Dwudziesty czwarty grudnia.
Wigilia.
Od przygody w Innym Świecie minął rok. To niesamowite, bo w
końcu wiele w ich życiu się zmieniło. Studia, Kevin, demony, ciąża matki, nowe
problemy… Minęło już tyle czasu od ich
sławnej wyprawy, a on miał wrażenie, jakby to było wczoraj. Wciąż czuł ten
strach, że nie uda im się uwolnić z tamtego dziwnego wymiaru, że zostaną tam na
zawsze zdani na łaskę i niełaskę potworów. Tymczasem minął już szmat czasu.
Dawno się uwolnili, zaprzyjaźnili się z Kevinem, wspólnie mieszkali i
studiowali. Gdyby nie irytująca obecność potworów, ich życie byłoby prawie
idealne.
Tom nadal nie wiedział, kto tak chamsko gnębi go na uczelni,
a Bill nie chciał mu nic powiedzieć twierdząc, że wszystkiego dowie się w swoim
czasie. W końcu blondyn odpuścił wiedząc, że jak Czarny wbije sobie coś do
głowy, to przekonanie go do zmienienia zdania jest zwykle misją samobójczą.
Ten dzień był bardzo podobny do tego sprzed roku, kiedy to
pojawił się Aleks i obchodzili to święto jak prawdziwa rodzina. Teraz pojawił
się kolejny jej członek, a właściwie trzech, jeśliby liczyć dzieci w brzuchu
Ani.
Starszy Coger wziął szybko prysznic i zszedł na dół do
kuchni. Zatrzymał się przed wejściem, żeby sprawdzić, czy aby matka jest na
tyle zajęta, żeby nie wcisnąć mu czegoś do zrobienia. Nie lubił wykonywać
żadnych prac w domu.
Zastał rodziców przy garach. Kevin siedział przy stole i
jadł kanapki z dżemem popijając je mlekiem.
-Gdzie Bill?- zapytał Tom siadając obok szatyna.
-Śpi. Spóźniłeś się. Miałeś mi zrobić śniadanie- rzucił
Kevin obojętnie.
Blondyn mruknął coś cicho podpierając brodę na ręce. To, że
przegrał z braćmi w karty, uwłaczało jego godności. Miał ochotę się odegrać,
ale nie było ku temu okazji.
Gdy tylko Zakrzewski odwrócił na chwilę wzrok, Tom zwinął mu
jedną kanapkę i wgryzł się w nią z prawdziwą przyjemnością. Szatyn spojrzał na
niego z oburzeniem, ale nic nie powiedział mimowolnie odsuwając talerzyk z
jedzeniem jak najdalej od Cogera. Tom uśmiechnął się szeroko widząc minę
Kevina. Nie ma to jak udany początek dnia.
-Tom, może poszedłbyś już obudzić Billa? Przydałaby mi się
pomoc- powiedziała matka.
Szatyn skrzywił się lekko, co nie zostało zauważone przez
Anię, ponieważ chłopak siedział do niej tyłem. Coger spojrzał na niego
zdziwiony nie wiedząc, o co mu chodzi.
-Bill wczoraj źle się czuł- skłamał gładko Kevin patrząc
blondynowi prosto w oczy.- Tom z chęcią zajmie jego miejsce.
Chłopak otworzył usta chcąc zaprotestować, ale Zakrzewski
kopnął go pod stołem w nogę.
-Chciałam, żebyście we dwóch przynieśli drewno na opał.
Wieczorem nikt nie będzie chciał tego zrobić, a na dworze jest bardzo zimno.
-Dam sobie radę sam- szatyn wzruszył ramionami i wstał od
stołu. Włożył talerzyk do zlewu i podziękował za kanapki. Wychodząc z kuchni
uśmiechnął się cwaniacko do wkurzonego Cogera. Widocznie jego dzień również
zaczął się całkiem znośnie.
Jestem idiotą! Po co kupowałem temu palantowi gitarę, myślał
Tom ze złością. Trzeba było mu wyciosać co najwyżej rózgę!
Tom siedział na łóżku w pokoju Billa i patrzył na poczynania
bliźniaka, który chciał wepchnąć wzmacniacz do jakiegoś kartonu. Urządzenie
odmawiało posłuszeństwa i Czarny klął co chwilę coraz bardziej się denerwując. Bliźniak
śmiał się z niego po cichu z uwagą obserwując każdy jego ruch i doszukując się
w nim czegoś komicznego.
-Z czego się cieszysz?! Może byś mi tak pomógł?- zapytał
Bill podpierając się pod boki.
-Kto mnie prześladuje na uczelni?
Czarny dmuchnął na grzywkę opadającą mu na czoło.
-Pokażę ci jak wrócimy na uczelnię- odparł wzruszając
ramionami.
-Nie pomogę ci- odpowiedział spokojnie Tom.
-Jesteś wredny.
-Ty też.
-Celowo nie chcesz mi pomóc.
-Ty też.
-Nie denerwuj mnie, do cholery!
-Ty mnie też.
Bill aż poczerwieniał ze złości. Pokazał bliźniakowi
środkowy palec i odwrócił się z powrotem w stronę pudła.
-Pośpiesz się, Kevin zaraz wróci ze spaceru i
przeszmuglowanie prezentu pod choinkę się nie uda.
Czarny odpuścił sobie upychanie wzmacniacza w karton, w
który zapewne nie zmieściłby się nigdy i odstawił go pod szafkę. Razem z Tomem
zeszli na dół i zabrali instrument z gabinetu Aleksa, by oprzeć ogromne pudło o
ścianę za choinką w salonie. Ania i Aleks nakryli już do stołu i większość
rzeczy była przygotowana. W całym domu pachniało ciastem i gołąbkami, za
których podjadanie Tom oberwał po łapach.
Do domu wszedł Kevin i od razu poszedł do zajmowanego przez
siebie pokoju, aby się przebrać. Nikt nie wiedział, gdzie on wyszedł tuż przed
kolacją wigilijną, ale zgodnie uznali, że to nie ich sprawa.
Gdy już wszystko było dopięte na ostatni guzik, cała rodzina
zebrała się w salonie. Zgodnie uklękli i rozpoczęli wspólną modlitwę. Nie byli
rodziną praktykującą, chociaż uważali się za katolików. Mniej lub bardziej, ale
jednak. Odmawianie modlitwy było tradycją, którą szanowali.
Dzielenie się opłatkiem było rzeczą zarówno zabawną, ale
również i odrobinę niezręczną. Kevin się gubił i Tom świetnie to widział.
Złamał więc swoją żelazną zasadę, którą było, że zawsze w pierwszej kolejności
składa życzenia bliźniakowi- a było tak nawet wtedy, kiedy w ogóle ze sobą nie
rozmawiali- i podszedł do Zakrzewskiego. Uśmiechnął się do niego szeroko. Nie
było sensu klepać wyuczonych formułek. Przez tych kilka ostatnich miesięcy
poznali się lepiej, niż podczas wspólnego imprezowania w szkole średniej i
powoli zaczynali rozumieć się bez słów.
Szatyn odwzajemnił gest z zakłopotaniem i wyciągnął rękę z
opłatkiem nie bardzo wiedząc, co powinien powiedzieć.
-Nie na sensu składać sobie życzeń, skoro i tak jutro się
pokłócimy, co?
-Spełnienia marzeń, Kevin. Tylko tego ci życzę- odezwał się
Tom.
-Ruszaj tyłek, ja też mam coś do powiedzenia- wtrącił się
Bill stając za plecami bliźniaka.
Aleks zaśmiał się słysząc ten komentarz. Atmosfera rozluźniła
się i zasiedli do stołu uśmiechnięci i radośni. Tom zwykle śpieszył się, bo
chciał zobaczyć, jaki dostanie prezent i czy jego podarunek spodoba się
Czarnemu. Pod tym względem nadal był zwykłym przedszkolakiem. W tym roku jednak
oczywiste było, że nie dostanie nic. Pieniądze, za które miały być kupione dla
nich prezenty, poszły na gitarę dla Kevina. Ciężko było mu to przeboleć.
-Który pierwszy zagląda pod choinkę?- spytał Aleks z
uśmiechem, gdy wszyscy już się najedli do syta.
-Dla mnie i Billa pewnie tylko rózga, więc my odpadamy-
burknął blondyn.
-Jesteś pewien? Lepiej idź sprawdzić- powiedziała matka.
-A może zaczniemy od gościa?- zapytał Bill siedząc jak na
szpilkach.
Kevin drgnął zdziwiony.
-Ale…
-Cicho siedź!- mruknął Czarny stukając szatyna w rękę.-
Dostaniesz prezent i już. A jeśli coś ci się nie podoba, to zawsze możesz nim
oberwać.
-Miało być bez i…
-Mam nadzieję, że ci się spodoba. Wydałem na ciebie
wszystkie oszczędności, palancie.
-Tom!- upomnieli go inni członkowie rodziny.
Kevin wywrócił oczami i wstał niepewnie. Wolnym krokiem
podszedł do choinki i spojrzał na paczki owinięte w kolorowy papier. Nie miał
pojęcia, która mogła należeć do niego.
-Bill, ty cioto, nie podpisałeś prezentu!- warknął blondyn.
-Ten największy, to chyba oczywiste, nie?!
Zakrzewski spojrzał na ogromne pudło i obejrzał się
niepewnie na bliźniaków. Był pewien, że to był ich pomysł.
-Rozpakuj- rzucił szybko Czarny wiercąc się na krześle.- No,
dalej! Chcę wiedzieć, czy ci się podoba.
Nie mając innego wyjścia, wytargał pudło spod choinki i
położył je na podłodze. Niedbale rozerwał kolorowy papier i odłożył strzępki w
jedno miejsce. Karton był prostokątny i trudno było się domyślić, co się w nim
znajduje.
Gdy Kevin otworzył pudło, zwyczajnie skamieniał. Wpatrywał
się w podarunek jakby nie mógł uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę.
Wyciągnął instrument z pudła i przyglądał mu się uważnie.
-Podoba ci się?- zapytał Tom przerywając napięte milczenie.
Chłopak obejrzał się przez ramię patrząc na bliźniaków z nieodgadnioną
miną. W końcu odetchnął głęboko i ponownie skupił się na swoim prezencie.
-Kupiliście mi pieprzoną gitarę za kilka tysięcy złotych i
jeszcze się pytacie, czy mi się podoba?! Co za głupie pytanie. Jest… świetna! Tylko…
nie mam nic dla was.
Dziwna nuta w głosie chłopaka brzmiała alarmująco i
Cogerowie nie mogli jej przegapić. Bill wstał ze swojego miejsca i podszedł do
Zakrzewskiego z uśmiechem na ustach. Ania i Aleks milczeli nie chcąc się wcinać
między dziewiętnastolatków.
-Zagraj coś dla nas. W prezencie. Coś naprawdę mega i
będziemy kwita, ok?
-Dziękuję, Bill- powiedział cicho szatyn.- Dziękuję-
powtórzył kręcąc głową, jakby nadal nie wierzył w to, co się dzieje.
-Byś go widział, jak klął, kiedy wzmacniacz do tej gitary
nie chciał się zmieścić w kartonie- zaśmiał się starszy Coger.
Bill wymruczał coś cicho.
-Skoro już tam jesteś, kochanie, poszukaj swojego prezentu.
W tym roku dostaniecie go z Tomem na spółkę, powinien się przydać.
Czarny spojrzał na matkę ze zdziwieniem, ale nie skomentował
tego. Wyciągnął podpisany prezent i rozerwał papier. Uśmiechnął się lekko
widząc w środku nowiutkiego laptopa.
-Wow, dzięki. Na pewno się przyda!
Tom uśmiechnął się lekko zadowolony, że dostaną chociaż coś.
Lepszy rydz niż nic.
Po pasterce wszyscy rozeszli się do siebie. Chłopcy poszli z
Kevinem do jego pokoju, gdzie błyskawicznie podłączył gitarę do wzmacniacza i
ustawił ją tak, jak mu odpowiadało. Przez chwilę wypróbowywał instrument, a
potem zagrał fragment bardzo skomplikowanego utworu ciesząc się przy tym jak
dziecko. Bliźniacy wiedzieli, że trafili w dziesiątkę.
Po pewnym czasie, kiedy Bill wyszedł do łazienki, Tom
skorzystał z okazji i postanowił dać Kevinowi jeszcze jeden prezent. Odpiął
bransoletkę ze swoim imieniem i nazwiskiem i podał ją szatynowi.
-Co?- spytał zdziwiony chłopak.
-To dla ciebie.
Zakrzewski uniósł jedną brew zdziwiony zachowaniem brata.
Tom westchnął ciężko i odgarnął warkoczyki na plecy.
-Dlaczego chcesz mi ją dać?- spytał Kevin.
Blondyn zagryzł lekko dolną wargę, po czym powiedział.
-Bill oddał ci swoją rok temu po tym całym zamieszaniu. On
już wtedy uznał cię za swojego… No, brata, i… Po prostu… Eh, to był chyba taki
symbol tego, że się do ciebie przyznaje. Wydaje mi się, że… Rany, nie możesz
jej po prostu wziąć i nie zadawać żadnych pytań?
-Nie.
-No, dobra! Ty… Ja… Jesteśmy braćmi i chciałbym, żeby…
wszyscy o tym wiedzieli.
-Wyznajesz mi wieczną miłość i chcesz spędzić ze mną resztę
życia?- zapytał Kevin z rozbawieniem.
-Tak. Nie! Zdecydowanie nie! O czym ty w ogóle…?!- Tom
zmarszczył brwi patrząc gniewnie na Zakrzewskiego. Ten tylko uśmiechnął się
lekko i założył bransoletkę.
-Dzięki. Będę pamiętał.
-Bracia?- spytał Tom wyciągając rękę.
-Pewnie- odparł Kevin ściskając ją w charakterystyczny
sposób.
Jeszcze długo rozmawiali w trójkę o mało istotnych rzeczach.
Tom widział, jak Kevin i Bill ukradkiem wysyłają wiadomości do „swoich”
dziewczyn. Zastanawiał się, kiedy wreszcie on sobie kogoś znajdzie.
Zasnęli we trójkę na jednym łóżku niemal wgniatając Billa w
ścianę.
Tak jednak było dobrze. Wiedzieli, że cokolwiek by się nie
stało, razem stawią czoła wszystkim przeciwnością losu. Wspólnie spędzone
święta dobrze na nich wpłynęły i powoli zaczynali widzieć wszystko w
jaśniejszych barwach.
W Boże Narodzenie Kevin wymknął się z domu, kiedy jeszcze
wszyscy spali, i poszedł na cmentarz. W obszerną kieszeń swojej kurtki wrzucił
mały znicz i zapalniczkę, z którą nigdy się nie rozstawał. Nieprzyjemny mróz
chłostał go po twarzy, ale on niezbyt się tym przejmował. Szedł spokojnym
krokiem, odprężony, wyluzowany. Jedną rękę schował w kieszeni dżinsów, a w
drugiej trzymał papierosa, którym zaciągał się raz po raz. Myślał o tym
wszystkim, co go spotkało i nie mógł uwierzyć, że jego życie tak diametralnie
się zmieniło. Nawet sny i ataki demonów ustały, zupełnie jakby okres świąt był
dla nich czymś naprawdę wyjątkowym. Cokolwiek spowodowało taki stan rzeczy, on
nie narzekał ciesząc się chwilą spokoju i relaksu.
Wszedł przez bramę na cmentarz i z ulgą zobaczył, że oprócz
niego nikogo nie ma. Przechadzał się między nagrobkami tylko sobie znaną
ścieżką wsłuchując się w śnieg skrzypiący pod jego butami aż stanął przed tym
jednym, właściwym. Przez chwilę wpatrywał się w napis wyryty na marmurowej
płycie.
Magda Pawełkowska. Jego jedyna, prawdziwa przyjaciółka.
Staruszka, które ostatnie jedenaście lat swojego życia zajmowała się
wychowywaniem obcego dziecka.
Wyciągnął z kieszeni znicz i zapalił go, po czym postawił na
nagrobku. Wyprostował się i sięgnął do kieszeni po kolejnego papierosa.
-Witaj- odezwał się cicho.- Byłem tu wczoraj, ale… Znowu się
dużo wydarzyło. Po raz pierwszy od bardzo dawna miałem prawdziwe święta.
Cudowne uczucie, zresztą, z pewnością wiesz, o co mi chodzi. Bliźniacy kupili
mi gitarę.- Przerwał na chwilę i zaciągnął się dymem z namysłem.- Nienawidziłem
ich przez tyle lat, a teraz, kiedy się zakolegowaliśmy, oni w tak krótkim
czasie tyle dla mnie zrobili. Gitara jest wspaniała, taka, o jakiej zawsze
marzyłem. Nie mogłem w to uwierzyć. Chyba… Chyba nareszcie znalazłem to, o czym
tak często mi opowiadałaś. Oni… akceptują mnie i wygląda na to, że jesteśmy
prawdziwą rodziną. Szkoda, że nie możesz ich poznać. Na pewno bardzo byś ich
polubiła.- Znowu przyłożył papierosa do ust i nagle uśmiechnął się lekko.-
Wiem, że demony wrócą. Zawsze wracają, ale… chyba zaczynam wierzyć w to, że
damy sobie radę. Jeszcze nie wiem, jak, ale razem coś wymyślimy.
Umilkł wpatrując się w jakiś bliżej nieokreślony punkt.
Powiedział już wszystko, co chciał. W Wigilię przyszedł na cmentarz i prowadził
swój monolog dłużej opowiadając po cichu Magdzie, co wydarzyło się ostatnio w
jego życiu. Przychodził na jej grób tak często, jak tylko mógł. Teraz, kiedy
nie było go w mieście, umówił się z jedną z wychowanek pobliskiego domu
dziecka, że w zamian za drobną opłatę będzie sprzątać nagrobek Pawełkowskiej.
Dziewczyna zgodziła się i wywiązywała się ze swego obowiązku wzorowo. Przez
chwilę się zastanawiał, czy nie dołożyć jej więcej za sprzątanie grobu matki,
ale doszedł do wniosku, że nie. W końcu Iza ma rodzinę, niech oni o nią dbają.
-Cześć.
Kevin odwrócił się i zmrużył oczy widząc przed sobą Maćka
Zakrzewskiego.
Swojego dziadka.
Nie chciało mu się wierzyć, że ten stary pryk to jego
rodzina, ale wyglądało na to, że jednak siłą rzeczy tak jest. Mentalnie
przygotował się do ostrej wymiany zdań.
-Czego chcesz?- spytał z niechęcią.
-Porozmawiać- odparł spokojnie staruszek wyraźnie dając do
zrozumienia, że nie ma zamiaru dać się sprowokować.
-Nie mamy o czym rozmawiać.
-Słuchaj, Kevin- zaczął mężczyzna wzdychając ciężko.- Nie
mam zamiaru krytykować cię za to, jakie masz zdanie o Izie. Nie wiem, co działo
się z nią przez te dwadzieścia lat. Nie mam pojęcia, jak cię traktowała i o co
tak naprawdę masz do niej pretensje. Chyba nawet nie bardzo mnie to interesuje.
Po prostu… Przyjechałem tutaj wyprawić pogrzeb swojej córce i okazało się, że
ktoś już się tym zajął. Okazuje się, że mam dorosłego wnuka, o którym nic nie
wiem. Chciałbym cię poznać.
-To nie jest najlepszy pomysł- burknął chłopak wpychając
ręce w kieszenie spodni.
-Dlaczego?
Kevin westchnął. Postanowił być szczery z Maćkiem, być może
wtedy będzie miał spokój.
-Nie jestem taki, jak ci się wydaje. Nie potrafię tak po
prostu zapomnieć o tym wszystkim, co zrobiła mi stara. Nie mam zamiaru dobrze o
niej mówić i wysłuchiwać, jaka to była wspaniała za młodu. Umarła, a ja cieszę
się z tego. Naprawdę mi ulżyło.
-W porządku- staruszek uniósł ręce w poddańczym geście.-
Może więc opowiesz mi coś o niej? Jesteś jedyną osoba, która była blisko niej
przez te wszystkie lata.
-Wyobrażasz sobie ją jako idealną córeczkę, a ja nie mam
zamiaru tego psuć. Nie chcesz usłyszeć tego, co mam do powiedzenia.
Maciek uparł się, że chce wiedzieć wszystko, co tylko jest
ważne. Kevin uśmiechnął się na myśl, że nie odziedziczył swojego uporu tylko po
ojcu, ale również po dziadku.
Staruszek był zdeterminowany i szatyn w końcu odpuścił. Stojąc
na mrozie z rękami schowanymi w kieszeniach spodni zaczął opowiadać. O tym, że
matka go nie chciała i próbowała go udusić. O sąsiadce, która uratowała mu
życie i wychowywała go. O matce, która piła i w pewnym momencie nawet zaczęła
ćpać. O jej spotkaniach z mężczyznami i tym, jak go traktowano. O tym, że odkąd
skończył jedenaście lat, sam musiał się o siebie troszczyć, bo matka nie
chciała mu nawet dać jeść. O swoich bójkach na ulicy i tym, jak w końcu zaczął
sobie radzić. O tym, jak powoli przejął kontrolę nad swoim życiem i podjął
pracę zagranicą wiedząc, że w przyszłości będzie studiował prawo.
Gdy skończył, Maciek stał w milczeniu przypatrując się
uważnie szatynowi. Kevin zaś czekał na jakąś odpowiedź. Po chwili starszy
mężczyzna westchnął głęboko i spojrzał ze smutkiem na dziewiętnastolatka.
-Teraz, gdy już mi to powiedziałeś nie dziwię się, że masz o
niej takie zdanie. Nigdy bym nie przypuszczał, że stanie się z nią coś takiego.
Mógłbym ją uznać za niewypał, ale…- Kevin parsknął śmiechem słysząc takie słowa
z ust staruszka.- Jesteś bardzo interesującym młodzieńcem. Byłoby mi miło,
gdybyś przyjechał do mnie na trochę. Poznalibyśmy się lepiej. Przedstawiłbym ci
twoją rodzinę. Wszyscy są ciebie ciekawi i nie mogą się doczekać, kiedy nas
odwiedzisz.
Chłopak nie skomentował tego nie będąc pewnym, czy w ogóle
ma ochotę poznawać rodzinę matki. Mężczyzna uśmiechnął się smutno.
-Wiem, że nie jestem najlepszym towarzystwem, ale byłoby mi
bardzo miło, gdybyś się zdecydował. Dwa lata temu pochowałem żonę i obecnie
jestem bardzo samotnym człowiekiem. Przyjedź chociaż na kilka dni.
Kevin westchnął ciężko zastanawiając się intensywnie nad tą
propozycją. Zwykle nie podejmował spontanicznych decyzji, ale tym razem uznał,
że mu nie zaszkodzi. Szybko rozważył wszystkie za i przeciw, aż w końcu się
zdecydował.
-Mogę pojechać teraz na jakieś… pięć dni.
-Teraz? Naprawdę?
-Tia…- Sam nie wierzył, że się zgodził. Zrobił to chyba ze
względu na to, żeby bliźniacy się go nie czepiali. Wiedział, że gdyby uparli
się z tym tematem, nie miałby z nimi łatwego życia.
Umówił się z Maćkiem i ruszył w stronę domu chcąc się
spakować. Gdy przechodził przez park, usłyszał ciche piski. Zmarszczył brwi
zastanawiając się, co to jest. Przez chwilę rozglądał się z uwagą, aż wreszcie
zauważył na śniegu malutką, trzęsącą się kupkę futra.
Mały piesek skomlał i trząsł się. Był cały brązowy i
wyglądał na przerażonego. Nie miał obroży.
Kevin uśmiechnął się lekko i podszedł do zwierzaka. Wziął go
ostrożnie na ręce i obejrzał z każdej strony.
-Zimno ci, co?- mruknął cicho do niego.
Nie zastanawiając się długo rozpiął kurtkę i włożył trzęsącą
się kulkę do środka tak, aby zwierzak siedział mu na przedramieniu
przyciśniętym do ciała. Zapiął ubranie i przyspieszył kierując się do domu
bliźniaków. Miał nadzieję, że pies go nie obsika.
Gdy wszedł do domu, nikt już nie spał. Kevin ściągnął buty i
zawołał Billa.
-Co?- spytał Czarny wychylając się z salonu.
-Mam coś dla ciebie- powiedział Zakrzewski. Rozpiął kurtkę i
wyciągnął psiaka, po czym postawił go na podłodze.- Lubisz psy, prawda?
Bill pisnął i podbiegł do zwierzaka stawiającego niepewne
kroki na podłodze w korytarzu. Nadal się trząsł, ale chyba czuł się odrobinę
lepiej. Coger wziął go na ręce i przytulił z uśmiechem na twarzy.
-Jest śliczny! Skąd go wziąłeś?- spytał.
-Znalazłem. Jest twój.
Czarny kiwnął głową z uśmiechem i głaskał brązowe futerko z
uwielbieniem. Skąd Kevin wiedział, że taki prezent przypadnie chłopakowi do
gustu? Cóż, nie wiedział. Instynktownie czuł, że Bill jest osobą lubiącą
zwierzęta i kiedy zobaczył tą kupkę nieszczęścia, był pewien, że Coger z
pewnością zaopiekuje się zwierzakiem.
-Co to jest?- zapytał Tom wchodząc na korytarz.
-Pies, dostałem od Kevina.
-Mam nadzieję, że dla mnie nie przyniosłeś tarantuli?-
spytał podejrzliwie.
Szatyn wywrócił tylko oczami i odwiesił kurtkę na wieszać.
Tom wziął psa od bliźniaka i przypatrywał mu się z uwagą. W pewnym momencie
krzyknął wściekły i oddał zwierzę Czarnemu.
-Oszczał mnie!- warknął blondyn patrząc na swoją ulubioną
bluzę.
Kevin i Bill wybuchli śmiechem widząc oburzenie warkoczyka.
Zapowiadał się kolejny, wspaniały dzień.
Zakrzewski wyjechał na pięć dni zgodnie z obietnicą. Nikt
nie miał mu tego za złe, wszyscy zgodnie czekali na jego powrót. Maciek
mieszkał w małym domku na wsi. Jak to zwykle bywa w takiej małej społeczności,
mieszkańcy byli go bardzo ciekawi. Wieść o tym, kim jest, bardzo szybko się
rozeszła. Do dziadka Kevina przyjechała znaczna część rodziny chcąc go poznać.
Nie było chyba osoby, której by nie zaimponował, chociaż jego nawyk palenia papierosów
nie przypadł niektórym do gustu.
Chodził na długie spacery do pobliskiego lasu, kręcił się po
okolicy. Uspokajało go to, mógł w spokoju odetchnąć i pomyśleć. W dodatku
traktowano go jak króla, serwowano najlepsze jedzenie i ciasta, które rozpływały
się w ustach.
Przez te pięć dni nie było chwili, w której Kevin nie
myślałby o bliźniakach i Anicie. Chociaż ciężko było mu się do tego przyznać,
tęsknił za nimi i chciał jak najszybciej do nich wracać. Zwłaszcza do
dziewczyny, której nie widział dłużej niż braci.
Po powrocie do domu Cogerów jeszcze nie zdążył ściągnąć
kurtki, a już Tom podszedł do niego z butelką wódki i uśmiechnął się krzywo
machając mu nią przed nosem.
-Pijemy?
Bill omal się nie rozpłakał, kiedy po Sylwestrze mieli
wracać na uczelnię. Prawdopodobnie nie miałby takiego kiepskiego humoru, gdyby
nie potworny kac i fakt, że nie może zabrać ze sobą swojego pupilka. Nazwał
pieska Lucky, bo w końcu mały miał wielkie szczęście. Kto by pomyślał, że Kevin
się nad nim zlituje i go zabierze?
Ania nie była zachwycona tym, że będzie musiała zajmować się
czworonogiem, ale mina Czarnego była tak dobijająca, że nie odezwała się nawet
słowem na ten temat jedynie podsuwając kundlowi miskę z wodą. Zwierzak prawie
cały czas machał wesoło ogonem, zaczepiał wszystkich i ciągle chciał się bawić.
Oprócz Billa najbardziej polubił Toma i ciągle pchał się do niego żebrząc o
odrobinę uwagi. Blondyn uciekał wtedy do swojego pokoju i klął, żeby zabrać
tego małego pchlarza, zanim oszaleje. Wszystko było więc tak, jak zawsze.
Powrót do mieszkania w bloku nie był zbyt przyjemną
perspektywą. Oznaczało to powrót do rzeczywistości, do której żaden z nich nie
chciał wrócić. Ledwo Bill zdążył położyć torbę obok swojego łóżka, a już
rozdzwonił się jego telefon.
-Halo?
-Cześć. Jesteś już w mieście?
Chłopak westchnął słysząc głos Natalii.
-Tak, właśnie wróciłem.
-Świetnie. Za pół godziny będę u ciebie.
-Ale…
Pip pip.
Czarny westchnął ciężko.
-Wstrętne babsko- pomyślał zły.
Wcale tak nie myślał. Nie był to jednak jego szczęśliwy
dzień i czuł, że to spotkanie nie wyjdzie najlepiej. Padł na łóżko z cichym
jękiem i ukrył twarz w poduszce.
Tom w pierwszej kolejności zawędrował do kuchni w
poszukiwaniu pokarmu. Czarny zobaczył tylko, jak wybiega z domu krzycząc, że
musi kupić coś do jedzenia, bo w lodówce jest tylko światło, a tym to on się
nie naje.
Kevin dla odmiany podłączył do wzmacniacza gitarę i ustawił
ją cicho tak, aby nie przeszkadzać sąsiadom. Zaczął sobie przygrywać różne
kawałki- jeden radosne, inne melancholijne, a jeszcze inne typowo metalowe.
Ktoś zadzwonił do drzwi. Bill wstał i poszedł otworzyć.
W progu stała Natalia. Jak zwykle wyglądała nienagannie,
miała zrobiony staranny makijaż i biła od niej pewność siebie. Podeszła do
Cogera i pocałowała go mocno w usta na przywitanie.
-Tęskniłam- powiedziała cicho.
-Ja też- mruknął Bill siląc się na uśmiech.
Zaprosił modelkę do środka nie bardzo wiedząc, co mogliby
robić. Dziewczyna spojrzała dziwnie na Zakrzewskiego, który bez najmniejszych
zahamować przebierał po gryfie gitary wygrywając najróżniejsze melodie.
-Co za idiota kupił temu wariatowi taką gitarę?- zapytała
Natalia marszcząc brwi.
Czarny podrapał się po głowie.
-Ja. Na spółę z Tomem.
Modelka nie skomentowała tego. Usiadła na łóżku Billa i
niegrzecznie poprosiła Kevina, żeby z łaski swojej przestał brzdąkać. Szatyn
tylko pokazał jej środkowy palec upewniając się, że Coger tego nie widzi.
-Przyszłaś z jakiegoś konkretnego powodu, czy po prostu
chciałaś się ze mną spotkać?- zapytał Bill.
-Chciałam pogadać- dziewczyna wzruszył ramionami.- W końcu
jesteśmy razem. Gdzie zgubiłeś swojego kopniętego braciszka?
Jak na zawołanie do domu wszedł Tom. Niósł trzy pełne torby
jedzenia. Na jego twarzy widniał wielki uśmiech.
-Wykupiłeś pół sklepu?- zapytał szatyn unosząc jedną brew.
-Nie marudź i chodź tutaj. Pomożesz mi to wypakować.
-Zapomnij- rzucił Zakrzewski mimo wszystko wstając i idąc do
kuchni.
-Oni tak zawsze?- spytała Natalia patrząc uważnie na
Czarnego.
-Z reguły tak. Teraz są spokojni, na początku omal się nie
pozagryzali. Wolę nie mówić, co tu się działo.
-Jak ty z nimi wytrzymujesz?
Bill wzruszył ramionami.
-Nie jestem święty.
Modelka zaczęła mówić o agencji, w której była zatrudniona.
Nie mogła się doczekać momentu, w którym przyjedzie reprezentant z Hiszpanii i
wybierze ją do zaprezentowania najnowszej kolekcji strojów jesiennych. Czarny
obiecał jej, że z nią pójdzie. Jej wzrok dobitnie wyrażał, że nie ma prawa się
sprzeciwić.
Nie chcę być pantoflarzem, pomyślał z oburzeniem, kiedy już
żegnał się z dziewczyną.
Odetchnął, gdy zamknęły się za nią drzwi. Nareszcie spokój!
Położył się na swoim łóżku i westchnął głęboko. Przez długą
chwilę wsłuchiwał się w dźwięki gitary, a potem sięgnął po laptopa i włączył
go. Usiadł wygodnie na łóżku i wpatrywał się w niego stukając palcem w jakiś
klawisz.
Rozejrzał się po pomieszczeniu, jakby szukając odpowiedzi na
pytanie, którego nawet nie znał. W końcu otworzył program do pisania i spojrzał
na pustą, białą kartkę. Jeszcze przez chwilę się zastanawiał i rozważał swój
pomysł.
Lubił pisać, nawet bardzo. Nigdy nie miał problemów z
żadnymi wypracowaniami, to była dla niego bułka z masłem. Czytał wiele książek
i wysławiał się jak dobrze wykształcony człowiek, mimo że miał dopiero
dziewiętnaście lat.
Jeszcze przez chwilę myślał intensywnie nad tym, co miał
zamiar zrobić, a potem po prostu wziął się za pisanie.
„Bill Coger siedział na parapecie okna w swoim pokoju…”
Słowa płynęły same, jakby bez udziału jego woli. Przypomniał
sobie o pamiętniku, który z jakiegoś powodu włożył do swojej torby tuż przed
wyjazdem. Wiedział, że mu się przyda.
Pisał i pisał nie przejmując się tym, co robią jego bracia.
Przypominał sobie powoli zdarzenia sprzed trzech lat i zapisywał w programie.
Gdy skończył pisać pierwszy rozdział, zaczął czytać wszystko od początku.
Poprawił ewentualne błędy, których wcześniej nie zauważył i westchnął cicho.
Zerknął na Toma zastanawiając się, jak on to wszystko odbierał. Mógłby go o to
spytać, ale nie chciał, żeby ktoś dowiedział się o jego bazgrołach.
Jesteśmy jednością, pomyślał. Skoro tak dobrze się rozumiemy,
to powinienem umieć jakoś sobie wyobrazić, jak on mógł się czuć w tamtej
sytuacji. Ewentualnie się go potem o to spytam.
Zadowolony ze swojego pomysłu, zaczął pisać dalej.
Wieczorem zawitała do nich Anita. Na widok Kevina
uśmiechnęła się szeroko. Podeszła do niego i mocno wtuliła się w jego ramiona.
Chłopak jedynie przewrócił oczami, chociaż było widać, że również się cieszy.
-To twoja gitara?- spytała Mrozowska z ciekawością.
-Tak, dostałem od bliźniaków- odparł z lekkim uśmiechem.
-Zagrasz coś?
Szatyn skrzywił się, ale wziął do ręki instrument i zaczął
grać.
-Kiedy mówiłeś, że jesteś taki dobry, nie kłamałeś!- rzuciła
Anita, kiedy piosenka dobiegła końca.
-Ja nigdy nie kłamię. Jak minęły ci święta?
-Było do kitu. Ojciec przez pół kolacji gadał z jakimś
facetem. Szukał kogoś, kto zrobi mu na ścianach w jego klubach porządne
graffiti. Michał zniknął gdzieś na całe święta i wrócił dopiero dzisiaj w
południe… Koszmar. W dodatku pokłócił się z ojcem. Dom wariatów. A jak było u
ciebie?
-Spędzałem święta u bliźniaków. Było… całkiem fajnie.
Bill zaśmiał się cicho przypominając sobie owo „fajnie”.
Tak, z pewnością nie nudzili się w te święta.
Wzrok Cogera i Kevina skrzyżował się na chwilę i obaj
uśmiechnęli się do siebie porozumiewawczo.
-Co wy tam robiliście?- spytała zaintrygowana dziewczyna
widząc ich miny.
-Nie chcesz wiedzieć- zaśmiał się Czarny przypominając sobie
Toma paradującego bez majtek, bitwy na śnieżki i pijaństwo, podczas którego
wydurniali się jak dzieci z przedszkola. O tym, jak rzucali sąsiadom petardy
pod dom wolał w ogóle nie myśleć.
Do pokoju wszedł Tom trzymając w ręce batonik czekoladowy.
-Co robiliście w przerwie świątecznej?- zapytała Anita mając
nadzieję, że blondyn się wygada.
Tom tylko pokręcił głową.
-Nie chcesz wiedzieć- mruknął.
Bill parsknął śmiechem słysząc dziwną nutę w jego głosie.
-Czyżbyś miał jakieś złe wspomnienia z tego okresu?- spytał
złośliwie Kevin odkładając gitarę.
-Zamknij się!
-A jednak!
-Jesteście nienormalni!- westchnęła Mrozowska przyglądając
się po kolei każdemu chłopakowi.
-Żadna nowość- stwierdził Bill wracając do pisania.
Normalność to kwestia względna, pomyślał Bill. Ale my i tak
jesteśmy jacyś inni.
Bliźniacy szli korytarzem kierując się do sali, w której
mieli mieć wykład. Tom rozglądał się czujnie jakby się obawiając, że zaraz ktoś
na niego wyskoczy i znowu zrobi z niego kompletnego głupka.
-Pokażesz mi wreszcie tą osobę?- spytał zirytowany blondyn
widząc uśmiech na twarzy brata. Dobry humor Billa doprowadzał go do szału.-
Bill!- jęknął zły, kiedy Czarny pokiwał przecząco głową.- Nie bądź chamski!
Powiedz mi wreszcie, kto to jest! To wcale nie jest zabawne.
-Po zajęciach.
-Obiecujesz?!
-Tak, nie wściekaj się.
-Jak mam się nie wściekać? Dobrze wiesz, co się wokół nas
dzieje. Atakują nas potworki, zasztyletowały już dwie osoby, a ty się
szczerzysz z jakiegoś głupiego powodu! Ogarnij się! Ja chcę mieć chociaż ten
jeden problem z głowy.
-Nie marudź. Tak na dobrą sprawę, ta osoba jest
nieszkodliwa. Pokażę ci ją po zajęciach, a ty rób sobie z nią, co chcesz.
-Jesteś wstrętny.
-I dlatego mnie kochasz.
-Czasami po prostu cię…
-Tak, wiem, nienawidzisz.
Tom warknął ostrzegawczo, ale Bill w ogóle się tym nie
przejął jedynie uśmiechając się do bliźniaka.
I kto powiedział, że bycie bratem takiego Billego to dobra
sprawa, pomyślał zirytowany blondyn.
Gdyby nie talent artystyczny, nie wytrzymałby tego dnia w ciasnych
salach. Na szczęście umilił sobie czas rysując w dużym notesie portret Billa.
Miał ochotę narysować mu krzywe zęby, ale powstrzymał się dosłownie w ostatniej
chwili. Gdy skończył, zabrał się za Kevina. Nie potrafił aż tak dobrze rysować
z pamięci, więc znalazł odpowiednie zdjęcie w telefonie i patrząc na nie,
uwieczniał na kartce twarz Zakrzewskiego.
Po zajęciach czekał z niecierpliwością, aż wreszcie Bill się
nad nim zlituje i pokaże mu tego wstrętnego typka, który przez ostatnie
tygodnie tam brutalnie sobie z nim pogrywał. Już widział w wyobraźni, jak
rachuje mu wszystkie kości. Z Tomem Cogerem się nie zadziera, do cholery!
-Bill?- upomniał brata przed wejściem do budynku.
-Już. Muszę ją znaleźć.
Blondyn posłusznie szedł za bliźniakiem czekając, aż wskaże
mu osobę, którą zaraz zmasakruje. To, że nie wdawał się ostatnio w bójki nie
oznacza, że nie miał na to ochoty.
-Widzę!- rzucił Czarny mając coraz lepszy humor.
Tom nie rozumiał, dlaczego Bill wygląda na takiego
rozbawionego. Przecież to, że ktoś robi sobie z niego jaja, wcale nie jest
śmieszne. Co prawda poczuł przedsmak tego, co robił bratu w liceum, ale nie
chciał, aby to trwało zbyt długo.
-Widzisz tego blondyna w czarnej kurtce? Ma niebieską torbę
Nike- powiedział Bill pokazując wejście do innego budynku.
-To on?- spytał Tom zaciskając zęby.
-Nie- zaśmiał się Czarny.- To ta laska obok niego.
Starszy Coger spojrzał na brata ze złością.
-To nie jest śmieszne, Bill! Przestań sobie żartować!-
wrzasnął chłopak zaciskając ręce w pięści.
-Ale ja mówię prawdę!
-Ty…! To wcale nie jest zabawne! Ile razy mam ci to
powtarzać?! Sam prosisz się o lanie.
-Mówię serio!
-Przestań kłamać, idioto!
Tom nie panując nad odruchami, złapał Billa za kurtkę i
podstawił mu haka. Razem wywrócili się na ziemię. Nie przejmując się tym, że
coraz więcej osób przygląda im się z ciekawością, blondyn wziął do ręki śnieg i
zaczął nim nacierać twarz brata.
-Żryj to!- warknął próbując mu wepchnąć wszystko do ust.
-Zupełnie ci odbiło!- jęknął Bill wierzgając nogami i
odwracając głowę na wszystkie strony. Mimo swojej przegranej pozycji jego
ramiona nadal trzęsły się od powstrzymywanego śmiechu.- Przecież powiedziałem
prawdę!
-Chyba kpisz!
Tom już był bliski wepchnięcia bratu śniegu do buzi, kiedy
nagle ktoś mocno chwycił za kołnierz jego kurtki i zdjął go z krztuszącego się
bliźniaka.
-Co wy wyprawiacie?!
Blondyn odetchnął głęboko patrząc z oburzeniem na Kevina.
-Przeszkadzasz.
-Mówiłem prawdę, idioto! To ona!- rzucił Bill gramoląc się
ze śniegu i otrzepując ubranie.
-Wszyscy się na was gapią jak na przybyszów z innej planety!
Zachowujecie się jak dzieci z przedszkola! Ogarnijcie się i zostawcie sobie
takie zabawy na później, jak już będziecie w domu.
-Bo co? Chcesz się pobawić z nami?- spytał Tom uśmiechając
się zadziornie.
Kevin wywrócił oczami, podstawił blondynowi haka i pchnął go
na śnieg. Tom próbował przytrzymać się Billa i obaj znowu upadli.
-Idźcie się leczyć. Spadam do domu. Uprzedzam tylko, że
obserwują was nie tylko uczniowie. Jeśli nie chcecie mieć przerąbane za bójki,
lepiej się uspokójcie.
Szatyn zmierzył bliźniaków niechętnym spojrzeniem, po czym
odwrócił się i odszedł.
-Gbur- mruknął Tom wstając.
-Nie musisz mi wierzyć, jeśli nie chcesz, ale to na serio ta
dziewczyna. Rób co chcesz, ja stąd spadam!
Blondyn westchnął, kiedy Czarny krzycząc pobiegł za Kevinem.
Spojrzał na dziewczynę, którą wskazał mu brat i westchnął. Bill z pewnością by
aż tak głupio nie żartował. Skoro upierał się przy tej lasce, widocznie była
winna.
Zmarszczył brwi i ruszył w jej kierunku. Nie wiedział, jak
to rozegra, ale był pewien, że jej nie odpuści. Nikt nie ma prawa bezkarnie
robić z niego durnia. Ta baba zadarła z nieodpowiednią osobą.
Gdy podszedł bliżej zobaczył, że ubiera się jak skejt. Miała
na sobie dosyć szerokie dżinsy, do tego adidasy i zieloną kurtkę z kapturem. Na
głowie miała zwykłą czapkę z daszkiem, chociaż spod spodu wystawała druga,
zimowa. Widząc, że do niej podchodzi, uśmiechnęła się cwaniacko. Ten gest
dobitnie świadczył o tym, że to ona.
Odprawiła kolegę i splotła ręce na piersi.
-Patrzcie, kogo my tu mamy!- odezwała się do niego, a
uśmiech wciąż nie schodził z jej ust.- Tom Coger. Już myślałam, że nigdy się nie
domyślisz.
Zacisnął mocno zęby i stanął przed nią na wyciągnięcie ręki.
Przez chwilę patrzył w jej zielone oczy nie dając po sobie niczego poznać.
-Zadzierasz z nieodpowiednią osobą, kotku.
-Grozisz mi?- uniosła brwi.
-Ostrzegam. Odczep się ode mnie. Właściwie… Właściwie to
nawet nie wiem, dlaczego tak się na mnie uwzięłaś. Mogłabyś mi to wyjaśnić z
łaski swojej? A może po prostu lubisz zaczepiać innych chłopaków, bo nie
potrafisz sama z nimi zagadać?
Zaśmiała się sztucznie. Nie wyglądała na zbyt przyjaźnie
nastawioną.
-Nie pochlebiaj sobie, gówniarzu. Skoro tak bardzo chcesz
wszystko wiedzieć, to z chęcią ci to wyjaśnię. Z pewnością znasz Olę Kostrzewę…
Tom przez chwilę zastanawiał się, kto to jest. Dopiero po
chwili dotarło do niego, że to tej dziewczynie obcięli włosy i uciekła z ich
mieszkania z płaczem.
-Jaki to ma związek ze sprawą?
-To moja siostra, palancie! A ty obciąłeś jej włosy.
Tom zaśmiał się nieprzyjemnie. Nie miał najmniejszych
wyrzutów sumienia, bo dziewczyna sama się o to prosiła.
-Dostała to, na co sobie zasłużyła.
-Tak samo jak ty!- syknęła zielonooka opuszczając ręce luźno
wzdłuż tułowia i zaciskając dłonie w pięści.- Skoro ci się nie podobała, trzeba
było po prostu jej o tym powiedzieć, a nie zabawiać się jej kosztem! Jesteś
zwykłym, bezmózgim debilem, skoro tak postąpiłeś!
-Przestań jej bronić!- syknął Coger denerwując się coraz
bardziej.- I przestań mnie obrażać! Oceniasz mnie mimo tego, że nic o mnie nie
wiesz! My nie mieliśmy prawa się na niej odegrać, ale ona mogła wykorzystać
mojego brata, co?!
-Nie bredź- powiedziała spokojnie dziewczyna.
-Och, nie powiedziała ci?- spytał Tom z uśmieszkiem na
ustach.- Nie przyznała się, że najpierw zaczęła się łasić do mojego brata, a
potem wręcz wpraszać do naszego domu. Próbowała go wykorzystać i bawiła się
nim, dopóki jej to odpowiadało. Chciała się dostać do mnie poprzez „przyjaźń” z
Billem. Kiedy do nas przyszła dostała to, na co sobie zapracowała. Poza tym, to
Kevin obciął jej włosy. Ja ją tylko trzymałem.
Dziewczyna zamachnęła się i z całej siły uderzyła Toma w
twarz. Blondyn spojrzał na nieznajomą czując rosnącą wściekłość.
-Nigdy więcej tego nie rób!- wysyczał czerwieniejąc na
twarzy.- Następnym razem ci oddam, przysięgam.
-To w tobie się zakochała. Nie miałeś prawa jej tak
potraktować.
-Jeśli ona miała prawo bawić się uczuciami mojego brata, ja
miałem prawo nawet wyrzucić ją przez okno. Brat to dla mnie rzecz święta.
Zapamiętaj to sobie raz i na zawsze. Nie zbliżaj się do nas, bo gorzko tego
pożałujesz. Obcięcie włosów było jedynie ostrzeżeniem. Następnym razem już
możemy nie być tacy uprzejmi.
Tom zasalutował drwiąco i odwrócił się na pięcie. Powiedział
to, co chciał powiedzieć. Miał nadzieję, że dziewczyna się odczepi i da mu
święty spokój. Nigdy by nie wpadł na to, że te ciągłe uprzykrzanie mu życia ma
coś wspólnego z Olą, przede wszystkim dlatego, że tylko on był celem ataków.
Nigdy nie zrozumiem kobiecej logiki, pomyślał Tom kręcąc
głową.
Nareszcie! :) Widzę że potwory na razie dały sobie spokój. Ale to pewnie dlatego że coś knują. Jestem strasznie ciekawa jak to się wszystko potoczy. Mam cichą nadzieję że coś się ruszy i dodasz na dniach następne części tego i pozostałych opowiadań. Przyzwyczaiłaś mnie do nich i już nie mogę się doczekać. Pozdrawiam. :)
OdpowiedzUsuńROZDZIAŁ SUPER
OdpowiedzUsuńMAM DZIWNE WRAŻENIE, ŻE NIE TYLKO OLA ZAKOCHAŁA SIĘ W TOMIE XD
CZEKAM NA NASTĘPNY
DUŻO WENY
KOTEK
PS.ZAPRASZAM DO MNIE
twicest-tokio-hotel-by-kotek.blogspot.com
To logiczne, ze na 80% będą razem. To "ideał" Toma w końcu, nie?
UsuńTy już wiesz co :)
OdpowiedzUsuń