sobota, 7 września 2013

30.Granice



Robin
Ostatni miesiąc szkoły był tragiczny. Po pierwszym pobiciu Seba omal nie wylazł ze skóry, ale nie pozwoliłem mu zareagować. Było jeszcze kilka takich głupich sytuacji, ale starałem się to ignorować. Po mojej stronie opowiedziały się tylko cztery osoby – Hanys, Angela, Justin, który kiedyś podkochiwał się w Lucy i Mary, która szczerze nie znosiła ani Cleo, ani Lucy. Stali za mną murem i bronili przed głupimi zaczepkami reszty, co dawało mi ogromny komfort psychiczny. Zdarzało się jednak, że przychodziłem do domu i kilka razy nie udało mi się opanować nerwów, a wtedy puszczały wszystkie hamulce i zamiast zająć się czymś pożytecznym, beczałem Sebastianowi w koszulę, przytulając się do niego mocno. To, jak szybko można stracić twarz i to właściwie bez większego powodu, było wręcz niewiarygodne.
Sebastian też nie miał łatwo. Nauczyciele stronili od jego towarzystwa, krytykowali za jego plecami i oskarżali o wykorzystywanie mnie. Było też duże prawdopodobieństwo, że nie przedłużą mu umowy o pracę na następny rok.
Czułem się za to wszystko odpowiedzialny i przez to było mi jeszcze gorzej. Seba nigdy nie narzekał, wzruszał tylko ramionami. Z uczniami szybko sobie poradził – pierwszy przejaw buntu zdusił w zarodku, zaczynając częściej pytać i robić więcej sprawdzianów. Jeśli ktoś chciał zdać, musiał się zamknąć i słuchać tego, co ma do powiedzenia.
Dzień zakończenia roku szkolnego przywitałem więc z prawdziwą ulgą. Miałem po raz ostatni mieć styczność z tymi, którzy próbowali w ostatnim czasie zamienić moje życie w piekło.
Po zakończeniu roku cała klasa miała iść do pizzerii, żeby coś zjeść i wypić, a w nocy wszyscy szykowali się do klubu. Justin mi powiedział. Ja, oczywiście, nie byłem zaproszony. Z jednej strony nie chciałem mieć do czynienia z ludźmi, którzy tak po prostu się ode mnie odwrócili, ale z drugiej czułem lekki żal, że tak łatwo przyszło im mnie wykluczyć ze swojego grona. Nic jednak nie mogłem poradzić na te wewnętrzne rozdarcie i pozostawało mi tylko machnąć na to ręką z nadzieją, że wszystko z czasem samo się ułoży.
Nasze pożegnanie trwało niespełna trzy godziny. Gdy wreszcie apel dobiegł końca i wyszedłem na dwór, wszystkie flaki mi się skręcały z głodu, a ręce miałem obładowane wyróżnieniami za bardzo dobre wyniki w nauce, wzorowe zachowanie, wzorową postawę uczniowską, zaangażowanie w życie szkoły, bla bla bla. Nie dostałem chyba tylko za frekwencję, bo tą miałem wyjątkowo niską jak na najlepszego ucznia w szkole.
Zauważyłem, że nasza klasa zbiera się w jednym miejscu, więc ruszyłem w tamtą stronę. Sięgnąłem do kieszeni i wyciągnąłem sześćdziesiąt euro.
– Trzymaj – rzuciłem do Phila. Spojrzał na mnie ze zdziwieniem. – No, trzymaj. Wisiałem ci kasę, więc oddaję. Teraz będziemy kwita.
– Już myślałem, że chcesz się wkupić na imprezę – powiedział.
Parsknąłem.
– Nie mam zamiaru. Pożyczyłeś mi kasę na prezent dla Seby, więc oddaję. Cześć.
Odwróciłem się na pięcie i odszedłem. Jak ja mogłem myśleć, że go kocham? Umysł ścisły dał się tak łatwo wyprowadzić w pole. Zwyczajnie było mi za to wstyd.
Hanys i Justin stali kawałek dalej, dyskutując o czymś zawzięcie. Podeszły do nich też Angela i Mary.
– Ale jestem głodny – mruknął Hanys.
– Ty zawsze jesteś głodny – warknęła Mary.
– Wszyscy jesteśmy głodni – stwierdził Justin. – Co robimy?
– Idźcie z nimi na pizzę – rzekłem.
– A ty?  – zapytała Angela.
Wzruszyłem ramionami.
– Wracam do domu, Seba kupił trochę alkoholu. Zrobimy sobie własną imprezę.
Wiedzieli o tym, że ja i Sebastian jesteśmy bliżej niż ludzie myślą, bo im się do tego przyznałem. Byli więc na bieżąco z rewelacjami z mojego prywatnego życia. Cieszyło mnie, że chociaż ktoś stanął po mojej stronie.
Cała czwórka spojrzała na siebie porozumiewawczo.
– Co? – zapytałem zdziwiony.
Hanys i Justin uśmiechnęli się szeroko.

– Normalnie nie wierzę! – mruknąłem, wpuszczając znajomych do mieszkania, które dzieliłem z chemikiem. Klein przybiegł, aż piszcząc z radości, że jest aż tylu ludzi, których trzeba przywitać.
– Jaki fajny! Jak się wabi?!
– Baby – prychnął Justin.
Angela pokazała mu język i wróciła do głaskania psiaka razem z Mary. I Hanysem.
– Klein.
W drzwiach stanął Seba. Uniósł brwi, widząc, kto mi towarzyszy.
– Ehm… Mamy gości – rzuciłem beznamiętnie. W końcu to nie była moja wina, że przyszli. Sami się wprosili! Miałem nadzieję, że nie wyrzuci mnie razem z nimi za drzwi. Po nim wszystkiego można było się spodziewać.
– Widzę. Nie wiedziałem nic o tym wcześniej, bo… – urwał sugestywnie.
– Bo ja też się dowiedziałem przed chwilą.
– Aha.
– Woleli przyjść tutaj niż iść z resztą na pizzę.
– Rozumiem. Zaprowadź ich do kuchni i zamówcie coś do jedzenia. Musze na chwilę wyjść.
– Ok.
Hanys poczekał, aż chemik wyjdzie, a potem powiedział do mnie konspiracyjnie.
– Jest dokładnie taki sam jak na lekcjach! I patrzy tak dziwnie. Jak ty to wytrzymujesz?
– Nie jest aż tak źle.
– Mhm… – mruknęli wszyscy powątpiewająco.
Usiedliśmy przy stole i zamówiliśmy kilka pizz. Zrobiłem im picie, które zakropili sobie wódką, żeby dopisał nam wszystkim humorek. I dopisał.
Sebastian, jak się okazało, poszedł po więcej wódki. Zdziwił mnie tym niepomiernie, ale nie zamierzałem narzekać. W końcu to mogło oznaczać tylko jedno – goście zostają. I ja, na szczęście, też.



Sebastian
Na początku było tak drętwo, jakby każdemu dzieciakowi ktoś drewniany kij w tyłek wsadził. Sam zresztą czułem się nieswojo, siedząc przy stole z osobami o tyle ode mnie młodszymi. Czułem się jak dinozaur albo przeżytek z zeszłego stulecia. Kiedy jednak polała się wódka, atmosfera powoli zaczęła się rozluźniać, aż wreszcie wszyscy zapomnieli o dzielących nas graniach i zaczęli się po prostu bawić. Moje złośliwe komentarze początkowo peszyły znajomych Robina, tak samo jak to, że poszturchiwał mnie jak swojego kolegę. Mogło to wyglądać dość dziwnie, jeśli wcześniej znało się tę osobę jako swojego nauczyciela i to dość wymagającego. Wcale się im więc nie dziwiłem.
– Ja pierniczę! – wykrzyczał Hanys, kiedy polewałem im już którąś kolejkę z rzędu. Te bachory miały zaskakująco mocne głowy, to musiałem przyznać. – Piję wódę ze swoim wychowawcą!
Wszyscy zaczęli się śmiać.
– Lepiej, żeby ta informacja nie dotarła do moich przełożonych – burknąłem.
Justin uśmiechnął się.
– Tego zakończenia roku nie zapomnę do końca życia – stwierdził.
– Żadne z nas nie zapomni – powiedziała Mary.
– Chyba że urwie się nam film – dodała Angela.
– Lepiej nie – zastrzegłem od razu.
– Mój stary się wścieknie – zakomunikował Justin. – Ciekawe, co by powiedział, gdybym teraz do niego zadzwonił i dał mu znać, że nie wracam na noc do domu, bo piję wódkę ze swoim wychowawcą!
– Zapewne doszedłby do wniosku, że masz już zdecydowanie za dużo w czubie – rzekł Robin. Zgadzałem się z nim. Który rodzic by w coś takiego uwierzył?
Co mnie zaskoczyło, bawiłem się w ich towarzystwie naprawdę dobrze. Co prawda pili zdecydowali za dużo, śmiali się za głośno i jedli za szybko, ale pomijając tych kilka wad, było w porządku. Opowiadałem im zabawne historyjki z czasu studiów, które przypadły wszystkim do gustu. Robin zaśmiewał się do łez, chowając twarz w moim rękawie. Jedną swoją nogę przełożył przez moją, więc siedzieliśmy bardzo blisko siebie, jednak nie wyglądało na to, żeby reszcie to przeszkadzało.
I chociaż nie były to orły ani z matmy, ani z chemii, wolałem ich zdecydowanie bardziej niż tego okropnego Browna, który idiotą w końcu nie był. Skończył szkołę z wyróżnieniem i to na pewno nie za piękne oczy. Sam postawiłem mu z chemii piątkę, bo dawał sobie radę jak mało kto. Jedynie Robin miał szóstkę, ale on opanował o wiele więcej materiału niż było w standardach wymagań. Szóstka to było za mało, żeby ocenić jego wiedzę. Taki rodzynek trafiał się niezwykle rzadko.
Siedzieliśmy do pierwszej w nocy, pijąc i rozmawiając. Potem młodzież, po wypiciu całego zapasu wódki i wypaleniu wszystkich fajek, jakie przytargała do mojego domu, ubrała się, podziękowała za wspaniałą imprezę i wyszła. Zamówiłem dla nich taksówkę, żeby jakiś wściekły rodzic nie pluł się później, że przeze mnie stało się coś ich dziecku.
Gdy już sobie poszli, Robin opadł ciężko na kanapę.
– Było super – stwierdził. Uśmiechnąłem się tylko, bo tak faktycznie było. – Trzeba jeszcze posprzątać tej bajzel i…
– Jutro – przerwałem mu. Po moim trupie będzie to sprzątał w środku nocy i to jeszcze taki nawalony. – Teraz idziemy spać.
– Ale to wszystko…
– Spać. – Pchnąłem go delikatnie w stronę sypialni. Posłuchał niechętnie, dość niezgrabnie się rozbierając.
– Lepszej imprezy nie mogłem sobie wymarzyć – powiedział. Zdjął skarpetki i w samych slipkach położył się na łóżku. – Teraz tylko matura i słodka wolność.
Tylko matura… Dobre sobie. Całe dwie klasy humanistów srają gównem rzadkim przed maturą podstawową z matmy, wszyscy obawiają się o swoje wyniki, a taki Linn mówi „tylko matura”.
– Mówisz tak, jakby skończenie szkoły było od niej trudniejsze – zauważyłem.
Robin uśmiechnął się rozkosznie.
– Bo tak jest. Założę się że matura wymięknie przy zadaniach, którymi mnie katowałeś przez cały semestr – parsknął.
Zaśmiałem się tylko, kręcąc głowę. Musiałem przyznać, że ma trochę racji.
– Wydaje mi się, że jesteś zbyt pewny siebie.
Zamknął oczy, przekręcając się na bok i klepiąc łóżko obok siebie.
– Chodź już tutaj. Nie sądzę, żeby tak było. Właściwie zawsze byłem dość ostrożny. Nigdy nie zdarzyło mi się przecenić swoich możliwości. Mam swoje obawy co do matur jak każdy uczeń, ale nie sądzę, żeby to było teraz takie ważne.
– A co jest?
– Ty… I sen. A potem tabletki na kaca.
No, tak, pomyślałem. Każdy przecież ma swoje priorytety.
Położyłem się obok niego i pocałowałem go w szczękę.
– Idź spać, bo paplasz bez sensu.
– Ścisłowcy…
– Odezwał się humanista.
Zaśmiał się tylko. Po alkoholu zawsze dopisywał mu niezły humor.
– Czasami myślę jak humanista – przyznał, gdy nakrywałem go kołdrą.
– Niby kiedy? Przytocz lepiej jakąś dobrą sytuację, bo zwyczajnie ci nie uwierzę.
Zgasiłem lampkę i nakryłem kołdrą również siebie. Robin przez chwilę nie odpowiadał, po czym szepnął cicho.
– Na przykład kiedy nie byłem pewny swoich uczuć i zastanawiałem się, kto tak naprawdę skradł moje biedne serce. – Parsknąłem zdziwiony, na co on zareagował śmiechem. – Z drugiej strony jednak muszę ci przyznać rację. Wiesz, Phil mnie pocałował. Mnie nawet do głowy nie przyszło, żeby to zrobić. Stało się, a ja, zamiast się cieszyć, potrafiłem na chłodno to przekalkulować. To chyba faktycznie sposób myślenia ścisłowca.
– Gdy w grę wchodzi miłość, niczego nie dasz radę na chłodno przekalkulować.
– Tak właśnie zrozumiałem, że to ciebie kocham. Zbyt łatwo przyszło mi przemyślenie tamtej głupiej sytuacji i wyciągnięcie trafnych wniosków. To nie mogła być miłość.
– Na zwierzenia ci się zebrało – mruknąłem, obejmując go lekko. – Śpijże już!
Westchnął ciężko, po czym chyba faktycznie poszedł spać.
Dzieciaki…


Robin
Matura wcale nie była taka straszna. Niektóre zadania z pewnością rozwiązałby uczeń gimnazjum, a poza tym były o wiele łatwiejsze niż próbne matury, które przerabialiśmy na lekcjach. Na matmie udało mi się pomóc trochę Hanysowi, który siedział obok, a matmę zdawał tylko dlatego, że była obowiązkowa. Co mnie bawiło, Sebastian przez cały czas mnie obserwował i po prostu musiał widzieć, że daję mu zwalić. Nic jednak z tym nie zrobił, bo robiłem to na tyle dyskretnie, że ciężko byłoby się przyczepić. Najgorszy był dla mnie niemiecki. Nie, żeby mój język ojczysty był jakoś skomplikowany, ale pytania odnośnie gramatyki zwyczajnie zabijały mój mózg ścisłowca. Jakoś to jednak przeżyłem.
Zdziwił mnie poziom matury z chemii – albo Seba naprawdę wbił mi do łba sporo wiadomości, albo rzeczywiście byłem geniuszem. Faktem jednak było, że czułem się całkiem usatysfakcjonowany, kiedy wychodziłem z sali, w której pisaliśmy. Chemia była moim ostatnim egzaminem.
– I jak? – spytał od razu Sebastian, który czekał na mnie na korytarzu.
Westchnąłem i uśmiechnąłem się lekko.
– Myślę, że dobrze. A u ciebie?
Prychnął tylko, pokazując kopię swojego wypowiedzenia. Mina od razu mi zrzedła, nawet jeśli on nic sobie z tego nie robił.
– To ja zrezygnowałem – wyjaśnił. – Dostałem lepszą… propozycję.
– Lepszą? To znaczy?
– Od października będę wykładał na uniwersytecie w Monachium. Dzwonili do mnie kilka dni temu. Byli ciekawi, czy nie zmieniłem zdania. Powiedziałem, że zmieniłem i chętnie będę tam uczył. Płacą zdecydowanie lepiej niż tutaj. O ile chcesz też iść do Monachium.
Wzruszyłem ramionami, uśmiechając się z ulgą.
– Cieszę się.
Zmarszczyłem brwi, zdając sobie sprawę, że będzie pracował w tej szkole jeszcze tylko półtora miesiąca. Podszedłem do niego i pocałowałem na środku szkolnego korytarza, mając kompletnie w dupie, że ktoś może to zobaczyć. Niech patrzą i zazdroszczą.
– Chodźmy coś zjeść. Jestem na maksa głodny – powiedziałem.
Seba pokręcił tylko głową.
– Aż tak cię myślenie zmęczyło?
– Oj, nie czepiaj się. Rano tak się zestresowałem, że nic prawie nie zjadłem.
Sama matura niezbyt mnie zestresowała, szczerze powiedziawszy. Bardziej bałem się tego, że zawiodę Sebę. Poświęcił mi naprawdę sporo czasu, pomagał ze wszystkim i cierpliwie tłumaczył kolejne zagadnienia. Chciałem napisać tę maturę jak najlepiej i mimo że się uczyłem, gdzieś tam we mnie siedziała obawa, że pójdzie mi słabo. Chciałem udowodnić sobie i całemu gronu pedagogicznemu, że Sebastian nie postawił mi oceny z sympatii, ale z braku innych opcji. Kiedy otwierałem arkusz, ręce mi się tak trzęsły, że miałem problemy z przewróceniem kartki na drugą stronę. Gdy jednak przeleciałem wzrokiem pierwszych kilka zadań, całe powietrze ze mnie uszło. Umiałem to zrobić.
– Niepotrzebnie. Przecież dużo się uczyłeś w tym roku.
– Niby tak, ale... Dla ciebie to bez znaczenia, na ile napiszę?
Sebastian uśmiechnął się półgębkiem.
– Chciałbym, żebyś napisał jak najlepiej, ale jeśli ci nie poszło, to przecież nic takiego. Ważne, żebyś wszystko w miarę dobrze pozdawał.
Wsiadłem o samochodu, ledwo powstrzymując cisnące mi się na usta słowa. Ja się tak stresowałem, a on po tym wszystkim mówi mi coś takiego.
Nagle przyszło mi do głowy coś innego.
– Ojciec by się wściekł, gdybym słabo napisał maturę – powiedziałem. Sebastian zerknął na mnie niepewnie. – Miał jakąś obsesję na punkcie moich ocen. Zmuszał mnie do nauki. Jak miałem z czegoś cztery, krzyczał na mnie i groził mi. To głupie, ale ja chyba... Chyba się cieszę, że nie ma go teraz tutaj. Gdyby coś poszło nie tak, nie darowałby mi.
– Może tylko tak mówił, żebyś nie siadał na laurach. Widocznie dostrzegł w tobie potencjał.
– Nie wydaje mi się. Miałem czasami wrażenie, że on mnie nie lubi. Ciągle żyłem w stresie, że kiedyś nie uda mi się czegoś zaliczyć i zwyczajnie mnie zlinczuje. A kiedy ty zacząłeś mnie uczyć, kompletnie mu odbiło.
– Dlatego wtedy skoczyłeś? – zapytał, kładąc mi rękę na udzie.
– Powiedział, że nie mam po co wracać do domu. Dzień przed tym egzaminem poświęciłem na naukę. Całą noc roz–związywałem zadania – przełknąłem ciężko ślinę, czując gulę w gardle. Nie sądziłem, że to nadal może boleć. – Byłem na skraju załamania psychicznego, a kiedy dałeś mi kartkę i zdałem sobie sprawę, że nie umiem tego zrobić… To były chyba najgorsze godziny w moim życiu.. Ja… ja już nie widziałem innego wyjścia poza skokiem.
Zatrzymaliśmy się na parkingu w centrum. Sebastian zgasił silnik i spojrzał na mnie z wyraźną skruchą.
– Przepraszam… To, co zrobiłem, było strasznie głupie i niedojrzałe.
– Uhm, to nawet nie chodziło o ciebie – przyznałem. Nie chciałem, żeby czuł się winny, nawet jeśli faktycznie zachował się jak głupi fiut. – Gdyby on tak strasznie mnie nie cisnął, zupełnie bym się nie przejął ocenami, które mi wstawiałeś. Fakt, jestem przyzwyczajony do dobrych stopni i kiedy dostanę jakiś słabszy, źle się z tym czuję, ale nie na tyle, żeby mieć ochotę zniknąć z powierzchni ziemi. Wiedziałem, że po prostu muszę dać z siebie wszystko i starałem się… Boże, starałem się jak mogłem nie opuszczać żadnych twoich lekcji i uczyć się dosłownie wszystkiego, co na temat danego zagadnienia mogłem znaleźć. Ale zdarzało mi się zachorować i nie przyjść na lekcję, a ty wtedy specjalnie robiłeś kartkówkę, którą musiałem potem nadgonić i czułem, że celowo mnie męczysz. Miałem świadomość tego, że mnie nie znosisz. Miałbym to w dupie, ale ojciec postawił mi jasne warunki. Wiedziałem, że nie mam z tobą szans, bo zagniesz mnie w każdym możliwym miejscu i to chyba przerażało mnie najbardziej.
– Przepraszam…
– Może stary mówił serio, a może nie. Nie wiem. W każdym bądź razie to, że się odważyłem wskoczyć do rzeki, było wynikiem działań ojca. Nie twoich.
Seba wcale nie wyglądał jakby mu ulżyło. Przysunął się do mnie bliżej i cmoknął mnie w policzek, po raz kolejny zapewniając o swoim poczuciu winy. Wiedziałem, że mu za to głupio. Oparłem głowę na jego ramieniu i objąłem go ręką w pasie.
– Cieszę się że teraz jest inaczej.
Chemik milczał przez chwilę. Owiewając gorącym oddechem moje czoło.
– Czy on zawsze tak się zachowywał w stosunku do ciebie? – spytał.
Uśmiechnąłem się lekko.
– Nie. Czasami był wręcz wymarzonym ojcem. W każde jedne ferie zimowe zabierał mnie na narty i snowboard. Nauczył mnie jeździć i cierpliwie znosił każdy jeden upadek na desce. Był wtedy jak prawdziwy ojciec, który cieszy się z czasu spędzonego z synem. Co roku jeździliśmy w to samo m… – urwałem. Poderwałem się gwałtownie i zderzyłem głową z Sebastianem. Obaj jęknęliśmy cicho. – O ja pierdolę, nie wierzę!
– Co? – spytał Boot, pocierając ręką lekko zaczerwienione czoło.
Zawahałem się.
– Dzwoń do swojego kumpla gliny. Chyba wiem, gdzie jest to, czego szukają.


Sebastian
W pierwszej chwili nie zrozumiałem, o czym on mówił. Zaraz jednak zdałem sobie sprawę, że zapewne ma na myśli sprawę narkotyków. Wyglądał jakby odkrył Amerykę, więc byłem pewien, że okrył jakiś dobry trop. W końcu był geniuszem, prawda?
– Chcesz powiedzieć, że wiesz, gdzie twój ojciec to wszystko trzymał? – spytałem.
Rozłożył ręce.
– Nie wiem. Ale to jedyne, co mi przychodzi do głowy. Dzwoń do kumpla i zaproś go na obiad. Chyba musimy pogadać.
Nie wiedziałem, czy wciąganie w to Steve’a to dobry pomysł, ale chciałem raz na zawsze rozwikłać tę zagadkę, więc zadzwoniłem po niego. Po dwudziestu minutach on i jego partner, Adam, siedzieli z nami w restauracji i patrzyli z konsternacją na nastolatka wcinającego obiad.
Wyglądał na naprawdę… głodnego.
– Więc? – spytał Steve, aż się trzęsąc z ciekawości. – Gdzie to wszystko jest?
Linn wzruszył ramionami.
– Nie jestem pewny. Przyszło mi po prostu do głowy jedno miejsce i…
– Jakie miejsce?
– Em, może to głupie, ale co rok ojciec zabierał mnie i mamę w góry zimą.
– I?
– Zawsze wynajmował jeden i ten sam dom, który przynależał do pobliskiego hotelu. Ani razu nie wynajęliśmy niczego innego.
– To mógł być zwykły zbieg okoliczności.
– Domki i hotel należały do jednego właściciela. Dlaczego zawsze rezerwował nam ten sam domek? Zwłaszcza że w kuchni cieknął zlew, a podłoga miejscami była spróchniała. Niektóre domki były w o wiele lepszym stanie i kosztowały tyle samo. Aha, no i nikt ich w tym czasie nie wynajmował. Nie wszystkich, przynajmniej.
– Warto to sprawdzić – stwierdził Adam. – To może być dobry trop.
– Mhm… Nie zaszkodzi spróbować. W końcu lepszy rydz niż nic.
– To… – Robin  z wyraźnym trudem przełknął, to, co miał w ustach – kiedy jedziemy?
Steve nie był zachwycony tym, że musi zabrać nas ze sobą. Ja w sumie też się zbytnio nie cieszyłem, ale chciałem, żebyśmy mieli to już za sobą. Nie potrzebowaliśmy jakiegoś wariata depczącego nam po piętach z powodu jakichś dragów, które przemytnicy zgubili jak ostatnie cioty.
– Za chwilę. Najedz się tylko… porządnie – Adam skrzywił się, widząc Linna pochłaniającego z apetytem wszystko, co było na talerzu. – Wiesz, ile to ma kalorii?
– A wyglądam ci na takiego, co musi się tym przejmować? – odbił od razu piłeczkę. –– I sorry bardzo, ale tak się składa, że dzisiaj miałem ostatnią maturę. Mam wakacje, więc chyba mogę zaszaleć, hm?
– Portfel Seby jak widać też – mruknął Steve.
Kopnąłem go pod stołem, patrząc na niego morderczo. Czasami miał naprawdę niewyparzony ryj. Wydawało mi się, że próbuje dogryźć dzieciakowi za tę akcję na moich urodzinach, kiedy Linn upił go jak świnię, samemu pozostając w całkiem przyzwoitej kondycji fizycznej i psychicznej.
– Jak ci poszły matury? – zapytał Adam z ciekawością.
Robin westchnął, wlewając w siebie gorącą herbatę.
– Całkiem nieźle. Pisemne nie były specjalnie trudne, a z ustnych najgorzej poszedł mi niemiecki.
– Ile procent, jeśli można wiedzieć?
– Osiemdziesiąt pięć – Robin zmarszczył brwi z zawodem. – Nie odpowiedziałem zbytnio na jedno pytanie.
– To twój najgorszy wynik? – zdumiał się Steve.
– To źle? – zdziwił się Linn. Fenomenalnie, cisnęło mi się na usta. Zwłaszcza dla kogoś, kto tylko jedną maturę zaliczył na powyżej siedemdziesiąt procent. Steve jednak w życiu by się do tego nie przyznał. Nie przed Robinem. – Uhm, niemiecki ustny jest najprostszy, bo trzeba tylko napisać pracę i przeczytać lektury. Powtórzyłem jeszcze założenia epok tak na wszelki wypadek, ale widać i tak kulawo mi to wyszło. Niemiecki nigdy nie był moją mocną stroną. To chyba dlatego, że to nasz język ojczysty.
Ukryłem uśmiech. Zmiany w zachowaniu Robina były niby niewielkie, ale jeśli porównało się je z tym, co robił jeszcze jakieś cztery miesiące wcześniej, widziało się ogromną różnicę. Robin był bardziej otwarty w kontaktach z ludźmi i bardzo mnie to cieszyło.
Gdy zjedliśmy, zapakowaliśmy się w prywatne auto Steve’a i pojechaliśmy sprawdzić miejsce, które zasugerował Robin.
Jechaliśmy prawie dwie godziny. Steve i Adam przez całą drogę nie mogli dojść do porozumienia, jakiej stacji będą słuchać, a Robin zdrzemnął się na moich kolanach. Głaskałem machinalnie jego włosy.
– Z daleka wygląda, jakby ci robił loda – burknął Steve.
– Nie wiedziałem, że loda się robi potylicą – odparłem sarkastycznie.
– Ma tak długie włosy, że nie widać twarzy. Powinien je ściąć.
Faktycznie, włosy Robina trochę podrosły i były naprawdę nieokiełznane, ale nie dokuczały mu aż tak bardzo, a ja nie zamierzałem go namawiać do ich ścięcia. Lubiłem wsuwać w nie palce i głaskać go, zwłaszcza po gorącym seksie.

Robin
Na miejscu wyżuliłem drobniaki i pobiegłem po kawę z automatu. Dopiero kiedy zrobiłem parę łyków, poszedłem z Sebą, policjantami i właścicielem do domku, który zajmowaliśmy.
– Wydawało mi się, że mówiłeś o hotelu, a nie domkach – mruknął Seba podczas przeprawy przez las.
– Kiedy? – zapytałem ze zdziwieniem.
– No, wspominałeś, że ojciec zabierał cię na stok, a twoja matka zostawała w hotelu.
– Twój stary zostawiał twoją matkę w hotelu, a sam szedł się bawić? – zdziwił się Steve.
Robin prychnął.
– On tylko ratował jej życie. Serio, była z niej straszna ofiara. Ledwo założyła narty i albo już leżała, albo jechała na łeb na szyję przed siebie. Raz wjechała w drzewo, a drugi w wielką zaspę. Dwa lata z rzędu skończyła z nogą w gipsie, więc dla jej bezpieczeństwa… i naszego… i innych, tata zostawiał ją w hotelu. Szła sobie na basen albo do SPA i spędzała miło czas, kiedy ojciec uczył mnie jeździć. Potem wracaliśmy razem do domku. Mama bała się sama w nim siedzieć. Ten las ją przerażał.
– Pewnie dobrze jeździsz, co? – spytał Adam.
– Mhm. Całkiem nieźle.
Sebastian prychnął i zdzielił mnie przez głowę.
– Nie bądź taki skromny, co? – warknął w moją stronę. – Przyznaj się, jakie salta robiłeś z tym cholernym Brownem, kiedy na chwilę spuściłem was z oczu.
Adam, Steve i właściciel spojrzeli na nas pytająco, domagając się wyjaśnienia. Ze śmiechem wytłumaczyłem im, o co chodzi. Moja opowieść nie przypadła Sebie do gustu, bo szturchnął mnie jeszcze dwa razy, a na koniec uderzył boleśnie w tyłek.
– Au!
– Należało ci się!
Właściciel domków odchrząknął, zażenowany.
– Jesteśmy – powiedział.

Przeszukiwaliśmy domek przez dwie godziny, ale nic nie znaleźliśmy. Wszyscy byliśmy źli, że cała nasza eskapada poszła na marne.
Wtedy właśnie potknąłem się o dywan i jak długi runąłem na łóżko. Kiedy reszta nabijała się z mojego niezdarstwa, ja nagle wpadłem na pewien pomysł. Było jeszcze tylko jedno potencjalne miejsce, gdzie jego ojciec mógł ukryć narkotyki.
 Wstałem i z trudem odsunąłem lekko łóżko w lewo, a potem podniosłem dywan. Nic nie było widać na drewnianej podłodze, więc przesunąłem łóżko jeszcze kawałek.
– Daj sobie spokój – mruknął Steve zawiedziony. – Nic tutaj nie ma.
Podwinąłem dywan jeszcze kawałek i właśnie wtedy zauważyłem klapę z mosiężnym kółkiem. Z lekkim wysiłkiem podniosłem ją i zajrzałem do środka.
– Chyba znalazłem.

Steve i Adam zadzwonili do swoich przełożonych czekaliśmy na nich ze dwie godziny, ponieważ to było daleko. Przyjechał też ten wstrętny policjant, który mnie przesłuchiwał oraz ten, który kłócił się ze mną w domu.
– I co, Linn? Nagle sobie przypomniałeś? Cholerny bachor! – warknął jeden i splunął na podłogę.
Adam uśmiechnął się kpiąco, opierając się o szafkę.
– Może po prostu cię nie lubi – stwierdził.
– Okłamał nas, więc poniesie…
– Nikogo nie okłamał, więc się opanuj – warknął Steve. Też chyba nie lubił tego gogusia.
W pewnym momencie w domu pojawiło się od groma gliniarzy, jeden, całkiem sympatryczny dla odmiany, jeszcze raz mnie przesłuchał i dokładnie zapisał moje zeznania. Prochy zostały zabezpieczone. Były pakowane jak te, które widziałem na filmach.
– Wygląda na to, że mamy już to za sobą – westchnął Sebastian, siadając obok mnie.
Skinąłem głową. Byłem trochę zmęczony tym wszystkim, ale szczęśliwy, że wreszcie wszystko się wyjaśniło i miałem spokój.
Obaj mieliśmy. Wróciliśmy do domu około pierwszej w nocy, kompletnie wykończeni. Starczyło nam tylko siły na pozycję 69 i szybki prysznic. Ta kombinacja sprawiła, że zasnąłem, gdy tylko przyłożyłem głowę do poduszki.



***
I oto zbliżamy się do końca tego opowiadania. W przyszłym tygodniu epilog i jak na razie... koniec. Czy będzie to koniec definitywny, czy może nie - tego jeszcze nie wiem. Od razu zastrzegam, że jeśli napiszę drugą część "Granic", to będzie się bardzo różniła od tej pierwszej i popuszczę trochę wodze fantazji. Ale to tylko takie "jeśli".
Mam nadzieję, że długość ostatnich rozdziałów była zadowalająca:). Ostatnio prawie w ogóle nie włączam laptopa, więc chwilowo nie mam dla Was nic nowego prócz historii Joe i Colina. Postaram się to jednak zmienić jak skończę czytać Harry'ego Pottera. To ostatnio moja nowa obsesja:).
Pozdrawiam!



9 komentarzy:

  1. Boska notka jak zawsze.. *.*
    Chce ta kolejna część to opko jest genialne!
    Pozdrawiam kochana, weny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham twoje opka. W drugiej części też będzie wielka miłość Roba i Seby?
    Ewa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dobre pytanie ! mogłaby kontynowac przygody seba i obina bo tak mało rodziałow.. ale lcize na to iz epilog chociaz troche rozpisany bedzie.. żal rozstawac sie juz z tymi bohaterami..to jedno z moich ulubionych opowiadan tutaj ~

      Usuń
  3. Dobrze, że znaleźli te narkotyki i teraz Robin i Sebastian będą mieli spokój. Ten policjant chyba naprawdę nie polubił Robina. Pewnie dlatego, że jest gejem. Wstrętny homofob...
    Co to znaczy, że jeśli napiszesz drogi tom Granic, to będzie on całkiem inny i puścisz wodzę wyobraźni? Będą jakieś potwory z innych światów? ;)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Haha! To rzeczywiście byli zmęczeni skoro sił im starczyło tylko na pozycję 69 xD Dobre!
    Hejka :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie mogę uwierzyć, że moje ukochane opowiadanie chyli się ku końcowi... Dlatego mam szczerą nadzieję, że jednak postanowisz je kontynuować. Zauważyłam, że lubisz minimalizm. Tyle streściłaś w jednym rozdziale, a inny rozpisaliby się z tym na kilkanaście stron w wordzie. Z jednej strony to dobrze, bo niczego się nie pomija w czytaniu, ale z drugiej mogłabyś trochę bardziej rozbudować opisy i akcje w nich zawartą. To tylko moje małe 'ale' c:

    OdpowiedzUsuń
  6. Szkoda, że to już końcówka, naprawdę lubię to opowiadanie. :(
    Jeśli Twoją nową obsesją jest Harry, to może pokusisz się na napisanie yaoi w nawiązaniu do bohaterów z tych książek? Np. Drarry albo coś takiego. Byłoby miło. :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. Harry Potter Twoją nową obsesją? Czy to znaczy, że za jakiś czas przeczytamy Snarry Twojego autorstwa? Byłabym zachwycona ;)
    Koniec. Nie wiem, czy mam się cieszyć, czy tez może żałować, że ta historia dobiega już końca.
    Więc Robin nic nie zrobił w sprawie pobicia... Zła jestem na niego z tego powodu. Philowi naprawdę należała się nauczka. I to porządna. Może jakby wyrok za pobicie "ozdobił" jego akta zmądrzałby trochę.
    Dobrze, że chłopak przypomniał sobie gdzie tatuś mógł trzymać narkotyki. Może dzięki temu nie pojawi się żaden kolejny wspólnik jego ojca i będą z Sebastianem bezpieczni.
    Czekam niecierpliwie na ostatnią część tego opowiadania i mam nadzieję, że niedługo zobaczymy coś nowego,
    Ariana

    OdpowiedzUsuń
  8. Czy jak już się skończą Granice (nie żebym na to czekała, bo je uwielbiam!) to bedzie można liczyć na to, że Twarzą w Twarz będzie się pojawiać regularniej i (przedewszystkim!) częściej?

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)