piątek, 25 września 2015

45.Światło w ciemności



Powiedzieć, ze Kacper czuł się zdradzony, to za mało, żeby oddać to, co jego zdaniem zrobił Paul. Za mało, żeby oddać to, co zrobiła mu Ola. Wrrr, Paul to jeszcze nic w porównaniu do Oli. Paul po prostu obiecał, że nikomu nie powie o swojej rozmowie z Tomkiem. Mógł mimo to powiedzieć o tym Kacprowi, ale dobra, już na niego nakrzyczał wystarczająco. Już wystarczająco się na ten temat pokłócili.
Gdyby Ola żyła, rozszarpałby ją na strzępy. Co za… idiotka. Kompletna idiotka. Zawsze myślał, że jest trochę mądrzejsza od pozostałych kobiet, ale najwyraźniej nie. Najwyraźniej była tak samo głupia jak wszystkie baby. Może w ogóle powinno się je wszystkie wystrzelać. Chuj z tym, że wyginie gatunek ludzki. Może małpy jeszcze kiedyś ewoluują. A jak nie to też dobrze.

Jeśli Oli zależało, żeby zrobić z niego ostatniego chuja w oczach Tomka, to świetnie jej to wyszło. Idealnie. Co ona sobie, do kurwy nędzy, myślała? Powiedziała Tomkowi, że jedzie do swojego ojca. Po co właściwie? Żeby zapewnić mu jakiś śmieszny komfort? Jeśli tak, to zajebiście. Zajebiście, że nie powiedziała jemu, KACPROWI, że się wygadała. Pozwoliła mu ignorować Tomka przez miesiące, tylko po to, żeby teraz sobie zdechnąć i zostawić go w takiej sytuacji. Pozwoliła Tomkowi czekać na jakiś przejaw czułości z jego strony, na jakiś znak, że mu zależy. Pozwoliła, żeby Tomek miał o nim jak najgorsze zdanie.
Jasne, nie był ojcem roku. Nawet nie chciał być ojcem, nigdy tego nie planował. Miał wiele wad, był tego świadomy. Nie był jednak tak zapatrzony w siebie jak niektórzy myśleli – w tym najwyraźniej Ola. Paul. Tomek, rodzice. Właściwie wszyscy z jego otoczenia. I miał serce, do chuja pana. Gdyby Ola choć słowem wspomniała, że Tomek jest świadomy swojego pokrewieństwa z Kacprem, jasne, że byłby zły… ale traktowałby go zupełnie inaczej. Co innego, kiedy dzieciak myśli, że jesteś obcą osobą, a co innego, kiedy wie, że jesteś jego ojcem. Może byłby dla niego trochę oschły – na pewno by był, w końcu taki już miał charakter – ale nie traktowałby go tak, jak go traktował. Zadbałby o niego. Pomagał mu więcej. Spędzał z nim więcej czasu. Na pewno nie próbowałby mu wsadzić głowy do ubikacji, nie olałby jego pobytu w szpitalu, kłótni z Lilith… to wszystko wyglądałoby zupełnie inaczej.
Ale nie, Ola oczywiście musiała być mądrzejsza od konstrukcji młotka. Miała wielce taki zajebisty kontakt z synem, że postanowiła mu powiedzieć prawdę, ale ukryć ją przed Kacprem. I to w momencie, kiedy dzieciak był dosłownie o krok od skoczenia w przepaść. Ani trochę pewnie nie pomyślała o tym, jak Tomek może odebrać jego zachowanie.
Och, nie. Na pewno była mądrzejsza. Pewnie ostrzegła go, że jest sukinsynem i że Tomek nie powinien się wiele po nim spodziewać. Pewnie mu powiedziała, że taki już jest i żeby Tomek niczego od niego nie oczekiwał, bo to złudna nadzieja.
Wiedział, że o zmarłych nie powinno się źle mówić ani myśleć, ale jeśli wcześniej czuł choć trochę sympatii do Oli, to w tej chwili czuł tylko nienawiść. Był zły i rozżalony. Nie miał pojęcia, co chciała osiągnąć, rozgrywając to w taki sposób. Zemścić się na nim, że ją zostawił? Pokazać Tomkowi, że mimo wszystko będzie mu z nią w Polsce lepiej? Czy może miała jeszcze jakiś inny głupi powód? A może przecenił jej inteligencję i po prostu tego nie przemyślała?
Głupia suka, pomyślał wściekły. Głupia, wredna, jebnięta suka.
Gdyby żyła, w tej chwili kupowałby bilet i leciał do Polski, żeby zjebać ją od góry do dołu za to, co zrobiła. I niech sobie mówi kto co chce – to nie on zaprzepaścił szansę na dogadanie się z Tomkiem. To ona to zrobiła, odbierając mu szansę zbudowania zdrowych relacji z synem. Zatajając przed nim prawdę, doprowadziła do rozłamu, którego już nigdy nie uda im się zasklepić. Nie pozwoliła mu na sprawiedliwy start.
Szmata, pomyślał, uderzając pięścią w lodówce.
Dawno już nie czuł tak wielkiej potrzeby, żeby po prostu się rozpłakać.


Bastian uśmiechnął się szeroko do chłopaka stojącego niedaleko. Podobał mu się, był ładny, uśmiechnięty i najwyraźniej wiedział, czego chce. Bastian, ze swoją posturą, nawet nie musiał martwić się o to, czy sprzedadzą mu alkohol – nawet nie pytali go o dowód.
Każda noc w klubie obfitowała w jednonocne przygody, masę dotykania, obciągania i uczenia się nowych rzeczy. Wielu nowych rzeczy.
Za pierwszym razem był trochę niepewny i całą sprawą zajął się jego partner. Bastian był skłonny przyznać, że był koszmarny, a jego brak doświadczenia dosłownie kłuł w oczy, dlatego przy drugim chłopaku, którego zabrał do domu, udawał pierwszorzędnego ogiera i nawet… Hmm, chyba nawet mu wyszło. Koleś nie narzekał, więc pewnie nie było mu źle.
Najważniejsze było to, że cały czas uczył się czegoś nowego, cały czas zyskiwał pewność siebie, a jego apetyt rósł w miarę jedzenia. Okazało się, że uważano go za dość uroczego rudzielca i niejeden chciał mu dać albo obciągnąć. Był w raju. Gej raju.
Ziewnął, patrząc na zegarek. Było już dosyć późno, a on zmęczony po meczu, nauce, treningach i właściwie całym tygodniu, który nie był dla niego łatwy.
Chłopak, którego obserwował, zmaterializował się obok niego, uśmiechając lekko.
– Cześć.
Bastian odwzajemnił uśmiech.
– Cześć.
Obaj mierzyli się przez chwil wzrokiem. Bastian wziął łyk ze swojego kufla i odetchnął z przyjemnością. Upijanie się było taaakie fajne.
– Chcesz zatańczyć? – spytał nieznajomego.
– Od raz do rzeczy?
Bastian wzruszył ramionami.
– Co się będę ociągał? Jeszcze ktoś sprzątnie mi ciebie sprzed nosa.
Chłopak zaśmiał się, złapał Bastiana za rękę i pociągnął go na parkiet. Był o głowę niższy od futbolisty, ale widać było po nim, że regularnie ćwiczył. Mięśnie miał imponujące.
Kiedy w szkole rozniosło się, że Bastian jest homoseksualny i jakoś tak przeszło to bez echa, Bastian zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni. Powiedział ojcu, że nie zamierza już więcej chodzić do Anny, bo tego nie potrzebuje i zaczął żyć pełną piersią. Wychodził często, tańczył, ćwiczył, spędzał czas ze znajomymi… I wyrywał tylu facetów, ilu się dało. Tak jak tego chciał. Na początku myślał, że będzie bzykał aż wysiądzie mu serce, teraz jednak już czuł, że zaspokoił pierwszy głód i nie brał się za każdego chętnego, o nie. Teraz to on polował, a nie pozwalał polować na siebie. To on wybierał chłopców, którzy mogli mu obciągnąć albo których chciał przelecieć. Doszedł nawet do wniosku, że zdecydowanie musi iść gdzieś do pracy, bo jak się okazało, prezerwatywy do tanich nie należały.
Seks zabawki też.
Bastian nikomu o tym nie mówił, bo się tego wstydził, ale nie był przekonany, czy tak do końca jest typem aktywa w łóżku. To znaczy, nie dał nikomu i nie zamierzał, bo mało było facetów, którzy mogli mu dorównać posturą, ale… czuł jakąś potrzebę znalezienia kogoś, kto w łóżku będzie chciał go sobie podporządkować. Kto go zniewoli, kto da radę z nim rywalizować i wygrać… Wziąć go, mocno i porządnie, tak żeby czuł to do końca swego życia. Nie zapowiadało się na to, jednak chęć poczucia czegoś w sobie wciąż nie dawała mu spokoju, więc kupił kilka zabawek i eksperymentował. Stawał mu na samą myśl o włożeniu sobie dilda, które kupił.
Na początku cholernie bolało, jak wsadził. Właściwie to wepchał na siłę mimo bólu i tak dochodząc dosłownie po kilku sekundach z kurwakurwakurwa na czubku języka. Odczekał chwilę, chcąc uspokoić oddech, po czym zrobił to znowu. Myślał, żeby zrobić to pod prysznicem, bo tam nie byłoby żadnych śladów, ale nie był pewien, czy dałby radę ustać na nogach, więc zdecydował się to zrobić w łóżku. Na szczęście.
Drugi raz był już zupełnie inny. Dał więcej lubrykantu – już zrozumiał, że dobry poślizg to podstawa – i zdecydował się na wibrator. Skręcał się po łóżku przez jakąś minutę zanim znowu doszedł, kompletnie nie rozumiejąc, jak mógł dojść tak szybko. Ale uczucie było nieziemskie. Chciał znaleźć kogoś, kto byłby w stanie mu włożyć tam prawdziwego penisa. Na razie jednak wolał eksperymentować sam w domu i wkładać innym w klubie.
– Masz ochotę pójść do mnie? – spytał chłopak, przyciskając się do niego mocno. – Mieszkam blisko.
Bastian uśmiechnął się lekko, łapiąc chłopaka za tyłek i całując go.
– Jasne.
Kto śmiałby odrzucić taką ofertę?


– Ja wiedziałem, że randka z tobą skończy się katastrofą! – Dominik wycelował w niego oskarżycielsko palec.
Damian podrapał się tylko po głowie, zaglądając pod maskę samochodu. Co, do cholery, było nie tak?
– Przecież nic nie dotykałem! Sam stanął! – zaprotestował Damian, próbując znaleźć usterkę.
Dominik parsknął, kopiąc jakiś kamień.
– Na takie tematy na pierwszej randce? Wstydź się!
– Co? – spytał zaskoczony chłopak, unosząc gwałtownie głowę. Zgiął się z bólu, kiedy tyłem głowy przygrzał w maskę. Dominik parsknął śmiechem. – No, jasne, śmiej się, śmiej. Przypominam ci tylko, że jesteśmy w połowie drogi do Berlina, a to oznacza, że jeśli auto nie pojedzie to obaj tu utkniemy.
Blondyn dmuchnął na grzywkę. Najwyraźniej był to dobry argument, bo nie wyglądał, jakby zamierzał cisnąć Damianowi dalej.
– Och, pokaż to! – warknął i odepchnął Damiana na bok. – Dałem się zaprosić na randkę facetowi, a zabrał mnie na nią dziesięcioletni chłopczyk.
– Ej! – oburzył się Damian.
Dominik skupił się na tym, co było pod maską. Damian patrzył ze zdumieniem, jak coś tam pokręcił, docisnął, po czym wsiadł na miejsce kierowcy i odpalił auto. Powiedzieć, że Damianowi opadła szczęka, to za mało.
– Jedziemy? – spytał blondyn, unosząc brwi.
Wyjdź za mnie jak już ktoś obetnie ci język, pomyślał Damian.
Dominik przesiadł się na miejsce pasażera, robiąc miejsce Damianowi. Kiedy ciemnowłosy chciał go pocałować, Dominik położył mu rękę na twarzy i odepchnął go.
– Nie całuję się na pierwszej randce – powiedział. – I umówiłem się z tobą tylko dlatego, ze kupiłeś bilety na koncert Cro, więc nie wyobrażaj sobie za dużo.
Damian prychnął, włączając się do ruchu.
– Tak, oczywiście. To prawda, że zgodziłeś się na randkę dopiero jak pokazałem ci bilety, ale – Damian uśmiechnął się zadziornie – jestem pewny, że to z tobą lizałem się calutką długą przerwę w kiblu na drugim piętrze w drugiej kabinie od końca. I tak się składa, że to było zanim cię zaprosiłem.
Dominik tylko coś wymruczał pod nosem po niemiecku. Nie brzmiało zbyt przyjemnie, ale cóż, czy cokolwiek w tym języku brzmiało przyjemnie? Nie, tak więc Damian nie zamierzał się przejmować.
Dojechali idealnie na czas. Dominik znał Berlin całkiem nieźle, powiedział mu, gdzie ma zostawić auto, bo po pierwsze, nie było sensu pchać się pod stadion, a po drugie, Damian nie miał specjalnej naklejki, więc mógłby dostać mandat.
Zostawili samochód w bezpiecznym miejscu i tramwajem pojechali na stadion. Wszystko było mocno zatłoczone, ale to nawet lepiej, bo Damian mógł stanąć tak blisko Dominika jak tylko miał ochotę i jeszcze objąć go w pasie, tłumacząc to tym, że nie ma się czego złapać.
Trochę ciężko było mu rozgryźć Dominika. Z jednej strony niby chciał się przytulać, dotykać i całować, a z drugiej ciągle Damiana odpychał, jeśli ten coś inicjował. Damian nie wiedział, czy to dlatego, że Dominik chce to robić powoli czy może po prostu czuje się lepiej, kiedy to on ustala tempo i reguły. Z nim to nigdy nic niewiadomo. On sam był pewien jednego – chciał być z Dominikiem. Nie wiedział, jak to rozwiązać, w końcu po wakacjach obaj mają iść na studia i to pewnie w zupełnie różne miejsca, a związek na odległość nie był opcją dla Damiana. Wiedział, że to za szybko, żeby z czymś takim wyskoczyć, ale miał wrażenie, że znalazł kogoś idealnego dla siebie i nie zamierzał tego tak po prostu oddać walkowerem. Zawsze myślał przyszłościowo i nie zapowiadało się, żeby to się zmieniło. Nie mógł jednak poruszyć tego tematu teraz, więc zepchnął swoje myśli na inne tory. Ugh, bilety i transport sporo go kosztowały. Wysilił się, żeby jakoś zaimponować Dominikowi. Miał tylko nadzieję, że Dominik nie jest typem chłopaka trudnego w utrzymaniu.
– Co się tak zamyśliłeś, hm? – spytał blondyn, patrząc na niego podejrzliwie. – Jeśli kombinujesz jak w drodze powrotnej dobrać mi się do spodni to zapomnij.
Damian wywrócił oczami.
– Jak na kogoś, kto nie chce mieć ze mną zbyt bliskiego kontaktu fizycznego, zaskakująco dużo na ten temat gadasz, wiesz? Przyznaj, że ci się podobam i że chcesz mi zdjąć spodnie tak samo mocno jak ja tobie.
Dominik zmrużył oczy, patrząc na niego z lekkim politowaniem.
– Prędzej wydłubię sobie oko.
– Prędzej niż dasz sobie zdjąć spodnie czy prędzej niż się przyznasz?
– Jesteś głupi.
– I tak mnie lubisz.
Blondyn prychnął tylko. Złapał go za rękę i pociągnął za sobą przez tłum.
Gdy zajęli już swoje miejsca, czekając aż koncert się rozpocznie, Dominik wyciągnął swój telefon, odpisując szybko na wiadomość.
– Jeez, dziecko Windowsa – skomentował Damian.
– No i? – spytał Dominik, chowając telefon do kieszeni. – Przypominam ci, że to ja naprawiłem samochód.
– Taa… Pewnie wygooglowałeś jak nie patrzyłem.
Dominik uśmiechnął się.
– Och, nie, odkryłeś mój sekret. Co teraz?
Damian wywrócił oczami.
– Jesteś niemożliwy.
Koncert zaczął się mniej więcej pół godziny później. Damian miał okazję wypytać trochę Dominika, na co i gdzie ten chce iść na studia po liceum i zdumiał się, kiedy się okazało, że Dominik… nie wie. Damian myślał, że Dominik zapisał się na jakieś pięć matur rozszerzonych, bo po prostu był kujonem, a on najwyraźniej to zrobił, bo nie do końca był pewny, co chce robić w przyszłości. To było zaskakujące, bo takie osoby jak Dominik zazwyczaj wiedziały.
Cro był niesamowity od samego początku do samego końca. Po minie Dominika było widać, że bawi się świetnie. Musiał bardzo lubić tego artystę, bo znał praktycznie wszystkie jego piosenki. Damian nie był aż takim entuzjastą tego piosenkarza, ale znał kilka jego kawałków i uważał, że są całkiem niezłe. No i po niemiecku. Nie znał zbyt wielu piosenek, które brzmiały dobrze po niemiecku. A to brzmiało.
Gdy Cro podziękował wszystkim za przybycie i zniknął ze sceny, Dominik złapał go za rękę i zaczął przepychać się między ludźmi.
– Gdzie idziemy? – spytał Damian zdezorientowany.
– Zobaczysz!
Wszyscy powoli kierowali się już do wyjść, ale Dominik pociągnął go w zupełnie innym kierunku. Po chwili stanęli przy drzwiach, których pilnowało dwóch ochroniarzy.
– Nie pozwolą nam wejść – stwierdził Damian.
Ledwo to powiedział, a drzwi się otworzyły i pojawił się w nich jakiś mężczyzna. Miał mikrofon i słuchawkę i podkładkę w ręce z jakimiś notatkami. Wyglądał, jakby zarządzał wszystkim. Gestem ręki zaprosił ich do środka.
Dominik zaczął coś mówić podekscytowany po niemiecku, ale Damian nic kompletnie nie rozumiał. Mimo to jego serce biło mocno, bo czuł, że dzieje się coś… dziwnego. Niesamowitego. Zupełnie jakby grali w jakimś filmie.
Szli długim, wąskim korytarzem, co jakiś czas mijając ochronę albo pracowników. Po chwili zatrzymali się przed drzwiami, na których było napisane „CRO”. Nieznajomy zapukał i uchylił drzwi.
– Co jest grane? – zdumiał się Damian. – Skąd ty ich znasz?
– Wyjaśnię ci później, teraz przywitaj się z Cro – odparł Dominik podekscytowany.
Mężczyzna z mikrofonem i słuchawką przedstawił im piosenkarza, mówiąc że mają tylko pięć minut, ale Dominik i tak był w siódmym niebie.
Cro nie miał już maski. Uśmiechnął się do nich i podał im rękę, witając się.
Dominik zaczął nadawać, zapewne jarając się koncertem. Damian tylko westchnął. Gdyby był takim Cro, Dominik pewnie od razu zdjąłby spodnie. Ech, życie jest niesprawiedliwe.
– Chodź, zrobimy sobie z nim zdjęcie, zaraz musi się zbierać.
Blondyn pociągnął i wyciągnął swój telefon, włączając aparat. Dominik zrobił kilka zdjęć.
– Chcesz mieć z nim sam zdjęcie? – spytał Damian.
– Nie, po co? Zawsze mogę cię wyciąć photoshopem. – Dominik wzruszył ramionami, uśmiechając się złośliwie. Damian westchnął tylko.
Dominik poprosił jeszcze mężczyznę o dwa autografy i gdy Cro je podpisał, obaj jeszcze chwile z nim porozmawiali – głównie Dominik, oczywiście – po czym stwierdzili – Dominik – że nie będą mu już zawracać głowy i sobie idą i życzą mu wielu sukcesów.
Cro podziękował z firmowym uśmiechem i powiedział, żeby do niego napisali, to podrzuci im bilety na jakiś swój koncert, bo w końcu musi dbać o swoich fanów. Dominik mało się nie posikał w gacie.
W drodze do samochodu, Dominik co pięć sekund sprawdzał torbę, czy aby na pewno ma te autografy. Damian cieszył się, że ten koncert był strzałem w dziesiątkę, bo miał już dosyć robienia złego wrażenia na Dominiku. Chciał choć raz dla odmiany mu czymś zaimponować i wyglądało na to, że mu się udało.
– O, nie, znowu ten wyraz twarzy – odezwał się Dominik. – Tak, podobał mi się koncert, ale nie, nie rozbiorę się na tylnym siedzeniu twojego auta z tego powodu.
Damian uśmiechnął się niewinnie i powiedział.
– To może na przednim?
Dominik szturchnął go łokciem z miną „nie pozwalaj sobie”.
– Więc? Co to był za facet? Ten, który nas wpuścił?
– A, on. Taki koleś, któremu przypadkiem pomogłem rozwiązać pewien problem logistyczny. Wisiał mi przysługę, więc napisałem do niego o tym, że będę na koncercie i czy mógłby mnie wpuścić i pozwolić spotkać z Cro. Cro, jak zresztą widziałeś, nie miał nic przeciwko, więc nas wpuścił. Ot cała historia.
– Czemu nie powiedziałeś wcześniej?
– Odpisał mi dopiero w trakcie koncertu, więc… to nie było nic pewnego aż do samego końca. A poza tym to ja lubię Cro a nie ty. Wybrałeś go tylko dlatego, że jakimś cudem się o tym dowiedziałeś. – Damian otworzył samochód, wpuszczając ich do środka.
Gdy Dominik zajął miejsce pasażera, Damian nachylił się do niego i pokazał na usta.
– Co? – spytał Dominik, odsuwając się lekko.
– No chyba należy mi się chociaż buziak za zabranie cię tutaj, co?
– Niee, zdecydowanie nie. Jedź.
Ciemnowłosy mimo wszystko nachylił się i pocałował go w usta, ale zaraz się odsunął, widząc bojową minę Dominika. Odpalił silnik i ruszył w drogę powrotną. Zajechali jeszcze tylko do McDonalda i wzięli sobie jedzenie na wynos, w końcu czekało ich kilka godzin jazdy. Byli mniej więcej w połowie drogi, kiedy Dominik kazał mu zjechać na bok, bo chyba będzie rzygał.
– Zatrułeś się? – spytał Damian z troską.
Zatrzymał samochód na poboczu. On sam czuł się normalnie, a przecież wzięli praktycznie to samo… Odwrócił głowę w stronę drugiego chłopaka, kiedy usta Dominika dotknęły jego warg. Damian sapnął, kompletnie się tego nie spodziewając.
Dominik objął go rękami za szyję, całując z pasją. Smakował colą i frytkami z ketchupem i był to najlepszy smak na świecie. Damian objął go w pasie i oddał pocałunek. Ich języki spotkały się w połowie drogi, rozpoczynając wspólną zabawę.
Blondyn odsunął się i popchnął Damiana do tyłu, po czym przeszedł między siedzeniami na tylne siedzenie. Damian zgasił silnik, odpiął pas i przeszedł tam za nim, ani myśląc przepuścić okazji, kiedy Dominik sam coś zainicjował.
Przylgnęli do siebie, całując się namiętnie i dotykając. To Dominik zaczął go powoli rozbierać. Damian uśmiechnął się zadowolony. Blondyn, widząc jego minę, powiedział od razu.
– Żeby było jasne, nie daję na tylnym siedzeniu, a już na pewno nie na pierwszej randce.
Damian oblizał usta.
– A bierzesz? – spytał.
Dominik uniósł brwi, przekrzywiając lekko głowę. Wyglądał na zaskoczonego. Damian uśmiechnął się zadziornie i wskazał swoje krocze.
– To bierz. Do ust.
Już w chwili, kiedy ręka Dominika sięgała do jego krocza wiedział, że nie powinien był tego mówić. Droczenie się z Dominikiem mogło być niebezpieczne.
Jęknął, gdy ręka blondyna zacisnęła się boleśnie na jego penisie.
– Nie pozwalaj sobie.
Damian zaśmiał się tylko cicho, czując łzy bólu napływające mu do oczu.
– Tylko się droczę – mruknął cicho.
Dominik nic nie odpowiedział przyciągając go do kolejnego pocałunku. Pokierował Damianem, żeby ten usiadł na siedzeniu, po czym sam wspiął się na niego i usiadł mu okrakiem na kolanach. Wpił się ponownie w usta Damiana, ocierając się o niego lekko. Gdy Damian zaczął mu rozpinać spodnie, nie zaprotestował, tylko też zaczął go rozbierać.
Ciemnowłosy oblizał usta, wsuwając dłoń w bieliznę drugiego chłopaka. Obsunął ją lekko w dół, uwalniając jego sztywnego penisa. Jęknął, czując na swoim przyrodzeniu dość drobną dłoń Dominika. Dominik ogółem był dość drobny przy Damianie, ale nie było tego widać od razu przez jego wzrost. Dopiero teraz, kiedy Damian trzymał go w ramionach czuł, że jednak jest między nimi większa różnica w budowie fizycznej niż myślał do tej pory.
Gdy już oba ich penisy były na wierzchu, przestali się całować, zaczynając pieścić się nawzajem. Oparli się czołami o siebie i dawali sobie wzajemnie przyjemność. Na początku Damian czuł się dziwnie, trzymając w ręce czyjegoś członka. Kąt też był dziwny, ale dość szybko udało mu się znaleźć sposób, żeby wygodnie móc poruszać ręką. Dłoń Dominika działała cuda na jego własnym członku i mógł mieć tylko nadzieję, że jego pieszczoty też są takie przyjemne.
I chyba były. Damian doszedł pierwszy, ale to chyba tylko dlatego, że Dominik wyraźnie powstrzymywał się od orgazmu. Dopiero kiedy zobaczył, że Damian skończył, przestał się powstrzymywać i wytrysnął w dłoń ciemnowłosego.
Chwilę po prostu siedzieli, uspokajając oddechy. Potem Dominik się odezwał.
– Taka zapłata wystarczy czy resztę drogi muszę iść do domu na pieszo?
Damian uśmiechnął się lekko.
– Przyznaj po prostu, że też mnie lubisz. To cię nie zaboli, wiesz?
– Och, więc lubisz mnie? A może chcesz mnie tylko przerżnąć, co?
– Eee… nie? Nie, zdecydowanie nie chcę cię tylko „przerżnąć”. Gdyby mi zależało tylko na tym, nie znosiłbym przez tyle czasu tych wszystkich sarkastycznych komentarzy, dziękuję bardzo.
Dominik pokręcił głową.
– Z wami to nigdy nie wiadomo.
Damian spojrzał na niego ze zdziwieniem. Dominik wytarł spermę w bluzę, która leżała na tylnym siedzeniu, schował swoje przyrodzenie w bieliznę i po chwili już siedział mu na kolanach ubrany jakby nic się nie stało. Damian mimowolnie też zaczął się poprawiać. Głupio mu było tak siedzieć samemu z ptakiem na wierzchu.
– Z wami? Znaczy z kim? – zainteresował się.
Dominik wrócił na przednie siedzenie.
– Z facetami, którzy do mnie podbijają. Zawsze jest coś z wami nie tak. Nie wiem tylko jeszcze jaki ty masz mankament.
Damian zajął miejsce kierowcy.
– Dobra, powiem ci już teraz… Mama narzeka na to chyba od zawsze. Zostawiam brudne skarpetki pod łóżkiem. – Dominik spojrzał na niego zaskoczony. – Teraz już znasz mój sekret. Zrozumiem, jeśli nie będziesz już chciał nigdzie ze mną wyjść.
– Jesteś szurnięty.
– A ty zajebisty, nawet jeśli ciągle mnie obrażasz. Słuchaj, nie wiem, co miał znaczyć ten komentarz przed chwilą i nie będę cię cisnął, żebyś mi powiedział, jeśli nie chcesz. Wiedz jednak, że świetnie się dzisiaj bawiłem. Uważam, że jesteś wspaniałym chłopakiem, nawet jeśli jesteś irytujący, sarkastyczny, nabijasz się ze mnie i wyżerasz moje frytki, kiedy myślisz, że nie widzę. Lubię spędzać z tobą czas. Chciałbym, żeby to było coś więcej niż tylko – zrobił nieokreślony ruch ręką – to.
– Nie szukam chłopaka. Mam już dość związków.
Dominik wyglądał, jakby w końcu spasował. Jakby… wreszcie przestał walczyć z Damianem i tym, co – być może – do niego czuje.
– A ja nie. Cholernie chcę być w związku i cholera, szukam chłopaka. Kogoś, przy kim mogę być po prostu sobą i nie bać się, że zostanę przez to zganiony. Widzę, że też ci się podobam. Nie mówię od razu, że mamy wymienić się obrączkami ślubnymi i żyć w gejowskim raju. Po prostu… daj mi szansę, okej?
Dominik spuścił wzrok na swoje kolana.
– Moi poprzedni chłopacy byli okropni – powiedział cicho. – Ale skoro tak ładnie prosisz to w porządku. Potraktuję cię poważnie, ale nie powiem ci, na czym polegał ich błąd. Jeśli go popełnisz, po prostu cię oleję, okej?
– Brzmi fair. – Damian uśmiechnął się lekko. Nachylił się i pocałował Dominika delikatnie w policzek, głaskając jego plecy. – Jedźmy dalej, już jest ciemno, a do domu jeszcze daleko.
Dominik tylko skinął głową. Odwzajemnił niepewnie uśmiech Damiana.
Będzie dobrze, pomyślał Damian optymistycznie.


Tomek wrócił do domu po kilku godzinach, zatrzymując się w progu gabinetu Kacpra. Wyglądał trochę lepiej, ślady po płaczu musiały zniknąć już dawno. Jedyne co martwiło Kacpra, to pustka w jego oczach. Kiedy Kacper zobaczył Tomka po raz pierwszy, wyraz jego oczu go przeraził. Teraz było to jeszcze gorsze, bo już wiedział, jak wygląda Tomek, kiedy jest szczęśliwy. Jaki jest pełen energii i wygadany. Teraz już rozumiał rozpacz Oli. Widzieć taką pustkę w oczach osoby, która potrafiła tak bardzo cieszyć się życiem… Tego nie dało się opisać słowami.
Miał nadzieję, że będzie jakoś w stanie mu pomóc. Musiało być coś, co mógł dla niego zrobić.
Tomek spojrzał na niego niepewnie i przełknął ciężko ślinę.
– Przepraszam – powiedział cichutko. Kacper zamrugał ze zdziwienia. – Za wszystko, co powiedziałem. Nie miałem prawa się tak do ciebie odnosić. Wiem, że wcale nie musisz mi już dłużej pomagać i… – urwał. Wyglądał, jakby znowu miał się zaraz rozpłakać. – Przepraszam – wykrztusił, cofając się do tyłu.
Kacper zerwał się ze swojego miejsca i złapał go za ramię, zanim Tomek zdążył uciec do swojego pokoju.
– Spokojnie – powiedział Kacper, przyciągając syna niezgrabnie do siebie i obejmując go. – Nic się nie stało. Masz prawo wyrazić własną opinię.
– Nie chciałem być niegrzeczny… J–ja po prostu… po prostu tęsknię za mamą.
Kacper westchnął ciężko. Tomek był taki zagubiony.
– Wiem – powiedział miękko, głaskając syna niepewnie po plecach. – Nie przejmuj się tym, co powiedziałeś wcześniej. Zapomnijmy o tym, dobrze? Po prostu… idź prześpij się trochę i jeśli będziesz chciał to pogadamy, w porządku?
Tomek skinął głową i wolnym krokiem poszedł do swojego pokoju.
Kacper wrócił o swojego gabinetu i wrócił do dokumentów, które przeglądał. Miał nadzieję, że Tomek z czasem będzie w stanie otrząsnąć się po stracie matki…
Bo… będzie, prawda?

2 komentarze:

  1. Ahhh, cudowniee. Uwielbiam to opowiadanie, naprawdę. Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy. weny!

    T

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten odcinek był mocny!
    Wow, nie spodziewałam się takiego wybuchu po Kacprze, ale sądzę, że to zwiastuje jakieś większe przełamanie w ich relacji. A przynajmniej mam taką nadzieję.
    I awwww <3 Damian i Dominik są boscy! Szkoda, że tak dopiero na końcówce się pojawiają, bo na serio ich zaczęłam już uwielbiać. Mam nadzieję, że się jeszcze będą pojawiać <3
    Wgl szkoda mi Tomka, ale mam nadzieję, że się szybko wszystko ułoży.
    No i Bastian... uch, ostro xD Adaś, bierz się za niego!
    Pozdrawiam i weny życzę :D

    ~Psyche

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)