sobota, 8 marca 2014

~24~



Specjalnie dla Anonimka, przez którego omal nie dostałam zawału po powrocie do domu.

***

Huk zamykanych drzwi obudził obu Cogerów. Nieprzytomni patrzyli na Zakrzewskiego chodzącego po pokoju nerwowym krokiem. Wyciągnął torbę i wszystko z niej wysypał, by po chwili zacząć pakować niektóre rzeczy.
Bill dmuchnął na grzywkę i spojrzał na niego zdezorientowany.
-Wyjeżdżasz?- zapytał.
Kevin nie odpowiedział nawet nie zaszczycając go spojrzeniem. Szybko ruszył do łazienki, a potem wrócił z powrotem do pokoju niosąc w rękach swoje kosmetyki.
-Co się dzieje?
-Moja stara nie żyje- powiedział w końcu chłopak.- Muszę jechać.
-Co się stało?- spytał Tom szeroko otwierając oczy.

Bliźniacy poczuli się niezręcznie. Nie wiedzieli, co mają powiedzieć, w końcu Kevin nie jest zwyczajną osobą. W dodatku podejście, jakie prezentował, jeszcze bardziej zbijało ich z tropu.
-Jechała samochodem z jakimś facetem, oboje byli pod wpływem alkoholu. Wpadli pod tira i dachowali, dopóki nie zatrzymali się na jakimś drzewie. Facet zmarł na miejscu, a moja stara w szpitalu- wyjaśnił beznamiętnie Zakrzewski.
-Przykro mi- powiedział młodszy Coger niepewnie.
-A mi wcale. Jeden kłopot mniej.
Bill i Tom rzucili sobie szybkie spojrzenie. Nie musieli nic mówić. To, że jadą ze swoim bratem, było oczywiste.
Wstali szybko z łóżka.
-Jedziemy z tobą- powiedział Czarny.
-Nie, dzięki. Dam sobie radę sam- powiedział szatyn wzruszając ramionami.
-Nie ma mowy- Tom wyrwał bratu torbę i odłożył ją na swoje łóżko.- Idź się ogarnąć, wyglądasz tragicznie. Gdzie ty w ogóle byłeś całą noc?
-Nie twoja sprawa- warknął Kevin.
-Weź prysznic, a ja przygotuję nam coś do jedzenia- rzekł Bill przeciągając się.
-Ale…
-Chyba nie muszę ci tego dwa razy powtarzać, co? Pod prysznic. Dalej!
Kevin westchnął głęboko.
-Igrasz z ogniem, Bill.
-Zlejesz mnie potem, jeśli już tak bardzo ci na tym zależy. Tom, idźcie razem. Tak będzie szybciej. Z tego, co pamiętam, autobus mamy za niecałą godzinę.
Blondyn kiwnął głową. Nie było sensu przedłużać, skoro Zakrzewskiemu zależało na czasie. Bill ruszył do kuchni robić śniadanie, a w tym czasie jego bracia poszli pod prysznic. Akurat skończył szykować kanapki, kiedy przyszli do kuchni.
Młodszy Coger szybko wskoczył pod prysznic starając się wykonać wszystkie czynności jak najszybciej. To, w jaki sposób Kevin wyrażał się o swojej matce, szokowało go. Wiedział, że ta kobieta nie była w porządku wobec swojego syna, ale mimo wszystko uważał, że należał się jej szacunek. Z drugiej jednak strony oczywiste było, że wychowując się w normalnej rodzice stracił szansę przekonania się, ile tak naprawdę szatyn musiał wycierpieć. Nie miał więc podstaw do tego, żeby go krytykować. Mógł się jedynie cieszyć, że to nie on musiał to wszystko przeżyć i znieść.
Gdy skończył, bracia już czekali na niego gotowi do wyjścia. Bill chwycił w rękę jedną kanapkę i jadł ją idąc na podmiejski. Pojechali na stację, skąd mieli bezpośredni autobus do swojego rodzinnego miasteczka.
-Naprawdę masz takie zdanie o swojej matce?- zapytał Tom patrząc z ciekawością na Kevina.
Szatyn wzruszył ramionami.
-Nie dała mi powodu, żeby mieć lepsze- burknął.
-Mimo wszystko chyba nie powinieneś się cieszyć z jej śmierci- powiedział ostrożnie Bill.
-Nie cieszę się. Po prostu mi lżej, że już jej nie ma. Co to w ogóle ma być? Wywiad środowiskowy?!
-Nie, po prostu… Wydaje mi się, że powinieneś okazywać jej… Hm, szacunek?
-Okazuję. W końcu zgodziłem się wydać na nią sporo kasy i wyprawić jej ten głupi pogrzeb. Mogłem ją przecież tak zostawić, prawda?
Cogerowie nic nie powiedzieli patrząc jedynie na siebie porozumiewawczo. Kevin dostrzegł ten wzrok i wywrócił oczami.
-Przestańcie sobie rzucać te głupie spojrzenia. Nie mam zamiaru udawać, że ich nie widzę.
-My tylko…- chciał wytłumaczyć się Bill, ale Zakrzewski mu przerwał.
-Zabranie was to był kiepski pomysł. Patrzycie na mnie jak na wariata.
-Bo się zachowujesz jak…
-Nie moja wina, że miałem zwyrodniałą matkę!- oburzył się szatyn patrząc na braci ostrzegawczo.
-Mimo wszystko nie powinieneś tak o niej mówić- westchnął blondyn.
-Jak? To była zwykła dziwka i tyle.
-Kevin!- powiedział Bill szeroko otwierając oczy.- Hamuj się trochę.
-Nie mam zamiaru. Powinieneś wreszcie zrozumieć, że nie jestem taki, jak ci się wydaje- wycedził chłopak.- Moja stara była tym, czym była. Nie żyje, zginęła w wypadku, który wydarzył się z jej winy. Przez całe życie ćpała, chlała, sprzedawała się temu, kto więcej zapłacił i miała mnie w głębokim poważaniu. Nie mam zamiaru żałować czegoś, czego nigdy nie miałem. Wychowywała mnie Magda, dopóki nie zmarła. To ona o mnie dbała i starała się, żebym miał wszystko, czego było mi potrzeba. Była dla mnie ważna. Koniec, kropka.
-Ale…
-Na szacunek trzeba sobie zasłużyć- wtrącił od razu Zakrzewski.- Ona zapracowała jedynie na pogardę.
I litość, pomyślał Bill patrząc na Kevina, jednak nie powiedział tego głośno.
Po chwili napiętej ciszy na stację wjechał odpowiedni autobus. Chłopcy kupili bilety i rozsiedli się wygodnie na siedzeniach. Zakrzewski usiadł sam, a Cogerowie zaraz za nim razem. Ściągnęli z siebie okrycie, które uznali za zbędne i upchnęli je na półce umieszczonej nad głowami ewentualnych pasażerów. Czekały ich prawie cztery godziny jazdy, nie było więc sensu siedzieć w kurtce.
Oprócz nich w autobusie było jeszcze tylko kilka osób, większość usiadła całkiem z tyłu pojazdu.
Kevin od razu włożył w uszy słuchawki od telefonu kompletnie ignorując przy tym Cogerów.
-Tom? Za tydzień są święta, a on…
Bill z cichym westchnieniem przedstawił bratu swój pomysł spędzenia świąt. Blondyn na początku nie był tym zachwycony, a po chwili namysłu doszedł do wniosku, że nie będzie tak źle.
-Dobra, ale ty bierzesz na siebie rozmowę z mamą- powiedział starszy Coger.
-Ok. Oddawaj kasę- powiedział Bill ruszając sugestywnie ręką.
-Jaką kasę?- zapytał Tom patrząc na rękaw swojej bluzy, jakby nagle zobaczył coś niezwykle ciekawego.
-Nie udawaj idioty. Oddawaj!
-Nie mam…
-Dobrze wiem, że podkradasz kasę, którą Aleks i mama dali nam na jedzenie i różne wydatki. Zwinąłeś już prawie tysiąc złotych.
-To aż tak widać?- zapytał ostrożnie Tom drapiąc się po głowie.
Czarny wywrócił oczami.
-No, cóż, gdybyś za dwie reklamówki z zakupami nie zapłacił czterystu złotych, to raczej bym się nie doliczył.
Blondyn westchnął.
-Dobra, mam kasę. Ale jest mi potrzebna.
-Nie fatyguj się z prezentem dla mnie, w tym roku nie musisz.
-Dlaczego?
-Bo ode mnie też nic nie dostaniesz.
-Dlaczego?!
Tom z każdą chwilą był coraz bardziej naburmuszony. Musiał mieć poważne plany związane z zabranymi pieniędzmi, ponieważ sporo można by o nim powiedzieć, ale na pewno nie to, że jest materialistą. Wydawał swoje pieniądze mniej więcej na bieżąco, oszczędzając tylko tyle, ile potrzebował na ewentualne upominki czy porządny ciuch.
-W tym roku zbieramy na inny cel.
-Ale ja już wybrałem dla ciebie prezent!- powiedział Tom zirytowany.
-Dasz mi go za rok- rzekł Bill obojętnie wzruszając ramionami.
Blondyn robiąc minę zbitego psa sięgnął do tylnej kieszeni spodni i wyciągnął z niej plik banknotów.
-Tak właściwie dlaczego ty masz je trzymać?
-Żeby cię nie kusiły- powiedział Bill wyrywając bliźniakowi pieniądze.
-Jesteś gorszy niż baba w ciąży.
-Nie marudź. To dla dobra ogółu.
Tom spojrzał tęsknie na rękę Czarnego, ale nic nie powiedział. Bill był pewien, że gdyby bliźniak naprawdę nie chciał mu dać tych pieniędzy, to by tego nie zrobił. Widocznie sam świetnie rozumiał, jak bardzo ważne jest wydanie ich akurat w ten sposób.
Droga do domu była bardzo nużąca. Bliźniacy oparli się o siebie wygodnie próbując zasnąć. Takie manewry mieli już opanowane do perfekcji i rozpracowane metodą prób i błędów. W mgnieniu oka ułożyli się tak, aby obydwaj czuli się komfortowo. Nie odczuwali tego jako coś złego lub krępującego, chociaż inni chłopacy w ich wieku zapewne by to tak postrzegali. Oni jednak byli do tego przyzwyczajeni od dziecka. Skoro tak było wygodniej, to dlaczego by nie?
-Pedały.
Bill otworzył oczy i spojrzał ze zdziwieniem na staruszkę siedzącą w tym samym rzędzie co oni, lecz po drugiej stronie autobusu. Bez wątpienia jej wypowiedź była kierowana do nich. Tom również uniósł głowę i się obejrzał nie mogąc uwierzyć w to, co usłyszał.
Kobieta wyglądała na sześćdziesiąt kilka lat, była ubrana w grubą kurtkę i sprane dżinsy. Na głowie miała zawiązaną chustkę. Patrzyła na nich z jawnym oburzeniem. Wysoko uniesiona głowa wyraźnie dawała do zrozumienia, że gardzi takimi jak oni, a niebieskie oczy były zimne jak lód.
Typowa, kopnięta katoliczka, pomyślał Bill z niechęcią patrząc na Pismo Święte, które ściskała w dłoni.
Uśmiechnął się cwaniacko do kobiety i patrząc jej w oczy położył rękę na kolanie bliźniaka, po czym powoli przesunął ją do góry. Tom zachichotał zapominając o utraconych pieniądzach mimowolnie biorąc udział w zabawie.
-Nie teraz, kotku- wymruczał głośno blondyn cmokając brata w policzek.- Dopiero jak wysiądziemy.
Bill jęknął teatralnie udając, że pieści udo bliźniaka.
-Ale ja chcę teraz, Tommy- powiedział błagalnie wczuwając się w swoją rolę.
Starszy Coger wymruczał coś cicho chrząkając. Jego twarz była coraz bardziej czerwona od powstrzymywanego śmiechu.
-Spokojnie, obiecuję, że ci to wynagrodzę.
-Teraz, Tommy, proszę.
Twarz starszego Cogera mogła już konkurować z niejednym dorodnym pomidorem. Był tak czerwony, że aż Bill się zdumiał, iż to w ogóle możliwe. Sam również miał ochotę się roześmiać, ale obiecał sobie, że tego nie zrobi, dopóki nie utrze nosa tej wstrętnej babie.
-No, dobrze. Skoro nalegasz…
Ręka Toma zawędrowała na biodro bliźniaka i chłopak zaczął udawać, że całuje Czarnego. Bill natomiast wciąż patrzył się na kobietę starając się wyglądać na podnieconego i zupełnie nieskrępowanego tym, co rzekomo robił.
Staruszka fuknęła oburzona. Wstała z wysoko uniesioną głową i przesiadła się do przodu, tuż za kierowcę.
Cogerowie spojrzeli na siebie wybuchając śmiechem i stuknęli się zaciśniętymi pięściami przybijając żółwika.
-I po sprawie- westchnął Tom wracając do poprzedniej pozycji wciąż chichocząc.
Bill mruknął coś tylko na znak zgody wyciągając telefon i wybierając numer do matki. Wypadało ją uprzedzić, że przyjeżdżają.

Cogerowie wiedzieli, że Kevin nie będzie zachwycony pespektywą przenocowania w ich domu, ale nie mieli zamiaru się tym przejmować. Mimo tego, że szatyn chciał postawić na swoim i spędzić noc u siebie, okazało się, że to niemożliwe. Dom został oddany jakiemuś mężczyźnie, któremu Zakrzewska była winna sporą sumę pieniędzy.
Szatyn nie przejął się tym zbytnio. Jedynie wypalił papierosa przyglądając się przez chwilę miejscu, w którym się wychował, a potem z obojętną miną odwrócił się na pięcie i kiedy szedł przed siebie, ani razu się nie obejrzał.
Tom czuł się dziwnie w tej sytuacji. Nie do końca rozumiał postępowanie Kevina, chociaż z każdym dniem dopasowywał do siebie coraz więcej elementów układanki.
Zakrzewski nie był normalnym dziewiętnastolatkiem, to oczywiste. Był osobą, którą w żaden sposób nie dało się zaszufladkować, wciąż czymś zaskakiwał i bez przerwy na za dużo sobie pozwalał. Można było mu wiele zarzucić, ale w gruncie rzeczy nie był złym człowiekiem. Tom określiłby go bardziej jako zagubionego. To, w jaki sposób mówił o swojej matce, było szokujące. Większość jego wypowiedzi i poglądów było zaskakujące, a argumentacja nie do zbicia.
Kevina po prosu nie można było zdefiniować. Niestety, to sprawiało, że Cogerowie mieli nie lada problem. Nie wiedzieli, jak powinni się zachowywać w jego obecności, a już zwłaszcza w tej sytuacji. Czego Zakrzewski tak naprawdę od nich oczekiwał? Wsparcia? Współczucia? A może zostawienia go w spokoju, żeby mógł sobie to przemyśleć i wyciągnąć właściwe wnioski?
Blondyn nigdy nie był dobry w rozmawianiu o uczuciach. Obecna sytuacja zwyczajnie go krępowała. Nie wyobrażał sobie śmierci swojej matki, a tym bardziej tego, żeby źle o niej mówić. Wydawało mu się, że Ania będzie żyła wiecznie. Niedługo ma urodzić dzieci, więc z pewnością pożyje jeszcze całe czterdzieści lat, żeby je wychować i jeszcze zająć się wnukami. Jak może się czuć Kevin, który nigdy tak naprawdę nie miał matki? Jak on postrzega jej śmierć? Czy jego wypowiedzi można traktować poważnie, czy jest to tylko skutek szoku? Tom byłby skłonny przypuszczać, że raczej szatyn nie jest aż tak źle nastawiony do swojej zmarłej matki. Dobrze wiedział, jak to jest, kiedy nie jest się akceptowanym przez rodzica i ten umiera, zanim uda się zdobyć jego miłość.
Pojawiało się coraz więcej pytań, a mało odpowiedzi.
Cogerowie byli zmuszeni siłą zawlec Kevina do domu. Chociaż byli dorośli, tak naprawdę zachowywali się jeszcze jak dzieci. Tom widząc, że Zakrzewski nie chce z nimi iść, po prostu wrzucił mu sporą ilość śniegu pod kołnierz kurtki. Twarz szatyna momentalnie wykrzywiła się w grymasie złości i blondyn nie zastanawiając się długo, zaczął uciekać.
-Ty głupi, przebrzydły warkoczyku! Chodź tutaj i walcz jak mężczyzna!- wrzeszczał Kevin goniąc swojego brata i zostawiając swoją torbę Czarnemu.
Walcz jak mężczyzna, Tom w myślach przedrzeźniał Zakrzewskiego. Stary, goniąc mnie zachowujesz się jak dziecko z przedszkola.
Działania starszego Cogera nie były bezcelowe. Biegł w stronę domu. Kevin nie wiedział, gdzie się przeprowadzili po ślubie ich matki, więc nie wyczuł podstępu.
Dom ojczyma bliźniaków był duży, posiadał ogromny ogród i… huśtawkę, która tak naprawdę przekonała Billa do przeprowadzki. Tak jak w starym mieszkaniu, ich pokoje znajdowały się na górze. Były tam jeszcze dwa inne oraz łazienka. Na dole zaś był salon, kuchnia, pokój Aleksa, łazienka i magazyn, w którym Aleks trzymał wszystkie papierzyska z firmy, w której pracował. Z magazynem było połączone jeszcze jedno pomieszczenie, w którym znajdowało się biuro mężczyzny. Była w nim również biblioteczka, z której Bill chętnie korzystał.
Tom uśmiechnął się lekko widząc w oddali obrany przez siebie cel. Kevin był coraz bliżej ale miał nikłe szanse, żeby go dogonić, zanim wbiegnie na podwórko. Czarny został zupełnie z tyłu targając torbę Zakrzewskiego z cierpiętniczą miną. Znowu sprawdzała się teoria, że mimo wszystko to on jest najmądrzejszy z całej ich trójki.
-Wracaj tu!- krzyczał Kevin kompletnie ignorując gapiących się na niego przechodniów.
Starszy Coger z lekkim uśmiechem przeskoczył przez płot odradzający jego dom od drogi. Mina zrzedła mu w tej samej chwili, ponieważ pośliznął się na lodzie i w teatralny sposób poleciał w zaspę śniegu, którą zapewne utworzył Aleks odgarniając śnieg z podjazdu.
Tom parskając podniósł się na czworakach i wypluł śnieg, który w jego ustach zamienił się w wodę. Otrzepał ręce i już miał zamiar się podnieść, kiedy nagle usłyszał za sobą jakiś dziwny dźwięk i został z powrotem powalony na ziemię.
-Kevin, przestań!- jęknął podnosząc ręce w poddańczym geście.
-Ani mi się śni!- warknął Zakrzewski bezlitośnie wciskając bratu śnieg pod ubrania.
Tom wierzgał nogami próbując się uwolnić. Upadek na siedzenie wciąż był odczuwalny i rozpraszał go.
-Już dość!- poprosił blondyn jęcząc, kiedy zimny śnieg wylądował na jego odsłoniętym brzuchu.- Będę przez ciebie chory!
-Sam tego chciałeś!
-Co wy tutaj robicie?!
Starszy Coger westchnął, kiedy uwaga Zakrzewskiego została od niego odwrócona i mógł odetchnąć. Próbował podnieść głowę i zobaczyć, kto im przerwał, ale szatyn odruchowo znowu wcisnął go w śnieg.
-Wyluzuj, stary!- poprosił Tom wiercąc się na wszystkie strony.
-Czego tutaj chcecie?!
-Już sobie idziemy- powiedział Kevin wstając i otrzepując śnieg z ubrania.
Tom usiadł i odwrócił głowę. Uśmiechnął się szeroko.
-Cześć, Aleks- powiedział.
-Tom?- spytał zaskoczony mężczyzna szeroko otwierając oczy.- Co ty wyprawiasz?!
-Em, to nie ja. Cóż… To jest Kevin. Kevin, to mój ojczym, Aleks.
-Dzień dobry- mruknął Zakrzewski starając się nie okazywać zdziwienia.
-Dzień dobry.
Tom wykorzystał zagapienie się szatyna i podstawił mu nogę, a potem wepchnął go w zaspę, w której jeszcze przed chwilą sam leżał.
-Jak dzieci- odezwał się Bill pojawiając się w bramie.- Cześć, Aleks.
-Cześć. Mogliście mówić, że już jesteście, przyjechałbym po was.
-Dajemy radę. Chodźmy do domu, zaraz zamienię się w kostkę lodu- rzucił Tom wygrzebując się ze śniegu.
-Jeszcze mnie popamiętasz- przyrzekł Zakrzewski poprawiając czapkę.
Chyba naprawdę się nie przejął śmiercią matki, pomyślał blondyn z ulgą.
Razem z ojczymem weszli do domu. Ściągnęli z siebie zbędne ubranie i obuwie, a potem zgodnie ruszyli do kuchni, gdzie krzątała się matka bliźniaków. Kevin również ruszył za nimi nie chcąc zostać samemu w korytarzu.
-Cześć, mamo- powiedzieli Tom i Bill jednocześnie.
-Cześć, chłopcy- odparła kobieta z szerokim uśmiechem przytulając synów.- Tak się cieszę, że już przyjechaliście. Jak tam na uczelni? Dobrze wam idzie? Znaleźliście już sobie dziewczyny?
-Zaraz ci wszystko opowiemy, tylko…
Ania spojrzała na gościa i otworzyła szeroko oczy. Zatkała sobie usta dłońmi.
-Boże, Daniel?!
W kuchni zapadła cisza. Kevin patrzył zdumiony na nieznajomą i nie miał pojęcia, jak się zachować. Bliźniacy rzucili sobie szybkie spojrzenie, a Aleks podszedł do żony i przytulił ją widząc, jaka jest roztrzęsiona.
-Co się stało, kochanie?- spytał troskliwie.
-J-ja… Nic. Przez chwilę wydawało mi się, że ten chłopiec to… Boże, jesteś do niego taki podobny!- zwróciła się do Kevina. Uśmiechnęła się niemrawo przełykając łzy.- Pewnie nie wiesz, o czym mówię, prawda? Ja…
-Kevin?- spytał sugestywnie Tom.
Szatyn spojrzał na niego wciąż odrobinę zdezorientowany. Nic w tym dziwnego, skoro został utożsamiony… z ojcem.
Wszyscy wpatrywali się w Zakrzewskiego, jednak to wzrok bliźniaków zwrócił na siebie największą uwagę dziewiętnastolatka. Tom dobrze wiedział, że Kevin zrozumiał przesłanie.
-W porządku- westchnął szatyn biorąc głęboki oddech.- Możemy o tym porozmawiać.
-Mamo, jest coś, o czym musisz wiedzieć- zaczął poważnie Bill.
Aleks i Ania spojrzeli na niego zaskoczeni.
-Pamiętacie, jak rok temu zniknąłem na jedną noc i myśleliście, że coś mi się stało?- spytał Czarny.- Tom przypuszczał, że dorwali mnie jego koledzy z Kevinem na czele.
-Tak, ale…
-To jest właśnie ten Kevin- dokończył Tom.
-To ten chłopak, który tak bardzo zalazł wam za skórę?- zdziwił się ojczym bliźniaków.
-Tak. Okazało się, że miał swoje powody, żeby nas nienawidzić.
-To znaczy?- spytała Ania przyglądając się nieznajomemu z zainteresowaniem.
-To… Jesteśmy braćmi, mamo- powiedział w końcu Bill niepewnie.
-Chcesz przez to powiedzieć, że… Daniel…- Ania nie była w stanie nic powiedzieć.
-Ojciec cię zdradzał od samego początku- potwierdził dobitnie blondyn.- Przykro mi.
-A-ale przecież…
-Między nami i Kevinem są tylko dwa tygodnie różnicy. Nie ma sensu podawać w wątpliwości jego pokrewieństwa z ojcem, skoro sama się pomyliłaś.
-Ale to niemożliwe!- powiedziała kobieta. Po jej policzkach popłynęły łzy, a  twarz wykrzywiła się w nieprzyjemnym grymasie.- Przecież zauważyłabym, gdyby gdzieś chodził albo zabierał pieniądze! Nie można tego tak po prostu ukryć.
-Chyba że się to dziecko porzuci- mruknął Tom.
-Kevin wychowywał się tylko z matką, a ojca nigdy nie widział- dodał Bill ostrożnie.
-Od kiedy wiecie?- zapytał Aleks grobowym głosem.
-Od tamtego zdarzenia, kiedy Bill zniknął. Wtedy Kevin mu powiedział.
Mężczyzna musiał przytrzymać swoją żonę, ponieważ nagle zrobiło jej się słabo. Wzięła kilka uspokajających oddechów i usiadła ostrożnie na krześle.
-Zaraz mi przejdzie, po prostu jestem w szoku- powiedziała zerkając niepewnie na szatyna, który stanął zupełnie na uboczu, z dala od wszystkich.
-Jakim cudem wy…?
Tom spojrzał na Aleksa z westchnieniem.
-Spotkaliśmy się przez przypadek na uczelni. Dziwnym zbiegiem okoliczności Kevin również tam studiuje, tylko na innym wydziale. Chociaż na początku niezbyt za sobą przepadaliśmy, zaczęliśmy się kolegować. I tak zostało.
-Przyjechałeś z nimi na święta?
Pytanie było skierowane do Zakrzewskiego.
-Moja matka zmarła, muszę załatwić wszystkie formalności- powiedział sucho.
Tom mu się nie dziwił, w końcu szatyn nie wiedział, jak Ania będzie się teraz do niego odnosić.
-Nie załatwia tego nikt z twojej rodziny?
-Nie mam rodziny.
Kobieta speszyła się słysząc taką odpowiedź.
-Może zmieńmy temat? Przemyślcie sobie to w spokoju. Wiemy, że jesteście w szoku. Nie mieliśmy zamiaru mówić wam tego przed świętami, ale skoro skojarzyliście go z ojcem…- Tom podrapał się po głowie i westchnął.- No, nie wiem. Może zjedzmy coś?
-Nie, nie muszę o tym myśleć. Chcę z tobą pogadać na osobności, Kevin- powiedziała Ania poważnie.

Rozmowa nie przebiegła tak, jak Kevin to sobie wyobrażał. Był przekonany, że Ania każe mu zostawić bliźniaków w spokoju i przestać się z nimi kolegować. Ogromne więc było jego zdziwienie, kiedy kobieta nic o tym nie wspomniała wypytując go jedynie o dzieciństwo i wszystko to, co ją interesowało. Na początku szatyn nie chciał nic o sobie mówić, wolał milczeć i po prostu udawać, że nie bierze udziału w rozmowie. Po pewnym czasie w końcu się przełamał i zaspokoił ciekawość kobiety.
Ania była w szoku, Zakrzewski widział to po jej minie. Patrzyła na niego z niedowierzaniem i ciągle pytała, czy to, co powiedział, to na pewno jest prawda. Mógłby się obrazić o to, że mu niedowierzała, ale w końcu miała do tego prawo. Nie codziennie spotyka się dziewiętnastolatka, który okazuje się być synem zmarłego tragicznie męża. Kevin czuł się głupio w tej sytuacji. Wstydził się swojego pochodzenia, dlatego też nigdy nikomu o nim nie mówił. Była to skaza, za której pozbycie się dałby naprawdę wiele.
Był zdumiony, kiedy matka bliźniaków zakomunikowała mu, że od teraz należy do rodziny. Opowiadała o tym, jak było jej ciężko po śmierci Daniela, o poznaniu Aleksa i reszcie swojego życia. Nie miała do niego pretensji o to, że w ogóle istnieje, wręcz przeciwnie. Chciała, żeby odnalazł się w jej małej rodzinie.
Po długiej rozmowie Kevin został zaprowadzony do swojego pokoju. Znajdował się na górze w końcu korytarza i sąsiadował z pokojem Billa. Pomieszczenie było duże i pomalowane na zielono. W rogu pokoju stało duże łóżko z jasną pościelą, a brązowa meblościanka z pewnością była bardzo droga. Okno pokoju wychodziło na ogródek, gdzie Kevin mógł dostrzec Billa siedzącego na huśtawce i rozmawiającego z wygłupiającym się Tomem. Widząc ich ożywienie Zakrzewski zmarszczył brwi. Był ciekawy, o czym tak namiętnie dyskutują, ich porozumiewawcze uśmiechy nie wróżyły niczego dobrego.
Wyciągnął z torby swoje rzeczy i skrzywił się. Ania była zaskakująco stanowczą kobietą. Udało jej się zmusić go do zostania z nimi na święta, tak więc czekały go jakieś dwa tygodnie w domu bliźniaków. Jedyne co wywalczył, to brak prezentów. Dzięki Bogu chociaż za to!
Miał nadzieję, że ten czas szybko minie i będą mogli wrócić z powrotem na uczelnię. Przede wszystkim jednak pragnął, żeby demony sobie odpuściły.
Potrząsnął głową chcąc odsunąć od siebie myśli o potworach. Wyciągnął z torby artykuły, które ukradł z domu Zamroziewiczów i zabrał się za lekturę. Nie miał problemów z czytaniem w języku angielskim ani niemieckim, więc szło mu to bardzo sprawnie. Najbardziej zaciekawiła go jedna para, o której Filip zrobił notatkę ręcznie. Zamieścił nawet ewentualny adres tych bliźniaków. Kevin zapamiętał go dochodząc do wniosku, że może się przydać.
Po dość długim czasie zdecydował się na wyjście i zabranie się za załatwianie spraw związanych z pogrzebem. Chciał już wreszcie mieć to za sobą i zacząć żyć normalnie, bez obawy o to, że matka w jakiś sposób mu zaszkodzi.
Nie powiedział nic nikomu i wyszedł z domu niezauważenie. Załatwienie wszystkich formalności trochę mu zajęło i przede wszystkim ładnie go kosztowało, ale przynajmniej miał już to z głowy. Zadowolony z siebie wrócił do domu Cogerów akurat na kolację.
-Siadaj do stołu, akurat mieliśmy zacząć jeść- rzucił Bill tupiąc głośno bosymi stopami o drewniane schody podczas zbiegania po nich z góry. Zaraz za nim pojawił się Tom. Uśmiechnął się lekko do Kevina i minął go pędząc do kuchni.
Szatyn rozebrał się i przeczesując włosy palcami, udał się do kuchni.
Ania siedziała przy stole marudząc, że Aleks nie chce jej pomocy podczas przygotowywania posiłku. Mężczyzna bagatelizował fochy i przycinki żony jedynie lekkim uśmiechem. Bill nalewał do szklanek sok pomarańczowy, a Tom kręcił się obok ojczyma próbując coś skubnąć, przez co oberwał po łapach drewnianą łyżką.
-Au! Za co?!- spytał urażony blondyn.
-Siadaj przy stole i czekaj.
-O, Kevin! Nareszcie wróciłeś! Zdążyłeś akurat na kolację- rzuciła kobieta z uśmiechem.
Zakrzewski mruknął coś cicho czując się wyjątkowo głupio i niezręcznie. Niepewnie odsunął krzesło i usiadł przy stole wlepiając wzrok w blat stołu. Rodzinna atmosfera panująca w domu bliźniaków boleśnie uświadamiała mu, jak wiele stracił wychowując się z matką ćpunką.
Tom usiadł obok niego rozmasowując obolałą rękę. Jego mina wyrażała święte oburzenie. Bill postawił szklanki z sokiem na stole i wyciągnął z szafki talerze.
-Grasz z nami po kolacji w karty?- spytał Tom.
-Znowu wyciągniesz te z Disneya?- Kevin uniósł zadziornie jedną brew.
-Daj spokój, to był tylko żart. Grasz czy nie?
-Skopię ci dupsko.
-Zobaczymy.
Aleks i Bill postawili przed wszystkimi talerze z kanapkami oraz jajecznicę w miseczce, w razie gdyby ktoś miał na nią ochotę. Wszyscy zasiedli do stołu i zabrali się za jedzenie.
Na początku Kevin jadł niepewnie, ale widząc Toma opychającego się kanapkami, poczuł się odrobinę lepiej. W końcu i tak nie był w stanie zachowywać się gorzej niż on.
Aleks i Ania byli dla niego bardzo mili. Szczególnie ojczym bliźniaków był nim zainteresowany, kobieta już w dużej mierze zaspokoiła swoją ciekawość. Odpowiadał w miarę wymijająco nie chcąc zdradzać zbyt wiele, ale potem sobie odpuścił. W końcu i tak prędzej czy później dowiedziałby się wszystkiego, nie było więc sensu czegokolwiek przed nim ukrywać.
Po kolacji szatyn pozbierał talerze, a Bill i Tom razem zajęli się resztą. Ania była zmęczona, ciąża powoli zaczynała jej wręcz dokuczać. Aleks również się ulotnił nie podając żadnego konkretnego powodu.
-Udało ci się wszystko załatwić?- zapytał Bill.
-Mniej więcej- powiedział Kevin wzruszając ramionami.
-Idziemy jutro na śnieg? Ulepimy bałwana i…- zaczął Tom z entuzjazmem, ale Zakrzewski mu przerwał.
-Po co mam lepić bałwana, skoro jednego mam przed sobą?
Starszy Coger spojrzał na niego mrużąc oczy.
-Jutro. Ty i ja. Na śniegu- rzekł poważnie blondyn.- Zabiję cię!
-A ja będę sędziował- westchnął Bill wycierając ręce w ręcznik.- Chodźmy wreszcie grać. Chcę już wam skopać tyłki, tak jak ostatnio.
Kevin i Tom prychnęli jednocześnie. Żaden z nich nie miał zamiaru dać się pokonać, a już zwłaszcza Czarnemu.
Rozsiedli się na łóżku w pokoju blondyna i zrobili zrzutkę drobniaków. Podzielili się po równo i zaczęli grać. Cała trójka bardzo lubiła pokera. Żaden z nich nie przejmował się czymś tak błahym, jak przestrzeganie zasad. Oszukiwali jak zawodowcy.
-Nudno tak grać. Może postawimy coś oprócz kasy?- zaproponował Tom po połowie godziny.
-Twoją cnotę?- spytał Kevin złośliwie.
Blondyn zmrużył groźnie oczy. Był bardzo drażliwy na tym punkcie i Zakrzewski świetnie zdawał sobie z tego sprawę.
-Zadania?- zastanawiał się szatyn.
-Nie, zajęłoby nam to zbyt dużo czasu- odparł starszy Coger z cichym westchnieniem.
-Rozbierany?- zapytał Bill drapiąc się po głowie.
-Może być- rzucił szatyn unosząc ręce w poddańczym geście.
-Ok. Ten, kto pierwszy odpada, oddaje fant. Przegrany robi reszcie śniadania i kolacje aż do świąt.
-Ok- zgodzili się bracia przystępując do gry z entuzjazmem.
Pierwsze rozdanie przegrał Bill i z westchnieniem pozbył się jednej skarpetki.
-Uch, stary! Auschwitz!- mruknął teatralnie Kevin machając ręką koło nosa i udając, że odgania smród.
Czarny przewrócił oczami i rzucił w Zakrzewskiego skarpetką. Ten od razu rzucił ją na podłogę i spojrzał na Billa piorunująco.
-Gramy dalej- rzucił Tom poganiając ich.
Gra rozpoczęła się na dobre. Bracia zawzięcie walczyli ze sobą o przewagę starając się nie przegrać. Mieli przy tym niezły ubaw. Zrobiło się poważnie, kiedy Tom i Kevin mieli na sobie jedynie bokserki. Czarny cały czas się z nich śmiał, w końcu był jedynym posiadaczem koszulki, bielizny i naszyjnika. Zapowiadało się więc na to, że to Tom albo Kevin będę musieli się trochę pomęczyć w kuchni.

-Nie zgadzam się!- rzucił blondyn obrażony.- On oszukiwał, widziałem! Wyciągnął asa z rękawa!
-Ale on nie ma rękawów, siedzi bez koszulki- powiedział Czarny unosząc jedną brew.
Kevin był cały czerwony od powstrzymywanego śmiechu. Tom siedział na łóżku po turecku z rękami splecionymi na piersi. Usta ułożyły się w śmieszną podkówkę, a kolczyk świecił odbijając blask padającego światła. Zupełnie nagi, naburmuszony i zwyczajnie wkurzony, wyglądał doprawdy żałośnie. Szatyn nie wytrzymał i wybuchnął niepohamowanym śmiechem. W oczach zebrały mu się łzy, które po chwili pociekły po policzkach. Gdyby wiedział, że kolegując się z Cogerem będzie miał większą szansę na obserwowanie go w takich sytuacjach, już dawno zostałby jego najlepszym przyjacielem. Zupełnie zapomniał o pogrzebie matki, straconych pieniądzach i zawiedzionych nadziejach. Był teraz z bliźniakami i świetnie się bawił.
Jego głośny śmiech musiał zaalarmować innych domowników, bo po cichym pukaniu do pokoju wkroczyła Ania. Tom momentalnie zasłonił swoje krocze i poczerwieniał na twarzy.
-Co wy tutaj…- kobieta zmarszczyła brwi nie rozumiejąc, co się dzieje w pokoju jej syna. Jeden rzut oka na dziewiętnastolatków wszystko jej wyjaśnił. Jej oczy otworzyły się szeroko i patrzyły w zdumieniu na Toma, który jeszcze mocniej się zarumienił.- Boże święty! Przecież to… O, Matko!- Ania nie była w stanie wykrztusić żadnego sensownego zdania. Kevin zresztą wcale się jej nie dziwił.- Dobranoc- burknęła w końcu i wyszła z pokoju cicho zamykając za sobą drzwi.
-Jutro nas zapyta, czym się zaćpaliśmy- powiedział Bill chichotając.
-Idę pod prysznic- burknął blondyn wstając z łóżka. Wyciągnął z szafki czystą bieliznę i wyszedł z pokoju mrucząc coś pod nosem.
Gdy tylko Tom zniknął z pola widzenia, Kevin ponownie się roześmiał.
-No, już, starczy. Jak tu przyjdzie, to się nie śmiej. Obrazi się- powiedział Bill poważnie, ale i tak było po nim widać, że sam jest rozbawiony.- Gramy dalej?
-Chcesz mnie pozbawić bielizny, zboczeńcu?- spytał Kevin biorąc do ręki karty.
-Czyżbyś się bał, że przegrasz?
Bill był bardzo pewny siebie, co w innej sytuacji zirytowałoby szatyna. Skoro jednak była to tylko głupia zabawa, nie było się czym przejmować.
-Ja nigdy nie przegrywam.
-To się jeszcze okaże- mruknął Czarny z krzywym uśmiechem na twarzy. Daleko było mu do opanowania prawdziwego pokerzysty, a mimo to i tak rozkładał braci na łopatki.

Pogrzeb Izy Zakrzewskiej był raczej skromną uroczystością, na którą przyszedł ksiądz, Kevin z Cogerami ( Aleks i Ania nie mieli pojęcia o dacie pogrzebu, ponieważ Kevin sobie tego nie życzył) oraz jakiś starszy mężczyzna przypatrujący się dziewiętnastolatkom z uwagą.
Uroczystość zakończyła się bardzo szybko i bez zbędnego przeciągania. Bill przez cały czas uważnie obserwował Kevina, ale jego twarz nie wyrażała nawet najmniejszego żalu. W dodatku szatyn ubrał się tak, jak zwykle- szerokie dżinsy, oryginalne adidasy, sportowa, markowa kurtka, kolorowa czapka z daszkiem… Wyglądał tak, jak zawsze. Zabronił Cogerom ubierać się uroczyście, a już zwłaszcza na czarno. Tak więc bliźniacy również rzucali się w oczy w swoich nieadekwatnych do sytuacji ciuchach, przez co młody ksiądz patrzył na nich z niechęcią. Nieznajomy mężczyzna dla odmiany ubrany był w czarny garnitur. Cała procesja wyglądała komicznie i gdyby nie pracownicy zakładu pogrzebowego, na cmentarzu byłoby tylko pięć osób.
Gdy pogrzeb się skończył, Tom położył przy krzyżu skromną wiązankę. Ksiądz i pracownicy zakładu też niemal od razu odeszli zostawiając dziewiętnastolatków ze starszym mężczyzną.
Szatyn odpalił sobie papierosa i zaciągnął się dymem wpatrując się w napis na tabliczce przy krzyżu, jakby nie do końca wierzył w to, co się stało.
-Kim wy jesteście?- odezwał się nieznajomy patrząc na nich uważnie.
Zakrzewski zignorował go i nie zaszczycił nawet jednym spojrzeniem.
-Dlaczego przyszliście na jej pogrzeb? To wasza znajoma?- zadał kolejne pytania staruszek.
Bill zerknął na Kevina i widząc, że ten dalej się nie odwraca, spojrzał na mężczyznę i uśmiechnął się niepewnie.
-Ja jestem Bill, a to Tom. Przyszliśmy na pogrzeb z Kevinem.
-Znaliście Izę?
-My nie- odezwał się Tom.- Kevin ją znał.
-Hej, chłopcze- nieznajomy zwrócił się do szatyna.- Kim ona była dla ciebie?
-Zwykłą nieodpowiedzialną suką- burknął chłopak rzucając peta na przyniesioną przez Cogerów wiązankę i odwracając się twarzą do nieznajomego. Jego wyzywające spojrzenie nie wróżyło niczego dobrego.
-Jakim prawem tak o niej mówisz?- spytał staruszek, a w jego zielonych oczach błysnęła złość.
-Bo to prawda- odparł spokojnie szatyn.
Bill i Tom spojrzeli na siebie krzywiąc się. Kevin powinien się czasem opanować.
-Co cię z nią łączyło?- zapytał nieznajomy.
-A kim ty w ogóle jesteś?! I jakim prawem zadajesz mi jakieś głupie pytania?!- warknął chłopak patrząc ostrzegawczo na braci, którzy wyglądali, jakby mieli zamiar się wtrącić do rozmowy.
-Jestem jej ojcem!- warknął mężczyzna zaciskając ręce w pięści.
W oczach Kevina coś błysnęło i nie umknęło to uwadze Billa.
-A ja… synem!- wycedził Zakrzewski patrząc nieznajomemu prosto w oczy. Wyminął go bez słowa i ruszył w kierunku bramy, jakby chciał jak najszybciej wydostać się z cmentarza.
Bliźniacy wpatrywali się niepewnie w staruszka, który wyglądał na dogłębnie zszokowanego. Odwrócił się gwałtownie i patrzył, jak dziewiętnastolatek znika za bramą.
-O- on…- wyjąkał.
Czarny widział bladą twarz, jak się okazało, dziadka Kevina. Przyjrzał mu się dokładniej, ale nie dostrzegł żadnych podobieństw. Nie powinno go to jednak dziwić, skoro cała ich trójka zdecydowanie wdała się w ojca.
-Dobrze się pan czuje, panie…?- urwał Tom.
-Maciek. Maciek Zakrzewski. Wszystko ze mną w porządku. Tylko… Boże, nie miałem pojęcia, że Iza ma syna!
Miała, poprawił w myślach Czarny.
-Nie utrzymywała z panem kontaktu?- zapytał blondyn z ciekawością.
-Wyjechała na studia. Bardzo się tam zmieniła i nie potrafiliśmy się dogadać. Posprzeczaliśmy się, a ona spakowała swoje rzeczy i po prostu zniknęła. Przez ponad dwadzieścia lat z nikim się nie kontaktowała. Szukaliśmy jej, ale na darmo. Gdyby w telewizji nie mówili o tym wypadku, nigdy bym się nie dowiedział, co się z nią stało.
-To nawet logiczne- powiedział Tom z namysłem.- Kevin wspominał, że nie zna nikogo od strony matki, bo ona nie utrzymywała żadnych kontaktów z rodziną. Teraz to wszystko ma sens.
-Co was łączy z… Kevinem?- zapytał mężczyzna przeczesując palcami swoje siwe włosy.
Bliźniacy rzucili sobie szybkie spojrzenie w ułamku sekundy podejmując decyzję.
-Jesteśmy braćmi- powiedzieli jednocześnie.
-Braćmi?- zdziwił się Maciek.
-Tak, mamy tego samego ojca- dodał Bill.- Chciałby pan poznać Kevina?
-On nie wygląda na zbyt chętnego do poznawania kogokolwiek- rzekł staruszek krzywiąc się.
-Jakoś to z nim załatwimy.
Bill wymienił się z Maćkiem numerem i obiecał, że spróbuje przemówić szatynowi do rozsądku. Pożegnali się z dziadkiem Kevina i wyszli z cmentarza kierując się do domu.
-A może wyskoczymy szybko do sklepu?- spytał Czarny naciągając na głowę swoją czapkę. Temperatura na dworze była bardzo niska.
-Po co?
-Po prezent dla Kevina.
-Nie mamy aż tyle kasy, żeby…
-Pójdziemy szybko do domu i poprosimy mamę, żeby nam dołożyła. Na pewno się zgodzi. No, chodź! Lepiej zrobić to teraz, póki go nie ma, potem ciężko będzie się mu wymknąć na trochę.
-No, dobra. Ale ty gadasz z mamą.
-Ok.
Ania nie była zachwycona tym, że bliźniacy prosili ją o prawie tysiąc złotych, ale kiedy dowiedziała się, na co chcą wydać te pieniądze, westchnęła cierpiętniczo i zgodziła się. Zawołała Aleksa i przedstawiła im pomysł synów. Ojczym zgodził się pod warunkiem, że bracia to w jakiś sposób odpracują. Bill i Tom skinęli głowami w ogóle nie słuchając już tego, co Aleks do nich mówił. Wzięli pieniądze i ruszyli na zakupy.
Weszli do kilku sklepów muzycznych szukając odpowiedniej gitary elektrycznej. Udało im się uzbierać prawie cztery tysiące złotych- Tom tylko z tego, co dostali od rodziców, odłożył prawie tysiąc. W dodatku mieli swoje własne oszczędności i jeszcze następny tysiąc, który wybłagali jakąś godzinę wcześniej. Mieli nadzieję, że tyle wystarczy na w miarę porządną gitarę elektryczną i wzmacniacz.
Okazało się, że faktycznie za takie pieniądze są w stanie kupić naprawdę dobry sprzęt. Wystarczający jak dla amatora i kogoś, kto zaczyna przygodę w lokalnym zespole muzycznym. Bliźniacy tylko raz przyłapali Zakrzewskiego z gitarą i wcale nie brzmiał jak amator, dlatego byli zadowoleni, że udało im się znaleźć coś akurat dla niego. Chwilę sprzeczali się o kolor i kształt instrumentu, aż w końcu zdecydowali się na czarną gitarę o klasycznym wyglądzie. Prezentowała się bardzo dobrze, tak samo zresztą jak inne, które pokazał sprzedawca. Uprzejmy mężczyzna pod czterdziestkę objaśnił im wszystko i dobrał odpowiedni wzmacniacz.
Po udanych zakupach bliźniacy zadzwonili po ojczyma, który zjawił się kwadrans później i zapakował do samochodu prezent dla Zakrzewskiego.
-Mam nadzieję, że będzie się mu podobać- mruknął Tom.- Jak chociaż piknie, że coś jest nie tak, rozwalę mu tą gitarę na głowie, przysięgam.
Bill uśmiechnął się lekko słysząc komentarz brata i szturchnął go lekko w bok.
-Chciałbym to zobaczyć- rzucił ze śmiechem.
Blondyn uśmiechnął się cwaniacko.
Gdy zajechali do domu, musieli jakoś przenieść prezent do domu. Aleks wziął to na siebie. Zaprowadził szatyna do szopy i kazał mu nanosić drewna na opał. W tym czasie bliźniacy szybko wnieśli gitarę do domu i schowali ją w gabinecie Aleksa. Wzmacniacz został ukryty w szafie Billa. Gdy już z tym się uporali, żeby nie wzbudzić w szatynie żadnych podejrzeń, Cogerowie dołączyli do niego w szopie.
-Gdzie tak długo byliście?- spytał Zakrzewski układając drewno na jednej ręce.
-Poszliśmy do centrum handlowego- powiedział Bill wzruszając ramionami.
-Od razu wam mówię, że macie sobie darować tego dziadka. Dobrze wiem, co macie zamiar zrobić i nie zgadzam się. Nie chcę go znać.
-Ale…
-Nie! Jasne?!
-Ok, dobra. Nie krzycz.
-Nie krzyczę.
-Racja. Wrzeszczysz- parsknął Tom wykonując nieokreślony ruch ręką.
-Ach, ty…!
-Przestańcie...- zaczął Bill, ale urwał, kiedy bracia szarpiąc się wylecieli z szopy na dwór. Westchnął cierpiętniczo i poszedł zobaczyć, kto wygrywa.
Kevin i Tom turlali się po śniegu sycząc coś do siebie i próbując natrzeć tego drugiego śniegiem. Bill nie zastanawiając się długo nabrał do rąk trochę śniegu i ulepił jedną porządną kulę. Odczekał, aż się uspokoją. Gdy tylko Kevin wstał ze śniegu otrzepując ubranie, Czarny zamachnął się i rzucił w niego śnieżką.
Zbita kula trafiła prosto w głowę Zakrzewskiego. Młodszy Coger otrzepał ręce z uśmiechem, który spełzł z jego twarzy, gdy szatyn na niego spojrzał. Nim Bill zdążył choćby drgnąć, Kevin już przycisnął go do białego puchu siadając mu na brzuchu okrakiem i jedną ręką krępując dłonie. Uśmiechał się przy tym napawając się swoją przewagą.
Czarny mrugając irytująco patrzył Zakrzewskiemu prosto w twarz. Po chwili milczenia kąciki jego ust jakby bez udziału woli podjechały do góry układając jego wargi w szeroki, szczery uśmiech.
Roześmiał się. Nie wiedział, dlaczego. Może po prostu potrzebował odskoczni, czegoś, co pomoże mu zapomnieć o studiach i demonach. Czegoś, co pozwoli mu poczuć się normalnym nastolatkiem.
Czegoś, co przywróci mu nadzieję.

3 komentarze:

  1. Tak czekałam wczoraj na tą 21 a w końcu zapomniałam. :/ Ale za to miałam okazję przeczytać aż 3 odcinki pod rząd. Naprawdę Ci dziękuję, mi się podoba taki kompromis. :) Zwlaczsza że dodałaś też TwT. Na dodatek część której nie mogłam się tak doczekać. Piszesz jak zwykle świetnie więc życzę Ci weny żeby ten przestój o którym mówiłaś nie trwał zbyt długo. I oczywiście trochę się spóźniłam ale życzę Ci wszysktiego najlepszego z okazji Dnia Kobiet!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki! ;-) ale po prostu nie mogłam się powstrzymać. :D Uwielbiam to opowiadanie

    OdpowiedzUsuń
  3. 24 odcinki, a ja dalej nic nie wiem...

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)