wtorek, 27 października 2015

2. Zapach domu



Zesztywniał cały w ramionach Louisa, nie mając pojęcia, co zrobić. Przerwać mu i zaproponować szczerą rozmowę czy może jednak sobie darować i spróbować to jakoś przetrwać? Harry chciał zaprotestować, ale strach kompletnie go sparaliżował. Co, jeśli się sprzeciwi i Louis będzie przez to dla niego brutalny? Byli mniej więcej tej samej postury i wzrostu, ale Harry nie miał złudzeń, że Louis na pewno jest od niego silniejszy. Nie poradzi sobie z nim. Jeśli Louis będzie chciał go sobie wziąć, weźmie bez względu na to, czy Harry tego chce, czy nie.
Chłopak zagryzł dolną wargę, pozwalając się całować. Był zupełnie bierny, gorączkowo myśląc nad wyjściem z tej sytuacji i tak przerażony, że nawet gdyby bardzo chciał, nie potrafiłby się podniecić.
Kiedy ręka mężczyzny skierowała się ku jego kroczu, Harry jakby się ocknął. Poderwał się i wyrwał z ramion swojego… męża. Spojrzał na niego ze strachem, ale Louis wydawał się być zaskoczony, a nie zdenerwowany.

– Coś nie tak? – zapytał Louis, unosząc jedną brew.
– J–ja… Ja…
– Ty co?
– Ja po prostu… – urwał. Jak on miał mu to powiedzieć, żeby go nie zdenerwować? – Ja… nie chcę. Nie chcę tego z tobą robić. Wcale.
Louis zmarszczył brwi, co zdecydowanie nie było dobrym znakiem. Harry skarcił się w myślach za to, co powiedział. To nie brzmiało zbyt dobrze.
– Nie chcesz? Chcesz mi powiedzieć, że wplątałeś mnie w ten cholerny ślub, a teraz odmawiasz mi seksu?
Harry zrobił wielkie oczy.
– Ja wplątałem? O czym ty mówisz?
– Twój ojciec miał rację. – Louis pokręcił ze zdumienia głową. – Ty naprawdę to uwielbiasz.
– Co uwielbiam? – spytał Harry zdezorientowany. Coś mu tu bardzo, bardzo nie grało. – Co on ci powiedział? – dopytał ze strachem.
Louis wzruszył ramionami.
– Nie mam ochoty o tym dyskutować. Mam ochotę na seks i albo zrobimy to po dobroci, albo nie skończy się to dla ciebie przyjemnie. Moja cierpliwość się kończy.
Chłopak cofnął się o krok, myśląc gorączkowo. Louis nie chciał tego ślubu czy po prostu kłamał? Harry przyjrzał mu się. Nie wyglądał na takiego, co kłamie.
– Zaszło wielkie nieporozumienie. Nie chciałem tego ślubu, mój ojciec po prostu…
– Nie kłam. – Louis przerwał mu, patrząc na niego z politowaniem. – Sam mi powiedziałeś przy stole, że się z niego cieszysz.
Harry pokręcił tylko głową. Louis zrobił krok w jego stronę. W jego błękitnych oczach było coś drapieżnego. Nie trzeba było być geniuszem, żeby wiedzieć, że Louis mu nie odpuści.
– Słuchaj, ja naprawdę…
Ale Louis go nie słuchał. W trzech susach znalazł się przy nim i złapał go za ramiona. Harry zaczął się szarpać i jęczeć z bólu. Palce mężczyzny boleśnie wbijały się w jego skórę.
Opierał się jak mógł, ale Louis po krótkiej zdołał wepchnąć go na schody. Harry nie chciał się tam z nim szarpać, żeby z nich nie zlecieć. Coraz bardziej przestraszony zorientował się, że są dosłownie o krok od ogromnego łoża, na które został po chwili pchnięty. Harry próbował uciec w drugą stronę łóżka, ale mężczyzna złapał go za kostkę i nie pozwolił mu na to. Harry otworzył usta, próbując jeszcze raz go przekonać, że zaszła ogromna pomyłka i obaj zostali wmanewrowani w coś okropnego, ale Louis zatkał mu usta pocałunkiem. Ciosy i kopniaki Harry’ego zdawały się nie robić na nim wrażenia. Złapał go jedną ręką za gardło i trzymał go płasko na pościeli, całując zachłannie i brutalnie jego usta. Nie było opcji, żeby Harry mógł wyrwać się z jego stalowego uścisku. Początkowo myślał, że Louis chce go udusić i próbował odczepić jego palce od swojej szyi, ale to miało tylko odwrócić jego uwagę. Nim się zorientował, mężczyzna już zdążył rozsunąć mu nogi i ulokować się między nimi tak, że nie mógł ich już zsunąć.
Harry zaskomlał, walcząc z całych sił, chociaż wiedział, że tylko traci energię.
– Nie rób tego! – poprosił, czując jak Louis zsuwa mu z bioder spodnie i bokserki.
– Uspokój się, bo zrobię ci krzywdę! – powiedział Louis całkiem spokojnie. Był lekko zdyszany, jakby walka z Harrym go trochę zmęczyła. Nie na tyle jednak, żeby Harry miał szansę uciec. – Chyba że chcesz, żebym zrobił ci krzywdę, co? Twój były twierdził, że uwielbiasz BDSM. Uwielbiasz udawać ofiarę, więc może teraz też tylko udajesz, co?
Harry otworzył szeroko oczy. On uwielbia BDSM? Jego były? Gdzie niby Louis mógł spotkać jego byłego? Jego eks nie mieszkał już w Londynie, przeniósł się do Stanów i uprawiał z nim seks zaledwie raz! Pozostałe dwa razy uprawiał seks z Zaynem, ale jego przyjaciel nigdy by nikomu czegoś takiego nie powiedział. Tym bardziej, że Harry wcale nie uwielbiał BDSM. Nie był prawiczkiem, ale trochę czuł się, jakby nim był.
Zdał sobie sprawę, że jego ojciec strasznie zakpił sobie z ich dwójki. Przekonał Louisa, że Harry chce wziąć z nim ślub i pewnie czymś go zaszantażował, więc Louis się zgodził. Harry chciał chronić swojego przyjaciela, więc również zdecydował się wziąć ten ślub. Ojciec nagadał im głupot o sobie nawzajem, żeby ich sprowokować do pewnych zachowań. Jego plan powiódł się w stu procentach. Chciał, żeby Louis był dla niego brutalny. Chciał, żeby zrobił mu krzywdę. W tym stanie Harry nie był w stanie go powstrzymać. Nie miał nawet okazji mu wytłumaczyć, jaka jest prawda.
Przestał walczyć, dzielnie powstrzymując łzy. Louis wyglądał na zdziwionego jego kapitulacją, ale prócz zmarszczenia brwi w ogóle na to nie zareagował. Zdjął mu całkiem spodnie i bokserki, a potem odwrócił go bezceremonialnie na brzuch i rozsunął szeroko nogi. Harry przełknął łzy i zacisnął dłonie w pięści na pościeli. Oparł głowę na poduszce i zamknął oczy.
Louis odsunął się na chwilę, po czym pociągnął go lekko w dół i ustawił w dogodnej pozycji. Harry czuł się strasznie upokorzony, leżąc przed obcym facetem z mocno wypiętym tyłkiem i szeroko rozsuniętymi nogami, ale nie bardzo miał możliwość się sprzeciwić. Wolał już to robić tak niż twarzą w twarz.
Mężczyzna nawet nie starał się być delikatny. Posmarował jedynie z wierzchu jego wejście lubrykantem i prezerwatywę, którą założył, po czym wsunął się w niego jednym pchnięciem. Harry jęknął z bólu, zaciskając mocno pięści. Bolało jak cholera. Nawet nie mógł być zły na tego faceta, że go tak traktuje. Jego ojciec i jakiś obcy człowiek, pewnie działający z jego polecenia, nakładli mu do głowy jakichś bzdur na jego temat. Pewnie miał go za jakąś ciotę, która daje na prawo i lewo i jeszcze lubi się ostro zabawiać. Nic dziwnego, że właśnie w ten sposób go potraktował.
Nie znaczyło to jednak, że czuł się lepiej, o nie. Bolało jak cholera, kiedy Louis wbijał się w niego raz za razem, posapując z przyjemności. Harry wtulił twarz w poduszkę, trzęsąc się od płaczu. Modlił się tylko, żeby Louis już wreszcie skończył i zostawił go w spokoju. Pomyślał o swojej zmarłej mamie i błagał ją o pomoc… Gdyby tylko żyła, to wszystko z pewnością by się nie działo… Mama nie pozwoliłaby, żeby ktokolwiek go skrzywdził. Na pewno…
Louis jęknął, dociskając do niego swoje biodra i najwyraźniej dochodząc, bo opadł na niego, oddychając ciężko. Harry otworzył na chwilę oczy, ale niemal od razu zamknął je z powrotem. I tak łzy rozmywały mu cały obraz.
Mężczyzna zsunął się z niego i położył na wznak. Harry opuścił biodra na pościel, czując ból w krzyżu. Skrzywił się.
Przez dłuższą chwilę panowała pomiędzy nimi cisza. Gdy Harry już był pewien, że podczas mówienia głos mu się nie załamie, powiedział  cicho.
– Uhm… prześpię się na kanapie.
Zaczął się zsuwać z łóżka, kiedy poczuł na swoim nadgarstku dłoń Louisa.
– Nigdzie nie pójdziesz. Jesteśmy teraz małżeństwem i będziemy spać razem, jak na małżeństwo przystało.
Harry otworzył usta, ale zaraz je zamknął. Nie miał teraz ochoty próbować wyjaśniać, że zaszło nieporozumienie i on nie chciał tego ślubu tak samo jak Louis. Gdy Louis zabrał rękę, Harry mimo wszystko wstał z łóżka i zszedł po schodkach na dół. Alfa czekał przy pierwszym i skomlał. Były dla niego zbyt wysokie, żeby sam mógł się po nich wdrapać. Harry najchętniej zadzwoniłby do Zayna, żeby z nim porozmawiać, ale nie chciał, żeby Louis słyszał tę rozmowę. Wyciągnął ze swojej torby bokserki i poszedł wziąć szybki prysznic. Potem wziął na ręce psa i z jego łóżeczkiem w drugiej wszedł z powrotem na górę. Ku jego zdumieniu Louisa już tam nie było.

Zayn ziewnął szeroko i zerknął na godzinę na telefonie. Cholerna dwunasta, a on już był na nogach. Jego ojciec był prawdziwym potworem, każąc mu wstawać tak wcześnie po tym, jak o czwartej dopiero wrócił do Londynu!
Szedł za nim, powłócząc nogami i kompletnie ignorując to, co ojciec do niego mówi. Miał niby nauczyć się, na jakiej zasadzie działa fabryka, żeby potem lepiej zarządzać firmą. Zayn doszedł do wniosku, że może to zrobić innym razem.
– Zayn! Słuchasz mnie? – spytał mężczyzna.
Chłopak spojrzał na ojca.
– Jasne, tato.
Kilku pracowników patrzyło na niego dziwacznie. Zdawali się pracować szybciej, kiedy tylko podchodzili do któregokolwiek z nich. Zayn ziewnął kolejny raz, kiedy ojciec pociągnął go w jedno z takich miejsc. Rety, czy jego ojciec naprawdę nie mógł wybrać sobie innego czasu, żeby oprowadzać go po fabryce żelek? Od tego zapachu miał ochotę zwyczajnie zwymiotować.
– … wycinają wzorki z gipsu, żeby… – Ojciec kiwał zawzięcie głową i machał rękami, ale do Zayna dochodził tylko dziwny szum. Nie przerywając ojcu, podszedł do innego stanowiska, gdzie kilku mężczyzn pakowało już gotowe paczki do kartonów. Otworzył jedną paczkę i wrzucił dwie żelki do ust, rozglądając się niemrawo. Jego ojciec był tak zaoferowany pokazywaniem mu czegoś, że nawet nie zauważył, że Zayn obok niego nie stoi. Dopiero gdy zdał sobie z tego sprawę, rozejrzał się za swoim synem i krzyknął z oburzeniem.
– Zayn!
Chłopak westchnął ciężko.
– Tato, to naprawdę nie jest dobry moment… – jęknął. – Jestem zmęczony.
– Trzeba było wcześniej wpaść na to, że po powrocie do Londynu będziesz zmęczony. Obiecałeś mi, że od dzisiaj zaczniesz zajmować się firmą.
– Nie mogę się nią zacząć zajmować od jutra, jak już się wyśpię?
Ojciec skarcił go wzrokiem. Kilku pracowników zaśmiało się cicho, słysząc tę wymianę zdań. Niektórzy wyraźnie go nie polubili, zapewne aż skręcając się z zazdrości, że on bez żadnego wysiłku będzie tą firmą kiedyś zarządzał, a oni pracują tutaj przez tyle czasu za marne stawki.
– Nie, nie możesz. Obiecałeś, że będziesz to robił od DZISIAJ.
Zayn westchnął tylko ciężko.
– Przyszedłbym tu jutro i wszyscy byliby zadowoleni.
– Ja nie byłbym zadowolony.
– Tato! – jęknął Zayn, po czym westchnął kolejny raz. – Dobra, prowadź i miejmy to z głowy.
– Nie masz mieć tego z głowy! Masz się czegoś nauczyć.
Zayn podrapał się po karku. Czuł się tutaj wybitnie nie na miejscu. Ubrany był jak zwykły nastolatek. No, może taki bogaty zwykły nastolatek, bo jego rzeczy i perfumy nie były tanie. Wszyscy inni pracownicy nosili specjalne uniformy, a jego ojciec był w garniturze.
Wyciągnął z paczki kolejne dwie żelki i zaczął je żuć z niezadowoleniem.
– Te żelki nawet nie są dobre – mruknął. Kątem oka zobaczył, jak jeden z pracowników próbuje przemknąć niezauważenie na swoje stanowisko. Najwyraźniej spóźnił się na swoją zmianę. Dwie godziny.
Zayn uśmiechnął się, widząc to. Kilku pracowników zesztywniało, najwyraźniej zdając sobie z tego sprawę. Pewnie byli pewni, że zaraz coś powie i ten chłopak straci pracę, bo zapewne spóźnialski nie był wiele od niego starszy.
– Tobie nie muszą smakować, ważne, że się sprzedają – niemal warknął na niego ojciec, wyrywając mu paczkę.
– Oddaj, Harry z pewnością zje. Lubi żelki.
– Nie obchodzi mnie teraz Harry. Czy możemy kontynuować?
Zayn kiwnął jedynie głową, naburmuszony, że nie dostał żelek z powrotem. Ojciec podprowadził go do kolejnego stanowiska, przy którym akurat pracował ten spóźniony pracownik. Jego wzrok i Zayna na chwilę się spotkał. Zayn uśmiechnął się półgębkiem, bo miał przed sobą niezłą dupę. Nieznajomy chłopak szybko spuścił wzrok, zapewne nie chcąc zwracać na siebie już większej uwagi.
Jego ojciec zaczął kolejny wykład. Chyba mówił coś o tym, po ile paczek pakuje się do jednego kartonu, ale Zayn znowu odpłynął. Dopiero dźwięk jego komórki przywrócił go z powrotem do życia. Po dźwięku rozpoznał, że to Harry do niego dzwoni. Bez zastanowienia sięgnął do kieszeni i odebrał.
– Co jest, stary?
– Masz chwilkę? – spytał Harry. Brzmiał na bardzo przygnębionego.
Ojciec rzucił mu wściekłe spojrzenie. Zayn tylko pokręcił głową, żeby dał mu chwilę.
– Jasne. Co jest?
– To jakaś masakra, Zayn. To mega wielkie nieporozumienie. Ojciec nagadał mu o mnie jakichś głupot, że to ja chciałem tego ślubu, że lubię ostry seks i BDSM… – głos Harry’ego załamał się. – Przeleciał mnie wczoraj i najwyraźniej dzisiaj zamierza zrobić to znowu. Co ja mam robić, Zayn?
– Jest teraz w domu?
– Nie, wyszedł, zanim wstałem. Wczoraj po wszystkim gdzieś zniknął. Wrócił o trzeciej nad ranem, był porządnie wstawiony. Kiedy się obudziłem, już go nie było. Nie wiem, kiedy wróci.
– Wyślij mi adres esemesem, już do ciebie jadę.
– Jedziesz? Jesteś już w domu?
– Taak, wróciłem w nocy, zaszła mała zmiana planów. Zrób mi porządną kawę, bo padam na ryj.
– Uhm, okej. Zaraz wyślę ci adres.
– Czekam.
Zayn rozłączył się.
– Sorry, tato, ale to pilne.
– Co jest pilniejszego od twojego przyszłego życia? – spytał ojciec rozeźlony.
– Przyszłe życie Harry’ego – odparł prosto Zayn, rozglądając się. Podszedł do zaklejonych kartonów z żelkami i wziął jeden. – Muszę lecieć.
– Co ty chcesz zrobić z tymi żelkami?
Zayn odwrócił głowę.
– Harry lubi żelki, ale nie sądzę, żeby w tej sytuacji paczka starczyła. Może karton zrobi na nim większe wrażenie – odparł, po czym niemal biegiem ruszył do wyjścia. Słyszał jeszcze, jak ojciec mu grozi, że obetnie mu kieszonkowe, ale Zayn go nie słyszał. W końcu żelki nigdzie nie uciekną. Fabryka mogła poczekać, a Harry nie.

Harry poczuł wielką ulgę, kiedy jego przyjaciel pojawił się w drzwiach jego nowego domu. Posadził go obok siebie na kanapie, wręczył mu idealnie zaparzoną kawę – Harry był mistrzem w parzeniu kawy, to jedyna rzecz, jaką umiał zrobić w kuchni – a potem opowiedział Zaynowi o wszystkim, co go spotkało przez… ostatni dzień właściwie, bo to wszystko nie trwało więcej niż dwadzieścia cztery godziny, a Harry opowiadał o tym chyba z godzinę, nie chcąc pominąć żadnego szczegółu. Żelki, które przyniósł Zayn, trochę poprawiły mu humor i zabiły chwilowo głód.
– … i wyobraź sobie, że na dodatek zrobiłem sobie dzisiaj chyba największy obciach w życiu! – jęknął. – Poszedłem do sklepu, bo w tym mieszkaniu kompletnie nie ma co jeść, sucharki już mi się skończyły, i kiedy miałem płacić, nagle się okazało, że jest pieprzona „odmowa dostępu”. Stary zablokował moją kartę, rozumiesz? Zostałem na łasce obcego faceta, który myśli, że wziął ślub w wieku dwudziestu trzech lat tylko dlatego, że ja tego chciałem, a teraz nie mam nawet funta w portfelu. Jak źle to wygląda?
– Uh… – mruknął Zayn, nie wiedząc właściwie, co mógłby powiedzieć swojemu przyjacielowi. Obaj wiedzieli, że jeśli Harry będzie potrzebował pomocy materialnej, to Zayn bez mrugnięcia okiem mu jej udzieli, bez względu na to, czy będzie to dziesięć, sto, tysiąc czy pół miliona funtów. Wychowując się w tego typu rodzinach ceny nie miały znaczenia. Nawet gdyby bardzo chcieli, mieliby problem, żeby wydać te wszystkie pieniądze. Mimo tego Zayn wiedział, że Harry nie będzie chciał pożyczać od niego pieniędzy. Harry nie lubił mieć długów, nawet w stosunku do swego najlepszego przyjaciela. – Nie mam pojęcia, Harry. Wiesz, że mogę dać ci jedną ze swoich, znasz zresztą pin do wszystkich moich kart i to lepiej niż ja.
Harry zaśmiał się, widząc zakłopotanie kolegi. Nie często miał okazję zobaczyć u niego taki wyraz twarzy, co tylko dowodziło, że Zayn musi być bardzo zmęczony. Już nie raz się zdarzało, że to Harry mu mówił, jaki jest kod pin konkretnej karty Zayna. Po kilku przypadkach, kiedy bankomat najzwyczajniej w świecie wciągnął mu kartę, bo za każdym razem wbijał zły, Zayn zostawił wypłacanie pieniędzy w rękach Harry’ego.
– To nie jest rozwiązanie. Albo Louis chce mnie tutaj zagłodzić, albo już nie wiem, czemu nie ma tu nic do jedzenia. Rzucę studia i pójdę do pracy. To chyba najlepsze, co mogę w tym przypadku zrobić. Nie mogę siedzieć ciągle w domu, bo dostanę na głowę.
– Nie czepiał się o Alfę?
Harry westchnął.
– Był zły, że narobił mu w kuchni, ale myślę, że jak będę po nim szybko sprzątał, to nie będzie się czepiał. Nie wiem, co mam teraz zrobić. Jestem w kropce.
– Porozmawiaj z nim. W sumie masz cholerne szczęście, że on tego nie chciał. Jeśli mu wytłumaczysz, że też padłeś ofiarą machlojek swojego ojca, na pewno się dogadacie.
– To nie takie proste. Po tym naszym pseudo–ślubie spytał mnie, czy cieszy mnie ten ślub. Ojciec mi powiedział, że on tego ode mnie oczekuje, więc skłamałem i powiedziałem, że tak. Teraz on myśli, że ja po prostu go prowokuję, żeby robił mi krzywdę. Nie będzie łatwo go przekonać.
– Więc musimy coś wymyślić. Nie możemy pozwolić, żeby dłużej trwał w błędnym przeświadczeniu.
– I dobierał mi się do tyłka? – spytał Harry kwaśno.
Zayn westchnął.
– Było aż tak źle?
Harry zawahał się.
– Uhm, wiesz… To zawsze mógł być jakiś cap, napalony na świeże mięsko, cuchnący i pierdzący w trakcie, bo jest tak stary, że nie potrafi nad tym panować… Nie było najgorzej, ale dobrze też nie było. Ja tego nie chciałem, Zayn, a on mnie nie słuchał. Nie pozwolił mi iść spać na kanapę. On mi nie odpuści. Jeśli nie wyprowadzę go z błędu, może mi zrobić krzywdę i to zupełnie niechcący. Mówiłem ci zresztą o tym BDSM.
– I naprawdę nie zauważyłeś, żeby ktoś z nim rozmawiał na twój temat i gadał mu takie głupoty?
Harry pokręcił głową.
– Nie, nikogo nie widziałem. Zaledwie na chwilę wyszedłem na dwór, żeby zaczerpnąć powietrza, to pewnie wtedy to się stało. Albo jeszcze zanim w ogóle zajechaliśmy do urzędu. Nie mam pojęcia…
Rozmawiali aż do późnego popołudnia, po czym Zayn się pożegnał i postanowił wrócić do domu. Harry chciał mu podziękować za wsparcie, chociaż wiedział, że nie musi tego robić. Znali się już tak długo, że czasami bez problemu rozumieli się bez słów.
Harry na obiad i kolację najadł się żelek, co nie było zbyt dobrym pomysłem. Czuł silne mdłości i było mu duszno, więc przed snem zabrał jeszcze Alfę na spacer. Kiedy wrócił i zobaczył w mieszkaniu zapalone światło, jego serce zabiło mocno. Louis był w domu.
Przełknął ślinę i klęknął na podłodze, żeby wytrzeć szczeniakowi łapki. Miał nadzieję, że Louis przywiózł coś do jedzenia. W sumie po tych żelkach nie chciało mu się jeść, za bardzo bolał go brzuch, ale z chęcią przekąsiłby coś normalnego na śniadanie. Z nadzieją poszedł do kuchni i zdał sobie sprawę, że Louis nie kupił kompletnie nic. Prawdopodobnie zjadł na mieście, w końcu było już późno. Mężczyzna akurat wszedł do kuchni w samych bokserkach i z mokrymi włosami. Nie przywitał się z Harrym ani nawet nie dał mu do zrozumienia, że jest świadomy jego obecności. Po prostu go zignorował. Nalał sobie do szklanki soku i wypił go na jeden raz.
Harry zagryzł dolną wargę.
– Em, Louis…?
Jego „mąż” – Boże, jak to brzmiało! – zerknął na niego. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji.
– Tak?
– Uhm… Czy mógłbyś…? – urwał. – Mógłbyś dać mi jakieś pieniądze?
– Pieniądze? – warknął Louis. Jego wzrok stwardniał. – Dlaczego miałbym ci cokolwiek dawać?
– Bo jestem głodny – wypalił Harry, zanim zdążył to przemyśleć.
– To idź do sklepu i sobie coś kup! – Louis spojrzał na niego jak na wariata. Kompletnie nie miał pojęcia, w czym problem. A może Harry myślał, że skoro są „razem”, to jeszcze wrobi go w jakieś głupie robienie zakupów albo coś w tym stylu.
– Nie mam pieniędzy – powtórzył cierpliwie Harry, chociaż też miał ochotę pokazać, jak bardzo jest zły.
– Jak to nie masz pieniędzy? – zapytał Louis ze zdumieniem. Cała złość momentalnie wyparowała.
– Ojciec zablokował wszystkie moje karty. Jestem spłukany. Chciałem poszukać jakąś pracę, ale do tego czasu muszę coś jeść, wiesz?
– A te paczki po żelkach to niby skąd? Święty Mikołaj ci przyniósł?
– Był u mnie dzisiaj przyjaciel. Jego ojciec ma fabrykę żelek, więc przyniósł mi trochę. Wie, że je lubię.
Louis patrzył na niego, wciąż najwyraźniej nie mogąc w to uwierzyć. Harry zagryzł mocno zęby i złapał się za policzek, kiedy nagłe poczuł ból w zębie. Na szczęście zniknął tak szybko jak się pojawił.
– Mogę ci dać te karty jeśli chcesz. Sam sprawdzisz – dodał Harry.
Louis pokręcił tylko głową.
– Nie trzeba. Dlaczego twój ojciec miałby to zrobić?
Harry prychnął.
– Bo mnie nie lubi, to wystarczy.
– Jaasne, a małpy umieją latać.
– Mówię prawdę! – warknął Harry. Rety, jaki ten facet miał problem?
– Przestań, nie chce mi się tego słuchać.
– Dlaczego wierzysz we wszystko, co on ci mówi, a w to co ja już nie?
– Sam się zaplątałeś w zeznaniach podczas uroczystości w urzędzie. Nie masz prawa mieć do mnie o nic pretensji.
– Więc pozwól mi to wszystko wyjaśnić. Dlaczego nie dasz mi szansy się wytłumaczyć?
– Nie mam ochoty słuchać tych bzdur – odparł jedynie Louis, po czym zwyczajnie go wyminął i wszedł po schodach na górę do sypialni. Harry westchnął ciężko. Mieszkał tu drugi dzień, a miał już tego dość. Nie dość, że w żaden sposób nie potrafił się z tym facetem dogadać, to jeszcze bolał go brzuch i nie zdziwi się, jeśli zacznie też ząb. To ukłucie bólu nie zwiastowało niczego dobrego.
Wziął naprawdę długą, odprężającą kąpiel w wannie z hydromasażem, omal w niej nie zasypiając. Alfa czekał na niego już pod drzwiami, więc gdy wyszedł, umył zęby, wziął go na ręce i poszedł na górę. Miał nadzieję, że Louis już śpi. Nie chciał żadnej powtórki z rozrywki z poprzedniego wieczora, tyłek wciąż go bolał i pulsował lekko.
Włożył szczeniaka do jego łóżeczka po swojej stronie łóżka, a potem wsunął się pod kołdrę i westchnął, szukając wygodnej pozycji. Może Zayn wymyśli, jak dotrzeć do Louisa? Jemu chwilowo kompletnie nic nie przychodziło do głowy.
Zamarł, kiedy usłyszał szelest pościeli, a po chwili usta Louisa spoczęły na jego karku. Serce zabiło mu mocno. Już wiedział, co się święci.
– Nie dzisiaj, okej? – rzucił w przestrzeń, nie mając właściwie nadziei na to, że jego protest cokolwiek zdziała.
– Czemu? – spytał Louis pomiędzy pocałunkami. Harry’ego przeszedł dreszcz. Louis całował go o wiele delikatniej niż dzień wcześniej.
– Boli mnie trochę – odparł Harry.
Louis przestał, wahając się przez chwilę. Harry wstrzymał oddech, błagając go, żeby dał mu dzisiaj spokój.
– Nie ściemniaj – odparł w końcu mężczyzna, zsuwając mu bokserki. – Kogoś z twoim doświadczeniem nie ma prawa boleć na drugi dzień. Nie wziąłem cię aż tak mocno.
Harry już nie protestował więcej. Wiedział, że nie ma sensu się spierać ani opierać, bo i tak nie wygra.
– Nie ściemniam – powiedział cicho. – Wiedz jednak, że dla mnie to najzwyklejszy w świecie gwałt.
Louis aż wciągnął powietrze, najwyraźniej oburzony tym, co Harry do niego powiedział. Ze złością zsunął z niego całkiem bokserki, gdzieś po drodze gubiąc wcześniejszą delikatność. Harry zagryzł jedynie dolną wargę i zamknął oczy.
Musiał to po prostu jakoś przetrwać…

 ***
Hej:)
Jeśli są błędy to przepraszam, wrzucam niesprawdzony tekst. Mam nadzieję, że się podobało.
Pozdrawiam!

11 komentarzy:

  1. Normalnie mam ochotę pacnąć czymś bardzo mocno Louisa w ten jego zakuty łeb.. Może włączyłby łaskawie swoje szare komórki i posłuchał męża? Biedny Harry:( Mam nadzieje, że uda mu się jak najszybciej dotrzeć do męża i wyjaśnić wszystko.
    Oczywiście z wielką niecierpliwością czekam na ciąg dalszy. Historia baaaaardzo mnie wciągnęła.
    Dużo weny życzę:)
    Pozdrawiam,
    Bluszcz

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja chcę więceeeeeeeeeeej 😊
    Dużo weny
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. O rany, nie zbyt fajny początek małżeństwa... I Luis w ogóle nie wierzy w słowa Harrego, ciekawe co musi się stać żeby przejrzał na oczy ? Mam nadzieję że jak już się dogadają to znajdą jakiś perfidny sposób na odegranie się na tatuśku. A póki co czekam z niecierpliwością na kolejne rozdziały ☺ Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  4. Opowiadanie jak zwykle na wysokim poziomie. Wciągające:) Nie myślałaś, żeby go wystawić na beezar?
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Odpowiedzi
    1. Najprawdopodobniej 6.11. :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. buuuuu to jeszcze tyyyyyle dni posuchy od tego cświetnego opowiadania

      Usuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)