środa, 26 marca 2014

16.Twarzą w twarz


Tom dłubał w jedzeniu, zastanawiając się nad jakimś prezentem dla Billa. Musiał mu coś dać i nie wynikało to nawet z jakiegoś wewnętrznego przymusu. Zwyczajnie wiedział, że jeśli nic mu nie da na święta, Bill strzeli focha, jakiego jeszcze świat nie widział. No i… chciał mu coś dać. Tak po prostu. W końcu tyle pięknych chwil już razem spędzili. Chciał go przedstawić mamie i Gordonowi, a to już wiele znaczyło.
– Coś się stało? – spytała matka, kładąc mu rękę na przedramieniu. Spojrzał na nią, wybity z transu z pytającą miną. Simone uśmiechnęła się do niego delikatnie. – Pytałam, czy coś się stało. Wyglądasz na zmartwionego.
– Niee – mruknął, wzdychając i biorąc do ust kawałek ziemniaka. – Po prostu się zamyśliłem. Wszystko w porządku.
– Na pewno? Bo nie wyglądasz najlepiej.
– Tak, na pewno. Nie martw się.

Simone przez chwilę milczała, patrząc jedynie na niego. Jej kochany synek. Był już taki duży. Miała wrażenie, że dosłownie wczoraj trzymała go za drobne pulchne rączki i pomagała mu zrobić pierwsze kroczki, a teraz? Siedział przed nią prawie dorosły, niezwykle przystojny mężczyzna. Była dumna z niego i nigdy tego nie ukrywała.
– Uhm, Tom?
Chłopak spojrzał na nią ponownie.
– Tak, mamo?
– Jeśli chodzi o święta… I tę niespodziankę… To naprawę bardzo duża niespodzianka. Coś, czego zapewne się zupełnie się nie spodziewasz. Właściwie to nie mam pojęcia, jak możesz na nią zareagować, ale mam nadzieję, że będziesz szczęśliwy.
Tom uśmiechnął się niepewnie.
– Mamo, przerażasz mnie. To prezent na święta, więc nic… strasznego?
– Moim zdaniem to coś cudownego… ale ty będziesz musiał sam określić.
– Na pewno mi się spodoba, nie musisz się martwić.
Kobieta jedynie uśmiechnęła się do niego pokrzepiająco, nie chcąc wdawać się w jakieś zbędne dyskusje. Naprawdę nie wiedziała, jak Tom może zareagować. Miała nadzieję, że się ucieszy, w końcu tak bardzo się z Billem lubili. I opiekun Billa powiedział, że jeśli chłopak będzie chciał, to zamieszka w pustym pokoju obok tego, który zajmował Tom. To byłoby jak spełnienie marzeń. Po tylu latach mogłaby wreszcie odzyskać drugie dziecko, a chłopcy siebie nawzajem. Czy jednak marzenia tak łatwo się spełniają?
To miało się dopiero okazać.

Bill zatrzasnął zeszyt z irytacją i wydał z siebie nieartykułowany odgłos. Kompletnie nie mógł się skupić. Czuł jakiś irracjonalny niepokój i nie miał pojęcia, skąd mu się to wzięło. Właściwie nie pamiętał, żeby kiedykolwiek coś takiego odczuwał. To było to prostu dziwne, jakby… nie należało do niego. Jakby ktoś podzielił się z nim tym uczuciem.
Ale przecież cos takiego nie było możliwe, co tylko bardziej potęgowało irytację chłopaka. Jego wujek też się dziwnie zachowywał. Też był dziwnie podenerwowany. Bill miał wrażenie, że zdenerwowanie jego opiekuna rosło z każdym dniem. Podświadomie czuł, że niedługo to zdenerwowanie będzie miało punkt kulminacyjny i sam nie wiedział, co o tym myśleć.
W ogóle ostatnio wszyscy chodzą, jakby im ktoś kije od szczotki powsadzał w tyłki, pomyślał ze złością. Wkurzało go to, bo przez ten napływ negatywnych emocji z każdej strony i on czuł się przytłoczony i ogólna atmosfera zaczęła mu się udzielać. Nie mógł się nawet w spokoju nacieszyć bliskością z Tomem, bo ten też zaczął się zachowywać dziwacznie. Bill był przez to okropnie skołowany. Coś wisiało w powietrzu, no po prostu nie było innej opcji. Może dlatego nie mógł w nocy spać? Śnił mu się wciąż jeden i ten sam koszmar – samochód, deszcz, jakieś głosy, ból rozrywający jego serce na drobne kawałeczki i cisza…
Cisza i nic więcej… Może przez ten sen bał się ciszy? Coś musiało mu gdzieś stukać, pukać, grać, bo inaczej zwyczajnie dostawał świra. I to zdecydowanie nie było fajne.
– Bill? – Zamrugał i spojrzał na swojego wujka, który z dość… ciekawą miną machał mu ręką przed oczami. – Żyjesz ty w ogóle?
– Uhm, przepraszam – burknął. – Kiedy wszedłeś?
– Przed chwilą. Chciałem z tobą porozmawiać, ale może lepiej wrócę później, hm?
– Nie, nie… Wszystko ok. To coś ważnego?
Derek podrapał się niepewnie po głowie. W przeciwieństwie do Simone, on wcale nie był aż tak optymistycznie nastawiony do pomysłu przedstawiania sobie Billa i Toma jako braci bliźniaków. Już od jakiegoś czasu, gdy na nich patrzył, czuł nieprzyjemne sensacje w żołądku. Instynkt raczej go nie zawodził, a teraz zwyczajnie dawał mu do zrozumienia, że powiedzenie im prawdy nie przyniesie niczego dobrego. Mógł walczyć o swój pomysł, kiedy jeszcze się zastanawiali jak ich sobie przedstawić. Trzeba było ich obu wziąć na poważną rozmowę i wyznać, że gdzieś po świecie chodzi sobie ich brat bliźniak. Wyjaśnić, dlaczego zostali rozdzieleni jako niemowlęta i dać im możliwość spotkania się na neutralnym gruncie. Jasne, więź bliźniaków jest owiana tajemnicą i naukowcy rwą sobie włosy z głowy, próbując jakoś zbadać to fenomenalne połączenie. Oczywiście, Bill i Tom byli jednymi z tych bliźniaków, w końcu obaj budzili się w nocy na przemian z płaczem i krzykiem. Ale czy puszczenie ich tak po prostu do jednej szkoły to był dobry pomysł? Równie dobrze mogli się znienawidzić, a nie polubić. Reprezentowali sobą dwa zupełnie odrębne style.
Niestety, było już za późno. Simone postawiła na swoim i nawet do głowy jej nie przyszło, że relacje między tymi dwoma mogą się dziwnie ułożyć. Derek nie wiedział niczego na pewno, ale gdzieś podskórnie po prostu czuł, że coś jest nie tak. I nawet zaczął się codziennie modlić o to, żeby się mylił.
– Uhm, w sumie to tak. Tak. Chodzi o święta.
– Co z nimi? – zapytał Bill, marszcząc brwi.
– Zdzwoniłem się wczoraj z moimi dobrymi znajomymi. Zdecydowaliśmy, że spędzimy święta razem u nich w domu… Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko?
– Ehm, ale są jacyś w porządku, tak?
– Oczywiście. Właściwie to bardzo chcą cię poznać. Mają syna w twoim wieku. Jestem pewien, że się dogadacie.
Billowi było nie po nosie coś takiego, ale wujek patrzył na niego z wyraźną nadzieją, że zaakceptuje ten pomysł. Nie chciał mu robi przykrości i wydziwiać, że nie chce spędzać świąt z obcymi ludźmi i już woli, żeby byli tylko oni dwaj. Uśmiechnął się więc niepewnie i skinął lekko głową.
– Jeśli się nie polubimy, możemy wcale nie rozmawiać.
Derek uśmiechnął się i poczochrał chłopakowi włosy. Pomyśleć, że zaopiekował się nim, kiedy jeszcze Bill mieścił się na jego otwartej dłoni. Był taki malutki i kruchy, a teraz? Teraz stawał się prawdziwym mężczyzną. Derek był dumny z tego, w jaki sposób go wychował.
– Cieszę się, że nie masz nic przeciwko.
– Mieszkają gdzieś za miastem?
– Nie, nie, właściwie to nie.
Bill westchnął, obracając zeszyt w rękach.
– To w porządku. Ile tam zostaniemy?
– Nie mam pojęcia. To właściwie zależy od ciebie.
– Ode mnie?
– Tak. Jeśli ich polubisz, to spędzimy z nimi całe święta, a jeśli nie, wrócimy do siebie. W porządku?
Bill wzruszył ramionami. Skoro decyzja należała do niego to spoko. Nie lubił być postawiony przed faktem dokonanym, a wujek dał mu możliwość wyboru. Cenił to u niego.
– Są dla mnie jakieś nowe propozycje? – zapytał w zamian za to, zmieniając temat.
Już kupę czasu nie miał żadnej sesji fotograficznej i trochę go to martwiło. Czyżby pyszczenie do tamtego faceta rzeczywiście nie było takie mądre jak go wszyscy ostrzegali? Bo jeśli tak, to chciałby wiedzieć, na czym stoi. Uwielbiał modeling, nawet jeśli często po tym nie mógł spać normalnie, bo od dziwnego wyginania się przez kilka godzin zwyczajnie bolał go kręgosłup, ale nie zamieniłby tego na żaden inne zajęcie. Jeśli jednak przekreślił karierę swoim wybuchowym temperamentem, to wolał to wiedzieć teraz.
Derek pokręcił ze smutkiem głową.
– Niestety nie. Ale poszukam ci czegoś. Skup się teraz na tym występie przed Angelą Merkel. To może być twoja szansa.
Bill uśmiechnął się szeroko, oczyma duszy widząc ich zespół porywający tych wszystkich snobów… Ach! Nie mógł uwierzyć, że tak szybko otrzymali taką propozycję! Byle tylko tego nie zmarnować.
Czas do świąt mijał w miarę spokojnie, chociaż depresja udzielała się coraz większej ilości osób. Bill miał wrażenie, że dosłownie każda jedna osoba jest bliska wdrapania się na jakiś wieżowiec i skoczenia z niego. Tom, Hagen, Gustav, wujek Derek, Alan… Zaczął się nawet zastanawiać, czy nie robią tego specjalnie, ale nie wyglądało na to, żeby się zmówili. Pozostało mu tylko opierać się tej depresji rękami i nogami i… skupić się na prezentach.
Postanowił w tym roku zaszaleć i kupić prezenty większemu gronu osób, więc szwendał się po sklepach dłużej niż nawet on miałby na to ochotę. Ale w końcu, po ciężkich trudach i przepychankach i z innymi, rządnymi zakupów ludzi, wreszcie wracał do domu obładowany siatkami z zakupami. Postarał się też o odpowiednie kartony i papier, żeby to wszystko obłożyć. Miał nadzieję, że trzy rolki starczą, bo jak nie, to był w ciemnej dupie.
Bill był niepocieszony, że tak długo nie będzie się z Tomem widział przez jego wyjazd. Wciąż trochę się o to boczył, ale nie dawał Tomowi tego odczuć, nie chcąc się z nim teraz kłócić. Nadchodziły święta  i wszczynanie kolejnej awantury było ostatnią rzeczą, na jaką miał ochotę.
Dwudziestego trzeciego umówili się we czwórkę na chacie u Hagena, gdzie łamali się opłatkiem, wymienili się prezentami i zrobili sobie taką swoją własną, malutką Wigilię. Bawili się naprawdę dobrze, wcinając wszystkie tradycyjne potrawy i rozmawiając jakoś tak… szczerze.
– Co się tak dziwnie na mnie patrzysz? – spytał Bill z lekkim uśmiechem, kiedy Hagen wbił w niego smutny wzrok.
– Obaj jesteście jacyś nie w sosie – stwierdził Tom, rzucając Gustavowi i Hagenowi porozumiewawcze spojrzenie. – Jeśli coś się stało, to przecież możecie nam powiedzieć. Jesteśmy przyjaciółmi. Prawda?
– Jesteśmy – odparł Gustav poważnie, patrząc na nich jakoś tak dziwnie. – Choćby nie wiadomo co się stało…
Bill i Tom spojrzeli na niego lekko zdziwieni, nie bardzo rozumiejąc, dlaczego tak to zaakcentował. Hagen za to uśmiechnął się pod nosem, kręcąc głową. Do cholery, nie miał pojęcia, jak to się stało, ale byli pieprzonymi przyjaciółmi i wcale tego nie żałował. Jego ojciec też był jakoś tak szczęśliwy. Gdy Hagen zszedł do kuchni, żeby zrobić wszystkim herbatę, zastał tam swojego ojca. Widział po jego minie, że się cieszy. Hagen zawsze trzymał się na uboczu, a teraz wreszcie miał przyjaciół. I chyba nawet jego ojciec jarał się tym bardziej niż on sam.
Gdy Kaulitzowie już wyszli, zapewne żeby trochę poobściskiwać się w jakimś kącie, gdzie nikt nie będzie mógł ich wypatrzeć, Georg i Gustav spojrzeli na siebie ponuro.
– To będzie katastrofa.
– Mnie to mówisz? – jęknął Hagen, drapiąc się po karku. – Nawet nie chcę myśleć o jutrzejszym dniu. Sądzisz, że powinniśmy byli ich uprzedzić?
Gustav rozłożył ręce. Nie czuł się jeszcze na tyle dorosły, żeby podejmować takie decyzje.
– Myślisz, że oni mogą… T–to robić… Mimo wszystko? – spytał niepewnie.
Hagen nie patrzył na niego. Zagryzł jedynie dolną wargę.
Właściwie to pytanie przyszło mu do głowy już jakiś czas temu i sam nie wiedział, co o tym myśleć. Z jednej strony to było chore. W końcu to bracia bliźniacy, ta sama krew, ogromne podobieństwo i po prostu to coś, co widać było tylko wtedy, kiedy byli razem. Ale z drugiej strony to, że zostali rozdzieleni i pokochali się nie wiedząc o swoim pokrewieństwie, nie było ich winą. Zdaniem Georga to była po prostu patowa sytuacja. Zdawał sobie sprawę, że jeśli kogoś naprawdę się kocha, to nie da się tak po prostu machnąć ręką i o tym zapomnieć. I Bill, i Tom zaangażowali się w ten związek emocjonalnie i trudno byłoby od nich teraz oczekiwać, że tak po prostu o tym zapomną! Dobrze pamiętał dzień, kiedy Bill tryskał dobrym humorem i zachowywał się jak dobrze zadowolona kotka, a Tom krążył po szkole z głową w chmurach i delikatnymi wypiekami na policzkach. Na pewno to zrobili, innej opcji po prostu nie było.
Oddałby wiele, żeby oszczędzić im tego, co miało nadejść.

Bill, niczego nieświadomy, wrzucił do bagażnika torbę ze swoimi rzeczami, na wypadek, gdyby jednak zostali na dłużej. Na dworze było naprawdę zimno i miał nadzieję, że mieszkanie znajomych jego wujka będzie dobrze ocieplone. Nie znosił marznąć.
Jeśli zaś chodzi o jego wujka, był kompletnie nie swój. Jego twarz zrobiła się niemal kredowobiała i jakby przestał kontaktować, co się wokół niego dzieje. Gdy odpalał samochód, Bill zauważył, jak mocno trzęsą mu się dłonie.
– Wujku, co jest? – spytał z troską.
Mężczyzna uśmiechnął się do niego pokrzepiająco.
– Nic, nic. Wszystko w porządku.
– Na pewno? Bo zachowujesz się, jakbyśmy wcale nie jechali na święta do twoich znajomych, tylko jakbyś zamierzał mnie gdzieś poćwiartować w krzakach i zakopać.
– Ziemia jest zamarznięta – odparł Derek rzeczowo, nie mogąc spojrzeć Billowi w oczy. Czy na pewno zrobili dobrze? Czy to dobry pomysł? Co, jeśli nie będą chcieli być braćmi? Co wtedy?
– Daj spokój, wujku. Cały się trzęsiesz. Będzie dobrze, jeśli nie zabijesz nas na jakimś słupie.
– Po prostu… Ta niespodzianka… I w ogóle, ja chyba…
– Boisz się, że nie spodoba mi się prezent? – zdziwił się. Nigdy przecież nie dał wujkowi odczuć, że nie podoba mu się prezent, nawet jeśli rzeczywiście był nietrafiony.
Derek zaśmiał się histerycznie.
– Gdyby tylko o to chodziło – powiedział cicho.
– Więc o co?
– Bill, naprawdę jeszcze nie domyśliłeś się, że to nie jest zwykła niespodzianka? To bardzo poważna sprawa i od tego zależy twoja przyszłość. Cała przyszłość. Po prostu się boję, że ci się nie spodoba.
W pierwszej chwili pomyślał, że może będzie mógł podpisać jakiś big kontrakt lub coś w tym stylu, ale potem zdał sobie sprawę, że jego wujek by się tak nie denerwował. Nie bałby się, że prezent mu się nie spodoba. Co to więc mogło być?
Myślał intensywnie i myślał, ale kompletnie nic nie przychodziło mu do głowy. A może… jego rodzice?
Niee… to byłoby bez sensu. I właściwie dlaczego teraz?

Tom nie czuł się najlepiej, kiedy jechał z matką i Gordonem na święta do tych ludzi, o których wspominała mu matka. Nawet nie miał okazji się zdziwić, że nie wyjeżdżają z miasta, lecz po prostu jadą na jego obrzeża, na jedno ze spokojniejszych osiedli pełnych ładnych i niemal identycznych domków jednorodzinnych. Dziwne uczucie, które towarzyszyło mu ostatnio, nasilało się z każdą sekundą. Tom miał wrażenie, że wszystkie jego wnętrzności wywracają się na drugą stronę. Czuł jakiś wewnętrzny przymus, żeby wiać z tego miejsca ile sił w nogach, ale szybko zdusił to w zarodku. Jeszcze nigdy nie odczuwał czegoś takiego.
Przełknął ciężko ślinę, wchodząc do domu, przed którym zaparkowała jego matka. Nie miał pojęcia, czego się spodziewać.
Okazało się jednak, że dom był pusty. Zdumiało go to.
– Czemu ich nie ma? – zapytał.
– Zaraz przyjadą – powiedziała Simone, uśmiechając się do niego pokrzepiająco.
– To oni tutaj nie mieszkają?
– Nie, to właściwie nasz domek. Gordon kupił go w zeszłym roku.
Tom zmarszczył brwi. Wiele można mu było zarzucić, ale na pewno nie głupotę.
– O co tu chodzi? Dlaczego mnie tutaj przywieźliście? Mamo?
– Zaraz wszystkiego się dowiesz.
– Chcę wiedzieć już! – powiedział zły. Nie chciał się wykłócać w święta, ale coś mu tu wybitnie nie grało. Miał dość niedomówień i tego ciągłego ukrywania prawdy. Chciał wiedzieć, czemu matce tak zależało, żeby tu przyjechać.
– Cierpliwości. Obiecuję ci, że nie pożałujesz.
– Nie podoba mi się to – stwierdził, wciskając ręce w kieszenie. Gordon westchnął cicho, patrząc na żonę. Jemu też się to nie podobało. Simone jednak miała świetny humor i wyglądało na to, że nic jej go nie popsuje.
Gordon nie miał klapek na oczach w przeciwieństwie do Simone i był pewny, że chłopcy nigdy jej nie wybaczą tego, że ich rozdzieliła jako dzieci. Już się polubili, więc fakt braterstwa też jakoś przełkną. Nie będą jednak skorzy do wybaczenia tego, co im zrobiła. Simone nie chciała dopuszczać do siebie prawdy. Gordon podejrzewał, że jego żona będzie cierpieć przez swój upór.
Tom był tak zajęty buntowaniem się, że nawet nie usłyszał jak pod dom zajechał drugi samochód. Cała złość i niechęć zniknęła z jego twarzy, gdy w drzwiach zobaczył Billa.
Spojrzeli na siebie z absolutnym zdumieniem.
– Bill?
– Tom?
Wujek Billa popchnął do lekko w głąb domu i zamknął drzwi.
– O co tutaj chodzi? – spytał Bill zdezorientowany. Przez całą drogę myślał, że może wujek naprawdę chce mu przedstawić rodziców, ale nic na to nie wskazywało. Czyżby wiedzieli o ich związku i chcieli im w ten sposób dać do zrozumienia, że nie mają nic przeciwko?
– Chyba czas najwyższy, żeby wreszcie to z siebie wykrztusić – powiedział Tom. Miał złe przeczucie.
Zapadła cisza. Simone, Gordon i Derek patrzyli po sobie, jakby próbując zdecydować, kto przekaże chłopcom nowinę.
– Na mnie nie patrz, Simone – powiedział Derek, wciskając drżące ręce w kieszenie kurtki. Zimny pot spływał mu po plecach. – To był twój pomysł i to ty powinnaś z nimi rozmawiać.
Kobieta uśmiechnęła się niepewnie. Wiedziała o tym, ale po prostu trochę się bała. Nie miała pojęcia, jak mogą zareagować.
– To dość długa historia… – zaczęła.
– Skąd pani zna mojego wujka? – wtrącił Bill.
– Znamy się od jakiegoś roku – powiedziała. – Zaplanowaliśmy razem przeprowadzkę do tego miasta.
Nie podoba mi się to, pomyślał Tom, nie przerywał jednak matce.
– Po co? O co w tym wszystkim chodzi? Powie mi ktoś wreszcie czy będę musiał tu zgadywać do przyszłego roku? – zapytał Bill już trochę zirytowany.
Simone wzięła głębszy oddech.
– Ty i Tom jesteście braćmi bliźniakami – powiedziała na jednym wydechu, chcąc to wyrzucić z siebie jak najszybciej.
Uśmiechnęła się lekko i spojrzała na chłopaków, oczekując pozytywnej reakcji. Przez chwilę panowała cisza. Bill i Tom patrzyli na siebie zszokowani, jakby nie mogąc w to uwierzyć. Nie odrywali od siebie wzroku nawet na chwilę.
Bliźniacy? Ale… jak to? Przecież oni…
Nieświadomie obaj pomyśleli o tych wszystkich chwilach, które spędzili razem…
O pocałunkach…
Uściskach…
Seksie… Boże! Przecież oni się kochali! W przenośnym i dosłownym tego słowa znaczeniu. Żaden z nich nie chciał uwierzyć w słowa Simone, ale głęboko w sobie czuli, że to niestety jest smutna prawda.
Simone zbladła, kiedy Bill na oślep nagle pognał do drzwi. Derek próbował go zatrzymać, ale Bill wyrwał mu się z zaskakującą siłą i po chwili już go nie było.
Tom zwymiotował na dywan z czerwone kółeczka.


***
Albo mi się wydaje, albo dwa dni temu minęły dokładnie trzy lata, odkąd założyłam tego bloga o.O Dacie wiarę, że już tyle czasu czytacie moje wypociny;)?
Pozdrawiam!

10 komentarzy:

  1. ja cię odkryłam gdzieś z pół roku temu, ale fajna rocznica, gratuluje :)

    kiedy następny rozdział?

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytam twojego bloga od niedawna ale przeczytałam już wszystkie twoje opowiadania i były jednymi z najlepszych jakie kiedykolwiek czytałam <3
    mam nadzieję że za niedługo opublikujesz jakieś nowe opowiadanie albo o Tamie i Billu albo z twoimi własnymi bohaterami <3
    Rozdział bardzo mi się podobał , trochę się zdziwiłam reakcjami bliźniaków ... no ale cóż .
    Liczę na to że będą razem i jakoś ten fakt przetrwaja ^-^

    czy masz zamiar kontynuować 'szalona noc' ?~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, raczej nie. Jeśli jednak coś strzeli mi do głowy, to pociągnę to dalej. Na pewno nie zamierzam zrobić z tego dłuższego opowiadania.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Jesteś świetna! To na razie moje ulubione opowiadanie ale jeszcze wszystko może się zmienić bo Ty zawsze wymyślasz świetne rzeczy.
    Rozwalił mnie ten tekst że Tom zwymiotował na dywan w czerwone kółeczka. Tu taka dramaturgia a te kółeczka tak fajnie zabrzmialy :) Mam nadzieję że szybko pojawi się następna część. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Co za niesamowity rozdział! ♥
    Już nie mogłam się tego doczekać. Przez całość trzęsłam się i byłam zdenerwowana, prawie tak jak wszyscy w opku.
    Już nie mogę się doczekać kolejnej części! :D
    Weny <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Łiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii!!!!!!!!!!!!!!!!*skacze jak głupia po pokoju*
    Boskie, boskie, boskie!
    Jak zawsze zreszta.
    Nie moge się doczekać następnej noty
    WENY
    KOTEK
    ps. zapraszam do mnie
    twincest-tokio-hotel-by-kotek.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny blog :-)
    Polecam to opowiadanie jest świetne :-)
    http://liceum-yaoi.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. jak mogłaś skończyć w takim momencie?!0 jesteś złą kobietą... Kurcze no... Cholernie boję się tego co będzie się działo w następnym odcinku... Tom powinien się ogarnąć i lecieć za czarnym... No kurde No... Czuję ten cholerny ucisk w klatce piersiowej i wiem że nie pozbędę się go do puki nie przeczytam następnego rozdziału... Jesteś genialna... Gratuluję rocznicy :) czytam cię już ze 2 lata, co prawda z przerwami ale to i tak długo... Na większość blogów które czytałam kiedyś, już nie wchodzę... Twój jest chyba jedynym na którego jeszcze zaglądam ;) ogólnie bo do opowiadania to muszę ci powiedzieć że bardze mnie wciągnęło i będę do niego wracała tak samo często jak do "Czarnego"... Rzeko się trafiają opowiadania które mnie czytać 10 razy i za każdym razem jestem nimi zachwycona... To zdecydowanie należy do tego typu historii :) bardzo ci za nie dziękuję i z niecierpliwością czekam na kontynuację :) Pozdrawiam cieplutko i życzę weny kochana ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie miało być "rzeko" tylko "rzadko" i nie "mnie" tylko "mogę"

      Usuń
  8. No to się zaczęło... Koniec sielanki. Tyle czasu na to czekałam. :D
    Jestem ciekawa, do czego dojdą chłopcy, jak już ochłoną. (Trochę gwałtowna ta ich reakcja i spodziewałam się, że będą próbowali raczej zaprzeczać, niż po prostu spadną im klapki z oczu i to zaakceptują...) Mam nadzieję, że wygrają oni obaj i żaden nie zrobi nic naprawdę głupiego, czego nie będzie się dało odkręcić. Simone chyba była naiwna, jeśli sądziła, że pójdzie to gładko... Nawet jeśli chłopcy nie byliby ze sobą.

    Pozdrawiam :)
    Ri

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)