Kevin patrzył na Toma, który rozsiadł się wygodnie na łóżku
i wziął do ręki plik kart. Szatyn zrobił to samo patrząc na swoje białe
bandaże. Miał wrażenie, że Coger trochę za mocno je zacisnął, ale trudno.
-Więc tak… Na każdej kartce są pytania. Załóżmy, że jeśli
nie odpowiesz na jakieś prawidłowo, ja zadaję ci jakiekolwiek pytanie i ty
musisz na nie szczerze odpowiedzieć.
-Albo na odwrót- zaśmiał się Zakrzewski.
Blondyn wzruszył ramionami.
To chyba nie jest najlepszy pomysł, pomyślał szatyn. Jestem
od niego mądrzejszy, ale… przecież nie znam odpowiedzi na każde pytanie. Cóż,
jeśli jednak chcę się z niego odrobinę pośmiać…
-Bill zbyt szybko nie wróci, więc mamy trochę czasu-
powiedział Tom kładąc karty na łóżku.- Kto zaczyna?
-Bawiłeś się już kiedyś w coś takiego?- spytał szatyn.
-Nie. A przynajmniej nie do końca. W Innym Świecie grałem w
coś podobnego z Billem, tylko że my po prostu zadawaliśmy sobie na przemian
pytania, nie mieliśmy przecież kart. A poza tym, z nim bym w to nie grał, on
jest za mądry.
-Ja też jestem od ciebie mądrzejszy.
-Chciałbyś. Dostałeś się na prawo, bo miałeś wtyki.
Kevin prychnął.
-Chyba kpisz. Wtyki? Ciekawe gdzie? Zresztą, nieważne. Zaraz
się przekonasz, że nie masz najmniejszych szans. Zaczynasz?
-Dobra.
Kevin wziął kartkę do ręki i uniósł brwi do góry.
-Ty chyba sobie kpisz!- warknął.
-Dlaczego?- spytał Tom.
-Bo to są pytania z bajek Disneya!
-No, to co?
-To idiotyczne! Przynieś normalne karty i nie wkurzaj mnie!
-O, jejku- Tom przewrócił oczami i wstał z westchnieniem.
Idiota, pomyślał Kevin patrząc, jak blondyn grzebie w szafce
w poszukiwaniu innych kart. Po chwili je znalazł, usiadł na łóżku i położył.
Kevin wziął jedną do ręki i uśmiechnął się lekko.
-Dobra, to może być. Pytanie pierwsze. Część Cypru należąca
do Azji to…- urwał szatyn.
-Ee… Cholera, nie wiem.
-No, to masz pytanie w plecy. Co ja chciałbym o tobie
wiedzieć? Hmm… Już wiem. Jesteś prawiczkiem?
Kevin patrzył, jak policzki Toma w ciągu kilku sekund robią
się buraczano czerwone i uśmiechnął się zadowolony. Celny strzał. Chciało mu
się śmiać z miny Cogera, ale stwierdził, że najpierw poczeka na odpowiedź.
-Ee… Jestem.
Zakrzewski wybuchnął głośnym śmiechem. Jeszcze nigdy nie
widział, żeby ten cwaniak tak się rumienił.
-Przestań się śmiać, to wcale nie jest zabawne!- zawołał
urażony blondyn.
-Owszem, jest! Nie wiedziałem, że z ciebie taka cnotka-
wydukał Kevin śmiejąc się.
-To wszystko twoja wina!- warknął Tom naburmuszony.
-A niby dlaczego moja?- spytał Zakrzewski z rozbawieniem.
-Od momentu, kiedy nasłałeś na mnie Lenę, zwątpiłem! No, i
olewałem dziewczyny, bo tamta strasznie mi zalazła za skórę! I to wszystko
przez ciebie.
-Oj, daj spokój. Straszny z ciebie zgred. A w ogóle, to
gdybyś nie był taki łatwowierny, nic by się nie stało.
-Fajna mi łatwowierność!
-A co, może nie? Tak szybko uwierzyłeś w zdradę Billego, że
aż mi się śmiać chciało. On był w stanie zrobić dla ciebie wszystko, a ty tak
po prostu przestałeś mu ufać.
Tom spojrzał ze złością na swojego brata. Kevin jeszcze
nigdy nie widział w jego oczach takiej nienawiści.
-Chciałem się z nim pogodzić. Nawet nie masz pojęcia, jak
bardzo…- syczał blondyn patrząc Zakrzewskiemu prosto w oczy.- Kiedy stary
umarł, byłem wściekły, bo nigdy nie okazywał mi nawet odrobiny uwagi. Ciągle
tylko zajmował się Billem, a mi dawał wszystko jakby z łaski. Wychodziłem z
siebie, żeby jakoś zwrócić na siebie jego uwagę, ale on miał mnie w dupie! A
gdy zmarł… Wiesz, jaka to była porażka? Wiesz, jak w tamtej chwili
nienawidziłem Billa za to, że on potrafił sprawić, aby stary go pokochał?
Wybrałeś idealny moment na to, żeby nas pokłócić. Wcale nie chodziło mi o tą
debilkę. Miałem po prostu okazję się na nim wyładować!
-Może lepiej zapomnijmy o tym, dobra?- zaproponował Kevin.-
Oddychaj głęboko, bo zaraz dostaniesz ataku apopleksji.
-Bo mnie wkurzasz. W ogóle, nie wiem, jak Bill może cię
lubić. Omal nas nie zabiłeś. Obu.
-Też się nad tym zastanawiałem. On chyba po prostu taki
jest. Wiesz, nigdy nie chciałem wam zrobić krzywdy, przysięgam. Miałem zamiar
cię podpuszczać tylko do końca liceum.
-Gdyby nie to, że Bill próbował popełnić samobójstwo, nigdy
już byśmy się nie dogadali.
-Dogadalibyście się. On by ci wybaczył bez zmrużenia oka.
Tom westchnął.
-Ale by mi już nie ufał. Ciągle by się bał, że tylko udaję.
I… ja chyba nie potrafiłbym po tym wszystkim tak po prostu z nim rozmawiać. Nie
wiem, czemu ci to mówię, ale… Bałbym się jego rozżalonego spojrzenia. On zawsze
patrzy tak… inaczej. Tak mocno. Rozumiesz mnie, czy nie bardzo?
-Wiem, o co ci chodzi.
-No właśnie. I… Wiesz, po prostu strasznie nam
skomplikowałeś życie. Toleruję cię tylko ze względu na Billa. Jeżeli jednak coś
mu się przez ciebie stanie, możesz być pewny, że cię zabiję.
Tom patrzył szatynowi w oczy, gdy to mówił. Kevin dobrze
wiedział, że Coger byłby zdolny do morderstwa. Może nie teraz i nie wtedy,
gdyby się bili, ale jeżeli chodziło o jego bliźniaka, był w stanie zemścić się
naprawdę strasznie. I to trochę przerażało chyba ich wszystkich. Bill nawet nie
zdawał sobie sprawy, jakiego typu ludźmi są jego bracia i do czego są zdolni
oraz jak bardzo im na nim zależy. Obaj byliby załamani, gdyby któregoś dnia
Czarnemu coś się stało. To byłby zbyt silny cios.
Chyba właśnie ta jedyna rzecz poza więzami krwi łączyła Toma
i Kevina. Miłość braterska. Obaj, każdy na swój sposób, pragnęli zachować Billa
tylko dla siebie, bo obaj bardzo go potrzebowali. Czarny był jedyną osobą,
która tak naprawdę liczyła się dla Toma i jedyną, która uwierzyła w Kevina i
zaufała mu. Nikt inny nie miał odwagi tego zrobić i Zakrzewski był mu za to
naprawdę wdzięczny.
-Wiem- odparł tylko Kevin.- Ale ja nie mam zamiaru robić mu
krzywdy. Już nieźle napędziłem mu stracha rok temu, pod Nędzą.
Tom zaśmiał się.
-Naprawdę narzygał ci na kurtkę?- zapytał rozbawiony.- Kiedy
go o to pytałem, spalił cegłę i sobie poszedł.
-Naprawdę- rzucił naburmuszony szatyn.- W dodatku przyszedł
zawiany. Szedł idealnym zygzakiem i jeszcze się przewrócił. A potem kazał mi
zapłacić mandat i zaczął przetrzepywać moje kieszenie w poszukiwaniu noża.
Dopiero po dłuższej chwili ogarnąłem, że on jest totalnie pijany.
Coger wybuchnął śmiechem.
-Jego reakcje musiały być bezbłędne.
Kevin prychnął.
-Mało powiedziane. To totalny fenomen!
Chłopcy zapomnieli o grze i zaczęli obgadywać Billa.
Wymieniali uwagi na jego temat i śmiali się z jego reakcji. Żaden z nich nie
pamiętał, że przecież się nie lubią i zamiast śmiać się ze sobą, powinni teraz
sobie ostro dogryzać. To zeszło na drugi plan. Chyba po raz pierwszy od
początku ich znajomości potrafili się dogadać i nie pobić się przy końcowym
rozrachunku. To był po prostu cud.
Gdy Bill wrócił do domu, od razu przestali ze sobą
rozmawiać. Kevin zagryzł dolną wargę powstrzymując cisnące mu się na usta
przekleństwa. Przez chwilę panowała cisza, dopiero po chwili Czarny się
odezwał.
-Co się tak gapicie? Przyniosłem jedzenie, już nie jesteście
głodni?
-Jesteśmy- odparł Tom wstając z łóżka.
-Mieliśmy już ciągnąć zapałki, kto posłuży za posiłek-
dorzucił Kevin również wstając.
Jęknął cicho i pokuśtykał za braćmi do kuchni.
-Jak tam twoje kolana?- zapytał Bill.
-Jest ok. Całe szczęście, że nie stało się nic
poważniejszego. Nie wytrzymałbym- odpowiedział szatyn z krzywą miną.
-Może wreszcie byłby z tobą spokój- zaśmiał się starszy
Coger wstawiając wodę na herbatę.
-Za kilka dni są nasze urodziny. Mama na pewno będzie do nas
dzwonić. Musimy jej coś wkręcić, jeśli nie chcemy tam wrócić- westchnął Czarny.
-Powinniście jechać- odezwał się Zakrzewski.
-Dlaczego?- zapytali bliźniacy zdziwieni.
-Jeżeli ciągle będziecie robić uniki, zaczną nabierać
podejrzeń. Lepiej jedźcie do domu i pokażcie im, że wszystko jest w porządku.
Denerwowanie ich nic wam nie da, tylko zaczną was kontrolować.
-W sumie, to jest w tym trochę racji- powiedział Tom z
namysłem.
-Może i tak, ale w takim razie jedziesz z nami- rzekł Bill
splatając ręce na piersi.
-Ja zostaję. Sam przyznałeś, że teraz wasza kolej. Jestem
bezpieczny, nic mi nie zrobią- Kevin wzruszył ramionami.
-Nie byłbym tego taki pewny. A jeśli się myliłem? Jesteś
ranny, nie będziesz w stanie się obronić- przekonywał młodszy Coger.
-Dam sobie radę.
-Jak chcesz, tylko potem nie miej pretensji- powiedział
blondyn robiąc kanapki.- Czyli jedziemy do domu na… Może dwa dni? Tak chyba
będzie w sam raz.
Bill westchnął cicho.
-No, dobra.
W ciszy zjedli śniadanie, a potem każdy zajął się sobą. Tom
rozsiadł się przy stole i zaczął coś rysować, Kevin włączył sobie powtórkę
jakiegoś meczu, a Bill czytał książkę. Siedzieli tak co jakiś czas wymieniając
jakieś głupie uwagi na różne tematy. Rzucali sprośne żarty i wymieniali
poglądy. W sumie to najwięcej dyskutowali Tom i Kevin kłócąc się zawzięcie
dosłownie o wszystko. Gdy Tom mówił, że najlepszą drużyną piłkarską jest Barcelona,
Kevin zaprzeczał i twierdził, że Manchester United. Gdy Tom mówił, że biologia
to głupi przedmiot, Kevin twierdził wręcz odwrotnie. Sprzeczali się o to, która
kuchnia jest lepsza, która nauczycielka w liceum miała najładniejszy tyłek,
jakie piwo jest najlepsze, ile trzeba wypić wódki, żeby być pijanym i wiele
innych rzeczy, które tak naprawdę nie miały zbyt wielkiego znaczenia. Gdy się
jednak ich słuchało, miało się wrażenie, że rozstrzygają się losy świata. Kevin
dostrzegał głupią minę Billa, który patrzył się raz na jednego, a raz na
drugiego i tak bez przerwy. Wyglądał na znudzonego i jednocześnie
zaciekawionego. Cóż… W sumie, to mu się nie dziwił. Zdawał sobie sprawę z tego,
jak jego rozmowa z Tomem kretyńsko brzmi.
Aż do wieczora kompletnie się nudzili. Popijali piwo-
Zakrzewski od czasu do czasu jeszcze palił- i starali się czymś zająć, chociaż
tylko Tom wiedział, jak pożytecznie wykorzystać czas wolny. Gdy na dworze było
już kompletnie ciemno, Kevin z westchnieniem podniósł się z łóżka i poszedł się
ubrać.
-Gdzie ty idziesz?- spytał zdziwiony Bill.
-Muszę coś załatwić, niedługo wrócę- odparł i zniknął za
drzwiami, zanim którykolwiek z bliźniaków zdążył się odezwać.
Jak zwykle zapalił papierosa i szedł zaciągając się dymem.
Pamiętając, co ostatnio stało się w tramwaju, wsiadł do autobusu podmiejskiego
i pojechał w bardzo dobrze znane już sobie miejsce. Miał małe problemy z
poruszaniem się, ale musiał tą sprawę załatwić jak najszybciej.
Wszedł do klubu, w którym pracował już bardzo długo i
rozejrzał się uważnie. Barman podawał ludziom drinki, mnóstwo ludzi tańczyło na
parkiecie w rytm muzyki wygrywanej przez zespół. To był trochę nietypowy klub,
bo właśnie grał zespół na żywo, ale mimo tego bardzo dużo ludzi przychodziło
się bawić. Narzucił kaptur na głowę. Rozpoznawał dużo twarzy i nie chciał, żeby
ktoś go zaczepił. Nie przyszedł tutaj śpiewać ani tańczyć.
Przepychając się przez tłum skierował się w wąski korytarzyk
tuż koło baru. Ochroniarz już go znał i bez problemu go przepuścił. Zapukał do
drzwi na wprost i nie czekając na pozwolenie, wszedł do środka.
W pomieszczeniu było tak dużo dymu, że przez chwilę Kevin
nic nie widział. Dopiero po kilku sekundach dostrzegł swojego szefa siedzącego
na krześle i nogami opartymi o blat biurka. W ustach miał papierosa i patrzył
na niego. Jego zielone oczy nie wyrażały żadnych uczuć, a blond włosy opadały
na ramiona w lekkim nieładzie.
-Nie było cię- stwierdził przyglądając mu się uważnie.
-Miałem mały wypadek- powiedział Kevin patrząc mężczyźnie
prosto w oczy.
-Wypadek?- spytał facet gasząc papierosa w popielniczce.
-Tak, jakieś cholerstwo zaatakowało mnie w tramwaju. Przez
jakiś czas jestem uziemiony.
-Uziemiony? Mógłbyś z łaski swojej wyjaśnić, co masz na
myśli?
-Mam jakieś problemy z nogą i nie mogę tańczyć. Całe moje
plecy są poharatane i nie mogę grać na gitarze. Pasek wbijałby mi się w rany.
No, i jestem na środkach przeciwbólowych, więc nie mogę pić. Jedyne, co mi
zostało, to tylko siedzenie tutaj o suchym pysku i zabawianie gości albo samo
śpiewanie, ale raczej krótkie.
-Wiesz, że odkąd się tutaj pojawiłeś klub odwiedza znacznie
więcej osób? Nie są to tylko na zabój zakochane w tobie dziewczyny, ale również
chłopacy…
Kevin skrzywił się. Nie potrzebował takich informacji. Wcale
nie był zadowolony z tego, że oglądali się za nim faceci. Był osobą
tolerancyjną i nie miał nic do żadnego geja, dopóki ten trzymał się z daleka od
jego tyłka i każdej innej części jego ciała.
-Jeżeli chcesz zostać, musisz się postarać.
-Czyli co?
-Pozwolisz klientom na odrobinę więcej.
-Nie sprzedam się.
-Daj spokój, przecież to przyjemność. Wiele osób może tylko
pomarzyć o takiej kolejce do swojego łóżka.
-Nie zrobię tego!- powiedział dobitnie Kevin wpadając w
złość.
-Podwoję twoją wypłatę.
Szatyn patrzył na swojego byłego szefa i skrzywił się. Żadna
forsa nie jest tego warta! Czułby się jak jakaś prostytutka! Nigdy w życiu!
-Chyba nie mamy o czym rozmawiać. Chcę forsę, którą
zarobiłem i spadam. Nic tu po mnie.
-Nie zapłacę ci.
-Zapłacisz- rzekł spokojnie szatyn.
-Jesteś pewny?
Jakby na zawołanie do pomieszczenia weszło dwóch goryli,
którzy patrzyli na Zakrzewskiego z okrucieństwem w oczach. Chłopak ocenił swoje
szanse i doszedł do wniosku, że nie warto się narażać za kilka stów. Zresztą,
jakoś sobie to odbije. Okazja do zemsty na pewno się nadarzy. Zawsze się
nadarza.
-Będziesz tego żałował- rzekł spokojnie patrząc mężczyźnie w
oczy.
-Grozisz mi?- zaśmiał się facet zaciągając się dymem.
-Nie. Tylko ostrzegam. Wcześniej czy później, ktoś skopie ci
dupę. Módl się, żebym to nie był ja.
-Co taki gówniarz może mi zrobić?
-Gówniarz kiedyś dorośnie. Dobrej… Hm, nocy!
Zakrzewski zasalutował niedbale, odwrócił się na pięcie i
odszedł spokojnym krokiem. Starał się nie wykonywać żadnych gwałtownych ruchów,
żeby goryle nie pomyśleli, że sięga po broń. Kevin zbyt dobrze wiedział, jak
zachowywać się w podobnych sytuacjach. Negocjowanie na terenie wroga nigdy nie
jest dobrym pomysłem, a wygrażanie mu to po prostu głupota. Lepiej udawać
lalusia, który nie ma pojęcia o życiu. Można wtedy zyskać o wiele więcej, niż
ujawniając się już na samym początku. A prędzej czy później i tak się zemści.
Szkoda tylko, że w taki sposób kończy swoją pracę w tym klubie. Chociaż po
godzinach śpiewania i przebierania palcami po gryfie gitary bolały go gardło,
nogi i kręgosłup, to jednak zarabiał forsę i bardzo mu się to podobało.
Niestety, nie można mieć wszystkiego.
Muszę poszukać sobie czegoś innego, pomyślał wychodząc z
klubu.
Rozejrzał się uważnie. Wiedział, że właściciel klubu mógł
wysłać za nim swoich ludzi, żeby załatwić mu ciekawą odprawę. Odetchnął z ulgą,
gdy nikogo nie dostrzegł i kulejąc skierował się w stronę podmiejskiego.
Zapalił sobie papierosa i szedł spokojnym krokiem. Gdy mijał jedną z wystaw w
sklepie muzycznym przystanął i spojrzał tęsknie na gitarę, która była za szybą,
zaledwie na wyciągnięcie ręki. Kevin popatrzył na nią ze smutkiem. Tak fajnie
byłoby taką mieć!
Gitara była cała czarna i miała ciekawy kształt i dodatki.
Poza tym wyglądała na solidną i z pewnością taka była. W komplecie były jeszcze
wzmacniacze i kilka kabli. Niestety, taka gitara elektryczna kosztowała około
trzech tysięcy złotych, a jego nie było na to stać. Znaczy, było, ale przyrzekł
sobie, że po pieniądze zarobione w wakacje sięgnie tylko w ostateczności.
Zawsze dotrzymywał przyrzeczeń.
Westchnął cicho i poszedł dalej.
Gdy wszedł do domu, Bill akurat rozmawiał przez telefon, a
Tom próbował wyrwać mu słuchawkę.
-Tak, mamo… Jasne, że przyjedziemy… Nie, nie chcemy żadnej
imprezy, to przecież tylko dwa dni… Wiem, że to krótko, ale mamy mnóstwo
nauki…- mówił Czarny kręcąc się po pokoju tak, żeby Tom nie mógł go złapać.
-Oddawaj!- mruczał blondyn ze złością.
Zakrzewski pokręcił tylko głową nie wiedząc już, co powinien
o nich myśleć. O tym można by napisać książkę.
-Nie, nie jest tak źle, mamo. Idzie mu całkiem nieźle…
Przecież znasz Toma… Nowinę? Jaką nowinę?
-Cholera, Bill! Oddawaj!- warknął Tom przyspieszając.
Młodszy Coger nic sobie z tego nie robił dalej krążąc po
pokoju i zastawiając się raz jakimś krzesłem, a innym razem po prostu chodząc
wokół stołu.
-Chcecie nam coś powiedzieć? To takie ważne? Ok, czemu nie…
Pozdrów od nas Aleksa. Tak, to…- urwał Bill i krzyknął.
Potknął się o coś, najprawdopodobniej o własną nogę i
wywrócił się.
-Au!- zaskomlał Czarny.
Tom szybko to wykorzystał i zabrał mu słuchawkę.
-Cześć, mamo- powiedział starszy Coger zadowolony
przygniatając plecy brata bosą stopą tak, że nie mógł wstać.
-Tom!- warknął Bill próbując się podnieść, ale blondyn tylko
mocniej przycisnął go do podłogi.
Kevin zaśmiał się cicho.
-Świetnie sobie radzimy, sam jestem w szoku… Co? Dziewczyna?
Jaka znowu dziewczyna?... Aha. Nie, mamo, żaden z nas nie znalazł sobie
dziewczyny… Tak, mamy dużo znajomych… Oj, przestań. Za dużo do opowiadania…
Pogadamy o nas, jak przyjedziemy. A co tam u was?... Niespodzianka? Dla nas?
Fajnie!... Dobrze, jak chcesz… No, to do zobaczenia… Tak, ja ciebie też, mamo!
Tom rozłączył się i oddał telefon bliźniakowi. Bill
spróbował się podnieść, ale blondyn odruchowo znowu przycisnął go do podłogi.
-Tom!- warknął przeciągle Czarny.
-Cicho tam!- burknął blondyn.
-Zobaczysz, powiem wszystko mamie! Pokażę jej tamten filmik
i wyznam, że jesteś homoseksualny!
Kevin rozejrzał się w poszukiwaniu jakiegoś buta. Gdy go
znalazł, podniósł go z uśmiechem i wycelował.
-Ty mały…!- syknął blondyn nachylając się nad bliźniakiem.
-Jestem od ciebie o centymetr wyższy, więc… Au!
Tom ze zdziwieniem patrzył na Billa, który dostał butem w
głowę. Kevin spojrzał na nich z zadowoleniem, po czym podszedł do swojego łóżka
i położył się na nim na brzuchu.
-Kevin! To wcale nie było zabawne!- mruknął Czarny wstając z
podłogi.
Tom zaśmiał się tylko cicho i poszedł do kuchni.
-To było bardzo zabawne- odparł szatyn z lekkim uśmiechem.
-Ta, jasne!
-Przynajmniej na chwilę się zamknąłeś. To już coś. A teraz nie
gadaj do mnie, chcę spać.
-Jak tam twoje rany?
-Czują się dobrze.
-Bolą?
-Nie, pieszczą!- mruknął szatyn z ironią.
-Może chcesz tabletki?
-Nie mogę, za dużo dzisiaj wypiłem. Nie chcę się przekręcić,
nie wiesz, że nie wolno mieszać leków z alkoholem?
-Wiem, ale…
-Bądź cicho. Ani słowa!
-No, ale…
-To były dwa słowa, Billy.
-Ale…
-Coraz lepiej ci idzie.
Czarny umilkł i spojrzał na Kevina naburmuszony. Odwrócił
głowę w teatralny sposób dając do zrozumienia, że jest obrażony. Szatyn tylko
uśmiechnął się lekko i zamknął oczy. Jak on mógł żyć bez tych dwóch świrów
przez tyle lat?
Bill leżał na swoim łóżku zastanawiając się nad wszystkim i
niczym. Tom wszedł do pokoju z kartonem soku i popijając go usiadł przy stole.
Przez chwilę wpatrywał się w jakąś kartkę, a potem uśmiechnął się i podszedł do
Czarnego. Ten spojrzał na swojego bliźniaka pytająco.
-Patrz, młody- rzekł blondyn podając bratu rysunek.
Bill wziął kartkę do ręki i spojrzał na dzieło Toma.
Otworzył szeroko usta widząc narysowanego Kevina grającego na gitarze. Szatyn
na rysunku wcale nie wyglądał na chuligana, wręcz przeciwnie. Tom perfekcyjnie
uchwycił jego nieobecne spojrzenie i skupienie oraz to coś, czego nie dało się
wyrazić słowami. Na jego twarzy odbijało się mnóstwo uczuć jednocześnie.
Rysunek był wspaniały.
-Rety, Tom! To jest cudowne!- wykrzyknął Bill z zachwytem.
-Fajnie mi wyszło, nie? Ten zgred wcale nie wygląda na
takiego twardziela, za jakiego chce uchodzić.
-Ktoś tu chyba kogoś polubił- zawołał melodyjnie Czarny.
-Raczej zaczął tolerować. Nadal go nie lubię, Bill. Ale
stwierdziłem, że fajnie będzie go narysować.
-Powinieneś komuś pokazać swoje prace, są wspaniałe!
-Niestety, to nie takie proste. Widzisz, ja rysuję źle. Może
moje prace wyglądają ładnie, ale są źle narysowane.
-Ale przecież…
-Bill, znam się na tym lepiej od ciebie.
Czarny westchnął.
-Daj mu to na urodziny- rzucił.
-Co?!- spytał zaskoczony blondyn.
-On też niedługo ma urodziny, jakieś dwa tygodnie po nas,
prawda? Daj mu to jako prezent.
-Nie!- sprzeciwił się Tom.
-Dlaczego?
-Bo pomyśli, że go lubię. A ja nie lubię. I nie polubię.
Nigdy.
-Ale przecież prezent możesz mu dać.
-Po prostu postawię litr wódki na stół i wszyscy będą
zadowoleni.
-Czasami zastanawiam się, czy mama ciebie nie zaadoptowała.
Co ci szkodzi dać mu ten rysunek? Powiesz, że wygląda na mięczaka, kiedy gra i
dlatego nie mogłeś się oprzeć czy coś takiego. Ale proszę, daj mu to!
-Nie. Koniec, kropka!
-Jesteś upartym osłem!
-No, i dobra. A ty naiwniakiem!
Bliźniacy spojrzeli na siebie ze złością.
-Moglibyście się zamknąć? Ja tu usiłuję spać!- warknął
szatyn kręcąc się na łóżku.
-Ee…- odpowiedzieli zgodnie.
Bill popukał się w czoło patrząc bratu w oczy. Tom tylko
wywrócił oczami.
Trzy dni później chłopcy z samego rana spakowali się i
wyjechali do domu. Kevin został w mieszkaniu. Dali mu klucze i nawet się nie
pożegnali, ponieważ Zakrzewski olał ich i poszedł sobie na wykłady. Mimo tego,
że cały był poobijany i ledwo się ruszał, ciągle gdzieś łaził. Bill miał
wrażenie, że prawdziwy z niego masochista, ale wolał tego nie komentować. Już i
tak mocno się wmieszał w jego życie nie pytając go o zgodę. Widocznie Kevinowi
zależało na tych zajęciach i chciał na nie chodzić bez względu na wszystko. Do
torby wkładał trzy rodzaje środków przeciwbólowych i małą butelkę wody oraz
notes i długopis, i szedł na uczelnię. Był naprawdę wytrwały, nawet Tom to
przyznał.
-Pieprzony masochista- mruczał blondyn, kiedy siedzieli już
w autobusie.
-Przynajmniej nie jest takim leniem jak ty- powiedział Bill
wyciągając swoje MP3.
Tom wzruszył tylko ramionami biorąc jedną słuchawkę i
wkładając sobie w ucho.
-Puść Don Omara- poprosił starszy Coger.
-Ok…
Przez większość czasu słuchali muzyki, Bill również trochę
pospał. Gdy już byli na dworcu, rozejrzeli się w poszukiwaniu Aleksa. Dosyć szybko
udało im się go znaleźć. Przywitali się z nim z uśmiechami na twarzy i wsiedli
do samochodu.
-Jak tam na uczelni, chłopcy?- zapytał ojczym.
-Jest ok. Strasznie ryją czachę, ale ogółem mi się podoba-
powiedział Tom z lekkim uśmiechem.
-Nom, można się dowiedzieć ciekawych rzeczy.
-Starcza wam pieniędzy?
-Jasne!- zaśmiał się Bill.- Jest w sam raz.
Nie powie przecież, że zostaje im dużo pieniędzy, bo wtedy
zapewne dostawaliby mniej. A tak, mogą sobie trochę odłożyć i zainwestować w
piwo albo jakieś ubrania czy spray.
Rozmawiali z ojczymem przez całą drogę starając się
zachowywać w miarę naturalnie i postarać się nie wygadać o Kevinie. Gdyby Aleks
dowiedział się, że ktoś z nimi mieszka i jeszcze oni nie chcą brać od niego pieniędzy,
zapewne by się zdenerwował. A przecież oni nie chcieli mu mówić, że Zakrzewski
jest ich bratem. Lepiej więc w ogóle nic o nim nie wspominać.
Gdy zajechali pod dom, Ania wyszła na próg, po czym rzuciła
się na nich z uśmiechem mocno ich ściskając.
-Spokojnie, mamo- zaśmiał się Tom odwzajemniając uścisk.
-Jak ja was dawno nie widziałam!- mówiła tuląc ich na
zmianę.- Moi mali chłopcy!
-Już nie tacy mali- powiedział Bill.
Weszli do domu i z ulgą usiedli w kuchni. Ania przygotowała
im gorącą herbatę.
-Na dworze jest straszna lodówka- rzucił Aleks rzucając
kluczyki na meble.
-To w końcu listopad, czego się spodziewałeś o tej porze?-
spytała Ania.- No, chłopcy, opowiadajcie! Jak tam na uczelni? Podoba wam się?
Zaczęli rozmawiać i opowiadać o tym, co działo się w ich
życiu. Starali się ukryć obecność Kevina, ale to było praktycznie niemożliwe.
Nie było takiej rzeczy, która by się z nim nie wiązała. Przez te dwa miesiące
on po prostu był i nie dało się go teraz pozbyć. Wszystko co robili, robili z
nim i musieliby pominąć te najzabawniejsze sytuacje, żeby go wykluczyć.
Gdy zdali sobie z tego sprawę, trochę się speszyli.
Spojrzeli na siebie nie bardzo wiedząc, jak się zachować.
-Coś się stało, chłopcy? –zapytał Aleks.
-Nie, po prostu… Nie działo się nic takiego ciekawego-
powiedział Tom.
Ta, jasne, pomyślał Bill. A ja jestem baletnicą oraz śpiewam
w operze.
-No, właśnie- poparł brata Czarny i miał wrażenie, że to
było największe kłamstwo w całym jego życiu.
Musieli pominąć opowieść o Oli, przecież nie mogli wyznać
matce, że obcięli jej włosy. No, i przecież to Kevin to zrobił, więc tak czy
siak musieli to sobie darować.
-Mówiliście coś o jakiejś nowinie- przypomniał Tom marszcząc
brwi.
Ania i Aleks uśmiechnęli się do siebie porozumiewawczo, co
zdziwiło bliźniaków. Zazwyczaj to oni rzucali sobie takie spojrzenia rozumiejąc
się bez słów. Bracia patrzyli, jak ojczym obejmuje matkę i całuje ją w usta.
-O co chodzi?- dopytywał Bill.
-To bardzo radosna nowina, chłopcy…- zaczęła Ania z lekkim
uśmiechem.
Kobieta pogładziła czule swój brzuch i Czarny zmarszczył
brwi. Oni chyba nie chcą powiedzieć, że…
Młodszy Coger spojrzał kątem oka na Toma i parsknął widząc
jego przerażoną i niedowierzającą minę.
-Ty chyba nie…- urwał blondyn patrząc matce prosto w oczy.
-Jestem w ciąży- ogłosiła radośnie Ania.
Bliźniakom opadły szczęki do samej ziemi. Wpatrywali się w
matkę oczami jak pięć złotych.
-Co?!- wykrzyknęli jednocześnie.
-Będziecie mieć młodsze rodzeństwo- rzekł spokojnie Aleks.
-A-ale…- jąkał się Tom nie wiedząc, co powiedzieć.
-Nie jesteście zadowoleni? Myślałam, że będziecie się
cieszyć- powiedziała Ania rozczarowana.
-Będziemy, jak otrząśniemy się z szoku- stwierdził głucho
Bill biorąc do ręki szklankę z herbatą i upijając spory łyk.
-To jeszcze nie wszystko- powiedziała.- To będzie… Będą…
Bliźniaki.
Bill parsknął i herbata, którą miał w ustach, poleciała na
stół i twarz Toma. Blondyn zamknął oczy, na jego twarzy malowała się
wściekłość.
-Ojć…- jęknął Czarny patrząc bliźniakowi w oczy.
-Zabiję cię!- warknął blondyn wstając i podchodząc do zlewu.
Przemył twarz i wytarł ją dokładnie.
-Przepraszam…
-Mamo, jak to możliwe, że już drugi raz za jednym strzałem
wbili ci dwa gole?- spytał zirytowany Tom.
Aleks chrząknął znacząco. Słowa pasierba nie przypadły mu do
gustu.
-Sorry, Aleks, ale ja po prostu muszę to wiedzieć-
wytłumaczył Tom splatając ręce na piersi.
-Nie rozumiem, o co ci chodzi, kochanie. Myślałam, że
będziesz zadowolony. Masz coś przeciwko młodszemu rodzeństwu?
-Nie, absolutnie! Jestem przeszczęśliwy!- warknął starszy
Coger z ironią.
Spojrzał na swoją rodzinę, po czym prychnął i wyszedł z
kuchni.
W pomieszczeniu zapanowała cisza. Bill westchnął cicho. Jak
zwykle to on musi być tym, który powinien wyjaśnić zachowanie brata i
przeprosić w jego imieniu. Dlaczego to zawsze spada na jego barki?
-Przepraszam…- zaczął przeczesując włosy ręką.- Tom po
prostu jest zaskoczony, to wszystko. Na pewno będzie wspaniałym starszym
bratem.
-Tak jak dla ciebie?- zapytała z ironią Ania.
-Mamo, to jest cios poniżej pasa. W ogóle nie masz pojęcia o
połowie spraw z naszego życia, więc nie jesteś w stanie nas zrozumieć.
-No, to mi to wyjaśnij, Bill! Co takiego ważnego się
wydarzyło, że Tom zaczął zachowywać się w taki sposób? Już od małego był
trudnym dzieckiem, a wtedy po prostu przesadził.
-Czy ty masz do niego o coś pretensje, bo nie rozumiem?-
warknął zły.
-Tak! O to, jak się zachowywał względem ciebie! Nigdy mu
tego nie wybaczę!
Czarny zerwał się z krzesła i spojrzał na Anię ze złością.
-A co ciebie to obchodzi? Ty mu tego nie wybaczysz?! No,
chyba śmieszna jesteś! A co ty masz mu do wybaczania? Gdybyś się nami chociaż
trochę interesowała, zauważyłabyś od razu, że coś jest nie tak. Najgłupsze co
mogłaś zrobić, to zostawić nas na pastwę losu w wieku szesnastu lat! Powinnaś
się cieszyć, że jeszcze w ogóle żyjemy! Chyba zaczynam rozumieć, dlaczego Tom
nie chce mieć młodszego rodzeństwa.
-Nie rozumiemy was, Bill- Aleks pokręcił głową.
-Och, to bardzo proste. Widzisz, wielu rodziców ma problem z
okazywaniem miłości swoim dzieciom. A kiedy rodzą się jednocześnie, to już jest
kosmos.
-Chcesz powiedzieć, że rodzice nie potrafią traktować równo
swoich dzieci i zawsze któreś faworyzują?- ojczym uniósł brwi.
-Tak. My jesteśmy bardzo dobrym przykładem.
-Zawsze traktowałam was równo!- warknęła kobieta.
-Pieprzenie! Nigdy tak nie było! Stary zawsze faworyzował
mnie! A ty z kolei chciałaś to wynagrodzić Tomowi, więc zajmowałaś się tylko
nim! Gdy stary umarł, zaczęłaś więcej pracować i w ogóle nie poświęcałaś nam
czasu. Jak miałaś dla nas chwilę, nie potrafiłaś z nami rozmawiać. Nasze
stosunki się popsuły, a ty nawet tego nie zauważyłaś! Tom wpadł w podejrzane
towarzystwo i nie pozwalał, żebyś nim manipulowała, więc miałaś w nosie jego
wybryki i skupiłaś swoją uwagę na mnie. On znowu został odłożony na dalszy
plan. Ja byłem w domu, dbałem o wszystko, więc wygodniej było się do mnie
uśmiechać i prosić o różne drobne przysługi. Wydaje mi się, że Tom nie tyle nie
chce mieć rodzeństwa, co po prostu boi się, że zrobicie z nim to samo, co z
nami!
-Nigdy nikt nie robił wam nic złego- powiedziała cicho Ania.
-Może i nie- zgodził się Bill.- Ale tu chodzi o coś innego.
Denerwuje mnie, że o wszystko od razu oskarżasz Toma. Jeżeli już musisz
wiedzieć, to on zawsze wszystkie moje wybryki bierze na siebie! Zawsze,
cokolwiek bym nie zrobił! Dostaje po głowie za mnie! A ty nigdy się nad tym nie
zastanawiasz, tylko od razu go linczujesz! Tom nie pije nałogowo, nie pali,
nigdy nie miał do czynienia z narkotykami! W dodatku jeszcze wspaniale rysuje,
zdał dobrze maturę i dostał się na ciekawe studia! I co ma z tego? Wielkie nic,
i tak go tylko krytykujesz!
-To nie tak!- wtrącił Aleks.
-To jest dokładnie tak. Mam już po dziurki w nosie tego
wszystkiego. Nie twierdzę, że jesteś złą matką- rzucił Bill widząc łzy na
policzkach Ani.- Nie mieliśmy łatwego życia ze starym, a ty zostałaś sama z
dwoma rozbrykanymi nastolatkami, którzy mieli siano w głowie. Naprawdę obaj
wiele ci zawdzięczamy, ale jesteśmy już dorośli. Przestań nas rozliczać z
każdego jednego błędu! A już zwłaszcza Toma! Nie doceniasz go. Nikt go nie
doceniał od dziecka!
Czarny nabrał powietrza chcąc kontynuować, ale doszedł do
wniosku, że jego matka ma już dość. Wypuścił tlen jak przekłuty balon.
-Powinnaś z nim porozmawiać. Na pewno wszystko ci sam
wytłumaczy- rzucił na odchodne i skierował się do swojego pokoju.
Nie poszedł do Toma. Wiedział, że jego brat chce teraz być
sam, żeby to wszystko przemyśleć. Gdy będzie go potrzebował, sam do niego
przyjdzie.
Zawsze tak było.
***
Rozdział niesprawdzony.
Jeśli chodzi o to, że jak na razie nic się nie wyjaśnia, to dlatego, że skupiłam się bardziej na więzi między braćmi. Jeszcze troszkę trzeba będzie poczekać na rozwikłanie wszystkiego.
Co do TwT, to sprawy nadal stoją w miejscu. Kiedy ruszą do przodu? Nie wiem :/
A granice? ;ccc gdzie granice? ;cc Prosze o nie *.*
OdpowiedzUsuńJuż od rana dzisiaj czekam na granice..mam nadzieję ze dzisiaj będą :)
UsuńCzekam *:
Pozdrawiam obsesjo :*
Piękne, trochę smutne i krótkie, ale dlaczego tak późno?
OdpowiedzUsuńEwa