środa, 16 października 2013

~19~



Kevin stał w miejscu zupełnie nieruchomo ze strachu. Nie mógł uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę. Serce biło mu mocno, a dłonie pociły. Czuł, że to już jego koniec i było mu z tego powodu… smutno. Chciał coś osiągnąć, spełnić swoje marzenia… Okazało się jednak, że nikogo to nie obchodziło, a śmierć tak po prostu po niego przyszła. Po niego i… po Cogerów.
Chłopak wiedział, że są tak samo przerażeni jak on, ale oni potrafili zachować zimną krew. Nawet Bill. Co prawda przysuwał się do niego i trzymał go za rękaw kurtki, ale… Kevin czuł, że trzyma się dobrze.
On sobie nie radził.
Kiedy Cogerowie złączyli połówki znaku i zajaśniało niebieskie światło, musiał zasłonić oczy czując ból. Po chwili już nie było tak dokuczliwe.
Nagle poczuł, że leci do tyłu. Zdziwiony zamachał w powietrzu rękami i potykając się o kogoś upadł.
Zdumiony otworzył oczy. Wciąż potwornie się bał, jednak nic się nie działo. Piski ustały, światło zniknęło. Było tak przerażająco cicho i ciemno!
Zakrzewski przełknął głośno ślinę i wyciągnął komórkę z kieszeni. Zobaczył, że na podłodze leżą Cogerowie. Obaj byli zupełnie nieruchomi, a w ich bezwładnych dłoniach znajdowały się połówki yin-yang.
-Bill! Tom!- powiedział Kevin łamiącym się głosem.
Uklęknął przy nich i nachylił się nad Czarnym. Odwrócił go na wznak i świecąc mu w twarz telefonem, zaczął go klepać po twarzy.
-Bill! Obudź się, proszę! Tom? Cholera!
-Nic im nie będzie.
Zakrzewski zerwał się na równe nogi słysząc czyjś cichy szept. Serce podskoczyło mu w piersi, zaraz jednak zdał sobie sprawę, że to głos Krzyśka.
-Gdzie jesteś?- spytał nawet nie siląc się na uprzejmość.
-Idź za moim głosem.
-Zdradziłeś nas!- warknął szatyn nie ruszając się z miejsca.
-Wybacz- odszepnął mu Krzysiek.
-Wybacz?! Chyba kpisz! Omal nas nie zabiły!
Kevin usłyszał rozdzierający szloch.
-Obiecały, że zostawią go w spokoju…
-Co?
Chłopak zmarszczył brwi nie rozumiejąc, o co chodzi.
-Miałem do was zadzwonić, a one miały nas puścić wolno. Obiecały.
-O czym ty mówisz?
-Zabiły go na moich oczach, a ja nic nie mogłem zrobić.
-Co ty…
-Nie chciałem was zdradzić. W ogóle nie chciałem się w to mieszać, ale on uparł się, że potrzebujecie pomocy.
-To on chciał, żeby bliźniacy dowiedzieli się wszystkiego? On się tym interesował?
Kevin starał się zrozumieć jak najwięcej z tego, co mówił Krzysiek. Nie wiedział, jakie tamten ma obrażenia, ale nie spieszyło mu się do sprawdzenia tego.
-Od samego początku był tym zafascynowany. Podobało mu się w tamtym wymiarze, chociaż był przerażony tym, co nas spotkało…- zaczął cicho mówić Krzysiek.- Kiedy już się wydostaliśmy, zaczął zbierać informacje. Grzebał w różnych aktach i artykułach tak długo, aż natrafił na inne odnotowane przypadki tego zjawiska. To jeszcze bardziej go nakręciło. Brakowało mu potworów.
-Chciał tam wrócić?
Zapadła cisza. Szatyn usłyszał, jak mężczyzna bierze głęboki oddech.
-Takie miałem wrażenie. Nigdy jednak nie odważył się mnie poprosić o ponowną próbę samobójczą. Kiedy zobaczył ślady na szyi Billa i dowiedział się, że jest z bliźniaków, ubzdurał sobie, że młody na pewno też tam był. Śmiałem się z niego, jednak okazało się, że to była prawda. Filip był… wniebowzięty. Demony przedarły się do realnego świata, a on znowu mógł poczuć się jak szesnastolatek, którego spotkało coś magicznego…
Krzysiek przerwał na chwilę i zakaszlał. Kevin niepewnie zaczął się do niego zbliżać.
-Niepotrzebnie się wtrącaliśmy. Te demony są inne od tych, które spotkaliśmy w młodości. Są brutalne, agresywne i bezlitosne. Filip był pewny, że wszystko skończy się dobrze, bo wcześniej przecież świetnie sobie poradziliśmy. Mylił się.
-Porwały go i przyprowadziły tutaj. Potem zwabiły ciebie, kazały ci zadzwonić do Cogera i wciągnąć w pułapkę. Dlaczego?
-Nie mogą wtrącać się do realnego świata. Mimo buntu boją się Boga. Jeżeli będą zwracać na siebie zbyt wielką uwagę, zajmą się nimi wysłannicy Stwórcy. Muszą być ostrożne w tym, co robią. My wszyscy jesteśmy już w to wmieszani, więc dopóki tylko my o nich wiemy, czują się bezpieczne.
-Dlaczego nas atakują?
-Nie wiem.
Szatyn doszedł do mężczyzny i zatrzymał się krok przed nim. Zacisnął rękę na telefonie, który trzymał w dłoni.
-Jak je załatwić?
-Gdybym wiedział, nie byłoby mnie tutaj. Nie martw się o bliźniaków. To normalna reakcja, wkrótce się obudzą. Potwory na razie zniknęły, ale to nie były wszystkie. One po was wrócą. Musicie być ostrożni. Pod żadnym pozorem nie wciągajcie w to nikogo innego, inaczej podzieli los Filipa. I mój.
Zakrzewski uklęknął obok mężczyzny i świecąc telefonem zaczął badać jego obrażenia. Zdziwił się, kiedy żadnych nie dostrzegł.
-Czy ty udajesz?- zapytał zdezorientowany.
Krzysiek zaśmiał się z goryczą.
-Zrozumiesz, kiedy Cogerowie się obudzą. Kevin, mój czas już się kończy. Przeproś ode mnie bliźniaków. Spróbujcie je jakoś załatwić, zanim was zabiją. Koniecznie dowiedzcie się, czego od was…
-Jak się z tobą kontaktowały?
Cisza.
Szatyn poświecił na twarz mężczyzny. Przełknął głośno ślinę widząc zamknięte oczy. Odwrócił głowę nie mogąc patrzeć na tą zapłakaną i ubrudzoną krwią twarz.
Wstał i na chwiejnych nogach podszedł do braci. Uklęknął przy Czarnym i podniósł go do siadu.
-Bill? Obudź się! No, już! Otwieraj oczy!- mówił cicho potrząsając bratem, jednak ten nie zareagował.
Cierpliwie przemawiał do chłopaka, jednak ten zupełnie nie reagował. W końcu dał sobie spokój. Położył go delikatnie na podłodze, a sam ułożył się obok. Zwinął się w kulkę i zamknął oczy. Już dawno nie miał tak wielkiej ochoty na to, żeby tak po prostu się rozpłakać. Sytuacja go przerastała, czuł się samotny i zagubiony. Gdyby teraz demony znowu uderzyły, on nie potrafiłby obronić ani siebie, ani Cogerów.
Gdy tylko zamykał oczy, widział martwego Filipa, a potem Krzyśka. Nie mógł uwierzyć, że kilka minut temu na jego oczach umarł człowiek. Zadrżał na samą myśl o tym, że gdyby nie fortel z łańcuszkami, oni teraz również leżeliby tutaj martwi. Nikt by im nie pomógł.
W co ja się wmieszałem, zastanawiał się Zakrzewski. Po co pomagałem Tomowi, kiedy to coś go atakowało na uczelni?
Nie znał odpowiedzi na to pytanie. To był odruch.


…Kevin podszedł pod uczelnię zaciągając się dymem papierosowym. Już z daleka widział, że coś jest nie tak. Wszedł po schodkach pod budynek i przyjrzał się uważnie wyłamanemu zamkowi. Przez chwilę stał wpatrując się w zniszczone drzwi spokojnie paląc papierosa. Potem wyrzucił peta i rozdepnął go butem. Rozejrzał się uważnie, jednak nikogo nie dostrzegł. Po cichu wszedł do środka.
Przez kilka minut krążył po całym budynku szukając sprawcy włamania, jednak niczego nie znalazł. Zdziwiło go to, jednak westchnął tylko. Już miał wychodzić, kiedy nagle usłyszał ogromy huk. Ruszył biegiem w kierunku, skąd, jak przypuszczał, usłyszał hałas.
Stanął jak wryty, kiedy zobaczył Cogera słaniającego się na nogach i wpatrującego się w dziwną postać, która wydawała z siebie przerażające piski.
Kevin patrzył, jak dziwny stwór szykuje się do ataku. Poczuł dziwny ucisk, jakby wiedział, że Tom nie wyjdzie z tego cało. Nie zastanawiając się nad tym, co robi, ruszył w stronę swojego brata.
W ostatniej chwili rzucił się na blondyna przewracając go na podłogę. Nie obchodziło go, że teraz prawdopodobnie również stanie się celem. Ważne było, że Coger żył…


Szatyn leżał z otwartymi oczami, chociaż i tak nic nie widział. Nie robiło mu to żadnej różnicy. Chciał, żeby bliźniacy się wreszcie obudzili. Zaczynał się o nich poważnie martwić. Był nawet skłonny przypuszczać, że Tom specjalnie zemdlał, żeby przyprawić go o zawał serca. Wiedział, że to głupie, ale od samego początku w każdym słowie i geście blondyna doszukiwał się podstępu. Był już chyba po prostu przewrażliwiony.
Po około godzinie Zakrzewski był już bliski załamania. W oczach miał łzy, skończyły mu się papierosy i nie wiedział, co powinien zrobić. Leżał w jakimś starym magazynie z dwoma nieprzytomnymi braćmi i… dwoma trupami, jednym rozszarpanym przez potwory. Był przerażony tym, że zaledwie kilka kroków od niego leży zmasakrowane ludzkie ciało. W dodatku Cogerowie się nie budzili i odnosił wrażenie, że jest w tym magazynie jedyną żywą osobą. Niestety, nie mógł się ruszyć z miejsca, chyba że zostawiłby Cogerów samych. Nie mógł przecież zarzucić ich sobie na plecy i wrócić do domu, to nie wchodziło w grę. Jęknął zrezygnowany zastanawiając się, dlaczego, do cholery, jego życie jest takie okropne?
Mijały kolejne minuty, a bliźniacy nadal nie reagowali.
I nagle…
Kevin usłyszał cichy jęk. Zerwał się do siadu i szybko wyciągnął z kieszeni komórkę świecąc nią blondynowi w twarz.
-Cholera, zabieraj to!- warknął Coger zasłaniając oczy ręką.
Zakrzewski odetchnął z ulgą, ale zaraz wpadł w złość.
-Zaraz ci przypieprzę, idioto! Co wy w ogóle odwalacie?! Masz pojęcie, co ja tutaj przeżyłem?!
-Och, zamknij się! Bill? Hej, obudź się!
-Jeszcze pięć minut- wyszeptał Czarny przewracając się na drugi bok.
-Wstawaj, do cholery!- warknął szatyn szarpiąc młodszego Cogera za ubranie.
Bill wymamrotał coś i usiadł na podłodze. Ziewnął głośno.
-O, rety. Co to było?- zapytał zszokowany.
-Nie wiem, co to było, ale lepiej stąd spadajmy. Przypominam, że w odległości kilku metrów od nas leżą dwa trupy i…
-Dwa?!- wykrzyknęli Cogerowie.
-Tak, Krzysiek też nie żyje.
-Spadajmy stąd!- jęknął Czarny.
Chłopcy wstali z podłogi i spiesznym krokiem wyszli z magazynu.
-One nas zabiją- powiedział cicho Tom.
Kevin i Bill nawet nie zaprotestowali, tylko spuścili głowy w dół. Wcześniej nie traktowali tego poważnie, teraz nie potrafili podejść do tego tak lekko. Za bardzo się bali popełniać głupie błędy. I tak już na zbyt wiele sobie pozwalali.
Szli w ciszy nie wiedząc, co powiedzieć. Kevin uparcie wpatrywał się w chodnik przed sobą. Po raz pierwszy od bardzo dawna brakło mu słów.
Nagle usłyszał jakieś wołanie. Przystanął zdziwiony.
-Słyszeliście?- zapytał.
-Co?- zdziwił się Tom.
-Cicho!
Kevin przez chwilę nasłuchiwał, po czym zaklął szpetnie i ruszył przed siebie z prędkością, której nie powstydziłby się niejeden biegacz.
Bill patrzył zdumiony na pędzącego szatyna.
-Co on świruje?- warknął Tom.
Obaj szybko pobiegli za nim. Kiedy go wreszcie dogonili, Kevin właśnie nokautował jakiegoś mężczyznę. Dwóch innych stało trochę z tyłu, a u ich stóp leżała drobna, skulona postać.
Dziewczyna.
Czarny stał z szeroko otwartymi oczami i patrzył, jak Zakrzewski jedną ręką trzyma mężczyznę za bluzkę, a drugą zadaje mu silny cios w szczękę. Nieznajomy zachwiał się i poleciał do tyłu upadając na ziemię.
Tom odruchowo ruszył bratu na pomoc. Kevin nie miał szans z trzema facetami, zwłaszcza że jeden wyciągnął nóż. Bill jęknął tylko rozglądając się gorączkowo za jakąś bronią. Powalony na ziemię mężczyzna został jeszcze kopnięty przez szatyna w brzuch. Dziewczyna łkała rozdzierająco patrząc na bójkę, którą miała tuż przed nosem.
-Cholera!- warknął Tom łapiąc swojego przeciwnika za ramiona i wymierzając mu silny cios kolanem. Gdy ten skulił się z bólu, blondyn błyskawicznie złapał go za bluzkę na piersi i z całej siły uderzył go w twarz. Nieznajomy osunął się na ziemię jęcząc i trzymając się za krwawiący nos. Czarny skrzywił się. Sam dobrze wiedział, jak to boli, niestety posmakował siły bliźniaka.
Młodszy Coger zauważył, że trzeci mężczyzna wyskakuje na Kevina z nożem. Tom zawahał się. Bill dostrzegł kawałek jakiejś metalowej rurki. Podniósł ją z brzękiem i zakradł się do mężczyzny. Akurat w momencie, kiedy napastnik chciał się rzucić na Zakrzewskiego, Czarny z całej sił uderzył go rurką w tył głowy, aż zahuczało.
Mężczyzna sapnął upadając na kolana i łapiąc się za tył głowy.
-Cholerni gówniarze!- warknął jeden z opryszków pomagając wstać swojemu kompanowi.
Po chwili cała trójka zniknęła w mroku nocy klnąc i odgrażając się.
-Uch! Było blisko!- rzucił Tom z uśmiechem.
Kevin podszedł do dziewczyny, złapał ją za nadgarstki i brutalnie podniósł do pionu. Przysunął ją do siebie tak, żeby patrzyła mu w oczy, przez co musiała stanąć na palcach. Po jej policzkach płynęły łzy, a w oczach czaił się strach, jednak szatyna to nie ruszało. Był wściekły.
-Zupełnie ci odbiło, ty kretynko jedna! Co ty tutaj robisz?!- wrzasnął na nią.
Dziewczyna jeszcze mocniej się rozpłakała. Bill dostrzegł, że napastnikom udało się zedrzeć z niej kurtkę i porwać bluzę. Nietrudno było się domyślić, co chcieli jej zrobić.
-Ty głupia idiotko!
-Przestań, tylko ją straszysz- powiedział Tom próbując załagodzić sytuację.
-Nie wtrącaj się, do cholery! Teraz rozmawiam z nią!- warknął szatyn do brata, a potem znowu skupił się na dziewczynie i potrząsnął nią mocno.- Wiesz, co by się z tobą stało, gdybym cię nie usłyszał?! Wiesz?!
Nieznajoma nie była w stanie wydusić z siebie słowa, Kevin ją przerażał. W sumie to Bill też się go bał w tej chwili, a co dopiero miała powiedzieć ta biedna dziewczyna.
-Odpowiedz, do cholery! No, już! Wiesz?!
-Kevin, zostaw ją, ona się boi- powiedział Tom.
-Powinna się bać! I przestań ją bronić! Ty chyba nie zdajesz sobie sprawy z tego, co jej groziło!
-Kevin…
-Ani słowa! Mam ochotę jej zademonstrować, jak kończy się życie takich nadzianych idiotek, które szlajają się same nocami po mieście.
Bliźniacy spojrzeli na siebie zdziwieni. Żaden z nich nie bardzo wiedział, co znowu tak bardzo zdenerwowało Zakrzewskiego. Wyglądał, jakby miał zaraz wybuchnąć.
-Gdzie twój popieprzony braciszek? I czemu cię nie pilnuje? Czy wy wszyscy już do reszty zdurnieliście?!
-Znacie się?- spytał spokojnie Bill ignorując wrzaski swojego brata.
Kevin tylko prychnął. Krzywiąc się odepchnął od siebie dziewczynę i ta się przewróciła.
-Żal mi ciebie. Jeżeli chcesz się szmacić, to idź na drogę i nie rób z siebie ofiary.
-Ja…- wyjąkała przerażona dziewczyna.
-Ani słowa! Nie waż się odezwać, bo przysięgam, że cię uderzę!
-Kevin!- upomniał brata Czarny.
Zakrzewski zmierzył go pogardliwym spojrzeniem, po czym odwrócił się na pięcie i ruszył przed siebie przetrzepując kieszenie w poszukiwaniu papierosów. Zaklął, kiedy okazało się, że są puste. Ze złością kopnął w jakiś śmietnik, który przewrócił się z hukiem i część odpadków wysypała się na ziemię. Szatyn jakby uznał, że jeszcze się wystarczająco nie wyładował, podszedł do Bogu ducha winnego śmietnika i wymierzył mu kolejnego solidnego kopniaka. Chyba zabolała go noga, bo zamachał nią w powietrzu ze złością.
Wyglądał naprawdę komicznie, chociaż żadnemu z obserwatorów tego zdarzenia nie było do śmiechu.
Cogerowie spojrzeli na siebie unosząc brwi, a potem obaj pomogli dziewczynie wstać.
-Jak masz na imię?- spytał Tom.
-Jestem Anita. Anita Mrozowska- wyszeptała zerkając niepewnie w stronę Kevina, który stał w miejscu i czekał, aż do niego dołączą. Agresja nadal była widoczna na jego ponurej twarzy, ale chyba już się wyżył na tyle, żeby stać spokojnie i nikomu nie zrobić nic złego.
-Jestem Tom Coger, a to mój brat, Bill.
-Hej- rzucił Czarny z niepewnym uśmiechem.
-Bill?- zapytała zdziwiona.
-Tak , a co?
-N-nic…
-Nie przejmuj się Kevinem- odezwał się blondyn.- To dupek, ale miał dobre intencje.
Dziewczyna nic nie odpowiedziała. Cogerowie stanęli po jej obu stronach i podeszli do swojego brata.
-Nie martw się, odprowadzimy cię- powiedział Bill próbując dodać jej otuchy.
Anita spojrzała niepewnie na Kevina. Widząc, z jaką złością na nią patrzy, szybko odwróciła wzrok. Szatyn zacisnął zęby i szybko zdjął z siebie kurtkę. Podał ją Billowi, a potem szybko przez głowę zdjął bluzę i rzucił nią w dziewczynę.
-Masz, bo zamarzniesz- syknął zły.
Szybko założył na siebie kurtkę chowając odkryte ręce przed zimnem i zapiął zamek.
-Gdzie mieszkasz?- spytał Tom.
 Anita wyszeptała cicho adres i odprowadzili ją na odpowiednią ulicę. Przez całą drogę nikt się nie odzywał. Dziewczyna szła między bliźniakami patrząc tępo przed siebie i kompletnie ignorując Kevina. Gdy już  była pod bramą swojego domu, ściągnęła bluzę i oddała ją szatynowi w ogóle na niego nie patrząc.
-D-dzięki- wyjąkała i pobiegła szybko do domu.
Zdecydowanie ogromnego domu.
Bill westchnął i zgodnie pomaszerowali z powrotem w stronę własnego lokum.
-Co ty odwalasz? Ona o mało nie zeszła na zawał. Najpierw ją ratujesz, a potem próbujesz wykończyć!- warknął Tom.
-Może jak się trochę przestraszy, to coś dotrze do jej pustego łba i zacznie zachowywać się jak dorosła kobieta. W ogóle nie zdajesz sobie sprawy z tego, co jej groziło. Nawet gdyby jej tam nie zabili, to i tak nigdy by się po tym do końca nie pozbierała. Dociera to do ciebie?!
-Uspokój się!
Kevin przymknął oczy i wykrzyczał głośno jakieś przekleństwo nie przejmując się tym, że jest już grubo po północy. Tom tylko pokręcił głową patrząc na niego z niesmakiem. Jego mina dobitnie mówiła, co w tej chwili myśli o szatynie.
-Jak na przeciętnych dziewiętnastolatków mamy zdecydowanie za dużo kłopotów- rzucił Bill kiedy już weszli do domu.
Żaden z chłopaków nie odpowiedział. To stwierdzenie nie potrzebowało żadnego komentarza. Wszyscy byli tego samego zdania. Wiedzieli, że jeśli czegoś z tym nie zrobią, mogą mieć poważne problemy. Ba! Mogą stracić życie. To cena, której żaden z nich nie chciał zapłacić.
-Co wy tam tak właściwie zrobiliście? Złączyliście łańcuszki, tak?- spytał Kevin krzywiąc się.
Jego rany wciąż musiały potwornie boleć, chociaż w ogóle nie było po nim tego widać. Ciągle był cały owinięty bandażem, ale poza tym powoli wracał do formy.
-Tak. No, i potwory zniknęły. Ale… Jak to możliwe, że Krzysiek też umarł? Nie zauważyłem na jego ciele żadnych poważniejszych obrażeń, a kiedy już go upuściły, wciąż żył…- powiedział niepewnie Tom.
-Nic z tego nie rozumiem. Z każdym kolejnym dniem mamy więcej pytań, niż odpowiedzi. Wciąż nie wiemy, dlaczego w ogóle nas atakują- odezwał się Bill odgarniając kosmyk włosów lecący mu do oczu.
-I dlaczego nikt nam nie pomaga? Przecież to ich zasrany obowiązek, żeby jakoś powstrzymać demony- rzucił blondyn.
-Widocznie niekoniecznie, skoro tego nie robią- rzekł Kevin.- Skoro tam na górze dopuszczają do tego, żeby demony atakowały ludzi, to dlaczego mieliby pomagać akurat nam? Niejeden człowiek został już opętany, a potem po prostu zginął w wyniku samookaleczania się. I możecie sobie mówić co chcecie, ale nawet nie kiwną palcem, żeby pomóc.
-To co innego. My się nie okaleczamy i nie jesteśmy opętani, one nas po prostu chcą ukatrupić!- mruknął Czarny.
-Może to inny rodzaj opętania?
-Nie sądzę. To ma związek z naszą wycieczką po Innym Świecie. Jestem pewny, że tylko dlatego się po nas pofatygowały. Nie mam jednak pojęcia, czemu się tak uwzięły? Wyjście z tamtego świata na pewno jest trudne i piekielnie niebezpieczne, a przynajmniej dla nich. Być może nawet niemożliwe, a jednak znalazły jakiś sposób, żeby się tutaj przedostać. Pytanie tylko, dlaczego?
-Tom, pogrążasz nas. Zamiast dowalać pytań, lepiej szukaj odpowiedzi.
-Warkoczyk dobrze główkuje, Bill. Może jeśli postawimy wszystkie pytania wprost, szybciej odnajdziemy rozwiązanie. Wiemy, że przylazły tutaj z jakiegoś konkretnego powodu. Cholernie ważnego powodu, skoro zadały sobie aż tyle trudu, żeby dostać się tutaj i nas… was wytropić. To, że doczepiły się też do mnie, to już inna bajka. I nurtuje mnie jeszcze jedna rzecz.
-Jaka?
-Dlaczego mnie nie zabiły? Tamtych wykończyły w mgnieniu oka, dlaczego mnie nie? Ścigały mnie i okaleczyły, ale nie zabiły.
-Może po prostu spartoliły robotę, każdemu się to zdarza, nawet demonom z Innego Świata. Nie szukajmy na siłę jakichś trudnych rozwiązań, mam wrażenie, że wszystko jest bardzo proste i oczywiste. To nie matma, do cholery.
Bill tylko pokręcił głową, a Zakrzewski westchnął grzebiąc w jednej z szafek. Nim którykolwiek z chłopaków się połapał, szatyn wpakował się do łazienki. W sumie to bliźniacy zastanawiali się nad zrobieniem sobie dnia brudasa, jednak doszli do wniosku, że ich ubrania przeszły specyficznymi zapachami z magazynu i po prostu śmierdzą.
-Ja idę po Kevinie- zastrzegł sobie Bill.
-Chyba śnisz, młody.
-Ja pierwszy.
-Zapomnij.
-Pójdę tam po Kevinie nawet jeśli miałbym brać prysznic razem z tobą!- warknął Czarny szperając w szufladzie w poszukiwaniu bielizny.
Tom przez chwilę się nie odzywał, a potem zaśmiał się cicho.
-Nie zmieścimy się tam razem.
-Mam to w nosie. Chcę wziąć prysznic i iść spać. Koniec, kropka.
-Dobra- przeciągnął blondyn.- W ostateczności możemy iść razem.
Gdy tylko szatyn wyszedł z łazienki tarmosząc włosy ręcznikiem, Cogerowie poszli pod prysznic. Bill szybko wyskoczył z ubrań i stanął pod strumieniem ciepłej wody. Tom patrzył na niego z politowaniem, więc Czarny nie namyślając się długo ochlapał bliźniaka i jego ciuchy wodą.
-Bill! Porąbało cię?!- krzyknął blondyn wściekły zerkając na swój tors i przyklejoną do niego koszulkę.
-Zamknij się, jest środek nocy- upomniał go Czarny z lekkim uśmiechem.
-Jak ja ci zaraz…
-Ani słowa!
-Czasami cię po prostu…
-Tak, wiem, nienawidzisz.
Bill zaśmiał się cicho odwracając plecami do bliźniaka.
-Masz pieprzyk na dupie?- spytał Tom wchodząc pod prysznic i zamykając kabinę.
-Gdzie?- zdziwił się Czarny próbując zobaczyć, jednak nic nie widział.
-Może mam ci jeszcze pokazać?
-Zrób zdjęcie- podsunął młodszy Coger z głupim uśmiechem na twarzy.
Obaj parsknęli śmiechem.
-A w ogóle to gdzie ty się patrzysz, zboczeńcu?!- spytał Czarny szturchając bliźniaka.
-Na twoją dupę. Coś ci nie pasuje? Sam się tutaj wepchałeś, nikt cię nie zapraszał.
Bill przewrócił tylko oczami. Chwycił w rękę swoją gąbkę i namydlił ją, po czym zaczął szorować całe ciało.
-Jesteś patologicznie chudy- odezwał się Tom robiąc to samo.
-A ty gruby.
-W porównaniu do ciebie to na pewno.
-Gdybym chciał być modelem, też byłbym za gruby, więc się odwal.
-Ty modelem? Pff…
-A co? Może ty? Z tym swoim tłustym tyłkiem…
-Oj, nie przeginaj!
-Bo co?
-Chcesz mieć kolejne traumatyczne przeżycie łazienkowe?
-Jak mi coś zrobisz, to zadzwonię do mamy i wszystko jej powiem. I zobaczysz, że na święta dostaniesz rózgę.
Tom prychnął tylko.
Bliźniacy wykąpali się cały czas przemawiając się i popychając, po czym wyszli z łazienki obrażeni na siebie. Kevin leżał na swoim łóżku i patrzył na nich jak na przybyszów z Marsa.
-Czego się gapisz?- warknął blondyn siadając na swoim łóżku.
-Bo mam przed sobą kazirodczego zboczeńca- odparł spokojnie Zakrzewski.
-He?!- wkurzył się Tom.- Czy tobie już zupełnie odbiło?
-Przecież mam rację. Najpierw się na mnie rzuciłeś po pijanemu, a teraz przystawiasz się do Billa… Powinieneś się wstydzić.
-Jak ci zaraz…
-Nie widziałem, żebyś był specjalnie przejęty tamtym pocałunkiem, Kevin- wtrącił Czarny z uśmieszkiem.- Można by powiedzieć, że wręcz byłeś zachwycony.
-Byłem pijany!- wycedził szatyn wściekły.
-No, i co? Tom też. Obaj jesteście siebie warci. Wiecie, że gdyby ktoś was poobserwował dobrą godzinę na pewno doszedłby do wniosku, że jesteście braćmi? Zachowujecie się jak dobre, stare małżeństwo. Nawet potraficie się pokłócić o pilota.
-Odszczekaj to!- warknął Tom patrząc na bliźniaka z rządzą mordu.
-Dobranoc!- rzucił Czarny śmiejąc się.
-Zabiję cię, Bill. Nie dożyjesz końca tego roku!- obiecał Kevin.

3 komentarze:

  1. Jestem strasznie ciekawa o co chodzi tym demonom i jak chłopaki rozwiążą ten problem. Mam już pewien pomysł jak to się może dalej potoczyć ale nie będę nic zdradzać.:) Czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ależ ten Bill się zrobił odważny xD Taka pyskata bestia :D A ja uwielbiam te ich przekomarzania się. Całej trójki!
    Kurde, czyli co? Filip i Krzysiek od początku mieli za zadanie zwabiać bliźniaków czy tylko teraz? I czemu zabili tamtych? Trochę ich szkoda :(
    Czekam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Niunia, ale o co w chorobę chodzi? Pisz szybko następną część, bo ja już kota dostaje z tej niewiedzy :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)