Kiedy Bill wysiadał z
tramwaju i szedł do szkoły na początku grudnia, dokładniej w
Mikołajki, zdał sobie sprawę, że czas bardzo szybko mu poleciał, odkąd zaczął się kolegować z Tomem, Gustavem i Georgem. Jeszcze nigdy nie czuł się w szkole tak komfortowo.
Mikołajki, zdał sobie sprawę, że czas bardzo szybko mu poleciał, odkąd zaczął się kolegować z Tomem, Gustavem i Georgem. Jeszcze nigdy nie czuł się w szkole tak komfortowo.
Uśmiechnął się lekko
do siebie, poprawiając torbę z książkami na ramieniu.
– Bill!
Obejrzał się i
parsknął, kiedy zobaczył Gustava biegnącego w jego stronę i ślizgającego się na
śniegu, który spadł w nocy, a w chwili obecnej zamienił się w ciemną, okropną
chlapę.
– Cześć, Gustav –
odparł, unosząc kpiąco brew, kiedy tuż przed nim kolega się poślizgnął i w
ostatnie chwili złapał go za ramię, żeby utrzymać równowagę. – Spieszysz się
gdzieś?
– Co powiesz na to,
żeby dzisiaj trochę pograć u mnie? – spytał. – Bo Tom i Georg już się zgodzili,
ale żaden nie mógł cię złapać.
Bill nie zamierzał
komentować, czemu. Dzień wcześniej miał z Tomem drobną sprzeczkę i tak całkiem
przypadkiem rzuciło mu się telefonem. No i jego telefon, oczywiście, umarł. Na
zawsze. Nic więc dziwnego, że nie mogli się zdzwonić.
– Mały kłopot z
telefonem – powiedział tylko. – Jadę dzisiaj po nowy. I jasne, możemy pograć. O
której?
– Georg nie przychodzi
dzisiaj do szkoły, bo jedzie do dentysty. Tom mówił, że on będzie normalnie,
ale – zawahał się – nie wiedział, czy będziecie dzisiaj ze sobą gadać.
– Powiedział ci coś
innego, prawda? – spytał Bill, mrużąc oczy.
Gustav zarumienił się
i spojrzał w bok.
– Powiedział, że masz
okres i woli poczekać, aż ci przejdzie – burknął.
– Zabiję go – odparł
słodko Bill, po czym odwrócił się na pięcie i pomaszerował do szkoły.
– To o której
przyjdziesz? – zapytał Gustav.
– Przyjdę z Tomem –
odkrzyknął i wszedł do szkoły. – Ja mu dam okres – mruknął do siebie.
Wszedł na drugie
piętro, gdzie mieli mieć pierwszą lekcję i stanął pod oknem. Przywitał się z
innymi, ale nie rozmawiał z nikim dłużej. Alana nie było; chorował, a Tom się
jeszcze nie pojawił. Standard.
Gdy wreszcie Dredziarz
przyszedł, przyglądał mu się podejrzliwie. Podszedł do niego i wskoczył na
parapet tuż przy Billu.
– Przeszło ci po
wczorajszym? – spytał jakby nigdy nic.
– Dla twojej
wiadomości, wcale się na ciebie nie obraziłem – wycedził Bill. – A przynajmniej
nie wczoraj. Po prostu zepsuł mi się telefon. Jadę dzisiaj po nowy.
– I to tyle? – zapytał
Tom. – Bo wczoraj brzmiało to o wiele poważniej.
Bill nadął śmiesznie
policzki, odwracając głowę od Toma. Nie chciał się przyznawać, że dla niego to
jest poważna sprawa. Chciał, żeby Tom przyjechał do niego w święta, żeby
oficjalnie przedstawić go jako swojego chłopaka. Tom jednak kategorycznie mu
odmówił i powiedział, że matka chce go zabrać na święta do jakiegoś swojego
znajomego, bo ma dla niego niespodziankę. Nie powiedziała mu, co to za
niespodzianka ani gdzie pojadą, więc było mało prawdopodobne, że w ogóle będzie
gdzieś w pobliżu. Bill okropnie się wkurzył, że w tym wieku Tom nie potrafi dać
matce do zrozumienia, że chce spędzić święta po swojemu. Dredziarz z kolei nie
zamierzał tańczyć, jak mu Bill zagra. Jeśli matka go o to poprosiła, naprawdę
musiało jej na tym zależeć. Bill może przedstawić go swojemu wujkowi w każdej
chwili, nic nie stało na przeszkodzie. Jasne, że miło by było spędzić te święta
razem, ale skoro wyszło jak wyszło, nie zamierzał jakoś bardzo z tego powodu
rozpaczać. Będzie jeszcze Sylwester, na którego już się umówili u Gustava.
Tomowi zależało, żeby to było właśnie u niego, bo Gustav wciąż czasami wydawał
się niepewny w ich towarzystwie. Tom chciał, żeby Gustav poczuł się jednym z
nich i wyrażał swoje zdanie bez obawy o ich reakcję. Jasne, że często się
wypowiadał i tak dalej, ale jeszcze nie było to tak swobodne zachowanie jak ich
trójki. I nie chciał też, żeby jakiekolwiek przytyki Gus traktował poważnie.
– Po prostu mi na tym
zależało – burknął Bill, autentycznie przybity. – Myślałem, że się zgodzisz.
– Już ci powiedziałem,
że to po prostu nie zależy ode mnie. Mama już wcześniej mi powiedziała, że tym
razem jedziemy do kogoś innego. I jest to jedna wielka tajemnica. Widzę, że
strasznie się z tego powodu denerwuje i nie chcę jej jeszcze bardziej kręcić.
Nie wiem, ile czasu tam spędzę. Być może wrócę do domu i wtedy przyjdę, ale
jeśli nie, to nie.
Bill westchnął tylko i
nic więcej już nie powiedział. Ręka Toma wdrapała się po kryjomu na jego bok i
pogłaskała go uspokajająco.
– Mam dla ciebie
czekoladę – mruknął Dredziarz prosto do jego ucha.
– Chciałeś mnie oswoić
czy co? – parsknął Bill.
– Ty już jesteś
oswojony – odparł chłopak z lekkim uśmiechem. – Dzisiaj Mikołajki. Muszę dbać o
swoją dziewczynę.
Czarny spojrzał na
niego z oburzeniem.
– Dziewczynę? Walnął
cię ktoś kiedyś w twarz?
Tom uśmiechnął się
szeroko w odpowiedzi, widząc jego minę.
Zadzwonił dzwonek i
nagle, nie wiadomo skąd, pojawiła się nauczycielka. Otworzyła drzwi do klasy,
wpuszczając ich do środka. Tom zeskoczył z parapetu i razem z Billem poczłapali
za resztą na zajęcia.
Zajęli ławkę na samym
końcu przy ścianie, gdzie byli najmniej widoczni. Na tych lekcjach najczęściej
grali w jakieś gry, pisali ze sobą albo zwyczajnie się poszturchiwali, kiedy
coś im nie pasowało. Ogółem bawili się bardzo dobrze.
Od razu po lekcjach
pojechali do Gustava samochodem Hagena. Bill wcinał czekoladę, którą dostał od
Toma. Tak mu smakowała, że nawet nie chciał się podzielić. Tom i Georg jednak
nie narzekali – byli wdzięczni, że Bill choć przez chwilę jest cicho. Znoszenie
go na okrągło było czasami męczące. Oczywiście, wyolbrzymiali jego wady, ale
Bill potrafił się panoszyć.
Gdy weszli do garażu,
zobaczyli Gustava, siedzącego po turecku na złożonym kocu i patrzącego na coś z
konsternacją.
– Masz głupią minę –
stwierdził Georg.
Gus uśmiechnął się do
nich lekko.
– Cześć. Już rozejm? –
spytał, patrząc na Billa i Toma. Obaj chłopcy prychnęli jak na komendę.
– Nie kłóciliśmy się
przecież – odparli chórkiem.
Hagen skrzywił się
tylko lekko. Coś tu serio śmierdziało i fakt, że nie potrafił tego rozgryźć,
okropne go denerwowało. Coś NA BANK łączyło Billa i Toma. Nie mógł tylko, do
jasnej ciasnej anielki rozgryźć, co.
– Co się tak gapiłeś w
tą podłogę? – zapytał Bill, marszcząc brwi.
Gustav podrapał się po
karku.
– Znalazłem
ogłoszenie, że szukają zespołu do grania w takim jednym klubie i w ogóle. Ten,
kto wygra, zostanie tam zatrudniony, chyba że nie będzie nikogo naprawdę
dobrego. Konkurs zostanie przeprowadzony podczas otwarcia, więc nawet jeśli się
przegra, jest szansa, że ludzie cię zapamiętają. Mogłoby być fajnie, jak byśmy
tam wystąpili czy coś – głos Gustava cichnął z każdą chwilą, gdy zobaczył
dziwne miny kolegów.
– Kiedy ten konkurs? –
zapytał Georg.
– Em… Za dwa tygodnie.
– Tuż przed świętami?
– zdziwił się Tom.
– „Tuż prze świętami”
to jeszcze nie święta – odparł Bill, szturchając w bok swojego chłopaka. – Ja
jestem za. To może być niezła zabawa, no i przy okazji zobaczymy, czy są jakieś
inne dobre zespoły w okolicy.
– A co to ma do
rzeczy?
– Jak Hagen będzie za
dużo podskakiwał to go wykopiemy – stwierdził Czarny, pokazując koledze język.
Hagen pokazał mu środkowy palec.
– Czyli mam nas
zgłosić?
– Jasne… A teraz
grajmy, zanim dojdzie do rękoczynów – rzekł Tom, odciągając Billa od Hagena.
Zabrali się za
piosenki, które sami napisali. Grali też piosenki innych zespołów, bo swoich
własnych mieli tylko kilka. W klubie zapewne też będą grali czyjeś piosenki. Po
dwóch godzinach, kiedy Bill już miał dość wydzierania się do mikrofonu, usiedli
na kocu, na którym wcześniej siedział Gustav, i zaczęli debatować o nazwie
zespołu. Siedzieli bite cztery godziny, nie mogąc się na nic zdecydować. Każda
wydawała się głupia i banalna. To cud, że nie rzucili się sobie do gardeł,
kiedy bezlitośnie komentowali pomysły kolegów.
Po tych czterech
dłuuuugich godzinach, wstępnie zdecydowali się na Devilish, aczkolwiek była to
niezwykle popularna i tandetna nazwa. Chwilowo jednak woleli nazywać się tak
niż wcale. Nazwę przecież zawsze można zmienić.
– Jeśli do piątku nie
znajdziemy jakiejś innej, lepszej nazwy, zgłoszę nas z tą – powiedział Gustav,
ziewając i przeciągając się. – A teraz chyba pora kończyć. Muszę jeszcze
odrobić lekcje, bo inaczej mama mnie zabije.
– Wyglądała na
sympatyczną – powiedział Tom, szukając czegoś w swojej torbie.
– Jakby cię pogoniła
miotłą z kuchni tak jak mnie ostatnio, zrozumiałbyś, o czym mówię.
Cała trójka parsknęła
śmiechem. Gustav spojrzał na nich krzywo, ale nic więcej nie powiedział.
Tom i Bill wpakowali
się koledze do samochodu, nawet nie pytając, czy ich podwiezie. Georg nie miał
na to najmniejszej ochoty, ale kiedy mu powiedzieli, że albo ich odwiezie, albo
śpią u niego, zdecydował się przemęczyć i podrzucić ich do domów. Najpierw
wysadził Billa – tej gaduły wolał się wcześniej pozbyć – a potem Toma, który
milczał całą drogę.
Milczenie nie było do
niego podobne.
– Coś się stało? –
zapytał Georg. Fakt był taki, że naprawdę lubił swoich kolegów z „zespołu”.
Narzekał na nich, obrażał, wyśmiewał, ale byli dla niego prawdziwymi
przyjaciółmi i tak ich traktował. Nie potrafił nawet okazywać ludziom więcej
uczuć czy być dla nich miłym. Był jaki był i miał nadzieję znaleźć osoby, które
takim będą go akceptowały.
Ku jego zdumieniu,
znalazł.
– Mam złe przeczucia –
stwierdził Tom zamyślony.
– Odnośnie konkursu? –
spytał Georg.
Tom pokręcił przecząco
głową. Jego oczy wydawały się dziwnie puste i zaszklone w mdłym świetle
ulicznych lamp.
– Niee… To coś innego.
Nie potrafię ci tego wyjaśnić. Czuję taki… niepokój. Jakby miało się wydarzyć coś
naprawdę złego. Nigdy wcześniej się tak nie czułem.
– Przerażasz mnie.
– Wiem jak to brzmi –
Tom zaśmiał się wymuszenie. – Ale to uczucie… Mam je, odkąd mama mi powiedziała
o tym, że wyjeżdżamy na święta. To głupie, ale ani na chwilę nie mogę przestać
o tym myśleć. Pewnie myślisz, że zwariowałem.
Georg pokręcił tylko
przecząco głową.
– Może to tylko
chwilowy dyskomfort. A jeśli nie, cokolwiek się stanie, nie jesteś sam.
Dredziarz uśmiechnął
się lekko na te słowa.
– Nie wierzę, że to ty
mi to mówisz.
– Spadaj już stąd
zanim cię walnę w łeb.
Tom zaśmiał się, tym
razem zupełnie szczerze. Pozbierał swoje rzeczy, pożegnał się i poszedł do
domu. Georg jeszcze przez chwilę obserwował, jak Tom idzie przez duże podwórko
w kierunku drzwi, za którymi po chwili znika. Był ciekawy, o co mogło chodzić.
Rozmowa z Tomem zdecydowanie go zaintrygowała. I trochę mu współczuł. Billowi
zresztą też.
Cała jego sympatia do Billa
przeszła mu w nocy, kiedy jego telefon rozdzwonił się o drugiej nad ranem.
Georg nie znosił być budzony w nocy, a ten patafian robił to już drugi raz. No,
wtedy dzwonił Tom, ale Georg nie miał złudzeń, kto wpadł na ten pomysł.
– MAM!
– Mmmm…?
– Georg, obudź się!
Mam nazwę.
– Heeee…?
– GEORG!
Szatyn aż podskoczył i
z wielkim trudem rozkleił zaspane powieki. Rozejrzał się nieprzytomnie po swoim
pokoju, w którym było zdecydowanie za ciemno, żeby wstawać. Spojrzał na zegarek
na szafce nocnej i jęknął. 2.30. Jeśli to nie jest powód, żeby utopić Billa
Kaulitza przy najbliższej okazji, to już nie wiedział, co może nim być. Skarcił
się za to, że zapomniał wyłączyć dźwięki w telefonie.
– Czego ty, kurwa,
chcesz?! – warknął do słuchawki.
Usiadł na łóżku
poirytowany. Najchętniej by coś rozwalił.
– Mam nazwę dla
naszego zespołu. Przyśniła mi się.
– Co? Pojebało cię do reszty?
Nie mogłeś mi o tym powiedzieć rano?
Drzwi do jego pokoju
skrzypnęły i Georg zobaczył swojego ojca, zaglądającego do środka ze
zdumieniem.
– Czemu tak
przeklinasz? I nie śpisz? – spytał ojciec.
Hagen popatrzył na
niego ponuro. Ojciec zawsze cię czepiał, kiedy przeklinał, kiedy chciał
zapalić, kiedy chciał iść na imprezę. Nie obchodziło go, że już jest pełnoletni
i mu zwyczajnie wolno. Georg nie wiedział, czy on w ten sposób okazuje mu swoje
rodzicielskie uczucia, czy po prostu czepianie się jest w jego naturze.
– Bill dzwoni –
burknął.
Mężczyzna uniósł brwi.
– O tej godzinie?
– Dlatego właśnie
przeklinam – odparł Georg z prostotą osoby, która jeszcze się nie do końca
obudziła.
– Rozumiem. Idź zaraz
spać, bo jutro będziesz miał problemy ze wstaniem. Dobranoc.
– Dobranoc.
– Georg… Miałem dziwny
sen. Byliśmy w Japonii, w Tokio… Trochę starsi, ale nadal my! Gustav nie nosił
okularów, bo miał szkła kontaktowe. I byliśmy tam, żeby zagrać koncert.
Pierwszy niemiecki zespół dający koncert w Tokio! Wow, zawsze o tym marzyłem. I
oni nazywali nas…
– Pojebało cię do
reszty!
– Wcale nie! – oburzył
się Czarny. Na gust Georga był zbyt podekscytowany jak na tę godzinę, do
cholery. – Oni nazywali nas Tokio Hotel.
Hagen już otworzył
usta, żeby go wyśmiać za ten głupi pomysł, bo po pierwsze, „grali” koncert w
Tokio, to było marzenie Billa i to Tokio tak automatycznie zaplątało mu się
gdzieś w nazwie, a po drugie nie ma takiej opcji, żeby komuś mogła przyśnić się
nazwa zespołu, który tej nazwy nie ma i na gwałt potrzebuje. Zaraz jednak zdał
sobie sprawę, że słysząc słowa „Tokio Hotel” od razu instynktownie myśli się
„Czemu akurat Tokio Hotel?” To jest jeden z najlepszych sposobów, dzięki którym
ludzie będą ich zapamiętywać. Muszą tylko dobrze grać, ale o to się jakoś nie martwił.
– Georg? Jesteś tam? –
spytał Bill, czekając z zapartym tchem na jego odpowiedź.
– Taa… Jestem.
Słuchaj, może przedyskutujmy to w szkole? Brzmi całkiem nieźle, ale i tak
musimy pogadać z Gustavem i Tomem. Chyba że już to zrobiłeś?
Wydawało się logiczne,
że Bill zadzwoni w pierwszej kolejności do Toma.
– Było zajęte jak
zadzwoniłem – odparł ponuro.
– Zajęte? Zajęte w
sensie że on z kimś rozmawiał? – spytał Georg zdumiony. – O tej godzinie?
– Na to wygląda –
odparł Bill. – Wydaje mi się, że z Gustavem, bo on też miał zajęte, jak
próbowałem. Nie chciałem cię budzić, wiem, że strasznie cię to wkurza, ale
skoro z nimi nie mogłem się połączyć, to chciałem się z kimś podzielić tym
odkryciem.
– A–aha… dobra.
Pogadamy rano, ja teraz chcę wreszcie iść spać. I się wyspać! Nie dzwoń do
mnie, chyba że przyśnią ci się numery w Lotto, jasne?
– Jasne. To do jutra.
Georg z ulgą się
rozłączył. Paplanina Billa o trzeciej nad ranem to dla niego zdecydowanie za
dużo.
Pierwszej lekcji nie
miał żaden z nich, więc postanowili przyjść pół godziny wcześniej niż
zazwyczaj, żeby to przegadać. Georg nie przyznałby się do tego, ale też był podekscytowany
wybieraniem nazwy dla ich zespołu. Grał na basie bo lubił, nigdy nawet mu nie
przyszło do głowy, żeby założyć zespół. A teraz proszę, w jednym był.
Pierwszy przyszedł
Bill, zaraz po nim pojawił się Georg, od razu zaciskając ręce na szyi Czarnego
za nocną pobudkę. Gdy go wreszcie puszczał i pozwalał mu złapać oddech, po
schodach wdrapał się Gustav.
– Cześć. Toma jeszcze
nie ma? – spytał blondyn.
– Nie, ale pewnie
zaraz przyjdzie. Ma jeszcze trochę czasu. Słuchaj, mam genialny pomysł na nazwę
– rzucił Bill rozradowany. – Śniła mi się w nocy i od razu mi się spodobała.
Byliśmy wtedy w Tokio. To w Japonii.
– Wiem, gdzie jest
Tokio – odparł zszokowany Gustav. Hagen zmarszczył brwi, patrząc na niego ze
zdziwieniem. Bill nadal opowiadał i jedynie uśmiechnął się do Toma, gdy ten
pojawił się na schodach, rozpinając swoją nową kurtkę. Gdy usłyszał, co Bill
mówi, zwolnił kroku i wyglądał na tak zszokowanego, że Georg jeszcze nigdy nie
wiedział u niego takiego wyrazu twarzy.
Tom powoli wszedł na
górę, blady, a po uśmiechu, który widniał na jego ustach jeszcze chwilę temu,
nie było śladu.
Gustav również
wyglądał na zszokowanego i Hagen nie rozumiał, dlaczego. Gdy Bill skończył,
pytając się, co myśl o tej nazwie, Tom złapał Gustava za ramię i pociągnął go
do tyłu, zanim ten zdążył się odezwać.
– Co jest z wami? –
zapytał Bill naburmuszony. – Podoba się wam czy nie?
Tom odetchnął głęboko
i uśmiechnął się blado.
– Jest super. Ja
jestem za.
– Ja też.
– I ja.
– Czyli ustalone. Nasz
zespół będzie się nazywać Tokio Hotel.
– Zagadaj Billa –
szepnął Hagen do Gustava. Gdy ten to zrobił, Georg wziął Toma na bok. – Co się
dzieje?
– A co ma się dziać? –
zapytał Tom lekko trzęsącym się głosem. Przełknął ciężko ślinę.
– Widziałem wasze
miny, gdy usłyszeliście, co mówi Bill. A zwłaszcza twoją. Co jest?
Tom zaśmiał się
nerwowo.
– Nie uwierzysz mi.
– Spróbuj szczęścia.
Przez chwilę milczał.
Sam nie wiedział, czy powinien o tym mówić Georgowi czy nie. Jakoś nie chciał,
żeby Bill się o tym dowiedział. Zdecydował jednak, że Georg jest godny
zaufania.
– Śniło mi się to samo
– wyszeptał, bojąc się, że ktoś go usłyszy. – Wczoraj w nocy śniło mi się, że
dawaliśmy koncert w Tokio i ludzie nazywali nas tam Tokio Hotel. Chciałem się z
wami podzielić tą informacją, ale zdecydowałem, że Bill dowie się rano. Nazwa
wydawała się dobra, a on rano często jest przybity, że musi wstać i takie tam.
Więc zadzwoniłem do Gustava, bo aż się we mnie paliło, żeby komuś o tym śnie
powiedzieć.
– Chcesz powiedzieć,
że miałeś ten sam sen co Bill?
Tom był bardzo blady,
niepewny i przestraszony, ale skinął głową.
– Jak to możliwe? –
zapytał Kaulitz. Odgarnął długie dredy na plecy. – To jest w ogóle możliwe?
Georg zacisnął usta.
Jeśli potrzebował jakiegoś większego dowodu na to, że ta dwója jest ze sobą
spokrewniona, to właśnie go dostał.
– Nie mam pojęcia –
odparł Hagen. – Chcesz powiedzieć o tym Billowi?
– Nie… Chyba lepiej
nie. To uczucie nie daje mi spokoju – powiedział Tom cicho. Wyminął go i
poszedł z powrotem po schodach do szatni. W tym czasie wrócił Bill z Gustavem,
zadowolony z nazwy ich zespołu. Był bardzo szczęśliwy.
– Gdzie Tom? – spytał
Czarny.
– Poszedł do szatni
zostawić kurtkę.
Po porannej rozmowie z
Tomem, Hagen porozmawiał jeszcze z Gustavem. Ten przysięgał, że Bill nie mógł
wiedzieć o śnie Toma i na odwrót. Dopiero kiedy usłyszał rano słowa Billa, po
raz pierwszy uwierzył Georgowi, że chłopcy są ze sobą spokrewnieni i to najbardziej
jak się da.
– Powinni wiedzieć? –
zapytał Gustav.
– Tom już się domyśla
– odparł Hagen, kiedy siedzieli w pizzerii. Mieli uczyć się matmy, ale żaden z
nich nie był w stanie. – Widzi, że coś jest nie tak. Matka chce go zabrać
gdzieś na święta, ale nie mówi mu, gdzie. To ma być ponoć niespodzianka. Wydaje
mi się, że będą chcieli im powiedzieć prawdę.
– Ale może lepiej
byłoby ich uprzedzić? Żeby nie byli zbytnio zszokowani?
Georg westchnął.
– Jeśli mamy rację, to
niedługo powiedzą im rodzice. Może lepiej niech spędzą ze sobą te ostatnie dni
jako para? Potem już nie będą mogli być naprawdę razem.
– Oni się w sobie
zakochali.
– Wiem.
– To nie jest fair –
stwierdził Gustav ze smutkiem.
– Wiem! Ale co my
możemy zrobić? Chyba tylko modlić się, żebyśmy się mylili!
Na to jednak Georg nie
liczył. Zwłaszcza ze kiedy tego wieczora położył się spać, po raz pierwszy od
dawna nie mógł zasnąć. A gdy zszedł o północy na dół, żeby się czegoś napić,
usłyszał rozmowę ojca, która odebrała mu resztki nadziei.
– Tak… Tak, masz
rację… Nie, nie mam pojęcia, jak zareagują… Nie musisz mi dziękować, Simone.
Zdaję sobie sprawę, że to ciężka sytuacja, ale zobacz, udało nam się. Chłopcy
się poznali i się lubią… Taak, to prawda… Nie wiem, jak mogą zareagować. Wydaje
mi się, że dobrze. To w końcu bliźniacy, ciągnie ich do siebie… Nie, nic mu nie
powiedziałem, chociaż Georg jest bardzo spostrzegawczy. Już od jakiegoś czasu
wierci mi o to dziurę w brzuchu… Wiem… Daj mi znać jak już będzie po wszystkim.
Nie wahaj się dzwonić w święta, ja i Georg spędzimy je tylko we dwóch… Dobra…
Ok, dobranoc. Pa.
***
Uwaga! Ważne! Nie omijać!!!
Kilka ogłoszeń parafialnych...
Po pierwsze... Nie wiem czy wiecie... Znaczy, nie wiecie, ale muszę przyznać, że nie wiem, co się dzieje, chociaż dobrze się dzieje, ale w styczniu na mojego bloga weszło aż 32 650 osób. Przyznaje, że to pobicie mojego dotychczasowego rekordu o całe 6 000. I ja się pytam - co się dzieje? Nigdy wcześniej ten blog nie miał takich statystyk, nawet jeśli w komentarzach tego nie widać. Być może dla niektórych to wielkie nic, ale dla mnie to bardzo duuuużo.
Po drugie... Pytacie ciągle na ask. o różne paringi i dodatki do skończonych opowiadań. Więc informuję wszystkich zainteresowanych, że prawdopodobnie prędzej czy później coś się pojawi. Prawie na pewno do "Rodzinnego domu" i "Odkryć siebie", ale czy coś jeszcze, to się okaże w trakcie. Nie liczcie jednak na "Granice", bo w dalekiej przyszłości może się pojawić druga część tego opowiadania. Jeśli nie, wrzucę jakiegoś sequela do tego opa.
Po trzecie... Jak już wspominałam, po zakończeniu "Poskromić złośnika" pojawi się kilka jednoczęściówek różnej maści. Taki misz-masz, wydaje mi się, że każdy znajdzie coś dla siebie. O tym będę jeszcze informować w trakcie.
Po czwarte... Na pewno coś było, ale już nie pamiętam.
To tyle. Jeśli jeszcze ktoś ma jakieś pytania, niech wali śmiało:)
Mam nadzieję, że rozdział się podobał.
Pozdrawiam!
32 650 osób, łaaa >.< To ja się pytam, co się dziwisz? Kobieto, naprawdę niesamowicie piszesz, więc nic dziwnego, że z czasem publiczności i fanów przybywa.
OdpowiedzUsuńPowinnaś to świętować, z tortem, imprezką i takie tam :D
Osobiście, o ile twincest mnie już z lekka zaczął nudzić, (jako tematyka) tak czekam, aż dodasz kolejny rozdział "Poskromić złośnika" ^^
Zatem, pisz tak dalej i nie poddawaj się, a już w przyszłości będziesz miała i stooo tysięcy wejść na miesiąc, jak nie więcej ^^
Zdrówka!
To dlatego ze Twarzą w twarz jest tak genialne! :D Mam nadzieję ze imo wszystko jakoś to przeboleja blizniacy i nadal będą razem... Podejrzewam ze Bill pogodzi się z tym szybciej niż Tom i będzie chciał do niego wrócić, lecz tamten będzie miał uprzedzenia
OdpowiedzUsuńMmm, robi się groźnie, umieram z ciekawości. Jak cała reszta w sumie :)
OdpowiedzUsuńpisz szybko Słoneczko Ty Nasze ;*;)
BOSKO
OdpowiedzUsuńMAM NADZIEJĘ, ŻE CHŁOPAKI ZDĄŻĄ ZABRAĆ SIĘ ZA "KONKRETY" JESZCZE PRZED ŚWIĘTAMI.
CZEKAM Z NIECIERPLIWOŚCIĄ NA NASTĘPNY
WENY
PS.ZAPRASZAM DO MNIE
twincest-tokio-hotel-by-kotek.blogspot.com/
e-by-kotek.blogspot.com/
adam-and-tommy-love.blogspot.com/
W KOŃCU ! Wrrr..rozdział jest super !!!! Co do statystyk to nie powinnaś się dziwić bo Twoje opowiadania są fantastyczne ;) Mam nadzieję, że niedługo dasz coś nowego bo ja tu po kilka razy dziennie wchodzę i patrzę czy nie ma czegoś nowego xD ale poaz tym to życzę Ci największej w życiu weny i pisz pisz i jeszcze raz pisz ! Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDavichi Shanti ^_^
Nie dziw się kobieto że tyle masz wejść bo po prostu świetnie piszesz, a zwłaszcza to opowiadanie. Mam nadzieję że teraz odcinki (zwłaszcza TwT) będą częściej dodawane. I że chłopcy, jak już ktoś napisał, wezmą się za konkrety jeszcze przed świętami. :) Życzę dużo czasu i weny. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńJak dla mnie nie jest to dziwne że masz tyle wejść po prostu Twoje opowiadania są świetne! A co do odcinka to boje się trochę co Tom i Bill zrobią jak dowiedzą się prawdy xd. Czuje że będzie bardzo ciekawie i nie mogę się już doczekać!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Burza nadciąga... Jak oni się dowiedzą (znaczy chłopcy) to będzie apokalipsa, a jak najpierw poinformują rodziców, że są razem... Wolę nie wiedzieć, co tam się będzie działo. Chyba jednak rodzice przeżyją to bardziej niż dzieci. No, chyba że konkurs na zespół uratuje sytuację... ^^ (Chociaż wątpię w to...)
OdpowiedzUsuńA jeśli chodzi o wejścia, to liczba ich rośnie i rosnąć będzie coraz bardziej z każdym nowym czytelnikiem, komentarzem i przejściem w podstronę. ;) Pamiętaj, że były ferie i wiele osób miało czas odświeżyć sobie lub dopiero poznać twoje starsze opowiadania. ;) A z czasem masz coraz więcej stałych czytelników, którzy regularnie nabijają ci licznik... Może nie zdajesz sobie do końca sprawy z tego, że jesteś jedną z NAJBARDZIEJ poczytnych twórczyń opowiadań w polskich internetach! Co oznacza, że plasujesz się w pierwszej 10 z mojej listy blogów o podobnej tematyce. Czego serdecznie Ci gratuluję! :)
Oby tak dalej, a może kiedyś będziemy mogli przeczytać twoją powieść... Życzę Ci tego z całego serca.
Poza tym bardzo się cieszę na kontynuacje czy nawiązania do opowiadań już zakończonych. Jak tylko napiszesz coś do nich, chętnie je sobie odświeżę i poczytam ciąg dalszy/dodatek. :D Może nawet uda się skomentować mi kilka z nich i to tym razem z konta (wcześniej nie miałam profilu do podpięcia, także moje komentarze były rozsiane jako "Anonimowe" :( ).
Miłego dnia! ;)
Ri
Jej, odzyskałam internet! :-D
OdpowiedzUsuńWchodze, pacze: dwa rozdziały. Podwójne jej :-D
Tyyyyyyyleeee wejść na bloga? Nie ma co się dziwić, piszesz świetnie :-) Gratuluję - masz c() i [::] *to miała być tabliczka czekolady, nie wim, czy wyszła*
Rozdział jak zwykle super [kopiuj, wklej, przed każdym moim przyszłym komentarzem] :3 Bill jako dziewczyna Toma... Przykro mi Bill, ale w tym opowiadaniu jesteś bardziej kobiecy ode mnie. Przy okazji wiecie, jaka jest moja życiowa dewiza? ,, Kawą i czekoladą się nie dzielę" - to mamy wspólne. Nie wpadłabym na pomysł że wspólnym snem o Tokio Hotel, jest bardzo ciekawy. Ale boję się, że oznacza zero seksu przed świętami :,-c i pewnie długo po :-(
ZAGADKA!!!
Co w czasie ferii robi poważna licealistka, oprócz czytania tego bloga?
ODPOWIEDŹ: Ogląda Gumisie. I nagle słyszy to zdanie. ,, Ech, nie widziałem, że bzykanie jest taką trudną pracą" :-) tak, to było w bajce :3