– Nie lubię go – jęknął Tom, siedząc nad kserówkami z
angielskiego. On i Bill postanowili pouczyć się razem na zajęcia do nowego
tyrana, który pojawił się w ich życiu. Rozłożyli się na podłodze w salonie w
domu Toma i próbowali jakoś ogarnąć wszystkie angielskie czasy. Nie było to
łatwe, a Tom wiedział, po prostu wiedział, że to on pójdzie na pierwszy ogień.
Już raz się nie nauczył tak w ramach buntu i skończyło się telefonem od Josta,
po którym przez trzy dni był głuchy na jedno ucho.
Bill podrapał się po głowie, męcząc się nad jednym z
przykładów. Był tak zajęty tym, co robił, że nawet nie zauważył, że Tom wsadził
mu w pokryte lakierem włosy aż trzy ołówki.
– No, nic cholera nie wytłumaczył – mruknął Bill. Siedział
po turecku na podłodze, w jednej ręce trzymał
jedną kartkę i w drugiej drugą i porównywał je, ale chyba niezbyt mu szło. –
Dlaczego w tym przykładzie jest Present Perfect Continuous, a nie po prostu
Present Perfect? Czemu w tym drugim przykładzie jest Present Perfect, a nie po
prostu Past Perfect? Przecież to powinien być Past Perfect. Czemu to, do jasnej
ciasnej, nie jest Past Perfect?
– Dzwonimy do Georga? Może będzie wiedział.
– Wątpię, że będzie to robił. Mówił, że ma randkę ze swoim
basem.
Tom westchnął, odsuwając od siebie kartki. Te Present
Perfecty i cała reszta już mu wirowały przed oczami, nawet jeśli nie patrzył na
kartki.
– My też powinniśmy ćwiczyć. To pierwszy tydzień od lat,
kiedy ani razu nie wziąłem gitary do ręki. Nienawidzę Josta i jego głupich
pomysłów.
– To co? Chwila przerwy na próbę?
Tom pacnął plecami na podłogę, rozrzucając ręce na boki.
– To w ogóle jest przerwa, jak robimy próbę?
– Ruszaj dupsko – Bill pacnął go w kolano. Tom niechętnie
podniósł się i poszedł do pokoju po gitarę akustyczną. Usiadł na fotelu i
zabrał się za strojenie gitary. Bill wyciągnął spomiędzy kserówek kilka tekstów
swoich nowych piosenek.
– To co? – zapytał. – In die Nacht?
Tom skinął głową. Na ćwiczeniu nakrył ich Brett, który wracał
właśnie z zakupów. Uniósł brwi, widząc co robią. Kiedy wychodził, siedzieli nad
językiem angielskim. Ochroniarz uśmiechnął się kpiąco na widok kartek
porozrzucanych po całym pokoju. Chyba nie szło im za dobrze.
Bill krążył po pokoju, zerkając na tekst piosenki i starając
się zaśpiewać ją jak najlepiej.
– Masz coś we włosach – rzucił Brett, przerywając im bez
najmniejszych wyrzutów sumienia. Tom uniósł głowę znad gitary, przestając grać.
Bill spojrzał na mężczyznę pytająco, a potem pomacał się po włosach. Kiedy
znalazł ołówek, spojrzał na bliźniaka morderczo.
– Tom! – jęknął z wyrzutem.
Dredziarz uśmiechnął się tylko cwaniacko. Pewnie gdyby Brett
mu nie powiedział, poszedłby tak do domu.
– Z tego co wiem, mieliście się uczyć angielskiego – rzekł
ochroniarz, splatając ręce na piersi.
– Już skończyliśmy – mruknął Bill.
– Nie jesteś naszą matką – dodał Tom.
– Taak, ale to właśnie ona prosiła, żebym miał na was oko,
skoro wraca dopiero za dwa dni.
Tom wywrócił oczami. Bill wyciągnął spomiędzy włosów kolejny
ołówek i rzucił nim w brata, ale nie trafił.
– Palant – skomentował czarnowłosy chłopak, siadając po
turecku na podłodze.
– Co? Koniec przerwy? – spytał Tom rozczarowany.
– In die Nacht mamy już opanowane do perfekcji. Ale Pasty
nie.
– Biilll…
– Daj spokój, przecież wiesz, że to ciebie pierwszego
zapyta. Spróbujmy chociaż trochę to ogarnąć, a jeśli nie damy rady, to
zadzwonimy do Georga.
Tom westchnął, ale posłusznie zabrał się za naukę.
– Z czego się cieszysz? – spytał poirytowany, widząc krzywy
uśmieszek na twarzy Bretta. – Mógłbyś zrobić jakiś obiad, w końcu za coś ci
płacimy!
Brett tylko się zaśmiał i poszedł na górę.
– Nie znoszę gościa – mruknął Dredziarz.
– Z wzajemnością, jak widać – skomentował Bill.
Po dwóch godzinach stwierdzili, że i tak nic z tego nie
będzie, więc zdzwonili się z chłopakami i zdecydowali się trochę poćwiczyć nowe
piosenki całą ekipą. Brett nie był zachwycony, bo matka bliźniaków już dała mu
się we znaki i wolał dla świętego spokoju robić to, czego ona chce. Zamierzał
trochę uprzykrzyć im życie i jechał razem z nimi do Gustava, gdzie zamierzał
pogadać ze swoim kumplem, który chwilowo „stacjonował” w domu perkusisty Tokio
Hotel.
Próba trwała aż do dwunastej w nocy i chociaż Brett nie
lubił tych dzieciaków, musiał przyznać, że ciężko pracują na swój sukces. Grali
przez cztery godziny praktycznie bez przerwy. Między piosenkami widział, jak
chłopcy próbują rozmasować sobie przeciążone nadgarstki, a Bill coraz częściej
pił wodę, żeby zwilżyć gardło. Ta stuknięta czwórka małolatów wyprodukowała
przypadkiem całkiem sporą liczbę Emo ciot. Brett nie potrafił inaczej określić
młodzieży, która przychodziła na ich koncerty. Co druga osoba miała kolczyk w
języku – bo Bill Kaulitz też go miał – farbowała włosy na czarno – bo Bill
Kaulitz farbował… Pewnie gdyby powiedział, że goli sobie jaja, to ta cała
wataha zrobiłaby dokładnie to samo. Brett kompletnie nie rozumiał, co ci
wszyscy ludzie widzą w tej czwórce dzieciaków. Dziewczyny bez zastanowienia
dałyby się im przelecieć tylko dlatego, że są sławni. Żaden z nich nie był
jakoś specjalnie utalentowany, a jednak osiągnęli sukces i mieli w sobie to
cos, co przyciągało ludzi. Brett był naprawdę szczęśliwy, że nie ma córki i
obiecał sobie, że nie spłodzi takowej, dopóki ten zespół nie wypadnie z obiegu.
– Georg, błagam! Znowu zgubiłeś rytm! Grasz na pieprzonym
basie i masz najmniej do roboty, więc postaraj się ogarniać, co się dzieje! –
warknął Bill, patrząc ze złością na swojego kolegę.
– Spokojnie – powiedział Gustav.
– Nie będę spokojny – warknął Bill, tupiąc nogą. – Pomylił
się cztery razy z rzędu! Mieliście już umieć to grać!
– Zamknij mordę z łaski swojej i skup się na śpiewaniu –
skomentował to Georg najspokojniej jak umiał.
– Ani mi się śni!
– Jak ty się wypierdalasz na scenie to nikt ci afery nie
robi!
Bill parsknął.
– Nie wywróciłem się na scenie!
– Pośliznąłeś się dokładnie dwadzieścia pięć razy w ciągu
pięćdziesięciu ośmiu koncertów.
– Ma rację, liczyłem – przyznał Tom, chociaż wiedział, że to
zapewne błąd, bo kiedy Bill był zły, zazwyczaj nie pozwalał mu się dotknąć
nawet palcem. Na szczęście Tom był zbyt zmęczony, aby chcieć go dotykać
chociażby palcem, więc mógł sobie pozwolić na kpinę.
– Tom!
– No co? Przecież to prawda.
– Ciota! – warknął do niego Bill.
– Sam jesteś ciota. To, że masz zły humor nie oznacza, że
możesz się na wszystkich wyżywać.
– I kto to mówi?! Robisz dokładnie to samo.
– Ale nie jestem żadną pieprzoną primadonną!
Georg westchnął ciężko. Nie zamierzał się w to wtrącać.
Gustav podrapał się pałeczką po głowie. Brett i Mathias, ochroniarz Gustava,
rzucili sobie tylko porozumiewawcze spojrzenie. Kłótnie chłopaków były ich
ulubioną rozrywką w trakcie pracy, a zwłaszcza kłótnie bliźniaków. To były
potyczki na zupełnie innym poziomie.
– … i jesteś nieodpowiedzialny! Więc mi nie wytykaj, że…
– Och, zamknij się! Tylko ty masz siłę, żeby tyle gadać po
tak długiej próbie.
– Nie mów mi, że zmęczyłeś się brzdąkaniem na gitarze? –
spytał Bill kpiąco.
– Zaraz ci brzdąknę prosto w twarz, jeśli nie przestaniesz.
– Spróbuj szczęścia, a będziesz impotentem. – Bill spojrzał
wymownie na swoje ciężkie buty, a potem krocze Toma.
– Kurwa, Bill, to są zagrania poniżej pasa – rzucił Georg. –
Facet facetowi takich rzeczy nie robi.
– Widocznie on nie jest facetem – skomentował Tom.
Schylił się w ostatniej chwili, żeby uchronić głowę przed
lecącym w niego mikrofonem. Rzucony przez Billa przedmiot upadł na podłogę,
niemal wszystkich ogłuszając.
– Pojebało cię?! – warknął Georg.
– Pierdol się, Tom. Ty i cały ten cyrk Tokio Hotel! Ty
zawsze wiesz, z której strony mi przyjebać, co?! – krzyknął czarnowłosy
rozsierdzony. Po chwili słychać było tylko trzask drzwi i Bill zniknął. Tom
odetchnął głęboko, odkładając gitarę na bok. Nie tak miało to wyglądać.
– Obraził się? – spytał Gustav niepewnie. – Może powinienem
do niego iść?
– Zostaw go. Potrzebuje chwilę w samotności, żeby się wyładować.
Zaraz wróci i będzie grzeczny, zobaczycie.
– Jakoś ciężko mi w to uwierzyć. Po co go prowokowałeś?
– Sam się prosił – mruknął Tom z ponurą miną. – Och, szlag!
Wiecie, co w tym wszystkim jest najgorsze? To, że ja wiem…. Po prostu wiem, że
będę go musiał przeprosić! Wrrr…!
Ochroniarze znowu spojrzeli na siebie porozumiewawczo.
– Lepiej to zrób jak najszybciej. Dzwonił do nas David,
chce, żebyśmy za miesiąc weszli do studia i zaczęli nagrywać.
– Ale przecież dopiero skończyła się nasza trasa!
– I zanim następna się rozpocznie, minie pewnie z rok, ale album
musi być gotowy. Niepotrzebnie mu
mówiliście, że macie piosenki.
– Nie wiedziałem, że Bill już je napisał – mruknął Tom.
Jakoś nie spieszyło mu się, żeby wracać w trasę, kiedy już poczuł jak dobrze
jest obijać się we własnym domu. Odpowiadało mu to zwłaszcza dlatego, że matki
prawie wcale nie było i nie musiał z nią spędzać czasu. Fakt, okropnie go
drażniła, kiedy już była i wszystko chciała wiedzieć, ale jakoś dawał radę to
przetrwać. Nie miał nic przeciwko trasie koncertowej, podobało mu się to, co robił,
ale nie wypoczął jeszcze po poprzedniej i od razu miał się w to ładować od
nowa? Poza tym, on i Bill mogli teraz robić wszystko, co tylko chcieli, ale w
trasie nie mogli sobie pozwolić na zbliżenie, bo zbyt łatwo ktoś mógłby ich
nakryć. Oczywiście, mogli to robić w pokoju hotelowym, ale często mieli osobne
pokoje albo spali w Tourbusie, więc dzielenie razem przestrzeni było po prostu
ryzykowne.
Bill wrócił, patrząc na nich groźnie. Widać było, że wciąż
się dąsa.
– Gramy dalej czy kończymy? – spytał.
– Możemy jeszcze raz spróbować Heilig.
– Nie jestem w nastroju do śpiewania akurat tej piosenki. Co
wy na Spring Nicht?
– Okej…
Po około połowie godziny zdecydowali, że już starczy. Tom z
ulgą schował gitarę do pokrowca. Bill odłożył mikrofon na miejsce i przeciągnął
się.
Gdy już jechali samochodem do domu Billa, Tom spytał.
– Długo będziesz się na mnie boczył za to, co powiedziałem?
Przez to, że Bill ostentacyjnie
go ignorował przez niemal cały czas, odkąd doszło do kłótni, Tom wolał
załagodzić spór, póki jeszcze sprawa była w miarę świeża. Wiedział, że im
dłużej zwleka, tym bardziej Bill da mu z czasem popalić. Nie zamierzał potem
żyć w celibacie przez kilka tygodni, bo Bill będzie się na niego wściekał i w
odwecie nawet nie pozwoli mu tknąć swojego tyłka.
– Nazwij to jeszcze raz „boczeniem się”, to ci przywalę –
odparł Czarny, siląc się na spokojny ton.
Tom westchnął ciężko.
– To były tylko głupie żarty! Dlaczego ty zawsze bierzesz to
tak do siebie?
Bill parsknął.
– Może nie zauważyłeś, ale kiedy Georg i Gustav o tym mówią,
nie reaguję. Nie wpadło ci kiedyś do głowy, z jakiego powodu wściekam się tak
akurat o twoje komentarze?
Tom zamrugał. Nigdy się nad tym nie zastanawiał, ale
faktycznie, Bill reagował tak ostro tylko wtedy, kiedy to właśnie on mu pewne
rzeczy wytykał. Nie miał jednak zielonego pojęcia, dlaczego akurat jego
przytyki tak bardzo Billa drażnią.
– Widzę, że kompletnie nie rozumiesz – rzucił czarnowłosy,
widząc głupią minę swojego bliźniaka. Tom wzruszył ramionami. Nic mu nie
przychodziło do głowy. – To teraz pomyśl co takiego wiesz o mnie ty, a czego
nie wie reszta zespołu, nawet jeśli czasami z tego kpi.
Bill z chęcią powiedziałby wprost, o co chodzi, ale Brett
świetnie mógł ich słyszeć. Nie mogli pozwolić, żeby ich sekret wyszedł na jaw.
To byłby nie tylko koniec Tokio Hotel, ale też ich życia. Gdyby ktoś się o tym
dowiedział, skończyliby w więzieniu albo psychiatryku. Żadna opcja nie była dla
nich korzystna.
– Sorry, ale kompletnie nie rozumiem, o co ci chodzi.
– W taki razie pozwól, że cię oświecę. Tak się składa, że
jesteś jedyną osobą, która wie o mnie pewne rzeczy, tak jak ja jestem jedyną,
która wie pewne o tobie. – Bill popatrzył na bliźniaka tak znacząco, że ten
wreszcie zrozumiał, o co chodzi. – I mam głupie wrażenie, że z powodu tych
kilku rzeczy utożsamiasz mnie z kobietą i w swojej podświadomości przypisujesz
mi jej rolę. Nie wiem, skąd ci się to do cholery wzięło i strasznie mnie to
wkurza. Więc jeśli nie przestaniesz i jeszcze choć raz spróbujesz coś na ten
temat powiedzieć, to albo zmieniamy konfigurację, albo kończymy to w pizdu.
Nikt nie będzie robił ze mnie baby.
Tom wyglądał jakby dostał czymś ciężkim w głowę. Czy poprzez
zmianę konfiguracji Bill miał na myśli…? Czy on naprawdę mówił o…?
– Nie bądź taki zaskoczony. Dobrze główkujesz, właśnie o tym
mówię. – Brett zatrzymał się na podjeździe domu Billa. – Jedno nieodpowiednie
słowo i zobaczymy, jak ty będziesz śpiewał, kiedy to z UZASADNIONEGO powodu ja
nazwę babą ciebie.
Dredziarz nawet nie zdążył odpowiedzieć, bo Bill wysiadł i
trzasnął drzwiami, a po chwili zniknął za drzwiami swojego domu.
– Nagrabiłeś sobie – rzucił Brett.
– Lepiej się, kurwa, nie odzywaj – odparł Tom wkurzony.
Nawet mu do głowy nie przyszło, że Bill może odebrać to w ten
sposób. Przecież nie mówił tego wszystkiego dlatego, że Bill był w łóżku osobą
uległą. Uwielbiał mieć go pod sobą, czemu miałby mu to wytykać? Musiałby być
ostatnim kretynem, żeby cokolwiek na ten temat mówić, a jednak Bill odebrał to w ten konkretny sposób.
Tom cały się najeżył na myśl, że to Bill miałby brać jego.
Niby nie było w tym nic dziwnego, wiele związków homoseksualnych funkcjonowało
na tej zasadzie, a jednak Tom nie wyobrażał sobie, żeby to Bill brał jego, a
nie na odwrót. Nie było nawet takiej opcji, żeby mu na to pozwolił! Kompletnie
nie potrafił sobie wyobrazić zamiany ról. Co tu dużo mówić, kochał Billa, ale
to jego malowanie się i ubieranie kojarzyły mu się tylko z pedalstwem.
Westchnął. Na początku przyszło mu na myśl, że już wolałby
dać jakiemuś mięśniakowi niż takiej ciocie jak Bill. Szybko jednak się
zorientował, że wcale tak nie myśli i nigdy nie dałby nikomu innemu, tylko
Billowi. Bo to Billa kochał i to z nim chciał być. Nie, żeby zamierzał mu w
ogóle dać. Nie planował tego i wolał, żeby tak zostało.
Kilka kolejnych dni minęło im względnie spokojnie. Bill
zachowywał się normalnie i nie wracali więcej do tego tematu, spędzając razem
prawie całe dnie. Przeważnie siedzieli u Toma, ale czasami zaszywali się też u
Billa. Ochroniarze mieli pełne ręce roboty, kiedy gdzieś wychodzili. Niektórzy
ludzie zachowywali się jak zombie i rzucali się na nich gdy tylko ich
zobaczyli, więc po kilku takich razem przestali chodzić w miejsca publiczne.
Tom się wściekał na Bretta, który za żadną cenę nie chciał gotować ani
sprzątać. Georgowi się dobrze trafiło, bo jego ochroniarz lubił piec, więc
kiedy by do niego nie zaszli, na kredensie stały ze dwie blachy ciasta. Gustav
praktycznie nie wychodził z jego domu, wcinając wszystkie specyfiki po kolei i
w ogóle nie przejmując się tym, że może przytyć.
Chłopaki mieli rację z tym, że mają zacząć nagrywać płytę.
Pewnego dnia Jost po prostu wpadł do Gustava, kiedy robili próbę, przekopał się
przez teksty Billa, posłuchał ich przez kilka sekund i rzucił, że w następnym
tygodniu nagrywają.
Więc nagrywali. Prawie cały miesiąc siedzieli w studio i
dopieszczali swoją nową płytę. Album miał nosić tytuł „Zimmer 483”, Bill się
uparł na tą nazwę i powiedział, że zwykle banalne rzeczy są najlepsze. Wyjaśnił
chłopakom, że w jednym z hoteli właśnie w pokoju pod tym numerem napisał
większość piosenek i że fani na pewno będą zachwyceni. Tom kompletnie mu nie
wierzył i miał rację, bo kiedy spytał go o to, kiedy byli sami, Bill powiedział
cicho, że w pokoju pod tym numerem znowu się zeszli i znowu zaczęli stanowić
zespół, prawdziwe Tokio Hotel. Było coś perwersyjnego w tym, że ich album miał
nosić taki tytuł i tylko oni dwaj mieli znać prawdziwe znaczenie tej cyfry. No
i Tom po raz kolejny przekonał się, jak bardzo Billowi na nim zależy.
Praca w studio pochłaniała ich do tego stopnia, że nie mieli
w ogóle czasu dla siebie. To była ich druga płyta, wiedzieli już, jak to
wszystko wygląda i wymagano od nich o wiele więcej. To musiał być album, który
pobije ten poprzedni, a to nie było proste. Fani czekali niecierpliwie,
wysyłając ogrom wiadomości na ich pocztę i zawzięcie komentując każdy jeden
post, który pojawił się na ich oficjalnych stronach. Ludzie chcieli wiedzieć o
nich po prostu wszystko, zupełnie jakby mieli ich pożreć. Tom z czasem
zauważył, że Bill nie czuje się z tym komfortowo i wycofuje się, jakby pewną
część siebie chciał zachować tylko dla siebie samego. Toma to bawiło. Był dumny
jak paw, że tak wiele dziewczyn na świecie go pragnie i że każdą jedną taką
laskę ma w garści.
Nowa płyta oznaczała po części nowy image. Bill zostawił
dłuższe włosy i splótł je częściowo w dredy, które przefarbował na biało, co
dało naprawdę piorunujący efekt. Tom, nie chcąc być gorszym, rozplótł dredy i
zdecydował się na dobierane warkocze, który w połączeniu z bandaną wyglądały
równie piorunująco. Już pierwsze zdjęcia w nowej fryzurze wywołały w Internecie
prawdziwą burzę, co tylko nakręcało ich do wzmożonej pracy. I wreszcie, po
godzinach wrzasków, potu, łez i latających przekleństw, wreszcie na ich nowej
płycie znalazły się nagrane, wybrane i zaakceptowane przez wytwórnię i cały
sztab dziwnych ludzi piosenki. Bill wciąż kręcił nosem, bo chciał, żeby na
płycie pojawił się jeszcze jeden utwór, ale żaden z nich nie miał na to wpływu
i musieli się pogodzić z tym, że nie wszystko będzie wyglądało tak, jakby tego
chcieli. Zaczęły się konferencje, wywiady, sesje zdjęciowe, a ich twarze znowu
wróciły na pierwsze strony gazet.
Simone nie była z tego zadowolona, czuła, że przez Tokio
Hotel traci Toma już całkiem. Jej syn przez kilka miesięcy się zupełnie
usamodzielnił i tak naprawdę jej nie potrzebował – zespół zarobił tyle
pieniędzy, ile ona nie zarobiła przez całe swoje życie, a przecież bardzo
dobrze im się powodziło. Nic jednak na ten temat nie mówiła, nie chcąc
zaostrzać konfliktu z synem. Już i tak ta cała spawa z Billem popsuła ich
relacje. Nie udało jej się jednak ukryć żalu do Gordona, który zezwolił na to
całe wariactwo, przez które mogła oglądać synów tylko w telewizji. O nawiązanie
kontaktu z Billem nawet nie śmiała marzyć, zwłaszcza że Bill jej unikał. Kiedy
Tom wiedział, że będzie w domu, szedł się uczyć do Billa, a gdy jej nie było –
Bill przychodził do nich. Raz go okłamała i nakryła ich siedzących w salonie,
śmiejących się z czegoś tak bardzo, że aż turlali się po panelach i płakali ze
śmiechu. Bill nie chciał nawiązywać z nią kontaktu, zawsze był dla niej
uprzejmy i uśmiechał się delikatnie, ale wzbraniał się przed jakimkolwiek
kontaktem fizycznym lub mówieniem czegokolwiek o sobie. Za to Tomowi pozwalał
dotykać się cały czas, o co była strasznie zazdrosna. Nie odzywała się jednak
na ten temat nawet słowem, ciesząc się chociaż z tego, że Tom i Bill się
dogadali. O to przecież im chodziło, kiedy zdecydowali się ich ze sobą poznać.
Nie sądziła jednak, że to wszystko potoczy się właśnie w tej sposób…
Czas leciał jak szalony, zwłaszcza że mieli tyle roboty, a w
międzyczasie jeszcze chodzili na lekcję angielskiego.
Po jakichś trzech miesiącach od zakończenia poprzedniej
trasy koncertowej skończyli opracowywać dokładny harmonogram kolejnej i już wkrótce
mieli wyruszyć w kolejną trasę. Z jednej strony byli podekscytowani i spędzali
ze sobą wieczory, rozmawiając ze sobą o trasie i miejscach, które każdy z nich
koniecznie chciałby zobaczyć. Z drugiej strony zaczęli spędzać większość czasu
osobno. Tourbus był mały, za mały dla czterech praktycznie dorosłych chłopaków,
gdzie każdy chce mieć trochę przestrzeni dla siebie. Nawet Tom i Bill trochę
przystopowali ze spotykaniem się, tym bardziej że i tak nie mogli się kochać,
kiedy w domu ktoś był. To było zbyt duże ryzyko i ktoś mógłby ich nakryć, a
tego bali się chyba najbardziej. Obiecali sobie, że odbiją te wszystkie
stracone dni w hotelach podczas trasy, bo wtedy nikt nie będzie nad nimi
ślęczał i niemal dyszał im w kark nawet we własnym pokoju. Georg spędzał dużo
czasu ze swoim ojcem, ich kontakt bardzo się polepszył. Gustav również dużo
rozmawiał z rodzicami i opowiadał im o swoich przygodach, ale w sumie chciał
już ruszać w trasę – jego matka zrobiła się strasznie irytująca odkąd zyskali
sławę i trochę go to drażniło, że nawet we własnym domem nie jest po prostu
Gustavem, tylko Gustavem z Tokio Hotel.
W dzień wyjazdu Tom żegnał się z matką o piątej nad ranem,
bo miała gdzieś jechać i wrócić dopiero późno w nocy, a Jost kazał być Tomowi
gotowym o osiemnastej. Bill zostawił swoje walizki w domu, skąd miała je zabrać
ekipa i już dzień wcześniej spał u Toma. Brett również miał pomagać przy
pakowaniu całego sprzętu i był do czegoś potrzebny Jostowi, więc Bill i Tom
mieli okazję pobyć trochę sam na sam. Po tym, jak Simone się pożegnała, Tom
przeszedł do pokoju gościnnego i położył się obok Billa, obejmując go mocno.
Wsunął mu dłoń pod koszulkę i masował jego skórę przez dłuższą chwilę, po czym
wsunął się pod kołdrę i zaczął składać obok jego pępka delikatne pocałunki.
Bill zamruczał cicho. Tom przewrócił go na wznak i rozsunął mu delikatnie nogi,
układając się między nimi i kontynuując całowanie jego brzucha. Zaczął sunąć
pocałunkami w górę, podwijając mocniej jego koszulkę. Zacisnął wargi na lewym
sutku i zaczął go delikatnie ssać.
Bill jęknął przez sen, wiercąc się. Wzdychał cicho,
mimowolnie opierając ręce na ramionach bliźniaka. Tom uśmiechnął się lekko do
siebie i zjechał w dół na jego bokserki, a potem przygryzł delikatnie jego
penisa przez bokserki. Bill wypchnął biodra do góry, a jego ręce błyskawicznie
uniosły kołdrę w górę. Tom uniósł wzrok i zobaczył zarumienione policzki brata
oraz jego szeroko rozwarte z przyjemności oczy.
– Toom! – jęknął, przesuwając ręce na jego głowę i
zaciskając palce na warkoczykach. Tom skrzywił się z bólu, bo Bill naprawdę
mocno chwycił go za włosy, ale nie zaprotestował. Zsunął się jeszcze niże,
obdarzając czułymi pocałunkami jego uda, co jakiś czas wracał z powrotem do
penisa. Bill wił się i jęczał z przyjemności, wręcz błagając o więcej, więc bez
ceregieli zsunął z niego bieliznę, a potem pospiesznie zdarł majtki ze swoich
bioder i ułożył się między jego nogami. Bill sięgnął na szafkę po krem i
prezerwatywę, żeby łatwiej wszedł, i podał mu je. Tom nawilżył dość pobieżnie
jego dziurkę, a potem prezerwatywę na swoim penisie, po czym wszedł w niego
dość gwałtownie.
Bill tylko sapnął, pieszcząc się i z radością przyjmując
pocałunki Toma na swojej szyi. Takie pobudki mógłby już mieć zawsze.
Pierwsze wolne pchnięcia szybko przerodziły się w te
szybsze. Bill rozsunął bardziej nogi, pozwalając tomowi narzucić dowolne tempo.
Uśmiechnął się lekko, zdając sobie sprawę, że wciąż obaj są pod kołdrą i choć
ta ruszała się dość charakterystycznie, gdyby ktoś teraz wszedł, nie zobaczyłby
nic prócz ich głów, ramion i torsów.
– Jak grzecz–cznie – sapnął. Gdy Tom uniósł na niego wzrok,
najwyraźniej nie rozumiejąc, o co mu do cholery może chodzić w takiej chwili,
Bill sprostował. – Pod kołderką, w pozycji misjonarskiej…
Tom, nie zamierzając się teraz nad tym zastanawiać, po
prostu zamknął mu usta pocałunkiem, żeby Bill wreszcie przestał gadać. Nie miał
nic przeciwko rozmowom podczas seksu,
ale nie z rana, kiedy normalnie smacznie by spał. Nie robił to tylko dlatego,
że zaplanował sobie poranny seks i nie był w nastroju na rozmowy, nawet jeśli
ich temat bezpośrednio dotyczył tego, co robili.
Bill jęknął głośniej, a jego ciało wygięło się w łuk raz,
drugi i trzeci, i Tom już wiedział, że trafił w jego prostatę. Kilka kolejnych
płytkich uderzeń w to miejsce sprawiło, że Bill spiął się, niemal dusząc go
nogami na wysokości bioder. Tom był pewny, że będzie miał siniaki. Gdy jego
bliźniak rozluźnił się po przebytym orgazmie, z radością przeszedł w swój
ulubiony rytm. Uwielbiał, kiedy Bill już skończył i był taki bierny i uległy,
kiedy jego odbył tak radośnie przyjmował go do środka. Mógł wtedy robić z nim,
co chciał, a jemu było już wszystko jedno.
Jeszcze długą chwilę poruszał się w nim równym, szybkim
rytmem. Bill podciągnął kolana i oparł stopy równo na posłaniu, próbując wyrównać
oddech i krzywiąc się na widok spermy oblepiającej cały jego brzuch i tors. Czuł
Toma wchodzącego w niego o wiele brutalniej niż jeszcze chwilę temu, jednak nie
miał nic przeciwko, bo nie odczuwał bólu, nie po tylu głębokich pchnięciach,
kiedy jego mięśnie się rozluźniły. Nie zaraz po orgazmie.
Tom jęknął głęboko i doszedł. Bill dał mu kilka minut na
odsapnięcie, podczas których masował delikatnie jego plecy i ramiona. Potem na
wpół śpiący pomógł mu oczyścić się ze spermy, żeby zaledwie kilka sekund
później zasypiać w jego ciepłych ramionach.
Obudził ich głośny huk tuż obok łóżka. Obaj zerwali się
momentalnie do siadu i zamarli, kiedy zobaczyli, kto stoi przed nimi.
Simone patrzyła na nich szeroko rozwartymi oczami, jej ciało
się trzęsło jak w febrze, a dłonie po prostu latały ze zdenerwowania. Na
podłodze leżała taca, pobite odłamki kubków i talerzy oraz jedzenie. Kołdra
zsunęła się z nich na bok już wcześniej, ale żaden z nich nie zareagował, bo w
pokoju było wystarczająco ciepło, jednak Simone miała pełen widok na ich nagie
i wciąż lekko brudne od spermy ciała. Chusteczki leżały na stoliku nocnym obok
i nie dało się ich przegapić. Tom chciał się jakoś wytłumaczyć, udawać, że do
niczego nie doszło, że tylko się masturbowali, oglądając razem pornosy, ale
zużyta prezerwatywa leżąca na podłodze obok łóżka była jednoznacznym i
niezbitym dowodem ich zbrodni.
Zamiast tłumaczenia, przyszła złość. Tom zerwał się z łóżka,
cudem tylko omijając potłuczone kawałki naczyń i nie przejmując się swoją
nagością, warknął do niej.
– Po co tu wlazłaś?! Czego chcesz?!
Matka popatrzyła na niego. Wciąż była w szoku. Otworzyła
drżące usta, ale prócz cichego jęku nic się z spomiędzy nich nie wydostało.
– Wynoś się i nigdy więcej tu nie wchodź bez pukania! –
szarpnął ją za ramię i siłą zawlókł do drzwi, za które ją wyrzucił, po czym
trzasnął nimi mocno. Obrócił się, oddychając ciężko i spojrzał na przerażonego
całą sytuację Billa. Zdał sobie sprawę, że jego ręce się trzęsą i najchętniej
by teraz zakopał się w mysiej dziurze, żeby nikt już nigdy nie mógł go znaleźć.
Na chwiejnych nogach podszedł do łóżka i usiadł na nim ciężko.
– T–tom! – jęknął Bill. Nie mógł uwierzyć, że tak łatwo dali
się złapać. Tom pogłaskał go drżącą dłonią po policzku. Bill rzucił mu się na
szyję, wtulając w niego mocno. – Co teraz? Co teraz?! Tom, co my teraz zrobimy?
Ona widziała… widziała…
Tom nie miał pojęcia, co teraz, ale wiedział, że musi być
twardy. Wystarczyło spojrzeć na Billa, żeby wiedzieć, że jest przerażony. To on
musiał jakoś ich z tego wyciągnąć i zapewnić im bezpieczeństwo. Nie czuł się na
tyle silny, żeby sprostać temu wyzwaniu,
ale wiedział, że nie ma innego wyjścia.
– Zamkną nas, prawda? Zamkną nas w więzieniu, osobno,
żebyśmy się już więcej nie zobaczyli…
– Cii… Uspokój się. Nie pozwolę, żeby ktoś nas gdziekolwiek zamykał,
rozumiesz? Wszystko będzie dobrze.
– Ale…
– Po prostu się uspokój – powiedział Tom delikatnie,
głaskając go po włosach. – Uspokój się i pomyśl, a wszystko będzie dobrze.
Chciałby mieć taką pewność, ale wiedział, że jego słowa
podziałały. Bill odetchnął głęboko kilka razy i skinął mu głową, patrząc na
niego już spokojniej. Tom był wdzięczny, że Bill nawet nie domyśla się burzy
jaka zapanowała w jego myślach.
– Co teraz? – spytał
cicho Bill.
– Teraz muszę się spakować na wyjazd, a ty pójdziesz wziąć prysznic,
a potem mi pomożesz. Później z nią
porozmawiamy, niech ochłonie.
Bill zawahał się przez chwilę, po czym skinął głową. Tom
miał rację, gdyby teraz próbowali z nią porozmawiać, zapewne wpadłaby w
histerię. Lepiej było dać jej kilka godzin, żeby mogła oswoić się z tym, co
zobaczyła.
***
Jak widzicie, przyspieszyłam trochę z akcją i trochę pozmieniałam fakty na potrzeby opowiadania. Mam nadzieję, że jakoś to przeżyjecie. Cóż, wielkimi krokami zbliżamy się do końca, z czego jestem bardzo zadowolona. Rozdział niesprawdzony, jeśli pojawią się błędy albo głupoty, dajcie znać.
Czekam na Wasze opinie:)
Pozdrawiam!
Odcinek GE-NIAL-NY !!!!! Kochana obsesjo kocham twoje każde opowiadanie ale to chyba jest najlepsze :D Usmialam sie jak nie wiem gdy Bill zasugerował zmianę "konfiguracji", matko jak to przeczytałam to aż leżałam na podłodze przez dobrych kilka minut - serio. Końcówką mnie wbilas w ziemię. Nie spodziewałam się takiego zakończenia. Ciekawi mnie co teraz będzie z chłopakami bo nie możesz ich rozdzielić, to by była zbrodnia. Szkoda mi ich jak i Simone, która teraz będzie miała nie lada rozmyślania.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że ich jakoś z tego wyłączeni bo innego wyjścia nie widzę więc liczę na twoja wyobraźnię.
Caluję i weny życzę,
Kiruś <3
Sorki miało być " jakoś z tego wyplączesz " ale pisze z telefonu więc rozumiesz :)
UsuńCiekawi mnie jak to się wszystko potoczy dalej hymmm...
Czekam na szybkiego nexta :)
Nareszcie! Już się nie mogłam doczekać tego odcinka.
OdpowiedzUsuńAle się w nim porobiło. Na ich miejscu trzymałabym się wersji, że była tu w nocy jakaś dziewczyna, może byłoby to słabe, ale spróbować nie zawadzi.
Nadgorliwość Simony trochę mnie denerwuje, to już nie są dzieci, żeby przynosić im śniadanie do łóżka. Jakby sama się prosiła o kłopoty. Dobrze, że nie zobaczyła ich w trakcie, to by dostała zawału pewnie. W każdym razie, taką nadgorliwością nie odzyska zaufania Toma ani nie zdobędzie miłości Billa. Teraz jednak wszystko zależy od niej, od tego, jak bardzo jest tolerancyjna. Bądź, co bądź sama się do tego przyczyniła. Chłopacy pokochali się, kiedy sami jeszcze nie wiedzieli, że są braćmi, więc nic dziwnego, że nie czują do siebie braterskiej więzi skoro przez całe czas żyli w świadomości, że są jedynakami i teraz pragną się wciąż na zupełnie innej płaszczyźnie. Oni też to bardzo przeżyli, musieli wszystko sobie przemyśleć i jasno każdy sam przed sobą odpowiedzieć na pytanie, co dla niego jest ważne. Obaj wybrali miłość, ja nie widzę w tym nic złego. Jeśli dwie osoby pragną się nawzajem, to co komu do tego czy to dwóch braci czy dwie siostry, czy jeszcze inna konfiguracja :D ( ta konfiguracja mi się bardzo podobała. Swoją drogą Bill powinien postawić na swoim. Kibicuje mu, żeby zmusił do tego Toma). Ciężko mi powiedzieć, co zrobi teraz Simona, ale ja na jej miejscu dobrze bym sobie to przemyślała, zanim cokolwiek bym zrobiła. Akceptując ich inną więź mogłaby przynajmniej zadość uczynić im to, co zrobiła w przeszłości.
Świetny odcinek, na literówki nie zwracałam uwagi, choć kilka końcówek zjadłaś, ale kto ich nie zjada, nie popadajmy już w przesadę. Odcinek bardzo mi się podobał zwłaszcza, że wiele się w nim działo.
Piszesz, że już niedługo koniec tego opowiadania, aż mi się płakać chcę, często wracam do wcześniejszych odcinków zwłaszcza tych, jak Tom zamontował kamerkę w pokoju Billa i go podglądał. Boże, nawet nie wiesz, jak się z tego śmiałam, to było Boskie. Mam nadzieję, że masz w planach jakiś kolejny twincest. Uwielbiam te w Twoim wykonaniu, zawsze coś oryginalnego wymyślisz i świetnie się to czyta. Ja, w każdym razie na to liczę. Ściskam i całuję mocno :* I czekam z utęsknieniem na kolejny odcinek.
ja zauważyłam jeden błąd - pod koniec (Pierwsze wolne pchnięcia szybko przerodziły się w te szybsze. Bill rozsunął bardziej nogi, pozwalając tomowi narzucić dowolne tempo) napisałaś z małej imię, poza tym rozdział fantastyczny. Ile ich jeszcze planujesz? Weny, pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPoczątek rozdziału mnie rozwalił, też miałam takie dylematy na początku nauki angielskiego. Potem te urocze kłótnie bliźniaków, nowa płyta a na koniec rzuciłaś taką BOMBĘ, że hej. Myślę, że bardzooooo przyspieszyłaś :D Super rozdział !! :)
OdpowiedzUsuń