Po powrocie do domu bliźniaki zastali wykończonego i
wściekłego Kevina. Trochę ich to zdziwiło, ale w żaden sposób nie mogli z niego
wyciągnąć, co wprawiło go w taki stan. Dowiedzieli się za to, że Ola przeniosła
się na inną uczelnię. Od momentu, kiedy wybiegła z ich domu z płaczem, żaden z
chłopaków już jej nie widział.
Regularne znikanie Zakrzewskiego, jego późne powroty do domu
i sfrustrowanie zmusiły Cogerów do działania. W dodatku na uczelni zaczęły się
dziać dziwne rzeczy. Ktoś wyraźnie uwziął się na Toma wycinając mu szereg
numerów począwszy od podstawiania haka, poprzez oczernianie go a skończywszy na
zamykaniu w różnych miejscach. Coger
jednak ignorował tego kogoś skupiając
swoją uwagę na Zakrzewskim, który w tamtym momencie interesował go o wiele
bardziej.
Jakiś tydzień po ich powrocie od rodziców odwołano im wykład
z Filipem. Bliźniacy byli tym zaskoczeni, bo mieli z wykładowcą dobry kontakt i
nie wspominał o tym, że się nie pojawi. Jakby jednak na to nie patrzeć, zajęć
nie było. Postanowili śledzić swojego brata i dowiedzieć się, gdzie on tak
notorycznie chodzi. Bill martwił się o niego. Nie chciał, żeby potwory go
dopadły i próbował mu jakoś przemówić do rozumu, ale do szatyna nic nie
docierało. Uparcie twierdził, że da sobie radę i nie będzie się ukrywał przed
jakimiś „głupimi czarnuchami”. Tak więc Cogerowie musieli wziąć sprawy we
własne ręce.
-Wiesz, że on nas pozabija, jeżeli damy się przyłapać?-
spytał Bill patrząc na swojego brata.
-Przejmujesz się tym? Ja jakoś nie bardzo- zaśmiał się Tom.-
Idzie.
Bliźniacy odczekali, aż Kevin zniknie za bramą, a potem
podążyli za nim. Szli dosyć daleko od niego nie chcąc, żeby ich zauważył. W
sumie to Zakrzewski w ogóle się nie rozglądał, tylko raz się oglądnął, ale
chyba ich nie zauważył. Szedł przed siebie pewnym krokiem z rękami w
kieszeniach kurtki i kapturem nasuniętym na głowę.
-Gdzie on idzie?- zdziwił się blondyn.
-No, przecież po to za nim leziemy, żeby się tego
dowiedzieć- rzucił Czarny przewracając oczami.
Tom tylko prychnął.
Po jakimś kwadransie marszu Kevin pchnął drzwi jakiegoś baru
i wszedł do środka. Cogerowie spojrzeli na siebie unosząc brwi.
-Poszedł coś zjeść?- zapytał głupio Bill.
-Zaraz się przekonamy.
Bracia podeszli do szyby i zajrzeli do środka. Przez chwilę
lustrowali wzrokiem stoliki i barek, ale nigdzie nie widzieli swojego brata.
-Nie widzę go- rzucił Czarny.
-Za to ja widzę was!
Cogerowie odwrócili się jak na komendę. Przed nimi stał Kevin
z założonymi rękami. Tupał niecierpliwie nogą. Jego twarz była jednym wielkim
znakiem zapytania. Bill miał jednak dziwne wrażenie, że to tylko pozory.
Zarumienił się lekko.
-Co wy tutaj
robicie?- spytał szatyn patrząc na nich uważnie.
-Em…- zaczął Tom szturchając bliźniaka.- Hej, pomóż mi.
-My… Znaczy…- jąkał się Czarny nie wiedząc, co powiedzieć.
-Co za elokwencja- mruknął Tom.
-Nie pomagasz!
-Do rzeczy!- powiedział ostro Zakrzewski.
-No, dobra! Po prostu ciągle gdzieś znikasz i byliśmy ciekawi…
No, gdzie łazisz.
-Czy wy zawsze musicie się mieszać w nie swoje sprawy?-
spytał szatyn zrezygnowany.
Zanim któryś z Cogerów zdążył odpowiedzieć, Kevin podszedł
do drzwi i wszedł do baru. Bliźniacy podążyli za nim.
-Skąd wiedziałeś, że za tobą idziemy?- spytał zaciekawiony
Bill.
-Widziałem was- odparł chłopak.
-Kiedy? –zapytał zaskoczony blondyn.
-Jak się obróciłem.
Bill patrzył, jak Kevin wzruszył obojętnie ramionami, po
czym ruszył do jakichś drzwi.
-Jestem głodny, zjedzmy coś- powiedział Tom.
-Ok.
Cogerowie usiedli przy jednym ze stolików i zerknęli na
kartę z menu. Czarny ze skupieniem lustrował ją wzrokiem zastanawiając się, co
wybrać, kiedy nagle usłyszał niepohamowany śmiech Toma. Zdziwiony podniósł
głowę i spojrzał na niego pytająco. Blondyn tylko wskazał palcem przed siebie.
Bill zobaczył Kevina w jakimś dziwnym fartuszku przewiązanym
w pasie. Chłopak w ręce trzymał notes i długopis i podszedł do stolika obok
chcąc wziąć zamówienie od klientów.
-Z czego się tak śmiejesz?- spytał Czarny unosząc jedną
brew.
Widział złość wypisaną na twarzy Kevina.
-Z tego… czegoś, co ma na sobie. Nie wiedziałem, że
gdziekolwiek każą jeszcze coś takiego zakładać. Cicho, idzie tu.
-Coś zamawiacie?- spytał Zakrzewski sucho.
Tom wyszczerzył się do szatyna.
-Hej, Kevin. Fajny strój- powiedział śmiejąc się.
-Zamknij się!- syknął chłopak.
-Naprawdę uroczo w tym wyglądasz.
-Powiedziałem, zamknij się! Zamawiasz coś?
Blondyn wybuchnął tylko śmiechem.
-Ja chcę frytki i dużą colę z lodem. Jemu to samo. A, i nie
przejmuj się. Tom obiecał mi, że jak tylko skończy jeść, będzie ci dzisiaj
pomagał. Za darmo. Wiesz, czego się nie robi dla brata i takie tam- rzekł Bill.
-Co…- zaczął Tom przestając się śmiać, ale Czarny z całych
sił kopnął go pod stołem- Au!
-Nie chcesz chyba, żeby mama zobaczyła tamten filmik.
-Usunąłem go.
-Mam kopię.
-Nie masz, nie kłam.
-Chcesz się założyć?
-Czy to wszystko?- wtrącił się Kevin.
-Nie!- powiedział Tom.
-Tak!- odparł Bill kopiąc blondyna pod stołem.
-Au! To bolało!- warknął starszy Coger masując sobie piszczel.
-Miało boleć.
Zakrzewski westchnął tylko ciężko, po czym odszedł.
-Jeżeli nie przestaniesz mu dogryzać, zabiję cię!- zagroził
Bill.
Tom tylko prychnął i spojrzał naburmuszony na bliźniaka.
-Przestań go bronić!
-Nie będę musiał go bronić, jeżeli nie będziesz świntuszył!
-Nic takiego nie robię!
-Owszem, robisz! Ciągle tylko mu dogryzasz, kłócisz się z
nim, bijesz i…
-No, to co?! Nie lubię go, chyba mam prawo od czasu do czasu
mu przyłożyć!
-Następnym razem jak przyjdzie ci na to ochota, po prostu się
rozpędź i walnij głową w ścianę! Może chociaż trochę cię to naprostuje.
-Patrz się lepiej na siebie!
Bill tylko prychnął cicho odwracając głowę w bok i dając tym
samym do zrozumienia, że się obraził.
Gdy już z zapałem jedli swoje porcje frytek, Czarny wyciągnął
swoją komórkę przeszukując pliki. Odnalazł właściwy i podsunął telefon
bliźniakowi.
-Jeżeli za dziesięć minut nie będziesz pomagał Kevinowi,
wyślę to mamie. Na pewno ją to zainteresuje.
Tom patrzył na niego ze złością.
-Czasami po prostu cię nienawidzę!- syknął blondyn wpychając
sobie do ust kilka frytek na raz.
Bill tylko wywrócił oczami.
-Nie gadaj tyle tylko jedz. Praca czeka.
-Nie miej do mnie pretensji, jeżeli kiedyś moja psychika nie
wytrzyma twoich głupich przytyków, zachowania oraz opacznego rozumienia
moralności i po prostu cię zabiję.
-Już nie mogę się doczekać!- rzucił młodszy Coger
ironicznie.
Tom zaklął cicho wkładając do ust ostatnią frytkę.
-Jeszcze tego pożałujesz, gówniarzu!- syknął blondyn
wściekle.
-Tak, tak…- odparł lekceważąco Bill patrząc w sufit.
Starszy Coger ze złością walnął w blat stołu, a potem wstał
i podszedł do Kevina. Coś do niego powiedział, a szatyn wskazał mu jakieś
drzwi. Co było zadziwiające, Zakrzewski nie miał na twarzy głupiego uśmiechu
zadowolenia. W ogóle się nie przejął tym, że zaraz Tom do niego dołączy, lecz
spokojnym krokiem podszedł do kolejnego stolika i uprzejmie zapytał, co klienci
wybrali z menu.
Czarny z uwagą obserwował swojego brata i nie mógł uwierzyć,
że on naprawdę potrafi być taki grzeczny i uprzejmy. Wszystkie kobiety w barze
zerkały na niego ukradkiem i uśmiechały się z rozmarzeniem jakby pragnąc, aby
zwrócił na nie uwagę. Bill tylko pokiwał głową z niedowierzaniem. Właściwie to
nigdy się nie zastanawiał nad urodą Kevina. Nie interesowali go mężczyźni, a
już zwłaszcza tacy, którzy robili z niego swój worek treningowy. Teraz jednak
zaczął go uważnie obserwować i musiał przyznać, że ocena była bardzo pozytywna.
Miał przystojną, męską twarz z mocną szczęką, jednak
zarysowaną w jakiś delikatniejszy sposób. Włosy opadające w nieładzie na czoło
nadawały mu urodę chłopca i aż prosiły się, żeby je odgarnąć. Oczy? Cóż, były
brązowe. Bill widział je codziennie kilkadziesiąt razy u siebie i Toma, więc na
nim nie robiły wrażenia. Ale widocznie na dziewczynach tak. Co do budowy ciała
też nie można było mieć żadnych zastrzeżeń, chociaż pod tymi workowatymi
ubraniami ciężko było się tego domyślić. W dodatku sam jego sposób bycia
przyciągał uwagę. Bill doszedł do wniosku, że Zakrzewski może się podobać kobietom.
Tak samo jest z Tomem, pomyślał. Dziewczyny lgną do niego
nie tylko dlatego, że jest przystojny, ale po prosu jest bardzo pewny siebie i
wygląda na fajnego gościa. Nic dziwnego, że taka zgraja ugania się za nami po
uczelni. Mam tylko nadzieję, że mu nie odbije.
Czarny uśmiechnął się lekko dostrzegając Toma ubranego w
fartuszek, z którego jeszcze kwadrans temu tak bardzo się śmiał.
Przez następne trzy godziny Bill siedział sobie przy stoliku
i co jakiś czas zamawiał coś do jedzenia i picia, a jego bracia pracowali. W
sumie to wychodziło na to, że to, co zarobi Tom, on sam zje. Bawiło go to
trochę. Spodziewał się raczej, że szef baru nie zgodzi się na jednodniowego
pracownika, ale widocznie blondyn ma większy dar przekonywania, niż
przypuszczał.
-Rety, Bill! Ile ty jesz?- spytał Kevin stawiając przed nim
już szóstą z kolei porcję frytek.
-A co, nie widać po mnie?- zapytał chłopak z uśmiechem
patrząc na swoje zdecydowanie za szczupłe ciało.
-No, właśnie nie bardzo- zaśmiał się Kevin kręcąc głową.
-I dlatego tak nad tym pracuję.
-Jak ty go zmusiłeś do pracy? Ciągle go męczysz z tym
filmikiem?
Czarny tylko wzruszył ramionami.
-Tom czasami musi dostać nauczkę, inaczej nigdy się nie
nauczy pewnych rzeczy. Zresztą myślą, że wyjdzie mu to tylko na dobre.
-Ale tobie nie bardzo.
-Tak, wiem, już jestem trupem.
Zakrzewski uśmiechnął się lekko i odszedł. Bill mrucząc
cicho włożył sobie do ust kilka frytek z ketchupem i powoli je jadł
przyglądając się bliźniakowi. Tamta libacja była jednak wspaniałym pomysłem!
Tom zgrzytał zębami ze złości za każdym razem, kiedy odnosił
zamówienie do barku, gdzie podawano wszystkie potrawy. Przez te kilka godzin
głupiego uśmiechania się do klientów obmyślił aż dwanaście sposobów zabicia
bliźniaka w taki sposób, aby policja nie trafiła na jego trop. Nie mógł się już
doczekać, kiedy wrócą do domu, a on po prostu chwyci go za te przefarbowane
kudły i z całej siły uderzy jego głową o ścianę. Nos Czarnego oberwał już tyle
razy, że jeden więcej z pewnością nie zaszkodzi.
-Przerwa!- powiedział Kevin kierując się na zaplecze.
Blondyn westchnął i podążył za nim. Tylnymi drzwiami wyszli
na zewnątrz. Znajdowali się między budynkami w jakiejś ciasnej uliczce, gdzie
stało kilka śmietników. Zakrzewski podszedł do małej ławeczki stojącej przy
wejściu i rozsiadł się na niej. Z kieszeni spodni wyciągnął papierosy i
zapalniczkę, po czym odpalił sobie jednego.
Tom patrzył, jak zaciąga się dymem przymykając oczy.
-Siadaj- rzucił szatyn nie patrząc w jego stronę.
Coger westchnął siadając na ławce obok swojego brata. Przez
chwilę panowała zupełna cisza. Tom nie lubił tak siedzieć i się nie odzywać,
ale nie wiedział, co mógłby powiedzieć. Westchnął odgarniając swoje warkoczyki
na plecy i zerknął na Zakrzewskiego. Chłopak wyglądał na zupełnie odprężonego,
mimo że od ładnych paru godzin ciągle chodził po barze zbierając zamówienia.
Jak na taki interes, to miejsce miało naprawdę wielu klientów.
-Dlaczego to robisz?- spytał Tom przerywając ciszę.
-Co?- zapytał Kevin zaciągając się dymem.
-Dlaczego tutaj pracujesz?
Blondyn dostrzegł, że Zakrzewski się zawahał. Potem
westchnął cicho.
-Potrzebuję forsy.
Tom uniósł brwi.
-Forsy? Wydawało mi się, że na wszystko ci starcza. Na fajki
masz…
-Fajki i alkohol to rzeczy, na które zawsze ma się kasę- rzekł
szatyn przerywając bratu.- Można przymierać głodem, ale korzystać z różnych
używek. Myślisz, że wszyscy narkomani to nadziani kolesie, którzy nie mają co
robić z forsą? Pff!
-Ale…- zaczął, Tom, jednak nie wiedział, co powiedzieć.
-Ale co?
-Nie starcza ci pieniędzy na studia, tak? Bo nie rozumiem.
Kevin uśmiechnął się kpiąco.
-I nie zrozumiesz. Starzy ci za wszystko płacą. Nie masz
pojęcia, ile kasy ciągną studia i samo utrzymanie się w mieście. A kiedy masz
na karku zgraję potworów…
-Wiem, że jest drogo, ale nie sądziłem, że to aż taki
problem.
-Dla przeciętnego studenta to nie jest żaden problem.
-Więc dlaczego dla ciebie jest?
-Bo przeciętnemu studentowi pomagają rodzice, chrzestni lub
inne osoby. A biorąc pod uwagę to, że ojciec się mnie wyparł i umarł, a matka
marzy o tym, żebym zniknął z powierzchni Ziemi, naprawdę mam problem. Ja… mam
pieniądze. Nawet sporo jak na zarobki dziewiętnastolatka, ale…- szatyn znowu
się zawahał.- W razie gdyby coś mi się stało, nie mam pleców.
-To znaczy?
-Jeśli coś mi się przydarzy, nie mam nikogo, kto mógłby mi
pomóc, a już na pewno nie finansowo. Jestem sam. Pieniądze, które zarobiłem,
mogą mi się przydać w przyszłości. Być może będę musiał kupić jakieś drogie
lekarstwa albo zapłacić za coś, jak na przykład ta nieszczęsna kawalerka. Muszę
liczyć się z każdą ewentualnością i nie mogę szastać pieniędzmi na prawo i
lewo.
-No, tak…- mruknął Tom.
Sam mógł się domyślić. Zaczął bawić się kolczykiem w wardze
i myślał gorączkowo, czy deklarować się jako ewentualna pomoc, kiedy nagle
rozdzwonił się jego telefon. Zdziwiony wyciągnął go z kieszeni i uniósł brwi
widząc na wyświetlaczu „Krzysiek”.
Odebrał.
-Halo?
-Tom?
Chłopak zmarszczył brwi słysząc dziwny ton głosu
Zamroziewicza.
-Tak.
-Ja i Filip rozpracowaliśmy dzisiaj, jak załatwić demony.
Udało nam się już wszystkiego dowiedzieć.
-Naprawdę? To świetnie!- ucieszył się Coger. Nareszcie!
Czyżby ich problemy miały się skończyć?
-Tak, ale… słuchaj, musicie tu przyjść jeszcze dzisiaj.
-Dzisiaj? Trochę nie bardzo nam pasuje.
-Nie chcecie się dowiedzieć, jak na dobre je załatwić i
dlaczego was atakują?
Blondyn westchnął ciężko.
-Chcemy, ale…
-Czekamy na was przy starym magazynie niedaleko uczelni. Na
pewno go znajdziecie. Aha, przyjdźcie wszyscy. Okazuje się, że Kevin też będzie
potrzebny.
-Co? Ale…
-Tom, nie będę ci teraz niczego wyjaśniał. Po prostu
przyjdźcie, wszystkiego dowiecie się na miejscu.
-Dobra…
Chłopak rozłączył się i spojrzał zdziwiony na telefon, jakby
to on go zaskoczył.
-Co jest?- spytał Kevin.
-Krzysiek dzwonił. Powiedział, że już wszystko wiedzą i
chcą, żebyśmy do nich przyszli.
-Tak nagle wszystkiego się dowiedzieli?- zdumiał się
Zakrzewski.
Blondyn tylko wzruszył ramionami.
-Nie mam pojęcia. Za godzinę i tak kończymy, więc możemy ich
odwiedzić.
Bracia wstali i poszli z powrotem do baru. Bill właśnie
kończyć jeść swoje frytki.
Gdy już skończyli pracę, Tom wyjaśnił wszystko Czarnemu i
razem udali się pod uczelnię. Było już ciemno i światło dawały tylko lampy
uliczne. W dodatku na dworze panował okropny ziąb. Można było się tego jednak
spodziewać pod koniec listopada.
Przez całą drogę prawie ze sobą nie rozmawiali. Od czasu do
czasu Tom i Bill coś do siebie powiedzieli, ale głównie milczeli. Kevin wcale
się nie odzywał.
Gdy już byli przy uczelni, zaczęli się rozglądać w
poszukiwaniu magazynu. Okazało się, trafienie tam naprawdę nie było takie
trudne.
-Jesteście pewni, że to tutaj?- spytał Kevin z
powątpiewaniem przyglądając się staremu budynkowi.
-Powiedział, że stary magazyn koło uczelni. Nie ma tutaj
innego.
-Mam złe przeczucia. To chyba nie będą dobre wiadomości-
mruknął Bill.
Tom tylko westchnął i wszedł do środka. Tuż za nim podążali
Kevin i Bill.
W środku panowała zupełna ciemność, nic nie było widać.
Chłopcy trochę tym zaskoczeni, próbowali coś dostrzec. Na próżno.
-Filip! Krzysiek!- krzyczał Tom.
Głos blondyna rozszedł się po magazynie echem, które
zabrzmiało niezwykle głośno biorąc pod uwagę wcześniejszą ciszę.
-Przestań wrzeszczeć!- warknął szatyn z irytacją.
-Oni się tutaj zabunkrowali czy co?- spytał Czarny.
Starszy Coger westchnął tylko.
Nagle Tom potknął się
o coś i z cichym plaskiem upadł na podłogę. Kevin zaczął się śmiać, Bill
również się uśmiechnął.
-Co za sierota!- powiedział Zakrzewski.
Blondyn wyciągnął komórkę i poświecił telefonem chcąc
sprawdzić, o co się potknął. Miał wrażenie, że to było jakieś dziwnie miękkie.
Wrzasnął na całe gardło, kiedy zobaczył nieruchome ciało.
Poczuł, jak jego serce przyspiesza swoje bicie, a żołądek podchodzi mu do
gardła.
Bill i Kevin również krzyknęli.
-To… to przecież Filip!- wykrzyknął Czarny cofając się w
tył.
Nagle młodszy Coger znowu krzyknął.
-Co?- spytał zdezorientowany Kevin również wpadając w
panikę.
Zanim chłopak zdążył odpowiedzieć, w magazynie zapaliły się
lampy. Chłopcy zmrużyli oczy. Gdy po chwili je otworzyli, zamarli z
przerażenia.
Tom poczuł, że ma mdłości. Siedział na podłodze wybrudzonej
zaschniętą krwią, która wcześniej musiała płynąć od ciała wykładowcy. Nie
trzeba było być geniuszem, żeby domyślić się, że mężczyzna nie żyje. W dodatku
Zamroziewicz miał rozszarpaną skórę na twarzy, plecach i ramionach. Wyglądał
makabrycznie.
Przez chwilę cała trójka wpatrywała się w ciało profesora
nie rozumiejąc, co się stało. Byli zszokowani. Sądzili, że zastaną Krzyśka i
Filipa w dobrych nastrojach, a tu okazuje się, że jeden z nich nie żyje!
Bill nie wytrzymał i zwymiotował. Dwaj pozostali chłopcy
również mieli na to ochotę powstrzymując się ostatkiem sił.
Gdzie jest drugi, zastanawiał się Tom.
Miał ochotę się rozejrzeć, jednak nie był w stanie. Martwe
ciało profesora przyciągało jego wzrok jak magnes, nie był w stanie odwrócić
twarzy ani nawet zamknąć oczu. Mógł tylko wpatrywać się w nieżywego mężczyznę,
którego jeszcze kilka dni temu widział uśmiechniętego i zadowolonego z życia.
Boże!
-Coś mi to przypomina- mruknął Kevin starając się zachować
zimną krew.
Blondyn szybko wstał i odsunął się od Filipa. Stanął jak
najbliżej braci bojąc się odejść chociaż kawałek dalej. Jeszcze nigdy nie
widział trupa, nie licząc pogrzebu. Ten jednak znacznie różnił się od tego, który
był w trumnie.
Tom zdał sobie sprawę, że w taki sam sposób demony próbowały
rozprawić się z Kevinem. Jego bracia też byli tego świadomi.
-Dlaczego kazali nam tu przyjść?- spytał Zakrzewski
odpychając Billa, który wczepił się palcami w rękaw jego kurtki.
-Patrzcie tam!- rzucił Czarny łamiącym się głosem.
Chłopacy spojrzeli w miejsce, które pokazywał Bill. Tom
otworzył szeroko oczy.
Dwa demony wisiały zawieszone w powietrzu. Trzymały
poranionego i na wpół przytomnego Krzyśka. Mężczyzna patrzył na nich niewidzącym
wzrokiem, w oczach miał pustkę. Wyglądał jak człowiek, który stracił nadzieję
oraz chęć do życia.
Nagle chłopcy usłyszeli przerażające piski. W mgnieniu oka w
magazynie pojawiło się o wiele więcej demonów otaczając ich szerokim kołem.
Wydawały z siebie okropne odgłosy, które przywodziły na myśl zadowolenie.
-Raz, dwa, trzy, cztery…- liczył Bill w przypływie paniki.
-Zamknij się!- warknął Zakrzewski.
-Czemu nas w to wciągnąłeś?!- syknął Tom do Zamroziewicza.
Wiedział, że nie są w stanie im uciec. Jeżeli tylko okaże
się, że fortel z naszyjnikami nie zadziała, nie mają szans za przeżycie.
Potwory rozszarpią ich, tak samo jak uczyniły to z Filipem. Dlaczego jednak nie
zabiły Krzyśka? O co im w ogóle chodzi?
Mężczyzna nic nie powiedział. Na policzkach miał łzy.
Czarny krzyknął.
-Tom, one szykują się do ataku!
-Skąd wiesz?- zdziwił się Zakrzewski rozglądając się
uważnie.
W jego oczach czaił się paniczny strach. Wszyscy dobrze
wiedzieli, że to nie są przelewki, ale dopiero teraz sobie to tak naprawdę
uświadomili. Chociaż wcześniej demony sprawiały kłopoty i wyrządzały im
krzywdę, nie brali tego tak naprawdę na poważnie. Teraz zdali sobie sprawę ze
swojego błędu.
-Skrzydła. Rozkładają skrzydła- wyjąkał Czarny przysuwając
się do Kevina.
Piski przybrały na sile. Tom czuł, że serce zaraz wyskoczy
mu z piersi ze strachu.
-Bill, naszyjnik! Szybko- powiedział drżącym głosem.
Bliźniacy szybko odpięli zapięcia swoich łańcuszków. Piski
potworów nasiliły się i stały się tak głośne, że wręcz ich ogłuszały. Tom
przełknął głośno ślinę ściskając w ręce rzemyk od naszyjnika. Kevin stał tuż
przy nich. Blondyn widział, że stara się nie okazywać strachu, ale nie był w
stanie go oszukać. Bał się.
Potwory jak na komendę wzbiły się w powietrze i wciąż
piszcząc zaczęły latać w kółko. Chłopcy stanęli plecami do siebie tak, aby
widzieć wszystkie. Co jakiś czas któryś demon podlatywał bliżej i syczał na
któregoś z braci zmuszając go do krzyku i próby cofnięcia się.
-One nas zabiją!- jęknął Bill ściskając w ręce rzemyk.
Nikt mu nie odpowiedział. Dwa potwory, które trzymały
Krzyśka, puściły go. Mężczyzna upadł na podłogę i już się nie poruszył.
-Atakują!- szepnął cicho Kevin.
Tom z przerażeniem patrzył, jak wszystkie potwory na chwilę
zawisły w powietrzu, a potem ruszyły na nich z sykiem. Z głośno bijącym sercem
podsunął swoją połówkę naszyjnika do tej, którą miał Bill. Czarny odruchowo
zrobił to samo.
Nagle czas jakby stanął w miejscu. Tom patrzył, jak połówki
połączyły się w jeden yin-yang i zajaśniały niebieskim światłem. Lampy zaczęły
strzelać i zapanowała ciemność rozpraszana jedynie przez świecący naszyjnik. Z
góry pospadały części lamp, a szyby z głośnym brzękiem rozleciały się w drobny
mak.
Pisk potworów jeszcze bardziej się nasilił, ale teraz
brzmiała w nich złość i… strach. Demony się bały!
Niebieskie światło powiększyło się i na chwilę oślepiło całą
trójkę. Tom zasłonił oczy i jęknął z bólu. Słyszał okropne odgłosy, jakby ktoś
notorycznie jeździł jakimś żelastwem po kawałku blachy, ale nic do niego nie
docierało. Zrobiło mu się słabo.
Poczuł, że leci w dół.
Zemdlał.
***
Z duuuużym opóźnieniem, ale jednak jest...
Z bykami, niestety.
Już nie mogłam się doczekać :D
OdpowiedzUsuńDziewczyno !! O malo zawalu nie dostalam!! Ile w tym emocji... mie tylko pozytywnych XD Super!! Nie moge sie doczekan nastepnego rozdzialu.. Czuje ze bedzie sie dzialo. Oj taak... :-)
OdpowiedzUsuńPS: Przepraszam za brak polskich znakow ale pisze z za granicy ;)
Wreszcie zaczęło się coś dziać. Mam nadzieje że wszystko się wyjaśni. :)
OdpowiedzUsuńOj, co teraz? Tom zemdlał, więc też odłączył połówkę yin-yang, tak?
OdpowiedzUsuńKurczę, dawaj ciąg dalszy!
Kiedy bdz nowy rozdzial Poskromic Zlosnika? Niecierpliwie czekam, bo Twooje opowiadania yaoi sa niesamowite~!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko :*
Postaram się wstawić jutro. Zazdroszczę osobom, które nie muszą już uczyć się całych plików kartek:/
UsuńTaaak... Wiem o czym mowisz. Studia sa okropne. A juz zwlaszcza chemiczne. Pozeracz czasu...
UsuńSwietnie piszesz. Oby tak daalej! *w*
aaaaa to opowiadanie jest genialne ♥ pochłonęłam je w ciągu dwóch dni :) i na pewno jeszcze nie raz do niego wrócę ♥
OdpowiedzUsuńświetnie piszesz, czekam na dalsze odcinki :) Pozdrawiam!