niedziela, 6 maja 2012

4.Rodzinny dom


Nie jestem awanturnikiem, pomyślał Tom, kiedy stał przed lustrem w łazience i oceniał swoją zmasakrowana twarz. Cholera, przecież nie jestem awanturnikiem!
Nie mógł uwierzyć, że to wszystko się tak potoczyło.
W sumie, zaczęło się jak zwykle. Rano jak zwykle zjadł śniadanie w towarzystwie Billa. Obaj milczeli jak zaklęci, a Dredziarz ledwo się hamował przed kopaniem bliźniaka pod stołem. Sam fakt, że obaj byli wegetarianami, działał mu na nerwy. Jak to się w ogóle mogło stać?
Tak czy siak, początek był normalny. Chyba. W szkole też wszystko było jak zwykle - kręcił się w pobliżu Czarnego i patrzył groźnie na każdego debila, który mógłby się do niego przyczepić. Jego zabiegi odniosły skutek, bo do Billa nikt się nie zbliżał.
Na lekcjach dosiadał się do niego i to...
No, to był błąd.
Na wiedzy o społeczeństwie nauczyciel wymyślił sobie, że mają zrobić prezentacje o konfliktach na świecie. Niestety, kazał im to robić tak, jak siedzą. Obaj próbowali zaprotestować, ale nauczyciel był nieugięty i zmusił ich, żeby byli razem.
Dostali rozpad ZSRR. Spojrzeli tylko na siebie spode łba, po czym obaj westchnęli jak jeden mąż, godząc się na tą głupią współpracę.
Wojna zaczęła się w limuzynie, kiedy wracali już do domu.
 - Nie zbliżaj się więcej do mnie - mruknął Bill.
- Skąd miałem wiedzieć, że wymyśli coś tak głupiego? - spytał Dredziarz z irytacją.
- Wali mnie to. Nie siadaj więcej ze mną, bo nie ręczę za siebie.
Bill patrzył na niego ze złością i pogardą, której Tom nie mógł znieść. Zacisnął dłonie w pięści, zdecydowany nie dać się pokonać jakiejś tam ciocie.
- Nie zabronisz mi. Będę siedział tam, gdzie mi się podoba. Jak coś ci nie pasuje, usiądź gdzieś indziej.
- Pff! Ja tam pierwszy siedziałem, to ty jesteś tutaj nowy. Lepiej przyjmij to wreszcie do wiadomości.
- Nie mam zamiaru.
- Zawsze musisz wtykać się tam, gdzie cię nie chcą.
Tom tylko parsknął z irytacją.
- Widocznie tak. Wydaje mi się, czy przy naszym pierwszym spotkaniu obiecałeś, że będziesz dla mnie miły?
Bill zmrużył oczy, zaciągając się papierosem.
- Byłbym miły, gdybyś potrafił się zachować. Na razie sprawiasz wrażenie wieśniaka, więc nie mamy o czym mówić.
 - Ty wstrętny...!
- Nie krępuj się.
No i się nie krępował. Podwinął szybko rękawy i rzucił się na bliźniaka z łapami. Zaczął dusić tą jego chudą szyję.
Bill nie spodziewał się ataku, ale szybko się pozbierał. Upuścił papierosa i też zaczął dusić brata.
- Hej! Chłopcy, przestańcie! - wrzeszczał Carlos, patrząc w lusterko wsteczne. - Natychmiast przestańcie!
Upadli na podłogę, szarpiąc się i dusząc.
-Gnida! - warknął Tom, wbijając bliźniakowi kolano w bok.
- Wstrętna zdzira! - odszczeknął się Bill, wymierzając celny cios pięścią w twarz brata.
Drobny Bill był silniejszy niż Tom przypuszczał. Walka była bardzo wyrównana.
- Chłopcy, natychmiast spokój!- wrzeszczał Carlos. Nie mógł zatrzymać limuzyny, ponieważ jechali przez most do drugiej części miasta. Nie było gdzie. - Przestańcie w tej chwili!
Jego krzyki w ogóle nie docierały do masakrujących się braci. Rzucali sobą nawzajem po całym wnętrzu pojazdu, rozwalając sobie twarze i ciągnąc za włosy. Obaj mieli łzy w oczach, kiedy rozpoczęli rundę targania się ze włosy. Może i było to trochę niemęskie, ale na pewno skuteczne.
Ciągle obrzucali się wyzwiskami, nieprzerwanie szczypali i okładali pięściami i kopniakami tam, gdzie tylko mogli sięgnąć. Obaj byli cali czerwoni z wysiłku i złości, a ich ubranie w kilku miejscach były porwane. Tom zgubił buta i czapkę, a Bill kilka bransoletek i naszyjnik. Dredziarz nawet nie zauważył, że wyrwał bratu sporą garść włosów.
Nagle drzwi się otworzyły i Carlos za kołnierz wyciągnął Billa z pojazdu.
- Hej! - oburzył się czarnowłosy, wyrywając się i próbując złapać Toma.
- Już spokój! - warknął Carlos, biorąc uspokajający oddech.
- To on zaczął! - krzyknęli jednocześnie. Tom otarł krew z dolnej wargi. Jeśli ten palant uszkodził mu wargę tam, gdzie miał kolczyk, wyrwie mu jaja!
- Nie obchodzi mnie, kto zaczął! Już spokój! - powiedział stanowczo Carlos.
Bill wiedział, że nie wyrwie mu się, więc celowo zaczął prowokować brata, który był wolny.
- No, dawaj! Będziesz zasłaniał się Carlosem?! Chodź tu, ty popaprańcu!
Szofer nie zdążył zareagować. Dredziarz wystrzelił z limuzyny jak rakieta, przewracając ich obu. Zanim Carlos zażył się pozbierać, bliźniacy znowu dopadli do siebie i okładali się pięściami, próbując jak najbardziej zranić przeciwnika.
Udało mu się ich rozdzielić dopiero po kilku minutach. Odciągnął Billa i wrzucił go na miejsce pasażera, tuż obok kierowcy, a Toma zamknął z tyłu. Miał nadzieję, że Bill nie będzie sabotował jazdy i na szczęście miał rację. Zagroził, że jeśli znowu się pobiją, zadzwoni na policję.
Gdy tylko znaleźli się przed domem, obaj chłopcy wystrzelili jak z procy, chcąc jak najszybciej dostać się do domu. Carlos ucieszył się, że zniknęli mu z oczu, bo już nie mógł wysłuchiwać tego, jak strasznie się wyzywali. Ktokolwiek nauczył ich takich słów, powinien się wstydzić.
Bill i Tom ścigali się, bo chcieli jako pierwsi zająć łazienkę.
Dredziarz omal nie wybuchnął, kiedy Billowi udało się wygrać. Nie mając innego wyjścia, poszedł do skrzydła wschodniego, które akurat było w remoncie i tam zajął się swoimi ranami, wmawiając sobie, że to nie było jego wina, tylko Czarnego.
Gdy już uporał się z ranami, wrócił do pokoju. Na obiedzie omal nie pożarli się wzrokiem, siedząc na przeciwko siebie. Simone się nie odzywała, zdumiona obrotem sprawy, a Gordon próbował jakoś załagodzić kłótnię. Niestety, z góry skazany był na porażkę.
Kopniak.
Bill spojrzał na Toma z nienawiścią, powstrzymując się przed rozmasowaniem sobie kończyny. Nie zastanawiając się długo, również go kopnął.
Dredziarz zmrużył oczy, po czym uśmiechnął się cwaniacko.
Oddał kopniaka.
Żaden z nich nie chciał odpuścić.
Nagle do jadalni wszedł Andreas Daniels. Gordon uśmiechnął się na widok przyjaciela.
- Andreas! Cześć. Co tak późno?
Bill dwa razy nie odpowiedział na kopniaka, uważnie obserwując gościa. Potem wrócił do wymiany uprzejmości z Tomem.
- Wybacz, zatrzymały mnie interesy.
- Siadaj i opowiadaj, co ciekawego słychać w firmie.
Andreas usiadł obok Toma, ale chłopak prawie nie zwrócił na niego uwagi.
- Boże, Bill? Co ci się stało? - spytał mężczyzna, patrząc ze zdumieniem na posiniaczoną i opuchniętą twarz nastolatka.
- Nic! - wycedził chłopak, spinając się, kiedy kopał bliźniaka pod stołem.
- A tobie? -spytał mężczyzna.
Tom tylko wzruszył ramionami, oddając bratu. Będzie miał mega siniaka, ale trudno. Gra jest warta świeczki!
- Czy wy dobrze się czujecie? - spytał Andreas, marszcząc brwi.
 - Świetnie - wycedził Bill.
Kolejny kopniak.
- Lepiej już być nie może - powiedział uprzejmie Tom. I kopniak.
- Jesteście jacyś dziwni.
- To tylko taka mała braterska sprzeczka - wyjaśnił Dredziarz.
- Nie jesteśmy braćmi - zaprzeczył Czarny.
- W sumie to masz rację. Nie chcę być bratem pedała.
- A ja bratem wieśniaka.
- Sam jesteś wieśniakiem, wieśniaku. I nie masz wstydu.
Kolejny kopniak. Już go noga bolała od kopania!
- Och, doprawdy? I kto to mówi? - Mocny kopniak.
- Ten, kto ten wstyd ma!
- Obraź mnie jeszcze raz, a inaczej sobie pogadamy!
- Ale się boję! - wycedził Dredziarz, znowu kopiąc Billa. - Żaden patyczak nie będzie mi podskakiwał.
- Myślisz, że skoro ważysz pięć kilo więcej, to masz prawo naśmiewać się z mojej postury ciała?! Jestem modelem, ofiaro.
- Lepiej być ofiarą niż takim pustym burakiem!
- Odszczekaj to, bo pożałujesz!
- Chłopcy... - wtrącił niepewnie Gordon.
 -CO?! - wrzasnęli na niego jednocześnie.
Mężczyzna zmieszał się, nie wiedząc, co powiedzieć. Simone nie miała zamiaru się odezwać, a Andreas marszczył brwi.
Tom kopnął Billa wyjątkowo mocno i Daniels zajrzał dyskretnie pod stół, widząc grymas na twarzy Billa. Otworzył szeroko oczy, kiedy zobaczył, z jaką zawziętością obaj zadają sobie ból. Chrząknął cicho.
- O co poszło?
Zapadła cisza. Jeśli by się nad tym zastanowić, to...
On i Bill musieli dojść do tego samego wniosku (czyli że ta sprzeczka jest totalnie bez sensu), bo zarumienili się z zażenowania.
Kopniaki ustały, chociaż nadal byli na siebie obrażeni. Tom zabrał poszkodowaną nogę i dyskretnie zaczął ją rozmasowywać, nie zdając sobie sprawy, że Bill robi dokładnie to samo.
- Możemy zmienić temat? - spytała cicho Simone.
- Z przyjemnością - westchnął Gordon. - Andy, jak się czuje twoja siostra? Słyszałem, że już jej się polepszyło po tym wypadku.
- Tak, ponoć za jakiś miesiąc będzie mogła wracać do domu. Wszyscy są bardzo szczęśliwi...
Andreas opowiadał dalej, ale Tom go nie słuchał. Kiedy już względnie rozmasował sobie kończynę i najadł się do syta, podziękował grzecznie i odszedł od stołu.
Zachował się jak dziecko i niezbyt mu się to podobało.
- Tom, czekaj! - rzekł Gordon. - Bill mi mówił, że wydałeś już swoje pieniądze na ubrania i inne potrzebne rzeczy. Masz przy sobie tamtą kartę?
Dredziarz rzucił szybko spojrzenie Simone, ale ona odwróciła pospiesznie wzrok.
- N-nie. A co?
Gordon zmarszczył brwi.
- Och, po prostu wpłaciłem ci na nią jakieś dziesięć tysięcy, żebyś miał na bieżące wydatki. Ktoś już jednak wypłacił te pieniądze, więc pewnie przepadły. Trudno, dam ci drugą. Przyjdź do mnie wieczorem, dobrze?
Dredziarz kiwnął głową, oniemiały. Czyżby...? Ale przecież...
Bill patrzył na niego z tryumfem w oczach.
Czy Simone naprawdę...?
Jej spuszczony wzrok powiedział mu wszystko. Pokiwał głową z niedowierzaniem.
Bill nie kłamał! Co prawda Tom nie wierzył mu do końca, ale widocznie coś musiało w tym być, skoro tak to wszystko się potoczyło.
Tom nie chciał się źle nastawiać do matki po jednym wyskoku. Zakodował sobie jednak w głowie, żeby jej nie ufać. Zdecydował, że przemyśli, czy naprawdę jest sens wtrącać się pomiędzy nią i Billa. Wyglądało na to, że ich kłótnie trwały już sporo czasu, a skoro Bill miał rację, nie chciał bronić strony winnej. Cholera, musi to dobrze przemyśleć.
Wyszedł z kuchni i udał się do swojego pokoju. Pospiesznie odrobił lekcje i wziął prysznic, a potem do północy oglądał różne filmy na laptopie.
Choć raz Bill nie kąpał się o tak nieludzkiej porze, co bardzo Toma ucieszyło. Z miłą chęcią by się wyspał, gdyby nie miał jakiegoś popranego koszmaru. Znowu ten sam sen- leżał na podłodze, błagał o litość, a mimo to jakiś facet brał go brutalnie, sprawiając mu nieludzki ból.
Im dłużej przebywał w tym domu, tym mniej z tego wszystkiego rozumiał.
W poniedziałek rano Bill nie pojawił się na śniadaniu. Od razu poszedł do limuzyny i tam czekał, aż jego bliźniak się wygrzebie i dołączy do niego.
- Dzisiaj jedziemy tam gdzie zawsze, Carlos - uprzedził kierowcę.
- Dobrze, proszę pana.
- Carlos.
- Przepraszam, ale w każdej chwili może się pojawić pan Tom. Nie chciałbym, żeby...
- Nie przejmuj się nim, jest niegroźny.
Carlos westchnął cicho.
- Naprawdę jest tak źle, jak widziałem?
Bill skrzywił się.
- Tom dał się nabrać na sztuczki Simone. Cokolwiek by się działo, z pewnością nie jest moim sprzymierzeńcem.
- Przykro mi - powiedział szofer ze współczuciem. - Wiem, że wiązał pan z nim wielkie nadzieje.
Bill uśmiechnął się ponuro. Carlos nie znał całej prawdy o jego przeszłości, wiedział tylko tyle, ile sam się domyślił, a Bill nie zaprzeczył, że w jego życiu wydarzyło się coś strasznego i Simone maczała w tym palce. Carlos nie zraził się do Czarnego, kiedy ten zaczął go traktować z góry. Szofer jako jedyny zadał sobie trud, aby jakoś pomóc swojemu młodemu panu i próbował jakoś umilić mu życie. Chociaż nie wiedział zbyt wiele, Bill mógł na nim polegać. To było bardzo dużo, zważywszy na to, że jak do tej pory był ze wszystkim sam.
Do limuzyny wszedł Tom, siadając na przeciwko bliźniaka. Standardowo, obaj zapalili po papierosie i jechali w ciszy, zaciągając się dymem. Różnili się jak dzień i noc, ale w ogóle nie zwracali na to uwagi.
- Chcesz się zmierzyć w prawdziwej bitwie? - spytał Bill nieoczekiwanie, zakładając nogę na nogę.
- Zmierzyć? - Tom uniósł brwi. - W czym?
- Mam znajomego, który chętnie udostępni nam pewien rodzaj... rozrywki. Jeśli naprawdę jesteś facetem, spodoba ci się. Przyjmujesz wyzwanie?
Tom uśmiechnął się cwaniacko.
- Gdzie i kiedy?
Czarny uśmiechnął się półgębkiem.
- Carlos, zmiana planów. Jedziemy dzisiaj na tor.
Szofer kiwnął głową na znak zgody.
- Może się założymy? - zaproponował Tom, splatając ręce na piersi.
- O co?
- Jeśli wygram, będę mógł cię przemacać gdzie tylko chcę- powiedział cicho, tak, żeby szofer nie usłyszał.
 Bill spojrzał na niego ze zdziwieniem, unosząc jedną brew.
- I ty mnie nazywasz pedałem? - prychnął Czarny.
Dredziarz wzruszył ramionami.
 -Nic osobistego, po prostu chciałbym cię oswoić. - Kolejne prychnięcie Billa. - Zgadzasz się?
- Jasne, przecież i tak nie wygrasz. Jak już dostaniesz baty, zwalisz sobie przy mnie.
Tom zakrztusił się dymem, który akurat miał w ustach. Jego oczy wyrażały autentyczny szok.
- Co? Wymiękasz? - zakpił Bill.
Dredziarz pokręcił przecząco głową.
- Nie. Umowa stoi. O której mam być gotowy?
- O dziewiętnastej Carlos nas zawiezie, a potem... Potem się zabawimy.
- Szykuj się na sromotną klęskę - mruknął Tom z cwaniackim uśmiechem.
Bill spojrzał na niego ze spokojem, mrużąc oczy.
- Zobaczymy.
W szkole było jak zwykle - nudno. Chociaż Tom nigdy nie miał problemów z nawiązywaniem znajomości, w nowej szkole nie miał zbyt wielu znajomych. Rozmawiał tylko z kilkoma chłopakami z klasy i Tiną oraz paroma dziewczynami z innych klas. To towarzystwo nie pasowało do niego, czuł się w nim po prostu źle. Tęsknił za domem pełnym dzieciaków w różnym wieku, za ciągłymi sprzeczkami i wygłupami, dogryzaniem opiekunom i długimi, nocnymi rozmowami z kumplami. Teraz został tego wszystkiego pozbawiony i niezbyt mu się to podobało.
Nie mógł się doczekać tego, co przygotował Bill.
Tor.
To słowo jasno dawało do zrozumienia, że będą się ścigać. Był ciekawy, czy miał na myśli jakiś konkretny pojazd, czy może będą biegać? W końcu jeszcze nie byli pełnoletni, tak więc nie mieli prawa jazdy. Tak czy siak, Dredziarz nie mógł się doczekać konfrontacji. Chciał zgnieść bliźniaka na miazgę, a potem, zgodzie z układem, porządnie go przemacać.
Zdawał sobie sprawę z tego, że to nieetyczne i niemoralne, w końcu byli najprawdziwszymi braćmi. Przemyślał to jednak i nie widział w tym nic złego. Chciał go podotykać tylko w celach poznawczych. Może dzięki temu dowie się, dlaczego Bill boi się obcego dotyku? Zauważył, że w szkole nawet nikomu nie podawał dłoni. Było to trochę zastanawiające, bo przecież na powitanie uścisnął mu dłoń, ale...
Cóż, nie ważne. Prędzej czy później wszystkiego się dowie, w końcu nazywa się Tom Kaulitz.
- Hej!
Wyrwał się z zamyślenia, kierując wzrok na uśmiechniętą twarz Tiny.
- Hej - odparł, ciekawy, czego ona chce.
- Chłopaki nie mogli się do ciebie dodzwonić. Geo prosił, żeby przekazać ci wiadomość. Mówią, że w sobotę zabierają cię na balety i coś tam jeszcze no i że do końca tygodnia nie będzie prób, bo Gus musi jechać gdzieś z ojcem.
- Spoko. Czemu się fatygują tak wcześnie?
Tina wzruszyła ramionami.
- Chyba po prostu chciał cię uprzedzić, żebyś nie planował czegoś innego. Może... wyskoczylibyśmy gdzieś dzisiaj?
Tom uśmiechnął się przepraszająco.
 - Bardzo chętnie, ale jestem już umówiony.
Dziewczyna momentalnie posmutniała.
- Och, szkoda. No, to... życzę miłej randki.
Dredziarz wiedział, że nie ma obowiązku się jej tłumaczyć, ale nie lubił niepewnych sytuacji. Nie widział powodu, dla którego miałby trzymać dziewczynę w niepewności, skoro tak naprawdę nikogo nie miał. Fakt, nie miał względem niej żadnych poważnych zamiarów. Była - to dobrze, jakby jej niebyło - jeszcze lepiej. Niezbyt go to w sumie obchodziło. Tak go jednak wychowano i nie chciał stawać się takim pustogłowym bufonem jak, chociażby, Bill.
- Nie, to nie tak - zaśmiał się. - Wychodzę dzisiaj razem z Billem, nie mogę tego odwołać. Innym razem gdzieś wyskoczymy, ok?
Tina uśmiechnęła się zadowolona.
- Pewnie, super. Będę czekać.
 Zadzwonił dzwonek i musieli przerwać rozmowę. Akurat ta nauczycielka była w klasie zanim dzwonek na dobre zdążył się rozdzwonić i nie cierpiała spóźnialskich.
Po lekcjach jak zwykle wrócili limuzyną do domu. Obiad upłynął w przyjemnej atmosferze biorąc pod uwagę ostatni wyskok bliźniaków. Znowu pojawił się Andreas, próbując wciągnąć Czarnego w rozmowę, ale ten z rozmysłem go ignorował. Tom zakodował sobie w głowie, żeby do listy grzechów Billa dodać chamskie ignorowanie gości.
Po obiedzie poszedł do ogrodu, gdzie hasał sobie Scotty. Pies aż się posikał, kiedy do niego przyszedł. Widać było, że nikt nie poświęca mu należytej uwagi, a zwierzak był naprawdę mądry. Dredziarz rzucał mu patyk, który pies z radością przynosił. Po godzinie takiej zabawy Tom miał wrażenie, że zaraz odpadnie mu ręka, ale nie mógł się oprzeć błagalnemu spojrzeniu psiaka.
Uwielbiał zwierzęta.
Scotty dotrzymał mu towarzystwa aż do wieczora. Potem Tom poszedł do swojego pokoju, odrobił lekcje i przed dziewiętnastą stał już przy limuzynie. Po chwili pojawił się też Bill, na rękach miał czarne, skórzane rękawiczki bez palców.
- Gotowy na łomot? - zapytał Bill.
- Chciałem się ciebie o to samo spytać - odbił piłeczkę Tom.
Czarny uśmiechnął się tylko lekko, wsiadając do limuzyny. Carlos milczał, a jego zmarszczone brwi jasno dawały chłopcom do zrozumienia, że nie jest zachwycony tym, co chcą zrobić. Jeśli chodził o Toma, nawet nie bardzo wiedział, co będą robić, ale sam fakt rywalizacji sprawiał, że krew szybciej krążyła mu w żyłach.
Kiedy zajechali na miejsce, Bill wprowadził go do jakiegoś ogromnego budynku. Kiedy weszli do poczekalni i Tom zobaczył najprawdziwszy, kryty tor wyścigowy, omal oczy nie wyszły mu z orbit.
 -Chyba żartujesz! Chcesz powiedzieć, że będziemy się ścigać prawdziwymi autami?! - spytał ze zdumieniem. - Przecież nie jesteśmy pełnoletni.
Czarny prychnął.
- Przecież mówiłem, że mam znajomości. Rzadko tu przychodzę, więc szanse powinny być wyrównane. Umiesz jeździć, co?
- No pewnie! Za kogo ty mnie masz?
Bill wzruszył ramionami i poszedł załatwić wszystko z właścicielem.
Po połowie godziny (i podpisaniu czterech formularzy, że robią to na własną odpowiedzialność), dostali do rąk kluczyki i kaski. Nikt nie kazał im zakładać specjalnych strojów. W całym budynku był tylko jeden facet, który wszystkiego pilnował. Na dobrą sprawę nigdzie nawet nie było żadnego sanitariusza.
Założyli kaski. Na początku obaj zrobili kilka okrążeń próbnych, starając się wyczuć trasę i możliwości samochodów. Tom jeszcze nigdy takim nie jechał i był wniebowzięty. Ale heca! Nawet zwalenie sobie w obecności Billa jest warte przejechania się takim autem!
Po kilku okrążeniach próbnych, ustawili się na linii startu.
-Zmiażdżę cię jak robaka - zaśmiał się Dredziarz, zaciskając palce na kierownicy.
Bill pokazał mu fuck'a i skupił się na maszynie. Carlos westchnął ciężko, stojąc pomiędzy samochodami. Wyciągnął do góry rękę, w której miał jakąś ciemną chustkę. Kiedy ją upuścił, obaj wystartowali jak poparzeni, pragnąc wygrać za wszelką cenę.
Mieli zrobić trzy okrążenia. Ten, kto jako pierwszy przejedzie dwa, wygra.
Chociaż trasa była dosyć trudna, żaden z nich nie oszczędzał samochodu. Prowadzili jak zawodowcy, przyspieszając w odpowiednich momentach. Tom w ostatniej chwili powstrzymał się przed uderzeniem w bok auta Billa.
Czarny prowadził lepiej, niż Dredziarz się spodziewał. Jego ruchy były pewne i instynktowne. Pierwsze okrążenie zrobił jako pierwszy, wyprzedzając Toma o ułamki sekundy.
- Już po tobie! - mruknął Dredziarz, przyspieszając.
Drugie okrążenie zrobili jeszcze szybciej niż pierwsze. Nie zdawali sobie sprawy, jak przerażająco wygląda ich jazda dla biednego Carlosa, który obserwował ich zza szklanej szyby. Tym razem to Tom był szybszy o ułamki sekund. Obaj czuli, jak w ich żyłach podnosi się adrenalina. Wszystko zależało od trzeciego okrążenia.
Obaj szli na całość, nie przejmując się ewentualnymi konsekwencjami.
Przejechali metę praktycznie w tym samym momencie, obaj pewni, że to właśnie oni wygrali.
Żeby to ustalić, musieli wejść do specjalnego pomieszczenia, w którym przebywał Carlos – szofer odetchnął z ulgą, kiedy chłopcy wyszli z wyścigu bez szwanku. Obejrzeli nagranie i… oniemieli.
Był remis.
- To niemożliwe?! Byłem lepszy! – wykrzyknęli jednocześnie, a potem spojrzeli na siebie ze złością. – Nie małpuj mnie!
Carlos zamrugał ze zdziwienia, ale nic nie powiedział.
Przez chwilę zastanawiali się, co zrobić. Niby opcje były dwie – albo zakład jest nieważny, albo muszą zrobić dogrywkę. To jednak kłóciło się z przekonaniami Toma. Nie lubił dogrywek. Według niego wszystko powinno się rozstrzygać od razu.
Spojrzał na Billa. Czarny wpatrywał się w niego swoimi przenikliwymi oczami, najwyraźniej czekając, aż coś wybierze.
- Co teraz? – spytał Tom.
Bill wzruszył ramionami.
- Zapomnij o tym. To niewypał. Jedziemy.
Czarny odwrócił się na pięcie i wyszedł. Tom zagryzł dolną wargę i ruszył za Carlosem i Billem. Znając pomysły jego braciszka, to jeszcze go zostawią i dopiero będzie miał problem.
Nie miał problemów z trzepaniem sobie przy kimś. Z Matem często tak robili na samym początku, kiedy jeszcze nie byli na tyle odważni, żeby wsadzać. Zaczęło się od dotykania, potem powoli doszły pocałunki, bardziej śmiały dotyk, leżenie przy sobie nago… Potem nawzajem sobie trzepali, a potem jeden to robił, a drugi patrzył… Dopiero niedawno zdecydowali się na seks analny i próbowali swoich sił w tym sporcie. Skoro więc robił sobie dobrze przy nim (fakt, rumienił się, ale co z tego?) to przy Billu też może. A w zamian…
Czarny z jakiegoś powodu bał się dotyku i Tom miał zamiar to wykorzystać. Chociaż Czarny był wredny i złośliwy, nie chciał mu zrobić krzywdy, a jednak trochę… pomóc. To przecież nic złego, prawda?
Wyszedł z budynku i wsiadł do limuzyny. Bill siedział już z kwaśną miną i palił papierosa.
- Chcesz? – spytał.
Tom z radością wziął sobie jednego i odpalił go, a potem zaciągnął się dymem,
- Zapomnienie o tym wyścigu to głupota – powiedział Dredziarz, patrząc uważnie na bliźniaka. – Skoro nie mamy zwycięzcy, obaj jesteśmy przegranymi.
- To znaczy? – Bill uniósł zadziornie jedną brew.
- To znaczy, że dziś wieczorem zwalę sobie przy tobie, a potem ty się grzecznie rozbierzesz i pozwolisz wymacać tak, jak było w umowie.


***
To rozdział na pożegnanie wolnego. Jutro do szkoły i mam ochotę rozwalić sobie łeb z tego powodu. Wy też?
42983283 - założyłam GG i proszę, oto numer. Mam nadzieję, że niewiele osób będzie chciało być informowanymi, bo ja naprawdę nie mam  do tego czasu ani głowy. Każda minuta jest dla mnie ważna, a jak nie mogę jej poświęcić na pisanie albo oglądanie anime, trafia mnie szlag. ci, którzy chcą  zgłaszać się pod ten numer i proszę napisać, o którym opowiadaniu mam informować. W najbliższej przyszłości powinnam zacząć publikować jeszcze jedno, ale najpierw muszę poskładać do kupy całą fabułę - będzie to yaoi o znanej dosyć postaci, Andrey'u Pejicu. Co o tym myślicie?
Tak czy siak, kolejny rozdział jest. Mam nadzieję, że się podoba, jak osobiście lubię bójkę bliźniaków.
Pozdrawiam!


17 komentarzy:

  1. O kurcze... spodziewałam się tego, że będzie remis, ale nie tego, że jednak to zrobią xD Myślałam, że tym bardziej będą od tego uciekać... Tom i te jego zachcianki ^^ Czekam na kolejną część i pozdrawiam ;*

    [ tokio-problem i joke-of-fate ]

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiedziałam że ten wyścig się tak skończy... No i te pomysły Toma xD Już nie mogę się doczekać nexta ^^
    Pozdrawiam cieplutko :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ty wiesz w jakim momencie przerwać, żeby zaciekawić czytelnika. ;)
    kiedy następna część opowiadania?

    OdpowiedzUsuń
  4. To kopanie pod stołem było mega zabawne, a do tego ta bójka, była cudna. Widać, że się ścierają ze sobą dwa silne charaktery. :D Za włosy się tragali, jak bijące się baby. :DD
    Taki zakład mi się podoba. Wiedziałaś, kiedy skończyć rozdział by mnie męczyć i nie tylko mnie. :D
    to to jest tajemnica Billa. Sądziłam, że włóczy się po klubach i chla alkohol do upadłego, a on się ściga. :D
    I Tom powoli przekonuje się co do matki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie to. Przecież mówił, że rzadko się ściga. Zresztą, carlos omal nie dostał zawału.

      Usuń
    2. Zgadza się mówił. Gdzieś mi to umknęło.
      I fajnie, że napiszesz coś o Andrey'u Pejicu. Szukałam yaoiców o nim i nic nie znalazłam.

      Usuń
  5. A ja już się nie mogę doczekać aż Tom się zorientuje co stało się Billowi. Czekam na next!! Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja Ciebie podziwiam. Regularnie dodajesz notki i twoje opowiadania są tak ciekawe, że ja pier*ole. Gratuluję! Żeby nam dalej tak pisała jak piszesz. Nie mogę się doczekać dalszych notek ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Super, genialne kocham to opko:D

    OdpowiedzUsuń
  8. Wiedziałam, że skończysz właśnie w takim momencie. ^^ Nie mogę się doczekać nowej notki, świetne masz pomysły.
    Jeżeli chodzi o yaoi z Andrey'em... jestem za. :D
    Pozdrawiam i życzę trochę więcej wolnego czasu i weny.

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo lubię twoje opowiadania twincest chociaż chyba jeszcze nigdy nie komentowałam, ale właściwie to nie pamiętam. Poza tym, że niecierpliwie czekam na każdy kolejny odcinek, to chciałam dodać, że wiem kim jest Andrej Pejic i mimo, że nie czytam yaoi to uważam, że to może być naprawdę dobry pomysł ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Rozdział boskiiiii! nie umiem się doczekać co między nimi się stanie. :D Niech będzie dużo pocałunków i czułości! :D WENY!!!!

    OdpowiedzUsuń
  11. Ła... będzie ostro :D:D

    OdpowiedzUsuń
  12. miałam krótką przerwę od internetu, ale jestem tu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hahaha widzę, że Toma coś ciągnie do Billa, zaczynam zauważać, że chociaż on sam za wszelką cenę próbuje wmówić sobie, że chodzi tylko o odkrycie sekretu brata, w rzeczywistości pod tym wszystkim kryje się drugie dno. ekstra, nie mogę doczekać się następnego odcinki, już chcę to 'zobaczyć' ;)

      Usuń
  13. Łooo... Ten zakład to było coś ciekawego. Najbardziej współczuję Carlosowi - biedny facet, musi to wszystko oglądać ^^
    A;e takiego obrotu akcji, że obaj "przegrywają" to się nie spodziewałam! Czeekam na kolejny :**
    Pozdrawiam. Kanka

    OdpowiedzUsuń
  14. No nie wierzę.. Pierwszy raz w życiu Tom nie przegrał zakładu (od razu przed oczami stanęło jej, jak w pierwszym opowiadaniu na blogu Tom dawał dupy za przegrany zakład).. Już sie nie moge doczekać.. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)