wtorek, 6 października 2015

2.Body language



– Tooom! – zawołałem z łazienki, układając włosy. – Spakuj mi jeszcze te zielone spodnie i koszulkę w czerwoną kratę!
– Nie możesz sam tego zrobić? – odparł chyba lekko poirytowany, że zamiast zbierać swoje rzeczy, lata po mieszkaniu i zbiera moje.
– Prooszę?
 To zawsze na niego działało.
– Egh…
Uśmiechnąłem się, kiedy usłyszałem, że otwiera szafkę i przewraca rzeczy, które tam są. Od czasu wypadku dawał się urabiać jak wół, trochę mnie to bawiło szczerze mówiąc.
Skrzywiłem się, czując, że ręka wciąż mnie boli przy wykonywaniu pewnych ruchów. Wciąż była usztywniona bandażem, ale mogłem już w miarę normalnie jej używać, co było dla mnie wielką ulgą. Jeszcze tylko dwa tygodnie będę męczył się z gipsem na nodze, a potem w końcu wolność.
Naprawdę nie mogłem się doczekać.

Tom zajrzał do łazienki.
– Gotowy? – spytał.
– Prawie – odparłem, poprawiając jeszcze fryzurę. Musiała być idealna. – Mamy jeszcze godzinę do wyjazdu, prawda?
– Taak, mama akurat kończy robić obiad, więc się jeszcze załapiemy. Spakowałem ci to, co chciałeś. Nie widziałeś może mojej niebieskiej bluzy? Tej z kapturem?
– Em… Nie.
Tom westchnął.
– Jak to jest, że ja zawsze wiem, gdzie są twoje rzeczy, a ty gdzie moje nigdy?
– Nie mogę się sam poruszać po mieszkaniu, jak niby miałem ją gdziekolwiek zauważyć?
– Teraz masz wymówkę, ale wcześniej było to samo.
– Nieprawda.
– Prawda.
– Nieprawda.
– Prawda, ale nieważne. Kończ to i idziemy na dół jeść.
– Jeszcze dosłownie chwilka.
Zabrałem się za ostatnie poprawki. Tom dosłownie przez kilka sekund stał jeszcze w drzwiach, omiatając dziwnym wzrokiem całą moją sylwetkę, po czym wyszedł.
Zmarszczyłem brwi. Czemu się tak na mnie gapił? Znowu nie podobało mu się coś w moim ubiorze czy co? Zresztą, nieważne. Znał mnie od zapłodnienia, więc miał czas, żeby się przyzwyczaić.
I nauczyć, że i tak się nie przebiorę, nawet jeśli będzie mnie błagał na kolanach.
Gdy skończyłem, zszedłem ostrożnie na dół. Nie było to łatwe z nogą w gipsie, ale jakoś dałem sobie radę. Chciałem się wreszcie trochę usamodzielnić. Jasne, kochałem Toma, ale to nie oznaczało, że chcę z nim spędzać każdą jedną sekundę swojego życia. Czasami każdy z nas potrzebował trochę czasu dla siebie, a wypadek nam to w pewien sposób odebrał.
– Sam zszedłeś po schodach? – spytał Gordon, patrząc na mnie z lekką dezaprobatą. Gdy skinąłem głową, dodał. – Nie powinieneś tego robić bez asekuracji. Gdybyś spadł, mógłbyś zrobić sobie krzywdę.
Spojrzałem na Toma, ale on nie patrzył na mnie, nalewając sobie do szklanki soku. I taktownie milcząc, najwyraźniej nie zamierzając stanąć w mojej obronie. Trudno. Będę się bronił sam, co mi tam.
Wzruszyłem ramionami.
– Ale nie zrobiłem.
Gordon tylko pokręcił głową. Mama się nie odezwała. Jej usta były ściągnięte w wąską linię, kiedy nakładała nam na talerze jedzenie. Gdy stawiała je na stole, robiła to zdecydowanie mocniej niż zazwyczaj, ale żadne z nas tego nie skomentowało. Wiedziałem, że jest zła za nasz wyjazd. A pewno domyśliła się, czyj to był pomysł i pewnie miała do mnie o to żal, ale nie zamierzałem teraz o tym myśleć. Potrzebowałem przestrzeni, której w domu zwyczajnie nie miałem. Dusiłem się. Chciałem wreszcie wrócić do tego, co było przed wypadkiem, a ich miny nic a nic mi w tym nie pomagały.
Tom zajął miejsce obok mnie, podając mi mój sok i życzył wszystkim smacznego, gdy już Gordon i mama również zajęli swoje miejsca.
– Kiedy przyjedziecie znowu? – spytała mama. Odezwała się w mojej obecności chyba po raz pierwszy, od kiedy dowiedziała się o naszym nagłym wyjeździe.
Spojrzałem na Toma porozumiewawczo, że to on ma się odezwać. Mój bliźniak westchnął cicho.
– Nie wiemy jeszcze – powiedział, grzebiąc widelcem w talerzu. – To znaczy, myśleliśmy, że może tym razem wy przyjechalibyście do nas na święta?  Mielibyście też wakacje do tego, w końcu jest sporo rzeczy do robienia w Los Angeles.
  Święta bez śniegu to nie święta – zanegowała od razu mama.
Zmarszczyłem brwi. A więc ten pomysł jej się nie podobał? Znowu? Dlaczego ona za wszelką cenę chciała nas zatrzymać w domu? Nie byliśmy już dziećmi.
Tom widząc, że otwieram usta, rzucił mi błagalne spojrzenie, żebym nic nie mówił, ale ja nie zamierzałem milczeć.
– W takim razie zobaczymy się pewnie dopiero jakoś na ślubie Gustava.
– Gustav jeszcze nawet nie ustalił daty ślubu – zauważyła.
Właśnie, pomyślałem. Nie ustalił. I pewnie szybko tego nie zrobi, więc i my szybko nie pojawimy się w domu.
– Zobaczymy, mamo – wtrącił Tom, szturchając mnie nogą pod stołem, żebym już siedział cicho. – Może zobaczymy się szybciej niż myślisz. Po prostu jeszcze o tym zbytnio nie myśleliśmy. Po powrocie do Stanów skupimy się na rehabilitacji Billa. Jak już dojdzie do siebie, pomyślimy co dalej. Chcieliśmy wznowić nagrywanie i w ogóle. Zdzwonimy się.
Mama skinęła tylko głową, najwyraźniej usatysfakcjonowana odpowiedzią Toma. Ja zaczynałem się zastanawiać, kiedy zrobił się z niego taki mediator. Serio, to ja zawsze byłem tym z niewyparzonym ryjem, jasne, ale Tom też nie należał do tych spokojnych i dających sobie skakać po głowie. Był okropnie niecierpliwy i cierpliwy jednocześnie, co wydawało się niemożliwe, a jednak było.
Egh.
Po zjedzeniu obiadu zapakowaliśmy torby do bagażnika, pożegnaliśmy się z mamą i pojechaliśmy z Gordonem na lotnisko. Nim się obejrzałem, siedziałem już obok Toma w samolocie i zapinałem pasy czekając, aż samolot wystartuje. Ziewnąłem. Czekało nas prawie dziewięć godzin lotu, a ja byłem zmęczony. Całą poprzednią noc śniły mi się jakieś głupoty, z których większości nie pamiętałem, a to, co pamiętałem, było bez sensu. Jak zresztą wszystkie moje sny. Jeszcze żaden mój sen nie miał sensu.
– Jesteś zmęczony? – spytał Tom.
– Trochę. – Wzruszyłem ramionami. – Prześpię się i poczuję się lepiej.
– Też chyba się zdrzemnę. Nie mogłem wczoraj zasnąć.
– Mhm…
Odchyliłem jego rękę, rządząc się trochę. Tom nawet nie zareagował, bo zawsze tak robiłem. Układałem go sobie tak, żeby było mi wygodnie położyć na nim poduszkę i móc zasnąć. Przez te wszystkie lata już wiedziałem, w jakiej pozycji wszystko powinno się znajdować. Gdy już ułożyłem się wygodnie, objąłem go ręką przez brzuch i zamknąłem oczy, poczułem jak opiera swoją głowę tuż obok na poduszce, obracając się lekko w moją stronę.
O dziwo, zasnąłem całkiem szybko i nawet ludzie rozmawiający w samolocie mnie nie obudzili. Spałem przez ponad sześć godzin. Przebudziłem się kilka razy, ale zaraz potem znowu zapadałem w głębszy sen. Tom też przespał większość tego czasu. Gdy się przebudziłem po raz ostatni, nie opierałem się już o jego ramię, tylko spałem na jego udach, obejmując się rękami przez brzuch.
– Toom – wymruczałem. – Twoja ręka grzeje jak piec.
Tom niemal od razu zabrał dłoń z mojej talii.
– Sorry. Wyspałeś się?
– Mmm… Chyba bardziej zmęczyłem się tym spaniem – odparłem, ani myśląc się ruszać. Było mi wygodnie w tej pozycji. – Ile jeszcze do lądowania?
– Jakieś dwie godziny.
Westchnąłem, poprawiając się na jego kolanach. Wsunąłem rękę pod poduszkę, trącając przypadkiem jego wewnętrzną stronę uda niedaleko krocza. Tom zesztywniał na chwilę, czując to.
– Sorry – powiedziałem, trochę zaskoczony jego reakcją.
– Spoko. Wziąłeś mnie z zaskoczenia – odparł.
– Wzdrygnąłeś się jak jakaś cholerna dziewica – zakpiłem, zamykając oczy.
– Ech, przestań. – Nie widziałem jego twarzy, ale jak nic wywrócił oczami. – Po prostu mnie zaskoczyłeś, to wszystko. – Podskoczyłem, czując dość bolesne uszczypnięcie w tyłek. – O, zobacz! Teraz to ty wzdrygasz się jak dziewica.
– Czasami naprawdę się zastanawiam, jak to możliwe, że jesteśmy braćmi – skomentowałem.
Tom w odpowiedzi połaskotał mnie po żebrach. Momentalnie podniosłem się do siadu.
– Przestań! – wysyczałem, próbując odsunąć się poza jego zasięg i jakoś zasłonić rękami strategiczne miejsca. – Bo cię kopnę tym gipsem, zobaczysz!
Tom tylko uśmiechnął się lekko.
– Sam tego chciałeś.
– Jasne!
– No jasne, jasne.
– Jesteś niemożliwy.
– Tak mi mów.
– Może jeszcze „tak mi dobrze, tak mi rób” – zakpiłem.
Uśmiech Toma tylko się poszerzył. Przeciągnął się, mówiąc.
– Jak ty mnie dobrze znasz.
Wywróciłem oczami.
– Chwilami myślę, że aż za dobrze.
– Vice versa. I popraw sobie włosy, wyglądasz jakby urzędowało w nich z dziesięć kur.
– Oj, spadaj! Każdy ma swoje gorsze i lepsze momenty!
Wyciągnąłem z kieszeni wyłączony telefon i przejrzałem się w ekranie. Tom miał racje, z mojej starannie ułożonej fryzury nie pozostał nawet ślad.
– Mógłbyś mi jakoś poprawić włosy? – spytałem. – Ręka jeszcze wciąż mnie boli jak podnoszę ją do góry.
– Okej… zobaczymy, co da się zrobić.
Z reguły nie lubiłem jak Tom pchał łapy do moich włosów, bo był niecierpliwy i zazwyczaj porządnie mnie wytargał z każdej strony, zanim ułożył je tak, jak trzeba. Tym razem jednak był bardzo delikatny i ani razu nie zabolało mnie na tyle, żeby go za to pacnąć.
Nie wiedziałem, o co chodzi, ale mój wypadek coś zmienił w Tomie. Był jakiś taki… bardziej. Po prostu bardziej. Nie wiedziałem, czy wystraszył się, że mnie straci, czy po prostu zrozumiał, że byłoby trochę cicho beze mnie w pobliżu, ale był jakiś taki cieplejszy. Łagodniejszy. Cierpliwszy. Trochę… inny. Nie, żeby mi to przeszkadzało czy żebym uważał, że to źle. Po prostu widziałem różnicę. Być może za miesiąc czy dwa wróci stary Tom, wpychający mnie w kanapy narożne, budzący łaskocząc moje stopy i nabijający się ze mnie, jak się wywrócę, zamiast pomóc mi wstać.
Gdy wreszcie dolecieliśmy i dotarliśmy do domu, zostawiliśmy walizki dosłownie w progu i obaj poszliśmy do swoich pokoi spać. Jak już wspomniałem Tomowi, bardziej mnie to spanie w samolocie zmęczyło niż pozwoliło naładować baterie. Nie było tez sensu się męczyć i siedzieć do wieczora. Pewnie i tak następny tydzień będziemy chodzić jak zakręceni, zanim wreszcie przyzwyczaimy się do zmiany czasu.
Mimo zmęczenia, długo zajęło mi zaśnięcie. Słyszałem jak Tom idzie do łazienki i kręci się tam dobry kwadrans, zanim wrócił do pokoju i zapadła cisza. Nie wiem, ile czasu minęło, zanim zasnąłem ani ile czasu spałem, ale chyba długo, bo jak się obudziłem to na dworze było już ciemno.
Wstałem z łóżka, ziewając raz za razem. Zrobiłem zaledwie krok, kiedy dopadł mnie tak silny ból głowy, że aż z powrotem usiadłem. Złapałem się za głowę, jęcząc cicho. Miałem wrażenie, jakby ktoś stukał mi w głowę młotkiem, próbując ją rozłupać na pół i sprawić mi przy tym jak najwięcej bólu.


– Hahaha! Toommmhhaha, przes–hahaha–stań!
Wiłem się jak piskorz, próbując uciec przed Tomem. Z każdym innym bym sobie poradził, ale Tom wiedział, jak mnie unieruchomić. Gdybym nie wierzgał jak głupi to pewnie by mnie idiota załaskotał na śmierć.
Nie sądziłem, że weźmie się za mnie już w samochodzie za te głupie komentarze na imprezie, ale widać się przeliczyłem. Chyba jednak nie był zły za nie, skoro zdecydował się na łaskotanie. Próbowałem się wyrwać, z oczu ciekły mi już łzy, a nasi znajomi stali obok auta i na nas patrzyli. Kątem oka widziałem, jak Ria kiwa głową z politowaniem, a jednak uśmiecha się lekko, Alice pali papierosa, śmiejąc się otwarcie, a Fabien obczaja jej tyłek, korzystając z zamieszania.
– Aaa! Pomocy! – krzyczałem po angielsku, bo było krótsze, ale nikt nie zamierzał mi pomóc.
Tom przesunął się wyżej, siadając mi na udach i nie dając mi nawet chwili na nabranie oddechu. Jedną rękę skierował za siebie i połaskotał mnie pod kolanem. Wierzgnąłem dziko, kopiąc w szybę.
– O, kurwa! – pisnęła Alice, odsuwając się, kiedy posypało się szkło.
Tom uniósł się tak gwałtownie, że aż uderzył się głową w dach samochodu. Obrócił głowę i spojrzał ze zdumieniem na szybę, która pękła i posypała się na asfalt.
– Jak wam mówiłem, że te buty to broń, to mi nikt nie wierzył – odezwał się Fabien, na chwilę odrywając wzrok od tyłka Alice.
– Bill! – jęknął Tom, patrząc na mnie z naburmuszoną miną. – Wybiłeś szybę, ty idioto!
– To przez ciebie! – broniłem się. – Nie trzeba było mnie łaskotać.
– To w ogóle możliwe, żeby tak wybić szybę? – spytała Ria, podchodząc bliżej i przyglądając się jej.
Tom zlazł ze mnie i wyszedł z samochodu, po czym też zabrał się za oglądanie tego, co zostało z szyby. Ja odetchnąłem tylko, ciesząc się, że wreszcie mogę normalnie oddychać. To był samochód Toma, a Tom bardzo dbał o wszystkie swoje auta. Wiedziałem, że gdyby wybił ją ktokolwiek inny to byłby bardzo zły, ale mnie zjebie tylko w domu i na tym temat się skończy.
– Może była felerna? – Alice wzruszyła ramionami.
– A może Bill ma po prostu tyle siły.
– A może po prostu jedźmy już stąd? – wtrąciła Ria, najwyraźniej tracąc cierpliwość. – Zimno mi.
– Ja nie siedzę przy tej szyby, której nie ma! – zaznaczyła od razu Alice.
– Ja też nie! – dorzucili od razu Fabien.
Wywróciłem oczami.
– A ja siedzę z przodu, więc… Ej! Ria!
Ria wzruszyła tylko ramionami, nic sobie nie robiąc z mojego protestu i rozsiadła się wygodniej na przednim siedzeniu. Już otworzyłem usta, chcąc coś powiedzieć, ale pohamowałem się dosłownie w ostatniej chwili.
Nie jesteś dzieckiem, powiedziałem sobie w myślach, nie zachowuj się więc jak jedno. Jeśli Ria bawiła się w takie dziecinne zagrania jak zabieranie mojego świętego miejsca z przodu to… To nie wiem co, ale mnie zirytowała.
Byłem trochę zły, ale machnąłem ręką i usiadłem przy oknie, w którym wybiłem szybę. Nie chciałem się kłócić z Rią, nie tyle ze względu na to, że to byłoby dziecinne, co na to, że nie chciałem stawiać Toma między młotem a kowadłem. Tom zazwyczaj starał się być obiektywny, a nawet jeśli nie miałem racji, to z reguły stawał w mojej obronie albo patrzył na mnie z tą miną „daj już spokój”. Gdy brał moją stronę, mimo że jego zdaniem nie miałem racji, często wypominał mi to później w drodze do domu albo w domu i wtedy zazwyczaj się kłóciliśmy. Nie miałem w naturze podkulania pod siebie ogona i nie zamierzałem tego robić. Jeśli odpuszczałem kłótnię z Rią to głownie ze względu na niego. Nie lubiłem go stawiać w sytuacji, kiedy musiał wybierać. Dobra, czasami robiłem to specjalnie, żeby dać wszystkim do zrozumienia, że Tom zawsze wybierze mnie. Byłem jego bliźniakiem, nie miał innego wyjścia. Jeszcze mnie w tej kwestii nie przejrzał na szczęście, ale nie mogłem robić tego za często, żeby się nie zorientował.
– Bill! Ziemia do Billa. Zamykaj wreszcie drzwi i jedziemy.
– Co? A. Już.
Rii wcale nie było zimno, pewnie ściemniała, żebyśmy się pospieszyli. Zazwyczaj dobrze się z nią dogadywałem, ale były takie chwile, kiedy miałem nadzieję, że Tom po prostu ją rzuci i znajdzie sobie kogoś bardziej rozgarniętego.
Fabien zaczął opowiadać jakiś głupi kawał, którego w ogóle nie słuchałem, bo jego kawały były tragiczne. Patrzyłem na mijane ulice, ludzi kręcących się po nich. Los Angeles dudniło życiem. Gdy patrzyłem na to wszystko, aż rozpierała mnie energia.
– … co, Bill?

Jęknąłem cicho, łapiąc się za głowę.
– Ja pierdolę – mruknąłem do siebie.
Zdecydowanie zaczynałem sobie przypominać rożne rzeczy. To nie mogło być nic innego, prawda? W filmach też tak zawsze było – bóle głowy i wizje. To na pewno nie był sen, no chyba że jakiś na jawie.
Pokręciłem głową i zszedłem na dół do kuchni. Cieszyłem się, że powoli zaczynam sobie wszystko przypominać, nikt nie lubi mieć pustki w głowie, ale gdyby nie towarzyszył temu taki ból to byłbym bardziej zadowolony.
Tom siedział w łazience, pewnie brał prysznic. Mnie też by się przydał, ale najpierw chciałem coś zjeść. Byłem głodny jak wilk, więc zdecydowałem się przygotować nam naleśniki. Tom też z pewnością nie pogardzi, nawet jeśli już jadł.
– Co robisz? – spytał pojawiając się w kuchni po jakimś kwadransie.
– Naleśniki – odparłem
Gdy spojrzałem na niego, zorientowałem się, że Tom jest ubrany w spodnie od dresu. Normalnie pewnie nikt by na to nie zwrócił uwagi, ale ja mieszkałem z nim od zawsze i wiedziałem, kiedy coś jest nie tak.
Tak się składa, ze Tom nigdy się nie ubierał po kąpieli. Miał jakieś ekshibicjonistyczne zapędy czy coś w tym stylu. Często paradował po domu w samym ręczniku przewiązanym w pasie albo ewentualnie slipach. Zdarzało mu się też śmigać bez niczego, zazwyczaj z łazienki do pokoju, z małym dyndającym mu między nogami. Zdecydowanie nie potrzebowałem wiedzieć, że przycinał sobie włosy łonowe, dziękuję bardzo. A wiedziałem!
To nie tak, że mnie to drażniło. Tom był człowiekiem przy którym czułem się swobodnie w każdej praktycznie sytuacji. Kiedyś były momenty, kiedy czułem się niekomfortowo nawet przy nim, ale przez nasz zawód byliśmy bliżej niż inne bliźniaki w naszym wieku. Wiek, kiedy bliźniaki zazwyczaj uczą się żyć swoim własnym życiem my spędziliśmy w trasie, nieustannie przebywając razem na małym metrażu. Tyle się między nami wydarzyło, że nie było już między nami wstydu, nie wspominając już o tym, że od dziecka mama kąpała nas razem – no może poza momentami, kiedy tak dawaliśmy jej w kość, że za karę musiała nas kąpać osobno. Czułem się przy nim tak komfortowo jak tylko mogłem się czuć przy innym człowieku.
Nie miałem pojęcia, co mu się nagle stało, że założył po kąpieli spodnie. SPODNIE.  Jeszcze zrozumiałbym bokserki, ale on wziął szerokie spodnie dresowe, zupełnie jakby… Sam nie wiedziałem.
Pokręciłem tylko głową, odwracając naleśnika na drugą stronę. Czy coś się wydarzyło przed wypadkiem, o czym nie pamiętałem? Może podczas którejś z naszej kłótni mu wytknąłem to chodzenie (pół)nago i wziął to sobie do serca? Pewnie tak, w końcu o co innego mogłoby chodzić? Nie zmieniało to jednak faktu, że byłem zdezorientowany jego zachowaniem. Dbanie o mnie i tak dalej z racji wypadku było jednym, ale zmiana przyzwyczajeń, na które wypadek potencjalnie nie powinien mieć wpływu, było już czymś innym.
Robisz z igły widły, powiedziałem sobie w myślach, lejąc kolejną porcję ciasta na patelnię. Tom podszedł i gwizdnął mi jednego naleśnika, zwijając go w rulonik i wyciągając z lodówki mleko. Alice była na tyle kochana, że uzupełniła nam lodówkę przed naszym przyjazdem, więc nie zdychaliśmy z głodu.
Tom ubrał spodnie po kąpieli, wielkie mi halo. Czułem, że przesadzam, ale to, że nie pamiętałem nic sprzed wypadku, głównie faktu, że Tom i Ria zerwali, doprowadzało mnie do szału. Zawsze lubiłem wszystko wiedzieć, a ta dziura  w pamięci działała mi na nerwy. Nawet jeśli te wspomnienia nie miały wielkiego znaczenia, były moje i chciałem je odzyskać.
– Wszystko w porządku? – spytał Tom z pełnymi ustami, stawiając talerze na stole.
Westchnąłem.
– Takk – odparłem, chociaż nie brzmiałem jakby wszystko było w porządku. – Po prostu wkurza mnie, że nie pamiętam tych kilki miesięcy sprzed wypadku. Chciałbym już sobie wszystko przypomnieć.
Tom przełknął, zapijając naleśnika mlekiem i wzruszając ramionami.
– Przypomnisz sobie jak przyjdzie na to czas. Tylko niepotrzebnie się nakręcasz. Nie myśl o tym i pozwól, żeby wspomnienia same wróciły.
– Tylko one jakoś nie chcą wracać – burknąłem.
Postawiłem talerz z naleśnikami na stole i usiadłem naprzeciwko Toma. Wyprostowałem nogę, którą miałem w gipsie, czując sztywność w kolanie. Kuchnia była na tyle fajnie rozplanowana, że do wszystkiego było blisko, więc kuśtykanie nie sprawiało mi zbyt wielkiego problemu.
Czekałem, aż Tom poleje swoje naleśniki syropem klonowym, zanim zrobiłem to samo.
– Fabien napisał mi esemesa, że wychodzą dzisiaj paczką na miasto – rzucił Tom.
– Jak chcesz to idź –  powiedziałem cicho, kompletnie nie mając humoru.
– Ty nie chcesz?
– Mam nogę w gipsie i jestem na lekach. Nie będę tam siedział o suchym pysku  i patrzył jak wszyscy się dobrze bawią – mruknąłem. – Jeśli chcesz to idź, ja sobie coś obejrzę.
Tom patrzył na mnie przez chwilę, jakby się upewniał, czy to zgoda typu „idź i baw się dobrze” czy może jednak „idź i baw się dobrze, chamie, ale będę ci wypominał przez następny rok, że zostawiłeś mnie w domu samego”. Chyba wyczuł, że bliżej do tej pierwszej opcji, bo wzruszył ramionami i powiedział.
– Okej, w takim razie chętnie się wybiorę. Mam ochotę na coś mocniejszego.
– Tylko nie przyprowadzaj tutaj nikogo, okej? – poprosiłem.
Spojrzał na mnie jakoś tak dziwnie.
– Nic sobie jeszcze nie przypomniałeś? – zapytał podejrzliwie.
– Nic a nic – skłamałem pewnie. Nic nie dodałem, bo gdybym zaczął się tłumaczyć, od razu by mnie wyczuł.
– Okej. Wrócę sam, nie przejmuj się. Jakby coś się działo to jestem pod telefonem, dobra?
– Jasne. Miłej zabawy.
– Dzięki.
Tom uśmiechnął się do mnie znad swojego ostatniego naleśnika. Po chwili już go nie było, a ja zostałem sam w domu.
Westchnąłem ciężko. Dopóki nie zdejmą mi tego cholernego gipsu, zapowiadały się ciężkie czasy.

***
Uwierzycie w to, że teoretycznie to jeszcze nie mam planu zajęć? :D Bo ja wciąż w to nie wierzę. Nie wiem, czy wszędzie jest taki burdel, ale jeśli nie to nie polecam ILS na UAM w Poznaniu, no chyba że ktoś lubi życie na krawędzi ;) A to dopiero wtorek!
Mam nadzieję, ze rozdział się podobał. Jestem ciekawa jak szybko odkryjecie co jest grane, bo to raczej nie powinno być trudne:)
Pozdrawiam!



8 komentarzy:

  1. Coraz bardziej podoba mi się to, co widzę.

    OdpowiedzUsuń
  2. bałam się tego tekstu ale muszę przyznać że jest to fajne :)

    ps. też miałam na studiach na uw taki burdel że z dnia na dzień zajęcia się zmieniały

    OdpowiedzUsuń
  3. Tom chyba zaczyna bardziej reagować na Billa, niż by chciał, więc nie chcąc ryzykować, że mu stanie, wolał naciągnąć na tyłek spodnie, przynajmniej zaoszczędzi sobie tłumaczenia się. Chyba to kąpanie Bill w domu rodzinnym wyzwoliło w nim znacznie głębsze uczucia, niż widać to gołym okiem.
    Ale dlaczego Tom roztarł się z Rią jeszcze nie wymyśliłam. Być może sama Ria odeszła, bo już przed wypadkiem nie podobało jej się, że zachowają się względem siebie zdecydowanie nie po bratersku. Nie wiem, na razie takie mam wnioski, zobaczymy, co mi się urodzi po kolejnym odcinku. :)
    Świetny odcinek, mam nadzieję, że szybko wrzucisz kolejny. Buziaczki kochana :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie się wydaje, że Tom sobie po prostu walił xd tak myślę
      ~T

      Usuń
  4. Wydaje mi się, że Bill i Tom byli razem przed wypadkiem, to zdanie ,,nic sobie jeszcze nie przypomniałeś?" Jest bardzo podejrzane. Ale co się stało z Rią? Tego jeszcze nie wiem, dlatego czekam na next XD Pozdrowiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Na początku chciałabym Ci bardzo podziękować, że zmieniłaś kolor literek. Mam problemy ze wzrokiem, więc ten... dzięki. ;)
    Rozdział krótki. Straasznie. Ale teges śmeges, myślę, że później się rozkręci, jak już Bill będzie miał te konkretne wspomnienia. ( ͡° ͜ʖ ͡°)
    Wyłapałam kilka błędów, nie wiem, jak to reszta, ale wymienię Ci tu kilka, żebyś miała łatwiej, jak zechce Ci się kiedyś poprawiać (mi się nigdy nie chce, ale lubię, gdy nie ma błędów w moich opowiadankach, więc i tak to prędzej czy później (zazwyczaj później) robię):
    - "[...] że ręka wciąż mnie boli przy wykonywaniu pewnych ruchów. Wciąż [...]" - myślę, że jedno z tych "wciąż" można by zastąpić "nadal" lub w ogóle usunąć. :D
    - "Jeszcze dosłownie chwilka. |Zabrałem się za ostatnie poprawki. Tom dosłownie przez kilka sekund stał jeszcze [...]"
    - "[...] każdą jedną sekundę swojego życia. Czasami każdy z nas potrzebował [...]" - można napisać "[...] każdą jedną sekundę swojego życia. Czasami oboje potrzebowaliśmy [...]"
    - "Gdy skinąłem głową, dodał:" - teraz masz tam kropę, ale powinien być dwukropek, ponieważ on coś dodaje, jak sama napisałaś, kontynuuje. ;)
    - "A pewno domyśliła się, czyj to był pomysł i pewnie [...]" - to drugie można usunąć, tak mi się zdaje.
    No, nie jestem mistrzem, ale cośtam wyłapałam. Zdaje mi się, że było tego więcej, tyle że nie mam na to czasu. ;D
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. OBAJ! nie OBOJE ! Oboje, to dziewczyna i chłopak. Obaj, to dwóch chłopaków. Obie, to dwie dziewczyny. Jak się już skupiamy na wytykaniu błędów autorom, to róbmy to dobrze! Dziękuję. Lis.

      Usuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)