czwartek, 21 lutego 2019

11.Więź doskonała

W głowie wirowało mu od natłoku myśli. Czy to miało jakiś związek z ich więzią? Ale jaki?
Nie, to pewnie był zbieg okoliczności. Chociaż nie sądził, by w tej sytuacji mógł cokolwiek usprawiedliwiać zwykłym zbiegiem okoliczności. To by jednak wyjaśniało, dlaczego więź chwyciła w przypadku wilkołaka, jeśli pary jednopłciowe faktycznie się nie związywały. Choć wątpił, by była to prawda.
Cholerny Jacob.
Dante patrzył na przeciągającego się wilkołaka. Jego wzrok mimowolnie wędrował między tylnie łapy, gdzie wyraźnie brakowało męskiego wyposażenia. Ten szczyl w wilczej formie był płci żeńskiej! Nic dziwnego, że nie był zachwycony spędzeniem pełni w jego obecności i nie chciał się przyznać, co takiego „innego” jest w jego wilczej formie.
W pierwszej chwili Dante nie chciał wierzyć własnym oczom. Potem pomyślał, że skoro Jacob w kilka sekund potrafi zmienić się z człowieka w wilka i na odwrót, to równie dobrze podczas przemiany mogła ulec zmianie jego płeć. Nie zmieniało to jednak faktu, że była to dla niego szokująca informacja. Nigdy wcześniej nie słyszał o wilkołaku, który miałoby taką zdolność. Lub przypadłość.

– Ja pierdolę – skomentował tylko, kręcąc głową.
Z drugiej strony może mógł to wykorzystać? Skoro wilcza postać Jacoba była płci żeńskiej, to czy nie istniało spore prawdopodobieństwo, że moc alfy zostanie przekazana komuś innego? Jacob coś wspominał – i sam też gdzieś o tym czytał – że zazwyczaj moc przechodzi na synów. Gdyby tak się stało, mieliby wreszcie spokój i nie musieliby ciągle się niepokoić tym, że zostaną zaatakowani.
Dał wilkołakowi jeszcze chwilę, a potem zawołał go do samochodu. Jacob westchnął cicho, ale posłusznie podbiegł do niego. Zaczął drapać do tylnych drzwi, więc Dante otworzył je ze zmarszczonymi brwiami. Jacob wsadził pysk do środka i chwilę grzebał za jednym z przednich siedzeń, zanim cofnął się, trzymując butelkę wody w pysku. Podał ją Dante, który odkręcił nakrętkę i przechylił ją lekko, pozwalając mu napić się wody.
– Znowu będzie ci się chciało lać – zauważył. Wilkołak spojrzał tylko na niego spod byka. – Najwyżej będziesz trzymał. A może trzymała? – Uniósł brwi zaczepnie. Jacob zawarczał na niego, obnażając przednie zęby. – Och, patrzcie, jaka drażliwa.
Jacob najeżył się cały i skoczył do niego. Dante nie zdążył się odsunąć i szczęki zacisnęły się na jego przedramieniu, wgryzając mocno w skórę. Jacob poszarpał go przez chwilę, a potem pchnął przednimi łapami do tyłu, przewracając na tyłek. Wskoczył na tylne siedzenie, przeszedł na miejsce pasażera z przodu i spojrzał na niego triumfująco.
Wampir skrzywił się na widok swojego poszarpanego rękawa i oślinionej ręki, ale nic już nie powiedział. Nie chciało mu się brać udziału w tych dziecięcych zabawach.
Wstał, otrzepał ubrania i zajął miejsce kierowcy. Chwilę później ruszyli w dalszą drogę. Nie był pewny, na ile Jacob utknął w wilczej formie, bo wcześniej jakoś nie przyszło mu do głowy, by o to zapytać. Miał do niego masę pytań, ale te musiały zaczekać.
Minęło kilka godzin, kiedy znaleźli się w zalesionym terenie i Jacob nastroszył uszy, patrząc z ciekawością za okno. Gdy się zorientował, że są w lesie, zaczął piszczeć i skomleć, drapiąc pazurami po drzwiach.
– Nie – zaprotestował Dante. – Już byłeś na siku. Zły pies!
Jacob zaczął wyć, odchylając pysk do góry najmocniej jak mógł, a potem spojrzał na Dante. Gdy zobaczył nieprzejednaną minę wampira, ponownie zawył. A potem kolejny raz. Gdy mina wampira się nie zmieniła, zaczął wyć jeszcze przeraźliwiej i głośniej. Dante miał wrażenie, że popękają mu bębenki w uszach od tego jazgotu.
– Powiedziałem nie! – powtórzył. – Później, dopiero co się zatrzymaliśmy. Hej! – Jacob znowu zawył przeraźliwie.
Wampir zacisnął mocniej dłonie na kierownicy i odetchnął głęboko, licząc w myślach do dziesięciu i starając się zachować spokój. Żył na tym świecie prawie trzysta lat, nie pozwoli jakiemuś szczeniakowi wyprowadzić się z równowagi i to takimi dziecinnymi zagraniami.
 Wypuścił ze świstem powietrze i uśmiechnął się pod nosem, patrząc na wilkołaka. Niech widzi, że jego głupie zachowanie w ogóle nie działa.
Jacob położył uszy po sobie i wyraźnie oklapł, widząc opanowanie swojego towarzysza podróży. Odwrócił od niego wzrok i nagle najeżył się cały, obnażając zęby. Dante spojrzał przed siebie i zaklął, wciskając hamulec do dechy. Drogę zagradzały im dwa piaskowe wilki.
Jacob poleciał na przednią szybę, niezabezpieczony pasami, i kwiknął boleśnie, kiedy mocno w nią uderzył. Wampir wbił wsteczny, chcąc wycofać i uciekać, bo jeśli to byli kolejny członkowie watahy Jacoba, mogło się zrobić nieciekawie. W tylnym lusterku zobaczył jednak kolejnego wilka, a cztery kolejne zachodziły ich po bokach lasami.
Dante zacisnął dłoń na skrzyni i przełączył ją, by jechać do przodu.
BUM!
Coś uderzyło w boczną szybę od strony Jacoba, roztrzaskując ją w drobny mak. Chwilę później to samo stało się z szybą Dante. Obce wilki zaczęły wyć.
Jacob pozbierał się ze swojej skulonej pozycji, otumaniony. Skórę nad prawym uchem miał mocno rozciętą.
Wilki zawyły głośno i wykrzywiły pysk w wyrazie, który do złudzenia przypominał uśmiech. Jacob przekrzywił głowę, patrząc na nie z zaciekawieniem. Obserwował je uważnie przez dłuższą chwilę. Dante zaryzykował spojrzenie na Jacoba i ich wzrok na chwilę się spotkał.
– Jacob… – rzucił ostrzegawczo, ale wilk nie posłuchał. Oczywiście, że nie. Jacob wyskoczył przez wybite okno i zawył głośno, a pozostałe wilki mu zawtórowały, wyraźnie podekscytowane. Nie atakowały ani Jacoba, ani siedzącego w samochodzie wampira. Właściwie to Dante został zupełnie zignorowany, uwaga wilkołaków skupiała się w zupełności na Jacobie.
Dante wstrzymał oddech, kiedy odważniejszy z wilków podszedł do Jacoba i powąchał mu pysk. Jacob odwdzięczył się tym samym. Oba wilki pozostawały czujne, ale nie wyglądały na wrogo do siebie nastawione. Jacob zawarczał, kiedy drugi wilkołak powąchał mu tyłek, ale nie próbował go zaatakować.
– Jacob, wracaj – powiedział cicho Dante, obserwując całe zajście. Zacisnął dłonie na kierownicy, myśląc gorączkowo. Przywołanie do siebie Jacoba nie wchodziło w grę. Dante wiedział, że wilkołak ani myśli go słuchać. Pozostawało mu tylko użycie siły.
Nie był pewny, czy nie ściągnęło ich wycie Jacoba. Mogły usłyszeć jego zawodzenie i chcieć sprawdzić, o co chodzi. Możliwe też, że Jacob nie wył po to, żeby go zirytować, tylko usłyszał je z daleka i chciał się przyłączyć. Wspominał coś, że jeszcze nie spędzał pełni bez innych wilkołaków u boku i może brakowało mu bliskości swoich pobratymców?
Dante naprawdę nie wiedział, czym sobie na to wszystko zasłużył. Dlaczego ze wszystkich osób na świecie, które mogły zostać z nim związane, trafił mu się najbardziej nieokrzesany i uparty dzieciak na całym świecie?
Wilki zawyły wspólnie i zaczęły biec do lasu. Wampir złapał się za głowę, kiedy zobaczył, że Jacob tak po prostu za nimi pobiegł. Przypomniało mu się, jak Finn i jego koledzy wywabili Jacoba w odosobnione miejsce i nie mógł uwierzyć, że to się znowu dzieje.
– Kurwa mać! – zaklął, wyskakując z samochodu jak poparzony i biegnąc za wilkami co sił w nogach. Był szybki, szybszy niż wilkołaki w ludzkiej formie. W wilczej niekoniecznie, ale nadal ich prędkość była na tyle wyrównana, że udało mu się podążyć za ich śladem bez większego problemu. Już przestał się łudzić, że mają jakiekolwiek szanse na wyjście z tego żywym.
Dobiegł do stromej skarpy, w ostatniej chwili łapiąc równowagę. Po jego prawej stronie płynęła rzeka, tworząc mały wodospad. Wilki zeskoczyły po skałach w dół, gdzie spływała woda z góry, tworząc mały zbiornik wodny. Kilka z nich pluskało się w wodzie w swojej wilczej formie. Dostrzegł też kilka ludzkich sylwetek. Część watahy wylegiwała się na brzegu i tam prowadziły Jacoba wilki, które ich zatrzymały na drodze.
– Wampir! – syknął głos za jego plecami.
Dante obrócił się gwałtownie i zacisnął dłonie w pięści, gotowy do walki.
Stał przed nim mężczyzna po trzydziestce, zupełnie nagi i z lekko jarzącymi się oczami. Musiał być członkiem watahy wylegującej się poniżej. To, że tak szybko był w stanie wrócić do swojej ludzkiej formy zdradzało jego doświadczenie i kontrolę. Dante zmierzył wzrokiem jego krępą, aczkolwiek solidnie umięśnioną sylwetkę. Nie sądził, żeby miał problemy z nim jednym, ale biorąc pod uwagę obecność reszty watahy…
– Nie mam złych zamiarów – oznajmił, nie spuszczając z mężczyzny wzroku. – Przybiegłem tu za swoim kompanem podróży. Wasze młode go tu przyprowadziły.
Mężczyzna prychnął, nieprzekonany.
– Jakby jakikolwiek wilkołak przyprowadził na nasze ziemie krwiopijcę!
– Jacob jest wilkołakiem – wyjaśnił Dante. – Sam zobacz. – Wskazał brodą dół, gdzie Jacob wygłupiał się z innymi.
Nieznajomy wyraźnie nie zamierzał spuścić go z oczy. Gdy Dante ani drgnął przez dłuższą chwilę, zbliżył się ostrożnie do brzegu skarpy i zerknął w dół. Gdy dostrzegł Jacoba, jego ramiona lekko się rozluźniły, ale nadal pozostawał czujny.
– Od kiedy to wilkołak podróżuje z wampirem? – spytał mężczyzna, wbijając w niego ostre spojrzenie.
Dante wzruszył ramionami.
– Chcę go zabrać i jechać dalej. Nie szukamy kłopotów.
I tak mamy ich już zdecydowanie za dużo, pomyślał.
– W porządku. Zabierasz szczeniaka i już was tutaj nie ma – powiedział nieznoszącym sprzeciwu głosem wilkołak, a potem wskazał mu skały. – Ty pierwszy.
Dante nie był zachwycony, ale zacisnął zęby i nie zaprotestował. Gdyby próbował się wymigać, mężczyzna mógłby pomyśleć, że ma niecne zamiary względem jego watahy, a naprawdę nie miał ochoty z nimi wszystkimi walczyć.
Gdy zeszli na dół, odetchnął z ulgą. Stanął tak, by nie mieć nikogo za plecami. Kilka wilków w pobliżu poderwało głowy, wbijając w niego zaskoczony i czujny wzrok.
– A ten co? Nagle gej? – mruknął mężczyzna pod nosem, patrząc na jednego wilkołaka, który wyraźnie zalecał się do Jacoba. Westchnął. – Zostań tu. Zaraz wrócę. Nie ruszaj się.
Dante miał ochotę wywrócić oczami. Co niby miał zrobić pod bacznym spojrzeniem tylu par oczu? Chyba tylko wysadzić się w powietrze.
Nieznajomy mężczyzna zatrzymał się nagle, patrząc na Jacoba z wyraźną konsternacją na twarzy. Zamrugał kilka razy, przechylając głowę w bok jak pies. Dante niemal widział, jak obracają mu się trybiki w głowie, nie wiedział tylko, co go tak zaskoczyło.
– Rico, zostaw go w tej chwili! – warknął do młodego wilkołaka, łapiąc go za skórę na karku i odciągając. Wilk położył uszy po sobie, patrząc na mężczyznę błagalnie i z lekkim zaskoczeniem. – Później się z wami, smarkacze, policzę za przyprowadzenie obcych w nasze święte miejsce! – ostrzegł, odsuwając młodego wilka od Jacoba.
Jacob usiadł i zamerdał ogonem jak pies, patrząc na starszego wilkołaka niemal przepraszająco. Mężczyzna wyciągnął do niego rękę i pozwolił ją obwąchać, a potem potarmosił Jacoba za uszami. Głaskał go dłuższą chwilę i delikatnie obwąchiwał. Dante nie miał pojęcia, co on próbuje w ten sposób osiągnąć, ale machnął na to ręką. Nigdy nie zrozumie tych dziwnych istot. Im więcej o nich wiedział, tym dziwaczniejsze mu się wydawały.
– Jeśli obiecasz, że będziecie się zachowywać, możecie zostać na noc – zapowiedział nagle wilkołak, prostując się i spoglądając na Dante przez ramię. – Jutro twój przyjaciel powinien już bez problemu wrócić do swojej ludzkiej formy.
– Wolałbym od razu ruszyć w drogę – zaprotestował Dante, badając grunt.
Wilkołak wzruszył ramionami.
– Jak chcesz. Jeśli dasz radę złapać tego tutaj, proszę bardzo.
Dante zmarszczył brwi. Czy to była prowokacja? Chcieli zobaczyć, jak się zachowa? Cóż…
– Jake! – zawołał wilkołaka, ale ten kompletnie go zignorował. – Jake! – powtórzył, podchodząc do niego. Brązowy wilk prychnął. – Musimy jechać dalej. Idziemy.
Nic.
Pamiętaj, że jesteś cierpliwą istotą, mówił sobie Dante w myślach. Bardzo cierpliwą. Wdech, wydech, wdech, kurwa, wydech.
Zmarszczył brwi i doskoczył do Jacoba, próbując go złapać, ale ten przejrzał jego ruchy i zdołał mu uciec. Dante ponowił próbę, ale po raz kolejny nic z tego nie wyszło. Jacob nie chciał jeszcze iść. Gdy wampir z każdą próbą był coraz bliżej złapania Jacoba, pozostałe wilkołaki zaczęły go sabotować. Podkładały mu łapy, popychały go w tył kolan i ciągnęły za ubrania. Jeden nawet posadził go na tyłku, ciągnąc za kieszeń spodni. Dante nawet nie próbował się odwdzięczyć, bo jak nic wszyscy by się na niego rzucili. Wspinał się więc na wyżyny swojej cierpliwości i próbował mimo wszystko przyszpilić Jacoba, ale było to niewykonalne.
– Dasz już spokój? – spytał, jak się Dante dowiedział, Tony, który przez cały czas obserwował jego poczynania z politowaniem. – On nigdzie nie pójdzie. Daj mu spędzić czas ze swoimi.
– Tylko że tego czasu to ja akurat nie mam – odparł Dante. Westchnął ciężko. Obiecał sobie, że gdy tylko ruszą w dalszą drogę, nieźle przetrzepie mu skórę. Poddał się i podszedł do starszego wilkołaka, a potem usiadł na sąsiednim kamieniu. Nikt im nie przeszkadzał ani nie próbował podejść, choć Dante wiedział, że wszyscy się na niego gapią.
– W takim razie go znajdź. – Tony wzruszył ramionami. Jego wzrok spoczął na szyi wampira, gdzie ciągle znajdowała się blizna po kłach Jacoba. – Myślałem, że tylko srebro was rusza?
– Srebrne kły – skłamał Dante gładko. Powstrzymał odruch dotknięcia pokiereszowanej skóry. – Jeden z moich wujków nie ma za grosz poczucia humoru – brnął dalej z nadzieją, że Tony uzna go za ekscentrycznego i nie będzie drążył tematu. Istniało spore prawdopodobieństwo, że mężczyzna od razu go przejrzał, wszak nie był idiotą. Dokładnie taką samą bliznę miały wszystkie sparowane wilkołaki. Wmówienie mu, że blizna Dante ma inne źródło, wymagało czegoś więcej niż wampirzej ekscentryczności. Mimo to nie zaszkodziło spróbować.
Tony uniósł brwi, ale nie wytknął mu oczywistego kłamstwa. Zamiast tego postanowił uderzyć gdzie indziej.
– Czemu mówisz na nią „on”?
– Bo ją to wkurwia – skłamał po raz kolejny. Tym razem brzmiało to chociaż bardziej wiarygodnie.
Tony prychnął, kręcąc głową.
– Doprawdy nie wiem, jak wy ze sobą wytrzymujecie – powiedział. – I jestem ciekawy waszej historii. Trzeba mieć jaja, żeby sparować się z wampirem. Presja watahy jest zbyt silna, by się jej oprzeć, zwłaszcza w przypadku młodych wilków. Gdy nabieramy odwagi, jest już zazwyczaj za późno. – Usta Tony’ego wykrzywiły się w drapieżnym uśmiechu.
Domyślił się. Dante nie zamierzał pokazać po sobie, że jest mu to nie na rękę, więc westchnął cierpiętniczo i nagiął prawdę po raz kolejny:
– A myślisz, że czemu tak bardzo mi się spieszy? Jego wataha gania mnie po całych stanach, chcąc urwać mi jaja.
Tony zaśmiał się.
– Nie dziwię się. Dbamy o swoje szczeniaki.
Dante przyglądał się mężczyźnie przez chwilę, wahając się. Powinien go spytać? Wcześniej już przyszło mu do głowy, że inne wilkołaki mogłyby im pomóc, ale obawiał się, że wszystkie będą wrogo nastawione. Te początkowo nie były zbyt przyjazne, ale tolerowały jego obecność i zaprosiły Jacoba do wspólnej zabawy. Tony już się zorientował, że są związani, i dalej nie wyglądał na przejętego. Może więc…
– Słyszałeś, żeby kiedyś wampir sparował się z wilkołakiem? – zaryzykował.
Tony wzruszył ramionami.
– Kilka razy – odparł. – A co? Myślałeś, że jesteście wyjątkowi? – Uśmiechnął się pod nosem. – To prawda, że nasze gatunki za sobą nie przepadają, ale bez przesady.
Dante  spojrzał na niego z zainteresowaniem. To było coś nowego. 
– Macie może na ten temat jakieś informacje? – zapytał. – Nasza więź… jest trochę niestabilna. A przynajmniej tak mi się wydaje. Chciałbym ją ustabilizować, ale brakuje mi już pomysłów – przyznał.
– Tak myślę? – Tony zamyślił się. – W domu naszej uzdrowicielki walała się kiedyś jakaś księga, która opisywała tego typu sytuacje. Większość z tego jest nam zupełnie niepotrzebna. Nie sądzę, żeby ktoś miał jakiś problem, gdybyś zerknął.
– Naprawdę? – Dante udał radość i podekscytowanie, czując jak wszystkie jego zmysły biją na alarm.
– Jasne. Mogę ci pokazać nawet teraz. Twoja druga połówka i tak jeszcze się nie nacieszyła obecnością watahy. – Tony wskazał gestem dłoni wodę, gdzie wilki urządzały sobie wyścigi, Jacob będący jednym z zawodników.
Dante szybko przeanalizował sytuację i skinął głową.
– W porządku – rzekł. Konfrontacja i tak była nieunikniona. – Możemy iść.
Tony wstał ze swojego miejsca i rozprostował kości. Dalej był zupełnie nagi i wampir nie rozumiał, jakim cudem jądra nie skurczyły mu się do rozmiaru małych orzeszków, luźno spoczywając na zimnym kamieniu.
Wilkołak poprowadził go w las. Szli dobrze wydeptaną ścieżką w ciszy przez dłuższej chwili, aż doszli do drewnianej chatki. Dante rozejrzał się, szukając innych budynków mieszkalnych. Tak duża wataha musiała w końcu gdzieś spać. Stojący przed nim domek był za mały, by pomieścić tyle ludzi. Powiedziałby, że mogłaby w nim żyć komfortowo rodzina z dwójką dzieci, sądząc po ilości okien na poddaszu.
Tony pchnął drzwi i wszedł do środka, a Dante zaraz za nim. Przez chwilę nic nie widział, zanim jego wzrok wyostrzył się i pozwolił mu dojrzeć wnętrze. Jak przypuszczał, nie było tam za wiele miejsca. Kuchnia połączona z salonem zajmowała większość przestrzeni na dole. Jedne drzwi wyglądały na łazienkowe, a drugie zapewne prowadziły do sypialni. Na wprost wejścia znajdowały się schody nakryte starym dywanem.
Wampir wiedział, że nie była to przyjacielska wizyta, ale siła, z jaką został zaatakowany, i tak go zaskoczyła. Był przygotowany na atak, toteż sparowanie ciosu i odsunięcie się z pola rażenia przyszło mu ze sporą łatwością. Tony warknął zwierzęco, jego oczy świeciły się drapieżnie w ciemności.
– Chyba nie sądzisz, że masz ze mną jakiekolwiek szanse? – spytał Dante, jednocześnie próbując wyczuć, czy w domu znajduje się ktoś jeszcze. Nic jednak nie słyszał. Wszystko wskazywało na to, że on i Tony byli sami.
– Chętnie się przekonam – odparł nonszalancko i zaatakował ponownie.
Dante po raz kolejny uniknął ataku i wyprowadził swój własny, ale Tony zdążył odsunąć się w ostatniej chwili. Krążyli wokół siebie, czekając na chwilę rozproszenia u przeciwnika. Wampir stwierdził, że ma tego dość i zaczął atakować. Tony unikał jego ciosów, ale nie próbował przejść do ofensywy, co było zaskakujące jak na wilkołaka. Wilkołaki zawsze przechodziły do ofensywy tak szybko, jak to tylko możliwe. One często w ogóle nie rozumiały pojęcia defensywy, a Tony wyraźnie próbował go przeczekać.
Im dłużej tak bawili się w kotka i myszkę, tym więcej wampir nabierał podejrzeń, że nie o walkę tutaj chodziło.
– Myślałem, że zamierzasz mnie pokonać? – spytał Dante, próbując wybadać, jaki Tony miał cel w sprowadzeniu go do tego domku.
– Nic takiego nie powiedziałem – odparł i uśmiechnął się. – Nie jestem taki głupi, żeby myśleć, że mam szansę jeden na jeden. Są jeszcze inne sposoby na załatwienie takich jak ty.
– Wampirów?
Tony parsknął śmiechem.
– Masz mnie za idiotę, a sam w ogóle nie myślisz. O ile zakład, że zaraz padniesz trupem, a ja cię nawet nie dotknę?
Dante zmarszczył brwi. Nie wyczuł w domu żadnych pułapek ani innych osób. Nie było też możliwości o użyciu srebra, bo na wilkołaki działało ono równie zabójczo. Jak więc Tony zamierzał go pokonać, nawet go nie dotując?
Odpowiedź trafiła go jak grzmot z jasnego nieba. Zamarł i wciągnął gwałtownie powietrze.
Jacob!
Nie zastanawiając się długo, doskoczył do wilkołaka, wykorzystując wszystkie znane sobie triki. Ciężko było go dopaść przez brak ubrań, ale w końcu udało mu się go podciąć i powalić na podłogę, a potem z półobrotu kopnąć go w twarz i pozbawić przytomności. Dał sobie kilka sekund na upewnienie się, że Tony rzeczywiście jest nieprzytomny, zanim wybiegł z domku i pognał z powrotem do wodospadu. Tony miał go tylko zająć przez jakiś czas, żeby…
Gdy dotarł na miejsce, było już niemal za późno. Trzy wilki szarpały nieruchomo ciało Jacoba, całe zbroczone krwią i wciąż nieusatysfakcjonowane, wyrywając miejscami kawałki mięsa. Widząc to, coś pękło w wampirze. Wpadł w furię. Dobiegł do młodych wilków w mgnieniu oka. Pierwszemu złamał kręgosłup jednym silnym uderzeniem. Wiedział, że nie była to dla wilkołaka śmiertelna rana, ale dobijaniem wolał zająć się później.
Dwa pozostałe wilkołaki zaatakowały go, ale nie miały najmniejszych szans. Gdy zdały sobie z tego sprawę, jeden z nich dalej atakował, podczas gdy drugi przemienił się w człowieka i zarzucił sobie na plecy tego z połamanym kręgosłupem, a potem oba się wycofały i uciekły.
Cała reszta watahy rozpłynęła się w powietrzu, jakby jej nigdy nie było.
Dante padł na kolana przy Jacobie, szturchając jego nieruchome ciało. Ze zdumieniem zauważył, że trzęsą mu się ręce. Czy był to rezultat furii, czy strachu, nie wiedział.
– Jacob. Jacob, słyszysz mnie? – potrzasnął nim, brudząc sobie ręce krwią. – Jacob?
Obrócił go bardziej na wznak. Przyłożył ucho do jego piersi, szukając picia serca, ale nie słyszał kompletnie nic. Cisza.
Jak mógł być tak głupi? Jak mógł zostawić go samego z obcymi, bez opieki? Przecież wiedział, że wilkołakom nie wolno ufać. One były nieobliczalne, powinien już to wiedzieć. Był cholernym wampirem. Nieśmiertelnym, sto razy inteligentniejszym i silniejszym od nich, a dał się przechytrzyć jak małe dziecko.
Jego oczy zaszkliły się lekko. Uderzył pięścią w ziemię. Obiecał sobie, że dopadnie te wilki i rozerwie je na strzępy za to, co zrobiły.
– Jacob – mruknął, przejeżdżając rękami po jego bokach i masując jego pierś. Choć dzieciak działał mu na nerwy, Dante nie życzył mu śmierci. Po części dlatego, że byli związani, a po części był to wynik tego, że trochę się już do niego przyzwyczaił.
Zaczął masować jego pierś w miejscu, gdzie było serce, próbując je pobudzić do pracy. Nie znał się na sprawach medycznych. Nie wiedział, jak może wilkowi pomóc. Czy w ogóle istniała jakaś szansa, by mu…
Zamarł i wciągnął gwałtownie powietrze, czując nagły przypływ dziwnej mocy. Ze zdumieniem spojrzał na swoje dłonie. Mrowiły lekko, czerwieniejąc i drgając od nagłego nadmiaru energii. Mrowienie nasiliło się do poziomu bólu, zanim cała energia nagle jakby go opuściła, pozostawiając wyczerpanym i ledwo zdolnym do złapania oddechu. Ale nie to było w tym wszystkim zaskakujące, lecz to, że ciało Jacoba zaczęło zrastać się na jego oczach. Tam, gdzie chwilę wcześniej znajdowały się głębokie rany, teraz skóra sama się zasklepiała, a po chwili po zranieniu pozostała jedynie wcześniej upuszczona krew.
Dante przez chwilę był pewny, że właśnie odkrył uboczny efekt więzi, ale zaraz odrzucił tę opcję. Instynkt podpowiadał mu, że było to coś innego. Coś, o czym wiedział od zawsze i na co czekał od wieków.
Jego zdolność. Był jeszcze małym chłopcem, gdy Raul mu powiedział o specjalnych zdolnościach, jakie posiadał każdy wampir. Była to cecha, którą posiadały jedynie pierwsze wampiry. Każdy miał inny dar i w każdym ujawniał się on w innym wieku. Niektórzy, jak na przykład Borys, odkrywali go już w pierwszych latach swojego życia. Inni, jak Dante, musieli przeżyć kilka wieków, by ich dar wreszcie się ujawnił.
Gdy Jacob nagle drgnął, Dante już wiedział, że właśnie odkrył swoją moc.
Jego energia życiowa potrafiła uzdrawiać.
Jacob stęknął z bólu, kuląc się. Kości pod jego skórą zaczęły się przesuwać, a sierść wypadać całymi puklami. Pysk skrócił się, a zęby zmniejszyły. Pełnia się zakończyła, przemiana dobiegła końca i Jacob spojrzał na wampira już swoimi ludzkimi, trochę nieobecnymi oczami.
Dante chciał czuć na niego złość za to, że ich w to wszystko wpakował, ale czuł jedynie ulgę, że wyszli z tego cało. Złapał chłopaka za rękę i przyciągnął go do siebie, po czym objął mocno i odetchnął.
– Co się stało? – spytał wilkołak cichutko po dłuższej chwili, pozwalając się tulić.
– Zaatakowali cię – wyjaśnił Dante. – Myślałem, że już po tobie. To cud, że żyjesz.
Dosłownie. Gdyby jego moc się nie obudziła…
Jacob chlipnął cicho, nic na to nie odpowiadając. Potarł policzek dłonią, próbując zetrzeć niechciane łzy, ale w ich miejsce pojawiły się nowe. W końcu dał sobie spokój i pozwolił im spokojnie płynąć.
– Nic ci nie grozi, jesteś bezpieczny.
– Nie o to chodzi. Myślałem, że… że wreszcie mogę się poczuć bezpiecznie wśród swoich. A oni… oni to wykorzystali przeciwko mnie. Przez chwilę myślałem, że mnie zagryzą.
– I pewnie tak by się stało, gdybym nie przybiegł – mruknął cicho, rozglądając się. – Lepiej stąd chodźmy.
– Gdzie są wszyscy? – dopytywał Jacob, rozglądając się trochę nerwowo na boki. – Dałeś sobie radę z nimi wszystkimi?
– Wydaje mi się, że tak naprawdę było ich tylko czterech – oznajmił. Jacob otarł łzy z twarzy i spojrzał na niego z zaskoczeniem. Dante westchnął. – Wydaje mi się, że jeden z nich był magiem. Prawdopodobnie Tony. Stworzył iluzję, że ich wataha jest ogromna, żeby odstraszyć inne wilki i uniknąć potencjalnego zagrożenia. Nikt przy zdrowych zmysłach nie zaatakowałby tak dużej watahy.
– I tak naprawdę było ich tylko kilku?
Dante skinął głową. Wstał z ziemi i podniósł Jacoba z biodra, stawiając go na równe nogi.
– Skąd wiedziałeś, że potrzebuję pomocy?
– Tony próbował mi wmówić, że istnieje księga, w której pisano o więzi takiej jak nasza. Jonas wyraźnie powiedział, że taka księga nie istnieje i Ojciec sam o to zadbał. Skąd taki Tony mógłby coś takiego mieć? Lepiej stąd chodźmy. Nie sądzę, żeby za nami szli, ale wolałbym nie zostawać tu dłużej niż to absolutnie konieczne. Dasz radę iść?
Jacob skinął z lekką konsternacją. Zapewne nie rozumiał, jakim cudem jego wszystkie rany zniknęły. Dante złapał go za rękę i pociągnął za sobą, pospieszając delikatnie. Czekała ich jeszcze przeprawa przez las do samochodu, który nawet nie był pewien, czy ciągle jeszcze mieli. Zupełnie o nim zapomniał.
Ja się do tego nie nadaję, pomyślał wampir ponuro.
Wilkołak pozwolił się prowadzić do miejsca, gdzie porzucili samochód. Ku ogromnej uldze Dante, ciągle tam jeszcze stał.
Jedynym problemem okazał się facet ze strzelbą na plecach, który w nim akurat buszował.

***
Hej!
Tak, wiem, teoretycznie znowu po terminie. ale teraz przynajmniej dwa dni, a nie dwa miesiące :D
Nie pytajcie mnie, co zadziało się w tym rozdziale, bo choć w 80% był w planach od dawna, to i tak mój mózg o tej godzinie nie przyjmuje danych. Później go przeczytam (znowu) i jak macie jakieś zastrzeżenia, dajcie znać ;)
Ktoś już czytał "Colę" i zechciałby dać mi feedback? Już Wam kiedyś mówiłam, że ja i krótkie teksty nie idziemy w parze, dlatego chętnie poczytam, co myślicie o tym kilkudziesięciostronicowym tekście. Swoje opinie możecie wysyłać mi na maila (ththebest@autograf.pl) lub skomentować poprzedni post, gdzie wstawiłam fragment "Coli". Przypominam, że tekst znalazł się w pierwszym tomie "Antologii opowiadań LGBT+". Jeśli ktoś jeszcze się nie zaopatrzył, antologię można kupić TUTAJ<3. Gorąco polecam, osobiście świetnie się bawiłam czytając teksty pozostałych autorów ;)
Nie przynudzając więcej. Jeszcze raz zapraszam do komentowania zarówno rozdziału jak i mojego opowiadania w antologii i do następnego!

17 komentarzy:

  1. Też dziwne, bo tutaj atakują samochód, a potem wielka uciecha i zabawa. Poza tym nie wyobrażam sobie jakoś przerwania więzi w tym momencie, choć było napięcie;D W każdym razie zapewne nie tylko wataha Jake już wie o tym "zakazanym" związku i nie tylko od nich nasi bohaterowie powinni stronić:P

    OdpowiedzUsuń
  2. Och późno no trudna ale tak krótko.Nawet nie zdążyłam się nacieszyć nimi, ale rozumiem. Będę dalej czekać grzecznie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo podoba mi się motyw tajemnicy i tego "zakazanego owocu", który… ach, oczywiście, że kusi! Czekam na więcej!

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję za kolejny rozdział �� Szczerze to czasami naiwność Jake mnie zaskakuje, rozumiem że tęskni za rodziną, ale kolejny raz by zginął,gdyby Dante to nie uratował. Ich więź ma niezwykłe właściwości. Może teraz czegoś więcej dowiemy się o tej więzi.
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ach, a przez chwilę miałam nadzieję że w końcu spotkali kogoś przyjaznego... Ciężkie życie mają chłopaki ;) Ale myślę że to wydarzenie zbliżyło ich do siebie Dante naprawdę się przejął, a Jake też myślę że trochę odpuścił. Ciekawi mnie bardzo czym się ta ich więź objawi. A zdolność Dante jak widać bardzo przydatna :) Bardzo dziękuję i pozdrawiam serdecznie 😘

    OdpowiedzUsuń
  6. Już jak przeczytałem o tym że jest taka księga było wiadome, że to nie jest tak proste. To tak nie działa. Nie ma opcji. I tu akurat się nie pomyliłem. Zdziwienie nastąpiło dopiero przy facecie ze strzelbą.

    Czemu mam wrażenie że ten typ będzie randomem, który zmieni bieg zdarzeń? Czemu mam wrażenie, że to będzie kolejny zabieg mający zmienić bieg fabuły o kolejne 180*?

    Czekam dalej z niecierpliwością :D

    Weny Kochana ^^

    OdpowiedzUsuń
  7. Super rozdział, uwielbiam te napięcie i zmianę akcji. Oby kolejny rozdział pojawił się szybko, nie mogę się doczekać!!!!
    Powodzenia:*

    OdpowiedzUsuń
  8. Super rozdział ���� czekam na kolejny :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Kiedy możemy spodziewać się kolejnego dzieła? Nie pospieszam, ale jestem tak strasznie ciekawa i nie mogę się doczekać co dalej. :(((

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, przepraszam, ale raczej nieprędko :( Niestety wena kaprysi i zajmuję się teraz czymś innym. Opowiadanie będzie kontynuowane i jak tylko zbiorę się do kupy, wstawię kolejny rozdział, ale na tę chwilę nie potrafię powiedzieć ci konkretnie, kiedy.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  10. Tak mi przykro z powodu Jacoba...Dante zachował się super. Widać, że juz cos zaczyna go ruszać 🤫🦄 Weny

    OdpowiedzUsuń
  11. Witam Więź doskonała ile mniej więcej będzie miała rozdziałów??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, tak na oko mniej więcej jeszcze raz tyle, co już opublikowałam lub trochę mniej.
      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. aha ok dziękuję :)
      pozdrawiam

      Usuń
  12. Wciąż czekamy na dalszy ciąg i życzymy weny! Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem :( I moje postanowienie noworoczne to skończyć ten tekst w tym roku -.- Praca pochłania chwilowo lwią część mojego czasu, a priorytetem na ten moment jest skończenie drugiego tomu "Kwestii perspektywy"... Ale co się odwlecze, to nie uciecze. Przyjdzie kolej i na ten tekst.
      Dzięki za komentarz <3
      Pozdrawiam!

      Usuń
  13. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, przez chwilę myślałam, że w końcu jakaś odpowiedz a tutaj coś takiego... Dante zdążył w samą porę i jeszcze ujawnił się jego dar... a może ta więź ich to ma być na tyle potężna że i "ojcu" mogłaby zagrozić...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)