko sobie z nim poradzi. Nie tolerował sprzeciwu, zwłaszcza w sprawach, na których mu naprawdę zależało. Gdy już jego kumple odczepią się od Billa, trzeba będzie potrząsnąć całą budą. Tym razem każdy, kto tknie Czarnego palcem albo chociaż krzywo na niego spojrzy, będzie musiał się gęsto tłumaczyć. Jeśli będzie trzeba, Tom z chęcią wybije takiemu komuś głupoty z głowy. Cudowna perspektywa.
Tylko żeby nikt się nie dowiedział, że w jakimś innym świecie ryczał jak baba. Jego męska duma by tego nie zniosła. Płakał częściej, niż przez ostatnie dziesięć lat swojego życia.
No, ale przecież nikt się nie dowie. A jeśli nawet...
Nikt nie podskoczy bliźniakom Coger! Ani potwory z dziwnego świata, ani nauczyciele, ani nikt inny! Niech tylko ktoś spróbuje! Wtedy przekona się, że z nimi się nie zadziera.



Bill przez prawie dwa tygodnie dochodził do siebie. Prosił brata, żeby już ruszali w drogę, ale Tom chciał być pewny, że bliźniak już wrócił do zdrowia. Mieli zbyt wiele do stracenia, żeby ryzykować. Przez ten okres, o dziwo, udało im się pozbyć dokuczliwej choroby Czarnego. Rany na twarzy i rękach blondyna prawie zniknęły i mógł wyrzucić paski koszuli, które służyły mu za bandaże. Bill też wyglądał całkiem przyzwoicie. Tak więc wyruszyli w dalszą podróż dopiero po dwóch tygodniach. Bardzo się do siebie zbliżyli przez ten czas. Mieli sobie dużo do opowiedzenia, w końcu dwa lata to kawał czasu. Poznawali się od stron, o które nigdy by się nawzajem nie podejrzewali. Obaj chcieli dowiedzieć się o sobie wszystkiego i nie krępowali się zadawać nawet najbardziej bezczelnych pytań. Zdawali sobie sprawę z wagi tego, co właśnie się między nimi stało. To było zbyt świeże i piękne, żeby to zniszczyć. Starali się jak najbardziej umocnić więź między sobą. Po raz pierwszy, odkąd się tu pojawili, poczuli się naprawdę braćmi.
Dwadzieścia jeden dni. Bill nie mógł się nadziwić, że tyle wytrzymali. Co prawda większość czasu spędzili pod jakimś nieszczęsnym drzewem z powodu jego obrażeń, ale i tak to był sukces.
Swoją drogą znowu obrzydło mu jedzenie. Na mandarynki i śliwki nie mógł już patrzeć, chociaż starał się nie wybrzydzać. Wiedział, że musi to jeść. Prawdopodobieństwo, że znajdą coś innego było naprawdę niewielkie. Cóż, łudził się, że może znajdą owoce przypominające gruszki. Były gdzieś na początku, a potem już nigdzie ich nie zauważyli. Był zły na siebie za tą naiwność, ale przecież mógł sobie pomarzyć.
Bill podziwiał Toma, który bez mrugnięcia okiem wsuwał wszystko, co tylko miał pod nosem. On tak nie potrafił. Jadł jak najmniej i jak najrzadziej, żeby zbyt szybko się nie przejeść. Nie było to łatwe, ale w kryzysowych sytuacjach trzeba zacisnąć zęby i ratować się wszystkim, co wpadnie pod rękę. I tak mieli już dużo szczęścia.
Zanim zdecydowali się iść w góry, ponownie dobrze przeanalizowali mapę na tej dziwnej tablicy. Czarny wpatrywał się w nią tak długo, że w końcu kiedy zamykał oczy, widział ją ze wszystkimi szczegółami.
- Czas ruszać - rzucił Tom.
- Ta... Hurra! - burknął bez entuzjazmu Bill, co blondyn skomentował krzywym uśmiechem.
- Ciekawe, co jeszcze nas tu spotka? - spytał starszy Coger.
- Wiesz, nie chcę tego wiedzieć. Ale z chęcią o czymś pogadam. W sumie to z czego masz zamiar pisać maturę?
- Chciałem wziąć historię sztuki, ale musiałbym się do tego sam przygotowywać. Zrobiłem wyliczankę i wypadło na historię.
- Ile razy robiłeś tę wyliczankę? - spytał podejrzliwie Bill.
Tom zachichotał.
- Trzy.
- Tak myślałem. Umiesz coś z tej nieszczęsnej historii?
- Nie...
- To może się pouczymy?
- Pogięło cię? Jesteśmy w jakimś innym świecie, nie wiemy, czy w ogóle wrócimy, a ty chcesz się uczyć?! Jeszcze mi całkiem na mózg nie siadło!
- Ale przecież jak wrócimy, na pewno ci się to przyda. Ja będę mówił, a potem będziesz powtarzał to, co zapamiętałeś. Co masz do stracenia?
- No, dobra. Ale nie miej pretensji, jak usnę.
- Dobra. Zaczynamy od starożytności...
- Eh! Coś czuję, że to będzie długi dzień.
- Bardzo długi. Co wiesz na temat tej epoki?
- Ee... Hmm... Właściwie to nic.
- A gdybyś miał lać wodę?
- Poprzedza średniowiecze.
Bill czekał na więcej informacji, ale nic nie usłyszał. Zdziwiony spojrzał na bliźniaka.
- Już?
- Tak.
- Chyba żartujesz! Jakim cudem ty zdałeś do trzeciej klasy szkoły średniej?! I co ty robisz w ogólniaku?!
- Też się nad tym zastanawiam. Ale wiesz co? Jak mnie babsztyl wziął do odpowiedzi, powiedziałem tak samo jak teraz i dostałem dwa.
- Paranoja!
- Dobra, zacznij wreszcie ryć tą czachę!
- Ok. Więc starożytność...
Czarny był z historii bardzo dobry, zresztą jak z wielu innych przedmiotów. Nie miał przyjaciół ani kolegów, z którymi mógłby gdzieś wyjść, więc z nudów siedział w książkach. Gdy już nie miał się czego uczyć, powtarzał wcześniejszy materiał. Był tak obcykany, że gdyby teraz jakiś nauczyciel zapytał go z czegokolwiek, co przerobili w przeciągu tych dwóch lat, odpowiedziałby na każde pytanie.
- Nie wydaje ci się podejrzane, że ludzie w tamtych czasach stawiali takie potężne piramidy? - spytał Tom mniej więcej po godzinie.
- Może trochę.
- Trochę? Stary, oni nie mieli sprzętu. Bloczki ważyły nawet po kilkanaście ton! No, nie powiesz mi, że wciągnęli to na linie! Albo mieli do pomocy supermana, albo przylecieli kosmici i zrobili to za nich.
- Tylko nie pisz tak na maturze, dobra?
- Jak?
- No, o kosmitach. Wiesz, autorstwo tych piramid przypisuje się mimo wszystko Egipcjanom, a nie przybyszom z Marsa.
- Skąd wiesz, że byli z Marsa?
- Zgadywałem.
- Ach, tak. Na mój gust to niezła ściema to wszystko. Oprócz piramid mieli te całe systemy nawadniania pól. Byle idiota tego nie wymyślił! No, i ta pieprzona matma i astronomia. Oni naprawdę potrafili zbyt wiele, biorąc pod uwagę ich możliwości techniczne.
- Zaraz powiesz, że wynalezienie koła też nie było pomysłem ludzi.
- A skąd pewność, że było?
- Gdybyśmy tak wszystko rozpatrywali, to nigdy byśmy do niczego nie doszli.
- W takim razie powiedz mi, jak powstał wszechświat? Zawsze byłem tego ciekawy.
- Normalnie. Istnieje teoria, że był wybuch i zaczęła tworzyć się materia. Najpierw powstał wodór, utworzyła się pierwsza gwiazda. Ona sobie wybuchła, powstały kolejne pierwiastki. Zaczęły się tworzyć galaktyki...
- Co wybuchło?
- Teoria mówi, że na początku nie było nic. Zupełna pustka.
- No to, do cholery, co wybuchło?!
- Mówią jeszcze, że ludzki umysł nie jest w stanie tego ogarnąć. Jak tak sobie pomyślę, to też tego nie ogarniam. I ty też nie dasz rady.
- Bill, to jakaś ściema! Oni mogą sobie tak mówić, ale ja im tam nie wierzę! W szkole tylko piorą nam mózgi!
- Ta... Jak w matriksie! Nauczyciele to agenci, a woźny to wybraniec!
- Jasne, nabijaj się! – mruknął Tom. - Jak może wybuchnąć coś, czego nie ma? To bez sensu!
- To tylko teoria!
- Wymyślił ją chyba jakiś napruty ziołem idiota.
- Eh, ty naprawdę jesteś ciężkim przypadkiem.
- Nie dam sobie wkręcić takiej ściemy.
Bill westchnął ciężko. Tom nie był ciężkim, lecz beznadziejnym przypadkiem. Nic nie dało mu się wytłumaczyć. Czarny ciekawy kolejnych teorii brata postanowił zapytać o inne rzeczy. Wiedział, że będzie potem tego gorzko żałował, ale nie mógł się powstrzymać.
- Skoro masz takie teorie, to powiedz mi, co myślisz o Szekspirze?
Spytał o niego z ciekawości, bo sam nie przepadał zbytnio za jego twórczością. Skoro więc on za nim nie przepadał, opinia Toma na pewno będzie bardzo interesująca.
- To ten, co napisał tę łzawą historyjkę o zakochanych? I o tym całym Makbecie?
- Tak.
- Jak na mój gust, to on też nie był normalny. Założę się, że ćpał. Albo po prostu miał zatwardzenie i nudziło mu się na kiblu... Albo w krzakach. Mieli wtedy kible?
- Nie wiem - rzucił Czarny bezbarwnym głosem, załamując ręce. Czy oni na pewno są braćmi?
- Ha! A jednak jest coś, czego nie wiesz!
- Tom! Może jednak wróćmy do historii, dobra?
- Jak chcesz.
Bill z coraz mniejszym zapałem podawał bliźniakowi kolejne informacje, które ten potem miał powtarzać. Każdą jedną rzecz przerobił po swojemu tak, że choć ogólny sens był zachowany, za język na pewno dostałby kilka ujemnych punktów. Nie wiedział, czy takie istnieją, ale dla Toma na pewno zrobią wyjątek.
Minęło kilka godzin, kiedy wreszcie dostrzegli góry. Las się kończył, potem kilka kilometrów ciągnęła się równina. Tylko trawa, nic innego. W oddali było widać szczyty gór. Z tej odległości nie widzieli, czy są wysokie. Mieli tylko nadzieję, że nie będzie w nich zbyt zimno. Bill w końcu miał ubranie tak poszarpane, że nie dawało już ciepła, a jedynie chroniło przed wiatrem.
Z westchnieniem kontynuował wykład. Miał nadzieję, że chociaż śladowe ilości wiedzy dotrą do tego pustogłowego blondyna. Jeśli on z taką wiedzą przystępuje do matury, to musi być albo głupi, albo zdesperowany. Bill był skłonny postawić na to pierwsze. Postanowił, że wbije bliźniakowi do głowy te informacje, choćby miał się do niego dobijać młotkiem.
Na nauce i wędrówce minął im cały dzień. Wieczorem dotarli do pierwszej większej góry. Cały teren był zalesiony i byli zmuszeni spać pod drzewem. Mieli już niezłą wprawę w robieniu lokum, więc poszło im to całkiem sprawnie. Robiło się coraz chłodniej i z ulgą schowali się w środku.
- Idźmy spać. Jutro pokonamy krótszą trasę, musimy jeszcze znaleźć coś do jedzenia - powiedział Tom.
Bill tylko kiwnął głową i ułożył się na ziemi. Skulił się w kłębek. Było mu bardzo zimno. Bał się, że w nocy zrobi się jeszcze chłodniej. W takich chwilach żałował, że nie ma takiego stylu ubierania się jak Tom. Jego bluza była obszerna i na pewno dawała mu więcej ciepła. Zrezygnowany zamknął oczy.
Nie dane mu jednak było pospać. Nawet gdy udawało mu się zasnąć, budził się przy najlżejszym nasileniu się wiatru. Cały się trząsł. Załamany próbował jakoś opanować dreszcze, ale to nie zależało od jego woli.
Po kilku godzinach męki przebudził się Tom. Bez słowa przysunął się bliżej i przytulił się do niego.
- Cały się trzęsiesz! - szepnął cicho blondyn, starając się rozetrzeć mu ramiona.
- Zimno mi - odpowiedział cicho.
- Mogę ci oddać bluzę. Będzie ci w niej cieplej.
- Nie. Po prostu mnie przytul. Już jest lepiej.
- Rety, Bill. Musimy się śpieszyć. Jeśli temperatura spadnie jeszcze bardziej, zamarzniesz.
- Nie marudź.
- Śpij, młody. Na pewno jesteś wykończony.
Bill westchnął tylko w odpowiedzi. Z ulgą wtulił się w brata i nareszcie udało mu się zasnąć. Tom był ciepły i dzięki niemu nie marzł już tak bardzo. Czarny dziękował Bogu za bliźniaka. To naprawdę wspaniały wynalazek.

Następnego dnia znacznie przyspieszyli. Szczęśliwym trafem bardzo szybko udało im się znaleźć drzewo ze śliwkami. Trochę więcej problemów było z wodą, ale z tym również sobie poradzili.
Bill kontynuował naukę. Tom był bystry i wyciągał bardzo trafne wnioski. W końcu taki rodzaj nauki zaczynał mu się podobać i Czarny z ulgą stwierdził, że brat przysłuchuje mu się z zainteresowaniem. Starał się opowiadać mu wszystko w sposób żartobliwy, żeby jak najwięcej zapamiętał. Postępy były naprawdę widoczne. Następnym razem Tom przy odpowiedzi z tej epoki powie trochę więcej niż to, że poprzedza średniowiecze. Eh, matoł jeden! Jak on mógł tak zaniedbać szkołę? Jednak z drugiej strony patrząc, Bill wiedział, że gdyby miał ciekawsze zajęcia, na pewno by się nie uczył. Być może byłby jeszcze większym ignorantem niż bliźniak.
Chyba znalazłem dobrą stronę naszej kłótni, pomyślał.
- Bill, nie śpij. Zaciąłeś się.
- Przepraszam. Na czym skończyłem?
- Gadałeś coś o cesarstwie zachodnio-rzymskim.
- Ach, no tak. Był upadek tego cesarstwa i... - specjalnie urwał, chcąc, aby brat dokończył.
- Armagedon?
- Nie, koniec epoki - westchnął ciężko Czarny.
-Aha. Nie taki diabeł straszny jak go malują. W sumie to niektóre rzeczy są całkiem ciekawe. Chociażby o cywilizacjach i tym, jak się rozwijały.
- Weźmy może coś z literatury. Hmm... Biblia. Co wiesz na jej temat?
- Ee... Wielu autorów. Powstawała na przestrzeni wieków... Coś było o hebrajskim, greckim i aramejskim. Chrystus gadał w tych językach, nie?
- Totalne dno - skomentował Bill.
- I tak pamiętam więcej niż ze starożytności. Nie musisz się czepiać.
Czarny parsknął tylko cicho i przystąpił do dalszej części edukowania własnego brata. Dobrze, że się tego wszystkiego nauczył. Pomoże teraz bliźniakowi jakoś się z tego wygrzebać, o ile kiedykolwiek wrócą do domu. Jak wrócą... Cóż, Tom zaszpanuje i to niewąsko. Nauczycielce oczy wyjdą na wierzch. I dobrze.
Ta, Cogerowie to jednak są nieźli agenci. To chyba musiało być uwarunkowane jakoś genetycznie. Ich ojciec też chyba nie był święty. Bill może i wyglądał na aniołka, ale kiedy się wściekał, potrafił nieźle dołożyć, nieważne czy pięścią, czy słowem. Musiał tylko chcieć, a akurat w kłótni z bratem wolał się nie udzielać.
Zaczynało robić się szarawo, kiedy nagle Czarny poczuł coś jakby drżenie. Zdziwiony przystanął.
- O co chodzi? - spytał Tom.
- Ziemia się zatrzęsła. Nie czułeś?
Blondyn pokiwał przecząco głową.
- Może mi się wydawało. Jestem przewrażliwiony - rzekł Bill.
Zaczęli iść dalej, lecz po kilkunastu sekundach trzęsienie się powtórzyło. Tym razem obaj świetnie je poczuli.
- Czułeś? - spytał Czarny.
- Tak.
- Co to ma znaczyć?
- Nie mam pojęcia, ale nie wygląda to dobrze. Jeszcze tylko tego nam brakowało.
- Mam nadzieję, że ziemia nie pęknie na pół. Mam już dość skał i tunelów.
-Ja... - zaciął się blondyn.
Bill spojrzał zdziwiony na brata. Tom patrzył na równinę, z której przyszli. Widząc na jego twarzy zdumienie i przerażenie, zerknął w to samo miejsce, w które patrzył jego brat i otworzył szeroko usta, nie mogąc wydusić z siebie ani słowa.
Równiną właśnie sunęła trąba powietrzna. Byli na tyle daleko, że im nie zagrażała, ale sam widok był niesamowity. Stali tak i patrzyli na cudowne zjawisko, nie mogąc uwierzyć w to, co naprawdę widzą. Sam fakt, że mogła tak szaleć w momencie, kiedy oni tamtędy szli, napawał ich lękiem.
- To jakiś głupi sen? - spytał Tom.
- Jeśli to sen, to ja chcę się już obudzić. Tom, chodźmy stąd. Taka trąba zawsze może skręcić. Jesteśmy tylko kilkanaście kilometrów od niej. Widzimy ją, bo stoimy na podwyższeniu i nie ma tu drzew.
- Aż tak się boisz?
- Możesz się nabijać, ale skakanie z urwiska, turlanie się tunelami i wpadanie z ogromnych wysokości do wody naprawdę nie jest czymś, co chciałbym powtórzyć. Nie chcę do tego dokładać jeszcze takiego czegoś. Ta trąba tylko do reszty wywiałaby ci mózg, obejdziemy się bez tego.
Blondyn westchnął z irytacją, słysząc komentarz na temat swojego mózgu, ale wyjątkowo nie miał zamiaru odpowiadać na zaczepkę bliźniaka.
Zrezygnowani ruszyli dalej. Góry były coraz większe. Nie było wyznaczonych szlaków, po których mogliby się poruszać. Szli gęstym lasem, który przerzedzał się trochę, gdy dochodzili do szczytu. W sumie to niczym się to nie różniło od początkowej fazy wędrówki, może tym, że raz szli pod górkę, a raz schodzili w dół. Pogoda wciąż była taka sama, chmury ciągle brzydkie... Nie było na czym zawiesić oka. Wszystko było ponure i irytujące. To, że musieli oglądać to dziwne miejsce już czwarty tydzień, doprowadzało ich do szewskiej pasji.
- Jak myślisz, ile nam zajmie wędrówka przez te góry? - spytał Bill.
- Nie wiem. Jeśliby wierzyć mapie, to utrzymując takie tempo powinniśmy tam zajść w siedem dni. Chyba. Nie jestem za dobry z fizyki.
Czarny patrzył przed siebie ze zmarszczonym czołem. Nagle dostrzegł w oddali jakieś ruchliwe obiekty. Nie mówił nic bratu, dopóki nie dostrzegł, co tak naprawdę mają przed sobą.
- Siedem dni nie uwzględniając komplikacji, tak? - upewnił się Bill.
- Tak.
- Zapomnij. Nie uda nam się.
- Dlaczego?
- Bo one nam nie pozwolą - chłopak wskazał na zwierzęta, które były coraz bliżej.
Tom zdziwiony rozejrzał się uważniej i zamarł.
Szło nam zbyt dobrze, pomyślał Bill z przekąsem.


***
Połączyłam dwa rozdziały w jeden, żeby było więcej i w ramach zadośćuczynienia za tak długą przerwę. Pozory pojawią się najprawdopodobniej w niedzielę wieczorem. Wstawiłabym jutro albo w sobotę, ale jadę na urodziny do koleżanki z klasy i wracam dopiero w niedzielę, więc nawet nie miałabym kiedy tego napisać.
Zaległości na Waszych blogach postaram się nadrobić jak najszybciej. We wtorek mam kolejną część egzaminu, a reszta dopiero po świętach, więc już niedługo będę miała święty spokój z nauką.
Przepraszam za opóźnienia i brak komentarzy u Was.
Miłego weekendu.
Pozdrawiam!

7 komentarzy:

  1. Po pierwsze scena jak Tom płacze, rozczuliła mnie na maxa. Naprawdę wspaniale oddałaś ból jaki odczuwa, wyrzuty sumienia i skruchę. Bardzo mi się podobała ta scena.
    Po drugie dialogi mnie rozbawiły do łez, zwłaszcza te dotyczące nauki historii. Jesteś genialna. Tok rozumowana Toma był obłędny.
    Po trzecie ten odcinek był niesamowity. Dużo emocji, ale i ciekawej akcji. No i zakończenie. Znów zostawiłaś mnie z rozbudzoną wyobraźnią i ciekawością. Aaaaaa!!!I trzeba czekać cały tydzień ;-( Obsesja jesteś niesamowita, a każde twóje kolejne dzieło przekonuje mnie o twoim geniuszu. Powodzenia na pozostałych egzaminach. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. http://deadly-psychopath.blogspot.com/ Rozdział XII. Serdecznie zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wooow. Rzeczywiście głuuugaśna notka. Było ciekawie nie powiem, że nie.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Długo i ciekawie, czyli tak, jak lubię najbardziej. Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że bliźniacy sobie wszystko wyjaśnili o od tej pory znów są nierozłączni tak samo jak kiedyś. Tok rozumowania Toma - bezcenny. ^^ Podziwiam Billa za cierpliwość. Poważnie.
    Pozdrawiam! <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Będą tu jakieś elementy twincestu? Jednakże tak czy siak uwielbiam to opowiadanie.

    OdpowiedzUsuń
  6. U mnie na blogu wstawiłam postacie z nowego opka i jakiś tam opis.

    OdpowiedzUsuń
  7. Tom jest bezcennym beznadziejnym przypadkiem. Bill też rozwala "Czarny dziękował Bogu za bliźniaka. To naprawdę wspaniały wynalazek."
    Azusa

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)