niedziela, 14 lutego 2016

14.Body language



Randka.
Popatrzyłem w lustro. Gdyby ktoś zobaczył moją minę, powiedziałby, że jestem naburmuszony, ale jakoś nie potrafiłem zmienić swojego wyrazu twarzy, a wszystko przez…
Randkę. Cholerną randkę.
Do tej pory postrzegałem to słowo różnie, zależnie od okoliczności. Gdy myślałem o sobie i jakiejś dziewczynie wychodzących razem, to słowo kojarzyło mi się z podekscytowaniem, nadzieją, dobrze spędzonym czasie i czymś, co ogólnie jest przyjemne. Gdy to Tom – czy jakiś znajomy, znajoma – wychodziła randkę, byłem o to trochę zazdrosny. Pewnie dlatego, że ja od zawsze miałem problem ze znalezieniem sobie kogoś i wkurzało mnie, że inni dobrze się bawią, podczas gdy ja siedziałem w domu i pisałem piosenki, udając że wszystko jest w porządku. A wcale nie było, piosenek nie da się zerżnąć i zdawałem sobie z tego sprawę, nawet jeśli niektórzy muzycy nie.

Teraz… Teraz po prostu nienawidziłem tego słowa. Z czym mogła mi się skojarzyć  randka i to z Tomem? No z czym, jak nie katastrofą? Końcem świata? Armagedonem? Inwazją obcych?
No… niczym przyjemnym. Nie byłem pewny, czy chcę wiedzieć, jak mój brat zachowuje się w takiej sytuacji. Nie i już.
Westchnąłem ciężko, poprawiając włosy. Tomowi cholernie na tym zależało i nie zamierzałem robić mu na przykrości, wychodząc między ludzi wyglądając jak ostatni menel. Albo bezdomny. Nawet jeśli chciałem. Bardzo.
Starannie ułożyłem włosy i dobrałem ubrania. Nie na tyle jednak starannie, jak mógłbym to zrobić. Nie zamierzałem też mu dać do zrozumienia, że pindrzyłem się przez trzy godziny. Nawet jeśli totalnie tak było.
- Kurwa mać – zakląłem cicho, drapiąc się po głowie. Nie miałem pojęcia, co strzeliło mi do łba, żeby się zgadzać. Chciałem zobaczyć, co Tom wykombinuje? Kurwa jego mać i wszyscy święci, to przecież oczywiste, że będzie absolutnie idealny i…
- Bill? Gotowy? – zawołał, pukając do drzwi mojego pokoju.
Cofnąłem się i przyjrzałem w lustrze. Założyłem czarne, sznurowane buty, całkiem obcisłe rurki - mój tyłek wyglądał w nich zbyt dobrze, żeby sobie darować –  i czarny podkoszulek, na który narzuciłem koszulę w czerwoną kratę. Była jedną z moich ulubionych i leżała na mnie jak szyta na miarę. Dodałem trochę biżuterii tu i tam i byłem gotowy.
- Już idę! – odparłem.
Jeszcze raz spojrzałem na swój tyłek w lustrze – nie, nie mam kompletnie pojęcia po co – wziąłem kolejny głęboki oddech i wyszedłem z pokoju, modląc się, żeby ta cholerna randka rzeczywiście nie skończyła się taką katastrofą jak myślałem, że się skończy.
Tom też ubrał się ładnie, ale bez przesady. Stężenie perfumy, którą na siebie wylał, omal nie zwaliło mnie z nóg. Założył jedne z węższych spodni, jakie posiadał, jedne ze swoich ulubionych butów Reebok i białą koszulkę z setkami dziur na całej długości i rękawach.
- Wyglądasz ślicznie – powiedział, uśmiechając się lekko.
Parsknąłem.
- Wyglądasz, jakby dopadło cię stado psów – odparłem, też się uśmiechając. Nie mogłem się oprzeć. – Za to ładnie pachniesz.
 Wywrócił oczami.
- Psy nie łączą się w stada.
- No to wilki.
- Och, nie marudź. Chodź.
Złapał mnie za rękę i pociągnął po schodach na dół. Zastanawiałem się, co mama by na to wszystko powiedziała, ale szybko doszedłem do wniosku, że myślenie o tym nie jest dobrym pomysłem. Na samą myśl, że mogłaby się dowiedzieć o tym szaleństwie, włos jeżył mi się na głowie i to dosłownie. Nie, rodziców zdecydowanie powinno się zostawiać w błogiej nieświadomości, jeśli w grę mógł wchodzić kazirodczy seks. Nie, żebym zamierzał go praktykować czy coś, tylko… No.
Wsiedliśmy do samochodu – Tom prowadził – i po chwili byliśmy już w drodze do restauracji. Tom włączył cicho radio. Bawiłem się swoimi palcami, nie mając pojęcia, co powiedzieć.
- Denerwujesz się – rzucił nagle z wyraźnym rozbawieniem.
Sapnąłem z lekkim oburzeniem.
- Rodzony brat bliźniak zabiera mnie na cholerną RANDKĘ i ty się dziwisz, że się denerwuję?! – spytałem obronnie, zupełnie jakby mnie zaatakował.
- Wyluzuj – odparł tylko, kładąc mi rękę na udzie. Aż podskoczyłem. – Będzie fajnie.
Fajnie? No pewnie, że tak… Grrr…
Cholerny Tom! Jeszcze raz, czemu go nie zabiłem w dzieciństwie?! Bo jakoś nie mogłem sobie przypomnieć.
Zabrał mnie do restauracji, w której nigdy wcześniej nie byłem. Nie miałem pojęcia, skąd się o niej dowiedział, ale jedzenie musiało być dobre, skoro mnie przywiózł akurat w to miejsce.
Była to zwykła restauracja, do której nie trzeba było się jakoś super ubierać, ale Tom i tak jakimś cudem zarezerwował nam stolik w miejscu, gdzie byliśmy ukryci przed innymi klientami i mogliśmy się cieszyć swoim towarzystwem. Wystrój był klasyczny, z wyjątkową ilością kwiatów tu i tam, ale podobało mi się.
- Byłeś tu już kiedyś? – spytałem.
Podszedł do nas kelner, wręczając nam menu. Obaj wzięliśmy sobie po szklance wody do picia. Mieli spory wybór dań wegetariańskich, więc gdy kelner przyniósł nam wodę, obaj zamówiliśmy to, co najbardziej nam przypadło do gustu. Ja i Tom mieliśmy zasadę, że nigdy nie zamawiamy tego samego, chyba że restauracja, w której jemy, jest już przez nas dobrze znana i wiemy, co ma w ofercie. W ten sposób, gdy zamawialiśmy coś innego, obaj próbowaliśmy tego, co wziął ten drugi i mogliśmy zdecydować, czy nam to smakuje, czy nie.
- Dwa czy trzy razy – wzruszył ramionami, bawiąc się rąbkiem serwetki.
- Z Rią? – spytałem, unosząc brwi.
Parsknął, wywracając oczami.
- Matko, jesteś w tym beznadziejny – wytknął mi. - Pozwól, że starszy braciszek cię pokieruje. Zasada numer jeden, nie mów o swoich byłych lub byłych osoby, z którą wyszedłeś, a już na pewno nie na pierwszej randce.
Prychnąłem.
- Proszę cię, żeby to jeszcze była normalna randka.
- Nie ma w niej nic nienormalnego, poza tym, że znamy się jak łyse konie.
Okej, a więc pierwszy faux pas miałem za sobą. Przynajmniej według Toma.
Westchnąłem cicho.
- Zmierzamy ku katastrofie – mruknąłem.
- Tak myślisz? Ja tam sądzę, że gdybyśmy obaj wpadli na to wcześniej, zaoszczędzilibyśmy sobie dużo problemów i rozczarowań.
Miał na myśli moje nieudane związki czy siebie i Rię? Z tonu jego głosu ciężko było to wyczytać. Bo jeśli chodzi o mnie, to jasne, może życie erotyczne czy jakiekolwiek związane z drugą połówką było pasmem nieszczęść i rozpaczy. Jak sobie czasami myślałem o tych wszystkich dziewczynach, które stanęły na mojej drodze, robiło mi się niedobrze. Nie było w tym nic miłego. Ani jednej nie wspominałem z sentymentem. Wszystkie były łasymi na pieniądze zdzirami, co tu dużo mówić. Na szczęście przejrzenie ich było banalnie proste, wiec temat się urywał. No a… jedna jedyna laska, która naprawdę mi się cholernie podobała i wydawała się inna niż te wszystkie wcześniejsze, zwyczajnie mnie nie chciała. Tak więc określenie tego „pasmem nieszczęść i rozpaczy” wydawało się całkiem dobrym określeniem.
Jeśli zaś chodzi o Toma… jemu zawsze przychodziło to bardziej naturalnie. Może był to jego sposób bycia, może ubiór, a może coś innego, ale Tom zawsze miał powodzenie i zwyczajnie umiał sobie radzić z kobietami. No i Ria… Byli ze sobą tyle lat. Mógł co prawda żałować, że poświęcił jej tyle lat na nic, ale cóż, to w końcu on z nią zerwał, więc winić za to mógł tylko siebie. Zwłaszcza że zrobił to, bo przeczytał o nas w necie jakieś cholerne fanfiction i zobaczył głupie fanarty. Serio, kto tak robi?
- Naprawdę… zerwałeś z Rią, bo przeczytałeś w necie jakieś głupie historie na nasz temat? – spytałem. Serio, mógł mi to powtarzać codziennie, a ja i tak bym go o to pytał, bo to wydawało się po prostu niepojęte.
Uśmiechnął się szeroko.
- Niektóre były naprawdę dobre.
Wywróciłem oczami, nie mogąc w to uwierzyć.
- I tak ni mogę w to uwierzyć.
- Może zejdźmy z poważniejszych tematów? Na pierwszych randkach mówi się o przyjemnych i fajnych rzeczach. Mogę ci na przykład zademonstrować, jaki jestem zajebiście zabawny, bo, oczywiście, nie znamy się zbyt dobrze i nie masz o tym pojęcia – powiedział, poruszając brwiami.
Jęknąłem cicho, opierając czoło o stół.
- Błagam, nie…
- Ale czemu? Będzie zajebiście – zaśmiał się. – Słuchaj, bo…
Starałem się nie słuchać, ale w końcu to było niemożliwe, więc mimowolnie Tom pocisnął mi jeden ze swoich kawałów, który trochę zmodyfikował, bo pierwotna wersja była za słaba.
Gdy kelner przyniósł nasze zamówienie, płakałem ze śmiechu, czerwony na twarzy i czując łzy zbierające się w kącikach moich oczu. Tom aż przerwał gadanie, żeby nabrać oddechu – bo też śmiał się jak wariat – i nic sobie nie robił z kelnera, który patrzył na nas ze zdezorientowaną miną.
- Tom, zamknij się! – wydukałem. Otworzył usta, więc nachyliłem się do niego i zatkałem mu usta ręką. – Stop! Stooop!
Odsunął moją rękę, ale nie próbował powiedzieć nic więcej. Wziąłem kilka głębokich oddechów, żeby się uspokoić.
- Jesteś niemożliwy!
- No co? Rzecz ludzka, nie wiem, czemu masz z tym taki problem. Przecież ona tylko…
- Tom!
Pokręcił głową, śmiejąc się pod nosem. Wziął do ręki sztućce i zabrał się za jedzenie, które sobie wybrał z menu. Otarłem łzy i zabrałem się za swoje jedzenie.
- Ja po prostu nie wierzę. Nie mam pojęcia, skąd ty bierzesz te historie.
- Jak to skąd? Z własnych doświadczeń! Masz pojecie, ile takich rzeczy mi się przydarzyło przez te wszystkie lata?
- Ciekawe jest to, że tylko tobie się to przytrafia.
Wzruszył ramionami, szczerząc się do swojego jedzenia.
Cała nasza kolacja była utrzymana w tym tonie. Im więcej czasu spędzałem z nim na tej cholernej „randce”, tym bardziej rozumiałem, dlaczego te wszystkie laski tak bardzo na niego leciały. Co w nim widziały. Jasne, uroda była pierwszą rzeczą, jaka je przyciągała, ale gdy poznawały go bliżej, wcale nie traciły zainteresowania, wręcz przeciwnie. Chciały go coraz bardziej.
Wbrew zdrowemu rozsądkowi i własnej woli bawiłem się fantastycznie. Dawno już się tak nie uśmiałem, co z nim przy tej kolacji. Dobrze się do niej przygotował, dupek jeden. Totalnie zadał sobie trud, żeby zabawiać mnie cały wieczór. Musiał trochę poszperać tu i tam. Spędzaliśmy ze sobą większość czasu, ciężko było wyskoczyć z czymś nowym i absolutnie zajebistym, jeśli ktoś zna cię na wylot, ale Tom… Tom się postarał i dopiął swojego.
Jeszcze w drodze do samochodu śmiałem się z historii, którą mi opowiedział jeszcze z czasu naszej trasy z Zimmer 483. Nie spodziewałem się, że tyle rzeczy zdołał przede mną zataić, ale cóż… Ja też bym się nie chwalił, jakbym utknął dupą w łazienkowym koszu na śmieci. Nawet nie chciałem wiedzieć, co on robił, że go zassało i nie mógł ani wstać, ani wyciągnąć stamtąd tyłka. Gołego, żeby było śmieszniej.
Gdy już wsiedliśmy i Tom odpalił silnik, zapiąłem pasy i oparłem czoło o szybę, wzdychając cicho. Ta… randka  była całkiem przyjemna. Gdyby tylko to nie był Tom, mój brat, totalnie bym na to poszedł. Ludzie zazwyczaj mnie nie rozumieli, a z Tomem nie musiałem się o to martwić.
No i… starał się. Dawno nie widziałem,  żeby poszedł w coś na całość jak poszedł w ten cały „związek”. Nawet o Rię nie zabiegał z takim uporem, z jakim zdawał się zabiegać o mnie.
Zamknąłem oczy. Dupek z każdą chwilą coraz bardziej mi udowadniał, że to mogłoby mieć rację bytu, ale w końcu ktoś musiał wykazać się rozumem w tym układzie, prawda? Nie mogliśmy tak po prostu zacząć ze sobą chodzić jako para. Nie i już, to nie podlegało żadnej dyskusji.
Byłem pewny, że jedziemy do domu, więc kiedy nagle nasze auto zaczęło skakać w górę i w dół po wybojach, otworzyłem oczy i rozejrzałem się.
- Gdzie jedziemy? – spytałem.
- Za miasto – odparł.
- Hmm… czyżbym wyszedł na randkę z psycholem, który zamierza mnie zgwałcić, zabić i zakopać? – spytałem, udając przerażenie. – Och, nie, co ja teraz zrobię?!
Tom zagryzł dolną wargę razem z kolczykiem. Jakoś nie mogłem oderwać wzroku od jego wargi, kiedy ją tak miętolił między zębami.
- Matko kochana, jesteś niemożliwy. Nie musisz się bać o swoje życie. Noo, może co najwyżej o cnotę.
Szturchnąłem go w ramię.
- Nie jestem prawiczkiem i dobrze o tym wiesz – odparłem.
Tom mógł się ze mnie nabijać, że nie uprawiałem seksu tak często jak on, ale to nie oznaczało, że do tej pory nie zmoczyłem swojego małego, bo zmoczyłem i to nie raz, dzięki wielkie.
Uniósł zadziornie brwi.
- Z tyłu też?
Nie.
Nie zarumieniłem się na te słowa. Nie.
Nie i już.
- A ty, cwaniaku?
- Dobrze wiesz, że nie…
- Nie wzbraniałeś się przed dzikiem seksem z jakimś napakowanym facetem? – dokończyłem za niego.
Westchnął ciężko.
- Nie. Wyobraź sobie, że do tej pory umawiałem się z laskami, więc nie w głowie było mi rozkładanie nóg. No, nie swoich.
Aż zachłysnąłem się powietrzem. Niby już na ten temat gadaliśmy, ale… Ale…
Czy on… czy on właśnie zasugerował, że skoro ja jestem facetem, to przeszło mu przez myśl, że to on rozłoży przed kimś – przede mną – nogi?
Moje serce nagle zaczęło walić z dziesięć razy szybciej, a moje policzki oblał o wiele ciemniejszy rumieniec niż ten zdobiący je do tej pory. (Ale nie rumieniłem się wcześniej, żeby nie było.) Jakby tego było mało, w spodniach zrobiło się zdecydowanie ciaśniej, a samochodzie goręcej.
- To teraz… jest? – spytałem lekko ochrypłym głosem.
Nie odpowiedział. Uśmiechnął się tylko lekko pod nosem, a mnie aż skręcało. No bo… no! Na samą myśl o tym, że ktoś taki jak Tom… Ktoś o takim macho charakterze był gotowy tak po prostu oddać się komuś w łóżku było cholernie gorące. Miałem ochotę wyć do księżyca na samą myśl o tym. I o tym, że nigdy nie będę mógł go przelecieć, bo był moim cholernym bratem.
Egh…
Zaparkował samochód totalnie za miastem, niedaleko trasy, którą zawsze obieraliśmy, kiedy zabieraliśmy Scotty’ego na spacer. Od czasu, kiedy musieliśmy go uśpić, nie zapuszczałem się w te rejony.
Wysiadłem z samochodu. Wszędzie było cicho i ciemno. Gdybym był tam sam, to może nawet trochę bym się bał. Jak byliśmy dziećmi oglądaliśmy zdecydowanie za dużo horrorów jak zostawaliśmy sami w domu i teraz się to na mnie odbijało.
Tom otworzył bagażnik i szperał w nim chwilę, a po chwili podszedł do mnie i wręczył mi piwo.
Usiedliśmy na masce z przodu auta i popijaliśmy powoli piwo. Na dworze wiał delikatny wiatr, ale było nadzwyczaj przyjemnie. Gdy już nasz wzrok przyzwyczaił się do ciemności, świecące na niebie gwiazdy zapierały dech w piersiach. Patrzyłem na nie, popijając piwo i z irytacją myślą o tym, że to najbardziej romantyczna rzecz, jaką ktoś dla mnie zrobił.
Minął może kwadrans siedzenia w absolutnej ciszy, kiedy Tom już wyżłopał swoje piwo i otworzył następne. Ta cisza nie była nieprzyjemna. Już dawno z Tomem nauczyliśmy się milczeć w swoim towarzystwie, nie robiąc z tego wielkiego halo. Czasami cisza mówiła więcej niż słowa.
Nagle poczułem, że Tom zbliża się do mnie. Obróciłem głowę w jego stronę i zdałem sobie sprawę, że gapi się na mnie, a właściwie to na moje usta. Wstrzymałem oddech, ciekawy, co zrobi. Nie próbowałem się odsunąć, kompletnie nie miałem na to ochoty. Zresztą, pocałunki to tylko pocałunki. Jakieś 70% ludzi na świecie całuje się z osobami tej samej płci – zwłaszcza po pijanemu – i twierdzi, że ani trochę nie są homo, więc ja mogłem pocałować brata i czuć się z tym normalnie.
Prawda?
Tom oblizał usta, patrząc mi przez chwilę w oczy, jakby szukając w nich protestu. Dy tego nie znalazł, pochylił się bardziej i pocałował mnie lekko.
W jego oddechu było już całkiem konkretnie czuć alkohol, ale kompletnie mi to nie przeszkadzało. Nie zastanawiając się długo oddałem pocałunek. To było przyjemne, a kto nie lubi przyjemnych rzeczy?
Tom przysunął się jeszcze bardziej, napierając na moje wargi mocniej. Rozchyliłem je posłusznie, kiedy przejechał po nich językiem i pozwoliłem mu wślizgnąć się do środka. Czułem rosnące podniecenie, ale nie próbowałem nad tym w żaden sposób zapanować.
Złapałem go za kark i oddałem pocałunek, wsuwając jemu język do ust. Mruknął z aprobatą, całując mnie mocniej. Trwało to dłuższą chwilę, zanim odsunęliśmy się od siebie lekko, oddychając ciężko w swoje usta. Tom też musiał już być podniecony, ale nie próbował niczego więcej. Cmoknął mnie w usta i jakby nigdy nic, skupił się na swojej butelce piwa.
W pewnym momencie Tom położył się na masce i pociągnął mnie do siebie. Oparłem głowę na jego ramieniu, obejmując go ręką przez brzuch. Przytulanie było dla nas zawsze normalne, więc nie czułem się z tym niekomfortowo. Leżeliśmy i patrzyliśmy w gwiazdy, co jakiś czas wpijając się w swoje usta i całując namiętnie, tylko po to, by przestać na jakieś piętnaście minut i zacząć od nowa. I od nowa i od nowa, aż do znudzenia, tylko że nam się to nie nudziło.
Dłonie Toma błądziły po moim ciele podczas tych pocałunków. Był niezwykle delikatny. Opuszki jego palców u jego dłoni było strasznie szorstkie od grania na gitarze, ale tylko bardziej mnie to nakręcało. Wsunął mi dłonie po koszulce i gładził niespiesznie moje plecy, mój tyłek, aż w końcu jego ręka przykleiła się tam na dobre. Nie było to jednak w żaden sposób nachalne, więc mu na to pozwoliłem.
Tom wypił tylko dwa piwa, pozwalając mi wypić resztę, żeby mógł nas odwieźć do domu bez większych problemów.  Ku mojemu zdumieniu, nie chciałem wracać. Leżenie na masce samochodu w jego objęciach, nawet jeśli maska nie była najwygodniejsza, pod gołym niebem, z milionami gwiazd nad głową… Było idealnie.
Zbyt idealnie no i w końcu jednak musieliśmy wrócić do domu. Cicha muzyka i dłoń Toma na moim udzie niemal ululały mnie do snu, zanim dojechaliśmy pod dom.
- Bill, jesteśmy – zakomunikował.
Spojrzałem na niego nie do końca przytomny i skinąłem głową. Idąc po schodach na górę zastanawiałem się, czy to był koniec wieczoru, czy może Tom będzie czegoś ode mnie oczekiwał? Miałem nadzieję, że nie, bo po takim dniu, jak ten, byłem skłonny ulec. Emocje dosłownie rozpychały mnie od środka i miałem wrażenie, że eksploduję od ich nadmiaru.
Gdy pozbierałem swoje rzeczy i poszedłem pod prysznic, Tom odstawił samochód do garażu i wszedł na górę. Też pewnie poszedł się kąpać. Do samego końca nie byłem pewny, czego oczekiwać. Czy będzie chciał się kochać? Po takim wieczorze miał do tego pełne prawo, prawda? To znaczy, wielu dorosłych ludzi szło do łóżka po pierwszej randce. My byliśmy dorośli. Jasne, opierałem się przed tym całym związkiem, ale to nie oznaczało, że Tom będzie trzymał raczki przy sobie.
Nie mając zielonego pojęcia, czego się spodziewać, po prostu poszedłem do swojego pokoju. Położyłem się na łóżku, zamknąłem oczy i próbowałem nie myśleć o tym, co jeszcze może się zdarzyć.
Kiedy Tom pojawił się na progu mojego pokoju, moje serce zaczęło mi dudnić w piersi jak oszalałe. Wóz albo przewóz, innej opcji nie było.
- Mogę? – spytał.
Zawsze pytał.
- Jasne – odparłem cicho, robiąc mu miejsce obok siebie. Być może nie powinienem go zachęcać, ale szczerze powiedziawszy, miałem to gdzieś. Był moim bratem. Odcięcie się od niego po całości na płaszczyźnie fizycznej nie było rozwiązaniem i nawet nie zamierzałem tego próbować.
Położył się obok mnie i przez chwilę kręcił, szukając dogodnej pozycji. W końcu się ułożył i objął mnie ramieniem. Pachniał przyjemnie po prysznicu, który sobie zaserwował.
Usłyszałem szelest pościeli, a potem poczułem delikatny pocałunek między łopatkami.
- Dobranoc – mruknął.
Nie wiedziałem, czy śmiać się, czy płakać, że teraz, kiedy miał największą szansę się do mnie dobrać, kompletnie się za to nie zabierał.
- Dobranoc.

***
Rozdział niesprawdzony, więc sorry za błędy. Mam nadzieję, że się podobało.
Pozdrawiam!

6 komentarzy:

  1. Ooo... Jak romantycznie! ♥

    Mam wrażenie, że Tom w tym opowiadaniu jest zwyczajnie zbyt doskonały. Nie wykorzystuje bezpośrednio sytuacji, perfidnie sprawiając, że Bill sam zaczyna wszystkiego chcieć. Już mu pocałunki nie przeszkadzają, ani przytulanki, tylko brak pożądanych reakcji brata. Może sam nie zdaje sobie sprawy, ale to widać jak na dłoni. Jeszcze kilka randek, a Tom się nie ogoni od smętnych spojrzeń pod tytułem: "No weź mnie w końcu przeleć!". :D

    To jeden z najlepiej napisanych przez Ciebie rozdziałów. Nie mam na myśli błędów językowych (bo z dwa mi mignęły), ale przekaz. Uśmiałam się, jak mało kiedy. Praktycznie widziałam te wszystkie scenki, zachowania i uczucia między nimi. Nie było rozpraszających dygresji czy wrażenia "zapychania" rozdziału. Czytało się płynnie i aż żal odchodzić od komputera.

    Z niecierpliwością czekam na kolejną część! ☺

    Pozdrawiam!
    Ri

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie się wydaje, że Tom chce się oddać Billowi, żeby, udowodnić mu, że myśli o nim poważnie, dlatego nic więcej nie zrobił. Ale może źle myślę. Zobaczymy. W każdym razie, nie dziwię się, że Bill tak się denerwował, wiedział doskonale do czego to prowadzi i mimo wszystko do samego końca czekał na "atak" ze strony Toma, a tu nic. Ciekawa jestem co będzie teraz. Wydaje mi się, że ta randka to był taki przełomowy moment i teraz albo wóz albo przewóz.
    Świetny odcinek. Czekam na kolejny. Super, że ten ukazał się tak szybko, aż byłam zaskoczona, ale super. Dzięki i buziaczki :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Słodka ta Randka, jeszcze parę razy i Bill się złamie, na pewno! No i będzie sexsik! Hahaha! Czekam z niecierpliwością na to! O kochana <3 Cudowne jest to opowiadanie! Najlepsze! Dosłownie cudowne, chce więcej i więcej <3 Czekaj na 15, nie popedzam ciebie, ale tak cudownie piszesz, że chciała bym już! Ale będę czekać, mam nadzieje, że już po zaliczeniach i odpoczywasz. Pozdrawiam i dużo weny.
    Daisy

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj jak słodko :) Na taką randkę też mogę iść :P Jeszcze trochę i biednemu Bill'owi te "niewinne" pocałunki przestaną wystarczać. Tom obrał dobrą strategię. Dużo weny. pozdrawiam Karo

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudowne jest to opowiadanie!!! :D Ale jak wszystkie Twoje, z resztą ;> Chociaż to mi się tak bardzo podoba bo jest zupełnie inne od reszty. :)
    Tom sobie urządza małe podchody do Billa, nie mogę się doczekać aż w końcu Bill ulegnie ;>
    No i czekam niecierpliwie na kolejny odcinek! :D Dużo weny życzę. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ryba? Z dań wegetariańskich?

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)