sobota, 14 września 2013

~16~

Kevin patrzył na Toma, który rozsiadł się wygodnie na łóżku i wziął do ręki plik kart. Szatyn zrobił to samo patrząc na swoje białe bandaże. Miał wrażenie, że Coger trochę za mocno je zacisnął, ale trudno.
-Więc tak… Na każdej kartce są pytania. Załóżmy, że jeśli nie odpowiesz na jakieś prawidłowo, ja zadaję ci jakiekolwiek pytanie i ty musisz na nie szczerze odpowiedzieć.
-Albo na odwrót- zaśmiał się Zakrzewski.
Blondyn wzruszył ramionami.
To chyba nie jest najlepszy pomysł, pomyślał szatyn. Jestem od niego mądrzejszy, ale… przecież nie znam odpowiedzi na każde pytanie. Cóż, jeśli jednak chcę się z niego odrobinę pośmiać…
-Bill zbyt szybko nie wróci, więc mamy trochę czasu- powiedział Tom kładąc karty na łóżku.- Kto zaczyna?

-Bawiłeś się już kiedyś w coś takiego?- spytał szatyn.
-Nie. A przynajmniej nie do końca. W Innym Świecie grałem w coś podobnego z Billem, tylko że my po prostu zadawaliśmy sobie na przemian pytania, nie mieliśmy przecież kart. A poza tym, z nim bym w to nie grał, on jest za mądry.
-Ja też jestem od ciebie mądrzejszy.
-Chciałbyś. Dostałeś się na prawo, bo miałeś wtyki.
Kevin prychnął.
-Chyba kpisz. Wtyki? Ciekawe gdzie? Zresztą, nieważne. Zaraz się przekonasz, że nie masz najmniejszych szans. Zaczynasz?
-Dobra.
Kevin wziął kartkę do ręki i uniósł brwi do góry.
-Ty chyba sobie kpisz!- warknął.
-Dlaczego?- spytał Tom.
-Bo to są pytania z bajek Disneya!
-No, to co?
-To idiotyczne! Przynieś normalne karty i nie wkurzaj mnie!
-O, jejku- Tom przewrócił oczami i wstał z westchnieniem.
Idiota, pomyślał Kevin patrząc, jak blondyn grzebie w szafce w poszukiwaniu innych kart. Po chwili je znalazł, usiadł na łóżku i położył. Kevin wziął jedną do ręki i uśmiechnął się lekko.
-Dobra, to może być. Pytanie pierwsze. Część Cypru należąca do Azji to…- urwał szatyn.
-Ee… Cholera, nie wiem.
-No, to masz pytanie w plecy. Co ja chciałbym o tobie wiedzieć? Hmm… Już wiem. Jesteś prawiczkiem?
Kevin patrzył, jak policzki Toma w ciągu kilku sekund robią się buraczano czerwone i uśmiechnął się zadowolony. Celny strzał. Chciało mu się śmiać z miny Cogera, ale stwierdził, że najpierw poczeka na odpowiedź.
-Ee… Jestem.
Zakrzewski wybuchnął głośnym śmiechem. Jeszcze nigdy nie widział, żeby ten cwaniak tak się rumienił.
-Przestań się śmiać, to wcale nie jest zabawne!- zawołał urażony blondyn.
-Owszem, jest! Nie wiedziałem, że z ciebie taka cnotka- wydukał Kevin śmiejąc się.
-To wszystko twoja wina!- warknął Tom naburmuszony.
-A niby dlaczego moja?- spytał Zakrzewski z rozbawieniem.
-Od momentu, kiedy nasłałeś na mnie Lenę, zwątpiłem! No, i olewałem dziewczyny, bo tamta strasznie mi zalazła za skórę! I to wszystko przez ciebie.
-Oj, daj spokój. Straszny z ciebie zgred. A w ogóle, to gdybyś nie był taki łatwowierny, nic by się nie stało.
-Fajna mi łatwowierność!
-A co, może nie? Tak szybko uwierzyłeś w zdradę Billego, że aż mi się śmiać chciało. On był w stanie zrobić dla ciebie wszystko, a ty tak po prostu przestałeś mu ufać.
Tom spojrzał ze złością na swojego brata. Kevin jeszcze nigdy nie widział w jego oczach takiej nienawiści. 
-Chciałem się z nim pogodzić. Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo…- syczał blondyn patrząc Zakrzewskiemu prosto w oczy.- Kiedy stary umarł, byłem wściekły, bo nigdy nie okazywał mi nawet odrobiny uwagi. Ciągle tylko zajmował się Billem, a mi dawał wszystko jakby z łaski. Wychodziłem z siebie, żeby jakoś zwrócić na siebie jego uwagę, ale on miał mnie w dupie! A gdy zmarł… Wiesz, jaka to była porażka? Wiesz, jak w tamtej chwili nienawidziłem Billa za to, że on potrafił sprawić, aby stary go pokochał? Wybrałeś idealny moment na to, żeby nas pokłócić. Wcale nie chodziło mi o tą debilkę. Miałem po prostu okazję się na nim wyładować!
-Może lepiej zapomnijmy o tym, dobra?- zaproponował Kevin.- Oddychaj głęboko, bo zaraz dostaniesz ataku apopleksji.
-Bo mnie wkurzasz. W ogóle, nie wiem, jak Bill może cię lubić. Omal nas nie zabiłeś. Obu.
-Też się nad tym zastanawiałem. On chyba po prostu taki jest. Wiesz, nigdy nie chciałem wam zrobić krzywdy, przysięgam. Miałem zamiar cię podpuszczać tylko do końca liceum.
-Gdyby nie to, że Bill próbował popełnić samobójstwo, nigdy już byśmy się nie dogadali.
-Dogadalibyście się. On by ci wybaczył bez zmrużenia oka.
Tom westchnął.
-Ale by mi już nie ufał. Ciągle by się bał, że tylko udaję. I… ja chyba nie potrafiłbym po tym wszystkim tak po prostu z nim rozmawiać. Nie wiem, czemu ci to mówię, ale… Bałbym się jego rozżalonego spojrzenia. On zawsze patrzy tak… inaczej. Tak mocno. Rozumiesz mnie, czy nie bardzo?
-Wiem, o co ci chodzi.
-No właśnie. I… Wiesz, po prostu strasznie nam skomplikowałeś życie. Toleruję cię tylko ze względu na Billa. Jeżeli jednak coś mu się przez ciebie stanie, możesz być pewny, że cię zabiję.
Tom patrzył szatynowi w oczy, gdy to mówił. Kevin dobrze wiedział, że Coger byłby zdolny do morderstwa. Może nie teraz i nie wtedy, gdyby się bili, ale jeżeli chodziło o jego bliźniaka, był w stanie zemścić się naprawdę strasznie. I to trochę przerażało chyba ich wszystkich. Bill nawet nie zdawał sobie sprawy, jakiego typu ludźmi są jego bracia i do czego są zdolni oraz jak bardzo im na nim zależy. Obaj byliby załamani, gdyby któregoś dnia Czarnemu coś się stało. To byłby zbyt silny cios.
Chyba właśnie ta jedyna rzecz poza więzami krwi łączyła Toma i Kevina. Miłość braterska. Obaj, każdy na swój sposób, pragnęli zachować Billa tylko dla siebie, bo obaj bardzo go potrzebowali. Czarny był jedyną osobą, która tak naprawdę liczyła się dla Toma i jedyną, która uwierzyła w Kevina i zaufała mu. Nikt inny nie miał odwagi tego zrobić i Zakrzewski był mu za to naprawdę wdzięczny.
-Wiem- odparł tylko Kevin.- Ale ja nie mam zamiaru robić mu krzywdy. Już nieźle napędziłem mu stracha rok temu, pod Nędzą.
Tom zaśmiał się.
-Naprawdę narzygał ci na kurtkę?- zapytał rozbawiony.- Kiedy go o to pytałem, spalił cegłę i sobie poszedł.
-Naprawdę- rzucił naburmuszony szatyn.- W dodatku przyszedł zawiany. Szedł idealnym zygzakiem i jeszcze się przewrócił. A potem kazał mi zapłacić mandat i zaczął przetrzepywać moje kieszenie w poszukiwaniu noża. Dopiero po dłuższej chwili ogarnąłem, że on jest totalnie pijany.
Coger wybuchnął śmiechem.
-Jego reakcje musiały być bezbłędne.
Kevin prychnął.
-Mało powiedziane. To totalny fenomen!
Chłopcy zapomnieli o grze i zaczęli obgadywać Billa. Wymieniali uwagi na jego temat i śmiali się z jego reakcji. Żaden z nich nie pamiętał, że przecież się nie lubią i zamiast śmiać się ze sobą, powinni teraz sobie ostro dogryzać. To zeszło na drugi plan. Chyba po raz pierwszy od początku ich znajomości potrafili się dogadać i nie pobić się przy końcowym rozrachunku. To był po prostu cud.
Gdy Bill wrócił do domu, od razu przestali ze sobą rozmawiać. Kevin zagryzł dolną wargę powstrzymując cisnące mu się na usta przekleństwa. Przez chwilę panowała cisza, dopiero po chwili Czarny się odezwał.
-Co się tak gapicie? Przyniosłem jedzenie, już nie jesteście głodni?
-Jesteśmy- odparł Tom wstając z łóżka.
-Mieliśmy już ciągnąć zapałki, kto posłuży za posiłek- dorzucił Kevin również wstając.
Jęknął cicho i pokuśtykał za braćmi do kuchni.
-Jak tam twoje kolana?- zapytał Bill.
-Jest ok. Całe szczęście, że nie stało się nic poważniejszego. Nie wytrzymałbym- odpowiedział szatyn z krzywą miną.
-Może wreszcie byłby z tobą spokój- zaśmiał się starszy Coger wstawiając wodę na herbatę.
-Za kilka dni są nasze urodziny. Mama na pewno będzie do nas dzwonić. Musimy jej coś wkręcić, jeśli nie chcemy tam wrócić- westchnął Czarny.
-Powinniście jechać- odezwał się Zakrzewski.
-Dlaczego?- zapytali bliźniacy zdziwieni.
-Jeżeli ciągle będziecie robić uniki, zaczną nabierać podejrzeń. Lepiej jedźcie do domu i pokażcie im, że wszystko jest w porządku. Denerwowanie ich nic wam nie da, tylko zaczną was kontrolować.
-W sumie, to jest w tym trochę racji- powiedział Tom z namysłem.
-Może i tak, ale w takim razie jedziesz z nami- rzekł Bill splatając ręce na piersi.
-Ja zostaję. Sam przyznałeś, że teraz wasza kolej. Jestem bezpieczny, nic mi nie zrobią- Kevin wzruszył ramionami.
-Nie byłbym tego taki pewny. A jeśli się myliłem? Jesteś ranny, nie będziesz w stanie się obronić- przekonywał młodszy Coger.
-Dam sobie radę.
-Jak chcesz, tylko potem nie miej pretensji- powiedział blondyn robiąc kanapki.- Czyli jedziemy do domu na… Może dwa dni? Tak chyba będzie w sam raz.
Bill westchnął cicho.
-No, dobra.
W ciszy zjedli śniadanie, a potem każdy zajął się sobą. Tom rozsiadł się przy stole i zaczął coś rysować, Kevin włączył sobie powtórkę jakiegoś meczu, a Bill czytał książkę. Siedzieli tak co jakiś czas wymieniając jakieś głupie uwagi na różne tematy. Rzucali sprośne żarty i wymieniali poglądy. W sumie to najwięcej dyskutowali Tom i Kevin kłócąc się zawzięcie dosłownie o wszystko. Gdy Tom mówił, że najlepszą drużyną piłkarską jest Barcelona, Kevin zaprzeczał i twierdził, że Manchester United. Gdy Tom mówił, że biologia to głupi przedmiot, Kevin twierdził wręcz odwrotnie. Sprzeczali się o to, która kuchnia jest lepsza, która nauczycielka w liceum miała najładniejszy tyłek, jakie piwo jest najlepsze, ile trzeba wypić wódki, żeby być pijanym i wiele innych rzeczy, które tak naprawdę nie miały zbyt wielkiego znaczenia. Gdy się jednak ich słuchało, miało się wrażenie, że rozstrzygają się losy świata. Kevin dostrzegał głupią minę Billa, który patrzył się raz na jednego, a raz na drugiego i tak bez przerwy. Wyglądał na znudzonego i jednocześnie zaciekawionego. Cóż… W sumie, to mu się nie dziwił. Zdawał sobie sprawę z tego, jak jego rozmowa z Tomem kretyńsko brzmi.
Aż do wieczora kompletnie się nudzili. Popijali piwo- Zakrzewski od czasu do czasu jeszcze palił- i starali się czymś zająć, chociaż tylko Tom wiedział, jak pożytecznie wykorzystać czas wolny. Gdy na dworze było już kompletnie ciemno, Kevin z westchnieniem podniósł się z łóżka i poszedł się ubrać.
-Gdzie ty idziesz?- spytał zdziwiony Bill.
-Muszę coś załatwić, niedługo wrócę- odparł i zniknął za drzwiami, zanim którykolwiek z bliźniaków zdążył się odezwać.
Jak zwykle zapalił papierosa i szedł zaciągając się dymem. Pamiętając, co ostatnio stało się w tramwaju, wsiadł do autobusu podmiejskiego i pojechał w bardzo dobrze znane już sobie miejsce. Miał małe problemy z poruszaniem się, ale musiał tą sprawę załatwić jak najszybciej.
Wszedł do klubu, w którym pracował już bardzo długo i rozejrzał się uważnie. Barman podawał ludziom drinki, mnóstwo ludzi tańczyło na parkiecie w rytm muzyki wygrywanej przez zespół. To był trochę nietypowy klub, bo właśnie grał zespół na żywo, ale mimo tego bardzo dużo ludzi przychodziło się bawić. Narzucił kaptur na głowę. Rozpoznawał dużo twarzy i nie chciał, żeby ktoś go zaczepił. Nie przyszedł tutaj śpiewać ani tańczyć.
Przepychając się przez tłum skierował się w wąski korytarzyk tuż koło baru. Ochroniarz już go znał i bez problemu go przepuścił. Zapukał do drzwi na wprost i nie czekając na pozwolenie, wszedł do środka.
W pomieszczeniu było tak dużo dymu, że przez chwilę Kevin nic nie widział. Dopiero po kilku sekundach dostrzegł swojego szefa siedzącego na krześle i nogami opartymi o blat biurka. W ustach miał papierosa i patrzył na niego. Jego zielone oczy nie wyrażały żadnych uczuć, a blond włosy opadały na ramiona w lekkim nieładzie.
-Nie było cię- stwierdził przyglądając mu się uważnie.
-Miałem mały wypadek- powiedział Kevin patrząc mężczyźnie prosto w oczy.
-Wypadek?- spytał facet gasząc papierosa w popielniczce.
-Tak, jakieś cholerstwo zaatakowało mnie w tramwaju. Przez jakiś czas jestem uziemiony.
-Uziemiony? Mógłbyś z łaski swojej wyjaśnić, co masz na myśli?
-Mam jakieś problemy z nogą i nie mogę tańczyć. Całe moje plecy są poharatane i nie mogę grać na gitarze. Pasek wbijałby mi się w rany. No, i jestem na środkach przeciwbólowych, więc nie mogę pić. Jedyne, co mi zostało, to tylko siedzenie tutaj o suchym pysku i zabawianie gości albo samo śpiewanie, ale raczej krótkie.
-Wiesz, że odkąd się tutaj pojawiłeś klub odwiedza znacznie więcej osób? Nie są to tylko na zabój zakochane w tobie dziewczyny, ale również chłopacy…
Kevin skrzywił się. Nie potrzebował takich informacji. Wcale nie był zadowolony z tego, że oglądali się za nim faceci. Był osobą tolerancyjną i nie miał nic do żadnego geja, dopóki ten trzymał się z daleka od jego tyłka i każdej innej części jego ciała.
-Jeżeli chcesz zostać, musisz się postarać.
-Czyli co?
-Pozwolisz klientom na odrobinę więcej.
-Nie sprzedam się.
-Daj spokój, przecież to przyjemność. Wiele osób może tylko pomarzyć o takiej kolejce do swojego łóżka.
-Nie zrobię tego!- powiedział dobitnie Kevin wpadając w złość.
-Podwoję twoją wypłatę.
Szatyn patrzył na swojego byłego szefa i skrzywił się. Żadna forsa nie jest tego warta! Czułby się jak jakaś prostytutka! Nigdy w życiu!
-Chyba nie mamy o czym rozmawiać. Chcę forsę, którą zarobiłem i spadam. Nic tu po mnie.
-Nie zapłacę ci.
-Zapłacisz- rzekł spokojnie szatyn.
-Jesteś pewny?
Jakby na zawołanie do pomieszczenia weszło dwóch goryli, którzy patrzyli na Zakrzewskiego z okrucieństwem w oczach. Chłopak ocenił swoje szanse i doszedł do wniosku, że nie warto się narażać za kilka stów. Zresztą, jakoś sobie to odbije. Okazja do zemsty na pewno się nadarzy. Zawsze się nadarza.
-Będziesz tego żałował- rzekł spokojnie patrząc mężczyźnie w oczy.
-Grozisz mi?- zaśmiał się facet zaciągając się dymem.
-Nie. Tylko ostrzegam. Wcześniej czy później, ktoś skopie ci dupę. Módl się, żebym to nie był ja.
-Co taki gówniarz może mi zrobić?
-Gówniarz kiedyś dorośnie. Dobrej… Hm, nocy!
Zakrzewski zasalutował niedbale, odwrócił się na pięcie i odszedł spokojnym krokiem. Starał się nie wykonywać żadnych gwałtownych ruchów, żeby goryle nie pomyśleli, że sięga po broń. Kevin zbyt dobrze wiedział, jak zachowywać się w podobnych sytuacjach. Negocjowanie na terenie wroga nigdy nie jest dobrym pomysłem, a wygrażanie mu to po prostu głupota. Lepiej udawać lalusia, który nie ma pojęcia o życiu. Można wtedy zyskać o wiele więcej, niż ujawniając się już na samym początku. A prędzej czy później i tak się zemści. Szkoda tylko, że w taki sposób kończy swoją pracę w tym klubie. Chociaż po godzinach śpiewania i przebierania palcami po gryfie gitary bolały go gardło, nogi i kręgosłup, to jednak zarabiał forsę i bardzo mu się to podobało. Niestety, nie można mieć wszystkiego.
Muszę poszukać sobie czegoś innego, pomyślał wychodząc z klubu.
Rozejrzał się uważnie. Wiedział, że właściciel klubu mógł wysłać za nim swoich ludzi, żeby załatwić mu ciekawą odprawę. Odetchnął z ulgą, gdy nikogo nie dostrzegł i kulejąc skierował się w stronę podmiejskiego. Zapalił sobie papierosa i szedł spokojnym krokiem. Gdy mijał jedną z wystaw w sklepie muzycznym przystanął i spojrzał tęsknie na gitarę, która była za szybą, zaledwie na wyciągnięcie ręki. Kevin popatrzył na nią ze smutkiem. Tak fajnie byłoby taką mieć!
Gitara była cała czarna i miała ciekawy kształt i dodatki. Poza tym wyglądała na solidną i z pewnością taka była. W komplecie były jeszcze wzmacniacze i kilka kabli. Niestety, taka gitara elektryczna kosztowała około trzech tysięcy złotych, a jego nie było na to stać. Znaczy, było, ale przyrzekł sobie, że po pieniądze zarobione w wakacje sięgnie tylko w ostateczności.
Zawsze dotrzymywał przyrzeczeń.
Westchnął cicho i poszedł dalej.
Gdy wszedł do domu, Bill akurat rozmawiał przez telefon, a Tom próbował wyrwać mu słuchawkę.
-Tak, mamo… Jasne, że przyjedziemy… Nie, nie chcemy żadnej imprezy, to przecież tylko dwa dni… Wiem, że to krótko, ale mamy mnóstwo nauki…- mówił Czarny kręcąc się po pokoju tak, żeby Tom nie mógł go złapać.
-Oddawaj!- mruczał blondyn ze złością.
Zakrzewski pokręcił tylko głową nie wiedząc już, co powinien o nich myśleć. O tym można by napisać książkę.
-Nie, nie jest tak źle, mamo. Idzie mu całkiem nieźle… Przecież znasz Toma… Nowinę? Jaką nowinę?
-Cholera, Bill! Oddawaj!- warknął Tom przyspieszając.
Młodszy Coger nic sobie z tego nie robił dalej krążąc po pokoju i zastawiając się raz jakimś krzesłem, a innym razem po prostu chodząc wokół stołu.
-Chcecie nam coś powiedzieć? To takie ważne? Ok, czemu nie… Pozdrów od nas Aleksa. Tak, to…- urwał Bill i krzyknął.
Potknął się o coś, najprawdopodobniej o własną nogę i wywrócił się.
-Au!- zaskomlał Czarny.
Tom szybko to wykorzystał i zabrał mu słuchawkę.
-Cześć, mamo- powiedział starszy Coger zadowolony przygniatając plecy brata bosą stopą tak, że nie mógł wstać.
-Tom!- warknął Bill próbując się podnieść, ale blondyn tylko mocniej przycisnął go do podłogi.
Kevin zaśmiał się cicho.
-Świetnie sobie radzimy, sam jestem w szoku… Co? Dziewczyna? Jaka znowu dziewczyna?... Aha. Nie, mamo, żaden z nas nie znalazł sobie dziewczyny… Tak, mamy dużo znajomych… Oj, przestań. Za dużo do opowiadania… Pogadamy o nas, jak przyjedziemy. A co tam u was?... Niespodzianka? Dla nas? Fajnie!... Dobrze, jak chcesz… No, to do zobaczenia… Tak, ja ciebie też, mamo!
Tom rozłączył się i oddał telefon bliźniakowi. Bill spróbował się podnieść, ale blondyn odruchowo znowu przycisnął go do podłogi.
-Tom!- warknął przeciągle Czarny.
-Cicho tam!- burknął blondyn.
-Zobaczysz, powiem wszystko mamie! Pokażę jej tamten filmik i wyznam, że jesteś homoseksualny!
Kevin rozejrzał się w poszukiwaniu jakiegoś buta. Gdy go znalazł, podniósł go z uśmiechem i wycelował.
-Ty mały…!- syknął blondyn nachylając się nad bliźniakiem.
-Jestem od ciebie o centymetr wyższy, więc… Au!
Tom ze zdziwieniem patrzył na Billa, który dostał butem w głowę. Kevin spojrzał na nich z zadowoleniem, po czym podszedł do swojego łóżka i położył się na nim na brzuchu.
-Kevin! To wcale nie było zabawne!- mruknął Czarny wstając z podłogi.
Tom zaśmiał się tylko cicho i poszedł do kuchni.
-To było bardzo zabawne- odparł szatyn z lekkim uśmiechem.
-Ta, jasne!
-Przynajmniej na chwilę się zamknąłeś. To już coś. A teraz nie gadaj do mnie, chcę spać.
-Jak tam twoje rany?
-Czują się dobrze.
-Bolą?
-Nie, pieszczą!- mruknął szatyn z ironią.
-Może chcesz tabletki?
-Nie mogę, za dużo dzisiaj wypiłem. Nie chcę się przekręcić, nie wiesz, że nie wolno mieszać leków z alkoholem?
-Wiem, ale…
-Bądź cicho. Ani słowa!
-No, ale…
-To były dwa słowa, Billy.
-Ale…
-Coraz lepiej ci idzie.
Czarny umilkł i spojrzał na Kevina naburmuszony. Odwrócił głowę w teatralny sposób dając do zrozumienia, że jest obrażony. Szatyn tylko uśmiechnął się lekko i zamknął oczy. Jak on mógł żyć bez tych dwóch świrów przez tyle lat? 

Bill leżał na swoim łóżku zastanawiając się nad wszystkim i niczym. Tom wszedł do pokoju z kartonem soku i popijając go usiadł przy stole. Przez chwilę wpatrywał się w jakąś kartkę, a potem uśmiechnął się i podszedł do Czarnego. Ten spojrzał na swojego bliźniaka pytająco.
-Patrz, młody- rzekł blondyn podając bratu rysunek.
Bill wziął kartkę do ręki i spojrzał na dzieło Toma. Otworzył szeroko usta widząc narysowanego Kevina grającego na gitarze. Szatyn na rysunku wcale nie wyglądał na chuligana, wręcz przeciwnie. Tom perfekcyjnie uchwycił jego nieobecne spojrzenie i skupienie oraz to coś, czego nie dało się wyrazić słowami. Na jego twarzy odbijało się mnóstwo uczuć jednocześnie. Rysunek był wspaniały.
-Rety, Tom! To jest cudowne!- wykrzyknął Bill z zachwytem.
-Fajnie mi wyszło, nie? Ten zgred wcale nie wygląda na takiego twardziela, za jakiego chce uchodzić.
-Ktoś tu chyba kogoś polubił- zawołał melodyjnie Czarny.
-Raczej zaczął tolerować. Nadal go nie lubię, Bill. Ale stwierdziłem, że fajnie będzie go narysować.
-Powinieneś komuś pokazać swoje prace, są wspaniałe!
-Niestety, to nie takie proste. Widzisz, ja rysuję źle. Może moje prace wyglądają ładnie, ale są źle narysowane.
-Ale przecież…
-Bill, znam się na tym lepiej od ciebie.
Czarny westchnął.
-Daj mu to na urodziny- rzucił.
-Co?!- spytał zaskoczony blondyn.
-On też niedługo ma urodziny, jakieś dwa tygodnie po nas, prawda? Daj mu to jako prezent.
-Nie!- sprzeciwił się Tom.
-Dlaczego?
-Bo pomyśli, że go lubię. A ja nie lubię. I nie polubię. Nigdy.
-Ale przecież prezent możesz mu dać.
-Po prostu postawię litr wódki na stół i wszyscy będą zadowoleni.
-Czasami zastanawiam się, czy mama ciebie nie zaadoptowała. Co ci szkodzi dać mu ten rysunek? Powiesz, że wygląda na mięczaka, kiedy gra i dlatego nie mogłeś się oprzeć czy coś takiego. Ale proszę, daj mu to!
-Nie. Koniec, kropka!
-Jesteś upartym osłem!
-No, i dobra. A ty naiwniakiem!
Bliźniacy spojrzeli na siebie ze złością.
-Moglibyście się zamknąć? Ja tu usiłuję spać!- warknął szatyn kręcąc się na łóżku.
-Ee…- odpowiedzieli zgodnie.
Bill popukał się w czoło patrząc bratu w oczy. Tom tylko wywrócił oczami.

Trzy dni później chłopcy z samego rana spakowali się i wyjechali do domu. Kevin został w mieszkaniu. Dali mu klucze i nawet się nie pożegnali, ponieważ Zakrzewski olał ich i poszedł sobie na wykłady. Mimo tego, że cały był poobijany i ledwo się ruszał, ciągle gdzieś łaził. Bill miał wrażenie, że prawdziwy z niego masochista, ale wolał tego nie komentować. Już i tak mocno się wmieszał w jego życie nie pytając go o zgodę. Widocznie Kevinowi zależało na tych zajęciach i chciał na nie chodzić bez względu na wszystko. Do torby wkładał trzy rodzaje środków przeciwbólowych i małą butelkę wody oraz notes i długopis, i szedł na uczelnię. Był naprawdę wytrwały, nawet Tom to przyznał.
-Pieprzony masochista- mruczał blondyn, kiedy siedzieli już w autobusie.
-Przynajmniej nie jest takim leniem jak ty- powiedział Bill wyciągając swoje MP3.
Tom wzruszył tylko ramionami biorąc jedną słuchawkę i wkładając sobie w ucho.
-Puść Don Omara- poprosił starszy Coger.
-Ok…
Przez większość czasu słuchali muzyki, Bill również trochę pospał. Gdy już byli na dworcu, rozejrzeli się w poszukiwaniu Aleksa. Dosyć szybko udało im się go znaleźć. Przywitali się z nim z uśmiechami na twarzy i wsiedli do samochodu.
-Jak tam na uczelni, chłopcy?- zapytał ojczym.
-Jest ok. Strasznie ryją czachę, ale ogółem mi się podoba- powiedział Tom z lekkim uśmiechem.
-Nom, można się dowiedzieć ciekawych rzeczy.
-Starcza wam pieniędzy?
-Jasne!- zaśmiał się Bill.- Jest w sam raz.
Nie powie przecież, że zostaje im dużo pieniędzy, bo wtedy zapewne dostawaliby mniej. A tak, mogą sobie trochę odłożyć i zainwestować w piwo albo jakieś ubrania czy spray.
Rozmawiali z ojczymem przez całą drogę starając się zachowywać w miarę naturalnie i postarać się nie wygadać o Kevinie. Gdyby Aleks dowiedział się, że ktoś z nimi mieszka i jeszcze oni nie chcą brać od niego pieniędzy, zapewne by się zdenerwował. A przecież oni nie chcieli mu mówić, że Zakrzewski jest ich bratem. Lepiej więc w ogóle nic o nim nie wspominać.
Gdy zajechali pod dom, Ania wyszła na próg, po czym rzuciła się na nich z uśmiechem mocno ich ściskając.
-Spokojnie, mamo- zaśmiał się Tom odwzajemniając uścisk.
-Jak ja was dawno nie widziałam!- mówiła tuląc ich na zmianę.- Moi mali chłopcy!
-Już nie tacy mali- powiedział Bill.
Weszli do domu i z ulgą usiedli w kuchni. Ania przygotowała im gorącą herbatę.
-Na dworze jest straszna lodówka- rzucił Aleks rzucając kluczyki na meble.
-To w końcu listopad, czego się spodziewałeś o tej porze?- spytała Ania.- No, chłopcy, opowiadajcie! Jak tam na uczelni? Podoba wam się?
Zaczęli rozmawiać i opowiadać o tym, co działo się w ich życiu. Starali się ukryć obecność Kevina, ale to było praktycznie niemożliwe. Nie było takiej rzeczy, która by się z nim nie wiązała. Przez te dwa miesiące on po prostu był i nie dało się go teraz pozbyć. Wszystko co robili, robili z nim i musieliby pominąć te najzabawniejsze sytuacje, żeby go wykluczyć.
Gdy zdali sobie z tego sprawę, trochę się speszyli. Spojrzeli na siebie nie bardzo wiedząc, jak się zachować.
-Coś się stało, chłopcy? –zapytał Aleks.
-Nie, po prostu… Nie działo się nic takiego ciekawego- powiedział Tom.
Ta, jasne, pomyślał Bill. A ja jestem baletnicą oraz śpiewam w operze.
-No, właśnie- poparł brata Czarny i miał wrażenie, że to było największe kłamstwo w całym jego życiu.
Musieli pominąć opowieść o Oli, przecież nie mogli wyznać matce, że obcięli jej włosy. No, i przecież to Kevin to zrobił, więc tak czy siak musieli to sobie darować.
-Mówiliście coś o jakiejś nowinie- przypomniał Tom marszcząc brwi.
Ania i Aleks uśmiechnęli się do siebie porozumiewawczo, co zdziwiło bliźniaków. Zazwyczaj to oni rzucali sobie takie spojrzenia rozumiejąc się bez słów. Bracia patrzyli, jak ojczym obejmuje matkę i całuje ją w usta.
-O co chodzi?- dopytywał Bill.
-To bardzo radosna nowina, chłopcy…- zaczęła Ania z lekkim uśmiechem.
Kobieta pogładziła czule swój brzuch i Czarny zmarszczył brwi. Oni chyba nie chcą powiedzieć, że…
Młodszy Coger spojrzał kątem oka na Toma i parsknął widząc jego przerażoną i niedowierzającą minę.
-Ty chyba nie…- urwał blondyn patrząc matce prosto w oczy.
-Jestem w ciąży- ogłosiła radośnie Ania.
Bliźniakom opadły szczęki do samej ziemi. Wpatrywali się w matkę oczami jak pięć złotych.
-Co?!- wykrzyknęli jednocześnie.
-Będziecie mieć młodsze rodzeństwo- rzekł spokojnie Aleks.
-A-ale…- jąkał się Tom nie wiedząc, co powiedzieć.
-Nie jesteście zadowoleni? Myślałam, że będziecie się cieszyć- powiedziała Ania rozczarowana.
-Będziemy, jak otrząśniemy się z szoku- stwierdził głucho Bill biorąc do ręki szklankę z herbatą i upijając spory łyk.
-To jeszcze nie wszystko- powiedziała.- To będzie… Będą… Bliźniaki.
Bill parsknął i herbata, którą miał w ustach, poleciała na stół i twarz Toma. Blondyn zamknął oczy, na jego twarzy malowała się wściekłość.
-Ojć…- jęknął Czarny patrząc bliźniakowi w oczy.
-Zabiję cię!- warknął blondyn wstając i podchodząc do zlewu. Przemył twarz i wytarł ją dokładnie.
-Przepraszam…
-Mamo, jak to możliwe, że już drugi raz za jednym strzałem wbili ci dwa gole?- spytał zirytowany Tom.
Aleks chrząknął znacząco. Słowa pasierba nie przypadły mu do gustu.
-Sorry, Aleks, ale ja po prostu muszę to wiedzieć- wytłumaczył Tom splatając ręce na piersi.
-Nie rozumiem, o co ci chodzi, kochanie. Myślałam, że będziesz zadowolony. Masz coś przeciwko młodszemu rodzeństwu?
-Nie, absolutnie! Jestem przeszczęśliwy!- warknął starszy Coger z ironią.
Spojrzał na swoją rodzinę, po czym prychnął i wyszedł z kuchni.
W pomieszczeniu zapanowała cisza. Bill westchnął cicho. Jak zwykle to on musi być tym, który powinien wyjaśnić zachowanie brata i przeprosić w jego imieniu. Dlaczego to zawsze spada na jego barki?
-Przepraszam…- zaczął przeczesując włosy ręką.- Tom po prostu jest zaskoczony, to wszystko. Na pewno będzie wspaniałym starszym bratem.
-Tak jak dla ciebie?- zapytała z ironią Ania.
-Mamo, to jest cios poniżej pasa. W ogóle nie masz pojęcia o połowie spraw z naszego życia, więc nie jesteś w stanie nas zrozumieć.
-No, to mi to wyjaśnij, Bill! Co takiego ważnego się wydarzyło, że Tom zaczął zachowywać się w taki sposób? Już od małego był trudnym dzieckiem, a wtedy po prostu przesadził.
-Czy ty masz do niego o coś pretensje, bo nie rozumiem?- warknął zły.
-Tak! O to, jak się zachowywał względem ciebie! Nigdy mu tego nie wybaczę!
Czarny zerwał się z krzesła i spojrzał na Anię ze złością.
-A co ciebie to obchodzi? Ty mu tego nie wybaczysz?! No, chyba śmieszna jesteś! A co ty masz mu do wybaczania? Gdybyś się nami chociaż trochę interesowała, zauważyłabyś od razu, że coś jest nie tak. Najgłupsze co mogłaś zrobić, to zostawić nas na pastwę losu w wieku szesnastu lat! Powinnaś się cieszyć, że jeszcze w ogóle żyjemy! Chyba zaczynam rozumieć, dlaczego Tom nie chce mieć młodszego rodzeństwa.
-Nie rozumiemy was, Bill- Aleks pokręcił głową.
-Och, to bardzo proste. Widzisz, wielu rodziców ma problem z okazywaniem miłości swoim dzieciom. A kiedy rodzą się jednocześnie, to już jest kosmos.
-Chcesz powiedzieć, że rodzice nie potrafią traktować równo swoich dzieci i zawsze któreś faworyzują?- ojczym uniósł brwi.
-Tak. My jesteśmy bardzo dobrym przykładem.
-Zawsze traktowałam was równo!- warknęła kobieta.
-Pieprzenie! Nigdy tak nie było! Stary zawsze faworyzował mnie! A ty z kolei chciałaś to wynagrodzić Tomowi, więc zajmowałaś się tylko nim! Gdy stary umarł, zaczęłaś więcej pracować i w ogóle nie poświęcałaś nam czasu. Jak miałaś dla nas chwilę, nie potrafiłaś z nami rozmawiać. Nasze stosunki się popsuły, a ty nawet tego nie zauważyłaś! Tom wpadł w podejrzane towarzystwo i nie pozwalał, żebyś nim manipulowała, więc miałaś w nosie jego wybryki i skupiłaś swoją uwagę na mnie. On znowu został odłożony na dalszy plan. Ja byłem w domu, dbałem o wszystko, więc wygodniej było się do mnie uśmiechać i prosić o różne drobne przysługi. Wydaje mi się, że Tom nie tyle nie chce mieć rodzeństwa, co po prostu boi się, że zrobicie z nim to samo, co z nami!
-Nigdy nikt nie robił wam nic złego- powiedziała cicho Ania.
-Może i nie- zgodził się Bill.- Ale tu chodzi o coś innego. Denerwuje mnie, że o wszystko od razu oskarżasz Toma. Jeżeli już musisz wiedzieć, to on zawsze wszystkie moje wybryki bierze na siebie! Zawsze, cokolwiek bym nie zrobił! Dostaje po głowie za mnie! A ty nigdy się nad tym nie zastanawiasz, tylko od razu go linczujesz! Tom nie pije nałogowo, nie pali, nigdy nie miał do czynienia z narkotykami! W dodatku jeszcze wspaniale rysuje, zdał dobrze maturę i dostał się na ciekawe studia! I co ma z tego? Wielkie nic, i tak go tylko krytykujesz!
-To nie tak!- wtrącił Aleks.
-To jest dokładnie tak. Mam już po dziurki w nosie tego wszystkiego. Nie twierdzę, że jesteś złą matką- rzucił Bill widząc łzy na policzkach Ani.- Nie mieliśmy łatwego życia ze starym, a ty zostałaś sama z dwoma rozbrykanymi nastolatkami, którzy mieli siano w głowie. Naprawdę obaj wiele ci zawdzięczamy, ale jesteśmy już dorośli. Przestań nas rozliczać z każdego jednego błędu! A już zwłaszcza Toma! Nie doceniasz go. Nikt go nie doceniał od dziecka!
Czarny nabrał powietrza chcąc kontynuować, ale doszedł do wniosku, że jego matka ma już dość. Wypuścił tlen jak przekłuty balon.
-Powinnaś z nim porozmawiać. Na pewno wszystko ci sam wytłumaczy- rzucił na odchodne i skierował się do swojego pokoju.
Nie poszedł do Toma. Wiedział, że jego brat chce teraz być sam, żeby to wszystko przemyśleć. Gdy będzie go potrzebował, sam do niego przyjdzie.
Zawsze tak było.


***
Rozdział niesprawdzony.
Jeśli chodzi o to, że jak na razie nic się nie wyjaśnia, to dlatego, że skupiłam się bardziej na więzi między braćmi. Jeszcze troszkę trzeba będzie poczekać na rozwikłanie wszystkiego.
Co do TwT, to sprawy nadal stoją w miejscu. Kiedy ruszą do przodu? Nie wiem :/
 

3 komentarze:

  1. A granice? ;ccc gdzie granice? ;cc Prosze o nie *.*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już od rana dzisiaj czekam na granice..mam nadzieję ze dzisiaj będą :)
      Czekam *:
      Pozdrawiam obsesjo :*

      Usuń
  2. Piękne, trochę smutne i krótkie, ale dlaczego tak późno?
    Ewa

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)