Tomek stał na przejściu dla pieszych i czekał, aż światło
zmieni się na zielone. Dostał dzisiaj z testu z lektury C, co było całkiem
niezłym wynikiem, biorąc pod uwagę to, że nauczycielka odejmowała mu punkty za
błędy językowe i tym podobne. Widocznie jego angielski naprawdę się poprawił,
skoro coraz mniej się go czepiała. Wyciągnął telefon i zabrał się za
odpisywanie na esemesa od Paula, o którym wcześniej zapomniał. W słuchawkach
leciała piosenka Justina Timberlake’a, która aż za bardzo przypominała mu o
chwilach spędzonych z Zackiem, ale chyba po prostu był masochistą.
Nagle ktoś złapał go za ramię i pociągnął w tył. Tomek
uniósł głowę i kątem oka zauważył, że wszyscy prócz niego już dawno się cofnęli.
Jakiś ciemny kształt zbliżał się do niego z zawrotną prędkością. Jedna
słuchawka wypadła mu z ucha, więc słyszał pisk opon i wielokrotny odgłos
głuchego uderzenia, jakby samochody się zderzały. Nic więcej nie zauważył, bo
czarny kształt wyhamował tuż na nim, odrzucając go lekko na chodnik do tyłu.
Głowa zapulsowała mu tępym bólem, kiedy uderzył nią z impetem w chodnik. Czarne
plamy przed oczami robiły się coraz większe i większe aż pochłonęła go
ciemność.
Zack był zaskoczony, kiedy stanął na szpitalnym korytarzu,
gdzie kręciła się masa ludzi i co chwilę przewożono kolejne osoby. Skrzywił
się, widząc ile na każdym z łóżek jest krwi. Jego matka napisała do niego
dokładnie kwadrans temu i twierdziła, że nic się nie dzieje, tymczasem lekarze
mieli tutaj prawdziwe urwanie głowy.
– Co się stało? – spytał jakiejś kobiety stojącej obok.
Kobieta oderwała się od swojego telefonu i wzruszyła
obojętnie ramionami.
– Wypadek. Kilka samochodów osobowych zderzyło się na
krzyżówce, kiedy wysiadła sygnalizacja. Jest co najmniej piętnastu rannych,
jedna ofiara śmiertelna.
– Dziękuję.
Ruszył szybkim krokiem w kierunku gabinetu swojej matki. Tak
czy siak potrzebował klucze od domu. Uszedł zaledwie kilka kroków, kiedy ją
usłyszał.
– Cholera, nic nie rozumiem. Czy ktoś zna ten język? Musimy
jakoś zadzwonić do jego opiekuna.
Zack zajrzał za róg, skąd dochodził do niego głos matki.
Zobaczył, że pochyla się nad jęczącym chłopakiem z zabandażowaną głową. Zamarł,
zdając sobie sprawę, że twarz tego chłopaka jest łudząco podobna do twarzy
Tomka.
– Cholera, ale boli… – jęknął chłopak i Zack już był pewny,
że to Tomek.
– Mamo! – podszedł do niej szybko. – Co on tutaj robi?
– Cześć, kochanie. Uderzył głową w chodnik i rozciął sobie
głowę, ma lekki wstrząs mózgu. Przez samochód, który prawie w niego uderzył,
nabił sobie na szczęście tylko kilka siniaków. Nie wiemy, do kogo możemy
zadzwonić, żeby go stąd zabrał. Przez ten wypadek brakuje miejsc dla wszystkich
poszkodowanych, a inne szpitale są pełne. Znasz go?
– Tak, to kolega Tylera, Tomek Dulski.
– Rozumiesz, co mówi? – zapytała kobieta, rozglądając się
nerwowo. – Musimy go oddelegować do domu, nie mamy tutaj dla niego miejsca.
Próbowałam się z nim porozumieć, ale on ciągle gada w tym dziwnym języku.
– Ale nic mu nie jest?
– Prócz wstrząsu mózgu wszystko jest w porządku. Jeśli
możesz, zajmij się tym, ja muszę iść, za kilka minut zaczynam operować.
Zack westchnął i nachylił się nad Tomkiem, który patrzył na
niego przez na wpół przymknięte oczy.
– Boli, boli, boli… – wyjęczał Tomek w swoim ojczystym
języku.
Zack zawahał się. Nikomu się nie przyznał, ale Tomek zafascynował
go do tego stopnia, że żeby mu zaimponować, zaczął się tego pokręconego języka uczyć.
Był nawet krok przed Tylerem, mimo że musiał uczyć się sam. Nie chciał mówić
Tomkowi, a potem wyszło jak wyszło i nawet nie było okazji. Nigdy jednak nie
sądził, że będzie potrzebował tej wiedzy w takiej chwili.
– Co? – spytał niepewnie po polsku. W końcu nie wiedział, co
mówi poprawnie, a co nie.
Minęła dłuższa chwila nim mu odpowiedział.
– Głowa – wymamrotał Tomek. – Cholernie boli mnie głowa.
– Tylko?
– Głowa tak mnie napierdala, że nic innego nie może się z
tym równać.
Zack zagryzł dolną wargę. Tomek odpowiadał z lekkim
opóźnieniem, był wyraźnie zdezorientowany.
– Numer opiekuna… Powiesz mi?
– Kacpra? Chcesz numer Kacpra? Po co ci jego numer?
Kacpra? No, tak, Tomek mu przecież mówił, że tak ten facet
ma na imię. Nie zamierzając wdawać się z Tomkiem w żadne dyskusje, przeszukał
mu kieszenie, próbując znaleźć telefon, ale nigdzie go nie było.
– Twój telefon… Gdzie jest?
Tomek syknął cicho i zaczął macać ręką prześcieradło.
– Jeszcze chwilę temu go miałem…
Zack sapnął, wyciągnął swój i zadzwonił do Tomka. Po chwili
usłyszał grającą melodyjkę tuż przy biodrze Polaka. Wygrzebał jego telefon z
pościeli i pospiesznie odszukał numer do Kacpra. Za pierwszym razem nikt się
nie odezwał, a za drugim dopiero po piątym sygnale.
– Co jest? – wymamrotał po polsku.
– Dzień dobry – rzucił Zack. – Tomek jest w szpitalu, ktoś
musi tu przyjechać i zabrać go do domu.
– A tyś to kto?
– Zack Warrow, jego kolega.
– Co mu się stało?
– Samochód odepchnął go na chodnik, w który Tomek uderzył głową,
ma wstrząs mózgu. Nie znam szczegółów, trzeba go zabrać do domu, bo nie ma
miejsca dla innych, poważniej rannych z tego wypadku. Mógłby pan przyjechać po
niego?
– Przyjadę jak tylko będę mógł.
– W porządku, czekamy.
Zack odetchnął. Miał nadzieję, że ten facet się pospieszy.
Cieszył się, że Tomkowi nic poważnego się nie stało. Złapał Tomka za rękę i
usiadł obok niego na łóżku. Czekanie dłużyło mu się niemiłosiernie, co rusz po
korytarzach kręcili się różni ludzie. Szpital był tak zabity, że Tomka położyli
na łóżku na korytarzu. Nawet nie mieli dla niego sali! Ostatnimi czasy zdarzało
się bardzo dużo wypadków w mieście, przez co szpitale były porządnie obciążone.
Po jakiejś godzinie czekania Tomek wreszcie usnął, a jego
opiekun wciąż się nie pojawił. Zack dzwonił do niego jeszcze raz, ale mężczyzna
nie odebrał. W tym czasie lekarze zdążyli już zoperować tych, których życie
było bezpośrednio zagrożone i teraz zajmowali się tymi, którzy odnieśli
mniejsze obrażenia. Jego matka zrobiła sobie chwilę przerwy i podeszła do
wściekłego syna. Wyglądała na wykończoną.
– Nie udało ci się? – spytała zmartwiona.
– Udało – syknął – ale jego opiekun jest chyba za bardzo
zajęty, żeby móc go odebrać. Myślisz, że mógłbym go sam zawieść do domu?
– Nie ominiesz żadnej okazji przejechania się moim
samochodem, co?
– Mamo!
– Dobra, dobra – mruknęła. – Dam ci kluczyki, ale jedź
ostrożnie. W ciągu dwudziestu czterech godzin mogą wystąpić u niego wymioty,
więc ktoś powinien przy nim trochę posiedzieć, a w razie pogorszenia stanu,
trzeba będzie go tutaj z powrotem przywieźć. Koniecznie powinien jutro się
zgłosić na kolejne badania, żeby sprawdzić, czy na pewno wszystko jest w
porządku. Normalnie zatrzymalibyśmy go w szpitalu, ale nie mamy miejsc. Zapamiętałeś?
Zack skinął.
– Pomożesz mi go przetransportować do samochodu?
– Jasne, chodź najpierw po klucze.
Razem z mamą udało im się w miarę delikatnie doprowadzić
Tomka do samochodu i posadzić go z przodu na miejscu pasażera. Zack z westchnieniem
odchylił mu siedzenie do tyłu i pozwolił mu drzemać. Przed wyjazdem jego matka
wstrzyknęła mu jeszcze końską dawkę środków przeciwbólowych, więc Zack
podejrzewał, że Tomek szybko się nie obudzi. Całe szczęście, że tylko sobie
trochę rozbił głowę, ten samochód w innych okolicznościach mógłby zgnieść go na
miazgę.
Bez problemu dojechał do domu Tomka, jego matka
zainwestowała w świetne auto. Wyciągnął z plecaka Polaka kluczyki od domu i
wniósł go do niego na rękach. Ułożył go w salonie na kanapie, bo było blisko do
kuchni i łazienki. Zdjął mu buty i nakrył go ciepłym kocem. Nie chciał go
zostawić samego, w razie gdyby Tomek naprawdę miał wymiotować albo gorączkować.
Postanowił zaczekać na jego opiekuna, chociaż wątpił, żeby ten się pojawić.
I miał rację.
Ten dzień miał zapamiętać do końca życia. Tomek wciąż był
skołowany po lekach, ledwo się przebudził i od razu wymiotował. Zack cały dzień
latał na mopie i to po nim sprzątał. Nie było to zbyt przyjemne, ale nie
narzekał. Był po prostu wkurwiony, kiedy na zegarku wybiła godzina
dziewiętnasta, a opiekuna Tomka wciąż nie było. Zack dzwonił już do mamy i
pytał się jej, czy na pewno Tomek powinien wymiotować aż tyle, ale
odpowiedziała mu, że to całkiem normalna reakcja. Tomek już nic nie miał w
żołądku, w pewnym momencie zaczął się z tego powodu wręcz dusić. Zack wmuszał w
niego wodę, żeby mu pomóc. To było
trochę przerażające, ale zdawało się, że po każdej takiej serii Tomek czuje się
odrobinę lepiej. Przerażające było również to, że Tomek był cholernie zdezorientowany
i chyba nie bardzo wiedział, kto do niego mówi, ale widać było, że głos Zacka
bardzo go uspokajał.
Dopiero o godzinie dwudziestej Zack usłyszał samochód na
podjeździe. Zacisnął dłonie w pięści – był w bojowym nastroju.
Miał zamiar zacząć opieprzać tego faceta już od progu, ale
kiedy go zobaczył, zdębiał.
Zamrugał w nadziei, że obraz się zmieni, ale nic takiego się
nie stało. Miał przed sobą starszą o jakieś dwadzieścia lat wersję Tomka.
Patrzył na tego faceta, szukając jakichś różnic, ale niemal wszystko mieli
identyczne – błękitne oczy, długie ciemne rzęsy, delikatnie zarysowaną szczękę,
taki sam nos i usta. Jeśli ten facet nie był ojcem Tomka, to on nie nazywa się
Zack Warrow.
Poczuł jeszcze większą złość, bo skoro to był ojciec Tomka,
tym bardziej powinien się pofatygować do niego do szpitala! Nawet jego ojciec
by tak zrobił, mimo że od momentu, w którym Zack przyznał się do swojej
orientacji, ich relacje uległy znacznemu pogorszeniu.
– Miło, że wreszcie raczył się pan pojawić – warknął Zack.
Kacper tylko na niego spojrzał, po czym spokojnie zdjął
płaszcz i odwiesił go na wieszak. Zdjął buty i założył papcie, zupełnie jakby
Zack w ogóle się nie odezwał.
– Nic pan nie powie? – spytał Zack.
– A co mam powiedzieć? Rozumiem, że to z tobą rozmawiałem
przez telefon?
– Tak, miał pan odebrać Tomka ze szpitala!
– Bo? – spytał Kacper kpiąco. – Jeśli ma wstrząs mózgu, nie
powinni go z niego wypuszczać. Gówno mnie obchodzi, że szpital jest
przeładowany.
– Mógł pan przyjechać i sprawdzić, czy wszystko z nim w
porządku. Nawet tego się panu nie chciało zrobić! Tomek jest pod pańską opieką!
Kacper wzruszył ramionami.
– Przecież żyje – powiedział spokojnie. Zack wybałuszył na
niego oczy. Jak ten facet mógł by tak nieczuły. – Poza tym, miał opiekę.
– Jak pan śmie…! – Zack już zrobił krok w kierunku tego
irytującego faceta z zamiarem przemeblowania mu twarzy, kiedy Tomek wychylił
się z kanapy i po raz kolejny zwymiotował. – Cholera!
Warrow doskoczył do niego, pomógł mu wstać i poszedł z nim
do toalety, żeby Tomek nie zabrudził połowy domu. Gdy tylko blondyn skończył,
zabrał go z powrotem na kanapę w salonie.
– Ja idę do domu! – warknął, zbierając swoje rzeczy. –
Najwyższy czas, żeby pan się nim zajął. Jutro niech zabierze go pan do szpitala
na badania, żeby sprawdzić, czy na pewno wszystko jest w porządku. Jeśli
Tomkowi coś się stanie, będzie pan rozmawiał o tym z policją, nie ze mną. – A
potem wyszedł, trzaskając drzwiami, nie zwracając uwagi na obojętny wyraz
twarzy Kacpra.
Zack zostawiał Tomka pod opieką Kacpra bardzo niechętnie,
ale nie miał wyjścia. Musiał wrócić do domu, a poza tym ten facet – czy też
raczej ojciec Tomka – powinien się nim wreszcie zająć jak należy. Nie może
przez całe życie zwalać tego cholernego obowiązku na innych. Miał po cichu nadzieję,
że Tomek będzie mu rzygał przez całą noc, nawet jeśli nie jest to dla niego
zbyt przyjemne. Życzył Kacprowi z całego serca naprawdę ciężkiej nocy, żeby
poczuł jak to jest mieć pod opieką dziecko. Swoje czy nie, to już nie miało
wielkiego znaczenia.
Kopnął kamień po drodze, nie rozumiejąc jak ten facet może
być taki nieczuły.
Adam siedział – leżał, dreptał, chodził… – jak na szpilkach,
czekając na Bastiana. Zerwał się z ostatnich lekcji i przyszedł wcześniej, żeby
sprawdzić, czy klucze na pewno pasują. Odczuł prawdziwą ulgę, kiedy się
okazało, że rzeczywiście Bastian dał mu klucze od swojego domu. Skorzystał z
okazji i umył sobie włosy oraz wyszorował całą twarz i zęby. Nie miał
szczoteczki, ale umył je chociaż trochę palcem. Czas dłużył mu się niemiłosiernie.
Jego serce zabiło mocno, kiedy usłyszał kroki na schodach, a
po chwili w drzwiach pojawił się Bastian. Adam specjalnie nie zamykał drzwi.
– Hej – rzucił krótko, zdejmując buty.
Adam przełknął, stojąc w progu.
– Hej – odparł ochryple. Chrząknął cicho, chcąc pozbyć się
dziwnej guli w gardle.
Zapadła cisza. Rudy powoli pozbył się zbędnej garderoby, a
potem z ponurą miną minął Adama i wszedł
do swojego pokoju.
– Dobra, miejmy to już za sobą – burknął. – Mów, co chcesz
wiedzieć.
Adam parsknął, również wchodząc do pokoju. Usiadł na
obrotowym krześle Bastiana. Starszy chłopak przycupnął na łóżku i wbił wzrok w
pościel.
– Mówisz, jakbyś nie wiedział – rzucił Adam. – Chcę
wiedzieć, dlaczego to zrobiłeś? Dlaczego ja?
Bastian przełknął ślinę.
– Nie wiem, dlaczego ty – powiedział cicho po dłuższej
chwili. Czuł się niezręcznie, mówiąc o tym. – Tak po prostu wyszło. Natknąłem
się na ciebie w trochę nieodpowiednim momencie i tyle.
– Nieodpowiednim? – zdziwił się Adam.
– Przyćpałem z Matthew przed meczem – przyznał niechętnie
rudy.
– To dlatego tak słabo grałeś?
– Nie grałem słabo! – oburzył się.
– Grałeś. W tak beznadziejnej formie to ja cię już dawno nie
widziałem. Ale mniejsza z tym. Kontynuuj.
– Co mam kontynuować? – burknął Bastian. – Zobaczyłem cię na
korytarzu, miałem chcicę i… już.
Adam prychnął.
– Chcesz powiedzieć, że teraz za każdym razem jak będziesz
miał chcicę to przelecisz sobie jakiegoś frajera czy on tego chce czy nie? –
Bastian spojrzał na niego z konsternacją. – Co? Tak to zabrzmiało. I czemu tak
właściwie nie lubisz gejów? Przecież sam nim jesteś.
– No to co? – warknął futbolista. – To jeszcze nie oznacza,
że nie mogę być z kobietą!
– Sam w to nie wierzysz – wytknął mu ciemnowłosy. – Dobrze
wiesz, że kręcą cię tylko chłopacy, po co się wypierasz? To wbrew naturze.
– Bzykanie facetów jest wbrew naturze! – uniósł się Bastian.
– Nie chcę być pedałem i nim nie będę!
– JESTEŚ pedałem, czy tego chcesz, czy nie – stwierdził Adam
dobitnie. – Nie rozumiem, skąd takie uprzedzenie do homo, ale niech już ci
będzie. To, że będziesz myślał o tym jak o czymś odrażającym niczego nie
zmieni, a już na pewno nie twojej orientacji. Żyjemy w wolnym kraju, gdzie
takie pary są w pełni akceptowane, a tobie siadło na mózg i masz jakieś
obiekcje? Jebło cię na dekiel?
– Jeszcze się przekonasz, że mi się uda! Będę miał żonę,
dzieci, nawet nie spojrzę na żadnego faceta.
– I dlatego to w moją dupę wepchnąłeś swojego fiuta? –
spytał Adam. Nie zamierzał przebierać w słowach. Widocznie do Bastiana
docierały tylko te wulgarniejsze, bo zaczerwienił się wyraźnie aż po czubki
uszu. – Chciałeś ze mną założyć rodzinę i spłodzić gromadkę bachorów? Czy może
miałeś jakiś inny powód?
Bastian sarknął.
– Byłem zaćpany! To dlatego!
– Och, czyżby?
Adam poderwał się z krzesła i w zaledwie trzech krokach
znalazł się przy Bastianie. Rudy cofnął się lekko, nie wiedząc, czego się
spodziewać. Adam bez skrępowania zacisnął dłoń na jego kroczu. Futbolista
otworzył szeroko oczy, nie mogąc uwierzyć, że ten kujon naprawdę się na to
odważył.
I to po raz drugi!
– Pamiętasz, prawda? – Adam nachylił się do jego ucha i
szeptał wprost do niego. – Pamiętasz jaki ciasny byłem? Jak cholernie ci się to
podobało? Bardziej twardy już nie mogłeś się wtedy zrobić. Byłeś tak podjadany,
że miałeś w dupie to, czy nas ktoś zobaczy. Wsadziłeś mi na środku szkolnego
korytarza, kiedy po szkole kręciło się co najmniej dwadzieścia innych osób. I
cholernie ci się podobało. Naprawdę myślisz, że możesz o tym zapomnieć? – Adam
zaśmiał się niewesoło, był porządnie poirytowany. – Już jesteś kompletnie
twardy. Zrobić ci loda? – Bastianowi nie udało się stłumić jęku, kiedy to sobie
wyobraził. Adam poczuł nieopisaną satysfakcję. – Chciałbyś, nie?
Zabrał rękę i odsunął się lekko od niego. Chciał go
pocałować, ale Bastian szarpnął się w tył, nie pozwalając mu tego zrobić.
Wpatrywał się w niego szeroko rozwartymi oczami.
– Komu próbujesz wmówić, że możesz mieć kobiety? Mnie czy
sobie? – Adam sięgnął po swój plecak. – Nie unikaj mnie więcej. Mam nadzieję,
że po tej rozmowie nie będziesz czuł więcej takiej potrzeby. Cześć.
Bastian jeszcze długo siedział na łóżku, wpatrując się przed
siebie pustym wzrokiem. To był Adam Wolf, którego w zeszłym roku z kolegami
obrzucał jajkami? Który z płaczem wracał wtedy do domu? Który nie miał wystarczająco
sił, żeby przeciwstawić się innym ludziom?
Czy to naprawdę był ten sam człowiek?
Bastian nie wiedział i nie chciał wiedzieć, co za demon
opętał tego spokojnego niegdyś chłopaka. Zamiast zastanawiania się nad tym,
zsunął spodnie z bokserkami i pozbył się problemu, po raz pierwszy w życiu
pozwalając sobie myśleć podczas tej czynności o innym chłopcu.
Masturbowanie się jeszcze nigdy nie sprawiło mu tyle
przyjemności.
– Nosz kurwa, Tomek, serio?! – jęknął Kacper, kiedy jego syn
po raz kolejny zwymiotował mu wprost pod nogi. Już trzeci raz z rzędu nie
zdążył mu podstawić miski. Do łazienki teraz każdy by trafił, bo prowadziła do
niej najprawdziwsza ścieżka rzygowin. Pół nocy Tomek rzygał często, ale po
troszkę, co wydawało się być dobrym znakiem. Kacper dawał mu do picia dużo
wody, nawet jeśli Tomek szybko zwracał to z powrotem. Przy takiej ilości
wymiotów organizm może się bardzo łatwo odwodnić, a tego z pewnością żaden z
nich by nie chciał.
Być może przesadzał. W końcu w porównaniu z tym, ile Tomek
rzygał wieczorem, a ile nad ranem, była spora różnica i wydawało się, że stan
jego syna się polepszył. Nie było jednak
opcji, żeby zostawić go samego.
Dopiero około czwartej nad ranem torsje ustały na dobre i
Tomek wreszcie nie wyrzygał całej wody, jaką mu się podało, lecz napił się
łapczywie i zasnął jak kamień.
– Ja tego nie sprzątam – mruknął do siebie Kacper.
Postanowił poczekać do ósmej i zadzwonić po jakaś sprzątaczkę, żeby zrobiła to
za niego. Odór wymiocin był w domu tak silny, że omal sam nie zwrócił wszystkiego,
co miał w żołądku.
Z krzywym uśmieszkiem pomyślał, że po tylu latach migania
się od wychowywania Tomka przeznaczenie wreszcie go dopadło. Mógł się założyć,
że Ola przez całe życie nie musiała sprzątać tylu rzygów syna, co on już
zobaczył tej nocy. W końcu go dopadło i dostał niepowtarzalną okazję
doświadczyć, co to znaczy być ojcem. Niezbyt mu się spodobało.
Mimo złości i zmęczenia w głębi serca czuł niepowtarzalną
ulgę, że Tomkowi już lepiej i że śpi spokojnie po tym okropnym dniu i jeszcze
gorszej nocy. Żeby tylko on sam nie był taki zmęczony…
Wziął szybki prysznic i postanowił trochę popracować. Miał
naprawdę parszywy nastrój.
Około godziny ósmej zadzwonił po sprzątaczkę i jak na
zawołanie przebudził się Tomek. Gdy tylko odwrócił głowę, od razu jęknął z
bólu.
– Uważaj, masz wstrząs mózgu.
– Coo? – spytał chłopak zdezorientowany. – Czemu?
– Nie pamiętasz wypadku?
– Em, nie bardzo… Cholernie boli mnie łeb.
– Nic dziwnego, w końcu uderzyłeś nim w chodnik. – Tomek
spojrzał na niego zdezorientowany. Kacper westchnął. – Śpij dalej.
– Która godzina?
– Ósma.
– A co ty tutaj robisz? – zdziwił się chłopak.
Kacper spojrzał na niego z irytacją.
– Pilnuję, żebyś nie umarł. Nawet nie chcę myśleć, co twoja
matka by mi zrobiła, gdyby się dowiedziała, że odprawiłem cię na tamten świat.
Lepiej idź spać i mnie nie wkurwiaj.
– Eee… Jasne, ale najpierw muszę do toalety.
Kacper pomógł mu podnieść się z łóżka. Tomek jęknął.
– Ale napierdala…
– To cię oduczy walenia głową w chodnik – skwitował kwaśno
Kacper.
– Przecież nie zrobiłem tego specjalnie – mruknął Tomek.
– Skąd możesz wiedzieć, skoro nie pamiętasz?
Na to Tomek nie miał odpowiedzi. W sumie Kacper miał rację.
Nie pamiętał.
Czuł się jednak już na tyle dobrze, że Kacper punkt
dziewiąta postanowił wreszcie zameldować się w biurze. Wyglądał na niezwykle
wkurwionego, kiedy wychodził, i Tomek nie zazdrościł dzisiaj jego pracownikom.
Ja to mam szczęście - 1 minutę po opublikowaniu zacząłem czytać xd
OdpowiedzUsuńWiem jaki demon wstąpił w Wolf'a - demon miłości, który mocno złapie Bastiana i go nie puści.
Podziwiam upór Zacka. Dla Tomka uczyć się polskiego... Nono, a on go jeszcze tak potraktował (patrz rozdział 24)
Ścieżka rzygowin *wyobraża sobie* O_O OMFG...
I dobrze Kacprowi tak, niech się chłop namęczy. Tylko jego pracownicy są biedni.
Wybacz, że więcej nie napiszę, ale jest środek nocy i mój mózg zbytnio nie współpracuje. Fascynujące jest to, że człowiek zawsze chce więcej Twoich tekstów. Czym więcej się ciebie czyta, tym więcej się pragnie czytać.
Weny~!
WOW Zack przy nim był?
OdpowiedzUsuńNo no ciekawie !
A Kacper dalej jest dla mnie stracony chociaż powoli zaczynam go lubic ale bardzo powoli...
Czekam bardzo niecierpliwie na akcje z Kacprem i Paulem...ciekawi mnie jak to się stanie że będą RAZEM jako para. ..mam nadzieję że Kacper coś do niego czuje bo Paul nadal go kocha chociaż po tym wypadku...
A co do Adama i Bastiana...to ciekawość mnie zżera wręcz XD
Co z nimi będzie? Jak się zejda? To są najczęstsze moje pytania :3
Takie same jak do innych par :)
Zack i Tomek...powinni coś z sobą zrobić ;3
Ash
Dziękuję za światło w ciemności! ;3
OdpowiedzUsuńW Zacku jednak odezwały sie uczucia względem Tomka, awww <3 a żeby im sie ułożyło
Świetny rozdział :)
OdpowiedzUsuńJuż czekam z niecierpliwością na kolejny :)
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Niom też czekam bo czuję ogromny niedosyt jeszcze jeszcze..... i itd...
OdpowiedzUsuńWróciła mi sympatia do Zacka. Fajnie, że się tak zaczął uczyć polskiego i to całkiem na poważnie się za to zabrał skoro tyle zrozumiał. Mam nadzieję, że im się jakoś ułoży. To moja ulubiona parka i nie mogę się doczekać ich dalszych losów. I Kacper mógłby się wreszcie jakoś ogarnąć i przyznać Tomkowi, że jest jego ojcem ale coś czuje, ze jeszcze dużo mu do tego brakuje. Niemniej jest coraz lepiej.
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na next. Pozdrawiam!
To, że Kacper jest taki, a nie inny, to też bardzo dłuuuga historia:) Dlatego radzę uważnie czytać każdą wzmiankę o jego przeszłości, jaka gdzieś w międzyczasie się zaplącze oraz analizować jego zachowanie w różnych sytuacjach, bo te poszczególne elementy będą się układać w jedną logiczną całość (a przynajmniej postaram się, żeby tak było =.=')
UsuńPozdrawiam!
To urocze, że Zack uczył się dla niego polskiego ♥ I się nim zajął ♥
OdpowiedzUsuńCo nie zmienia faktu, że mendy nie cierpię.
Zapewne Kacper ma za sobą jakąś mega długą i trudną historię, ale i tak go nie lubię i uważam, że zachowuje się jak zwykły chuj. I tyle. Ma za swoje. Nie chciał dziecka to mu się zwróciło z nawiązką.
Bastian... Nie mam pojęcia co powiedzieć.