środa, 10 grudnia 2014

25.Twarzą w twarz



Całe to przedstawienie, które odgrywali przed sobą przez około miesiąc nagle urwało się i szybko poszło w niepamięć, tak jak pisanie z obcymi ludźmi przez cały wolny czas. Tom kupił nowy telefon i kartę, przegrywając te ważne kontakty ze starej, resztę wyrzucając do śmieci. Bill też skasował z telefonu wszystkie niepotrzebne kontakty i postanowił nie odpisywać na wiadomości, a w razie gdyby ktoś był nachalny, zwyczajnie go zablokować.
Nagle sytuacja między nimi unormowała się do tego stopnia, że i w całej ekipie dawało się czuć większy luz. Wszyscy jakby odpuścili, próbując stworzyć jak najlepszy klimat.
Tom wiedział, że powinien być zażenowany, w końcu Bill widział jak beczał. Z jakiegoś jednak powodu nie czuł ani odrobiny wstydu za swoje zachowanie. Bill to Bill, jego bliźniak. Po tej sytuacji dobitnie uświadomił sobie, że przy nim nie musi ukrywać swoich uczuć. Bill go ROZUMIAŁ.

Tego dnia mieli zagrać koncert po południu. Był wyjątkowy, bo scena znajdowała się na dachu, a ludzie mieli stać pod budynkiem i stamtąd ich obserwować. Bill chodził podjadany od chwili,  której usłyszał o tym koncercie. Każdy z nich właściwie się tym ekscytował, bo wcześniej mogli o czymś takim tylko pomarzyć. Teraz te marzenia stawały się rzeczywistością.
Tom stał ze swoją torbą w holu na dole, czekając na chłopaków. Bill zostawił swoje rzeczy i poszedł jeszcze szybko do toalety.
– Tak, mamo – dało się słyszeć glos Gustava, ciągnącego swoją walizkę po schodach. – Tak, wszystko w porządku… Hehe, cieszę się, że ci się podobało… Tak, dogadujemy się bez problemu. – Tuż za Gustavem wynurzył się Georg, grzebiąc ze znudzeniem w swoim telefonie. W międzyczasie pojawił się też Bill. Czekali już tylko na Davida. – Nie, mamo, nie schudłem. Dobrze się odżywiam. – Georg, Tom i Bill wybuchli śmiechem, na co Gustav tylko wywrócił oczami. – Dobrze, pozdrowię ich. Muszę kończyć, bo pakujemy się i jedziemy już na próbę generalną. Napiszę ci jak już będzie po wszystkim.
Gustav rozłączył się z westchnieniem i schował telefon do kieszeni.
– Jesteś pewien, że dobrze się odżywiasz? – zapytał Bill. – Wydaje mi się, że faktycznie trochę zgubiłeś.
– Bardzo śmieszne – burknął Gustav. – Odkąd zaczęliśmy koncertować, moja matka dostała świra. Tata mi powiedział, że ogląda, ba! Nagrywa każdy nasz koncert, zbiera wszystkie wycinki z gazet i gada tylko o tym, że jestem w Tokio Hotel i że gram tam na perkusji i w ogóle. Tak się wychwalała sąsiadom, jakiego ma cudownego synka, że już nikt nie chce jej słuchać. Koszmar jakiś. Przecież jak wrócę do domu, to mnie chyba zadusi na śmierć.
Żałosny wywód Gustava sprawił jedynie, że jeszcze tylko bardziej się z niego śmiali.
– Nie przesadzaj.
– Nie przesadzam. Znam moją matkę, ona jest do tego zdolna.
Tom tylko parsknął, kręcąc głową. Stroili sobie żarty z Gustava, dopóki na horyzoncie nie pojawił się David, który kazał im już zanosić klamoty gdzie trzeba, bo powinni już być w drodze. Cała czwórka zebrała się i pojechali samochodem w miejsce, gdzie za kilka godzin miał się odbyć koncert. Podekscytowani czy nie, stres był i nasilał się z każdą chwilą. Bill wątpił, czy nawet po dziesięciu latach dawania koncertów można się go pozbyć. Pewnie nie, w każdym razie miał nadzieję, że będzie mu dane się o tym przekonać.
Ten koncert był inny niż wcześniejsze i to nie dlatego, że po raz pierwszy dawali czadu na dachu. Chodziło przede wszystkim o relacje bliźniaków, którzy przez połowę czasu mieli ze sobą kontakt wzrokowy i uśmiechali się do siebie. Gdy już byli w dalszej trasie i weszli na forum, fani twierdzili, że Bill promieniał. Nie wiedzieli, dlaczego i dośpiewywali do tego tysiące niedorzecznych historii, ale zauważyli, że wokalista ich ulubionego zespołu był radośniejszy niż wcześniej. Georg twierdził, że to jakaś ściema. Tom i Bill tylko spojrzeli na siebie porozumiewawczo, nie zamierzając tego komentować.
Czas leciał. Do końca trasy mieli jeszcze sporo spin, Tom omal nie pobił się z ochroniarzem, bliźniacy się kłócili, pili, Tom tańczył z dziewczynami na imprezach, ale bardzo szybko takie incydenty rozchodziły się po kościach. Bill dziękował niebiosom, że Tom, kiedy jest w „związku” nie wykazuje żadnej skłonności do poligamii, za co był naprawdę bardzo, bardzo wdzięczny. Dzięki temu miał go tylko do swojej własnej dyspozycji w godzinach nocnych, podczas których, co tu dużo mówić, nie próżnowali. Starali się ze wszystkich sił powstrzymać odruchy, które wyrabiali w sobie automatycznie – przytulanie się, dotykanie, całowanie w policzki, zbyt ckliwe uśmiechy i tego typu rzeczy były dozwolone tylko w zaciszu ich sypialni. Nawet w Tourbusie starali się do siebie zbytnio nie zbliżać, śpiąc osobno i nie próbując nic działać na tamtych felernych łóżkach. Ich sekret musiał pozostać sekretem i nie mogli sobie pozwolić na to, żeby ktoś przypadkiem się dowiedział. To byłaby katastrofa.
– Niech ktoś zabierze ode mnie tę babę! – narzekał Tom, kiedy Simone wreszcie wzięła go w obroty. – Mam już jej dość, niech jej ktoś coś powie.
Bill tylko westchnął. Do końca trasy zostały im jeszcze tylko trzy koncerty, potem mieli wolne i czas, żeby się zastanowić nad kolejną płytą. Bill się nikomu nie przyznał, ale uważał, że z tekstów, które napisał w swoim nieśmiertelnym zeszycie, będzie mógł wybrać wystarczającą ilość piosenek na nowy krążek. Na razie jednak o tym nie wspominał, bo przecież mieli mieć wolne, a nie przełączyć się w inny tryb pracy.
– Co niby? – spytał Georg. – To twoja matka.
– Billa też, a jakoś jego się nie czepia – burknął Tom naburmuszony. Matka zepsuła mu cały cholerny dzień, a jeszcze nawet nie zjadł śniadania.
– Pewnie wypytuje o wszystko mojego wujka – stwierdził Bill. „Matka”, jeśli mógł ją tak nazwać, niezbyt przypadła mu do gustu. Za bardzo sobie z nimi pogrywała i kompletnie zraziła do siebie nie tylko jego, ale również Toma, którego przecież wychowała. – Poza tym wie, że ja nie chcę z nią gadać.
– Ja przecież też nie chcę! – marudził dalej Tom. – Ciągle ją próbuję zbyć, ale jest uparta jak osioł i coraz częściej do mnie wydzwania. Co ja mam jej niby powiedzieć?
– Żeby dała ci spokój, bo masz już jej dość? – podsunął Georg.
Tom spojrzał na niego jak na wariata.
– Chcesz się mnie pozbyć z tego zespołu czy co? Tak ci tylko przypominam, że zanim skończę osiemnaście lat, niestety muszę ją tolerować. Jeśli będę jej za dużo pyskował, w odwecie nie puści mnie w kolejną trasę.
To, że będzie, nie podlegało nawet dyskusji. Rozmawiali już o tym w czwórkę i wszyscy jasno powiedzieli, że chcą brnąć w to dalej. Ze znalezieniem wytwórni też nie było problemu, wiele z nich zabiegało o nich, więc nie musieli się martwić. Pozostała jedynie kwestia tego, co na drugiej płycie miałoby się znaleźć.
Tom najbardziej cieszył się z tego, że do jego osiemnastych urodzin zostały już tylko trzy miesiące. Po zakończeniu trasy koncertowej Tom koniecznie chciał zrobić prawko. Nie mógł się doczekać kupna samochodu i uwolnienia się od matki. Zarobili cholernie dużo forsy, więc z opuszczeniem rodzinnego domu nie będzie miał żadnych problemów. Chciał zamieszkać gdzieś z dala od rodziny, najlepiej z Billem, w miejscu, gdzie mieliby dobry kontakt z Georgem i Gustavem… To były na razie tylko niejasne plany, ale zamierzał zrobić wszystko, co w jego mocy, żeby wcielić to w życie.
– Dobra, chłopaki, zbieramy się! – zarządził Jost, pojawiając się na schodach.
– Wszyscy są zebrani, czekamy tylko na ciebie – wytknął mu Georg.
– Musiałem załatwić jeszcze kilka formalności.
Tom wywrócił oczami, nie komentując tego.
– Widziałem, Tom. Nie rób takich min, bo jeszcze ci tak zostanie i wszystkie fanki od ciebie uciekną.
Bill zaśmiał się, na co Tom walnął go w ramię.
– Idziemy.
Po niecałym tygodniu, kiedy zagrali już ostatnie koncerty i udzielili ostatnich wywiadów, wreszcie wypili szampana, świętowali z powodu swego sukcesu, po czym wsiedli do tourbusa nie po to, żeby zahaczyć o kolejny hotel, ale żeby wrócić do domu. Georg był zadowolony. Mimo kłótni i sprzeczek z ojcem, widać było, że za nim bardzo tęskni i nie może się doczekać, kiedy się zobaczą. I znowu pokłócą. Gustavowi ciekła śniona na myśl o domowym żarciu. Nabijali się z niego mówiąc, żeby nie przesadzał, bo jeśli nie będzie jadł z umiarem to się w drzwi nie zmieści. Bill też chciał się spotkać z wujkiem, ale nie była to jakaś naprawdę nagląca potrzeba. Przyzwyczaił się do tego, że go nie ma i właściwie mógłby bez niego żyć. Z zakończenia trasy najmniej cieszył się Tom, który mimo tego, że prawie przez pół roku dawali koncerty po całym kraju, wciąż nie pogodził się z matką. Ich relacja utknęła w martwym punkcie i Tom robił wszystko, żeby tak już pozostało.
Byli już pod domem Billa, kiedy Jost kazał im wszystkim usiąść.
– Dobra, chłopaki – zaczął Jost – sprawa wygląda tak. Wasza pierwsza płyta „Schrei” odniosła wielki sukces. Sprzedaliśmy mnóstwo płyt, zarobiliście mnóstwo kasy. Wiemy już, że nie zamierzamy na tym poprzestać. A jakiś czas Tokio Hotel powróci z nowymi kawałkami, a do tego czasu…
– Mamy wolne – wtrącił Tom.
– Nie – odparł od razu Jost. – Nie macie. Trzeba myśleć przyszłościowo. Chcę wypromować Tokio Hotel na całym świecie, Niemcy to dopiero pierwsza faza. Drugą jest Europa, trzecią cały świat. Żeby jednak zabłysnąć w Europie, kawałki owszem, można nagrywać w swoim ojczystym języku, ale koniecznie trzeba znać angielski, żeby udzielać wywiadów, brać udział w rozmowach i pokazach. Więc pozwoliłem sobie znaleźć wam nauczyciela, z którym będziecie spotykać się trzy razy w tygodniu wszyscy razem i ostro szlifować swój angielski. Gdy ruszymy w kolejną trasę, macie go już umieć biegle.
– Mam nadzieję, że to jakaś hot nauczycielka – rzucił Tom z porozumiewawczym uśmiechem.
– Nie, to były wojskowy, z którym chodziłem razem do liceum. – Tomowi zrzedła mina. Był z Billem, owszem, ale popatrzyć przecież zawsze można. – Tylko ktoś z jego charakterem jest w stanie zapanować nad waszą czwórką, już się świetnie o tym przekonałem. Będziemy stale w kontakcie, a wy w tym czasie spokojnie zbierajcie materiał do kolejnej płyty. Piosenki się same nie napiszą i nie skomponują.
– Teksty już są – rzucił Bill od niechcenia, oglądając swoje paznokcie.
Cala czwórka spojrzała na niego ze zdumieniem.
– No co? – spytał Bill obronnie. – Nudziło mi się podczas jazdy. Ile można spać? – spytał, patrząc na Gustava. – Oglądać filmy? – Tym razem na Georga. – Walić sobie konia czy co tam robiłeś przez cały dzień, wolę nie wnikać, Tom.
– Spadaj! – burknął Dredziarz, kiedy chłopaki zaczęli się z niego natrząsać.
– W porządku – powiedział Jost powoli. – W takim razie została muzyka, ale o tym pomyślimy za jakiś czas. Teraz skupcie się na odpoczynku i nauce angielskiego.
– Spoko – odpowiedzieli zgodnie. Akurat się skupią na nauce, Jost chyba nie lał przez ostatnie trzy dni, jeśli w to wierzył.
Bill otworzył drzwi i wysiadł z busa. Tuż za nim chciał podążyć Tom, ale Jost złapał go za kaptur i przytrzymał.
– A ty dokąd? – spytał złowieszczo.
– Z Billem? Nocuję dzisiaj u niego.
– Zapomnij – mruknął David, wciągając go z powrotem. Bill w tym czasie zdążył wziąć swoje rzeczy, pomachał im i obiecał, że zdzwonią się. Jost bezceremonialnie zatrzasnął drzwi, nie pozwalając Tomowi wyjść. – Twoja matka już od dwóch tygodni grozi mi, że jeśli nie odstawię cię prosto pod dom, to obetnie mi jaja tępym nożem. – Gustav i Georg zaczęli się śmiać ze słów Josta i głupiej miny Toma, ale od razu umilkli, gdy tylko David spojrzał na nich ponuro. – Ona naprawdę się tak wyraziła, tutaj nie ma się z czego śmiać.
– Nie chcę jechać do domu! – warknął Tom wściekły.
– Ale pojedziesz. Mam zamiar odstawić cię prosto pod drzwi. Co zrobisz później, kompletnie mnie nie interesuje. Ale wypadałoby się wreszcie pogodzić z matką.
– Ani mi się śni – burknął naburmuszony, gapiąc się w okno.
Jost tylko westchnął.
Niemal wyrzucili go z busa razem z walizkami. Jost trzymał go za rękaw, kiedy czekali przy drzwiach aż ktoś otworzy, zupełnie jakby bał się, że wystarczy chwila nieuwagi i Tom da nogę.
Drzwi otworzyły się i stanęła w nich matka Toma. Gdy go zobaczyła, uśmiechnęła się z wyraźną ulgą. Mina troszkę jej zrzedła, kiedy zobaczyła, że Tom nie ma najlepszego humoru, ale radość z tego, że widzi swoje dziecko po prawie połowie roku tłamsiła wszystkie inne uczucia.
– Tom! – Podeszła do niego i objęła go mocno. Odwzajemnił uścisk, żeby się nie czepiała. – Wreszcie! Nie mogliśmy się ciebie z Gordonem doczekać. Wejdźcie do środka, na dworze jest chłodno.
– Muszę jeszcze odwieźć resztę ekipy, więc będę się już zbierał – wtrącił Jost.
– Cześć, Jost – rzucił Tom, wciągając swoje toboły do domu.
Mężczyzna pomachał mu i odszedł. Simone zamknęła drzwi i uśmiechnęła się do niego szeroko. Chyba miała nadzieję, że między nimi jest już wszystko dobrze.
– Daj, pomogę ci – powiedziała, biorąc od niego jedną walizkę. Tom zarzucił sobie na plecy gitarę i wziął dwie inne torby i razem weszli po schodach na górę, gdzie był jego pokój. – Widziałam w telewizji tyle koncertów, ile się dało. Nie spodziewałam się, że aż tak dobrze wam pójdzie. Trochę mi wstyd z tego powodu. – Postawili torby na podłodze. – Chodź na dół, zaraz będzie pizza, wiem, że uwielbiasz tę według przepisu babci. Gordon zaraz powinien przyjść od sąsiadów, pomaga im naprawić samochód.
– Nie jestem głodny – odparł, rzucając się na łóżko. – Jedliśmy po drodze, bo Gustav jęczał, że nie wytrzyma tych kilku godzin.
– Więc w ogóle nie zjesz? – Mina jej zrzedła.
– Zjem później.
– Ale jest już dwudziesta.
– Więc jutro. Teraz naprawdę nie mam ochoty. Jestem zmęczony.
Simone westchnęła. Nie była głupia, dobrze wiedziała, czemu Tom ma taką grobową minę.
– W porządku, w takim razie nie będę ci przeszkadzać. Zejdź na dół jak zgłodniejesz.
– Jasne.
Gdy zamknęły się za nią drzwi, wyciągnął w tamtą stronę rękę i pokazał jej fuck’a, po czym chwycił za telefon i napisał do Billa. Nie mógł uwierzyć, że trasa się już skończyła i znowu jest w swoim rodzinnym domu.

Jęknął cicho, odwracając lekko głowę i wpijając się mocniej w usta Billa. Czarny objął go mocniej za szyję, drapiąc go paznokciami po karku i wiercąc się na jego kolanach.
Byli w domu Toma, zamknięci w jego pokoju. Tom siedział na łóżku, a Bill okrakiem na jego kolanach i po prostu się całowali. Raz wolno, raz szybko, nie miało to właściwie znaczenia. Obaj byli podnieceni, a Tom w dodatku ugniatał pośladki Billa przez spodnie. To było przyjemne, ale nie wystarczało, żeby ich zaspokoić. Nie mogli sobie jednak pozwolić na nic więcej, bo po domu kręciła się ich matka. Owszem, zamknęli pokój na klucz, co już samo w sobie mogło być podejrzane. Woleli nie dodawać żadnych podejrzanych odgłosów. Tom spaliłby się ze wstydu, gdyby musiał się z czegoś takiego tłumaczyć matce.
Opadł plecami na łóżko, ciągnąc za sobą Billa.
– Stoi ci – mruknął prosto w jego usta. Kompletnie nie mógł się od nich oderwać. – Nie uwierają cię te obcisłe spodnie?
Bill uśmiechnął się lekko, łapiąc między zęby jego dolną wargę.
– Trochę. Nie jest źle, przyzwyczaiłem się.
– Mhm… Pasują ci takie spodnie, ale nie zazdroszczę mu takich warunków życia – odparł, uśmiechając się szeroko.
Bill parsknął, patrząc mu prosto w oczy. Było coś cholernie podniecającego w tym, że czuli swoje podniecenie i jednocześnie utrzymywali kontakt wzrokowy. Dla Billa było to o wiele bardziej intymne i ekscytujące niż zwykłe pocałunki czy nawet dotykanie, ale bez wspomnianego wcześniej kontaktu wzrokowego. Kiedy robiąc coś takiego ludzie patrzą sobie prosto w oczy, przenoszą doznania na zupełnie inny poziom, a przynajmniej tak było w jego przypadku. Mówienie niektórych rzeczy, dotykanie i pozwalanie się dotykać połączone z patrzeniem sobie stale w oczy, działało na niego niezwykle stymulująco.
– Nie jest aż tak strasznie jak możesz myśleć – powiedział cicho. – Chociaż nie powiem, obaj wolelibyśmy, żeby nasze spodnie były trochę luźniejsze.
– Mhm, Georg i Gustav pewnie nie będą chcieli tego oglądać – zgodził się Tom z uśmiechem.
– Na pewno nie będą chcieli.
Od zakończenia trasy minął tydzień. Mieli względny spokój, dzięki czemu mogli porządnie wypocząć po trasie. Spokój zapewniali im też ochroniarze, którzy pilnowali ich, kiedy wychodzili na miasto. Bill już się przekonał, że lepiej dmuchać na zimne i nie miał nic przeciwko temu. Tom nie był zachwycony, tym bardziej że jakimś cudem to właśnie Brett go pilnował. Obaj wciąż mieli w pamięci kłótnię, która ich poróżniła. Niby zażegnali ten konflikt, ale gdzieś w ich podświadomości wciąż to tkwiło. Żadnemu z nich się to nie podobało, ale jakoś się tolerowali. Zresztą, innego wyjścia nie mieli. Po pierwszej awanturze, jaką zrobił Tom, gdy się dowiedział, kim jest jego osobisty ochroniarz, Jost taktownie nie odbierał w ogóle od niego telefonów. Od Billa też, bo kiedy Tom zdał sobie sprawę, że David go olał, zadzwonił z telefonu Billa i teraz mogli się kontaktować z Jostem tylko za pośrednictwem chłopaków albo maila.
Dobrze im się układało. Źle rokowałoby dla ich związku, gdyby po zaledwie tygodniu czasu zaczęli sobie skakać do gardeł. Większość czasu spędzali wspólnie i często albo sobie wtedy dogadzali, albo ćwiczyli. Zazwyczaj sami, czasami dołączali do nich chłopaki i wychodzili gdzieś razem. Ich ochroniarze też tworzyli już całkiem zgraną paczkę przez to, że ciągle gdzieś się razem spotykali. Było kilka ekscesów, że fani pojawili się pod rodzinnym domem Toma, ale zostali odeskortowani przez ochroniarzy na policję i tak nastraszeni, żeby więcej im to do głowy nie przyszło.
– Chyba czas się zbierać – mruknął Bill, patrząc na zegarek. Siedzieli już tak prawie dwie godziny, wkrótce miał po nich przyjechać Georg i mieli jechać na swoją pierwszą lekcję angielskiego. Niezbyt im się chciało, ale skoro i tak nie mieli wyjścia, to w sumie mogli chociaż obczaić co i jak.
– Niestety – westchnął Tom. – Nie wiem jak ty, ale ja muszę się tego pozbyć w kiblu. – Tom wskazał na swoje krocze.
– Ja też…
– Kto pierwszy?
– Chcesz się ścigać?
Tom pokręcił tylko głową.
Gdy już uporali się ze swoimi problemami – po kolei – akurat pod dom podjechał Georg. Wzięli jakieś zeszyty i długopisy, żeby w razie czego mieli na czym pisać i zbiegli po schodach na dół.
– Wychodzimy – krzyknął Tom.
– O której wrócisz? – spytała Simone, pojawiając się przy schodach.
Bill ani myślał się odzywać, po prostu skupiając się na wiązaniu swoich glanów.
– Nie wiem. Po korkach jedziemy do Gustava, żeby przećwiczyć nowy kawałek, a potem się zobaczy. Brett! Wychodzimy!
Na szczycie schodów pojawił się ochroniarz Toma. Umówili się, że na zajęcia z angielskiego i luźne spotkania w domu któregoś z chłopaków tylko jeden z nich będzie im towarzyszył tak na wszelki wypadek. Zmieniali się ze sobą, żeby każdy miał jakiś dzień dla siebie. Dzisiaj była kolej Bretta, żeby ich „pilnować”. Tom nie był zachwycony tym, że nagle w ich domu zamieszkał jego ochroniarz, ale Jost był nieubłagany i tak nagadał jego matce, że niemal codziennie dziękowała temu facetowi, że dba o jej biedne dzieci. Zupełnie jakby robił to charytatywnie. Bill jakoś lepiej się ze swoim dogadywał, chłopaki zresztą też. Tylko on miał takiego pecha.
– Już idę – rzucił mężczyzna.
– Uważaj na nich – przestrzegła go Simone.
– Mamo! – jęknął Tom, wywracając oczami. – Płacimy mu za to, żeby to robił!
Georg zatrąbił trzy razy, chyba się niecierpliwiąc.
– No, już idziemy! – krzyknął Bill, jakby Georg mógł go usłyszeć. – Co za palant z niego, zdecydowanie za bardzo wdał się w ojca.
– Bill!
Tym razem to Bill wywrócił oczami. Tom popchnął go w kierunku drzwi, bo Georg zatrąbił po raz kolejny. Wyszli w trójkę z domu i wsiedli do samochodu.
– Trąb dalej, nie krępuj się – rzucił na wstępie Tom.
– Och, zamknij się. Już stary mi dzisiaj dał popalić, nie musisz mnie jeszcze ty denerwować – odparł Georg, wyraźnie nie miał humoru. Gustav przywitał się z nimi, po czym wrócił do pałaszowania chipsów paprykowych.
– Daj trochę! – Bill wychylił się do przodu i zabrał mu paczkę.
– Dzięki, Gustav. Tak jakoś miałem ochoty na chipsy – poparł go Tom i obaj zabrali się za jedzenie.
– Nie lubię bliźniaków – westchnął Gustav, poprawiając na nosie okulary.
– No, ja też – poparł go Georg.
– Obaj jesteście dzisiaj całkiem do dupy – skomentował Bill.
Brett siedział cicho. Ochroniarze praktycznie w ogóle się nie odzywali, chyba że się ich o coś pytali. Byli jak duchy i czasami zapominali, że oni kręcą się gdzieś w pobliżu. Na szczęście kiedy pojawiało się zagrożenie, natychmiast pojawiali się przy ich boku.
Mieli mieć zajęcia w domu tego mężczyzny, który miał ich uczyć. Georg zajechał pod odpowiedni blok.
– Jaki był dokładny adres? – spytał, obracając się.
– Ee, poczekaj, gdzieś mam esemesa od Josta. – Gustav zaczął przeszukiwać swój telefon. Po chwili szli już po schodach do domu swojego nauczyciela.
– Myślicie, że to jakiś buc? – zapytał Tom.
– Miejmy nadzieję, że nie – odparł Bill.
Zapukali i po chwili otworzył im dość wysoki i postawny mężczyzna o nieczytelnym wyrazie twarzy. Tom wsunął sobie do ust kolejnego chipsa, bo jeszcze zostało mu sporo, a nie zjadł obiadu.
– Zapraszam, wejdźcie. Tutaj macie kapcie, zajęcia poprowadzę w salonie – wskazał odpowiednie drzwi. – I jeszcze coś. Tutaj się nie je. – Spojrzał porozumiewawczo na paczkę chipsów, które Tom trzymał w ręce.
– He?  W tym domu się nie je? – zdumiał się Tom. W końcu w jakim domu nie można jeść?
Brett był jedynym, któremu nie udało się pohamować wesołości i jego parsknięcie było dość głośne. Reszta jakoś dała radę.
A Tom, jak to Tom, od razu znalazł się na celowniku swojego nowego nauczyciela języka angielskiego.


***
Nie jest to zbyt przebojowy rozdział i ze dwa następne też takie niestety będą, ale powoli sytuacja się wyklaruje i znowu będzie akcja. Powoli, bo powoli, ale zbliżamy się do końca. Myślę, że jeszcze maks 10 rozdziałów do zakończenia TWT (wreszcie). Jestem już zmęczona tym, że tak długo wisi nieskończone na stronie, Wy pewnie też.
Pozdrawiam!

4 komentarze:

  1. Marudzisz, a mi się podobało :3
    Aż się chyba wrócę i poczytam troche wstecz :))

    Po kolei poszli do łazienki xD ja bym chyba nie umiała tak po kolei iść

    Jestem ciekawa jak to będzie z nauczycielem chłopaków...wiedziałam, że Tom podpadnie, bo jakżeby inaczej?

    Reasumując (ponieważ wyżej napisałam coś bez ładu i składu) podobało mi się i to baaaardzo!! Jesteś niesamowita, i masz wspaniały styl pisania :3

    Jak zwykle życzę dużo weny i wolnego czasu :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo bardzo się zgadzam! Lubię te historię i cieszę się, że mimo wszystko ją kontynuujesz! Jesteś wielka!

      Usuń
  2. Ach, doczekam się na kolejny odcinek :)
    W końcu przekonali się, że nie warto walczyć ze sobą, że nie da się pokonać namiętności i dobrze! Ciekawi nie jednak co uknułaś w związku z tym nauczycielem, bo jakoś węszę podstęp :D
    I nie wiem co ci się nie podoba w odcinku, nie w każdym musi być akcja, choć było by miło przeczytać znowu z detalami to i owo :D
    Buziaczki i czekam na kolejny odcinek TWT. :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Co zrobić, gdy życie rozpada ci się na kawałki?
    Jak je poskładać z powrotem i żyć dalej, mimo bólu?
    Takie pytania zadaje sobie 17 letni Alex.
    Sądzi,że jego życie straciło sens.
    Czy aby na pewno?
    Zapraszam na mojego bloga: timefliesfaster.blogspot.com
    Dopiero zaczynam, więc chciałabym poznać czyjąś obiektywną opinię, a poza tym zawsze miło jest mieć do kogo pisać. Proszę, zostawcie po sobie ślad w postaci komentarzy.
    Z góry dziękuje za odwiedziny. :)
    Ps. Ekstra rozdział. :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)