sobota, 30 czerwca 2012

14.Rodzinny dom


- Nie mogę uwierzyć! Dlaczego to zrobiliście?!
Tom jeszcze nigdy nie widział Gordona tak wściekłego. Ledwo się powstrzymywał, żeby nie palnąć czegoś głupiego. Siedział na krześle w gabinecie Trumpera i niepewnie zerkał na Billa, który też siedział, sztywno wyprostowany i z kamienną twarzą.
Ale siara, pomyślał Tom. Nie dość, że znaleźni nas pijanych, to jeszcze domyślili się, kto załatwił klej i inne gadżety. Mamy przechlapane.
- DLACZEGO TO ZROBILIŚCIE?! Wasza matka płakała przez pół nocy po tym wszystkim! Zepsuliście jej wymarzone przyjęcie! No, słucham?! Bill?
- To nie my – powiedział spokojnie czarnowłosy.
- Nie wy?! A niby kto?!
- Nie wiem. My nie chcieliśmy przychodzić na to przyjęcie, więc wsiedliśmy w samochód i sobie pojechaliśmy. To naprawdę nie my.
Gordon zacisnął gniewnie usta, a jego twarz zrobiła się jeszcze ciemniejsza ze złości. Tom miał wrażenie, że zaraz poleci mu piana z ust. Fakt, trochę narozrabiali, ale przecież Simone się należało! Sama się o to prosiła, czego się spodziewała po tych wszystkich krzywdzących zagraniach?! Jak Gordon mógł tego nie widzieć?!
Dredziarz przestał słuchać wywodów mężczyzny i przypomniał sobie wieczór spędzony z Billem w samochodzie. Bez wątpienia jedno z jego najlepszych wspomnień w ostatnim okresie. Jak jednak przekonać Billa do kontynuowania dalszych zabaw?
Jego rozmyślanie przerwało wtargnięcie Andreasa.
- Przeszkadzam? – spytał, chrząkając cicho. Bill z miejsca się naburmuszył, a Tom ledwo pohamował uśmiech. Widocznie Andreas nadal zaśmiewał się z powodu ostatnich wydarzeń.
- Nie, nie, wejdź. Chłopcy i tak twierdzą, że oni NIC NIE ZROBILI. Może ty zdołasz przemówić im do rozsądku?
- Um, to chyba nie jest najlepszy pomysł. Nie mam pojęcia, jak się obchodzić z nastolatkami.
Bill prychnął, a Gordon aż zamrugał ze zdumienia. Widocznie Bill do tej pory grał przed wszystkimi dobrego chłopca, a takie wymowne prychnięcia z pewnością nie pasowały do wizerunku kogoś takiego.
- Pewnie i tak pójdzie ci lepiej niż mnie – burknął Gordon, opierając się o biurko z naburmuszoną miną.
- Obetnij im kieszonkowe i po sprawie. Serio, Gordon, nie przesadzaj. Nawet nie masz pewności, że to naprawdę oni.
Tom wiedział, że Andreas doskonale wie, kto wywinął ten numer na przyjęciu, ale widocznie trzymał ich stronę. Zapewne było mu przykro z powodu Gordona, ale z jakiegoś powodu nie lubił Simone i utarcie jej nosa dobrze wpłynęło również na niego.
- Kieszonkowe? O, nie! Macie szlaban! Na miesiąc! Żadnego wychodzenia z domu po godzinie dwudziestej pierwszej i kieszonkowe o połowę mniejsze. Nie! Żadnego kieszonkowego! I niech się tylko dowiem, że któryś z was wypłacił sobie pieniądze z konta! Pozabijam! A teraz lepiej stąd idźcie, zanim do reszty stracę cierpliwość.
Bliźniacy podnieśli się i bez słowa wyszli.
- Łatwo poszło – stwierdził Tom.
Czarny tylko wywrócił oczami.
- Jest zbyt naiwny, to było jasne od samego początku.
- Znowu masz kiepski humor?
Bill spojrzał na niego z politowaniem.
- Może. A może nie. Co się to obchodzi?
- Znowu jesteś dla mnie wredny.
- Oczywiście, a niby czego się spodziewałeś? Chyba nie sądziłeś, że mam zamiar się z tobą obchodzić jak z jajkiem? Poza tym, jeszcze kilka dni temu byłeś tak cholernie na mnie obrażony i gotowy nie odzywać się do mnie do końca życia. Już ci przeszło?
Dredziarz zagryzł niepewnie dolną wargę. Znowu walka. Naprawdę miał już tego dość.
- Miałem nadzieję, że będziemy w stanie się dogadać. Już ci mówiłem, że nie chcę z tobą walczyć.
- A ja nie chcę się z tobą przyjaźnić. Możemy spędzać ze sobą trochę czasu, ale obecnie jestem zbyt zajęty, że marnować czas.
Bill wszedł do swojego pokoju i zatrzasnął bratu drzwi przed nosem. Tom poczuł złość ale również niewyobrażalny smutek. Wyglądało na to, że wszystko zaczyna się od początku.
Kiedy po jakimś czasie zadzwonił do niego George, omal nie dostał zawału. Szatyn tak na niego wrzeszczał, że omal nie ogłuchł, a telefon trzymał w znacznej odległości od swojej twarzy. Zupełnie zapomniał, że na sobotni wieczór był umówiony z przyjaciółmi. Mieli poćwiczyć trochę kilka kawałków i iść wreszcie na tę cholerną imprezę, na której mieli poszukać jakiegoś wokalisty. Tom się zastanawiał, jak to możliwe, że kiedy nikt nie potrzebuje nikogo to śpiewania, wyjców wszędzie jest pełno i nie idzie z nimi wytrzymać, a kiedy chce się znaleźć kogoś z ładnym głosem, takiej osoby po prostu nie ma.
Nie mając innego wyjścia, obiecał, że za godzinę pojawi się w domu Geo. Wyszedł z pokoju i skierował się do garażu. Miał nadzieję, że Carlos nie obraca znowu Sary za motorem. To już by była zdecydowana przesada.
- Hej, Carlos! Mógłbyś mnie podrzucić do kumpla?
- Nie ma mowy!
Tom aż podskoczył, kiedy nagle tuż obok niego pojawił się zasapany Bill.
- Muszę natychmiast jechać do…
- Nic mnie to nie obchodzi – burknął Tom. – Ja byłem pierwszy.
- No, to co? Mój wyjazd jest ważniejszy.
- Nie ma opcji.
- A właśnie, że jest.
- Czy ty specjalnie mnie denerwujesz?
- Nie bardziej, niż ty mnie.
- Pff!
- Chłopcy, przestańcie – odezwał się Carlos, uśmiechając się niepewnie. – Spokój, bo nigdzie nikt nie pojedzie. Jeśli się nie dogadacie, będziecie ciągnąc zapałki, jasne?
- Nie możesz najpierw zawieść mnie, a potem jego?
Carlos westchnął.
- Pan Gordon przestrzegł mnie, że wożę was wszędzie na własną odpowiedzialność. Nie mogę was zostawić w dwóch różnych miejscach, ponieważ w razie kłopotów odpowiedzialność spadnie na mnie.
- Sranie w banie – odezwał się Bill.
Dredziarz prychnął, a Carlos…
… wyciągnął zapałki.
Nawet tak prosto czynność jak ciągnięcie zapałek omal nie wywołała kłótni pomiędzy bliźniakami. Kiedy Tom wyciągnął krótszą, co oznaczało, że wygrał limuzynę, uśmiechał się tak tryumfująco, że Bill omal nie wydrapał mu oczu. Chociaż jedno małe zwycięstwo w całym szeregu niepowodzeń.
Czarny zagryzł dolną wargę, a potem wzruszył ramionami i wsiadł do limuzyny. Tom znieruchomiał.
- Co ty robisz? – spytał zdumiony.
- Jak to co? Wygrałeś limuzynę, czyli ty decydujesz, gdzie Carlos cię zawiezie. Nie było mowy o tym, że ja zostaję.
- Nigdzie nie jedziesz! – warknął Dredziarz.
Bill spojrzał na niego z politowaniem, splatając ręce na piersi i krzyżując nogi w kostkach.
- Robisz to specjalnie! – oburzył się Tom.
- Przecież nie będę ci przeszkadzał, pięknisiu.
Dredziarz prychnął cicho.
- Jasne. Powiedz mi, dlaczego ci nie wierzę?
Bill wywrócił jedynie oczami.
Całą drogę milczeli. Kiedy na miejscu Bill wysiadł za bliźniakiem z limuzyny, ten kopnął ze złością drzwi.
- Nie chcę cię tam.
- Nie będę sam siedział w limuzynie.
- Nienawidzę cię.
Czarny uśmiechnął się kpiąco.
- To już chyba sobie wyjaśniliśmy.
Wyjaśnili, ale Tom i tak nie miał zamiaru odpuścić Bill najwyraźniej też.
Weszli do garażu, gdzie przyjaciele Dredziarza już czekali. Gus grzebał coś przy perkusji, a Geo siedział na wzmacniaczu i pił wodę.
- Cześć, chłopaki.
- Hej, Tom!
Chłopak zignorował wymowne spojrzenie Geo, mówiące „ masz szczęście, że kocham swój bas, inaczej rozbiłbym go na twoje zdradliwej łepetynie”. Na szczęście jego uwagę odwrócił Bill, który rozglądał się po garażu z kamienną twarzą.
- A co on tutaj robi?
- Nic. Udawaj, że go nie ma – mruknął Dredziarz.
Bill wystawił mu język. Rozglądnął się raz jeszcze i usiadł w kącie, zsuwając się trochę na krześle, jakby naprawdę chciał się wtopić w otoczenie i stać się niewidzialnym dla reszty.
- Macie rozpisane nutki do solo, które wam zostawiłem?
- Mhm… Solo już solem nie jest. Nie było łatwo, cały tydzień nad tym siedzieliśmy, ale wreszcie się udało.
- Super. Czyli gramy.
Bill faktycznie stał się niewidoczny i Tom szybko by o nim zapomniał, gdyby jego wzrok co chwilę do niego nie wędrował, przyciągany jakby magnesem. Cała godzinę walczyli, żeby perfekcyjnie zgrać instrumenty. Byli amatorskim zespołem bez wokalisty i poprawne rozpisanie nut na instrumenty było dla nich naprawdę wielkim wyzwaniem. Musieli poprawić wszystkie zgrzyty, które, niestety, powstały. Wydawało się jednak, że końcowy efekt był całkiem niezły, tym bardziej że po zaledwie godzinie byli już naprawdę zgrali.
- Fajna muza – rzucił nieoczekiwanie Bill, ściągając na siebie uwagę. – Macie do tego tekst?
Po chwili w jego stronę poleciał samolot zrobiony z kartki. Bill złapał go i rozwinął. Pospiesznie przeczytał tekst i uniósł brwi.
- Do bani.
- Spadaj! – mruknął Tom.
- Co? Przecież mówię serio. Ten tekst jest do chrzanu.
- Wymyśl lepszy, jak jesteś taki mądry.
- A żebyś wiedział, że wymyślę – odszczeknął się Bill, wstając ze swojego miejsca. Podszedł do Geo i wyciągnął rękę.
- Co? – zapytał szatyn zaskoczony.
- Daj mi mikrofon.
Tom parsknął.
- Chcesz śpiewać? Kpisz sobie z nas?
- Jeszcze będziesz mnie błagał, żebym dla was śpiewał.
- Pff! Akurat!
- Niech się wykaże – wtrącił się Gus, podając Czarnemu mikrofon.
- Zagrajcie to pierwsze, od czego zaczęliście.
Bill puknął kilka razy w mikrofon, po czym włożył jedną rękę w kieszeń i stanął tyłem do reszty chłopaków. Tom, Gus i Geo wymielili niepewne i odrobinę kpiące spojrzenia, ale posłusznie zaczęli grać.
Zaczęli chyba tylko po to, by po chwili zupełnie zdębieć, rzucając sobie już jedynie zdumione spojrzenia. Bill nie dość, że śpiewał naprawdę dobrze i czysto, nie śpiewał wcale słów, nad którymi oni męczyli się tyle czasu.
Śpiewał swój własny tekst.
- Das Fenster öffnet sich nicht mehr
Hier drin ist es voll von dir und leer
Und vor mir geht die letzte Kerze aus
Ich warte schon ne Ewigkeit
Endlich ist es jetzt soweit
Da draußen ziehn die schwarzen Wolken auf

Ich muss durch den Monsun
Hinter die Welt, ans Ende der Zeit
Bis kein Regen mehr fällt
Gegen den Sturm, am Abgrund entlang
Und wenn ich nicht mehr kann, denk ich daran
Irgendwann laufen wir zusamm'
Durch den Monsun, dann wird alles gut…

Gdy skończył, odwrócił się przodem do chłopaków i spojrzał na nich z triumfem w oczach. Uniósł brwi.
- Jeszcze coś? – spytał.
- Co to za tekst? – odezwał się Gustaw.
- Mój.
- Ale… Wymyśliłeś go tak po prostu? Na poczekaniu?
- Nie – Bill spojrzał na Toma. – Nie wiem jakim cudem ułożyłeś melodię do moich tekstów, ale właśnie tak to sobie wyobrażałem, kiedy to pisałem.
- CO?!
- Chcesz powiedzieć – zaczął niepewnie Tom – że nie wiedząc o swoim istnieniu, stworzyliśmy tę samą piosenkę? Ty tekst, a ja melodię?
- Nie mam pojęcia, ale wszystko wskazuje na to, że tak.
Czarny spojrzał po zaszokowanych chłopakach. Wyłączył mikrofon i odłożył go.
- Hej, gdzie ty idziesz? – zdziwił się Geo.
Bill uśmiechnął się kpiąco.
- No, nie chcieliście mnie tu. Spadam stąd.
- Ale… - krzyknęli jednocześnie, ale Bill już wyszedł.
- Tom…
Dredziarz spojrzał na Geo z przerażeniem.
 -Zapomnij! Nie będę go o nic prosił!

Tom usiadł naprzeciwko Billa. Carlos ruszył w drogę powrotną. W limuzynie było ciemno, wnętrze rozjaśniały jedynie mijane po drodze lampy i oświetlone reklamy oraz wystawy sklepów.
- Em… Bill…
- Nie ma mowy – usłyszał od razu.
- Ale… dlaczego? – burknął Tom niepocieszony.
- Bo nie. Nie mam na to ochoty.
- Ale…
- Co? Nagle przestałem im przeszkadzać?
- To nie…
- Daj sobie spokój. Nie ma opcji, żebym śpiewał w twoim zespole.
- Ale Geo i Gus nic do ciebie nie mają, po prostu cię nie znają i…
- Nie obchodzi mnie to. Nie i koniec.
- Ale to tylko…
- Tylko? Mają mnie co najmniej za świra.
Tom zagryzł dolną wargę, śmiejąc się cicho.
- Ale ty jesteś świrem.
- Och, spadaj!
Samochód zatrzymał się przed domem. Bill pierwszy wysiadł, nawet nie patrząc na brata.
- Bill, no! Nie bądź świnia!
- NIE!
- Ale co ci szkodzi?
Czarny nie odpowiedział.
- No, Bill! Nie zrobisz tego dla swojego kochanego braciszka?
Zrobiłby, gdyby wiedział, że nadal istnieje realna szansa, iż Tom wróci do domu dziecka. Na jego nieszczęście wiedział, że Simone mu odmówiła i skoro nie musiał się o to martwić, mógł spokojnie odsunąć go od siebie na dystans. Tak było lepiej.
Wygodniej.
- Nie? – spytał kpiąco Bill.
Tom naburmuszył się.
- No to nie! Nie lubię cię!
Dredziarz wyprzedził go i wszedł pospiesznie do domu, głośno trzaskając drzwiami. Bill uśmiechnął się kącikiem ust.
Ach, ci bracia. Coś wspaniałego na poprawę humoru.

***
Rozdział niesprawdzony, ale wstawiony z okazji zakończenia szkoły. OS pojawi się w bardziej przystępnych godzinach. Nie powiadamiam, idę spać. Ewentualnie zrobię o jutro.
Pozdrawiam!

15 komentarzy:

  1. Myślałam,że po ostatnim odcinku bliźniacy zaczną się dogadywać,a tu wszystko od początku.Wogóle ich nie rozumiem.Mam nadzieje,że chociaż muzyka będzie mogła stać się ich wspólną płaszczyzną.Pozdrawiam.
    PS Wrzuć szybko OS.

    OdpowiedzUsuń
  2. ....oj znów kłótnie xD Ale rozdział boski! ^^ A ja teraz spadam, dłuższy komentarz napiszę w Odkryć siebie jak będzie notka. ;P

    OdpowiedzUsuń
  3. Hahaha, uwielbiam jak oni się przekomarzają. :D Bill! Masz się zgodzić na śpiewanie w zespole, bo cię zjem! XD
    Boosko, jak zwykle zresztą. Nie mogę się doczekać Odkryć siebie.
    Pozdrawiam. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajny ;D
    - Więcej wymyślać mi się nie chce xD

    OdpowiedzUsuń
  5. Eh, Bill mógłby już odpuścić i zrobić to dla swojego kochanego braciszka :D Świetny rozdział, uwielbiam to opowiadanie ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Boskie... chodź moglo by się Billowi walić pod nogami... by Tom poszedł do tego domu dziecka.. ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Bill mnie drażni. Ja rozumiem, że ma jakieś tak powody, ale do licha - albo go chce, albo nie - niech się zdecyduje u zaryzykuje. Normalnie mam go ochotę palnąć książką w łeb.

    Nyu

    OdpowiedzUsuń
  8. Cóż za cudowny prezent za koniec szkoły! I nawet to upalne gorąco już nie przeszkada... tak bardzo.
    Mimo że patrzenie na ich rywalizację jest ciekawe, to jednak kiedy się lepiej dogaduję i wspólnie knują przeciw Simone jest zdecysowanie zabawniejsze. Wiedziałam, że trudno będzie Billa przekonać do bycia częścią zespołu. Chociaż wyobrażałam sobie to troszkę inaczej. Zaskoczyłaś mnie. ;-)
    Zgadzam się z Nyu, młodszy Kaulitz jest strasznie niestały w uczuciach. To irytujące.

    Kamilia

    OdpowiedzUsuń
  9. Brak mi słów, kiedy myślę o Billu. Co on znów odpierdziela? Nadal chce wojować. Sądzi, że jak Tom ma zostać, to tyle już wystarczy jego starań, żeby zatrzymać braciszka? Mylisz się Billy. I poszedł z Tomem do kumpli i pokazał, że umie śpiewać. Teraz się zacznie błaganie go, żeby wstąpił do zespołu. :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Bill powinien się ogarnąć!! Ile można walczyć?! Powinien się dogadać z Tomem i dołączyć do zespołu... Tzn wiem że do niego dołączy ale mnie emocje ponoszą jak czytam o nim jako naburmuszonym dzieciaku który nikogo do siebie nie dopuszcza... Po co pokazywał że potrafi skoro nie chce do nich dołączyć...
    Pozdrawiam cieplutko i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  11. w końcu Bill przyszpanował swoim głosikiem hehe...
    no co by tu napisać no fajne i już no ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Z jednej strony było świetnie, kiedy się dogadywali, ale dopiero podczas takich sprzeczek pokazują swoje charaktery, poza tym nie mogę przestać się głupio uśmiechać za każdym razem, kiedy oni się ze sobą drażnią. Po prostu mnie rozwalają, ty mnie rozwalasz ;) Mam nadzieję, że Tom coś zacznie kombinować z powrotem do domu dziecka, Bill się o tym dowie i zapragnie go zatrzymać, w związku z czym postanowi dołączyć do ich zespołu, a Tom postanowi zostać. Tia, byłoby chyba zbyt pięknie, prawda? Przypuszczam, że spotkają na swej drodze jeszcze mnóstwo przeszkód, ale pokazali ostatnio, że potrafią się zgrać, więc jestem dobrej myśli ;) Pozdrawiam i z góry uprzedzam, że do końca wakacji będę pozbawiona internetu - ale wrócę tu pod koniec sierpnia i wszystko nadrobię. Także życzę udanych wakacji ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. genialny blog *.*
    zapraszam do mnie: http://hilflosigkeit.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
  14. Supeerrr xD.. Czekam na nową notkę.!!

    OdpowiedzUsuń
  15. Spierdzielaj stamtąd Tom to zobaczysz, że Bill w podskokach będzie cię szukał i zgodzi się na wszystko xDD (ma naprawdę pojebane pomysły) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)