Chodził po gabinecie ojca w tę i
z powrotem, próbując wymyślić plan działania, ewentualnego ratunku, znalezienia
rannego wilkołaka... Cokolwiek. Jak
na złość miał pustkę w głowie.
Co on tak właściwie mógł zrobić,
co? Był tylko głupim nastolatkiem, który lubił wściubiać nos w nieswoje sprawy.
Nie miał pojęcia, jak znaleźć Dereka w mieście, a co dopiero dowlec go
bezpiecznie do lasu, omijając przy tym uzbrojonych po zęby łowców. Właściwie to
był pewny, że jego obecność tylko by wilkołakowi zaszkodziła. Stiles stanowiłby
zbędny balast, który pewnie by go przypadkowo zabił.
Minęły prawie dwie godziny, zanim
na komisariat zaczęli napływać policjanci. Alarm wciąż wył, co było równie
niezwykłe jak godzina, w której rozbrzmiały jego pierwsze tony. Stiles już
prawie wspinał się po ścianach z nerwów.
Drzwi do gabinetu otworzyły się i
po chwili ojciec Stilesa spytał, marszcząc brwi:
- Co ty tutaj robisz? Powinieneś
być w szkole.
Szatyn uśmiechnął się niewinnie.
- Ehm, to raczej… długa historia.
- To zrób coś, żeby była krótsza.
- Zerwałem się ze szkoły? –
zaryzykował. Gdy John nie zareagował na słowa syna, ten dodał: - Gdy tylko
usłyszałem alarm, przybiegłem tutaj. Uznałem, że będzie bezpieczniej.
Stiles wiedział, że jego ojciec
nie kupuje tej historyjki ani trochę, ale był obecnie w pracy i nie miał czasu,
żeby się nim przejmować.
- Gdzie twój samochód?
- Eee… Zostawiłem go w… innym
miejscu. Top secret wagarowiczów, tato, nie mogę ci powiedzieć, bo inni
wagarowicze mnie rozszarpią i to moje zwłoki trzeba będzie zidentyfikować, a nie
te zostawiane przez bestię.
- Top secret. – John pokręcił głową. Podszedł
do syna i złapał go za ucho. Stiles jęknął z bólu i wstał czując, że ojciec
ciągnie go w górę. – Po pracy, kiedy ten cały bałagan zostanie już uprzątnięty,
usiądziemy razem jak dwaj mężczyźni i sobie na ten temat porozmawiamy. Teraz
odwiozę cię do domu. Będziesz tam bezpieczniejszy niż tutaj. Im dalej od lasu
tym lepiej.
Rebeka uśmiechnęła się do niego
lekko, kiedy przechodzili obok niej i wychodzili na dwór. John puścił syna, patrząc
na niego z dezaprobatą. Stiles rozmasował sobie ucho.
Wsiadł do samochodu ojca z
westchnieniem i zapiął pas.
- Więc? O co chodzi z tym nagłym
alarmem? – spytał.
John westchnął.
- Cholera wie. Łowcy nie są zbyt
zadowoleni, kiedy próbujemy im pomóc. Twierdzą, że niewyszkoleni ludzie będą im
tylko przeszkadzać.
- Trochę podejrzane – skwitował
Stiles. Jego ojciec nie skomentował tego, co oznaczało, że podzielał jego
zdanie. – Czyli… nic nie złapali?
- Interesuje cię ta bestia, he? –
John zerknął na niego, parkując na podjeździe pod domem. – Czy też może raczej
to, co przydarzyło ci się w lesie?
- Byłem zbyt naćpany, żeby
cokolwiek z tego miało jakiś sens.
- Zmykaj do domu. Zamknij się w
środku i nikomu nie otwieraj, okej? Gdyby coś się działo, dzwoń.
- Jasne, tato. Uważaj na siebie.
Wysiadł z samochodu i wszedł do
domu. Dopiero kiedy przekręcił klucz w drzwiach, jego ojciec odjechał. Stiles
westchnął. Siedzenie w domu na tyłku, kiedy Derek mógł zginąć w każdej chwili,
nie wchodziło w grę. Najpierw jednak musiał wymyślić, jak mu pomóc.
Wbiegł po schodach na górę i
wparował do swojego pokoju. Krzyknął, zatrzymując się w progu z przerażeniem.
Na podłodze obok okna, oparty o
ścianę siedział wspomniany wcześniej brunet. Głowę miał lekko spuszczoną w dół,
jego ubranie było zakrwawione i podarte. Całą brodę, szyję i przód koszulki
pokrywała wydobywająca się z jego ust i nosa czerwono-czarna krew, świetnie
widoczna w świetle dziennym.
W pierwszej chwili Stiles
ucieszył się, że Derek żyje. Był co prawda trochę poturbowany, ale to całe
wilkołacze leczenie powinno szybko temu zaradzić. Kilka sekund zajęło mu
zorientowanie się, że Derek kompletnie nie zareagował na jego pojawienie się.
Nawet nie drgnął. Zwyczajnie siedział pod ścianą z ledwo otwartymi oczyma,
którymi wpatrywał się pusto w przestrzeń. Wyglądał na martwego.
- Nie, nie, nie, nie. – Stiles rzucił
swoje rzeczy na podłogę i podbiegł do niego. Opadł przy nim na kolana i chwycił
jego twarz w dłonie. – Derek? Derek, słyszysz mnie? Derek!
Koszulka i twarz wilkołaka były
pokryte nie tylko dziwnie wyglądającą krwią, ale też i potem. Powieki zadrgały
i przez chwilę Stiles złapał z mężczyzną kontakt wzrokowy. Tyle wystarczyło,
żeby przynieść mu ulgą. Derek żył. Jeszcze była nadzieja.
Chwycił za dół koszulki wilkołaka
i ostrożnie podciągnął ją w górę, odkrywając jego brzuch i klatkę piersiową.
Kiedy wyobrażałem sobie, że cię
rozbieram, nie sądziłem, że będę to robił w takiej sytuacji, pomyślał zdenerwowany.
Derek oddychał ciężko, urywanie.
Na brzuchu nie miał żadnych ran,
więc Stiles ostrożnie przechylił go w bok i ułożył na podłodze na brzuchu, żeby
obejrzeć plecy. Sapnął z przerażenia, kiedy zobaczył trzy rany po strzałach, z
których leciała czarna jak smoła krew. Groty dwóch z nich stale tkwiły w
ranach.
Stiles wyciągnął telefon i
zadzwonił pospiesznie do Laury.
- Czemu Derek krwawi czarną
krwią? – spytał, gdy tylko odebrała.
Laura wciągnęła gwałtownie w
powietrze.
- Znalazłeś go? Jest z tobą? –
spytała z napięciem.
- Znalazłem go w swoim pokoju. Krwawi
czarną krwią. Laura, te rany nie wyglądają, jakby miały się zaleczyć w
najbliższej przyszłości. Co się z nim dzieje? – zapytał szybko, spanikowany.
- Tojad. Musieli zatruć strzały
tojadem.
Stiles zagryzł dolną wargę. Derek
poruszył się i stęknął. Z jego ust na podłogę wyciekło jeszcze więcej czarnej
krwi. Nastolatek pogłaskał go uspokajająco po ramieniu.
- Jak mu pomóc?
- Usuń tojad z jego organizmu.
- Co? Jak?!
- Wypal go! – warknęła Laura. –
Oczyść ranę i ją wypal. Czarna krew oznacza, że jego organizm się broni.
- O-okej, postaram się.
Rozłączył się i rozejrzał czując,
że drżą mu ręce. Wziął głęboki oddech i zabrał się do pracy. Zebrał wszystko,
co mogło mu się przydać – ręczniki, miskę z wodą, dwie zapalniczki, palnik
gazowy – i chwycił za jedną z ułamanych strzał. Zacisnął zęby i pociągnął.
Mężczyzna drgnął. Z jego ust wydostał się głośny jęk bólu.
Dziura po strzale była dwa razy
większa niż do tej pory. Stiles był o krok od zwymiotowania, ale wiedział, że
nie może sobie na to pozwolić. Chwycił za drugi grot. Pociągnął. Jeszcze więcej
krwi i kolejne odruchy wymiotne. Zakrył twarz jedną ręką, biorąc do ręki palnik.
Odetchnął kilka razy, po czym przystawił go do rany Dereka i odpalił
zapalniczką.
Brunet krzyknął, próbując się
odsunąć, ale był zbyt słaby. Zapach palonej skóry wysłał Stilesa do łazienki,
gdzie zwymiotował spektakularnie, czując kolejne torsje na samą myśl o
przypalaniu skóry Dereka. Zdołał podnieść się z kolan tylko dlatego, że
wiedział, że jeśli nie da rady, to Derek umrze.
Opróżnienie zawartości żołądka
odrobinę pomogło. Odrobinę. Cała
czynność nadal była przerażająca i odrażająca. Gdy pierwsza z ran zaczęła
wreszcie krwawić na czerwono, Stiles domyślił się, że toksyny już nie ma.
Zabrał się więc za kolejną ranę.
Przy trzeciej miał spore problemy
z utrzymaniem Dereka. Musiał usiąść mu na biodrach i ścisnąć je udami. Usuwanie
tojadu z ran musiało działać, bo z każdą chwilą Derek miał więcej sił. Wydawał
się bardziej przytomny niż jeszcze kilka minut wcześniej, co Stiles uznał za
dobry znak.
Alarm ciągle wył.
- Wytrzymaj, Derek – poprosił. –
Muszę się pozbyć trucizny, nie dam rady, jeśli będziesz się kręcił.
Derek nie odpowiedział, ale z
pewnością zrozumiał, bo leżał o wiele spokojniej niż wcześniej, zaciskając
dłonie w pięści i zaciskając zęby. W pewnym momencie zwymiotował na podłogę.
Wymamrotał coś pod nosem, coś co mogło być przeprosinami, ale Stiles to
zignorował.
Gdy wreszcie skończył, odetchnął
z ulgą i odsunął się. Derek oddychał ciężko, ale oddychał i tylko to się
liczyło.
Stiles z trudem przesunął go po
podłodze z dala od bałaganu i krwi. Ostrożnie zdjął mu koszulkę przez głowę. Zmarszczył
brwi. Rany już powoli zaczynały się zasklepiać. Nie leciała z nich krew, ale
nadal wyglądały poważnie.
Wziął w rękę czysty ręcznik,
namoczył go w wodzie i zaczął obmywać mężczyźnie plecy. Odwrócił go, chcąc to
samo zrobić z szyją, kiedy nagle na jego nadgarstku boleśnie zacisnęły się
palce wilkołaka, z którego ust wydostał się ostrzegawczy, zwierzęcy warkot.
Obnażone zęby były ludzkie, ale nie mniej przerażające niż wilcze.
Stiles jęknął z bólu, zaskoczony
tym, jak wiele sił Derek jeszcze posiadał. Ich wzrok spotkał się na chwilę.
Derek patrzył na niego kilka długich sekund jarzącymi się, niebieskimi oczami,
zanim jego ciało się zrelaksowało i go puścił. Odsunął nawet trochę głowę, żeby
nastolatek miał lepszy dostęp. Dopiero po chwili Stiles zrozumiał, że Derek
okazywał mu w ten sposób ogromne zaufanie. Gardło i brzuch to w końcu
najbardziej podatne na zranienie miejsca na ciele wilka.
Pogłaskał go lekko po policzku w
podziękowaniu. Wiedział, że nie powinien tego robić, Derek z pewnością uważał
go za irytującego bachora, ale Stiles nie mógł się oprzeć komuś wyglądającemu tak. Chyba tylko święty dałby radę.
Po zmyciu krwi z twarzy i szyi
bruneta, Stiles pomógł mu dostać się na łóżko.
- Aiden i Ethan? – spytał cicho
Derek, kiedy Stiles zdejmował mu buty i skarpetki.
- Bezpieczni w lesie – odparł
nastolatek, pomagając mu się ułożyć i szczelnie otulając go kołdrą. Chciał go
pogłaskać uspokajająco po głowie, ale nie odważył się. W normalnej sytuacji
Derek pewnie odgryzłby mu za coś takiego rękę. – Odpoczywaj. Musisz nabrać sił,
jeśli mamy jakoś przeszmuglować cię do lasu.
Stiles był pewny, że Derek mimo
wszystko nie zaśnie. Wilki nie czuły się dobrze w nowych miejscach. Cora
wspomniała mu o tym przy jednej z wizyt. Jeśli coś nie miało na sobie zapachu
członków stada, wilki postrzegały to jako potencjalne zagrożenie lub po prostu
nie czuły się blisko tego bezpiecznie, a przecież łóżko Stilesa nie pachniało
ani trochę jak stado. Można sobie więc wyobrazić jego zaskoczenie, kiedy po
powrocie z łazienki, w której zostawił brudne skarpetki Dereka – dobrze było
wiedzieć, że nawet wilkołakom mogą śmierdzieć skarpetki – Derek spał jak
zabity, z nosem wciśniętym w poduszkę.
Nastolatek westchnął cicho.
Wiedział, że jego ojciec nie wróci do późnego wieczora, więc do tego momentu
raczej nie miał się czym martwić. Potem będzie musiał gdzieś ukryć Dereka,
jeśli nie chciał się tłumaczyć z jego obecności.
Wysłał wiadomość do Laury
podejrzewając, że odchodzi od zmysłów – i cała reszta też – nie wiedząc, co
dzieje się z jej bratem.
„Derek śpi powinno być okej”
Dobra. Zrobione.
Łowcy nie będą szukać wilkołaka u
kogoś w domu, więc na tym froncie mógł czuć się bezpiecznie.
Siedzenie i gapienie się na
śpiącego faceta byłoby trochę przerażające i za bardzo zbliżone do stalkowania,
więc Stiles postanowił zająć się swoją pracą domową. Usiadł przy biurku i
zabrał się za pisanie eseju na historię, który musiał oddać do końca tygodnia.
Esej był warty dwadzieścia procent oceny semestralnej, dlatego zamierzał zrobić
to porządnie.
Odrobienie wszystkich zadań
zajęło mu prawie trzy godziny. Alarm nie przestał wyć ani sekundy. Stiles
podejrzewał, że łowcy mogli go wyłączyć, ale nie chcieli, żeby ktoś wszedł im w
drogę podczas polowania.
Derek spał jak zabity. Poruszył
się zaledwie kilka razy, układając bardziej na brzuchu i jeszcze mocniej wciskając
nos w poduszkę. Stiles zostawił go i postanowił wziąć się za robienie obiadu.
Zdecydował się na ryż z mięsem i warzywami. Był mniej więcej w połowie, kiedy
zadzwonił jego telefon.
Na wyświetlaczu widniało „Tata”.
- No, cześć, tato, co jest?
- Wszystko w porządku? – spytał
ojciec.
- Jasne, wszystko gra. U ciebie?
- Mamy urwanie głowy. Dopiero
godzinę temu skończyliśmy eskortować wszystkich uczniów do domów. Chciałem
przywieźć do ciebie Scotta, ale umówił się już z Allison. – Stiles odetchnął z
ulgą. Jeszcze kilka miesięcy temu nigdy by się nie spodziewał, że ucieszy go
fakt, że Scott olał go na rzecz Allison. – Jeśli alarm nie przestanie wyć, nie
będzie mnie do rana. Mogę cię podrzucić do Scotta i Allison, żebyś nie był sam
na noc.
- Nie, nie trzeba, tato, jest
okej – powiedział spokojnie. – Pogram w gry na komputerze i pooglądam seriale.
Nic mi nie będzie.
- Jesteś pewny?
- Jasne.
- Czułbym się pewniej, gdybyś nie
był sam.
- Tato, jestem w domu zamknięty
na trzy spusty. Serio, nie masz co się martwić. Dam ci znać, gdyby coś się
działo, przecież mnie znasz.
- Tak, tak, wiem. – John
westchnął cicho. – Tak czy siak, miej oczy szeroko otwarte.
- Jasne. Ty też na siebie uważaj.
- Wiem, wiem. Do zobaczenia
jutro.
- Pa pa.
Odłożył telefon na blat kuchenny
i dokończył obiad. Rozdzielił wszystko na dwie porcje i jedną wstawił do
mikrofali, a drugą zjadł. Nie miał pojęcia, kiedy Derek się obudzi, ale na
pewno będzie głodny. Z pewnością nie pogardzi obiadem domowej roboty.
Noc zbliżała się wielkimi
krokami. Stiles wziął prysznic, obejrzał kilka odcinków swojego ulubionego
serialu, z którym był ostatnio w tyle… Siedział jakiś czas przy zgaszonym
świetle i patrzył przez okno… Ulica była zupełnie pusta. Ani śladu łowców, ani
innych wilkołaków. Nikogo. Było już po północy, kiedy wreszcie zdecydował się
położyć. Ustawił sobie budzik na piątą rano przeczuwając, że koło szóstej wróci
jego ojciec, przestawił jedzenie z mikrofalówki do lodówki, żeby się nie
zepsuło, rozścielił sobie na podłodze materac i spróbował zasnąć…
Był zmęczony, ale nie miało to
wielkiego znaczenia. Nie potrafił się odprężyć na tyle, żeby pozwolić sobie na
sen. Jego wzrok ciągle uciekał w kierunku śpiącego mężczyzny, który oddychał
cicho, wtulony w poduszkę. Nie wyglądał już tak źle, jak w chwili, kiedy go
zobaczył całego zakrwawionego. Może do rana jego ciało już zupełnie się uleczy
i będą mogli opracować jakiś plan działania na przeszmuglowanie go z powrotem
do lasu.
Obudził się w środku nocy,
słysząc jak ktoś się tłucze w łazience. Miał wrażenie, jakby wpadł pod pociąg,
kiedy usiadł na posłaniu, trąc zaspane oczy i zastanawiając się, o co chodzi.
Nagle zamarł. Derek. Co jeśli
ktoś przyszedł po…?
Spojrzał w bok. Łóżko było puste.
- Derek?!
- Stiles? – Wilkołak stanął w
drzwiach pokoju, rozglądając się czujnie. Jego oczy zajarzyły się na krótko na
niebiesko. – Wszystko okej? Twoje serce zaczęło bić jak szalone.
Stiles zmarszczył brwi. Derek
spojrzał na niego już normalnymi oczami.
- Słyszysz bicie mojego serca? –
spytał szatyn, momentalnie zapominając o zdenerwowaniu.
- Mamy dobry słuch – odparł
wilkołak.
- Jeszcze powiedz, że wyczuwacie
emocje. – Derek milczał. Stiles sarknął. – Serio?! Czy cokolwiek się przed wami
ukryje?
- Raczej nie – odparł spokojnie,
podchodząc do łóżka i siadając.
- Czujesz się już lepiej? –
spytał Stiles, zapalając lampkę nocną. Widział całkiem dobrze w ciemności, ale
nie na tyle, żeby ocenić stan wilkołaka.
- Mhm.
Stiles wywrócił oczami.
- Zdecydowanie ci lepiej, skoro
znowu gadasz monosylabami. Mogę zobaczyć twoje plecy?
Derek bez słowa odwrócił się do
niego bokiem. Stiles kucnął obok i sapnął, kiedy zobaczył jedynie gładką skórę
i żadnych śladów jakichkolwiek ran.
- To jest… to jest zajebiste! –
Nie mogąc się powstrzymać, przycisnął palce do boku, gdzie z pewnością jeszcze
kilkanaście godzin temu tkwił grot strzały. Derek drgnął.
Stiles momentalnie zabrał rękę i
poczuł, że się rumieni.
- Przepraszam – wymamrotał
zawstydzony. Jego serce zabiło trochę szybciej. Zaklął w myślach. Wilkołak z
pewnością to usłyszał.
- Masz zimne ręce – odparł Derek płasko.
- Och. Och, sorka. Już nie
dotykam. Nie ma nawet śladu po ranach.
- Tylko na zewnątrz.
- Jeszcze się goi? – Derek
skinął. – Okej. To dobrze. To super. Wystraszyłeś mnie na śmierć, wiesz? Przez
chwilę myślałem, że jesteś martwy, to nie było fajne, stary. – Derek nie
odpowiedział. Stiles miał ochotę walić głową o ścianę. Zamiast tego spytał: –
Skąd wiedziałeś, gdzie mieszkam?
Wilkołak spojrzał w okno z
nieprzeniknioną twarzą.
- Tropiłem cię po zapachu.
Stiles skrzywił się. Miał
nadzieję, że to rzeczywiście był zapach, a nie… smród. Czy odór. Czy cokolwiek
innego. Zakodował sobie w myślach, żeby nigdy nie puszczać wiatrów przy
wilkołakach. I zawsze się kąpać przed pójściem do nich. I pewnie tysiąc innych
rzeczy, które będzie musiał rozpracować metodą prób i błędów.
- Co tam się w ogóle stało? Czemu
Ethan i Aiden wyszli z lasu?
Derek pokręcił głową.
- Chcieli zrobić na złość Laurze.
Stiles westchnął.
- Dobrze, że udało ci się ich
znaleźć na czas.
Tego Derek też nie skomentował.
Stiles westchnął po raz kolejny. Kompletnie nie umiał gadać z tym facetem. Nie
chodziło już nawet o to, że w paradę wchodziło mu zawstydzenie i zafascynowanie
nim. Derek zwyczajnie nie chciał gadać, w dodatku sprawiał wrażenie osoby,
którą irytuje jak ktoś paple. A Stiles paplał jak najęty, zwłaszcza kiedy był
zdenerwowany albo zawstydzony. Albo jedno i drugie jednocześnie.
Spojrzał na zegarek. Było przed
czwartą rano.
- Łowcy z pewnością cię dalej
szukają – powiedział. – Mój ojciec wziął drugą zmianę z rzędu, powinien być
tutaj za kilka godzin. Jak wróci, będziesz musiał się gdzieś schować, żeby cię
nie zobaczył. Potem zastanowimy się jak wykiwać łowców i odstawić cię do lasu.
- Mogę wziąć prysznic? – spytał
Derek.
Stiles miał wrażenie, że zaraz
się przewróci. Albo rzeczywiście zacznie walić głową o ścianę. Mocno.
- Czy usłyszałeś chociaż słowo z
tego, co powiedziałem? – spytał z wyraźnym poirytowaniem. Derek spojrzał na niego
lekko zaskoczony, najwyraźniej nie spodziewając się takiej reakcji. Stiles
wywrócił oczami. – Tak, możesz wziąć prysznic. Możesz się też ogolić, jeśli
chcesz. Ręczniki leżą w szafce na dole.
Zapadła cisza. Derek wyglądał,
jakby chciał coś powiedzieć, ale tego nie zrobił, wychodząc z pokoju. Stiles
klapnął na materac i westchnął ciężko.
Jasne, wiedział, że Derek to
zupełnie inna liga, w której on nigdy nie będzie. Tak nigdy nigdy, nawet w
innym życiu, w innej rzeczywistości, w życiu pozagrobowym, ale czy ten koleś
nie mógł z nim normalnie porozmawiać? Nie zabolałoby go, gdyby chociaż postarał
się być miły. Troszkę. Odrobinę. Odrobineczkę. Przecież nie musiał od razu się
z nim zaprzyjaźniać, jeśli Stiles rzeczywiście aż tak go
odrzucał/wkurzał/cokolwiek, ale mógł zachowywać się cywilizowanie. Jak człowiek
lub grzeczny wilkołak, a nie neandertalczyk. Pierdolić jego zajebiste ciało, na
widok którego Stiles ślinił się od tygodni (a nawet nie był gejem! Chyba…).
Cóż, pewnie niejeden facet po poznaniu
Dereka zdał sobie sprawę, że jest co najmniej bi.
Bycie przeciętnym jest do dupy,
pomyślał Stiles, patrząc w sufit. Znał kilka osób, które pewnie miałyby szansę
u Dereka. Do tej pory czuł się dobrze w swojej skórze i nigdy nie chciał się
zmieniać, ale w tamtym momencie po raz pierwszy… po raz pierwszy zapragnął być
kimś innym. Choć raz poczuć jak to jest, kiedy interesuje się tobą ktoś taki
jak Derek Hale.
Matko. W marzeniach.
Obrócił się na bok i zaczął
myśleć o martwych dzieciach, zanim zrobi z siebie jeszcze większego idiotę.
Skoro wilkołaki czuły emocje, z pewnością wyczuwały też podniecenie. Dotarło do
niego, że pewnie dlatego Peter ciągle się podśmiewał, kiedy obserwowali razem,
jak reszta walczyła. Sukinsyn.
Minęło prawie pół godziny, zanim
Derek wreszcie wrócił, ociekając wodą. Wyglądał jak zmokły pies. Stiles
zauważył z ulgą, że Derek założył z powrotem swoje dżinsy. Jego twarz była
gładko ogolona i wyglądał o wiele młodziej niż z dość konkretnym zarostem.
- Jesteś głodny? – spytał
nastolatek, patrząc w sufit.
- Trochę.
Stiles zwlekł się z materaca i
zaprowadził wilkołaka na dół. Odgrzał mu obiad z poprzedniego dnia i postawił
przed nim parujący talerz.
- Smacznego – rzucił, nalewając
sobie wody do szklanki i pijąc ją powoli. Cieszył się, że ma coś, czym może
zająć ręce. – Karmienie głodnego wilkołaka o piątej nad ranem to ostatnia
rzecz, jakiej mogłem się spodziewać. – Derek tylko na niego zerknął z ustami
wypchanymi ryżem. Napił się łapczywie soku, który Stiles podał mu do obiadu –
obiadu? - i wrócił do pałaszowania. Po kilku minutach talerz był już pusty. Nie
zostało na nim nawet jedno ziarenko ryżu. – Albo jestem zajebistym kucharzem,
albo byłeś naprawdę głodny. Jeśli chcesz coś jeszcze to nie ma problemu. Nie ma
za dużo w lodówce, ale co nieco się znajdzie.
- Wystarczy – odparł lakonicznie Derek.
Po krótkiej chwili dodał jeszcze: - Dzięki.
Brzmiało to, jakby „dzięki” ledwo
przeszło mu przez gardło.
- Nie ma sprawy. Chcesz jeszcze
trochę pospać? Mój ojciec niedługo… - Stiles urwał, słysząc samochód
wjeżdżający na podjazd. Derek też musiał usłyszeć, bo przekrzywił lekko głowę,
wyraźnie nasłuchując. – O wilku mowa. Mógłbyś się gdzieś…? – Nim się obejrzał,
Dereka już nie było.
Westchnął cicho, odsuwając
krzesło i siadając przy stole. Usłyszał klucz przekręcany w drzwiach i po
chwili w kuchni stanął jego ojciec.
- Stiles? – John spojrzał na
niego z zaskoczeniem. – Dlaczego nie śpisz? Jest prawie piąta rano!
- Sorka, tato. Obudziłem się i
nie mogłem zasnąć. Wszystko okej?
John skinął, wyraźnie zmęczony.
- Tak. Całą noc było spokojnie.
Podejrzewamy, że alarm się zepsuł, ale Argentowie mają swoje teorie. – John
otworzył lodówkę i wyciągnął z niej puszkę coli. – Do czego to doszło…? Żeby
cywile rządzili w mieście… Nasz szeryf jest dla nich za miękki. I szalony.
- To mało pow… - umilkł, słysząc
drapanie pazurów o drewniane stopnie. Jego ojciec obejrzał się zaskoczony. Nim
Stiles zdążył zareagować, do kuchni wbiegł czarny wilk, siadając przy jego
nodze jak gdyby nigdy nic. – Eee…
To jego sposób na ukrywanie się,
zastanowił się Stiles, patrząc na reakcję swojego ojca.
- Wilk?! – John pokazał Dereka
palcem.
- Pies – skłamał Stiles bez
mrugnięcia okiem. – Zdecydowanie pies. Na sto procent. W Kalifornii nie ma
wilków.
- Wygląda jak wilk. Co on tu do
cholery robi?
- Eee… Chyba obaj czuliśmy się
trochę… samotni? – spróbował.
- Stiles. – John spojrzał na
niego surowo.
Nastolatek westchnął.
- Przypałętał się którejś nocy.
Padało, wyglądał jak siedem nieszczęść. Nie był agresywny, więc mu trochę
pomogłem.
- Chcesz powiedzieć, ze ukrywałeś
przede mną w domu wilka?
- Psa. I nie ukrywałem.
Przychodzi czasami. Tym razem chyba wystraszył się alarmu.
Jego ojciec mierzył wilka
podejrzliwie, nie wierząc ani jednemu słowu Stilesa, ale był zbyt zmęczony,
żeby coś z tym zrobić.
- Idę spać – rzucił tylko, wrzucając
puszkę do śmieci i idąc do swojego pokoju. – Jutro szkoły są pozamykane, więc
nie musisz się martwić wstawianiem. Dobranoc.
Stiles spojrzał na Dereka.
- Serio? – syknął do niego. –
Ciekawe co powie jak zobaczy rozłożony mater… Och, kurka!
Wilk tylko patrzył na niego niewzruszony.
Stiles wbiegł po schodach, żeby szybko uprzątnąć dowody, ale ku jego zdumieniu
materac był wsunięty pod łóżko i na pierwszy rzut oka nie było widać niczego
podejrzanego. Derek przepchnął się w drzwiach obok niego i wskoczył na łóżko,
układając się w nogach.
Stiles pokręcił głową. Był zbyt
zmęczony, żeby użerać się z niewychowanym wilkołakiem. Położył się na łóżku,
nakrył kołdrą i wyłączył budzik, a potem zamknął oczy z nadzieją, że zaśnie i
nie obudzi się przez następnych piętnaście godzin.
Obudziły go promienie słońca,
świecące mu prosto w twarz. Podrapał się po udzie, kręcąc na boki. Jeszcze
chciało mu się spać, pod kołdrą było tak cieplutko i…
Zerwał się. Szkoła. Powinien być
w szkole, przecież…
Jutro szkoły są pozamykane,
przypomniał sobie słowa ojca. Nie musiał wstawać.
Rozejrzał się po pokoju za
Derekiem. Kiedy go nie zauważył, sapnął cicho i zwlekł się z łóżka. Zszedł na
dół do kuchni i ze zdumieniem zobaczył wilka pijącego wodę z miski na podłodze.
John siedział na krześle i obserwował „psa” z lekkim uśmiechem na ustach. Gdy
zobaczył Stilesa w drzwiach, uśmiechnął się do niego.
- Miałeś rację, nie jest ani
trochę agresywny.
- Eee… No...
John pogłaskał wilka po głowie. Derek
oblizał pysk i zamerdał ogonem.
- Piękne z niego stworzenie –
powiedział. – Jak się wabi?
- Eee… Wołałem na niego pies.
John parsknął.
- Bardzo oryginalnie.
- Wiem – wyszczerzył się
nastolatek.
Mężczyzna spojrzał na zegarek na
ręce.
- Będę się zbierał. Ten przeklęty
alarm dalej wyje. Może uda nam się wreszcie przekonać Argentów, żeby go
wyłączyli. Zasiali już wystarczająco paniki.
- Czasami mam wrażenie, że ta
bestia jest dziwnie sprytna. Prawie jak człowiek – rzucił Stiles mimochodem.
- Nie mieszaj się w to, synu. To
zbyt niebezpieczne. Wrócę dzisiaj około szesnastej. Przywiozę nam coś na wynos,
okej?
- Jasne. Uważaj na siebie.
- Ty też. I na tego delikwenta. –
Wskazał głową wilka.
- Się wie.
Ledwo samochód odjechał z
podjazdu, wilk zniknął, a w jego miejsce pojawił się Derek w swojej ludzkiej
postaci. Stiles spłonął rumieńcem i zakrył oczy. Wolał, żeby obraz nagiego
Dereka Hale’a nie wrył mu się zbytnio w pamięć. To byłaby katastrofa.
- Weź się ubierz! – krzyknął
zawstydzony. Kilka sekund po zakryciu oczu już żałował, że to zrobił. W sumie
te widoki byłyby warte…
- Już – odparł Derek i poczłapał
na górę. Stiles odczekał i poszedł za nim.
Kiedy wszedł do pokoju, wilkołak
akurat zapinał spodnie. Stiles otworzył szafę i wyciągnął jedną ze swoich bluz
z kapturem, a potem jeszcze przypomniał sobie o skarpetkach.
- Trzymaj. Powinno pasować.
Derek bez słowa założył jeszcze
bluzę na gołe ciało, a potem skarpetki. Swoje buty znalazł bez pomocy Stilesa.
- Więc? Co teraz? – spytał
nastolatek.
Derek spojrzał na niego i
wzruszył ramionami.
- Teraz idziemy do lasu.
- Chcesz tam tak po prostu wejść?
Co jeśli patrolują granice?
- Zaryzykuję.
- Obu nas przez ciebie zabiją.
Derek obejrzał się w drzwiach
przez ramię.
- Nie musisz ze mną iść.
- Chyba sobie robisz jaja!
Oczywiście, że idę z tobą! – Rozejrzał się w panice za ciuchami na przebranie.
Niecałą minutę później już gnał za wilkołakiem. – Czekaj!
Wsiedli do samochodu i pojechali
w miejsce, gdzie Stiles zwykle parkował, kiedy niósł wilkołakom zapasy. Na
horyzoncie nie było widać żadnego z łowców.
- Ale… czemu? – spytał Stiles. –
Dlaczego nikogo tu nie ma? Co jeśli to podpucha?
Derek wzruszył ramionami.
- Wątpię.
- Co jeśli…?
- Będę musiał szybko uciekać.
Stiles sarknął i wywrócił oczami.
- Serio, stary, jesteś
niemożliwy.
- Nie nazywaj mnie stary –
mruknął Derek, wysiadając z samochodu.
- Jasne – odparł Stiles, dodając
po krótkiej chwili: - Stary.
Derek spojrzał na niego tym swoim
derekowym spojrzeniem, po czym odwrócił się i spokojnym krokiem poszedł w
stronę lasu.
Nikt nie próbował zatrzymać go po
drodze. Stiles poczuł nagle dziwną ulgę i spokój. Dopiero po chwili zdał sobie
sprawę, że irytujący dźwięk alarmu umilkł, pozostawiając błogą ciszę.
Hej :)
Dzięki za pozytywne komentarze i zainteresowanie opowiadaniem. Mam nadzieję, że nie sknocę tego swoim niedoświadczeniem w prowadzeniu wątków kryminalnych ;)
Zmieniłam też główną fotkę na blogu, żeby ją bardziej wpasować w klimat tego opowiadania. Saya Vel Rin już napisała w komentarzu, że jej się podoba, co bardzo mnie cieszy. Dziękuję :* A co na to reszta? Styknie?
Czekam na opinie odnośnie tego rozdziału!
Pozdrawiam!
Cudne, wabi się pies, no no i nikt się nie obraził:-)
OdpowiedzUsuńZ kazda chwila czekając na kolejny rozdział niecierpliwie sie coraz bardziej, dobijam sie pewnie jeszcze tym, ze codziennie sprawdzam czy może juz jest nowy post xD W końcu więcej Stereka 😈💜 nie mogę sie doczekac, az cos sie miedzy nimi wydarzy i czy inni sie dowiedza, ze to wcale nie bestia wychodzi z lasu 😁 Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńUmarłam na rozmowie Stilesa z ojcem! To było takie cudowne xD
OdpowiedzUsuńEh, nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Niby to tylko około 8 dni, ale leci tak wolno ;_;
No nic. Weny! ^^
Poprzednia fotka była świetna, ale ta zdecydowanie lepiej oddaje klimat opowiadania... A co do rozdziału to Derek jak zwykle zachwyca!!! :)
OdpowiedzUsuńMnie tam fotka poprzednia nie przeszkadzała, w opowiadanie wkręciłam się dopiero w poprzednim rozdziale i już wiem jedno - kocham tę historię. ciesze się że dziś pojawił się kolejny rozdział i niecierpliwie czekam na następne. Wątki kryminalne z doświadczenia wiem że wydają się skomplikowane ale gdy się już je piszę okazują się banalnie proste. Trzymam kciuki i życzę weny
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba akcja tego opowiadania :) Fotka również - jest bardzo klimatyczna :) Las wydaje się naprawdę groźny.
OdpowiedzUsuńTrochę mnie niepokoi ze tak bezproblemowo udało się Derekowi wrócić do lasu, trochę to podejrzane.
Derek chyba lubi zapach Stillesa 😉tak dobrze mu się spało z nosem w jego poduszce :) Śmieszne były rozmyślania Stillesa na temat tego co czują i słyszą wilkołaki i jego postanowienia na temat mycia i puszczania bąków, hehe - już i tak co mieli poczuć to poczuli 😉
Dziękuję za świetny rozdział i pozdrawiam serdecznie 😀
Super nowa główna strona :) Oczy Derek fascynują ;)
OdpowiedzUsuńNie spodziewałam się, że Stilles znajdzie w domu Dereka. Wykazał się niesamowitą zaradnością, że nie zemdlał pomagając Derekowi.
"Wabi się pies"- wygrało w dzisiejszym rozdziale xD Derek idealnie się ukrył, czyżby szykował grunt do częstszych odwiedzin w domu Stillesa?
Zastanawiające jest to, że Derek zasnął snem sprawiedliwych w łóżku z Stillesa, choć niby potrzebuje zapachu watahy, aby czuł się bezpiecznie. Nad tą zagadką powinien popracować Stilles, może dojść do interesujących wniosków ;)
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Znowu ich kocham ♡♡♡
OdpowiedzUsuńPierwsze chwile Stereka jezu love
Zapach Stilesa, nie jest taki zły, co psie?
Zacytuje teraz *mam nadzieje ze zacytuje" fragment Pierra i Raimunda autorstwa B.Silvera "nie czuje sie jakbysmy go obrazali mowiac o nim per pies"
Czekam na kolejny rozdzial, a Wiezi *obie czesci* prawdopodobnie zostana moim nowym ulubionym opo ♡.♡
Pozdrawiam i wena życzę SvR
Czytam twoje opowiadania od dluższego czasu niektòre znam już niemalże na pamieć sa wspaniale
Usuńnastoletniego wilkolaka rowniez zaczelan ogladac dzieki twojej tworczosci i dziejuje ci za to bardzo lecz zmiana wizerunku bloga na pierwszy zut oka dla osoby zainteresowanej mowi ze blog jest glownie o wilkach . to niektorych moze zrazic do przeczytania inntch twoich opowiadan nie zwiazanych z fantastyka . dzieki nowemu obrazkowi nadalas blogowi jedna kategorie .
Dobrze, że z Derekiem wszystko ok. Czytając to opowiadanie cały czas serce bije mi jak szalone xD Derek w postaci wilka jest mega uroczy 😍 Nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Weny kochana 🙋🙌🙌
OdpowiedzUsuńSłodziachna z nich parka ^-^
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńtak mi się właśnie zdawało, że Derek będzie u Stillesa, dobrze że mu pomógł, coś mi się zdaje, że Stilles jest traktowany jak członek stada, tym bardziej ja Derek wciskał nos w poduszkę ;]
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia