sobota, 3 stycznia 2015

26.Twarzą w twarz



– Nie lubię go – jęknął Tom, siedząc nad kserówkami z angielskiego. On i Bill postanowili pouczyć się razem na zajęcia do nowego tyrana, który pojawił się w ich życiu. Rozłożyli się na podłodze w salonie w domu Toma i próbowali jakoś ogarnąć wszystkie angielskie czasy. Nie było to łatwe, a Tom wiedział, po prostu wiedział, że to on pójdzie na pierwszy ogień. Już raz się nie nauczył tak w ramach buntu i skończyło się telefonem od Josta, po którym przez trzy dni był głuchy na jedno ucho.
Bill podrapał się po głowie, męcząc się nad jednym z przykładów. Był tak zajęty tym, co robił, że nawet nie zauważył, że Tom wsadził mu w pokryte lakierem włosy aż trzy ołówki.
– No, nic cholera nie wytłumaczył – mruknął Bill. Siedział po turecku na podłodze, w  jednej ręce trzymał jedną kartkę i w drugiej drugą i porównywał je, ale chyba niezbyt mu szło. – Dlaczego w tym przykładzie jest Present Perfect Continuous, a nie po prostu Present Perfect? Czemu w tym drugim przykładzie jest Present Perfect, a nie po prostu Past Perfect? Przecież to powinien być Past Perfect. Czemu to, do jasnej ciasnej, nie jest Past Perfect?

– Dzwonimy do Georga? Może będzie wiedział.
– Wątpię, że będzie to robił. Mówił, że ma randkę ze swoim basem.
Tom westchnął, odsuwając od siebie kartki. Te Present Perfecty i cała reszta już mu wirowały przed oczami, nawet jeśli nie patrzył na kartki.
– My też powinniśmy ćwiczyć. To pierwszy tydzień od lat, kiedy ani razu nie wziąłem gitary do ręki. Nienawidzę Josta i jego głupich pomysłów.
– To co? Chwila przerwy na próbę?
Tom pacnął plecami na podłogę, rozrzucając ręce na boki.
– To w ogóle jest przerwa, jak robimy próbę?
– Ruszaj dupsko – Bill pacnął go w kolano. Tom niechętnie podniósł się i poszedł do pokoju po gitarę akustyczną. Usiadł na fotelu i zabrał się za strojenie gitary. Bill wyciągnął spomiędzy kserówek kilka tekstów swoich nowych piosenek.
– To co? – zapytał. – In die Nacht?
Tom skinął głową. Na ćwiczeniu nakrył ich Brett, który wracał właśnie z zakupów. Uniósł brwi, widząc co robią. Kiedy wychodził, siedzieli nad językiem angielskim. Ochroniarz uśmiechnął się kpiąco na widok kartek porozrzucanych po całym pokoju. Chyba nie szło im za dobrze.
Bill krążył po pokoju, zerkając na tekst piosenki i starając się zaśpiewać ją jak najlepiej.
– Masz coś we włosach – rzucił Brett, przerywając im bez najmniejszych wyrzutów sumienia. Tom uniósł głowę znad gitary, przestając grać. Bill spojrzał na mężczyznę pytająco, a potem pomacał się po włosach. Kiedy znalazł ołówek, spojrzał na bliźniaka morderczo.
– Tom! – jęknął z wyrzutem.
Dredziarz uśmiechnął się tylko cwaniacko. Pewnie gdyby Brett mu nie powiedział, poszedłby tak do domu.
– Z tego co wiem, mieliście się uczyć angielskiego – rzekł ochroniarz, splatając ręce na piersi.
– Już skończyliśmy – mruknął Bill.
– Nie jesteś naszą matką – dodał Tom.
– Taak, ale to właśnie ona prosiła, żebym miał na was oko, skoro wraca dopiero za dwa dni.
Tom wywrócił oczami. Bill wyciągnął spomiędzy włosów kolejny ołówek i rzucił nim w brata, ale nie trafił.
– Palant – skomentował czarnowłosy chłopak, siadając po turecku na podłodze.
– Co? Koniec przerwy? – spytał Tom rozczarowany.
– In die Nacht mamy już opanowane do perfekcji. Ale Pasty nie.
– Biilll…
– Daj spokój, przecież wiesz, że to ciebie pierwszego zapyta. Spróbujmy chociaż trochę to ogarnąć, a jeśli nie damy rady, to zadzwonimy do Georga.
Tom westchnął, ale posłusznie zabrał się za naukę.
– Z czego się cieszysz? – spytał poirytowany, widząc krzywy uśmieszek na twarzy Bretta. – Mógłbyś zrobić jakiś obiad, w końcu za coś ci płacimy!
Brett tylko się zaśmiał i poszedł na górę.
– Nie znoszę gościa – mruknął Dredziarz.
– Z wzajemnością, jak widać – skomentował Bill.
Po dwóch godzinach stwierdzili, że i tak nic z tego nie będzie, więc zdzwonili się z chłopakami i zdecydowali się trochę poćwiczyć nowe piosenki całą ekipą. Brett nie był zachwycony, bo matka bliźniaków już dała mu się we znaki i wolał dla świętego spokoju robić to, czego ona chce. Zamierzał trochę uprzykrzyć im życie i jechał razem z nimi do Gustava, gdzie zamierzał pogadać ze swoim kumplem, który chwilowo „stacjonował” w domu perkusisty Tokio Hotel.
Próba trwała aż do dwunastej w nocy i chociaż Brett nie lubił tych dzieciaków, musiał przyznać, że ciężko pracują na swój sukces. Grali przez cztery godziny praktycznie bez przerwy. Między piosenkami widział, jak chłopcy próbują rozmasować sobie przeciążone nadgarstki, a Bill coraz częściej pił wodę, żeby zwilżyć gardło. Ta stuknięta czwórka małolatów wyprodukowała przypadkiem całkiem sporą liczbę Emo ciot. Brett nie potrafił inaczej określić młodzieży, która przychodziła na ich koncerty. Co druga osoba miała kolczyk w języku – bo Bill Kaulitz też go miał – farbowała włosy na czarno – bo Bill Kaulitz farbował… Pewnie gdyby powiedział, że goli sobie jaja, to ta cała wataha zrobiłaby dokładnie to samo. Brett kompletnie nie rozumiał, co ci wszyscy ludzie widzą w tej czwórce dzieciaków. Dziewczyny bez zastanowienia dałyby się im przelecieć tylko dlatego, że są sławni. Żaden z nich nie był jakoś specjalnie utalentowany, a jednak osiągnęli sukces i mieli w sobie to cos, co przyciągało ludzi. Brett był naprawdę szczęśliwy, że nie ma córki i obiecał sobie, że nie spłodzi takowej, dopóki ten zespół nie wypadnie z obiegu.
– Georg, błagam! Znowu zgubiłeś rytm! Grasz na pieprzonym basie i masz najmniej do roboty, więc postaraj się ogarniać, co się dzieje! – warknął Bill, patrząc ze złością na swojego kolegę.
– Spokojnie – powiedział Gustav.
– Nie będę spokojny – warknął Bill, tupiąc nogą. – Pomylił się cztery razy z rzędu! Mieliście już umieć to grać!
– Zamknij mordę z łaski swojej i skup się na śpiewaniu – skomentował to Georg najspokojniej jak umiał.
– Ani mi się śni!
– Jak ty się wypierdalasz na scenie to nikt ci afery nie robi!
Bill parsknął.
– Nie wywróciłem się na scenie!
– Pośliznąłeś się dokładnie dwadzieścia pięć razy w ciągu pięćdziesięciu ośmiu koncertów.
– Ma rację, liczyłem – przyznał Tom, chociaż wiedział, że to zapewne błąd, bo kiedy Bill był zły, zazwyczaj nie pozwalał mu się dotknąć nawet palcem. Na szczęście Tom był zbyt zmęczony, aby chcieć go dotykać chociażby palcem, więc mógł sobie pozwolić na kpinę.
– Tom!
– No co? Przecież to prawda.
– Ciota! – warknął do niego Bill.
– Sam jesteś ciota. To, że masz zły humor nie oznacza, że możesz się na wszystkich wyżywać.
– I kto to mówi?! Robisz dokładnie to samo.
– Ale nie jestem żadną pieprzoną primadonną!
Georg westchnął ciężko. Nie zamierzał się w to wtrącać. Gustav podrapał się pałeczką po głowie. Brett i Mathias, ochroniarz Gustava, rzucili sobie tylko porozumiewawcze spojrzenie. Kłótnie chłopaków były ich ulubioną rozrywką w trakcie pracy, a zwłaszcza kłótnie bliźniaków. To były potyczki na zupełnie innym poziomie.
– … i jesteś nieodpowiedzialny! Więc mi nie wytykaj, że…
– Och, zamknij się! Tylko ty masz siłę, żeby tyle gadać po tak długiej próbie.
– Nie mów mi, że zmęczyłeś się brzdąkaniem na gitarze? – spytał Bill kpiąco.
– Zaraz ci brzdąknę prosto w twarz, jeśli nie przestaniesz.
– Spróbuj szczęścia, a będziesz impotentem. – Bill spojrzał wymownie na swoje ciężkie buty, a potem krocze Toma.
– Kurwa, Bill, to są zagrania poniżej pasa – rzucił Georg. – Facet facetowi takich rzeczy nie robi.
– Widocznie on nie jest facetem – skomentował Tom.
Schylił się w ostatniej chwili, żeby uchronić głowę przed lecącym w niego mikrofonem. Rzucony przez Billa przedmiot upadł na podłogę, niemal wszystkich ogłuszając.
– Pojebało cię?! – warknął Georg.
– Pierdol się, Tom. Ty i cały ten cyrk Tokio Hotel! Ty zawsze wiesz, z której strony mi przyjebać, co?! – krzyknął czarnowłosy rozsierdzony. Po chwili słychać było tylko trzask drzwi i Bill zniknął. Tom odetchnął głęboko, odkładając gitarę na bok. Nie tak miało to wyglądać.
– Obraził się? – spytał Gustav niepewnie. – Może powinienem do niego iść?
– Zostaw go. Potrzebuje chwilę w samotności, żeby się wyładować. Zaraz wróci i będzie grzeczny, zobaczycie.
– Jakoś ciężko mi w to uwierzyć. Po co go prowokowałeś?
– Sam się prosił – mruknął Tom z ponurą miną. – Och, szlag! Wiecie, co w tym wszystkim jest najgorsze? To, że ja wiem…. Po prostu wiem, że będę go musiał przeprosić! Wrrr…!
Ochroniarze znowu spojrzeli na siebie porozumiewawczo.
– Lepiej to zrób jak najszybciej. Dzwonił do nas David, chce, żebyśmy za miesiąc weszli do studia i zaczęli nagrywać.
– Ale przecież dopiero skończyła się nasza trasa!
– I zanim następna się rozpocznie, minie pewnie z rok, ale album musi być gotowy.  Niepotrzebnie mu mówiliście, że macie piosenki.
– Nie wiedziałem, że Bill już je napisał – mruknął Tom. Jakoś nie spieszyło mu się, żeby wracać w trasę, kiedy już poczuł jak dobrze jest obijać się we własnym domu. Odpowiadało mu to zwłaszcza dlatego, że matki prawie wcale nie było i nie musiał z nią spędzać czasu. Fakt, okropnie go drażniła, kiedy już była i wszystko chciała wiedzieć, ale jakoś dawał radę to przetrwać. Nie miał nic przeciwko trasie koncertowej, podobało mu się to, co robił, ale nie wypoczął jeszcze po poprzedniej i od razu miał się w to ładować od nowa? Poza tym, on i Bill mogli teraz robić wszystko, co tylko chcieli, ale w trasie nie mogli sobie pozwolić na zbliżenie, bo zbyt łatwo ktoś mógłby ich nakryć. Oczywiście, mogli to robić w pokoju hotelowym, ale często mieli osobne pokoje albo spali w Tourbusie, więc dzielenie razem przestrzeni było po prostu ryzykowne.
Bill wrócił, patrząc na nich groźnie. Widać było, że wciąż się dąsa.
– Gramy dalej czy kończymy? – spytał.
– Możemy jeszcze raz spróbować Heilig.
– Nie jestem w nastroju do śpiewania akurat tej piosenki. Co wy na Spring Nicht?
– Okej…
Po około połowie godziny zdecydowali, że już starczy. Tom z ulgą schował gitarę do pokrowca. Bill odłożył mikrofon na miejsce i przeciągnął się.
Gdy już jechali samochodem do domu Billa, Tom spytał.
– Długo będziesz się na mnie boczył za to, co powiedziałem?
Przez to, że Bill ostentacyjnie go ignorował przez niemal cały czas, odkąd doszło do kłótni, Tom wolał załagodzić spór, póki jeszcze sprawa była w miarę świeża. Wiedział, że im dłużej zwleka, tym bardziej Bill da mu z czasem popalić. Nie zamierzał potem żyć w celibacie przez kilka tygodni, bo Bill będzie się na niego wściekał i w odwecie nawet nie pozwoli mu tknąć swojego tyłka.
– Nazwij to jeszcze raz „boczeniem się”, to ci przywalę – odparł Czarny, siląc się na spokojny ton.
Tom westchnął ciężko.
– To były tylko głupie żarty! Dlaczego ty zawsze bierzesz to tak do siebie?
Bill parsknął.
– Może nie zauważyłeś, ale kiedy Georg i Gustav o tym mówią, nie reaguję. Nie wpadło ci kiedyś do głowy, z jakiego powodu wściekam się tak akurat o twoje komentarze?
Tom zamrugał. Nigdy się nad tym nie zastanawiał, ale faktycznie, Bill reagował tak ostro tylko wtedy, kiedy to właśnie on mu pewne rzeczy wytykał. Nie miał jednak zielonego pojęcia, dlaczego akurat jego przytyki tak bardzo Billa drażnią.
– Widzę, że kompletnie nie rozumiesz – rzucił czarnowłosy, widząc głupią minę swojego bliźniaka. Tom wzruszył ramionami. Nic mu nie przychodziło do głowy. – To teraz pomyśl co takiego wiesz o mnie ty, a czego nie wie reszta zespołu, nawet jeśli czasami z tego kpi.
Bill z chęcią powiedziałby wprost, o co chodzi, ale Brett świetnie mógł ich słyszeć. Nie mogli pozwolić, żeby ich sekret wyszedł na jaw. To byłby nie tylko koniec Tokio Hotel, ale też ich życia. Gdyby ktoś się o tym dowiedział, skończyliby w więzieniu albo psychiatryku. Żadna opcja nie była dla nich korzystna.
– Sorry, ale kompletnie nie rozumiem, o co ci chodzi.
– W taki razie pozwól, że cię oświecę. Tak się składa, że jesteś jedyną osobą, która wie o mnie pewne rzeczy, tak jak ja jestem jedyną, która wie pewne o tobie. – Bill popatrzył na bliźniaka tak znacząco, że ten wreszcie zrozumiał, o co chodzi. – I mam głupie wrażenie, że z powodu tych kilku rzeczy utożsamiasz mnie z kobietą i w swojej podświadomości przypisujesz mi jej rolę. Nie wiem, skąd ci się to do cholery wzięło i strasznie mnie to wkurza. Więc jeśli nie przestaniesz i jeszcze choć raz spróbujesz coś na ten temat powiedzieć, to albo zmieniamy konfigurację, albo kończymy to w pizdu. Nikt nie będzie robił ze mnie baby.
Tom wyglądał jakby dostał czymś ciężkim w głowę. Czy poprzez zmianę konfiguracji Bill miał na myśli…? Czy on naprawdę mówił o…?
– Nie bądź taki zaskoczony. Dobrze główkujesz, właśnie o tym mówię. – Brett zatrzymał się na podjeździe domu Billa. – Jedno nieodpowiednie słowo i zobaczymy, jak ty będziesz śpiewał, kiedy to z UZASADNIONEGO powodu ja nazwę babą ciebie.
Dredziarz nawet nie zdążył odpowiedzieć, bo Bill wysiadł i trzasnął drzwiami, a po chwili zniknął za drzwiami swojego domu.
– Nagrabiłeś sobie – rzucił Brett.
– Lepiej się, kurwa, nie odzywaj – odparł Tom wkurzony.
Nawet mu do głowy nie przyszło, że Bill może odebrać to w ten sposób. Przecież nie mówił tego wszystkiego dlatego, że Bill był w łóżku osobą uległą. Uwielbiał mieć go pod sobą, czemu miałby mu to wytykać? Musiałby być ostatnim kretynem, żeby cokolwiek na ten temat mówić, a  jednak Bill odebrał to w ten konkretny sposób.
Tom cały się najeżył na myśl, że to Bill miałby brać jego. Niby nie było w tym nic dziwnego, wiele związków homoseksualnych funkcjonowało na tej zasadzie, a jednak Tom nie wyobrażał sobie, żeby to Bill brał jego, a nie na odwrót. Nie było nawet takiej opcji, żeby mu na to pozwolił! Kompletnie nie potrafił sobie wyobrazić zamiany ról. Co tu dużo mówić, kochał Billa, ale to jego malowanie się i ubieranie kojarzyły mu się tylko z pedalstwem.
Westchnął. Na początku przyszło mu na myśl, że już wolałby dać jakiemuś mięśniakowi niż takiej ciocie jak Bill. Szybko jednak się zorientował, że wcale tak nie myśli i nigdy nie dałby nikomu innemu, tylko Billowi. Bo to Billa kochał i to z nim chciał być. Nie, żeby zamierzał mu w ogóle dać. Nie planował tego i wolał, żeby tak zostało.
Kilka kolejnych dni minęło im względnie spokojnie. Bill zachowywał się normalnie i nie wracali więcej do tego tematu, spędzając razem prawie całe dnie. Przeważnie siedzieli u Toma, ale czasami zaszywali się też u Billa. Ochroniarze mieli pełne ręce roboty, kiedy gdzieś wychodzili. Niektórzy ludzie zachowywali się jak zombie i rzucali się na nich gdy tylko ich zobaczyli, więc po kilku takich razem przestali chodzić w miejsca publiczne. Tom się wściekał na Bretta, który za żadną cenę nie chciał gotować ani sprzątać. Georgowi się dobrze trafiło, bo jego ochroniarz lubił piec, więc kiedy by do niego nie zaszli, na kredensie stały ze dwie blachy ciasta. Gustav praktycznie nie wychodził z jego domu, wcinając wszystkie specyfiki po kolei i w ogóle nie przejmując się tym, że może przytyć.
Chłopaki mieli rację z tym, że mają zacząć nagrywać płytę. Pewnego dnia Jost po prostu wpadł do Gustava, kiedy robili próbę, przekopał się przez teksty Billa, posłuchał ich przez kilka sekund i rzucił, że w następnym tygodniu nagrywają.
Więc nagrywali. Prawie cały miesiąc siedzieli w studio i dopieszczali swoją nową płytę. Album miał nosić tytuł „Zimmer 483”, Bill się uparł na tą nazwę i powiedział, że zwykle banalne rzeczy są najlepsze. Wyjaśnił chłopakom, że w jednym z hoteli właśnie w pokoju pod tym numerem napisał większość piosenek i że fani na pewno będą zachwyceni. Tom kompletnie mu nie wierzył i miał rację, bo kiedy spytał go o to, kiedy byli sami, Bill powiedział cicho, że w pokoju pod tym numerem znowu się zeszli i znowu zaczęli stanowić zespół, prawdziwe Tokio Hotel. Było coś perwersyjnego w tym, że ich album miał nosić taki tytuł i tylko oni dwaj mieli znać prawdziwe znaczenie tej cyfry. No i Tom po raz kolejny przekonał się, jak bardzo Billowi na nim zależy.
Praca w studio pochłaniała ich do tego stopnia, że nie mieli w ogóle czasu dla siebie. To była ich druga płyta, wiedzieli już, jak to wszystko wygląda i wymagano od nich o wiele więcej. To musiał być album, który pobije ten poprzedni, a to nie było proste. Fani czekali niecierpliwie, wysyłając ogrom wiadomości na ich pocztę i zawzięcie komentując każdy jeden post, który pojawił się na ich oficjalnych stronach. Ludzie chcieli wiedzieć o nich po prostu wszystko, zupełnie jakby mieli ich pożreć. Tom z czasem zauważył, że Bill nie czuje się z tym komfortowo i wycofuje się, jakby pewną część siebie chciał zachować tylko dla siebie samego. Toma to bawiło. Był dumny jak paw, że tak wiele dziewczyn na świecie go pragnie i że każdą jedną taką laskę ma w garści.
Nowa płyta oznaczała po części nowy image. Bill zostawił dłuższe włosy i splótł je częściowo w dredy, które przefarbował na biało, co dało naprawdę piorunujący efekt. Tom, nie chcąc być gorszym, rozplótł dredy i zdecydował się na dobierane warkocze, który w połączeniu z bandaną wyglądały równie piorunująco. Już pierwsze zdjęcia w nowej fryzurze wywołały w Internecie prawdziwą burzę, co tylko nakręcało ich do wzmożonej pracy. I wreszcie, po godzinach wrzasków, potu, łez i latających przekleństw, wreszcie na ich nowej płycie znalazły się nagrane, wybrane i zaakceptowane przez wytwórnię i cały sztab dziwnych ludzi piosenki. Bill wciąż kręcił nosem, bo chciał, żeby na płycie pojawił się jeszcze jeden utwór, ale żaden z nich nie miał na to wpływu i musieli się pogodzić z tym, że nie wszystko będzie wyglądało tak, jakby tego chcieli. Zaczęły się konferencje, wywiady, sesje zdjęciowe, a ich twarze znowu wróciły na pierwsze strony gazet.
Simone nie była z tego zadowolona, czuła, że przez Tokio Hotel traci Toma już całkiem. Jej syn przez kilka miesięcy się zupełnie usamodzielnił i tak naprawdę jej nie potrzebował – zespół zarobił tyle pieniędzy, ile ona nie zarobiła przez całe swoje życie, a przecież bardzo dobrze im się powodziło. Nic jednak na ten temat nie mówiła, nie chcąc zaostrzać konfliktu z synem. Już i tak ta cała spawa z Billem popsuła ich relacje. Nie udało jej się jednak ukryć żalu do Gordona, który zezwolił na to całe wariactwo, przez które mogła oglądać synów tylko w telewizji. O nawiązanie kontaktu z Billem nawet nie śmiała marzyć, zwłaszcza że Bill jej unikał. Kiedy Tom wiedział, że będzie w domu, szedł się uczyć do Billa, a gdy jej nie było – Bill przychodził do nich. Raz go okłamała i nakryła ich siedzących w salonie, śmiejących się z czegoś tak bardzo, że aż turlali się po panelach i płakali ze śmiechu. Bill nie chciał nawiązywać z nią kontaktu, zawsze był dla niej uprzejmy i uśmiechał się delikatnie, ale wzbraniał się przed jakimkolwiek kontaktem fizycznym lub mówieniem czegokolwiek o sobie. Za to Tomowi pozwalał dotykać się cały czas, o co była strasznie zazdrosna. Nie odzywała się jednak na ten temat nawet słowem, ciesząc się chociaż z tego, że Tom i Bill się dogadali. O to przecież im chodziło, kiedy zdecydowali się ich ze sobą poznać. Nie sądziła jednak, że to wszystko potoczy się właśnie w tej sposób…
Czas leciał jak szalony, zwłaszcza że mieli tyle roboty, a w międzyczasie jeszcze chodzili na lekcję angielskiego.
Po jakichś trzech miesiącach od zakończenia poprzedniej trasy koncertowej skończyli opracowywać dokładny harmonogram kolejnej i już wkrótce mieli wyruszyć w kolejną trasę. Z jednej strony byli podekscytowani i spędzali ze sobą wieczory, rozmawiając ze sobą o trasie i miejscach, które każdy z nich koniecznie chciałby zobaczyć. Z drugiej strony zaczęli spędzać większość czasu osobno. Tourbus był mały, za mały dla czterech praktycznie dorosłych chłopaków, gdzie każdy chce mieć trochę przestrzeni dla siebie. Nawet Tom i Bill trochę przystopowali ze spotykaniem się, tym bardziej że i tak nie mogli się kochać, kiedy w domu ktoś był. To było zbyt duże ryzyko i ktoś mógłby ich nakryć, a tego bali się chyba najbardziej. Obiecali sobie, że odbiją te wszystkie stracone dni w hotelach podczas trasy, bo wtedy nikt nie będzie nad nimi ślęczał i niemal dyszał im w kark nawet we własnym pokoju. Georg spędzał dużo czasu ze swoim ojcem, ich kontakt bardzo się polepszył. Gustav również dużo rozmawiał z rodzicami i opowiadał im o swoich przygodach, ale w sumie chciał już ruszać w trasę – jego matka zrobiła się strasznie irytująca odkąd zyskali sławę i trochę go to drażniło, że nawet we własnym domem nie jest po prostu Gustavem, tylko Gustavem z Tokio Hotel.
W dzień wyjazdu Tom żegnał się z matką o piątej nad ranem, bo miała gdzieś jechać i wrócić dopiero późno w nocy, a Jost kazał być Tomowi gotowym o osiemnastej. Bill zostawił swoje walizki w domu, skąd miała je zabrać ekipa i już dzień wcześniej spał u Toma. Brett również miał pomagać przy pakowaniu całego sprzętu i był do czegoś potrzebny Jostowi, więc Bill i Tom mieli okazję pobyć trochę sam na sam. Po tym, jak Simone się pożegnała, Tom przeszedł do pokoju gościnnego i położył się obok Billa, obejmując go mocno. Wsunął mu dłoń pod koszulkę i masował jego skórę przez dłuższą chwilę, po czym wsunął się pod kołdrę i zaczął składać obok jego pępka delikatne pocałunki. Bill zamruczał cicho. Tom przewrócił go na wznak i rozsunął mu delikatnie nogi, układając się między nimi i kontynuując całowanie jego brzucha. Zaczął sunąć pocałunkami w górę, podwijając mocniej jego koszulkę. Zacisnął wargi na lewym sutku i zaczął go delikatnie ssać.
Bill jęknął przez sen, wiercąc się. Wzdychał cicho, mimowolnie opierając ręce na ramionach bliźniaka. Tom uśmiechnął się lekko do siebie i zjechał w dół na jego bokserki, a potem przygryzł delikatnie jego penisa przez bokserki. Bill wypchnął biodra do góry, a jego ręce błyskawicznie uniosły kołdrę w górę. Tom uniósł wzrok i zobaczył zarumienione policzki brata oraz jego szeroko rozwarte z przyjemności oczy.
– Toom! – jęknął, przesuwając ręce na jego głowę i zaciskając palce na warkoczykach. Tom skrzywił się z bólu, bo Bill naprawdę mocno chwycił go za włosy, ale nie zaprotestował. Zsunął się jeszcze niże, obdarzając czułymi pocałunkami jego uda, co jakiś czas wracał z powrotem do penisa. Bill wił się i jęczał z przyjemności, wręcz błagając o więcej, więc bez ceregieli zsunął z niego bieliznę, a potem pospiesznie zdarł majtki ze swoich bioder i ułożył się między jego nogami. Bill sięgnął na szafkę po krem i prezerwatywę, żeby łatwiej wszedł, i podał mu je. Tom nawilżył dość pobieżnie jego dziurkę, a potem prezerwatywę na swoim penisie, po czym wszedł w niego dość gwałtownie.
Bill tylko sapnął, pieszcząc się i z radością przyjmując pocałunki Toma na swojej szyi. Takie pobudki mógłby już mieć zawsze.
Pierwsze wolne pchnięcia szybko przerodziły się w te szybsze. Bill rozsunął bardziej nogi, pozwalając tomowi narzucić dowolne tempo. Uśmiechnął się lekko, zdając sobie sprawę, że wciąż obaj są pod kołdrą i choć ta ruszała się dość charakterystycznie, gdyby ktoś teraz wszedł, nie zobaczyłby nic prócz ich głów, ramion i torsów.
– Jak grzecz–cznie – sapnął. Gdy Tom uniósł na niego wzrok, najwyraźniej nie rozumiejąc, o co mu do cholery może chodzić w takiej chwili, Bill sprostował. – Pod kołderką, w pozycji misjonarskiej…
Tom, nie zamierzając się teraz nad tym zastanawiać, po prostu zamknął mu usta pocałunkiem, żeby Bill wreszcie przestał gadać. Nie miał nic przeciwko  rozmowom podczas seksu, ale nie z rana, kiedy normalnie smacznie by spał. Nie robił to tylko dlatego, że zaplanował sobie poranny seks i nie był w nastroju na rozmowy, nawet jeśli ich temat bezpośrednio dotyczył tego, co robili.
Bill jęknął głośniej, a jego ciało wygięło się w łuk raz, drugi i trzeci, i Tom już wiedział, że trafił w jego prostatę. Kilka kolejnych płytkich uderzeń w to miejsce sprawiło, że Bill spiął się, niemal dusząc go nogami na wysokości bioder. Tom był pewny, że będzie miał siniaki. Gdy jego bliźniak rozluźnił się po przebytym orgazmie, z radością przeszedł w swój ulubiony rytm. Uwielbiał, kiedy Bill już skończył i był taki bierny i uległy, kiedy jego odbył tak radośnie przyjmował go do środka. Mógł wtedy robić z nim, co chciał, a jemu było już wszystko jedno.
Jeszcze długą chwilę poruszał się w nim równym, szybkim rytmem. Bill podciągnął kolana i oparł stopy równo na posłaniu, próbując wyrównać oddech i krzywiąc się na widok spermy oblepiającej cały jego brzuch i tors. Czuł Toma wchodzącego w niego o wiele brutalniej niż jeszcze chwilę temu, jednak nie miał nic przeciwko, bo nie odczuwał bólu, nie po tylu głębokich pchnięciach, kiedy jego mięśnie się rozluźniły. Nie zaraz po orgazmie.
Tom jęknął głęboko i doszedł. Bill dał mu kilka minut na odsapnięcie, podczas których masował delikatnie jego plecy i ramiona. Potem na wpół śpiący pomógł mu oczyścić się ze spermy, żeby zaledwie kilka sekund później zasypiać w jego ciepłych ramionach.

Obudził ich głośny huk tuż obok łóżka. Obaj zerwali się momentalnie do siadu i zamarli, kiedy zobaczyli, kto stoi przed nimi.
Simone patrzyła na nich szeroko rozwartymi oczami, jej ciało się trzęsło jak w febrze, a dłonie po prostu latały ze zdenerwowania. Na podłodze leżała taca, pobite odłamki kubków i talerzy oraz jedzenie. Kołdra zsunęła się z nich na bok już wcześniej, ale żaden z nich nie zareagował, bo w pokoju było wystarczająco ciepło, jednak Simone miała pełen widok na ich nagie i wciąż lekko brudne od spermy ciała. Chusteczki leżały na stoliku nocnym obok i nie dało się ich przegapić. Tom chciał się jakoś wytłumaczyć, udawać, że do niczego nie doszło, że tylko się masturbowali, oglądając razem pornosy, ale zużyta prezerwatywa leżąca na podłodze obok łóżka była jednoznacznym i niezbitym dowodem ich zbrodni.
Zamiast tłumaczenia, przyszła złość. Tom zerwał się z łóżka, cudem tylko omijając potłuczone kawałki naczyń i nie przejmując się swoją nagością, warknął do niej.
– Po co tu wlazłaś?! Czego chcesz?!
Matka popatrzyła na niego. Wciąż była w szoku. Otworzyła drżące usta, ale prócz cichego jęku nic się z spomiędzy nich nie wydostało.
– Wynoś się i nigdy więcej tu nie wchodź bez pukania! – szarpnął ją za ramię i siłą zawlókł do drzwi, za które ją wyrzucił, po czym trzasnął nimi mocno. Obrócił się, oddychając ciężko i spojrzał na przerażonego całą sytuację Billa. Zdał sobie sprawę, że jego ręce się trzęsą i najchętniej by teraz zakopał się w mysiej dziurze, żeby nikt już nigdy nie mógł go znaleźć. Na chwiejnych nogach podszedł do łóżka i usiadł na nim ciężko.
– T–tom! – jęknął Bill. Nie mógł uwierzyć, że tak łatwo dali się złapać. Tom pogłaskał go drżącą dłonią po policzku. Bill rzucił mu się na szyję, wtulając w niego mocno. – Co teraz? Co teraz?! Tom, co my teraz zrobimy? Ona widziała… widziała…
Tom nie miał pojęcia, co teraz, ale wiedział, że musi być twardy. Wystarczyło spojrzeć na Billa, żeby wiedzieć, że jest przerażony. To on musiał jakoś ich z tego wyciągnąć i zapewnić im bezpieczeństwo. Nie czuł się na tyle silny, żeby sprostać temu wyzwaniu,  ale wiedział, że nie ma innego wyjścia.
– Zamkną nas, prawda? Zamkną nas w więzieniu, osobno, żebyśmy się już więcej nie zobaczyli…
– Cii… Uspokój się. Nie pozwolę, żeby ktoś nas gdziekolwiek zamykał, rozumiesz? Wszystko będzie dobrze.
– Ale…
– Po prostu się uspokój – powiedział Tom delikatnie, głaskając go po włosach. – Uspokój się i pomyśl, a wszystko będzie dobrze.
Chciałby mieć taką pewność, ale wiedział, że jego słowa podziałały. Bill odetchnął głęboko kilka razy i skinął mu głową, patrząc na niego już spokojniej. Tom był wdzięczny, że Bill nawet nie domyśla się burzy jaka zapanowała w jego myślach.
– Co teraz?  – spytał cicho Bill.
– Teraz muszę się spakować na wyjazd, a ty pójdziesz wziąć prysznic, a potem  mi pomożesz. Później z nią porozmawiamy, niech ochłonie.
Bill zawahał się przez chwilę, po czym skinął głową. Tom miał rację, gdyby teraz próbowali z nią porozmawiać, zapewne wpadłaby w histerię. Lepiej było dać jej kilka godzin, żeby mogła oswoić się z tym, co zobaczyła.

***
Jak widzicie, przyspieszyłam trochę z akcją i trochę pozmieniałam fakty na potrzeby opowiadania. Mam nadzieję, że jakoś to przeżyjecie. Cóż, wielkimi krokami zbliżamy się do końca, z czego jestem bardzo zadowolona. Rozdział niesprawdzony, jeśli pojawią się błędy albo głupoty, dajcie znać.
Czekam na Wasze opinie:)
Pozdrawiam!

5 komentarzy:

  1. Odcinek GE-NIAL-NY !!!!! Kochana obsesjo kocham twoje każde opowiadanie ale to chyba jest najlepsze :D Usmialam sie jak nie wiem gdy Bill zasugerował zmianę "konfiguracji", matko jak to przeczytałam to aż leżałam na podłodze przez dobrych kilka minut - serio. Końcówką mnie wbilas w ziemię. Nie spodziewałam się takiego zakończenia. Ciekawi mnie co teraz będzie z chłopakami bo nie możesz ich rozdzielić, to by była zbrodnia. Szkoda mi ich jak i Simone, która teraz będzie miała nie lada rozmyślania.
    Mam nadzieję, że ich jakoś z tego wyłączeni bo innego wyjścia nie widzę więc liczę na twoja wyobraźnię.
    Caluję i weny życzę,
    Kiruś <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sorki miało być " jakoś z tego wyplączesz " ale pisze z telefonu więc rozumiesz :)
      Ciekawi mnie jak to się wszystko potoczy dalej hymmm...
      Czekam na szybkiego nexta :)

      Usuń
  2. Nareszcie! Już się nie mogłam doczekać tego odcinka.
    Ale się w nim porobiło. Na ich miejscu trzymałabym się wersji, że była tu w nocy jakaś dziewczyna, może byłoby to słabe, ale spróbować nie zawadzi.
    Nadgorliwość Simony trochę mnie denerwuje, to już nie są dzieci, żeby przynosić im śniadanie do łóżka. Jakby sama się prosiła o kłopoty. Dobrze, że nie zobaczyła ich w trakcie, to by dostała zawału pewnie. W każdym razie, taką nadgorliwością nie odzyska zaufania Toma ani nie zdobędzie miłości Billa. Teraz jednak wszystko zależy od niej, od tego, jak bardzo jest tolerancyjna. Bądź, co bądź sama się do tego przyczyniła. Chłopacy pokochali się, kiedy sami jeszcze nie wiedzieli, że są braćmi, więc nic dziwnego, że nie czują do siebie braterskiej więzi skoro przez całe czas żyli w świadomości, że są jedynakami i teraz pragną się wciąż na zupełnie innej płaszczyźnie. Oni też to bardzo przeżyli, musieli wszystko sobie przemyśleć i jasno każdy sam przed sobą odpowiedzieć na pytanie, co dla niego jest ważne. Obaj wybrali miłość, ja nie widzę w tym nic złego. Jeśli dwie osoby pragną się nawzajem, to co komu do tego czy to dwóch braci czy dwie siostry, czy jeszcze inna konfiguracja :D ( ta konfiguracja mi się bardzo podobała. Swoją drogą Bill powinien postawić na swoim. Kibicuje mu, żeby zmusił do tego Toma). Ciężko mi powiedzieć, co zrobi teraz Simona, ale ja na jej miejscu dobrze bym sobie to przemyślała, zanim cokolwiek bym zrobiła. Akceptując ich inną więź mogłaby przynajmniej zadość uczynić im to, co zrobiła w przeszłości.
    Świetny odcinek, na literówki nie zwracałam uwagi, choć kilka końcówek zjadłaś, ale kto ich nie zjada, nie popadajmy już w przesadę. Odcinek bardzo mi się podobał zwłaszcza, że wiele się w nim działo.
    Piszesz, że już niedługo koniec tego opowiadania, aż mi się płakać chcę, często wracam do wcześniejszych odcinków zwłaszcza tych, jak Tom zamontował kamerkę w pokoju Billa i go podglądał. Boże, nawet nie wiesz, jak się z tego śmiałam, to było Boskie. Mam nadzieję, że masz w planach jakiś kolejny twincest. Uwielbiam te w Twoim wykonaniu, zawsze coś oryginalnego wymyślisz i świetnie się to czyta. Ja, w każdym razie na to liczę. Ściskam i całuję mocno :* I czekam z utęsknieniem na kolejny odcinek.

    OdpowiedzUsuń
  3. ja zauważyłam jeden błąd - pod koniec (Pierwsze wolne pchnięcia szybko przerodziły się w te szybsze. Bill rozsunął bardziej nogi, pozwalając tomowi narzucić dowolne tempo) napisałaś z małej imię, poza tym rozdział fantastyczny. Ile ich jeszcze planujesz? Weny, pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Początek rozdziału mnie rozwalił, też miałam takie dylematy na początku nauki angielskiego. Potem te urocze kłótnie bliźniaków, nowa płyta a na koniec rzuciłaś taką BOMBĘ, że hej. Myślę, że bardzooooo przyspieszyłaś :D Super rozdział !! :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)