Specjalnie dla Anonimka, przez którego omal nie dostałam zawału po powrocie do domu.
***
Huk zamykanych drzwi obudził obu Cogerów. Nieprzytomni
patrzyli na Zakrzewskiego chodzącego po pokoju nerwowym krokiem. Wyciągnął
torbę i wszystko z niej wysypał, by po chwili zacząć pakować niektóre rzeczy.
Bill dmuchnął na grzywkę i spojrzał na niego
zdezorientowany.
-Wyjeżdżasz?- zapytał.
Kevin nie odpowiedział nawet nie zaszczycając go
spojrzeniem. Szybko ruszył do łazienki, a potem wrócił z powrotem do pokoju
niosąc w rękach swoje kosmetyki.
-Co się dzieje?
-Moja stara nie żyje- powiedział w końcu chłopak.- Muszę
jechać.
-Co się stało?- spytał Tom szeroko otwierając oczy.
Bliźniacy poczuli się niezręcznie. Nie wiedzieli, co mają
powiedzieć, w końcu Kevin nie jest zwyczajną osobą. W dodatku podejście, jakie
prezentował, jeszcze bardziej zbijało ich z tropu.
-Jechała samochodem z jakimś facetem, oboje byli pod wpływem
alkoholu. Wpadli pod tira i dachowali, dopóki nie zatrzymali się na jakimś
drzewie. Facet zmarł na miejscu, a moja stara w szpitalu- wyjaśnił beznamiętnie
Zakrzewski.
-Przykro mi- powiedział młodszy Coger niepewnie.
-A mi wcale. Jeden kłopot mniej.
Bill i Tom rzucili sobie szybkie spojrzenie. Nie musieli nic
mówić. To, że jadą ze swoim bratem, było oczywiste.
Wstali szybko z łóżka.
-Jedziemy z tobą- powiedział Czarny.
-Nie, dzięki. Dam sobie radę sam- powiedział szatyn
wzruszając ramionami.
-Nie ma mowy- Tom wyrwał bratu torbę i odłożył ją na swoje
łóżko.- Idź się ogarnąć, wyglądasz tragicznie. Gdzie ty w ogóle byłeś całą noc?
-Nie twoja sprawa- warknął Kevin.
-Weź prysznic, a ja przygotuję nam coś do jedzenia- rzekł
Bill przeciągając się.
-Ale…
-Chyba nie muszę ci tego dwa razy powtarzać, co? Pod
prysznic. Dalej!
Kevin westchnął głęboko.
-Igrasz z ogniem, Bill.
-Zlejesz mnie potem, jeśli już tak bardzo ci na tym zależy.
Tom, idźcie razem. Tak będzie szybciej. Z tego, co pamiętam, autobus mamy za
niecałą godzinę.
Blondyn kiwnął głową. Nie było sensu przedłużać, skoro
Zakrzewskiemu zależało na czasie. Bill ruszył do kuchni robić śniadanie, a w
tym czasie jego bracia poszli pod prysznic. Akurat skończył szykować kanapki,
kiedy przyszli do kuchni.
Młodszy Coger szybko wskoczył pod prysznic starając się
wykonać wszystkie czynności jak najszybciej. To, w jaki sposób Kevin wyrażał
się o swojej matce, szokowało go. Wiedział, że ta kobieta nie była w porządku
wobec swojego syna, ale mimo wszystko uważał, że należał się jej szacunek. Z
drugiej jednak strony oczywiste było, że wychowując się w normalnej rodzice
stracił szansę przekonania się, ile tak naprawdę szatyn musiał wycierpieć. Nie
miał więc podstaw do tego, żeby go krytykować. Mógł się jedynie cieszyć, że to
nie on musiał to wszystko przeżyć i znieść.
Gdy skończył, bracia już czekali na niego gotowi do wyjścia.
Bill chwycił w rękę jedną kanapkę i jadł ją idąc na podmiejski. Pojechali na
stację, skąd mieli bezpośredni autobus do swojego rodzinnego miasteczka.
-Naprawdę masz takie zdanie o swojej matce?- zapytał Tom
patrząc z ciekawością na Kevina.
Szatyn wzruszył ramionami.
-Nie dała mi powodu, żeby mieć lepsze- burknął.
-Mimo wszystko chyba nie powinieneś się cieszyć z jej
śmierci- powiedział ostrożnie Bill.
-Nie cieszę się. Po prostu mi lżej, że już jej nie ma. Co to
w ogóle ma być? Wywiad środowiskowy?!
-Nie, po prostu… Wydaje mi się, że powinieneś okazywać jej…
Hm, szacunek?
-Okazuję. W końcu zgodziłem się wydać na nią sporo kasy i
wyprawić jej ten głupi pogrzeb. Mogłem ją przecież tak zostawić, prawda?
Cogerowie nic nie powiedzieli patrząc jedynie na siebie
porozumiewawczo. Kevin dostrzegł ten wzrok i wywrócił oczami.
-Przestańcie sobie rzucać te głupie spojrzenia. Nie mam
zamiaru udawać, że ich nie widzę.
-My tylko…- chciał wytłumaczyć się Bill, ale Zakrzewski mu
przerwał.
-Zabranie was to był kiepski pomysł. Patrzycie na mnie jak
na wariata.
-Bo się zachowujesz jak…
-Nie moja wina, że miałem zwyrodniałą matkę!- oburzył się
szatyn patrząc na braci ostrzegawczo.
-Mimo wszystko nie powinieneś tak o niej mówić- westchnął
blondyn.
-Jak? To była zwykła dziwka i tyle.
-Kevin!- powiedział Bill szeroko otwierając oczy.- Hamuj się
trochę.
-Nie mam zamiaru. Powinieneś wreszcie zrozumieć, że nie
jestem taki, jak ci się wydaje- wycedził chłopak.- Moja stara była tym, czym
była. Nie żyje, zginęła w wypadku, który wydarzył się z jej winy. Przez całe
życie ćpała, chlała, sprzedawała się temu, kto więcej zapłacił i miała mnie w
głębokim poważaniu. Nie mam zamiaru żałować czegoś, czego nigdy nie miałem.
Wychowywała mnie Magda, dopóki nie zmarła. To ona o mnie dbała i starała się,
żebym miał wszystko, czego było mi potrzeba. Była dla mnie ważna. Koniec,
kropka.
-Ale…
-Na szacunek trzeba sobie zasłużyć- wtrącił od razu
Zakrzewski.- Ona zapracowała jedynie na pogardę.
I litość, pomyślał Bill patrząc na Kevina, jednak nie
powiedział tego głośno.
Po chwili napiętej ciszy na stację wjechał odpowiedni
autobus. Chłopcy kupili bilety i rozsiedli się wygodnie na siedzeniach.
Zakrzewski usiadł sam, a Cogerowie zaraz za nim razem. Ściągnęli z siebie
okrycie, które uznali za zbędne i upchnęli je na półce umieszczonej nad głowami
ewentualnych pasażerów. Czekały ich prawie cztery godziny jazdy, nie było więc
sensu siedzieć w kurtce.
Oprócz nich w autobusie było jeszcze tylko kilka osób,
większość usiadła całkiem z tyłu pojazdu.
Kevin od razu włożył w uszy słuchawki od telefonu kompletnie
ignorując przy tym Cogerów.
-Tom? Za tydzień są święta, a on…
Bill z cichym westchnieniem przedstawił bratu swój pomysł spędzenia
świąt. Blondyn na początku nie był tym zachwycony, a po chwili namysłu doszedł
do wniosku, że nie będzie tak źle.
-Dobra, ale ty bierzesz na siebie rozmowę z mamą- powiedział
starszy Coger.
-Ok. Oddawaj kasę- powiedział Bill ruszając sugestywnie
ręką.
-Jaką kasę?- zapytał Tom patrząc na rękaw swojej bluzy,
jakby nagle zobaczył coś niezwykle ciekawego.
-Nie udawaj idioty. Oddawaj!
-Nie mam…
-Dobrze wiem, że podkradasz kasę, którą Aleks i mama dali
nam na jedzenie i różne wydatki. Zwinąłeś już prawie tysiąc złotych.
-To aż tak widać?- zapytał ostrożnie Tom drapiąc się po
głowie.
Czarny wywrócił oczami.
-No, cóż, gdybyś za dwie reklamówki z zakupami nie zapłacił
czterystu złotych, to raczej bym się nie doliczył.
Blondyn westchnął.
-Dobra, mam kasę. Ale jest mi potrzebna.
-Nie fatyguj się z prezentem dla mnie, w tym roku nie
musisz.
-Dlaczego?
-Bo ode mnie też nic nie dostaniesz.
-Dlaczego?!
Tom z każdą chwilą był coraz bardziej naburmuszony. Musiał
mieć poważne plany związane z zabranymi pieniędzmi, ponieważ sporo można by o
nim powiedzieć, ale na pewno nie to, że jest materialistą. Wydawał swoje
pieniądze mniej więcej na bieżąco, oszczędzając tylko tyle, ile potrzebował na
ewentualne upominki czy porządny ciuch.
-W tym roku zbieramy na inny cel.
-Ale ja już wybrałem dla ciebie prezent!- powiedział Tom
zirytowany.
-Dasz mi go za rok- rzekł Bill obojętnie wzruszając
ramionami.
Blondyn robiąc minę zbitego psa sięgnął do tylnej kieszeni
spodni i wyciągnął z niej plik banknotów.
-Tak właściwie dlaczego ty masz je trzymać?
-Żeby cię nie kusiły- powiedział Bill wyrywając bliźniakowi
pieniądze.
-Jesteś gorszy niż baba w ciąży.
-Nie marudź. To dla dobra ogółu.
Tom spojrzał tęsknie na rękę Czarnego, ale nic nie
powiedział. Bill był pewien, że gdyby bliźniak naprawdę nie chciał mu dać tych
pieniędzy, to by tego nie zrobił. Widocznie sam świetnie rozumiał, jak bardzo
ważne jest wydanie ich akurat w ten sposób.
Droga do domu była bardzo nużąca. Bliźniacy oparli się o
siebie wygodnie próbując zasnąć. Takie manewry mieli już opanowane do perfekcji
i rozpracowane metodą prób i błędów. W mgnieniu oka ułożyli się tak, aby
obydwaj czuli się komfortowo. Nie odczuwali tego jako coś złego lub
krępującego, chociaż inni chłopacy w ich wieku zapewne by to tak postrzegali.
Oni jednak byli do tego przyzwyczajeni od dziecka. Skoro tak było wygodniej, to
dlaczego by nie?
-Pedały.
Bill otworzył oczy i spojrzał ze zdziwieniem na staruszkę
siedzącą w tym samym rzędzie co oni, lecz po drugiej stronie autobusu. Bez
wątpienia jej wypowiedź była kierowana do nich. Tom również uniósł głowę i się
obejrzał nie mogąc uwierzyć w to, co usłyszał.
Kobieta wyglądała na sześćdziesiąt kilka lat, była ubrana w
grubą kurtkę i sprane dżinsy. Na głowie miała zawiązaną chustkę. Patrzyła na
nich z jawnym oburzeniem. Wysoko uniesiona głowa wyraźnie dawała do
zrozumienia, że gardzi takimi jak oni, a niebieskie oczy były zimne jak lód.
Typowa, kopnięta katoliczka, pomyślał Bill z niechęcią
patrząc na Pismo Święte, które ściskała w dłoni.
Uśmiechnął się cwaniacko do kobiety i patrząc jej w oczy
położył rękę na kolanie bliźniaka, po czym powoli przesunął ją do góry. Tom
zachichotał zapominając o utraconych pieniądzach mimowolnie biorąc udział w
zabawie.
-Nie teraz, kotku- wymruczał głośno blondyn cmokając brata w
policzek.- Dopiero jak wysiądziemy.
Bill jęknął teatralnie udając, że pieści udo bliźniaka.
-Ale ja chcę teraz, Tommy- powiedział błagalnie wczuwając
się w swoją rolę.
Starszy Coger wymruczał coś cicho chrząkając. Jego twarz
była coraz bardziej czerwona od powstrzymywanego śmiechu.
-Spokojnie, obiecuję, że ci to wynagrodzę.
-Teraz, Tommy, proszę.
Twarz starszego Cogera mogła już konkurować z niejednym
dorodnym pomidorem. Był tak czerwony, że aż Bill się zdumiał, iż to w ogóle
możliwe. Sam również miał ochotę się roześmiać, ale obiecał sobie, że tego nie
zrobi, dopóki nie utrze nosa tej wstrętnej babie.
-No, dobrze. Skoro nalegasz…
Ręka Toma zawędrowała na biodro bliźniaka i chłopak zaczął
udawać, że całuje Czarnego. Bill natomiast wciąż patrzył się na kobietę
starając się wyglądać na podnieconego i zupełnie nieskrępowanego tym, co
rzekomo robił.
Staruszka fuknęła oburzona. Wstała z wysoko uniesioną głową
i przesiadła się do przodu, tuż za kierowcę.
Cogerowie spojrzeli na siebie wybuchając śmiechem i stuknęli
się zaciśniętymi pięściami przybijając żółwika.
-I po sprawie- westchnął Tom wracając do poprzedniej pozycji
wciąż chichocząc.
Bill mruknął coś tylko na znak zgody wyciągając telefon i
wybierając numer do matki. Wypadało ją uprzedzić, że przyjeżdżają.
Cogerowie wiedzieli, że Kevin nie będzie zachwycony
pespektywą przenocowania w ich domu, ale nie mieli zamiaru się tym przejmować.
Mimo tego, że szatyn chciał postawić na swoim i spędzić noc u siebie, okazało
się, że to niemożliwe. Dom został oddany jakiemuś mężczyźnie, któremu
Zakrzewska była winna sporą sumę pieniędzy.
Szatyn nie przejął się tym zbytnio. Jedynie wypalił
papierosa przyglądając się przez chwilę miejscu, w którym się wychował, a potem
z obojętną miną odwrócił się na pięcie i kiedy szedł przed siebie, ani razu się
nie obejrzał.
Tom czuł się dziwnie w tej sytuacji. Nie do końca rozumiał
postępowanie Kevina, chociaż z każdym dniem dopasowywał do siebie coraz więcej
elementów układanki.
Zakrzewski nie był normalnym dziewiętnastolatkiem, to
oczywiste. Był osobą, którą w żaden sposób nie dało się zaszufladkować, wciąż
czymś zaskakiwał i bez przerwy na za dużo sobie pozwalał. Można było mu wiele
zarzucić, ale w gruncie rzeczy nie był złym człowiekiem. Tom określiłby go
bardziej jako zagubionego. To, w jaki sposób mówił o swojej matce, było
szokujące. Większość jego wypowiedzi i poglądów było zaskakujące, a
argumentacja nie do zbicia.
Kevina po prosu nie można było zdefiniować. Niestety, to
sprawiało, że Cogerowie mieli nie lada problem. Nie wiedzieli, jak powinni się
zachowywać w jego obecności, a już zwłaszcza w tej sytuacji. Czego Zakrzewski
tak naprawdę od nich oczekiwał? Wsparcia? Współczucia? A może zostawienia go w
spokoju, żeby mógł sobie to przemyśleć i wyciągnąć właściwe wnioski?
Blondyn nigdy nie był dobry w rozmawianiu o uczuciach.
Obecna sytuacja zwyczajnie go krępowała. Nie wyobrażał sobie śmierci swojej
matki, a tym bardziej tego, żeby źle o niej mówić. Wydawało mu się, że Ania
będzie żyła wiecznie. Niedługo ma urodzić dzieci, więc z pewnością pożyje
jeszcze całe czterdzieści lat, żeby je wychować i jeszcze zająć się wnukami.
Jak może się czuć Kevin, który nigdy tak naprawdę nie miał matki? Jak on
postrzega jej śmierć? Czy jego wypowiedzi można traktować poważnie, czy jest to
tylko skutek szoku? Tom byłby skłonny przypuszczać, że raczej szatyn nie jest
aż tak źle nastawiony do swojej zmarłej matki. Dobrze wiedział, jak to jest,
kiedy nie jest się akceptowanym przez rodzica i ten umiera, zanim uda się
zdobyć jego miłość.
Pojawiało się coraz więcej pytań, a mało odpowiedzi.
Cogerowie byli zmuszeni siłą zawlec Kevina do domu. Chociaż
byli dorośli, tak naprawdę zachowywali się jeszcze jak dzieci. Tom widząc, że
Zakrzewski nie chce z nimi iść, po prostu wrzucił mu sporą ilość śniegu pod
kołnierz kurtki. Twarz szatyna momentalnie wykrzywiła się w grymasie złości i
blondyn nie zastanawiając się długo, zaczął uciekać.
-Ty głupi, przebrzydły warkoczyku! Chodź tutaj i walcz jak
mężczyzna!- wrzeszczał Kevin goniąc swojego brata i zostawiając swoją torbę
Czarnemu.
Walcz jak mężczyzna, Tom w myślach przedrzeźniał
Zakrzewskiego. Stary, goniąc mnie zachowujesz się jak dziecko z przedszkola.
Działania starszego Cogera nie były bezcelowe. Biegł w
stronę domu. Kevin nie wiedział, gdzie się przeprowadzili po ślubie ich matki,
więc nie wyczuł podstępu.
Dom ojczyma bliźniaków był duży, posiadał ogromny ogród i…
huśtawkę, która tak naprawdę przekonała Billa do przeprowadzki. Tak jak w
starym mieszkaniu, ich pokoje znajdowały się na górze. Były tam jeszcze dwa
inne oraz łazienka. Na dole zaś był salon, kuchnia, pokój Aleksa, łazienka i
magazyn, w którym Aleks trzymał wszystkie papierzyska z firmy, w której
pracował. Z magazynem było połączone jeszcze jedno pomieszczenie, w którym
znajdowało się biuro mężczyzny. Była w nim również biblioteczka, z której Bill
chętnie korzystał.
Tom uśmiechnął się lekko widząc w oddali obrany przez siebie
cel. Kevin był coraz bliżej ale miał nikłe szanse, żeby go dogonić, zanim
wbiegnie na podwórko. Czarny został zupełnie z tyłu targając torbę
Zakrzewskiego z cierpiętniczą miną. Znowu sprawdzała się teoria, że mimo
wszystko to on jest najmądrzejszy z całej ich trójki.
-Wracaj tu!- krzyczał Kevin kompletnie ignorując gapiących
się na niego przechodniów.
Starszy Coger z lekkim uśmiechem przeskoczył przez płot
odradzający jego dom od drogi. Mina zrzedła mu w tej samej chwili, ponieważ
pośliznął się na lodzie i w teatralny sposób poleciał w zaspę śniegu, którą
zapewne utworzył Aleks odgarniając śnieg z podjazdu.
Tom parskając podniósł się na czworakach i wypluł śnieg,
który w jego ustach zamienił się w wodę. Otrzepał ręce i już miał zamiar się
podnieść, kiedy nagle usłyszał za sobą jakiś dziwny dźwięk i został z powrotem
powalony na ziemię.
-Kevin, przestań!- jęknął podnosząc ręce w poddańczym
geście.
-Ani mi się śni!- warknął Zakrzewski bezlitośnie wciskając
bratu śnieg pod ubrania.
Tom wierzgał nogami próbując się uwolnić. Upadek na
siedzenie wciąż był odczuwalny i rozpraszał go.
-Już dość!- poprosił blondyn jęcząc, kiedy zimny śnieg
wylądował na jego odsłoniętym brzuchu.- Będę przez ciebie chory!
-Sam tego chciałeś!
-Co wy tutaj robicie?!
Starszy Coger westchnął, kiedy uwaga Zakrzewskiego została
od niego odwrócona i mógł odetchnąć. Próbował podnieść głowę i zobaczyć, kto im
przerwał, ale szatyn odruchowo znowu wcisnął go w śnieg.
-Wyluzuj, stary!- poprosił Tom wiercąc się na wszystkie
strony.
-Czego tutaj chcecie?!
-Już sobie idziemy- powiedział Kevin wstając i otrzepując
śnieg z ubrania.
Tom usiadł i odwrócił głowę. Uśmiechnął się szeroko.
-Cześć, Aleks- powiedział.
-Tom?- spytał zaskoczony mężczyzna szeroko otwierając oczy.-
Co ty wyprawiasz?!
-Em, to nie ja. Cóż… To jest Kevin. Kevin, to mój ojczym, Aleks.
-Dzień dobry- mruknął Zakrzewski starając się nie okazywać
zdziwienia.
-Dzień dobry.
Tom wykorzystał zagapienie się szatyna i podstawił mu nogę,
a potem wepchnął go w zaspę, w której jeszcze przed chwilą sam leżał.
-Jak dzieci- odezwał się Bill pojawiając się w bramie.-
Cześć, Aleks.
-Cześć. Mogliście mówić, że już jesteście, przyjechałbym po
was.
-Dajemy radę. Chodźmy do domu, zaraz zamienię się w kostkę
lodu- rzucił Tom wygrzebując się ze śniegu.
-Jeszcze mnie popamiętasz- przyrzekł Zakrzewski poprawiając
czapkę.
Chyba naprawdę się nie przejął śmiercią matki, pomyślał
blondyn z ulgą.
Razem z ojczymem weszli do domu. Ściągnęli z siebie zbędne
ubranie i obuwie, a potem zgodnie ruszyli do kuchni, gdzie krzątała się matka
bliźniaków. Kevin również ruszył za nimi nie chcąc zostać samemu w korytarzu.
-Cześć, mamo- powiedzieli Tom i Bill jednocześnie.
-Cześć, chłopcy- odparła kobieta z szerokim uśmiechem
przytulając synów.- Tak się cieszę, że już przyjechaliście. Jak tam na uczelni?
Dobrze wam idzie? Znaleźliście już sobie dziewczyny?
-Zaraz ci wszystko opowiemy, tylko…
Ania spojrzała na gościa i otworzyła szeroko oczy. Zatkała
sobie usta dłońmi.
-Boże, Daniel?!
W kuchni zapadła cisza. Kevin patrzył zdumiony na nieznajomą
i nie miał pojęcia, jak się zachować. Bliźniacy rzucili sobie szybkie
spojrzenie, a Aleks podszedł do żony i przytulił ją widząc, jaka jest
roztrzęsiona.
-Co się stało, kochanie?- spytał troskliwie.
-J-ja… Nic. Przez chwilę wydawało mi się, że ten chłopiec to…
Boże, jesteś do niego taki podobny!- zwróciła się do Kevina. Uśmiechnęła się
niemrawo przełykając łzy.- Pewnie nie wiesz, o czym mówię, prawda? Ja…
-Kevin?- spytał sugestywnie Tom.
Szatyn spojrzał na niego wciąż odrobinę zdezorientowany. Nic
w tym dziwnego, skoro został utożsamiony… z ojcem.
Wszyscy wpatrywali się w Zakrzewskiego, jednak to wzrok
bliźniaków zwrócił na siebie największą uwagę dziewiętnastolatka. Tom dobrze
wiedział, że Kevin zrozumiał przesłanie.
-W porządku- westchnął szatyn biorąc głęboki oddech.- Możemy
o tym porozmawiać.
-Mamo, jest coś, o czym musisz wiedzieć- zaczął poważnie
Bill.
Aleks i Ania spojrzeli na niego zaskoczeni.
-Pamiętacie, jak rok temu zniknąłem na jedną noc i
myśleliście, że coś mi się stało?- spytał Czarny.- Tom przypuszczał, że dorwali
mnie jego koledzy z Kevinem na czele.
-Tak, ale…
-To jest właśnie ten Kevin- dokończył Tom.
-To ten chłopak, który tak bardzo zalazł wam za skórę?-
zdziwił się ojczym bliźniaków.
-Tak. Okazało się, że miał swoje powody, żeby nas nienawidzić.
-To znaczy?- spytała Ania przyglądając się nieznajomemu z
zainteresowaniem.
-To… Jesteśmy braćmi, mamo- powiedział w końcu Bill
niepewnie.
-Chcesz przez to powiedzieć, że… Daniel…- Ania nie była w
stanie nic powiedzieć.
-Ojciec cię zdradzał od samego początku- potwierdził
dobitnie blondyn.- Przykro mi.
-A-ale przecież…
-Między nami i Kevinem są tylko dwa tygodnie różnicy. Nie ma
sensu podawać w wątpliwości jego pokrewieństwa z ojcem, skoro sama się
pomyliłaś.
-Ale to niemożliwe!- powiedziała kobieta. Po jej policzkach
popłynęły łzy, a twarz wykrzywiła się w
nieprzyjemnym grymasie.- Przecież zauważyłabym, gdyby gdzieś chodził albo
zabierał pieniądze! Nie można tego tak po prostu ukryć.
-Chyba że się to dziecko porzuci- mruknął Tom.
-Kevin wychowywał się tylko z matką, a ojca nigdy nie
widział- dodał Bill ostrożnie.
-Od kiedy wiecie?- zapytał Aleks grobowym głosem.
-Od tamtego zdarzenia, kiedy Bill zniknął. Wtedy Kevin mu
powiedział.
Mężczyzna musiał przytrzymać swoją żonę, ponieważ nagle zrobiło
jej się słabo. Wzięła kilka uspokajających oddechów i usiadła ostrożnie na
krześle.
-Zaraz mi przejdzie, po prostu jestem w szoku- powiedziała
zerkając niepewnie na szatyna, który stanął zupełnie na uboczu, z dala od
wszystkich.
-Jakim cudem wy…?
Tom spojrzał na Aleksa z westchnieniem.
-Spotkaliśmy się przez przypadek na uczelni. Dziwnym
zbiegiem okoliczności Kevin również tam studiuje, tylko na innym wydziale.
Chociaż na początku niezbyt za sobą przepadaliśmy, zaczęliśmy się kolegować. I
tak zostało.
-Przyjechałeś z nimi na święta?
Pytanie było skierowane do Zakrzewskiego.
-Moja matka zmarła, muszę załatwić wszystkie formalności-
powiedział sucho.
Tom mu się nie dziwił, w końcu szatyn nie wiedział, jak Ania
będzie się teraz do niego odnosić.
-Nie załatwia tego nikt z twojej rodziny?
-Nie mam rodziny.
Kobieta speszyła się słysząc taką odpowiedź.
-Może zmieńmy temat? Przemyślcie sobie to w spokoju. Wiemy,
że jesteście w szoku. Nie mieliśmy zamiaru mówić wam tego przed świętami, ale
skoro skojarzyliście go z ojcem…- Tom podrapał się po głowie i westchnął.- No,
nie wiem. Może zjedzmy coś?
-Nie, nie muszę o tym myśleć. Chcę z tobą pogadać na
osobności, Kevin- powiedziała Ania poważnie.
Rozmowa nie przebiegła tak, jak Kevin to sobie wyobrażał.
Był przekonany, że Ania każe mu zostawić bliźniaków w spokoju i przestać się z
nimi kolegować. Ogromne więc było jego zdziwienie, kiedy kobieta nic o tym nie
wspomniała wypytując go jedynie o dzieciństwo i wszystko to, co ją
interesowało. Na początku szatyn nie chciał nic o sobie mówić, wolał milczeć i
po prostu udawać, że nie bierze udziału w rozmowie. Po pewnym czasie w końcu
się przełamał i zaspokoił ciekawość kobiety.
Ania była w szoku, Zakrzewski widział to po jej minie.
Patrzyła na niego z niedowierzaniem i ciągle pytała, czy to, co powiedział, to
na pewno jest prawda. Mógłby się obrazić o to, że mu niedowierzała, ale w końcu
miała do tego prawo. Nie codziennie spotyka się dziewiętnastolatka, który
okazuje się być synem zmarłego tragicznie męża. Kevin czuł się głupio w tej
sytuacji. Wstydził się swojego pochodzenia, dlatego też nigdy nikomu o nim nie
mówił. Była to skaza, za której pozbycie się dałby naprawdę wiele.
Był zdumiony, kiedy matka bliźniaków zakomunikowała mu, że
od teraz należy do rodziny. Opowiadała o tym, jak było jej ciężko po śmierci
Daniela, o poznaniu Aleksa i reszcie swojego życia. Nie miała do niego
pretensji o to, że w ogóle istnieje, wręcz przeciwnie. Chciała, żeby odnalazł
się w jej małej rodzinie.
Po długiej rozmowie Kevin został zaprowadzony do swojego
pokoju. Znajdował się na górze w końcu korytarza i sąsiadował z pokojem Billa.
Pomieszczenie było duże i pomalowane na zielono. W rogu pokoju stało duże łóżko
z jasną pościelą, a brązowa meblościanka z pewnością była bardzo droga. Okno
pokoju wychodziło na ogródek, gdzie Kevin mógł dostrzec Billa siedzącego na
huśtawce i rozmawiającego z wygłupiającym się Tomem. Widząc ich ożywienie
Zakrzewski zmarszczył brwi. Był ciekawy, o czym tak namiętnie dyskutują, ich
porozumiewawcze uśmiechy nie wróżyły niczego dobrego.
Wyciągnął z torby swoje rzeczy i skrzywił się. Ania była
zaskakująco stanowczą kobietą. Udało jej się zmusić go do zostania z nimi na
święta, tak więc czekały go jakieś dwa tygodnie w domu bliźniaków. Jedyne co
wywalczył, to brak prezentów. Dzięki Bogu chociaż za to!
Miał nadzieję, że ten czas szybko minie i będą mogli wrócić
z powrotem na uczelnię. Przede wszystkim jednak pragnął, żeby demony sobie
odpuściły.
Potrząsnął głową chcąc odsunąć od siebie myśli o potworach. Wyciągnął
z torby artykuły, które ukradł z domu Zamroziewiczów i zabrał się za lekturę.
Nie miał problemów z czytaniem w języku angielskim ani niemieckim, więc szło mu
to bardzo sprawnie. Najbardziej zaciekawiła go jedna para, o której Filip
zrobił notatkę ręcznie. Zamieścił nawet ewentualny adres tych bliźniaków. Kevin
zapamiętał go dochodząc do wniosku, że może się przydać.
Po dość długim czasie zdecydował się na wyjście i zabranie
się za załatwianie spraw związanych z pogrzebem. Chciał już wreszcie mieć to za
sobą i zacząć żyć normalnie, bez obawy o to, że matka w jakiś sposób mu
zaszkodzi.
Nie powiedział nic nikomu i wyszedł z domu niezauważenie.
Załatwienie wszystkich formalności trochę mu zajęło i przede wszystkim ładnie
go kosztowało, ale przynajmniej miał już to z głowy. Zadowolony z siebie wrócił
do domu Cogerów akurat na kolację.
-Siadaj do stołu, akurat mieliśmy zacząć jeść- rzucił Bill
tupiąc głośno bosymi stopami o drewniane schody podczas zbiegania po nich z
góry. Zaraz za nim pojawił się Tom. Uśmiechnął się lekko do Kevina i minął go
pędząc do kuchni.
Szatyn rozebrał się i przeczesując włosy palcami, udał się
do kuchni.
Ania siedziała przy stole marudząc, że Aleks nie chce jej
pomocy podczas przygotowywania posiłku. Mężczyzna bagatelizował fochy i
przycinki żony jedynie lekkim uśmiechem. Bill nalewał do szklanek sok
pomarańczowy, a Tom kręcił się obok ojczyma próbując coś skubnąć, przez co
oberwał po łapach drewnianą łyżką.
-Au! Za co?!- spytał urażony blondyn.
-Siadaj przy stole i czekaj.
-O, Kevin! Nareszcie wróciłeś! Zdążyłeś akurat na kolację-
rzuciła kobieta z uśmiechem.
Zakrzewski mruknął coś cicho czując się wyjątkowo głupio i
niezręcznie. Niepewnie odsunął krzesło i usiadł przy stole wlepiając wzrok w
blat stołu. Rodzinna atmosfera panująca w domu bliźniaków boleśnie uświadamiała
mu, jak wiele stracił wychowując się z matką ćpunką.
Tom usiadł obok niego rozmasowując obolałą rękę. Jego mina
wyrażała święte oburzenie. Bill postawił szklanki z sokiem na stole i wyciągnął
z szafki talerze.
-Grasz z nami po kolacji w karty?- spytał Tom.
-Znowu wyciągniesz te z Disneya?- Kevin uniósł zadziornie
jedną brew.
-Daj spokój, to był tylko żart. Grasz czy nie?
-Skopię ci dupsko.
-Zobaczymy.
Aleks i Bill postawili przed wszystkimi talerze z kanapkami
oraz jajecznicę w miseczce, w razie gdyby ktoś miał na nią ochotę. Wszyscy
zasiedli do stołu i zabrali się za jedzenie.
Na początku Kevin jadł niepewnie, ale widząc Toma
opychającego się kanapkami, poczuł się odrobinę lepiej. W końcu i tak nie był w
stanie zachowywać się gorzej niż on.
Aleks i Ania byli dla niego bardzo mili. Szczególnie ojczym
bliźniaków był nim zainteresowany, kobieta już w dużej mierze zaspokoiła swoją
ciekawość. Odpowiadał w miarę wymijająco nie chcąc zdradzać zbyt wiele, ale
potem sobie odpuścił. W końcu i tak prędzej czy później dowiedziałby się
wszystkiego, nie było więc sensu czegokolwiek przed nim ukrywać.
Po kolacji szatyn pozbierał talerze, a Bill i Tom razem
zajęli się resztą. Ania była zmęczona, ciąża powoli zaczynała jej wręcz
dokuczać. Aleks również się ulotnił nie podając żadnego konkretnego powodu.
-Udało ci się wszystko załatwić?- zapytał Bill.
-Mniej więcej- powiedział Kevin wzruszając ramionami.
-Idziemy jutro na śnieg? Ulepimy bałwana i…- zaczął Tom z
entuzjazmem, ale Zakrzewski mu przerwał.
-Po co mam lepić bałwana, skoro jednego mam przed sobą?
Starszy Coger spojrzał na niego mrużąc oczy.
-Jutro. Ty i ja. Na śniegu- rzekł poważnie blondyn.- Zabiję
cię!
-A ja będę sędziował- westchnął Bill wycierając ręce w
ręcznik.- Chodźmy wreszcie grać. Chcę już wam skopać tyłki, tak jak ostatnio.
Kevin i Tom prychnęli jednocześnie. Żaden z nich nie miał
zamiaru dać się pokonać, a już zwłaszcza Czarnemu.
Rozsiedli się na łóżku w pokoju blondyna i zrobili zrzutkę
drobniaków. Podzielili się po równo i zaczęli grać. Cała trójka bardzo lubiła
pokera. Żaden z nich nie przejmował się czymś tak błahym, jak przestrzeganie zasad.
Oszukiwali jak zawodowcy.
-Nudno tak grać. Może postawimy coś oprócz kasy?-
zaproponował Tom po połowie godziny.
-Twoją cnotę?- spytał Kevin złośliwie.
Blondyn zmrużył groźnie oczy. Był bardzo drażliwy na tym
punkcie i Zakrzewski świetnie zdawał sobie z tego sprawę.
-Zadania?- zastanawiał się szatyn.
-Nie, zajęłoby nam to zbyt dużo czasu- odparł starszy Coger
z cichym westchnieniem.
-Rozbierany?- zapytał Bill drapiąc się po głowie.
-Może być- rzucił szatyn unosząc ręce w poddańczym geście.
-Ok. Ten, kto pierwszy odpada, oddaje fant. Przegrany robi
reszcie śniadania i kolacje aż do świąt.
-Ok- zgodzili się bracia przystępując do gry z entuzjazmem.
Pierwsze rozdanie przegrał Bill i z westchnieniem pozbył się
jednej skarpetki.
-Uch, stary! Auschwitz!- mruknął teatralnie Kevin machając
ręką koło nosa i udając, że odgania smród.
Czarny przewrócił oczami i rzucił w Zakrzewskiego skarpetką.
Ten od razu rzucił ją na podłogę i spojrzał na Billa piorunująco.
-Gramy dalej- rzucił Tom poganiając ich.
Gra rozpoczęła się na dobre. Bracia zawzięcie walczyli ze
sobą o przewagę starając się nie przegrać. Mieli przy tym niezły ubaw. Zrobiło
się poważnie, kiedy Tom i Kevin mieli na sobie jedynie bokserki. Czarny cały
czas się z nich śmiał, w końcu był jedynym posiadaczem koszulki, bielizny i
naszyjnika. Zapowiadało się więc na to, że to Tom albo Kevin będę musieli się
trochę pomęczyć w kuchni.
-Nie zgadzam się!- rzucił blondyn obrażony.- On oszukiwał,
widziałem! Wyciągnął asa z rękawa!
-Ale on nie ma rękawów, siedzi bez koszulki- powiedział
Czarny unosząc jedną brew.
Kevin był cały czerwony od powstrzymywanego śmiechu. Tom
siedział na łóżku po turecku z rękami splecionymi na piersi. Usta ułożyły się w
śmieszną podkówkę, a kolczyk świecił odbijając blask padającego światła.
Zupełnie nagi, naburmuszony i zwyczajnie wkurzony, wyglądał doprawdy żałośnie.
Szatyn nie wytrzymał i wybuchnął niepohamowanym śmiechem. W oczach zebrały mu
się łzy, które po chwili pociekły po policzkach. Gdyby wiedział, że kolegując
się z Cogerem będzie miał większą szansę na obserwowanie go w takich
sytuacjach, już dawno zostałby jego najlepszym przyjacielem. Zupełnie zapomniał
o pogrzebie matki, straconych pieniądzach i zawiedzionych nadziejach. Był teraz
z bliźniakami i świetnie się bawił.
Jego głośny śmiech musiał zaalarmować innych domowników, bo
po cichym pukaniu do pokoju wkroczyła Ania. Tom momentalnie zasłonił swoje
krocze i poczerwieniał na twarzy.
-Co wy tutaj…- kobieta zmarszczyła brwi nie rozumiejąc, co
się dzieje w pokoju jej syna. Jeden rzut oka na dziewiętnastolatków wszystko
jej wyjaśnił. Jej oczy otworzyły się szeroko i patrzyły w zdumieniu na Toma,
który jeszcze mocniej się zarumienił.- Boże święty! Przecież to… O, Matko!-
Ania nie była w stanie wykrztusić żadnego sensownego zdania. Kevin zresztą
wcale się jej nie dziwił.- Dobranoc- burknęła w końcu i wyszła z pokoju cicho
zamykając za sobą drzwi.
-Jutro nas zapyta, czym się zaćpaliśmy- powiedział Bill
chichotając.
-Idę pod prysznic- burknął blondyn wstając z łóżka. Wyciągnął
z szafki czystą bieliznę i wyszedł z pokoju mrucząc coś pod nosem.
Gdy tylko Tom zniknął z pola widzenia, Kevin ponownie się
roześmiał.
-No, już, starczy. Jak tu przyjdzie, to się nie śmiej.
Obrazi się- powiedział Bill poważnie, ale i tak było po nim widać, że sam jest
rozbawiony.- Gramy dalej?
-Chcesz mnie pozbawić bielizny, zboczeńcu?- spytał Kevin
biorąc do ręki karty.
-Czyżbyś się bał, że przegrasz?
Bill był bardzo pewny siebie, co w innej sytuacji
zirytowałoby szatyna. Skoro jednak była to tylko głupia zabawa, nie było się
czym przejmować.
-Ja nigdy nie przegrywam.
-To się jeszcze okaże- mruknął Czarny z krzywym uśmiechem na
twarzy. Daleko było mu do opanowania prawdziwego pokerzysty, a mimo to i tak
rozkładał braci na łopatki.
Pogrzeb Izy Zakrzewskiej był raczej skromną uroczystością,
na którą przyszedł ksiądz, Kevin z Cogerami ( Aleks i Ania nie mieli pojęcia o
dacie pogrzebu, ponieważ Kevin sobie tego nie życzył) oraz jakiś starszy
mężczyzna przypatrujący się dziewiętnastolatkom z uwagą.
Uroczystość zakończyła się bardzo szybko i bez zbędnego
przeciągania. Bill przez cały czas uważnie obserwował Kevina, ale jego twarz
nie wyrażała nawet najmniejszego żalu. W dodatku szatyn ubrał się tak, jak
zwykle- szerokie dżinsy, oryginalne adidasy, sportowa, markowa kurtka, kolorowa
czapka z daszkiem… Wyglądał tak, jak zawsze. Zabronił Cogerom ubierać się
uroczyście, a już zwłaszcza na czarno. Tak więc bliźniacy również rzucali się w
oczy w swoich nieadekwatnych do sytuacji ciuchach, przez co młody ksiądz
patrzył na nich z niechęcią. Nieznajomy mężczyzna dla odmiany ubrany był w
czarny garnitur. Cała procesja wyglądała komicznie i gdyby nie pracownicy
zakładu pogrzebowego, na cmentarzu byłoby tylko pięć osób.
Gdy pogrzeb się skończył, Tom położył przy krzyżu skromną
wiązankę. Ksiądz i pracownicy zakładu też niemal od razu odeszli zostawiając
dziewiętnastolatków ze starszym mężczyzną.
Szatyn odpalił sobie papierosa i zaciągnął się dymem
wpatrując się w napis na tabliczce przy krzyżu, jakby nie do końca wierzył w
to, co się stało.
-Kim wy jesteście?- odezwał się nieznajomy patrząc na nich
uważnie.
Zakrzewski zignorował go i nie zaszczycił nawet jednym
spojrzeniem.
-Dlaczego przyszliście na jej pogrzeb? To wasza znajoma?-
zadał kolejne pytania staruszek.
Bill zerknął na Kevina i widząc, że ten dalej się nie
odwraca, spojrzał na mężczyznę i uśmiechnął się niepewnie.
-Ja jestem Bill, a to Tom. Przyszliśmy na pogrzeb z Kevinem.
-Znaliście Izę?
-My nie- odezwał się Tom.- Kevin ją znał.
-Hej, chłopcze- nieznajomy zwrócił się do szatyna.- Kim ona
była dla ciebie?
-Zwykłą nieodpowiedzialną suką- burknął chłopak rzucając
peta na przyniesioną przez Cogerów wiązankę i odwracając się twarzą do
nieznajomego. Jego wyzywające spojrzenie nie wróżyło niczego dobrego.
-Jakim prawem tak o niej mówisz?- spytał staruszek, a w jego
zielonych oczach błysnęła złość.
-Bo to prawda- odparł spokojnie szatyn.
Bill i Tom spojrzeli na siebie krzywiąc się. Kevin powinien
się czasem opanować.
-Co cię z nią łączyło?- zapytał nieznajomy.
-A kim ty w ogóle jesteś?! I jakim prawem zadajesz mi jakieś
głupie pytania?!- warknął chłopak patrząc ostrzegawczo na braci, którzy
wyglądali, jakby mieli zamiar się wtrącić do rozmowy.
-Jestem jej ojcem!- warknął mężczyzna zaciskając ręce w
pięści.
W oczach Kevina coś błysnęło i nie umknęło to uwadze Billa.
-A ja… synem!- wycedził Zakrzewski patrząc nieznajomemu
prosto w oczy. Wyminął go bez słowa i ruszył w kierunku bramy, jakby chciał jak
najszybciej wydostać się z cmentarza.
Bliźniacy wpatrywali się niepewnie w staruszka, który
wyglądał na dogłębnie zszokowanego. Odwrócił się gwałtownie i patrzył, jak
dziewiętnastolatek znika za bramą.
-O- on…- wyjąkał.
Czarny widział bladą twarz, jak się okazało, dziadka Kevina.
Przyjrzał mu się dokładniej, ale nie dostrzegł żadnych podobieństw. Nie powinno
go to jednak dziwić, skoro cała ich trójka zdecydowanie wdała się w ojca.
-Dobrze się pan czuje, panie…?- urwał Tom.
-Maciek. Maciek Zakrzewski. Wszystko ze mną w porządku.
Tylko… Boże, nie miałem pojęcia, że Iza ma syna!
Miała, poprawił w myślach Czarny.
-Nie utrzymywała z panem kontaktu?- zapytał blondyn z
ciekawością.
-Wyjechała na studia. Bardzo się tam zmieniła i nie
potrafiliśmy się dogadać. Posprzeczaliśmy się, a ona spakowała swoje rzeczy i
po prostu zniknęła. Przez ponad dwadzieścia lat z nikim się nie kontaktowała.
Szukaliśmy jej, ale na darmo. Gdyby w telewizji nie mówili o tym wypadku, nigdy
bym się nie dowiedział, co się z nią stało.
-To nawet logiczne- powiedział Tom z namysłem.- Kevin
wspominał, że nie zna nikogo od strony matki, bo ona nie utrzymywała żadnych
kontaktów z rodziną. Teraz to wszystko ma sens.
-Co was łączy z… Kevinem?- zapytał mężczyzna przeczesując
palcami swoje siwe włosy.
Bliźniacy rzucili sobie szybkie spojrzenie w ułamku sekundy podejmując
decyzję.
-Jesteśmy braćmi- powiedzieli jednocześnie.
-Braćmi?- zdziwił się Maciek.
-Tak, mamy tego samego ojca- dodał Bill.- Chciałby pan
poznać Kevina?
-On nie wygląda na zbyt chętnego do poznawania kogokolwiek-
rzekł staruszek krzywiąc się.
-Jakoś to z nim załatwimy.
Bill wymienił się z Maćkiem numerem i obiecał, że spróbuje
przemówić szatynowi do rozsądku. Pożegnali się z dziadkiem Kevina i wyszli z
cmentarza kierując się do domu.
-A może wyskoczymy szybko do sklepu?- spytał Czarny
naciągając na głowę swoją czapkę. Temperatura na dworze była bardzo niska.
-Po co?
-Po prezent dla Kevina.
-Nie mamy aż tyle kasy, żeby…
-Pójdziemy szybko do domu i poprosimy mamę, żeby nam
dołożyła. Na pewno się zgodzi. No, chodź! Lepiej zrobić to teraz, póki go nie
ma, potem ciężko będzie się mu wymknąć na trochę.
-No, dobra. Ale ty gadasz z mamą.
-Ok.
Ania nie była zachwycona tym, że bliźniacy prosili ją o
prawie tysiąc złotych, ale kiedy dowiedziała się, na co chcą wydać te
pieniądze, westchnęła cierpiętniczo i zgodziła się. Zawołała Aleksa i
przedstawiła im pomysł synów. Ojczym zgodził się pod warunkiem, że bracia to w
jakiś sposób odpracują. Bill i Tom skinęli głowami w ogóle nie słuchając już
tego, co Aleks do nich mówił. Wzięli pieniądze i ruszyli na zakupy.
Weszli do kilku sklepów muzycznych szukając odpowiedniej
gitary elektrycznej. Udało im się uzbierać prawie cztery tysiące złotych- Tom
tylko z tego, co dostali od rodziców, odłożył prawie tysiąc. W dodatku mieli
swoje własne oszczędności i jeszcze następny tysiąc, który wybłagali jakąś
godzinę wcześniej. Mieli nadzieję, że tyle wystarczy na w miarę porządną gitarę
elektryczną i wzmacniacz.
Okazało się, że faktycznie za takie pieniądze są w stanie
kupić naprawdę dobry sprzęt. Wystarczający jak dla amatora i kogoś, kto zaczyna
przygodę w lokalnym zespole muzycznym. Bliźniacy tylko raz przyłapali
Zakrzewskiego z gitarą i wcale nie brzmiał jak amator, dlatego byli zadowoleni,
że udało im się znaleźć coś akurat dla niego. Chwilę sprzeczali się o kolor i
kształt instrumentu, aż w końcu zdecydowali się na czarną gitarę o klasycznym
wyglądzie. Prezentowała się bardzo dobrze, tak samo zresztą jak inne, które
pokazał sprzedawca. Uprzejmy mężczyzna pod czterdziestkę objaśnił im wszystko i
dobrał odpowiedni wzmacniacz.
Po udanych zakupach bliźniacy zadzwonili po ojczyma, który
zjawił się kwadrans później i zapakował do samochodu prezent dla Zakrzewskiego.
-Mam nadzieję, że będzie się mu podobać- mruknął Tom.- Jak
chociaż piknie, że coś jest nie tak, rozwalę mu tą gitarę na głowie,
przysięgam.
Bill uśmiechnął się lekko słysząc komentarz brata i
szturchnął go lekko w bok.
-Chciałbym to zobaczyć- rzucił ze śmiechem.
Blondyn uśmiechnął się cwaniacko.
Gdy zajechali do domu, musieli jakoś przenieść prezent do
domu. Aleks wziął to na siebie. Zaprowadził szatyna do szopy i kazał mu nanosić
drewna na opał. W tym czasie bliźniacy szybko wnieśli gitarę do domu i schowali
ją w gabinecie Aleksa. Wzmacniacz został ukryty w szafie Billa. Gdy już z tym
się uporali, żeby nie wzbudzić w szatynie żadnych podejrzeń, Cogerowie
dołączyli do niego w szopie.
-Gdzie tak długo byliście?- spytał Zakrzewski układając
drewno na jednej ręce.
-Poszliśmy do centrum handlowego- powiedział Bill wzruszając
ramionami.
-Od razu wam mówię, że macie sobie darować tego dziadka.
Dobrze wiem, co macie zamiar zrobić i nie zgadzam się. Nie chcę go znać.
-Ale…
-Nie! Jasne?!
-Ok, dobra. Nie krzycz.
-Nie krzyczę.
-Racja. Wrzeszczysz- parsknął Tom wykonując nieokreślony
ruch ręką.
-Ach, ty…!
-Przestańcie...- zaczął Bill, ale urwał, kiedy bracia
szarpiąc się wylecieli z szopy na dwór. Westchnął cierpiętniczo i poszedł
zobaczyć, kto wygrywa.
Kevin i Tom turlali się po śniegu sycząc coś do siebie i
próbując natrzeć tego drugiego śniegiem. Bill nie zastanawiając się długo
nabrał do rąk trochę śniegu i ulepił jedną porządną kulę. Odczekał, aż się
uspokoją. Gdy tylko Kevin wstał ze śniegu otrzepując ubranie, Czarny zamachnął
się i rzucił w niego śnieżką.
Zbita kula trafiła prosto w głowę Zakrzewskiego. Młodszy
Coger otrzepał ręce z uśmiechem, który spełzł z jego twarzy, gdy szatyn na
niego spojrzał. Nim Bill zdążył choćby drgnąć, Kevin już przycisnął go do
białego puchu siadając mu na brzuchu okrakiem i jedną ręką krępując dłonie.
Uśmiechał się przy tym napawając się swoją przewagą.
Czarny mrugając irytująco patrzył Zakrzewskiemu prosto w
twarz. Po chwili milczenia kąciki jego ust jakby bez udziału woli podjechały do
góry układając jego wargi w szeroki, szczery uśmiech.
Roześmiał się. Nie wiedział, dlaczego. Może po prostu
potrzebował odskoczni, czegoś, co pomoże mu zapomnieć o studiach i demonach.
Czegoś, co pozwoli mu poczuć się normalnym nastolatkiem.
Czegoś, co przywróci mu nadzieję.
Tak czekałam wczoraj na tą 21 a w końcu zapomniałam. :/ Ale za to miałam okazję przeczytać aż 3 odcinki pod rząd. Naprawdę Ci dziękuję, mi się podoba taki kompromis. :) Zwlaczsza że dodałaś też TwT. Na dodatek część której nie mogłam się tak doczekać. Piszesz jak zwykle świetnie więc życzę Ci weny żeby ten przestój o którym mówiłaś nie trwał zbyt długo. I oczywiście trochę się spóźniłam ale życzę Ci wszysktiego najlepszego z okazji Dnia Kobiet!
OdpowiedzUsuńDzięki! ;-) ale po prostu nie mogłam się powstrzymać. :D Uwielbiam to opowiadanie
OdpowiedzUsuń24 odcinki, a ja dalej nic nie wiem...
OdpowiedzUsuń