Robin
Ostatni miesiąc szkoły
był tragiczny. Po pierwszym pobiciu Seba omal nie wylazł ze skóry, ale nie
pozwoliłem mu zareagować. Było jeszcze kilka takich głupich sytuacji, ale
starałem się to ignorować. Po mojej stronie opowiedziały się tylko cztery osoby
– Hanys, Angela, Justin, który kiedyś podkochiwał się w Lucy i Mary, która
szczerze nie znosiła ani Cleo, ani Lucy. Stali za mną murem i bronili przed
głupimi zaczepkami reszty, co dawało mi ogromny komfort psychiczny. Zdarzało
się jednak, że przychodziłem do domu i kilka razy nie udało mi się opanować
nerwów, a wtedy puszczały wszystkie hamulce i zamiast zająć się czymś
pożytecznym, beczałem Sebastianowi w koszulę, przytulając się do niego mocno.
To, jak szybko można stracić twarz i to właściwie bez większego powodu, było
wręcz niewiarygodne.
Sebastian też nie miał
łatwo. Nauczyciele stronili od jego towarzystwa, krytykowali za jego plecami i
oskarżali o wykorzystywanie mnie. Było też duże prawdopodobieństwo, że nie
przedłużą mu umowy o pracę na następny rok.
Czułem się za to wszystko
odpowiedzialny i przez to było mi jeszcze gorzej. Seba nigdy nie narzekał,
wzruszał tylko ramionami. Z uczniami szybko sobie poradził – pierwszy przejaw
buntu zdusił w zarodku, zaczynając częściej pytać i robić więcej sprawdzianów.
Jeśli ktoś chciał zdać, musiał się zamknąć i słuchać tego, co ma do
powiedzenia.
Dzień zakończenia roku
szkolnego przywitałem więc z prawdziwą ulgą. Miałem po raz ostatni mieć
styczność z tymi, którzy próbowali w ostatnim czasie zamienić moje życie w piekło.
Po zakończeniu roku
cała klasa miała iść do pizzerii, żeby coś zjeść i wypić, a w nocy wszyscy
szykowali się do klubu. Justin mi powiedział. Ja, oczywiście, nie byłem
zaproszony. Z jednej strony nie chciałem mieć do czynienia z ludźmi, którzy tak
po prostu się ode mnie odwrócili, ale z drugiej czułem lekki żal, że tak łatwo
przyszło im mnie wykluczyć ze swojego grona. Nic jednak nie mogłem poradzić na
te wewnętrzne rozdarcie i pozostawało mi tylko machnąć na to ręką z nadzieją,
że wszystko z czasem samo się ułoży.
Nasze pożegnanie
trwało niespełna trzy godziny. Gdy wreszcie apel dobiegł końca i wyszedłem na
dwór, wszystkie flaki mi się skręcały z głodu, a ręce miałem obładowane
wyróżnieniami za bardzo dobre wyniki w nauce, wzorowe zachowanie, wzorową postawę
uczniowską, zaangażowanie w życie szkoły, bla bla bla. Nie dostałem chyba tylko
za frekwencję, bo tą miałem wyjątkowo niską jak na najlepszego ucznia w szkole.
Zauważyłem, że nasza
klasa zbiera się w jednym miejscu, więc ruszyłem w tamtą stronę. Sięgnąłem do
kieszeni i wyciągnąłem sześćdziesiąt euro.
– Trzymaj – rzuciłem
do Phila. Spojrzał na mnie ze zdziwieniem. – No, trzymaj. Wisiałem ci kasę,
więc oddaję. Teraz będziemy kwita.
– Już myślałem, że
chcesz się wkupić na imprezę – powiedział.
Parsknąłem.
– Nie mam zamiaru.
Pożyczyłeś mi kasę na prezent dla Seby, więc oddaję. Cześć.
Odwróciłem się na
pięcie i odszedłem. Jak ja mogłem myśleć, że go kocham? Umysł ścisły dał się
tak łatwo wyprowadzić w pole. Zwyczajnie było mi za to wstyd.
Hanys i Justin stali
kawałek dalej, dyskutując o czymś zawzięcie. Podeszły do nich też Angela i
Mary.
– Ale jestem głodny –
mruknął Hanys.
– Ty zawsze jesteś
głodny – warknęła Mary.
– Wszyscy jesteśmy
głodni – stwierdził Justin. – Co robimy?
– Idźcie z nimi na
pizzę – rzekłem.
– A ty? – zapytała Angela.
Wzruszyłem ramionami.
– Wracam do domu, Seba
kupił trochę alkoholu. Zrobimy sobie własną imprezę.
Wiedzieli o tym, że ja
i Sebastian jesteśmy bliżej niż ludzie myślą, bo im się do tego przyznałem.
Byli więc na bieżąco z rewelacjami z mojego prywatnego życia. Cieszyło mnie, że
chociaż ktoś stanął po mojej stronie.
Cała czwórka spojrzała
na siebie porozumiewawczo.
– Co? – zapytałem
zdziwiony.
Hanys i Justin
uśmiechnęli się szeroko.
– Normalnie nie
wierzę! – mruknąłem, wpuszczając znajomych do mieszkania, które dzieliłem z
chemikiem. Klein przybiegł, aż piszcząc z radości, że jest aż tylu ludzi,
których trzeba przywitać.
– Jaki fajny! Jak się
wabi?!
– Baby – prychnął
Justin.
Angela pokazała mu
język i wróciła do głaskania psiaka razem z Mary. I Hanysem.
– Klein.
W drzwiach stanął
Seba. Uniósł brwi, widząc, kto mi towarzyszy.
– Ehm… Mamy gości –
rzuciłem beznamiętnie. W końcu to nie była moja wina, że przyszli. Sami się
wprosili! Miałem nadzieję, że nie wyrzuci mnie razem z nimi za drzwi. Po nim
wszystkiego można było się spodziewać.
– Widzę. Nie
wiedziałem nic o tym wcześniej, bo… – urwał sugestywnie.
– Bo ja też się
dowiedziałem przed chwilą.
– Aha.
– Woleli przyjść tutaj
niż iść z resztą na pizzę.
– Rozumiem. Zaprowadź
ich do kuchni i zamówcie coś do jedzenia. Musze na chwilę wyjść.
– Ok.
Hanys poczekał, aż
chemik wyjdzie, a potem powiedział do mnie konspiracyjnie.
– Jest dokładnie taki
sam jak na lekcjach! I patrzy tak dziwnie. Jak ty to wytrzymujesz?
– Nie jest aż tak źle.
– Mhm… – mruknęli
wszyscy powątpiewająco.
Usiedliśmy przy stole
i zamówiliśmy kilka pizz. Zrobiłem im picie, które zakropili sobie wódką, żeby
dopisał nam wszystkim humorek. I dopisał.
Sebastian, jak się
okazało, poszedł po więcej wódki. Zdziwił mnie tym niepomiernie, ale nie
zamierzałem narzekać. W końcu to mogło oznaczać tylko jedno – goście zostają. I
ja, na szczęście, też.
Sebastian
Na początku było tak
drętwo, jakby każdemu dzieciakowi ktoś drewniany kij w tyłek wsadził. Sam
zresztą czułem się nieswojo, siedząc przy stole z osobami o tyle ode mnie
młodszymi. Czułem się jak dinozaur albo przeżytek z zeszłego stulecia. Kiedy
jednak polała się wódka, atmosfera powoli zaczęła się rozluźniać, aż wreszcie
wszyscy zapomnieli o dzielących nas graniach i zaczęli się po prostu bawić.
Moje złośliwe komentarze początkowo peszyły znajomych Robina, tak samo jak to,
że poszturchiwał mnie jak swojego kolegę. Mogło to wyglądać dość dziwnie, jeśli
wcześniej znało się tę osobę jako swojego nauczyciela i to dość wymagającego.
Wcale się im więc nie dziwiłem.
– Ja pierniczę! –
wykrzyczał Hanys, kiedy polewałem im już którąś kolejkę z rzędu. Te bachory
miały zaskakująco mocne głowy, to musiałem przyznać. – Piję wódę ze swoim
wychowawcą!
Wszyscy zaczęli się
śmiać.
– Lepiej, żeby ta
informacja nie dotarła do moich przełożonych – burknąłem.
Justin uśmiechnął się.
– Tego zakończenia
roku nie zapomnę do końca życia – stwierdził.
– Żadne z nas nie
zapomni – powiedziała Mary.
– Chyba że urwie się
nam film – dodała Angela.
– Lepiej nie –
zastrzegłem od razu.
– Mój stary się
wścieknie – zakomunikował Justin. – Ciekawe, co by powiedział, gdybym teraz do
niego zadzwonił i dał mu znać, że nie wracam na noc do domu, bo piję wódkę ze
swoim wychowawcą!
– Zapewne doszedłby do
wniosku, że masz już zdecydowanie za dużo w czubie – rzekł Robin. Zgadzałem się
z nim. Który rodzic by w coś takiego uwierzył?
Co mnie zaskoczyło,
bawiłem się w ich towarzystwie naprawdę dobrze. Co prawda pili zdecydowali za
dużo, śmiali się za głośno i jedli za szybko, ale pomijając tych kilka wad,
było w porządku. Opowiadałem im zabawne historyjki z czasu studiów, które
przypadły wszystkim do gustu. Robin zaśmiewał się do łez, chowając twarz w moim
rękawie. Jedną swoją nogę przełożył przez moją, więc siedzieliśmy bardzo blisko
siebie, jednak nie wyglądało na to, żeby reszcie to przeszkadzało.
I chociaż nie były to
orły ani z matmy, ani z chemii, wolałem ich zdecydowanie bardziej niż tego
okropnego Browna, który idiotą w końcu nie był. Skończył szkołę z wyróżnieniem
i to na pewno nie za piękne oczy. Sam postawiłem mu z chemii piątkę, bo dawał
sobie radę jak mało kto. Jedynie Robin miał szóstkę, ale on opanował o wiele
więcej materiału niż było w standardach wymagań. Szóstka to było za mało, żeby
ocenić jego wiedzę. Taki rodzynek trafiał się niezwykle rzadko.
Siedzieliśmy do
pierwszej w nocy, pijąc i rozmawiając. Potem młodzież, po wypiciu całego zapasu
wódki i wypaleniu wszystkich fajek, jakie przytargała do mojego domu, ubrała
się, podziękowała za wspaniałą imprezę i wyszła. Zamówiłem dla nich taksówkę,
żeby jakiś wściekły rodzic nie pluł się później, że przeze mnie stało się coś
ich dziecku.
Gdy już sobie poszli,
Robin opadł ciężko na kanapę.
– Było super –
stwierdził. Uśmiechnąłem się tylko, bo tak faktycznie było. – Trzeba jeszcze
posprzątać tej bajzel i…
– Jutro – przerwałem
mu. Po moim trupie będzie to sprzątał w środku nocy i to jeszcze taki nawalony.
– Teraz idziemy spać.
– Ale to wszystko…
– Spać. – Pchnąłem go
delikatnie w stronę sypialni. Posłuchał niechętnie, dość niezgrabnie się
rozbierając.
– Lepszej imprezy nie
mogłem sobie wymarzyć – powiedział. Zdjął skarpetki i w samych slipkach położył
się na łóżku. – Teraz tylko matura i słodka wolność.
Tylko matura… Dobre
sobie. Całe dwie klasy humanistów srają gównem rzadkim przed maturą podstawową
z matmy, wszyscy obawiają się o swoje wyniki, a taki Linn mówi „tylko matura”.
– Mówisz tak, jakby
skończenie szkoły było od niej trudniejsze – zauważyłem.
Robin uśmiechnął się
rozkosznie.
– Bo tak jest. Założę
się że matura wymięknie przy zadaniach, którymi mnie katowałeś przez cały
semestr – parsknął.
Zaśmiałem się tylko,
kręcąc głowę. Musiałem przyznać, że ma trochę racji.
– Wydaje mi się, że
jesteś zbyt pewny siebie.
Zamknął oczy,
przekręcając się na bok i klepiąc łóżko obok siebie.
– Chodź już tutaj. Nie
sądzę, żeby tak było. Właściwie zawsze byłem dość ostrożny. Nigdy nie zdarzyło
mi się przecenić swoich możliwości. Mam swoje obawy co do matur jak każdy
uczeń, ale nie sądzę, żeby to było teraz takie ważne.
– A co jest?
– Ty… I sen. A potem
tabletki na kaca.
No, tak, pomyślałem.
Każdy przecież ma swoje priorytety.
Położyłem się obok
niego i pocałowałem go w szczękę.
– Idź spać, bo paplasz
bez sensu.
– Ścisłowcy…
– Odezwał się
humanista.
Zaśmiał się tylko. Po
alkoholu zawsze dopisywał mu niezły humor.
– Czasami myślę jak
humanista – przyznał, gdy nakrywałem go kołdrą.
– Niby kiedy? Przytocz
lepiej jakąś dobrą sytuację, bo zwyczajnie ci nie uwierzę.
Zgasiłem lampkę i
nakryłem kołdrą również siebie. Robin przez chwilę nie odpowiadał, po czym
szepnął cicho.
– Na przykład kiedy
nie byłem pewny swoich uczuć i zastanawiałem się, kto tak naprawdę skradł moje
biedne serce. – Parsknąłem zdziwiony, na co on zareagował śmiechem. – Z drugiej
strony jednak muszę ci przyznać rację. Wiesz, Phil mnie pocałował. Mnie nawet
do głowy nie przyszło, żeby to zrobić. Stało się, a ja, zamiast się cieszyć,
potrafiłem na chłodno to przekalkulować. To chyba faktycznie sposób myślenia
ścisłowca.
– Gdy w grę wchodzi
miłość, niczego nie dasz radę na chłodno przekalkulować.
– Tak właśnie
zrozumiałem, że to ciebie kocham. Zbyt łatwo przyszło mi przemyślenie tamtej
głupiej sytuacji i wyciągnięcie trafnych wniosków. To nie mogła być miłość.
– Na zwierzenia ci się
zebrało – mruknąłem, obejmując go lekko. – Śpijże już!
Westchnął ciężko, po
czym chyba faktycznie poszedł spać.
Dzieciaki…
Robin
Matura wcale nie była
taka straszna. Niektóre zadania z pewnością rozwiązałby uczeń gimnazjum, a poza
tym były o wiele łatwiejsze niż próbne matury, które przerabialiśmy na lekcjach.
Na matmie udało mi się pomóc trochę Hanysowi, który siedział obok, a matmę
zdawał tylko dlatego, że była obowiązkowa. Co mnie bawiło, Sebastian przez cały
czas mnie obserwował i po prostu musiał widzieć, że daję mu zwalić. Nic jednak
z tym nie zrobił, bo robiłem to na tyle dyskretnie, że ciężko byłoby się
przyczepić. Najgorszy był dla mnie niemiecki. Nie, żeby mój język ojczysty był
jakoś skomplikowany, ale pytania odnośnie gramatyki zwyczajnie zabijały mój
mózg ścisłowca. Jakoś to jednak przeżyłem.
Zdziwił mnie poziom
matury z chemii – albo Seba naprawdę wbił mi do łba sporo wiadomości, albo
rzeczywiście byłem geniuszem. Faktem jednak było, że czułem się całkiem
usatysfakcjonowany, kiedy wychodziłem z sali, w której pisaliśmy. Chemia była
moim ostatnim egzaminem.
– I jak? – spytał od
razu Sebastian, który czekał na mnie na korytarzu.
Westchnąłem i
uśmiechnąłem się lekko.
– Myślę, że dobrze. A
u ciebie?
Prychnął tylko,
pokazując kopię swojego wypowiedzenia. Mina od razu mi zrzedła, nawet jeśli on
nic sobie z tego nie robił.
– To ja zrezygnowałem
– wyjaśnił. – Dostałem lepszą… propozycję.
– Lepszą? To znaczy?
– Od października będę
wykładał na uniwersytecie w Monachium. Dzwonili do mnie kilka dni temu. Byli
ciekawi, czy nie zmieniłem zdania. Powiedziałem, że zmieniłem i chętnie będę
tam uczył. Płacą zdecydowanie lepiej niż tutaj. O ile chcesz też iść do
Monachium.
Wzruszyłem ramionami,
uśmiechając się z ulgą.
– Cieszę się.
Zmarszczyłem brwi,
zdając sobie sprawę, że będzie pracował w tej szkole jeszcze tylko półtora
miesiąca. Podszedłem do niego i pocałowałem na środku szkolnego korytarza,
mając kompletnie w dupie, że ktoś może to zobaczyć. Niech patrzą i zazdroszczą.
– Chodźmy coś zjeść.
Jestem na maksa głodny – powiedziałem.
Seba pokręcił tylko
głową.
– Aż tak cię myślenie
zmęczyło?
– Oj, nie czepiaj się.
Rano tak się zestresowałem, że nic prawie nie zjadłem.
Sama matura niezbyt
mnie zestresowała, szczerze powiedziawszy. Bardziej bałem się tego, że zawiodę
Sebę. Poświęcił mi naprawdę sporo czasu, pomagał ze wszystkim i cierpliwie
tłumaczył kolejne zagadnienia. Chciałem napisać tę maturę jak najlepiej i mimo
że się uczyłem, gdzieś tam we mnie siedziała obawa, że pójdzie mi słabo.
Chciałem udowodnić sobie i całemu gronu pedagogicznemu, że Sebastian nie
postawił mi oceny z sympatii, ale z braku innych opcji. Kiedy otwierałem
arkusz, ręce mi się tak trzęsły, że miałem problemy z przewróceniem kartki na
drugą stronę. Gdy jednak przeleciałem wzrokiem pierwszych kilka zadań, całe
powietrze ze mnie uszło. Umiałem to zrobić.
– Niepotrzebnie.
Przecież dużo się uczyłeś w tym roku.
– Niby tak, ale... Dla
ciebie to bez znaczenia, na ile napiszę?
Sebastian uśmiechnął
się półgębkiem.
– Chciałbym, żebyś
napisał jak najlepiej, ale jeśli ci nie poszło, to przecież nic takiego. Ważne,
żebyś wszystko w miarę dobrze pozdawał.
Wsiadłem o samochodu,
ledwo powstrzymując cisnące mi się na usta słowa. Ja się tak stresowałem, a on
po tym wszystkim mówi mi coś takiego.
Nagle przyszło mi do
głowy coś innego.
– Ojciec by się wściekł,
gdybym słabo napisał maturę – powiedziałem. Sebastian zerknął na mnie
niepewnie. – Miał jakąś obsesję na punkcie moich ocen. Zmuszał mnie do nauki.
Jak miałem z czegoś cztery, krzyczał na mnie i groził mi. To głupie, ale ja
chyba... Chyba się cieszę, że nie ma go teraz tutaj. Gdyby coś poszło nie tak,
nie darowałby mi.
– Może tylko tak
mówił, żebyś nie siadał na laurach. Widocznie dostrzegł w tobie potencjał.
– Nie wydaje mi się.
Miałem czasami wrażenie, że on mnie nie lubi. Ciągle żyłem w stresie, że kiedyś
nie uda mi się czegoś zaliczyć i zwyczajnie mnie zlinczuje. A kiedy ty zacząłeś
mnie uczyć, kompletnie mu odbiło.
– Dlatego wtedy
skoczyłeś? – zapytał, kładąc mi rękę na udzie.
– Powiedział, że nie
mam po co wracać do domu. Dzień przed tym egzaminem poświęciłem na naukę. Całą
noc roz–związywałem zadania – przełknąłem ciężko ślinę, czując gulę w gardle.
Nie sądziłem, że to nadal może boleć. – Byłem na skraju załamania psychicznego,
a kiedy dałeś mi kartkę i zdałem sobie sprawę, że nie umiem tego zrobić… To
były chyba najgorsze godziny w moim życiu.. Ja… ja już nie widziałem innego
wyjścia poza skokiem.
Zatrzymaliśmy się na
parkingu w centrum. Sebastian zgasił silnik i spojrzał na mnie z wyraźną
skruchą.
– Przepraszam… To, co
zrobiłem, było strasznie głupie i niedojrzałe.
– Uhm, to nawet nie
chodziło o ciebie – przyznałem. Nie chciałem, żeby czuł się winny, nawet jeśli
faktycznie zachował się jak głupi fiut. – Gdyby on tak strasznie mnie nie
cisnął, zupełnie bym się nie przejął ocenami, które mi wstawiałeś. Fakt, jestem
przyzwyczajony do dobrych stopni i kiedy dostanę jakiś słabszy, źle się z tym
czuję, ale nie na tyle, żeby mieć ochotę zniknąć z powierzchni ziemi.
Wiedziałem, że po prostu muszę dać z siebie wszystko i starałem się… Boże,
starałem się jak mogłem nie opuszczać żadnych twoich lekcji i uczyć się
dosłownie wszystkiego, co na temat danego zagadnienia mogłem znaleźć. Ale
zdarzało mi się zachorować i nie przyjść na lekcję, a ty wtedy specjalnie
robiłeś kartkówkę, którą musiałem potem nadgonić i czułem, że celowo mnie
męczysz. Miałem świadomość tego, że mnie nie znosisz. Miałbym to w dupie, ale
ojciec postawił mi jasne warunki. Wiedziałem, że nie mam z tobą szans, bo
zagniesz mnie w każdym możliwym miejscu i to chyba przerażało mnie najbardziej.
– Przepraszam…
– Może stary mówił
serio, a może nie. Nie wiem. W każdym bądź razie to, że się odważyłem wskoczyć
do rzeki, było wynikiem działań ojca. Nie twoich.
Seba wcale nie
wyglądał jakby mu ulżyło. Przysunął się do mnie bliżej i cmoknął mnie w policzek,
po raz kolejny zapewniając o swoim poczuciu winy. Wiedziałem, że mu za to
głupio. Oparłem głowę na jego ramieniu i objąłem go ręką w pasie.
– Cieszę się że teraz
jest inaczej.
Chemik milczał przez
chwilę. Owiewając gorącym oddechem moje czoło.
– Czy on zawsze tak
się zachowywał w stosunku do ciebie? – spytał.
Uśmiechnąłem się
lekko.
– Nie. Czasami był
wręcz wymarzonym ojcem. W każde jedne ferie zimowe zabierał mnie na narty i
snowboard. Nauczył mnie jeździć i cierpliwie znosił każdy jeden upadek na desce.
Był wtedy jak prawdziwy ojciec, który cieszy się z czasu spędzonego z synem. Co
roku jeździliśmy w to samo m… – urwałem. Poderwałem się gwałtownie i zderzyłem
głową z Sebastianem. Obaj jęknęliśmy cicho. – O ja pierdolę, nie wierzę!
– Co? – spytał Boot,
pocierając ręką lekko zaczerwienione czoło.
Zawahałem się.
– Dzwoń do swojego
kumpla gliny. Chyba wiem, gdzie jest to, czego szukają.
Sebastian
W pierwszej chwili nie
zrozumiałem, o czym on mówił. Zaraz jednak zdałem sobie sprawę, że zapewne ma
na myśli sprawę narkotyków. Wyglądał jakby odkrył Amerykę, więc byłem pewien,
że okrył jakiś dobry trop. W końcu był geniuszem, prawda?
– Chcesz powiedzieć,
że wiesz, gdzie twój ojciec to wszystko trzymał? – spytałem.
Rozłożył ręce.
– Nie wiem. Ale to
jedyne, co mi przychodzi do głowy. Dzwoń do kumpla i zaproś go na obiad. Chyba
musimy pogadać.
Nie wiedziałem, czy
wciąganie w to Steve’a to dobry pomysł, ale chciałem raz na zawsze rozwikłać tę
zagadkę, więc zadzwoniłem po niego. Po dwudziestu minutach on i jego partner,
Adam, siedzieli z nami w restauracji i patrzyli z konsternacją na nastolatka
wcinającego obiad.
Wyglądał na naprawdę…
głodnego.
– Więc? – spytał
Steve, aż się trzęsąc z ciekawości. – Gdzie to wszystko jest?
Linn wzruszył
ramionami.
– Nie jestem pewny.
Przyszło mi po prostu do głowy jedno miejsce i…
– Jakie miejsce?
– Em, może to głupie,
ale co rok ojciec zabierał mnie i mamę w góry zimą.
– I?
– Zawsze wynajmował
jeden i ten sam dom, który przynależał do pobliskiego hotelu. Ani razu nie
wynajęliśmy niczego innego.
– To mógł być zwykły
zbieg okoliczności.
– Domki i hotel
należały do jednego właściciela. Dlaczego zawsze rezerwował nam ten sam domek?
Zwłaszcza że w kuchni cieknął zlew, a podłoga miejscami była spróchniała.
Niektóre domki były w o wiele lepszym stanie i kosztowały tyle samo. Aha, no i
nikt ich w tym czasie nie wynajmował. Nie wszystkich, przynajmniej.
– Warto to sprawdzić –
stwierdził Adam. – To może być dobry trop.
– Mhm… Nie zaszkodzi
spróbować. W końcu lepszy rydz niż nic.
– To… – Robin z wyraźnym trudem przełknął, to, co miał w
ustach – kiedy jedziemy?
Steve nie był
zachwycony tym, że musi zabrać nas ze sobą. Ja w sumie też się zbytnio nie
cieszyłem, ale chciałem, żebyśmy mieli to już za sobą. Nie potrzebowaliśmy
jakiegoś wariata depczącego nam po piętach z powodu jakichś dragów, które
przemytnicy zgubili jak ostatnie cioty.
– Za chwilę. Najedz
się tylko… porządnie – Adam skrzywił się, widząc Linna pochłaniającego z
apetytem wszystko, co było na talerzu. – Wiesz, ile to ma kalorii?
– A wyglądam ci na
takiego, co musi się tym przejmować? – odbił od razu piłeczkę. –– I sorry
bardzo, ale tak się składa, że dzisiaj miałem ostatnią maturę. Mam wakacje,
więc chyba mogę zaszaleć, hm?
– Portfel Seby jak
widać też – mruknął Steve.
Kopnąłem go pod
stołem, patrząc na niego morderczo. Czasami miał naprawdę niewyparzony ryj.
Wydawało mi się, że próbuje dogryźć dzieciakowi za tę akcję na moich
urodzinach, kiedy Linn upił go jak świnię, samemu pozostając w całkiem
przyzwoitej kondycji fizycznej i psychicznej.
– Jak ci poszły
matury? – zapytał Adam z ciekawością.
Robin westchnął,
wlewając w siebie gorącą herbatę.
– Całkiem nieźle.
Pisemne nie były specjalnie trudne, a z ustnych najgorzej poszedł mi niemiecki.
– Ile procent, jeśli
można wiedzieć?
– Osiemdziesiąt pięć –
Robin zmarszczył brwi z zawodem. – Nie odpowiedziałem zbytnio na jedno pytanie.
– To twój najgorszy
wynik? – zdumiał się Steve.
– To źle? – zdziwił
się Linn. Fenomenalnie, cisnęło mi się na usta. Zwłaszcza dla kogoś, kto tylko
jedną maturę zaliczył na powyżej siedemdziesiąt procent. Steve jednak w życiu
by się do tego nie przyznał. Nie przed Robinem. – Uhm, niemiecki ustny jest
najprostszy, bo trzeba tylko napisać pracę i przeczytać lektury. Powtórzyłem
jeszcze założenia epok tak na wszelki wypadek, ale widać i tak kulawo mi to
wyszło. Niemiecki nigdy nie był moją mocną stroną. To chyba dlatego, że to nasz
język ojczysty.
Ukryłem uśmiech.
Zmiany w zachowaniu Robina były niby niewielkie, ale jeśli porównało się je z
tym, co robił jeszcze jakieś cztery miesiące wcześniej, widziało się ogromną
różnicę. Robin był bardziej otwarty w kontaktach z ludźmi i bardzo mnie to
cieszyło.
Gdy zjedliśmy,
zapakowaliśmy się w prywatne auto Steve’a i pojechaliśmy sprawdzić miejsce,
które zasugerował Robin.
Jechaliśmy prawie dwie
godziny. Steve i Adam przez całą drogę nie mogli dojść do porozumienia, jakiej
stacji będą słuchać, a Robin zdrzemnął się na moich kolanach. Głaskałem
machinalnie jego włosy.
– Z daleka wygląda,
jakby ci robił loda – burknął Steve.
– Nie wiedziałem, że
loda się robi potylicą – odparłem sarkastycznie.
– Ma tak długie włosy,
że nie widać twarzy. Powinien je ściąć.
Faktycznie, włosy
Robina trochę podrosły i były naprawdę nieokiełznane, ale nie dokuczały mu aż
tak bardzo, a ja nie zamierzałem go namawiać do ich ścięcia. Lubiłem wsuwać w
nie palce i głaskać go, zwłaszcza po gorącym seksie.
Robin
Na miejscu wyżuliłem
drobniaki i pobiegłem po kawę z automatu. Dopiero kiedy zrobiłem parę łyków,
poszedłem z Sebą, policjantami i właścicielem do domku, który zajmowaliśmy.
– Wydawało mi się, że
mówiłeś o hotelu, a nie domkach – mruknął Seba podczas przeprawy przez las.
– Kiedy? – zapytałem
ze zdziwieniem.
– No, wspominałeś, że
ojciec zabierał cię na stok, a twoja matka zostawała w hotelu.
– Twój stary zostawiał
twoją matkę w hotelu, a sam szedł się bawić? – zdziwił się Steve.
Robin prychnął.
– On tylko ratował jej
życie. Serio, była z niej straszna ofiara. Ledwo założyła narty i albo już
leżała, albo jechała na łeb na szyję przed siebie. Raz wjechała w drzewo, a
drugi w wielką zaspę. Dwa lata z rzędu skończyła z nogą w gipsie, więc dla jej
bezpieczeństwa… i naszego… i innych, tata zostawiał ją w hotelu. Szła sobie na
basen albo do SPA i spędzała miło czas, kiedy ojciec uczył mnie jeździć. Potem
wracaliśmy razem do domku. Mama bała się sama w nim siedzieć. Ten las ją
przerażał.
– Pewnie dobrze
jeździsz, co? – spytał Adam.
– Mhm. Całkiem nieźle.
Sebastian prychnął i
zdzielił mnie przez głowę.
– Nie bądź taki
skromny, co? – warknął w moją stronę. – Przyznaj się, jakie salta robiłeś z tym
cholernym Brownem, kiedy na chwilę spuściłem was z oczu.
Adam, Steve i
właściciel spojrzeli na nas pytająco, domagając się wyjaśnienia. Ze śmiechem
wytłumaczyłem im, o co chodzi. Moja opowieść nie przypadła Sebie do gustu, bo
szturchnął mnie jeszcze dwa razy, a na koniec uderzył boleśnie w tyłek.
– Au!
– Należało ci się!
Właściciel domków
odchrząknął, zażenowany.
– Jesteśmy –
powiedział.
Przeszukiwaliśmy domek
przez dwie godziny, ale nic nie znaleźliśmy. Wszyscy byliśmy źli, że cała nasza
eskapada poszła na marne.
Wtedy właśnie
potknąłem się o dywan i jak długi runąłem na łóżko. Kiedy reszta nabijała się z
mojego niezdarstwa, ja nagle wpadłem na pewien pomysł. Było jeszcze tylko jedno
potencjalne miejsce, gdzie jego ojciec mógł ukryć narkotyki.
Wstałem i z trudem odsunąłem lekko łóżko w
lewo, a potem podniosłem dywan. Nic nie było widać na drewnianej podłodze, więc
przesunąłem łóżko jeszcze kawałek.
– Daj sobie spokój –
mruknął Steve zawiedziony. – Nic tutaj nie ma.
Podwinąłem dywan
jeszcze kawałek i właśnie wtedy zauważyłem klapę z mosiężnym kółkiem. Z lekkim
wysiłkiem podniosłem ją i zajrzałem do środka.
– Chyba znalazłem.
Steve i Adam
zadzwonili do swoich przełożonych czekaliśmy na nich ze dwie godziny, ponieważ
to było daleko. Przyjechał też ten wstrętny policjant, który mnie przesłuchiwał
oraz ten, który kłócił się ze mną w domu.
– I co, Linn? Nagle
sobie przypomniałeś? Cholerny bachor! – warknął jeden i splunął na podłogę.
Adam uśmiechnął się
kpiąco, opierając się o szafkę.
– Może po prostu cię
nie lubi – stwierdził.
– Okłamał nas, więc
poniesie…
– Nikogo nie okłamał,
więc się opanuj – warknął Steve. Też chyba nie lubił tego gogusia.
W pewnym momencie w
domu pojawiło się od groma gliniarzy, jeden, całkiem sympatryczny dla odmiany,
jeszcze raz mnie przesłuchał i dokładnie zapisał moje zeznania. Prochy zostały
zabezpieczone. Były pakowane jak te, które widziałem na filmach.
– Wygląda na to, że
mamy już to za sobą – westchnął Sebastian, siadając obok mnie.
Skinąłem głową. Byłem
trochę zmęczony tym wszystkim, ale szczęśliwy, że wreszcie wszystko się
wyjaśniło i miałem spokój.
Obaj mieliśmy.
Wróciliśmy do domu około pierwszej w nocy, kompletnie wykończeni. Starczyło nam
tylko siły na pozycję 69 i szybki prysznic. Ta kombinacja sprawiła, że
zasnąłem, gdy tylko przyłożyłem głowę do poduszki.
***
I oto zbliżamy się do końca tego opowiadania. W przyszłym tygodniu epilog i jak na razie... koniec. Czy będzie to koniec definitywny, czy może nie - tego jeszcze nie wiem. Od razu zastrzegam, że jeśli napiszę drugą część "Granic", to będzie się bardzo różniła od tej pierwszej i popuszczę trochę wodze fantazji. Ale to tylko takie "jeśli".
Mam nadzieję, że długość ostatnich rozdziałów była zadowalająca:). Ostatnio prawie w ogóle nie włączam laptopa, więc chwilowo nie mam dla Was nic nowego prócz historii Joe i Colina. Postaram się to jednak zmienić jak skończę czytać Harry'ego Pottera. To ostatnio moja nowa obsesja:).
Pozdrawiam!
Boska notka jak zawsze.. *.*
OdpowiedzUsuńChce ta kolejna część to opko jest genialne!
Pozdrawiam kochana, weny!
Kocham twoje opka. W drugiej części też będzie wielka miłość Roba i Seby?
OdpowiedzUsuńEwa
dobre pytanie ! mogłaby kontynowac przygody seba i obina bo tak mało rodziałow.. ale lcize na to iz epilog chociaz troche rozpisany bedzie.. żal rozstawac sie juz z tymi bohaterami..to jedno z moich ulubionych opowiadan tutaj ~
UsuńDobrze, że znaleźli te narkotyki i teraz Robin i Sebastian będą mieli spokój. Ten policjant chyba naprawdę nie polubił Robina. Pewnie dlatego, że jest gejem. Wstrętny homofob...
OdpowiedzUsuńCo to znaczy, że jeśli napiszesz drogi tom Granic, to będzie on całkiem inny i puścisz wodzę wyobraźni? Będą jakieś potwory z innych światów? ;)
Pozdrawiam.
Haha! To rzeczywiście byli zmęczeni skoro sił im starczyło tylko na pozycję 69 xD Dobre!
OdpowiedzUsuńHejka :D
Nie mogę uwierzyć, że moje ukochane opowiadanie chyli się ku końcowi... Dlatego mam szczerą nadzieję, że jednak postanowisz je kontynuować. Zauważyłam, że lubisz minimalizm. Tyle streściłaś w jednym rozdziale, a inny rozpisaliby się z tym na kilkanaście stron w wordzie. Z jednej strony to dobrze, bo niczego się nie pomija w czytaniu, ale z drugiej mogłabyś trochę bardziej rozbudować opisy i akcje w nich zawartą. To tylko moje małe 'ale' c:
OdpowiedzUsuńSzkoda, że to już końcówka, naprawdę lubię to opowiadanie. :(
OdpowiedzUsuńJeśli Twoją nową obsesją jest Harry, to może pokusisz się na napisanie yaoi w nawiązaniu do bohaterów z tych książek? Np. Drarry albo coś takiego. Byłoby miło. :)
Pozdrawiam!
Harry Potter Twoją nową obsesją? Czy to znaczy, że za jakiś czas przeczytamy Snarry Twojego autorstwa? Byłabym zachwycona ;)
OdpowiedzUsuńKoniec. Nie wiem, czy mam się cieszyć, czy tez może żałować, że ta historia dobiega już końca.
Więc Robin nic nie zrobił w sprawie pobicia... Zła jestem na niego z tego powodu. Philowi naprawdę należała się nauczka. I to porządna. Może jakby wyrok za pobicie "ozdobił" jego akta zmądrzałby trochę.
Dobrze, że chłopak przypomniał sobie gdzie tatuś mógł trzymać narkotyki. Może dzięki temu nie pojawi się żaden kolejny wspólnik jego ojca i będą z Sebastianem bezpieczni.
Czekam niecierpliwie na ostatnią część tego opowiadania i mam nadzieję, że niedługo zobaczymy coś nowego,
Ariana
Czy jak już się skończą Granice (nie żebym na to czekała, bo je uwielbiam!) to bedzie można liczyć na to, że Twarzą w Twarz będzie się pojawiać regularniej i (przedewszystkim!) częściej?
OdpowiedzUsuń