– Tooom! – zawołałem z łazienki, układając włosy. – Spakuj
mi jeszcze te zielone spodnie i koszulkę w czerwoną kratę!
– Nie możesz sam tego zrobić? – odparł chyba lekko
poirytowany, że zamiast zbierać swoje rzeczy, lata po mieszkaniu i zbiera moje.
– Prooszę?
To zawsze na niego
działało.
– Egh…
Uśmiechnąłem się, kiedy usłyszałem, że otwiera szafkę i
przewraca rzeczy, które tam są. Od czasu wypadku dawał się urabiać jak wół,
trochę mnie to bawiło szczerze mówiąc.
Skrzywiłem się, czując, że ręka wciąż mnie boli przy
wykonywaniu pewnych ruchów. Wciąż była usztywniona bandażem, ale mogłem już w
miarę normalnie jej używać, co było dla mnie wielką ulgą. Jeszcze tylko dwa
tygodnie będę męczył się z gipsem na nodze, a potem w końcu wolność.
Naprawdę nie mogłem się doczekać.
Tom zajrzał do łazienki.
– Gotowy? – spytał.
– Prawie – odparłem, poprawiając jeszcze fryzurę. Musiała
być idealna. – Mamy jeszcze godzinę do wyjazdu, prawda?
– Taak, mama akurat kończy robić obiad, więc się jeszcze
załapiemy. Spakowałem ci to, co chciałeś. Nie widziałeś może mojej niebieskiej
bluzy? Tej z kapturem?
– Em… Nie.
Tom westchnął.
– Jak to jest, że ja zawsze wiem, gdzie są twoje rzeczy, a
ty gdzie moje nigdy?
– Nie mogę się sam poruszać po mieszkaniu, jak niby miałem
ją gdziekolwiek zauważyć?
– Teraz masz wymówkę, ale wcześniej było to samo.
– Nieprawda.
– Prawda.
– Nieprawda.
– Prawda, ale nieważne. Kończ to i idziemy na dół jeść.
– Jeszcze dosłownie chwilka.
Zabrałem się za ostatnie poprawki. Tom dosłownie przez kilka
sekund stał jeszcze w drzwiach, omiatając dziwnym wzrokiem całą moją sylwetkę,
po czym wyszedł.
Zmarszczyłem brwi. Czemu się tak na mnie gapił? Znowu nie
podobało mu się coś w moim ubiorze czy co? Zresztą, nieważne. Znał mnie od
zapłodnienia, więc miał czas, żeby się przyzwyczaić.
I nauczyć, że i tak się nie przebiorę, nawet jeśli będzie
mnie błagał na kolanach.
Gdy skończyłem, zszedłem ostrożnie na dół. Nie było to łatwe
z nogą w gipsie, ale jakoś dałem sobie radę. Chciałem się wreszcie trochę
usamodzielnić. Jasne, kochałem Toma, ale to nie oznaczało, że chcę z nim spędzać
każdą jedną sekundę swojego życia. Czasami każdy z nas potrzebował trochę czasu
dla siebie, a wypadek nam to w pewien sposób odebrał.
– Sam zszedłeś po schodach? – spytał Gordon, patrząc na mnie
z lekką dezaprobatą. Gdy skinąłem głową, dodał. – Nie powinieneś tego robić bez
asekuracji. Gdybyś spadł, mógłbyś zrobić sobie krzywdę.
Spojrzałem na Toma, ale on nie patrzył na mnie, nalewając
sobie do szklanki soku. I taktownie milcząc, najwyraźniej nie zamierzając
stanąć w mojej obronie. Trudno. Będę się bronił sam, co mi tam.
Wzruszyłem ramionami.
– Ale nie zrobiłem.
Gordon tylko pokręcił głową. Mama się nie odezwała. Jej usta
były ściągnięte w wąską linię, kiedy nakładała nam na talerze jedzenie. Gdy
stawiała je na stole, robiła to zdecydowanie mocniej niż zazwyczaj, ale żadne z
nas tego nie skomentowało. Wiedziałem, że jest zła za nasz wyjazd. A pewno
domyśliła się, czyj to był pomysł i pewnie miała do mnie o to żal, ale nie
zamierzałem teraz o tym myśleć. Potrzebowałem przestrzeni, której w domu
zwyczajnie nie miałem. Dusiłem się. Chciałem wreszcie wrócić do tego, co było
przed wypadkiem, a ich miny nic a nic mi w tym nie pomagały.
Tom zajął miejsce obok mnie, podając mi mój sok i życzył
wszystkim smacznego, gdy już Gordon i mama również zajęli swoje miejsca.
– Kiedy przyjedziecie znowu? – spytała mama. Odezwała się w
mojej obecności chyba po raz pierwszy, od kiedy dowiedziała się o naszym nagłym
wyjeździe.
Spojrzałem na Toma porozumiewawczo, że to on ma się odezwać.
Mój bliźniak westchnął cicho.
– Nie wiemy jeszcze – powiedział, grzebiąc widelcem w
talerzu. – To znaczy, myśleliśmy, że może tym razem wy przyjechalibyście do nas
na święta? Mielibyście też wakacje do
tego, w końcu jest sporo rzeczy do robienia w Los Angeles.
– Święta bez śniegu
to nie święta – zanegowała od razu mama.
Zmarszczyłem brwi. A więc ten pomysł jej się nie podobał?
Znowu? Dlaczego ona za wszelką cenę chciała nas zatrzymać w domu? Nie byliśmy
już dziećmi.
Tom widząc, że otwieram usta, rzucił mi błagalne spojrzenie,
żebym nic nie mówił, ale ja nie zamierzałem milczeć.
– W takim razie zobaczymy się pewnie dopiero jakoś na ślubie
Gustava.
– Gustav jeszcze nawet nie ustalił daty ślubu – zauważyła.
Właśnie, pomyślałem. Nie ustalił. I pewnie szybko tego nie
zrobi, więc i my szybko nie pojawimy się w domu.
– Zobaczymy, mamo – wtrącił Tom, szturchając mnie nogą pod
stołem, żebym już siedział cicho. – Może zobaczymy się szybciej niż myślisz. Po
prostu jeszcze o tym zbytnio nie myśleliśmy. Po powrocie do Stanów skupimy się
na rehabilitacji Billa. Jak już dojdzie do siebie, pomyślimy co dalej.
Chcieliśmy wznowić nagrywanie i w ogóle. Zdzwonimy się.
Mama skinęła tylko głową, najwyraźniej usatysfakcjonowana
odpowiedzią Toma. Ja zaczynałem się zastanawiać, kiedy zrobił się z niego taki
mediator. Serio, to ja zawsze byłem tym z niewyparzonym ryjem, jasne, ale Tom
też nie należał do tych spokojnych i dających sobie skakać po głowie. Był
okropnie niecierpliwy i cierpliwy jednocześnie, co wydawało się niemożliwe, a
jednak było.
Egh.
Po zjedzeniu obiadu zapakowaliśmy torby do bagażnika, pożegnaliśmy
się z mamą i pojechaliśmy z Gordonem na lotnisko. Nim się obejrzałem,
siedziałem już obok Toma w samolocie i zapinałem pasy czekając, aż samolot
wystartuje. Ziewnąłem. Czekało nas prawie dziewięć godzin lotu, a ja byłem
zmęczony. Całą poprzednią noc śniły mi się jakieś głupoty, z których większości
nie pamiętałem, a to, co pamiętałem, było bez sensu. Jak zresztą wszystkie moje
sny. Jeszcze żaden mój sen nie miał sensu.
– Jesteś zmęczony? – spytał Tom.
– Trochę. – Wzruszyłem ramionami. – Prześpię się i poczuję
się lepiej.
– Też chyba się zdrzemnę. Nie mogłem wczoraj zasnąć.
– Mhm…
Odchyliłem jego rękę, rządząc się trochę. Tom nawet nie
zareagował, bo zawsze tak robiłem. Układałem go sobie tak, żeby było mi
wygodnie położyć na nim poduszkę i móc zasnąć. Przez te wszystkie lata już
wiedziałem, w jakiej pozycji wszystko powinno się znajdować. Gdy już ułożyłem
się wygodnie, objąłem go ręką przez brzuch i zamknąłem oczy, poczułem jak
opiera swoją głowę tuż obok na poduszce, obracając się lekko w moją stronę.
O dziwo, zasnąłem całkiem szybko i nawet ludzie rozmawiający
w samolocie mnie nie obudzili. Spałem przez ponad sześć godzin. Przebudziłem
się kilka razy, ale zaraz potem znowu zapadałem w głębszy sen. Tom też przespał
większość tego czasu. Gdy się przebudziłem po raz ostatni, nie opierałem się
już o jego ramię, tylko spałem na jego udach, obejmując się rękami przez
brzuch.
– Toom – wymruczałem. – Twoja ręka grzeje jak piec.
Tom niemal od razu zabrał dłoń z mojej talii.
– Sorry. Wyspałeś się?
– Mmm… Chyba bardziej zmęczyłem się tym spaniem – odparłem,
ani myśląc się ruszać. Było mi wygodnie w tej pozycji. – Ile jeszcze do
lądowania?
– Jakieś dwie godziny.
Westchnąłem, poprawiając się na jego kolanach. Wsunąłem rękę
pod poduszkę, trącając przypadkiem jego wewnętrzną stronę uda niedaleko krocza.
Tom zesztywniał na chwilę, czując to.
– Sorry – powiedziałem, trochę zaskoczony jego reakcją.
– Spoko. Wziąłeś mnie z zaskoczenia – odparł.
– Wzdrygnąłeś się jak jakaś cholerna dziewica – zakpiłem,
zamykając oczy.
– Ech, przestań. – Nie widziałem jego twarzy, ale jak nic
wywrócił oczami. – Po prostu mnie zaskoczyłeś, to wszystko. – Podskoczyłem,
czując dość bolesne uszczypnięcie w tyłek. – O, zobacz! Teraz to ty wzdrygasz
się jak dziewica.
– Czasami naprawdę się zastanawiam, jak to możliwe, że
jesteśmy braćmi – skomentowałem.
Tom w odpowiedzi połaskotał mnie po żebrach. Momentalnie
podniosłem się do siadu.
– Przestań! – wysyczałem, próbując odsunąć się poza jego
zasięg i jakoś zasłonić rękami strategiczne miejsca. – Bo cię kopnę tym gipsem,
zobaczysz!
Tom tylko uśmiechnął się lekko.
– Sam tego chciałeś.
– Jasne!
– No jasne, jasne.
– Jesteś niemożliwy.
– Tak mi mów.
– Może jeszcze „tak mi dobrze, tak mi rób” – zakpiłem.
Uśmiech Toma tylko się poszerzył. Przeciągnął się, mówiąc.
– Jak ty mnie dobrze znasz.
Wywróciłem oczami.
– Chwilami myślę, że aż za dobrze.
– Vice versa. I popraw sobie włosy, wyglądasz jakby
urzędowało w nich z dziesięć kur.
– Oj, spadaj! Każdy ma swoje gorsze i lepsze momenty!
Wyciągnąłem z kieszeni wyłączony telefon i przejrzałem się w
ekranie. Tom miał racje, z mojej starannie ułożonej fryzury nie pozostał nawet
ślad.
– Mógłbyś mi jakoś poprawić włosy? – spytałem. – Ręka
jeszcze wciąż mnie boli jak podnoszę ją do góry.
– Okej… zobaczymy, co da się zrobić.
Z reguły nie lubiłem jak Tom pchał łapy do moich włosów, bo
był niecierpliwy i zazwyczaj porządnie mnie wytargał z każdej strony, zanim
ułożył je tak, jak trzeba. Tym razem jednak był bardzo delikatny i ani razu nie
zabolało mnie na tyle, żeby go za to pacnąć.
Nie wiedziałem, o co chodzi, ale mój wypadek coś zmienił w
Tomie. Był jakiś taki… bardziej. Po prostu bardziej. Nie wiedziałem, czy
wystraszył się, że mnie straci, czy po prostu zrozumiał, że byłoby trochę cicho
beze mnie w pobliżu, ale był jakiś taki cieplejszy. Łagodniejszy. Cierpliwszy.
Trochę… inny. Nie, żeby mi to przeszkadzało czy żebym uważał, że to źle. Po
prostu widziałem różnicę. Być może za miesiąc czy dwa wróci stary Tom,
wpychający mnie w kanapy narożne, budzący łaskocząc moje stopy i nabijający się
ze mnie, jak się wywrócę, zamiast pomóc mi wstać.
Gdy wreszcie dolecieliśmy i dotarliśmy do domu, zostawiliśmy
walizki dosłownie w progu i obaj poszliśmy do swoich pokoi spać. Jak już
wspomniałem Tomowi, bardziej mnie to spanie w samolocie zmęczyło niż pozwoliło
naładować baterie. Nie było tez sensu się męczyć i siedzieć do wieczora. Pewnie
i tak następny tydzień będziemy chodzić jak zakręceni, zanim wreszcie
przyzwyczaimy się do zmiany czasu.
Mimo zmęczenia, długo zajęło mi zaśnięcie. Słyszałem jak Tom
idzie do łazienki i kręci się tam dobry kwadrans, zanim wrócił do pokoju i
zapadła cisza. Nie wiem, ile czasu minęło, zanim zasnąłem ani ile czasu spałem,
ale chyba długo, bo jak się obudziłem to na dworze było już ciemno.
Wstałem z łóżka, ziewając raz za razem. Zrobiłem zaledwie
krok, kiedy dopadł mnie tak silny ból głowy, że aż z powrotem usiadłem.
Złapałem się za głowę, jęcząc cicho. Miałem wrażenie, jakby ktoś stukał mi w
głowę młotkiem, próbując ją rozłupać na pół i sprawić mi przy tym jak najwięcej
bólu.
…
– Hahaha! Toommmhhaha,
przes–hahaha–stań!
Wiłem się jak piskorz,
próbując uciec przed Tomem. Z każdym innym bym sobie poradził, ale Tom
wiedział, jak mnie unieruchomić. Gdybym nie wierzgał jak głupi to pewnie by
mnie idiota załaskotał na śmierć.
Nie sądziłem, że
weźmie się za mnie już w samochodzie za te głupie komentarze na imprezie, ale
widać się przeliczyłem. Chyba jednak nie był zły za nie, skoro zdecydował się
na łaskotanie. Próbowałem się wyrwać, z oczu ciekły mi już łzy, a nasi znajomi
stali obok auta i na nas patrzyli. Kątem oka widziałem, jak Ria kiwa głową z
politowaniem, a jednak uśmiecha się lekko, Alice pali papierosa, śmiejąc się
otwarcie, a Fabien obczaja jej tyłek, korzystając z zamieszania.
– Aaa! Pomocy! –
krzyczałem po angielsku, bo było krótsze, ale nikt nie zamierzał mi pomóc.
Tom przesunął się
wyżej, siadając mi na udach i nie dając mi nawet chwili na nabranie oddechu.
Jedną rękę skierował za siebie i połaskotał mnie pod kolanem. Wierzgnąłem
dziko, kopiąc w szybę.
– O, kurwa! – pisnęła
Alice, odsuwając się, kiedy posypało się szkło.
Tom uniósł się tak
gwałtownie, że aż uderzył się głową w dach samochodu. Obrócił głowę i spojrzał
ze zdumieniem na szybę, która pękła i posypała się na asfalt.
– Jak wam mówiłem, że
te buty to broń, to mi nikt nie wierzył – odezwał się Fabien, na chwilę
odrywając wzrok od tyłka Alice.
– Bill! – jęknął Tom,
patrząc na mnie z naburmuszoną miną. – Wybiłeś szybę, ty idioto!
– To przez ciebie! –
broniłem się. – Nie trzeba było mnie łaskotać.
– To w ogóle możliwe,
żeby tak wybić szybę? – spytała Ria, podchodząc bliżej i przyglądając się jej.
Tom zlazł ze mnie i
wyszedł z samochodu, po czym też zabrał się za oglądanie tego, co zostało z
szyby. Ja odetchnąłem tylko, ciesząc się, że wreszcie mogę normalnie oddychać.
To był samochód Toma, a Tom bardzo dbał o wszystkie swoje auta. Wiedziałem, że
gdyby wybił ją ktokolwiek inny to byłby bardzo zły, ale mnie zjebie tylko w
domu i na tym temat się skończy.
– Może była felerna? –
Alice wzruszyła ramionami.
– A może Bill ma po
prostu tyle siły.
– A może po prostu
jedźmy już stąd? – wtrąciła Ria, najwyraźniej tracąc cierpliwość. – Zimno mi.
– Ja nie siedzę przy
tej szyby, której nie ma! – zaznaczyła od razu Alice.
– Ja też nie! –
dorzucili od razu Fabien.
Wywróciłem oczami.
– A ja siedzę z
przodu, więc… Ej! Ria!
Ria wzruszyła tylko
ramionami, nic sobie nie robiąc z mojego protestu i rozsiadła się wygodniej na
przednim siedzeniu. Już otworzyłem usta, chcąc coś powiedzieć, ale pohamowałem
się dosłownie w ostatniej chwili.
Nie jesteś dzieckiem,
powiedziałem sobie w myślach, nie zachowuj się więc jak jedno. Jeśli Ria bawiła
się w takie dziecinne zagrania jak zabieranie mojego świętego miejsca z przodu
to… To nie wiem co, ale mnie zirytowała.
Byłem trochę zły, ale
machnąłem ręką i usiadłem przy oknie, w którym wybiłem szybę. Nie chciałem się
kłócić z Rią, nie tyle ze względu na to, że to byłoby dziecinne, co na to, że
nie chciałem stawiać Toma między młotem a kowadłem. Tom zazwyczaj starał się
być obiektywny, a nawet jeśli nie miałem racji, to z reguły stawał w mojej
obronie albo patrzył na mnie z tą miną „daj już spokój”. Gdy brał moją stronę,
mimo że jego zdaniem nie miałem racji, często wypominał mi to później w drodze
do domu albo w domu i wtedy zazwyczaj się kłóciliśmy. Nie miałem w naturze
podkulania pod siebie ogona i nie zamierzałem tego robić. Jeśli odpuszczałem
kłótnię z Rią to głownie ze względu na niego. Nie lubiłem go stawiać w
sytuacji, kiedy musiał wybierać. Dobra, czasami robiłem to specjalnie, żeby dać
wszystkim do zrozumienia, że Tom zawsze wybierze mnie. Byłem jego bliźniakiem,
nie miał innego wyjścia. Jeszcze mnie w tej kwestii nie przejrzał na szczęście,
ale nie mogłem robić tego za często, żeby się nie zorientował.
– Bill! Ziemia do
Billa. Zamykaj wreszcie drzwi i jedziemy.
– Co? A. Już.
Rii wcale nie było
zimno, pewnie ściemniała, żebyśmy się pospieszyli. Zazwyczaj dobrze się z nią
dogadywałem, ale były takie chwile, kiedy miałem nadzieję, że Tom po prostu ją
rzuci i znajdzie sobie kogoś bardziej rozgarniętego.
Fabien zaczął
opowiadać jakiś głupi kawał, którego w ogóle nie słuchałem, bo jego kawały były
tragiczne. Patrzyłem na mijane ulice, ludzi kręcących się po nich. Los Angeles
dudniło życiem. Gdy patrzyłem na to wszystko, aż rozpierała mnie energia.
– … co, Bill?
…
Jęknąłem cicho, łapiąc się za głowę.
– Ja pierdolę – mruknąłem do siebie.
Zdecydowanie zaczynałem sobie przypominać rożne rzeczy. To
nie mogło być nic innego, prawda? W filmach też tak zawsze było – bóle głowy i
wizje. To na pewno nie był sen, no chyba że jakiś na jawie.
Pokręciłem głową i zszedłem na dół do kuchni. Cieszyłem się,
że powoli zaczynam sobie wszystko przypominać, nikt nie lubi mieć pustki w
głowie, ale gdyby nie towarzyszył temu taki ból to byłbym bardziej zadowolony.
Tom siedział w łazience, pewnie brał prysznic. Mnie też by
się przydał, ale najpierw chciałem coś zjeść. Byłem głodny jak wilk, więc
zdecydowałem się przygotować nam naleśniki. Tom też z pewnością nie pogardzi,
nawet jeśli już jadł.
– Co robisz? – spytał pojawiając się w kuchni po jakimś
kwadransie.
– Naleśniki – odparłem
Gdy spojrzałem na niego, zorientowałem się, że Tom jest
ubrany w spodnie od dresu. Normalnie pewnie nikt by na to nie zwrócił uwagi,
ale ja mieszkałem z nim od zawsze i wiedziałem, kiedy coś jest nie tak.
Tak się składa, ze Tom nigdy się nie ubierał po kąpieli.
Miał jakieś ekshibicjonistyczne zapędy czy coś w tym stylu. Często paradował po
domu w samym ręczniku przewiązanym w pasie albo ewentualnie slipach. Zdarzało
mu się też śmigać bez niczego, zazwyczaj z łazienki do pokoju, z małym
dyndającym mu między nogami. Zdecydowanie nie potrzebowałem wiedzieć, że przycinał
sobie włosy łonowe, dziękuję bardzo. A wiedziałem!
To nie tak, że mnie to drażniło. Tom był człowiekiem przy
którym czułem się swobodnie w każdej praktycznie sytuacji. Kiedyś były momenty,
kiedy czułem się niekomfortowo nawet przy nim, ale przez nasz zawód byliśmy
bliżej niż inne bliźniaki w naszym wieku. Wiek, kiedy bliźniaki zazwyczaj uczą
się żyć swoim własnym życiem my spędziliśmy w trasie, nieustannie przebywając
razem na małym metrażu. Tyle się między nami wydarzyło, że nie było już między
nami wstydu, nie wspominając już o tym, że od dziecka mama kąpała nas razem –
no może poza momentami, kiedy tak dawaliśmy jej w kość, że za karę musiała nas
kąpać osobno. Czułem się przy nim tak komfortowo jak tylko mogłem się czuć przy
innym człowieku.
Nie miałem pojęcia, co mu się nagle stało, że założył po
kąpieli spodnie. SPODNIE. Jeszcze
zrozumiałbym bokserki, ale on wziął szerokie spodnie dresowe, zupełnie jakby…
Sam nie wiedziałem.
Pokręciłem tylko głową, odwracając naleśnika na drugą
stronę. Czy coś się wydarzyło przed wypadkiem, o czym nie pamiętałem? Może
podczas którejś z naszej kłótni mu wytknąłem to chodzenie (pół)nago i wziął to
sobie do serca? Pewnie tak, w końcu o co innego mogłoby chodzić? Nie zmieniało
to jednak faktu, że byłem zdezorientowany jego zachowaniem. Dbanie o mnie i tak
dalej z racji wypadku było jednym, ale zmiana przyzwyczajeń, na które wypadek
potencjalnie nie powinien mieć wpływu, było już czymś innym.
Robisz z igły widły,
powiedziałem sobie w myślach, lejąc kolejną porcję ciasta na patelnię. Tom
podszedł i gwizdnął mi jednego naleśnika, zwijając go w rulonik i wyciągając z
lodówki mleko. Alice była na tyle kochana, że uzupełniła nam lodówkę przed
naszym przyjazdem, więc nie zdychaliśmy z głodu.
Tom ubrał spodnie po kąpieli, wielkie mi halo. Czułem, że
przesadzam, ale to, że nie pamiętałem nic sprzed wypadku, głównie faktu, że Tom
i Ria zerwali, doprowadzało mnie do szału. Zawsze lubiłem wszystko wiedzieć, a
ta dziura w pamięci działała mi na
nerwy. Nawet jeśli te wspomnienia nie miały wielkiego znaczenia, były moje i
chciałem je odzyskać.
– Wszystko w porządku? – spytał Tom z pełnymi ustami,
stawiając talerze na stole.
Westchnąłem.
– Takk – odparłem, chociaż nie brzmiałem jakby wszystko było
w porządku. – Po prostu wkurza mnie, że nie pamiętam tych kilki miesięcy sprzed
wypadku. Chciałbym już sobie wszystko przypomnieć.
Tom przełknął, zapijając naleśnika mlekiem i wzruszając
ramionami.
– Przypomnisz sobie jak przyjdzie na to czas. Tylko
niepotrzebnie się nakręcasz. Nie myśl o tym i pozwól, żeby wspomnienia same
wróciły.
– Tylko one jakoś nie chcą wracać – burknąłem.
Postawiłem talerz z naleśnikami na stole i usiadłem
naprzeciwko Toma. Wyprostowałem nogę, którą miałem w gipsie, czując sztywność w
kolanie. Kuchnia była na tyle fajnie rozplanowana, że do wszystkiego było
blisko, więc kuśtykanie nie sprawiało mi zbyt wielkiego problemu.
Czekałem, aż Tom poleje swoje naleśniki syropem klonowym,
zanim zrobiłem to samo.
– Fabien napisał mi esemesa, że wychodzą dzisiaj paczką na
miasto – rzucił Tom.
– Jak chcesz to idź –
powiedziałem cicho, kompletnie nie mając humoru.
– Ty nie chcesz?
– Mam nogę w gipsie i jestem na lekach. Nie będę tam
siedział o suchym pysku i patrzył jak
wszyscy się dobrze bawią – mruknąłem. – Jeśli chcesz to idź, ja sobie coś
obejrzę.
Tom patrzył na mnie przez chwilę, jakby się upewniał, czy to
zgoda typu „idź i baw się dobrze” czy może jednak „idź i baw się dobrze,
chamie, ale będę ci wypominał przez następny rok, że zostawiłeś mnie w domu
samego”. Chyba wyczuł, że bliżej do tej pierwszej opcji, bo wzruszył ramionami
i powiedział.
– Okej, w takim razie chętnie się wybiorę. Mam ochotę na coś
mocniejszego.
– Tylko nie przyprowadzaj tutaj nikogo, okej? – poprosiłem.
Spojrzał na mnie jakoś tak dziwnie.
– Nic sobie jeszcze nie przypomniałeś? – zapytał
podejrzliwie.
– Nic a nic – skłamałem pewnie. Nic nie dodałem, bo gdybym
zaczął się tłumaczyć, od razu by mnie wyczuł.
– Okej. Wrócę sam, nie przejmuj się. Jakby coś się działo to
jestem pod telefonem, dobra?
– Jasne. Miłej zabawy.
– Dzięki.
Tom uśmiechnął się do mnie znad swojego ostatniego
naleśnika. Po chwili już go nie było, a ja zostałem sam w domu.
Westchnąłem ciężko. Dopóki nie zdejmą mi tego cholernego
gipsu, zapowiadały się ciężkie czasy.
***
Uwierzycie w to, że teoretycznie to jeszcze nie mam planu zajęć? :D Bo ja wciąż w to nie wierzę. Nie wiem, czy wszędzie jest taki burdel, ale jeśli nie to nie polecam ILS na UAM w Poznaniu, no chyba że ktoś lubi życie na krawędzi ;) A to dopiero wtorek!
Mam nadzieję, ze rozdział się podobał. Jestem ciekawa jak szybko odkryjecie co jest grane, bo to raczej nie powinno być trudne:)
Pozdrawiam!
Coraz bardziej podoba mi się to, co widzę.
OdpowiedzUsuńbałam się tego tekstu ale muszę przyznać że jest to fajne :)
OdpowiedzUsuńps. też miałam na studiach na uw taki burdel że z dnia na dzień zajęcia się zmieniały
Tom chyba zaczyna bardziej reagować na Billa, niż by chciał, więc nie chcąc ryzykować, że mu stanie, wolał naciągnąć na tyłek spodnie, przynajmniej zaoszczędzi sobie tłumaczenia się. Chyba to kąpanie Bill w domu rodzinnym wyzwoliło w nim znacznie głębsze uczucia, niż widać to gołym okiem.
OdpowiedzUsuńAle dlaczego Tom roztarł się z Rią jeszcze nie wymyśliłam. Być może sama Ria odeszła, bo już przed wypadkiem nie podobało jej się, że zachowają się względem siebie zdecydowanie nie po bratersku. Nie wiem, na razie takie mam wnioski, zobaczymy, co mi się urodzi po kolejnym odcinku. :)
Świetny odcinek, mam nadzieję, że szybko wrzucisz kolejny. Buziaczki kochana :*
Mnie się wydaje, że Tom sobie po prostu walił xd tak myślę
Usuń~T
Wydaje mi się, że Bill i Tom byli razem przed wypadkiem, to zdanie ,,nic sobie jeszcze nie przypomniałeś?" Jest bardzo podejrzane. Ale co się stało z Rią? Tego jeszcze nie wiem, dlatego czekam na next XD Pozdrowiam
OdpowiedzUsuńŚwietne!
OdpowiedzUsuńNa początku chciałabym Ci bardzo podziękować, że zmieniłaś kolor literek. Mam problemy ze wzrokiem, więc ten... dzięki. ;)
OdpowiedzUsuńRozdział krótki. Straasznie. Ale teges śmeges, myślę, że później się rozkręci, jak już Bill będzie miał te konkretne wspomnienia. ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Wyłapałam kilka błędów, nie wiem, jak to reszta, ale wymienię Ci tu kilka, żebyś miała łatwiej, jak zechce Ci się kiedyś poprawiać (mi się nigdy nie chce, ale lubię, gdy nie ma błędów w moich opowiadankach, więc i tak to prędzej czy później (zazwyczaj później) robię):
- "[...] że ręka wciąż mnie boli przy wykonywaniu pewnych ruchów. Wciąż [...]" - myślę, że jedno z tych "wciąż" można by zastąpić "nadal" lub w ogóle usunąć. :D
- "Jeszcze dosłownie chwilka. |Zabrałem się za ostatnie poprawki. Tom dosłownie przez kilka sekund stał jeszcze [...]"
- "[...] każdą jedną sekundę swojego życia. Czasami każdy z nas potrzebował [...]" - można napisać "[...] każdą jedną sekundę swojego życia. Czasami oboje potrzebowaliśmy [...]"
- "Gdy skinąłem głową, dodał:" - teraz masz tam kropę, ale powinien być dwukropek, ponieważ on coś dodaje, jak sama napisałaś, kontynuuje. ;)
- "A pewno domyśliła się, czyj to był pomysł i pewnie [...]" - to drugie można usunąć, tak mi się zdaje.
No, nie jestem mistrzem, ale cośtam wyłapałam. Zdaje mi się, że było tego więcej, tyle że nie mam na to czasu. ;D
Pozdrawiam!
OBAJ! nie OBOJE ! Oboje, to dziewczyna i chłopak. Obaj, to dwóch chłopaków. Obie, to dwie dziewczyny. Jak się już skupiamy na wytykaniu błędów autorom, to róbmy to dobrze! Dziękuję. Lis.
Usuń