środa, 9 maja 2012

Rozdział 26


Andy
Wigilia przebiegła w miłej atmosferze. Na dworze było śniegu po kolana, a my siedzieliśmy w cieple i miło spędzaliśmy czas. Podzieliliśmy się opłatkiem i po złożeniu sobie życzeń, zasiedliśmy do stołu. Udało mi się przemycić prezenty dla rodziców i ulokować je pod choinką, kiedy żadne z nich nie patrzyło.
Po przepysznej kolacji, długo rozmawialiśmy. Opowiadałem im, co dzieje się w szkole, zmyślając na poczekaniu, że mam wielu znajomych i wszystko jest w jak najlepszym porządku. Rodzice wyglądali na zadowolonych, a tata wreszcie trochę wyluzował i odprężył się. Nie był już taki ponury.
Dostałem od rodziców nowy telefon. Tamten był już nieźle potłuczony. Zresztą, to cud, że jeszcze działał. W ostatnim czasie miał tendencję spadającą, tzn. często lądował na podłodze, głównie w szkole. Miałem nadzieję, że ten będzie miał trochę więcej szczęścia.
Przesadnie religijną rodziną nigdy nie byliśmy, więc kościół permanentnie olaliśmy.
Do wszystkich znajomych wysłałem smsy z życzeniami, na które dość szybko odstałem odpowiedź. Jedynie Theo, jak zwykle mega zakręcony, przysłał mi swoje własne dopiero po godzinie.
Włączyliśmy telewizor i oglądaliśmy jakiś film sensacyjny, który zawsze leciał w święta.





Lukas
Jeszcze nigdy ten przeklęty dom nie wydawał mi się taki pusty. Ja nigdy nie czułem się taki pusty.
Było już bardzo późno, a ja błądziłem po ciemku po całej posiadłości, nie mogąc sobie znaleźć miejsca. Dawno nie czułem się tak źle, a wargi drżały mi niebezpiecznie. Próbowałem sobie wmówić, że to ze złości, ale prawda była inna.
Jeszcze nigdy nie zostałem sam w święta. Zanim jeszcze zrobiło się ciemno, pojechałem na cmentarz, gdzie była pochowana moja matka. Popełniła samobójstwo, tak powiedział mi dziadek, kiedy ojciec się z nim pokłócił i staruszek próbował mu jakoś zaszkodzić. Dziadek powiedział, że zrobiła to, bo mój stary wykańczał ją psychicznie. Ponoć nie chciała z nim być, ale zgodziła się, bo zaszła w ciążę. Nie pamiętałem jej zbytnio, byłem bardzo mały, kiedy to się stało. Odkąd pamiętam, chował mnie ojciec i gosposia. Gdy skończyłem jakieś trzynaście lat, ojciec zaczął wyjeżdżać i zostałem praktycznie sam.
W tym roku po raz pierwszy zostawił mnie na święta.
Długo się zastanawiałem, czy nie spakować swoich rzeczy i nie wyjechać gdzieś. Zabrać papiery ze szkoły i wyprowadzić się do innego miasta. Wyglądało na to, że ojciec nie chce już więcej tracić na mnie czasu, więc równie dobrze mógłbym stąd odejść. Może sobie kogoś znalazł i dlatego nie chciał wracać?
Jaki by to nie był powód, cholernie bolało. Wbijanie mi noża w plecy ostatnio bajecznie mu wychodziło.
Po długiej tułaczce przysiadłem w końcu na schodach, podkuliłem nogi i ukryłem twarz między kolanami, obejmując nogi ramionami. Chciało mi się zwyczajnie wyć, a po policzkach nieprzerwanie ciekły mi łzy. Na sms Tomasa odpowiedziałem jakimś sarkazmem, który miał znaczyć, że wszystko jest ok. Na wiadomość od Andy'ego odpowiedziałem jak zawsze, trochę wrednie, ale jednak życzliwie. Andy ostatnio był jedyną osobą, która jakoś potrafiła mnie wyciągnąć z głupiej melancholii i zakopać trochę ten uczuciowy dołek. Chciałem, żeby był obok mnie. Potrzebowałem go jak jeszcze nigdy i nawet nie chodziło o seks. Po prostu byłoby fajnie, gdyby był teraz ze mną. Wiedziałem, że to niemożliwe, bo zapewne spędzał te święta ze swoją rodziną, ale…
Fajnie by było mieć prawdziwą rodzinę, pomyślałem z westchnieniem. Starą krzątającą się w kuchni i starego, czytającego gazetę przy porannej kawie. Mógłbym dostawać szlabany za późne wracanie do domu albo zarzyganie ganku. Może nawet zabraliby mi telefon?
Drrryt...
Westchnąłem, kiedy moja komórka zaczęła wibrować. Skrzywiłem się, widząc, że to stary, ale postanowiłem odebrać.
- Czego? - spytałem opryskliwie.
- Lukas? Wszystko w porządku? - w głosie ojca słyszałem wyraźne zdziwienie.
- Oczywiście. Chciałeś coś konkretnego?
- Chciałem ci życzyć wszystkiego najlepszego z okazji świąt... Mam nadzieję, że dobrze się bawisz.
Wybuchłem gorzkim śmiechem.
- Bawię?! Jasne, jest zajebiście! - wysyczałem. - Chata pełna wiary. Mam tutaj prawdziwą imprezę, wiesz ilu duszków na nią przyszło?! Jestem tutaj bogiem, jako jedyny żywy... Planujemy imprezować do rana, może...
- Jesteś w domu sam?
Jego głos był tak pełen zdumienia, że znowu miałem ochotę się roześmiać. Ton jego głosu był dziwny i miałem wrażenie, że w tej chwili mojego starego zżerają wyrzuty sumienia.
Całe szczęście, ty chuju, pomyślałem.
- Pff! A niby kto inny miałby tu być? Gosposia pojechała do swojej rodziny. PRAWDZIWEJ rodziny, kurwa.
- Nie przeklinaj, proszę.
- Och, wybacz, że niszczę ci te urocze święta. W ogóle to chciałbym ci życzyć wszystkiego najlepszego! To przecież chciałeś usłyszeć, prawda? Po to dzwonisz? Żeby się przekonać, że świetnie się tutaj bawię, tak?
- Myślałem, że spędzisz te święta z Tomasem. Przep...
- Ani słowa! Nie obchodzi mnie to, co masz do powiedzenia. Jesteś bezczelnym chujem, dzwoniąc do mnie akurat teraz! Skoro nie chciałeś tu przyjeżdżać, trzeba było w ogóle się nie odzywać.
- Lukas, ja...
- Spierdalaj!
Rozłączyłem się, kładąc komórkę na schodach. Zagryzłem mocno dolną wargę, próbując pohamować złość.
Było już późno, kiedy zdecydowałem się oglądnąć jakiś film. Włączyłem sobie pierwszy lepszy i siedziałem na kanapie, wgapiając się w telewizor.
Najgorsze święta w całym moim życiu, pomyślałem ze smutkiem.



Andy
Rodzice już spali, kiedy po cichu wymykałem się z domu. Była północ i byłem pewny, że Lukas również nie śpi, ale jest już dawno po kolacji wigilijnej. Do kieszeni kurtki włożyłem paczkę z prezerwatywami i jakiś krem o intensywnym zapachu kokosów. Próbowałem wymyślić jakiś prezent dla blondyna, ale nie miałem pojęcia, co mógłbym mu dać.
Lukas miał wszystko, więc kupienie czegoś w sklepie byłoby bezsensowne. Pomyślałem jednak, że na pewno by się ucieszył, gdybym podarował mu siebie. Z takim zamiarem wyszedłem z domu i ruszyłem ciemnymi ulicami w stronę jego willi. Nazywanie tego domem byłoby głupotą.
Gdy byłem już na podwórku, zobaczyłem, że wszędzie są pogaszone światła. Wyciągnąłem komórkę i zadzwoniłem do Lukasa.
- Halo?
- Cześć. Mógłbyś otworzyć drzwi? Straszny ziąb tutaj - powiedziałem.
Prawie natychmiast zapaliło się światło i drzwi stanęły otworem.
Lukas wcale nie wyglądał na szczęśliwego, że mnie widzi. Jego oczy były pełne złości i czegoś, czego nie potrafiłem zdefiniować. Był ubrany w jakieś powyciągane dresy i obszerną koszulkę na ramiączkach. Nie spodziewałem się, że kiedykolwiek zobaczę go tak niechlujnie ubranego, nie wspominając już kompletnie o świętach.
Uśmiechnąłem się niepewnie.
- Jeśli mnie tutaj nie chcesz, to...
Zanim dokończyłem, złapał mnie za nadgarstek i wciągnął do środka. Przypatrywał mi się uważnie, kiedy ściągałem kurtkę. Przypomniałem sobie, co tam schowałem i poczułem, że się rumienię.
Chrząknąłem cicho.
- Uhm, bo wiesz... - zacząłem niepewnie. - Nie miałem pojęcia, co mógłbyś chcieć dostać... Pomyślałem wię-ęc, że... Yyy... No, wiesz...
Czerwony jak burak, wyciągnąłem z kieszeni prezerwatywy i pomachałem mu nimi przed nosem.
- Czy możemy potraktować to jako prezent? - zapytałem niepewnie.
Lukas mimowolnie oblizał usta.
- Jasne - odparł.
 Zdjąłem buty i na bosaka ruszyłem za nim do salonu.
- Twojemu tacie nie będzie przeszkadzać, że przyszedłem? - zapytałem.
- Mojego starego tu nie ma, siedzi w Los Angeles - mruknął.
- Jesteś SAM?! - wyjąkałem, nie mogąc w to uwierzyć. - Ale... przecież mówiłeś, ż-że...
Wzruszył ramionami, siadając ciężko na kanapie.
- Nastąpiła mała zmiana planów.
- Trzeba było mówić! - jęknąłem. - Wziąłbym cię do siebie.
- Nie potrzebuję litości! - warknął.
Zapadła chwilowa cisza. Usiadłem obok niego, nie wiedząc, co zrobić.
- Um... Więc... - próbowałem niepewnie.
- Zrobisz mi loda? - zapytał.
- Nie!
Westchnął cicho, przekręcając się na kanapie i siadając przodem do mnie.
- No, dobra... - mruknął. - Tym razem ci jeszcze odpuszczę... Rozbieraj się.
Wstałem z kanapy i nie patrząc mu w oczy, zacząłem pozbywać się poszczególnych części garderoby. Z każdą jedną chwilą mój członek robił się coraz twardszy. Gdy zdjąłem koszulkę i uporałem się ze spodniami, pociągnął mnie do siebie. Usiadłem mu na kolanach. Nie miał już na sobie koszulki
Ułożył dłonie na moich pośladkach, przyciskając moje krocze do swojego. Oddychał ciężej, a jego gorący oddech wywoływał u mnie dreszcze. Jego palce ugniatały moje pośladki dosyć brutalnie.
- Koniecznie musisz przytyć - mruknął cicho, całując mój obojczyk. Uśmiechnąłem się lekko, obejmując go za szyję i łącząc nasze usta w pocałunku. Odwzajemnił go z zapałem, powodując, że moje tętno znacznie przyspieszyło. Jego jedna ręka nadal głaskała moje pośladki, a druga gładziła plecy i resztę ciała. 
Dotykałem go po umięśnionym torsie, kiedy zjechał z pocałunkami na moją szyją. Pchnął mnie na kanapę i zawisł nade mną, całując mnie zachłannie. Jęknąłem, kiedy wbił mi kolano w krocze.
- Ale twardy - mruknął cicho.
- A twój nie? - spytałem, zaciskając rękę na jego kroczu. Syknął cicho z rozkoszy.
- O, tak... Tak możesz robić...
Zagryzłem dolną wargę, łapiąc za gumkę od dresów i pospiesznie ściągając mu ją z bioder razem z bielizną. Mruknął coś cicho, sapiąc z przyjemności i ocierając się o mnie sugestywnie.
Uniosłem głowę i zacząłem ssać jego sutek. Złapał mnie za gardło i przycisnął do kanapy, ponownie całując mnie zachłannie. Jego język badał wnętrze moich ust ze znawstwem, a ręka delikatnie ugniatała jądra. Złapał mnie pod kolanem i oplótł sobie moją nogę na biodrze, nieporadnie próbując zdjąć spodnie. Gdy mu się to wreszcie udało, zaczął obsypywać pocałunkami całe moje ciało.
Po chwili poczułem intensywny zapach kokosów i jego ręka dotknęła mojej dziurki. Spiąłem się lekko, sapiąc z przyjemności. Nie mogłem się już doczekać, miałem wrażenie, że jeszcze chwilę mnie popieści i skończę, zanim zaczniemy się pieprzyć.
- Dosiądź mnie - mruknął. Wiedziałem, że już dokładnie mnie nawilżył. Położył się na kanapie, patrząc na mnie z ogniem w oczach. Zębami rozerwałem opakowanie od kondoma i nałożyłem mu na penisa, przy okazji ugniatając go lekko. To był niezły widok - Lukas, leżący na kanapie i jego wielki penis, stojący dumnie wyprostowany. Czekający. Na mnie.
Nie musiałem go dodatkowo smarować kremem, bo prezerwatywa była śliska i bez tego. Uniosłem się na nim i ustawiłem odpowiednio, a potem zacząłem opuszczać w dół. Początkowo bolało, ale kiedy już mogłem swobodnie usiąść mu na biodrach, odetchnąłem lekko.
Pogłaskał mnie po włosach, patrząc na mnie z ciekawością.
- Mocno boli? - spytał.
Kiwnąłem przecząco głową.
- To... trochę dziwne uczucie. Może kiedyś, jak będziesz chciał, sam się przekonać.
Nadął śmiesznie policzki.
- Nie ma opcji! - mruknął. Uniosłem się lekko i z powrotem usiadłem jak przedtem, wydobywając z jego szeroko otwartych ust głośny jęk. 
- Andy, nie przeginaj pały...
- Och, taki szybki to ja nie jestem.
- Ty wstrętny zboczuchu...
Reszta poszła jak zwykle, czyli było szybko i stosunkowo ostro. Trochę mnie krępowała ta pozycja, ale... to w końcu był prezent dla niego, prawda? Jakby nie patrzeć, chciałem, żeby był jak najlepszy.
Gdy już było po wszystkim i leżeliśmy, uspokajając oddech - Lukas na wznak, gapiąc się w sufit, a ja na brzuchu, wtulony w jego przyjemnie umięśniony tors - miałem ochotę głupio się uśmiechać. Nie wiem, dlaczego, po prostu miałem głupie wrażenie, że tym razem już na sto procent nie muszę się obawiać Lukasa. Dostał drugą szansę i jakkolwiek by się nie ułożyły nasze relacje, wątpiłem, żeby chciał mnie znowu krzywdzić. Zresztą, już się przekonał, że to nie ma żadnego sensu.
Zasypiałem już, kiedy poczułem dziwny ruch w okolicach karku. Zadrżałem mimowolnie, kiedy Lukas smyrnął mój kark czymś zimnym. Zanim jednak zorientowałem się, co to było, odpłynąłem.



Lukas
Zapiąłem Andy'emu naszyjnik, który kupiłem mu jakiś czas temu. Był to chiński znak tłumaczony jako miłość. Był srebrny, na dosyć delikatnym łańcuszku. Miałem nadzieję, że spodoba mu się taki prezent. Z pewnością pasował do stylu Trampa.
Nad ranem musiałem go odwieźć do domu, bo jego rodzice nie wiedzieli, że wyszedł z domu. Rano znowu się kochaliśmy, zjedliśmy wspólnie śniadanie, świetnie się przy tym bawiąc. Andy był szczęśliwy i ja w jakimś stopniu też. Nadal było mi przykro, że ojciec tak chamsko mnie olał, ale nic nie mogłem na to poradzić. Było, minęło. Postanowiłem już, że zaraz po maturze wyprowadzam się z domu. Nie miałem zamiaru studiować ani brać się za firmę ojca. Szczerze powiedziawszy, miałem go głęboko w dupie. Zdecydowałem, że będę jeździł po świecie swoim kochanym autkiem. Byłem pewien, że stary nie odetnie mi kasy, a nawet jeśli to zrobi, jakoś sobie poradzę, w końcu nazywam się Lukas Brey.
Gdy już odstawiłem czarnowłosego pod dom i wróciłem do swojego, nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Po chwili namysłu zdecydowałem się trochę przespać. Mimo wszystko nie lubiłem zbyt wcześnie wstawać, a siódma rano to dla mnie środek nocy.
Wszedłem do domu i zamarłem.
W korytarzu zobaczyłem walizkę swojego ojca, a on sam stał przy barku w salonie i pił jakiś trunek. Kiedy mnie zobaczył, odstawił szklankę na stolik i ruszył w moim kierunku.
Kurwa, pomyślałem zły, zaciskając ręce w pięści. Jeszcze jego tutaj brakowało.

15 komentarzy:

  1. Wiedziałam, po prostu wiedziałam, że będą się pieprzyć. <3 Kocham takie sceny.
    Taa, widzę, że tatusia sumienie ruszyło... Najpierw zostawia syna samego na święta, a potem się nagle zjawia jak gdyby nigdy nic. Przykładnym ojcem to bym go nie nazwała.
    Spodobało mi się, że Lucas dał Andy'emu prezent. To było słodkie. :3
    Nie mogę się wprost doczekać reakcji Lucasa na przyjazd ojca.
    Pozdrawiam! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. ey, wymiatasz, że tak się wyrażę.. Wiedziałam , że Lucas i Andy spędzą chociażby chwilę w święta razem . ;P
    Kobieca intuicja..
    Kurczę, pisz dalej, tyle mogę powiedzieć . :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Oho, teraz się będzie działo ;D Odcinek wspaniały <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Ouuu... naprawdę nie zazdroszczę Lukasowi ;/ Szkoda mi go, ale prezęt od Andy'ego na pewno go rozweselił i to jaaak xD Ciekawe co ma teraz do powiedzenia ojciec Brey'a? Już się nie mogę doczekać... Pozdrawiam ;**

    [ tokio-probem i joke-of-fate ]

    OdpowiedzUsuń
  5. Jest szał!! Lubię czytać o tym jak chłopaki się pieprzą, w opisach niema co prawda zbyt dużo uczuć i namiętności ale mimo wszystko je lubię i mam nadzieję że kiedyś przeczytam o tym jak się kochają :)
    Gratuluję świetnego odcinka :)
    Pozdrawiam cieplutko i życzę mega weny :*

    OdpowiedzUsuń
  6. tendencja spadająca, hm... skąd ja to znam? hehe, ja przez cb wpadam w komplexy! taki piękny odc, ale lukas powinien zdrowo przypieprzyć ojcu za taki numer!- tenebris/anikka

    OdpowiedzUsuń
  7. Szkoda, że było mało czułości, ale Lucas to taki typ. Niby nie traktuje Andego jak kogoś bliższego, ale dał mu naszyjnik ze znakiem miłości. A co do ojca... Boszz.. niech LUcas jak najszybciej wyjeżdża i to najlepiej z Andym
    Zapraszam do siebie (:

    OdpowiedzUsuń
  8. meow meow <3 <3 <3 kocham to !

    OdpowiedzUsuń
  9. Łańcuszek na prezent był słodki,fajnie to opisałaś.Uwielbiam twoje sceny seksu chodż mało w nich szczegół jesli chodzi o uczucia i doznania,ale odcinek super.Czekam na kolejny.Buźka.

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie myślałam, że kiedyś będzie mi szkoda Lucasa i będę mieć ochotę go przytulić, i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, i ojciec go kocha. Ja wierzę, że kocha, tylko ma powody, aby tak się zachowywać. Jeżeli był z tym swoim facetem, to go rozumiem. Wie, jaki stosunek do gejów ma Lucas i bał się, a chciał spędzić święta z osobą która kocha. Syna też kocha, ale był pewien, że chłopak nie będzie sam tylko z masą przyjaciół. I przyjechał po tym telefonie. Aż szkoda, że nie wrócił od razu i nie zastał chłopaków śpiących razem. :D Ciekawe, czy mam rację, ale nie zdradzaj co i jak. :D
    Co do seksu, to faktycznie Luca podchodzi do tego bardzo instrumentalnie. Rozbieraj się i już pieprzymy się. Nie ma w tym uczuć, wszystko za szybko się dzieje. To dlatego, że Lucas nie uświadomił sobie do końca tego co czuje. Nadal może w jakiś sposób skrzywdzić Andyego. Choćby zmusić go do zrobienia loda, chociaż ten nie chce. A Andy wiele zrobi, jak będzie wiedział, że jest przez niego kochany.
    Poza tym fajny prezent dał Lucasowi. Fragment z założeniem łańcuszka był uroczy. Po prostu założył mu go na szyję w ten sposób przekazując "Jesteś mój". :D

    OdpowiedzUsuń
  11. czytałam na twoim blogu inne opowiadanie, ale przez przypadek przeczytałam ten rozdział i mi sie spodobał i przeczytałam całe opowiadanie. Muszę ci powiedzieć że ciekawie piszesz. Ciekawe czy dojdzie kiedyś do rozmowy ojca z Lucasem w której wszystko sobie wyjaśnią?
    Czekam z niecierpliwością na kolejny odcinek. Trzymaj tak dalej.
    Czytelniczka

    OdpowiedzUsuń
  12. tradycyjnie cudowny odcinek ! Nie wyobrażam sobie kiedy nadejdzie koniec tego opowiadania ;x Dobrze, że "Rodzinny Dom" jest jeszcze <3 Na miejscu Lukasa chyba bym się załamała. Święta spędzić samemu w duzym pustym domu - masakra. Dobrze, że Andy wpadł i jakoś go ' pocieszył' ;D Swoja drogą jakoś tak liczę na to, że Lukas da się przekonać i choć raz to on dosiądzie hahaha ;x Czekam z niecierpliwością na następne części ! Szczególnie na rodzinny dom i wykonanie zakładu braci :D
    Zapraszam do siebie :)
    http://giveourselfaway.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  13. To jest po prostu zajebiste, dawno nie czytałam tak dobrego yaoi ; >

    OdpowiedzUsuń
  14. Hm... Czy przypadkiem to nie był japoński znak, a nie chiński?? No cóż... może to mi się coś pomyliło, czytając rozdział w którym Luc kupował ten naszyjnik^^ Ciekawe teraz co ojciec Luca zrobi, najlepiej by było jakby mu wbił do głowy, że koniec z forsą, czas na naukę albo pracę, a nie... co on sobie wyobraża?! Życie autostopowicza?! Co za gówniarz niedorobiony, nic się nie nauczył po tej parkowej akcji! Zabić się, by ojczulek wrócił... a może wyprowadzić, ech... Niech ktoś mu zwoje trochę zakręci, bo za bardzo się naprostowały... że aż swoim brakiem wyobraźni dobija ><

    OdpowiedzUsuń
  15. Już drugi rozdział użalam się nad marnym losem Lucasa.. Tak w święta zostawić dziecko samo.. Co to jest kurde za rodzic?! No może i jest pełnoletni, ale mimo wszystko.. Ehh.. Koniec.. Koniec z naszą przyjaźnią panie tato Lucasa.. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)