- Agh, cholera! – zaklął pod
nosem.
W radio leciała cicho muzyka,
przerywana co jakiś czas zabawnym komentarzem spikera. Stiles mimo to bez
problemu słyszał wyjący w oddali alarm.
Zawahał się. Alarm oznaczał
niebezpieczeństwo. Dla zwykłego obywatela był sygnałem, że należy natychmiast
udać się do domu, zabarykadować w środku i poczekać, aż niebezpieczeństwo minie
i alarm ucichnie. Zignorowanie go mogło zakończyć się śmiercią poprzedzoną
agonią i wyrywaniem kończyn jedna po drugiej. Normalnie Stiles nie miał
problemów z przestrzeganiem zasad, nie po ostatnich atakach, ale cholera, miał
przygotować obiadokolację, a potem spotkać ze Scottem i Allison. Poza tym, był
już prawie pod sklepem, więc równie dobrze mógł zrobić zakupy i dopiero potem
udać się do domu. W końcu jaka była szansa, że bestia, która zabija, pójdzie do
marketu na zakupy?
Właśnie.
Zaparkował przed sklepem i
wysiadł niespiesznie z samochodu. Parking był prawie pusty. Zaparkowane na nim samochody zapewne należały do
pracowników marketu.
Tak jak podejrzewał, prawie
nikogo nie było w środku. Albo ludzie uciekli w popłochu, gdy usłyszeli alarm,
albo zwyczajnie trafił na moment, kiedy był mały ruch. Obsługa tłoczyła się w
pobliżu wyjścia ewakuacyjnego, gotowa do ucieczki w każdej chwili. Stiles miał
nadzieję, że nie utknie w sklepie do czasu, aż alarm zostanie wyłączony.
Wziął koszyk i zabrał się za
gromadzenie rzeczy, które potrzebował do przygotowania posiłku dla siebie i
taty.
Wpadł na młodą dziewczynę, ubraną w
zdecydowanie za dużą męską bluzę. Miała zarzucony na głowę kaptur i wyraźnie
próbowała wtopić się w tłum, którego nigdzie nie było. Wyglądała na złodziejkę,
więc Stiles pospiesznie odsunął się od niej. Nie chciał mieć przez nią
kłopotów.
Zatrzymał się w dziale ze
słodyczami i podrapał po karku, próbując wybrać jakieś ciastka. On i Scott
nigdy nie mogli dogadać się w tym temacie. Scott uwielbiał pierniki i był w
stanie je jeść na okrętkę. Stiles nie znosił pierników, ale ostatnim razem
postawił na swoim i wybrał swoje ulubione ciastka z kawałkami czekolady i
rodzynkami. Teraz była kolej Scotta na wybieranie. Decyzji ani trochę nie
ułatwiał dziwny chłopak, który stał zaraz obok i ani drgnął, gapiąc się na
regał uginający się pod ciężarem czekolad.
Stiles westchnął i pokręcił
głową. Ten koleś też wyglądał podejrzanie – miał na głowie czapkę z daszkiem i
zarzucony na nią kaptur, a na plecach spory plecak. Jego spodnie były znoszone,
pochlapane błotem z tyłu nogawek i podarte na kolanach i udach. Buty też nie
wyglądały na najnowsze, ale cóż, buty Stilesa wyglądały pewnie tylko odrobinę
lepiej – dopiero ostatnio ojciec zdołał spłacić ich dom, więc nie miał jeszcze
okazji zarobić pieniędzy, które starczyłyby na jakieś porządne obuwie. Stiles
nie mógł się oprzeć wrażeniu, że ten chłopak to kolejny złodziej i jest
wspólnikiem tamtej dziewczyny. Odkąd jego ojciec zaczął pracować w policji,
Stiles wszędzie widział spisek i nic nie mógł na to poradzić.
Dziwak w końcu wybrał tabliczkę
czekolady Lindt i wsadził ją do koszyka. Stiles znalazł paczkę czekoladowych
ciastek za pół ceny, więc zadowolony wrzucił je do koszyka razem z piernikami
dla Scotta.
W ciszy panującej w markecie strzał
z pistoletu zabrzmiał jak wystrzał z armaty. Stiles odruchowo padł na ziemię,
próbując zlokalizować niebezpieczeństwo. Po sklepie rozniósł się echem cichy
skowyt, a potem zapadła cisza. Jacyś ludzie zaczęli krzyczeć „mam ją”.
Dziwny chłopak spojrzał na
Stilesa szeroko rozwartymi oczami, przywierając plecami do regału. Miał
ciemnozielone oczy, ze złoto-brązowymi plamkami.
Przystojniak, pomyślał Stiles, wstając ostrożnie i przyglądając się
mocno zarysowanej szczęce, kilkodniowemu zarostowi i ogólnie bardzo urodziwej
twarzy. Długie rzędy, głęboko osadzone oczy, szerokie, ale ładnie skrojone
brwi, prosty nos, wąskie usta… Zdecydowanie najbardziej urodziwa twarz, jaką
Stiles w życiu widział. Nie żeby to miało znaczenie w sytuacji, w której się
znalazł.
Nagle w oddali rozbrzmiał głośny
ryk i warczenie, a potem kolejne strzały i krzyki. Czy to możliwe, że zwierzę,
które ostatnio zabijało, weszło do sklepu? Nie miało to wielkiego sensu, ale
cóż, ostatnio wiele rzeczy nie miało sensu.
Stiles chciał wyjrzeć i
zorientować się w sytuacji, ale całe zdarzenie było tak zaskakujące, że
chwilowo go sparaliżowało. Stojący niedaleko chłopak nie miał takiego problemu.
Gdy otrząsnął się z pierwszego szoku, zdjął plecak i zaczął przerzucać do niego
swoje zakupy, wolne miejsce zapełniając rzeczami z półki.
- Co ty wyprawiasz?! – spytał
cicho Stiles, kompletnie zaskoczony. Serio? Dzikie – i pewnie wściekłe –
zwierzę grasowało po sklepie, a ten dziwak kradł słodycze?
Sądząc po odgłosach dobiegających
z innego miejsca w sklepie, walka trwała w najlepsze. Stiles uniósł się lekko,
chcąc podejść bliżej i zobaczyć całe zdarzenie, kiedy coś świsnęło mu koło ucha
i trafiło nieznajomego. Chłopak zawarczał, wpadając na regał i przytrzymując
się go, żeby nie upaść.
W jego boku znajdowała się
strzała.
- Co do…?
Chłopak
spojrzał przez ramię. Stiles ze zdumieniem zobaczył, że jego oczy zrobiły się
na chwilę dziwnie niebieskie. Bez ceregieli wyrwał strzałę ze swojego boku,
zostawiając na jasnej podłodze plamy krwi. Gdzieś rozległ się głośny skowyt
bólu, a potem odgłos tłuczonej szyby… Nim Stiles się obejrzał, nieznajomy chłopak
już biegł przez alejkę z imponującą szybkością. Wpadł z impetem w boczną szybę,
roztrzaskując ją na kawałki i zniknął w ciemności nocy.
Sklep musiał
być obstawiony, bo ktoś zaczął strzelać też na zewnątrz. Stiles miał nadzieję,
że nikt nie postrzeli tego szalonego złodzieja, biorąc go za bestię. Był też
ciekawy, czy łowcy wreszcie złapali to, na co polowali. Jeśli głośne
przekleństwa i podniesiony głosy były jakąkolwiek wskazówką co do wyniku
starcia, bestia zdołała uciec.
Znowu.
- W porządku?
Stiles
obejrzał się i zdał sobie sprawę, że tuż przy wejściu do alejki stoi jasnowłosy
mężczyzna z kuszą w ręce. Nie trudno było przeoczyć też kaburę na nodze, w której
znajdował się pistolet; do pasa miał przytwierdzony wojskowy nóż.
- Pan Argent.
Dobry wieczór.
- Co ty tu
robisz, Stiles?
Chłopak podrapał
się po głowie, czując się niezręcznie pod bacznym wzrokiem mężczyzny.
Chris Argent
był ojcem Allison, dziewczyny Scotta, z kolei Scott był najlepszym przyjacielem
Stilesa. Rodzina Allison miała doświadczenie w polowaniach. To oni patrolowali
granice lasu, gdzie ukrywała się bestia (lub bestie, nikt tak właściwie nie
wiedział, ile ich jest). To oni wpadli na pomysł z założeniem alarmu –
umieścili na drzewach czujniki reagujące na podwyższoną temperaturę ciała, więc
gdy tylko bestia opuszczała las, wiedziało o tym całe miasteczko. Dzięki temu
ludzie mieli czas, żeby się ukryć, a ilość ofiar znacznie zmalała. Mimo sprzętu
i doświadczenia w polowaniu, łowcy jak do tej pory nie mieli szczęścia. Jakimś
cudem potwór zawsze się wymykał i powracał raz za razem, siejąc postrach wśród
mieszkańców spokojnego jak do tej pory miasteczka.
- Zakupy.
-
Niebezpiecznie jest kręcić się po ulicach po zmroku – skomentował mężczyzna z
wyraźną dezaprobatą. – Masz szczęście, że nic ci się nie stało.
Stiles pokiwał
głową.
- Co to było?
– spytał.
Mężczyzna
puścił jego pytanie mimo uszu.
- Powinieneś
wracać do domu. Twój ojciec nie byłby zadowolony, gdyby się o tym dowidział.
Zabrzmiało jak
groźba, że mu powie. Nastolatek pokręcił głową, pożegnał się z ojcem swojej
koleżanki i poszedł do kasy z zakupami. Po sklepie kręciła się spora grupa
uzbrojonych po zęby ludzi. Wszyscy pracowali nad sprawą ataków z ostatnich
sześciu miesięcy. Sporo produktów leżało na podłodze, gdzieniegdzie poplamionej
krwią.
Stiles
zapłacił za zakupy i wyszedł ze sklepu.
Cała ta
sytuacja była podejrzana. Łowcy już ponad pół roku próbowali zabić bestię, ale
ta ciągle się wymykała. Po miasteczku krążyły już najróżniejsze plotki. Ludzie
przestawali wierzyć, że to zwierzę, przypisując te zbrodnie nadprzyrodzonym
istotom. W końcu skoro istniały wampiry, to dlaczego nie miały istnieć inne
potwory? Coś zagnieździło się w okolicy i wyraźnie nie chciało opuścić tych
stron, nie ważne jak bardzo łowcy próbowali się tego czegoś pozbyć.
Czasami Stiles
miał wrażenie, że łowcy wiedzą o tej „bestii” więcej niż byli skłonni przyznać,
ale trzymał gębę na kłódkę. Gadanie o tym nie miałoby żadnego sensu,
przyciągnęłoby tylko niepotrzebną uwagę, a tego nie chciał za żadne skarby
świata.
No i to, że
strzelali z cholernej kuszy do tego dziwnego gościa kradnącego czekolady, nie
było ani trochę podejrzane. Nic a nic.
Początkowo
chciał pozostawić ojca w błogiej nieświadomości odnośnie zdarzenia ze sklepu,
ale łowcy ściśle współpracowali z policją, więc pewnie dowiedziałby się tak czy
siak. Stiles wolał sam mu powiedzieć niż potem dostać pogadankę albo szlaban za
zatajenie czegoś takiego. Wiedział, że jego tata traktował te wszystkie ataki
bardzo poważnie.
- No więc,
tato – zaczął nonszalancko.
- Stiles –
powiedział jego ojciec ostrzegawczo. Zapewne już wiedział, co się święci.
- Jeszcze
nawet nic ci nie powiedziałem, nie musisz robić takiej miny.
- Nie
zapominaj, że znam cię od zawsze. Co zmalowałeś?
Stiles
westchnął.
- Nic. Byłem w
sklepie na zakupach, zawył alarm, nagle ktoś zaczął strzelać, okazało się, że
to pan Argent, nic mi nie jest, koniec historii. – Stiles uśmiechnął się
szeroko do taty, mając nadzieję, że odpuści.
Nawet jeśli
wiedział, że nie odpuści, nie zaszkodziło spróbować, prawda?
Ojciec
spojrzał na niego, mrużąc oczy.
- Stiles.
Byłeś w sklepie jak zawył alarm czy pojawiłeś się w nim dopiero po tym, jak
zaczął wyć?
- Em, no…
Teoretycznie pojawiłem się już po… - Po minie ojca widział, że jest w
tarapatach. – Byłem przed sklepem, kiedy zaczął wyć! – zawołał obronnie.
- Wiesz, że to
nie są przelewki! Biedna pani Clarkson została dosłownie rozerwana na strzępy!
Nie chcę, żeby było choć najmniejsze prawdopodobieństwo, że to może spotkać
ciebie.
Stiles pokiwał
gorliwie głową. Ani trochę nie uśmiechało mu się bycie rozrywanym na strzępy i
miał nadzieję, że uda mu się tego uniknąć.
Ojciec mierzył
go wzrokiem przez cały posiłek, ale nie próbował już wrócić do tematu. Obaj
wiedzieli, że jeśli Stiles będzie chciał wyjść z domu podczas alarmu to nic go
nie zatrzyma.
Po obiedzie
Stiles pozmywał i pojechał do Scotta. Jego tata nie był z tego do końca
zadowolony. Zawsze po atakach bestii nalegał, żeby Stiles został mimo wszystko
w domu, nawet jeśli koniec alarmu oznaczał, że bestia wróciła z powrotem do
lasu.
Scott i
Allison omal się nie posikali z wrażenia, kiedy Stiles opowiedział im o tym, co
zaszło w sklepie. Początkowo Stiles próbował wyciągnąć jakieś informacje o
bestii od Allison. Pochodziła z rodziny łowców, więc powinna sporo wiedzieć o
nich i bestii, która terroryzowała ich miasteczko. Okazało się jednak, że
rodzina Allison dobrze pilnowała, żeby z niczym się przy niej nie wygadać. Mama
często zabierała ją na zakupy, kiedy jej ojciec organizował spotkania i omawiał
ważne kwestie ze swoimi ludźmi. Kolejna podejrzana rzecz, jeśli Stiles miał być
szczery, ale cóż…
- Coś twoja
rodzina nie ma szczęścia, Allison – wyszczerzył się, szturchając ją lekko. –
Tyle miesięcy polowań i nic.
Scott wywrócił
oczami, a Allison wzruszyła ramionami.
- Coś ostatnio
złapali – przyznała niechętnie.
- Serio? – spytał
Scott. – Czemu wcześniej nic o tym nie słyszałem?
- Nie
wiedziałam, że tak cię ten temat interesuje.
Allison nie
lubiła mówić o tym, czym zajmowała się jej rodzina, więc Scott starał się nie
poruszać z nią tematu polowań. Tak się jednak składało, że nie zawsze dało się
to zrobić.
- No? Co
złapali? – dopytał Stiles.
- Nie jestem
pewna. – Zmarszczyła brwi. – Udało mi się tylko raz usłyszeć, że to zabili i
nie próbują wejść do lasu i wytropić reszty, bo bestie są zbyt silne i nie
daliby im rady.
- Jest ich
więcej?
- Na to
wychodzi. Powiedziałabym nawet, że znacznie więcej, skoro boją się wejść z
całym swoim arsenałem do lasu.
- Podejrzane –
skwitował Scott.
Allison znowu
tylko wzruszyła ramionami.
- Kiedy
dokładnie zabili jedną? – spytał Scott, marszcząc brwi. – I czemu nikt o tym
nie wie? Wiesz, wszyscy chcą wiedzieć, jak to coś w ogóle wygląda i co to jest.
- Nie gadam o
tym z rodzicami – ucięła. Westchnęła ciężko. – Też jestem ciekawa o co ten cały
szum, serio. Wiecie, jakie to irytujące, że wszyscy milkną, kiedy tylko
pojawiam się w pobliżu? Czuję się jak trędowata. Czasami odnoszę wrażenie, że
moja rodzina bardzo dobrze wie, co ukrywa się w tych lasach, ale po prostu nie
chce tego przyznać.
- Cóż, jeśli
to prawda, to dobrze udaje im się strzec tego sekretu – dodał Stiles, bawiąc
się sznurkiem od swojej bluzy.
Zaraz po tym,
jak ataki się zaczęły, ich miasteczko stało się sławne. Praktycznie w całym
stanie mówiono o tajemniczej „postaci, która poluje na ludzi i zostawia ich
szczątki w kawałkach”. Gdy tylko ekipa telewizyjna pojawiła się w mieście i
zaczęła węszyć w lesie, bestia rozpłynęła się w powietrzu. Nikt nic nie widział
ani nie słyszał. Nawet rodzina, która od lat mieszkała w tym lesie twierdziła,
że nic nie widziała i że czuje się tam zupełnie bezpiecznie. Szybko
stwierdzono, że te całe „ataki” to po prostu zagrywka, żeby przyciągnąć uwagę.
Gdy po jakimś czasie bestia uderzyła po raz kolejny, nikt się już tym nie
zainteresował. Rodzina Allison wzięła na siebie ciężar ochrony ludzi. Udało im
się zagnać bestie do lasu i założyć czujniki, dzięki którym ludzie mieli
większe szanse na przeżycie, kiedy bestie atakowały miasto. Od tamtej pory nikt
nie widział ani jednego członka rodziny, która została po drugiej stronie.
Stiles nawet nie chciał sobie wyobrażać, co te bestie z nimi zrobiły.
Wiedział o
całej tej sprawie całkiem sporo nie tylko dlatego, że był wścibskim smarkaczem
i nie mógł się oprzeć szukaniu poszlak, kiedy w ich nudnym jak flaki z olejem
miasteczku wreszcie zaczęło coś się dziać. Zdobycie dodatkowych elementów
układanki było o wiele prostsze dzięki jego ojcu, który pracował nad tą całą
sprawą w policji. Nie raz i nie dwa jego ojciec przychodził do domu
sfrustrowany, nie potrafią rozwikłać zagadki, jaką były bestie. Jego ojciec nie
był głupi – jeśli jakaś sprawa mu śmierdziała, to coś było na rzeczy. I skoro
twierdził, że to nie były ataki zwierząt, mógł mieć rację. Najłatwiej byłoby
iść do lasu i się przekonać, jaka jest prawda, ale Stiles nie był aż taki
głupi, żeby to zrobić. Aż tak mu się nie nudziło.
Mimo
posiadania wielu elementów układanki, nijak nie był w stanie tego połączyć w
całość. Coś go ciągnęło do tej całej sprawy. Nie dziwił się, że jego ojciec
jest nią tak sfrustrowany.
- Na pewno
mieli powody, żeby nie mówić nikomu, czym są te bestie – powiedział Scott
pocieszająco. Allison była wyraźnie przygaszona przez ich rozmową.
- Właśnie –
poparł Stiles tylko dla świętego spokoju, bo ani trochę w to nie wierzył. –
Może prawda jest bardziej przerażająca niż ludzie myślą i nie chcą siać paniki.
Jestem pewny, ż wszystko wkrótce się wyjaśni.
Allison
uśmiechnęła się blado. Scott wcale nie tak subtelnie zmienił temat, pytając o
film, który Allison chciałaby obejrzeć, bo była to jej kolej wybierania. Nie
wracali więcej do tematu polowań, ale Stiles i tak nie mógł się skupić na
filmie, cały czas się zastanawiając, co takiego żyło w lesie, że było w stanie
sterroryzować całe miasteczko.
Kilka
kolejnych tygodni minęło bez większych ekscesów. Alarm zawył jeszcze dwa razy,
ale znowu nikogo nie udało się złapać. Nawał pracy w szkole zmusił Stilesa do
porzucenia gdybania o bestii w pobliskich lasach i skupieniu się na nauce.
Popołudniami spotykał się ze Scottem i grali na Playstation, udało im się
wślizgnąć na imprezę tych bardziej odlotowych dzieciaków z ich szkoły, kilka
razy musiał zostać w kozie za pyskowanie do nauczycieli, dalej grzał ławkę w
drużynie lacrosse… Nic nowego.
Gdy w piątek
pani Madson wreszcie wypuściła go z kozy, na dworze było już ciemno. Był
okropnie zły, że musiał spędzić ostatnie trzy godziny w piątkowe popołudnie w
bibliotece, sortując książki, ale cóż, mógł się tylko cieszyć, że nie dostał
sprzątania szatni sportowej tak jak dwie inne osoby. Tego smrodu by nie
przeżył.
W drodze do
domu postanowił jeszcze zajechać do sklepu z komputerami po ładowarkę do
laptopa, bo jego w jakiś magiczny sposób została uszkodzona. Nie miał pojęcia,
jakim cudem mógł przetrzeć gumę do gołego kabla (i nawet trochę dalej), ale
hej, to w końcu był on. U niego wszystko było możliwe. W każdym razie,
ładowarka działała, ale jeśli coś by się stało i jego laptop by się spalił, na
nowy musiałby czekać pewnie do śmierci, więc wolał kupić nową ładowarkę – nawet
jeśli wydanie tej kasy sprawiało mu fizyczny ból – i być spokojnym o laptopa.
W sklepie
komputerowym nikogo nie było. Nawet sprzedawca się gdzieś zawieruszył, więc
Stiles wzruszył ramionami i wszedł między półki, szukając odpowiedniego kabla.
Trochę się znał na komputerach i nie było to specjalnie trudne.
Gdy znalazł
odpowiednią ładowarkę, wziął ją ze sobą do kasy. Sprzedawca dalej się nie
pojawił.
- Halo? –
zawołał Stiles. – Jest tu ktoś?
Nikt mu nie
odpowiedział, ale na zapleczu paliło się światło, więc trochę zirytowany
postawą sprzedawcy postanowił tam zajrzeć.
Coś poruszyło
się gwałtownie przy drugich drzwiach i nagle Stiles stanął twarzą w twarz z
facetem w kominiarce na głowie i pistoletem w ręce.
- O, kur…
Zanim
skończył, usłyszał dwa strzały i poczuł nagły ból w boku i ramieniu. Obejrzał
się ze zdumieniem i zdał sobie sprawę, że z zaplecza wyszła druga osoba w
kominiarce.
Stiles upadł, dysząc
ciężko. Miał nadzieję, że szok nie przerodzi się w atak paniki, bo dwie rany
postrzałowe i atak paniki mogły tworzyć zabójczą kombinację i to dosłownie.
Drżał, leżąc
na podłodze i zastanawiając się, ile minie czasu, zanim się wykrwawi. A może go
zastrzelą? Może…
Jego myśli
przerwał podniesiony głos mężczyzny.
- Oszalałeś?!
Czemu do niego strzeliłeś?!
- Sorry,
spanikowałem – odezwał się drugi. Jego głos był spokojny, zupełnie jakby cała
sytuacja nie zrobiła na nim wielkiego wrażenia.
-
Spanikowałeś?! – niemal krzyknął ten pierwszy. – Przyszliśmy tutaj po sprzęt, a
nie zabić jakiegoś dzieciaka. Co my teraz z nim niby zrobimy?!
- Skąd mam,
kurwa, wiedzieć?! Mówiłem ci, spanikowałem! – podniósł głos.
- Ja pierdolę.
Co teraz? Co teraz?!
- Uspokój się,
zaraz cos wymyślę.
Stiles zamknął
oczy. Dzięki adrenalinie jeszcze nie czuł bólu, ale podejrzewał, że nie potrwa to
długo.
- Szkoda, że
ty nie byłeś taki spokojny, kiedy zobaczyłeś tu dzieciaka! Posadzą nas na
wieki, jeśli ktoś się o tym dowie!
- Więc musimy
zadbać, żeby nikt się o tym nie dowiedział, prawda? Jezu, stary, nie panikuj!
Powiedziałem, że coś, kurwa, wymyślę! Daj mi pomyśleć, co?!
Nie brzmiało
to dobrze. Stiles sięgnął ręką do kieszeni, chcąc zadzwonić na policję, ale
ręka drżała mu tak mocno, że jeden z napastników od razu to zauważył i
przydepnął mu nadgarstek żołnierskim butem, blokując mu jakikolwiek ruch.
- Kitty zajęła
się kamerami, prawda? Nikt nie będzie wiedział, co tutaj zaszło. Sprzedawca nie
widział naszych twarzy, mamy kominiarki. Dzieciaka też nie widział, bo ciągle
jest nieprzytomny. Musimy się tylko pozbyć dzieciaka i po kłopocie.
- Jak niby
zamierzasz to zrobić, Einsteinie? – spytał wyraźnie podenerwowany ten pierwszy.
– Jak znajdą ciało to po nas! Wiesz, że to zawsze wypływa! Mój brat nie
skończył w pierdlu przez przypadek! Nie zamierzam pójść w jego ślady, ty głupi…
- Zamknij się!
Zamknij się! ZAMKNIJ SIĘ! – Zapadła cisza. – Dziękuję – dodał zupełnie
spokojnie. – Jedyne co musimy zrobić, to pozbyć się ciała. Wyrzucimy go w
lesie.
Stiles
otworzył szeroko oczy. W lesie? Nie. Nie, nie! Nie mogli go tam wyrzucić!
- W lesie? –
spytał ten zdenerwowany głupio.
- Tak,
kretynie, w lesie! Z lasu nikt nie wraca, tam mieszka ta bestia, która zabija!
Zawieziemy go do lasu i wyrzucimy, a bestia zajmie się nim za nas. Pewnie
przyjechał tu samochodem, więc zaparkujemy go przed lasem. Wszyscy pomyślą, że
dzieciak był na tyle głupi, żeby tam wejść. Ciało zniknie i po kłopocie.
- Okej. Zróbmy
to – zgodził się po chwili panikarz.
Stiles sapnął,
kiedy jeden z napastników podniósł go z podłogi, zarzucił sobie na ramię i
wyniósł ze sklepu. Ten drugi zabrał się w tym czasie za ścieranie jego krwi.
Sklep był na
uboczu, a poza tym było ciemno, więc Stiles wątpił, żeby ktoś zauważył, co się
dzieje i zadzwonił na policję.
W terenowym
samochodzie siedziała ciemnowłosa kobieta.
- Co ty
robisz? – spytała. – Kto to jest?
- Matt go
przypadkiem postrzelił. Wyrzucimy go do lasu, żeby pozbyć się śladów.
- Nic nie
potraficie zrobić dobrze, co, półgłówki? - spytała, ale nie zareagowała w żaden
sposób na insynuację, że zamierzają zostawić w lesie człowieka na pewną śmierć.
– Dobrze chociaż, że mamy to, po co przyjechaliśmy.
Ból nasilał
się i nasilał z każdą chwilą, w pewnym momencie do tego stopnia, że Stiles
stracił przytomność. Gdy się ocknął, jeden z mężczyzn wywlekał go z samochodu.
Ten drugi przyjechał jego samochodem i zaparkował go obok. Kobieta wzięła od
niego klucze i wsadziła mu je do kieszeni spodni.
- Kto go tam
zaniesie? – spytał jeden lekko przestraszony. – Nie chcę, żeby bestia mnie
zjadła. Matt? Ty go postrzeliłeś, ty go tam zanieś.
- Spierdalaj,
nie ma mowy, nie wejdę tam! Ja wymyśliłem, co z nim zrobić. Ty idź!
- Ale z was
cipy – stwierdziła „Kitty”. Złapała Stilesa za bluzę i dosłownie zaciągnęła do
lasu. Miała sporo siły jak na kobietę. Nie zawahała się ani trochę przy
przekraczaniu granicy. Właściwie to zaciągnęła go do skarpy, która znajdowała
się jakieś dwieście metrów od ściany lasu i zrzuciła go w dół. Nawet gdyby
bestia jakimś cudem nie zauważyła, że Stiles pojawił się w lesie, wdrapanie się
z powrotem z takimi obrażeniami nie wchodziło w grę.
- Słodkich
snów, skarbie.
Stiles
otworzył oczy, patrząc na koronę drzew i pojedyncze gwiazdy rozproszone na
niebie. To było w pewien sposób ironiczne, że mimo bestii żyjącej tuż pod jego
nosem, to właśnie ludzie przyczynią się do jego śmierci. Stiles poważnie
wątpił, żeby coś zostało dla bestii, kiedy ta już go dopadnie. Podejrzewał, że
do tego czasu straci przytomność i to będzie na tyle.
Wiedział, że
Argentowie patrolują las dzień i noc. Nabrał powietrza w płuca i próbował ich
zawołać, ale jego głos był zbyt słaby. Podejrzewał, że jeśli by go usłyszeli,
weszliby do lasu, żeby mu pomóc. Jeśli ktoś miał jaja, żeby spacerować po tych
lasach w takich okolicznościach, to byli to Argentowie.
Gdy plan A
zawiódł, Stiles wyciągnął z kieszeni telefon i chciał zadzwonić po pomoc, ale
nie miał zasięgu. Został więc tylko plan C - zebrał resztkę energii, jaka mu
jeszcze została i postanowił chociaż spróbować wdrapać się na tę skarpę. Nic
nie stało na przeszkodzie, żeby spróbować. No, może przeszywający na wskroś
ból, ale jeśli miał szansę ujść z życiem, był w stanie to znieść.
Tak jak
podejrzewał na początku, wdrapanie się do góry byłoby cholernie trudne, nawet
gdyby był zupełnie zdrowy i w pełni sił. Zrobienie tego z kulą w boku i
ramieniu – bez szans. Sturlał się na dół i omal nie zemdlał od razu, kiedy
przez jego ciało przeszła kolejna fala bólu.
Głupia
ładowarka do laptopa. Pojechał do sklepu po głupią ładowarkę do laptopa. Tylko
tyle wystarczyło, żeby go zabić.
Coś
zaszeleściło na górze skarpy, więc Stiles uniósł wzrok z nadzieją, że ktoś z
rodziny Allison go usłyszał i przyszedł na pomoc.
Jedyne, co
zobaczył w ciemności, to para jarzących się żółtych oczu.
Potem stracił
przytomność.
Wydawało mi się, że ostatni post dodałam z jakieś trzy miesiące temu i aż się przestraszyłam, że już minęło tyle czasu, ale na szczęście nie.
Jak widzicie, nowe opowiadanie to ff do Teen Wolfa. Zostawiłam imiona, tak jak to oryginalnie piszę, bo bardzo lubię ten serial, ale jeśli większość z Was wolałaby zobaczyć tutaj zupełnie zwyczajne imiona, niepowiązane z serialem, mogę to zmienić.
Miałam najpierw ogarnąć wszystko przed publikacją, ale zostawiłam notatki w Polsce i nie mam pojęcia, kiedy po nie pojadę, więc pomyślałam fuck it. Kiedyś pisałam bez notatek, więc teraz też się jakoś zepnę.
Średnio stoję z internetem jak na razie, ale jak tylko wreszcie go podłączą, skończę zakładkę "Więzi". Wydaje mi się, że brakuje dwóch ostatnich rozdziałów?
To chyba tyle? Mam nadzieję, że opowiadanie się Wam spodoba. Czytałam ten rozdział chyba ze sto razy i dalej nie wiem, co o nim myśleć. Poratujcie mnie opinią, na tym etapie jeszcze mogę wprowadzić zmiany, zanim zaliczę jakąś wtopę ;)
Pozdrawiam!
ZOSTAW IMIONA
OdpowiedzUsuńOstatnio cierpie na niedobór Stereka i ogólnie TW bo czekam na ten 6 sezon 😬
Domyślam sie, że w lesie ukrywają sie wilkołaki. Jestem ciekawa jak sie to potoczy, a znając ciekawość Stilsa będzie ciekawie 😁
Nie zmieniaj imion :) W końcu to fanfik teenwolfowy ;) Czekałam na nowe opowiadanie i strasznie mnie ucieszył nowy wpis, a jak zobaczyłam że to będzie Stiles to radość podwójna ;) Zaczyna się ciekawie, mam nadzieję, że chłopak ze sklepu był tym, kim myślę i że to uratuje tyłek Stiles w lesie, trzymam kciuki za wenę i szybki następny wpis :)
OdpowiedzUsuńpieskun
A jaki ma tytuł to opowiadanie?
OdpowiedzUsuńMało oryginalne - "Więź 2". Uznałam, że skoro jest to opowiadanie fantasy i - znowu - o więzi, to tytuł będzie trafny.
UsuńPozdrawiam!
No właśnie jaki tytuł, fajnie że jest coś nowego:-0
OdpowiedzUsuńHej, hej 😀 Fajnie że zaczęłaś nowe opowiadanie :) Co prawda nie oglądam tego serialu ale mniej więcej wiem o co chodzi więc czekam z niecierpliwością na tą tytułową bestię :) Ciekawe co tym razem nam zaserwujesz? Bardzo dziękuję i ogromu weny życzę 😀
OdpowiedzUsuńOpowiadanie nie jest w żaden sposób kanoniczne, więc nie musisz się martwić. Czytałam na ao3 ff do TW, gdzie wilkołaki utknęły w lesie po wojnie z ludźmi i przyszło mi to do głowy.
UsuńOsoby, które znają fabułę TW będą w stanie szybko się zorientować, kto jest czarnym charakterem w całej historii :)
Pozdrawiam!
Wow... po mału zmieniam się w mistrza czytania ff bez obejrzenia/przeczytania tego na czym są one oparte.... ale co tam! Rozdział super i niecierpliwie czekam na ciąg dalszy :)
OdpowiedzUsuńWeszłam po długiej obecności na twój blog z zamiarem przeczytania po raz kolejny tego samego ff ,bardzo się cieszyłam że publikujesz nowe rzeczy rozdział świetny i czekam na więcej :D
OdpowiedzUsuńNao
Super, że wróciłaś już do nas :)
OdpowiedzUsuńPrzyznam się, że nie oglądałam tego serialu, ale może dzięki Twojemu opowiadaniu nadrobię zaległości :)
Zapowiada się bardzo ciekawie :)
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Imion nie zmieniaj.
OdpowiedzUsuńBardzo fajny rozdział, nie mogę się doczekać co się stanie dalej.
Jezuu! To opowiadanie jest świetne.Jezu, ten rozdział tak mi się spodobał i tak bardzo chce wiedzieć co dalej :( Błagam, nie trzymaj mnie długo w niepewności. Uwielbiam Teen Wolf! Mysle, ze to będzie super fanfik, znając Twoje możliwości :D
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i nie zmieniaj imion. Jest dobrze. Mam nadzieję, ze to Pan D, który go uratuje :D
O Matko *-* nigdy nie oglądałam Teen Wolf, ale co tam <3 Opowiadanie SUPER, nabrałam do Ciebie zaufania, więc wiem, że tego nie sknocisz :D czekam na więcej
OdpowiedzUsuńSterek! Hura!
OdpowiedzUsuńCierpię na brak tego parringu, zwłaszcza, że tylko dla tego zaczęłam oglądać WT. Później wiadomo, akcja mnie wkręciła, Stereka nie było itd.
No ale dla mnie oni i tak zawsze będą jednym z paringów na których niedobór będę cierpieć zawsze, nieważne, ile opowiadań przeczytam.
Znaczy... zakładam, że to Sterek, bo albo czegoś nie doczytałam, albo jestem do tyłu z odcinkami i zahaczasz o coś, co jest w 4/5 sezonie, których nie oglądałam jeszcze. Ale mniejsza o to, jakoś dam radę.
Stiles w tarapatach, to chyba jest tak oczywiste, ze aż zaskakujące. No bo naprawdę, niech go ktoś w końcu na prawdę przemieni i będzie z nim św spokój. Chociaż z drugiej strony tak jest zabawnioej. Zwłaszcza, jak lata z baseballem. on jest jak polska pogoda, pogrzana i nieprzewidywalna.
Chyba jeszcze nigdy w życiu nie pochłąnęłam takiej ilości tekstu w tak krótkim czasie. No ale to twoje, poza tym TW. Czyli jedna z najlepszych mieszanek jake można sobie wymarzyć.
czekam na następny rozdział.
Nie przejmuj się, że zrobiłaś sobie przerwę. Każdy ma swoje życie, a pisanie bo terminy można o kant stołu roztłuc. Pisanie powinno być przede wszystkim hobby i odskocznią od problemów codzienności.
Nie, zebym nie tęskniła, bo mimo, że sama mam mega zaległości w czytaniu blogów, to twój staram sie odwiedzać w miarę regularnie i nadrabiać wszystko, to jednak brakowało mi twoich opowiadan. Naprawdę. One są naprawdę inspirujace.
Może dzięki temu opowiadaniu znajdę motywację, aby skończyć TW w najbliższym czasie. W końcu Spartakusa tez obejrzałam tylko dzieki twoim shotom, szczególnie Barce.
Weny życze
Inna
Rozdziały będą dodawane regularnie?
OdpowiedzUsuńPostaram się dodawać je tak jak ostatnio, czyli mniej więcej co 8-9 dni. Do świąt Bożego Narodzenia nie powinnam mieć problemów z regularnym publikowaniem, a potem się okaże, co dalej.
UsuńPozdrawiam!
Cieszę się, że zdecydowałaś się napisać coś z Teen Wolfa :)
OdpowiedzUsuńLubie serial, ale wszystkie FF ze Sterekiem są moim uzależnieniem. Przeczytałam już wszystko, co znalazłam na Ao3, a twój styl pisania bardzo przypadł mi do gustu i aż nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału.
Życzę dużo weny i czasu na pisanie!
Pozdrawiam!
Ale super. Uwielbiam Teen Wolf i tę parę. Idę się zabrać za drugi rozdział. Wenyy 😍😍
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńoch zrobiło się tutaj bardzo ciekawie, pewnie to wilkołaki ukrywają się w tym lesie...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia