Harry uśmiechnął się szeroko do zadowolonej
klientki, machając jej jeszcze na pożegnanie.
Podskoczył nagle, kiedy poczuł
uszczypnięcie w pośladek. Odwrócił się cały czerwony.
– Barbara! – krzyknął, czując jak jego
policzki pąsowieją gwałtownie.
Starsza pani uśmiechnęła się do niego,
obejmując go mocno.
– Cześć, Harry.
Harry westchnął, odwzajemniając uścisk.
Od całego tygodnia pracował już na pół
etatu w pobliskiej piekarni razem z grupą starszych pań. Na początku nie był
pewny, czy to dobry pomysł, ale okazało się, że trafił wręcz idealnie i
pracowało mu się wspaniale. Wszystkie traktowały go jak swojego wnuka i bez
oporów plotkowały z nim o klientach oraz swoich rodzinach. Harry czuł się tam
świetnie i nawet jeśli nie zarabiał dużo, to przynajmniej miał na podstawowe
wydatki.
Z Louisem praktycznie rzecz biorąc się
mijał. Ku wielkiej uldze Harry’ego, mężczyzna ani razu nie próbował wymusić na
nim stosunku, co pozwoliło Harry’emu poczuć się w domu bezpieczniej. Kilka razy
się zdarzyło, że Louis przytulał go przez sen, ale na szczęście był to jedyny
kontakt cielesny jaki ze sobą mieli. Kilka razy też zdarzyło się, że Louis
wrócił do domu dopiero późno w nocy i zalatywało od niego drogim alkoholem, a
dzień później jego zdjęcie z klubu pojawiało się w plotkarskich gazetach. Harry
jakoś zbytnio nie przejmował się rozwiązłością swojego małżonka. Właściwie to
nawet czuł ulgę, że Louis chodził zaspokajać swoje potrzeby gdzieś indziej. Nie
miał nic przeciwko seksowi z Louisem, ale tylko wtedy, kiedy on sam też tego
chce. Z dnia na dzień stawali się bardziej współlokatorami niż czymkolwiek
więcej, przez co Harry czuł się coraz bardziej komfortowo i powoli dochodził do
wniosku, że może uwolnienie się od ojca w taki sposób nie było najgorszym
rozwiązaniem.
Alfie wciąż zdarzało się sikać w domu, ale
regularne spacery powoli zaczynały przynosić rezultaty i szczeniak powoli
łapał, że to na dworze powinien załatwiać swoje potrzeby.
Gdy tego dnia Harry wrócił z piekarni, był
bardzo głodny. Ciekła mu ślinka na samą myśl o jeszcze pachnących piecem
bułkach, które Barbara dała mu przed wyjściem. Przywitał się z Alfą, który
skakał na niego z radości przez dobre pięć minut, potem szybko zjadł i wziął
się za mycie naczyń. Louis był strasznym bałaganiarzem. Przekonanie się o tym
nie zajęło Harry’emu zbyt wiele czasu. Wciąż chodził po mieszkaniu i sprzątał
po nim jego rzeczy. Teraz widocznie przyszła kolej na mycie naczyń.
Był
już przy końcu, kiedy ni z tego ni z owego w kuchni pojawił się Louis.
– Czeeeść – mruknął mężczyzna, trąc oczy.
Harry uświadomił sobie, że Louis musiał
przez cały czas być w domu, prawdopodobnie spać, bo włosy sterczały mu we
wszystkie strony świata, co wydawało się Harry’emu niezwykle urocze. No i miał
na sobie luźny podkoszulek oraz dresowe spodnie.
– Cześć – odparł Harry, marszcząc brwi,
kiedy zobaczył przekrwione oczy Louisa i jego bladą twarz. – Dobrze się
czujesz? Jesteś blady.
– Tak, tak… Jestem po prostu zmęczony.
Harry nie skomentował, kończąc myć
naczynia. Wytarł ręce w ścierkę i poprawił opaskę na włosach, bo zsunęła mu się
za bardzo do tyłu.
Alfa zaskomlał. Gdy obaj zwrócili na niego
uwagę, Harry zdał sobie sprawę, że Alfa przyniósł mu do kuchni smycz, najwyraźniej
nie mogąc się doczekać, kiedy weźmie go na spacer.
– Wow – powiedział Louis zdumiony. –
Mówiłeś, że go wyszkolisz, ale żeby tak… – urwał na chwilę. – Wow – powtórzył z
jeszcze większym zdumieniem.
– Nie szkoliłem go – odparł Harry, kucając
i głaskając psa. – Sam się nauczył. Prawda, Alfa?
Pies trącił go łapą.
– Dobra, dobra, już idziemy, marudo –
skomentował Harry, podnosząc z podłogi smycz. – Kupić ci jakieś leki? Serio nie
wyglądasz najlepiej.
– Mam w domu lekarstwa.
Akurat. Harry i tak podczas spaceru wstąpił
do apteki i kupił kilka rzeczy, bo nie wierzył Louisowi za grosz. Nie widział
nigdzie żadnych leków, więc dobrze było się zabezpieczyć.
I dobrze zrobił, po pod wieczór Louis grzał
jak piec i miał ponad 38 stopni gorączki. Harry wmusił w niego tabletkę na
zbicie gorączki, syrop na gardło i kazał mu posmarować tors specjalną maścią,
żeby dobrze mu się oddychało w nocy. Mimo tych zabiegów Louis i tak się kręcił
w nocy i wyraźnie miał problemy ze snem. Zaczął okropnie kasłać i pociągać
nosem. Starał się być cicho, żeby nie obudzić śpiącego obok Harry’ego, ale
Harry miał zbyt lekki sen. Mniej więcej o trzeciej podniósł się z łóżka i
jeszcze raz posmarował Louisowi klatkę piersiową, tym razem używając więcej
żelu. O dziwo zdawało się działać, bo po tym zabiegu Louis zaczął jakoś
swobodniej oddychać i przespał kolejne kilka godzin bez większych ekscesów.
A rano nie pozwolił mu iść do pracy i
wykopał go do lekarza.
– Jesteś gorszy niż moja matka – marudził
Louis, ale w końcu zdecydował się wybrać do lekarza.
Harry musiał wyjść w międzyczasie do pracy.
Kiedy wrócił, Louis spał w łóżku, obejmując rękami drzemiącego szczeniaka. Alfa
otworzył oczy i zamerdał ogonem na widok Harry’ego, ale ani myślał ruszyć się z
objęć drugiego mężczyzny.
– Zdrajca – skomentował Harry, w duchu jednak
cieszył się, że Louis polubił szczeniaka i że naprawdę nie będzie musiał go
oddawać.
Dotknął ręką czoła Louisa. Wciąż było za
ciepłe, ale już nie tak bardzo, jak dzień wcześniej. Na stoliku obok łóżka
leżała mała reklamówka ze sporą ilością leków w środku, które lekarz musiał
przepisać Louisowi. Harry pokręcił głową. Czyli jednak nie miał w domu tego,
czego potrzebował.
Był zmęczony, ale w sumie nie zamierzał
kłaść się spać w środku dnia. Zamiast tego postanowił odprężyć się w jaccuzi.
Puścił sobie z telefonu swoją ulubioną listę odtwarzania i starał się
zrelaksować.
Jego życie wywróciło się ostatnio do góry
nogami. Louis na szczęście się odczepił, ale Harry mimo wszystko czuł jakąś
wewnętrzną… pustkę. Odkąd zrezygnował ze studiów, praktycznie z nikim się nie
widywał. Gdyby nie praca, pewnie dostałby na łeb, siedząc w domu i gadając do
Alfy, bo nie było nikogo innego, do kogo mógłby się odezwać. Tak naprawdę prócz
Zayna nie miał nikogo.
Jasne było, że nie może zostać z Louisem.
Nic ich tak właściwie nie łączyło. Dla Louisa pewnie był jedynie intruzem, więc
gdy tylko uda mu się znaleźć jakąś porządną pracę na cały etat, zacznie zbierać
pieniądze na własne mieszkanie, a gdy już je nazbiera, po prostu się
wyprowadzi. Weźmie Alfę i zacznie życie na własny rachunek, z dala od
wszystkich bogatych snobów, którzy chcieli go tylko przestawiać jak pionka na
szachownicy.
Gdy już znudziło mu się siedzenie w
jaccuzi, postanowił zrobić sobie coś do jedzenia. W kuchni natknął się na
Louisa, kucającego przy psiej misce i gadającego do szczeniaka.
– No, jedz. – Louis przysunął psa do miski,
ale ten i tak się cofnął. – Nie udawaj, że ci nie smakuje, to przecież twoje
chrupki. Bądź dobrym Alfą i to zjedz. Musisz mieć siłę, żeby rosnąć.
Harry uśmiechnął się, słysząc to. Louis miał
dość specyficzny głos, z jednej strony strasznie… gejowski, ale przy tym bardzo
przyjemny i łagodny. No, przynajmniej w momencie, kiedy odnosił się do psa. Do
Harry’ego nigdy jeszcze nie odezwał się takim tonem. Wyglądało na to, że Alfa
miał w tym domu większe przywileje niż on.
Alfa szczeknął i zamerdał ogonem, ale ani
myślał zacząć jeść.
– Chyba chce się bawić – rzucił Harry.
Louis podskoczył i obejrzał się przez
ramię. Zarumienił się lekko, chyba zażenowany, że Harry przyłapał go na
mówieniu do psa. Podniósł się i otrzepał kolana.
– Możliwe – mruknął.
Harry otworzył lodówkę i zaczął w niej
szperać za czymś do jedzenia.
– Czujesz się już lepiej? – zapytał.
Starszy mężczyzna chrząknął.
– Mhm, jasne. Wziąłem leki, wyspałem się i
jest okej.
– To super – odparł Harry, nie wiedząc za
bardzo, co innego mógłby odpowiedzieć. W sumie chciał jakoś nawiązać kontakt z
Louisem. Chciał mieć kogoś, z kim może normalnie porozmawiać, kogoś, komu może
się zwierzyć. Kogoś innego niż Zayn. Zayn był jego przyjacielem odkąd tylko
pamiętał. Od czasów Zayna nie znalazł ani jednego kolejnego przyjaciela. Ba! Z
nikim tak naprawdę się blisko nie trzymał. Miał paczkę znajomych, ale to nie
było nic wielkiego. Chciał mieć jeszcze kogoś, z kim mógłby pogadać. Przytulić.
Pocałować. Komu miał się pożalić, kiedy Zayn działał mu na nerwy? Nie miał
nikogo, żeby mu o tym powiedzieć i nie było to zbyt przyjemne.
Chyba musiał się po prostu pogodzić z tym,
że jest frajerem najgorszego kalibru i inni mogą go lubić, ale nigdy nie będą
chcieli się z nim przyjaźnić.
– Harry? Hej, dobrze się czujesz? – spytał
Louis, patrząc na niego jak na kosmitę.
Harry ocknął się i spojrzał na niego.
– Słucham? Co mówiłeś?
Louis uniósł brwi.
– Mówiłem, że jutro przyjdzie Liam i
zostanie na noc. Jeśli, oczywiście, nie masz nic przeciwko?
– Eee, nie, jasne, że może przyjść –
powiedział od razu Harry. To był, jakby nie patrzeć, dom Louisa. Harry nie
rozumiał, dlaczego jego „mąż” w ogóle go spytał o zdanie. Wcale nie musiał. Coś
się zmieniło między nimi i Harry nie wiedział, co. Czyżby Louis zaczął wątpić w
te wszystkie bzdury, które o nim usłyszał? Czy może jednak coś innego?
Louis chrząknął i dodał.
– Możesz zaprosić Zayna jeśli chcesz.
Moglibyśmy razem pooglądać filmy czy coś…
Harry spojrzał na niego ze zdumieniem.
– Myślałem, że nie przepadasz za Zaynen.
Louis zacisnął zęby.
– No to będę miał okazję, żeby zmienić
zdanie – wycedził, po czym zwyczajnie ewakuował się z kuchni, jakby bał się, że
Harry pociągnie dalej temat. Alfa pobiegł za nim, nawet nie oglądając się na
Harry’ego.
– Zdrajca – skomentował chłopak, wracając
do przygotowywania sobie jedzenia.
Zayn ziewnął, siorbiąc już drugą kawę tego
dnia. Nudziło mu się niemiłosiernie. Kierownik, który mu wszystko pokazywał i
pomógł mu się wdrożyć w robotę, zniknął gdzieś, twierdząc, że ma spotkanie
biznesowe. Zostawił Zayna samego z programem, w którym miał podane, ile na ten
dzień zamówiono żelek i gdzie mają je dostarczyć. Zayn mało z tego rozumiał,
zwłaszcza o tej nieludzkiej porze. Była dopiero 7, na Boga! Co za ludzie
zamawiają żelki przed 7 rano?
Nudził się okropnie. Na tych cholernych
komputerach firmowych nie mieli nawet żadnych gier prócz standardowego pasjansa
i sapera. Nie miał sił ani ochoty na żadne z nich. Egh! Nawet do Harry’ego nie
mógł zadzwonić, bo ten akurat miał wyjątkowo na popołudnie i pewnie chciał się
wyspać.
Tak szczerze powiedziawszy to chętnie
zamieniłby się z Harrym – dałby się pieprzyć kilka razy i leniuchowałby na
całego przez 23 pozostałe godziny, nie musząc się niczym martwić, a już
zwłaszcza zrzędzącym nad uchem ojcem.
Ktoś zapukał do drzwi. Zayn podskoczył, a
kawa, którą postawił sobie na kolanie, wylała się na jego spodnie i białą
koszulkę.
– Fuck!
Zerwał się na równe nogi i rozejrzał się za
jakąś szmatką. Był wściekły, że jak jakaś ciota jeszcze oblał się kawą. A po
następną musiał iść aż na drugi koniec tego cholernego magazynu. Grrr!
Spojrzał w stronę drzwi, żeby zobaczyć,
kogo niesie pół godziny po rozpoczęciu pracy. Już miał zamiar rzucić jakimś
ostrym komentarzem, kiedy zobaczył, że to znowu ten sam spóźnialski, którego
zauważył przy pierwszej wizycie. Przystojniak patrzył teraz na niego z miną
zbitego psa i wyraźnie czekał na ostrą reprymendę.
Zayn go zignorował i zlokalizował wreszcie
szmatkę na jednej z półek, więc wziął ją i zaczął ścierać kawę ze spodni i
koszulki. Na szczęście miał na sobie jeszcze skórzaną kurtkę, więc wystarczyło
ją zapiać i nie było widać poplamionej koszulki. Spodnie też były czarne, więc
tam plamy też nie powinny rzucać się w oczy.
Ale i tak był zły.
– O co chodzi? – spytał z lekką irytacją w
głosie.
– Um, przyniosłem dowód – odparł pracownik.
Zayn przypomniał sobie, że kierownik coś
wspominał, że każdy pracownik w chwili rozpoczęcia pracy zostawia dowód, oni
robią listę pracowników, którzy w danym dniu pojawili się w pracy, po czym tę
listę drukują, wpisują liczbę godzin przepracowanych przez każdego pracownika i
oddają to do księgowości – czy gdzieś tam – gdzie siedzą osoby wypłacające
ludziom pieniądze.
– Jak się nazywasz? – spytał Zayn.
– Niall. Niall Horan.
– Idź i kup mi kawę. Niall. Czarną z cukrem
na maksa – powiedział do niego, podając mu drobne.
Niall nie skomentował, po prostu wyszedł.
Po chwili wrócił z kubkiem parującej kawy. Zayn w tym czasie doprowadził się do
porządku i wcisnął dowód Nialla do pudełeczka z dowodami innych pracowników.
– Dzięki – skomentował Zayn. Przyglądał się
chwilę chłopakowi uważnie. Musiał być mniej więcej w tym samym wieku co on, bo
wyglądał bardzo młodo.
– Mogę już iść? – spytał Niall.
– Nie – odparł Zayn.
Niall przełknął ciężko ślinę, nie mając
zapewne pojęcia, czego może po Zaynie oczekiwać.
– Usiądź i zrób coś, żebym tu nie zasnął –
mruknął Zayn, wskazując mu krzesło kierownika. – Możemy grać nawet w statki,
whatever.
Niall zamrugał zaskoczony, ale wzruszył
ramionami i usiadł.
– Jesteś Zayn, prawda? Zayn Malik? Syn
szefa?
– Taa…
– Przejąłeś chwilowo obowiązki kierownika?
– Nie, stary kazał mi tutaj siedzieć.
Miałem się czegoś nauczyć, ale ten cały kierownik się zmył zanim zdążyłem wypić
pierwszą kawę i w miarę ogarnąć, co się dzieje.
Niall pokręcił głową.
– Nigdy się jeszcze nie zdarzyło, żeby obaj
się zwinęli.
– Obaj?
– Mhm, jest ich dwóch. Nadzorują i
generalnie pilnują, żeby ze wszystkim wyrobić się na czas. Jeden jest na
urlopie, ale ten drugi powinien tu być. Jesteś pewny, że nie kazali ci tutaj
nic zrobić?
Zayn wzruszył ramionami.
– Nie mam pojęcia. Co niby miałbym tutaj
zrobić?
– Eee, pewnie listę pracowników. No i chyba
powinieneś sprawdzić ilość zamówień na dzisiaj. Od tego zależy, ile ludzi jaką
pracę powinno wykonywać. Tak myślę.
– Znasz się na tym?
Niall pokręcił głową.
– Niezbyt, ale trochę już tutaj pracuję i
wiem mniej więcej jak to wygląda.
– Okeej… to w sumie możesz mi pomóc z tym
wszystkim.
– Mogę spróbować.
Dzięki Niallowi Zayn jakoś zaczął
funkcjonować. Kosztowało go to jeszcze sporo kawy, ale w końcu się rozbudził.
Niall był zabawny i jak już wyluzował w jego towarzystwie, świetnie im się
rozmawiało. Żartowali jak starzy znajomi. Z pomocą Nialla Zayn poradził sobie
jakoś ze zrobieniem listy, przejrzał też zamówienia i skoordynował pracę w inny
sposób, co okazało się dobrym pomysłem. Gdy kierownik wrócił około 15, wszystko
było już prawie zrobione. Kiedy na horyzoncie zobaczyli kierownika, akurat
zadzwonił do niego Harry.
– Sorry – rzucił do Nialla. – Halo?
– Hej, Zaynie. Miałbyś ochotę wpaść dzisiaj
do mnie wieczorem? Louis zaprasza Liama i przydałoby mi się jakieś moralne
wsparcie.
– Dzisiaj wieczorem? Jasne, Haz. Wszystko,
żeby utrzeć nos Lewisowi.
– Eh, przestań. To on sam zaproponował,
żebym cię zaprosił.
– Brzmi podejrzanie – stwierdził Zayn. –
Nie lubi mnie.
– Wiem, dlatego się zdziwiłem, no ale sam
zaproponował.
– To może być ciekawe. – Zayn spojrzał na
Nialla i uśmiechnął się lekko. – Dobra, muszę kończyć – rzucił Zayn, kiedy
kierownik wszedł do środka. – Wpadnę około dwudziestej, pa.
– Pa.
Zayn rozłączył się i schował telefon do
kieszeni.
– Coś długo zajęło ci to spotkanie –
burknął Zayn.
– Tak, klient niestety się trochę spóźnił.
Horan, co ty tutaj jeszcze robisz? Wracaj do pracy.
– On pracuje – wtrącił Zayn, zanim Niall
miał okazję choćby drgnąć. Zayn i kierownik mierzyli się wzrokiem przez dłuższą
chwilę, po czym kierownik spasował i odpuścił. – Wszystko już zrobiłem, więc
pozwolisz, że już sobie pójdę. Porywam Horana na spotkanie z innym klientem,
nie odejmuj mu tego od czasu pracy, jasne?
Kierownik tylko skinął, najwyraźniej nie
bardzo wiedząc, na co może sobie przy Zaynie pozwolić.
– Super – skomentował chłopak, ciągnąc
Nialla za sobą do wyjścia. Gdy już kierownik nie mógł ich usłyszeć, Zayn
zwrócił się do swojego nowego kolegi. – Masz ochotę na jakiegoś fast fooda? Ja
stawiam.
– Jasne, chętnie. Jedzeniem nigdy nie
pogardzam.
– Ekstra.
Harry nie miał pojęcia, czego ma się po tym
spotkaniu spodziewać. Louis poszedł do sklepu po zakupy, zostawiając go w domu
na etacie sprzątaczki. Znowu! Najdziwniejsze było to, że Louis nie wyglądał na
zachwyconego tym całym spotkaniem. Harry tego nie rozumiał, bo przecież Louis
sam je zaproponował. No ale cóż, w sumie mało go to obchodziło. Miał nadzieję,
że jakoś w miarę się dogadają i będzie spokój.
Gdy zadzwonił dzwonek do drzwi, Harry
spodziewał się tam zobaczyć Zayna, ale był to Liam.
– Hej – rzucił chłopak z uśmiechem. Trzymał
dwie siatki z zakupami. – Jest już Zayn?
– Zayn? – zdziwił się Harry, wpuszczając go
do środka. Czemu Liam pytał o Zayna?
– No tak. Też miał przecież przyjść.
Miał? Harry zamrugał, nie rozumiejąc, o co
w tym wszystkim chodzi.
– Pewnie przyjdzie za jakiś czas. Miał
wstąpić do sklepu po kilka rzeczy. Chcesz się czegoś napić? Herbaty? Kawy?
Soku?
– Poproszę sok.
Harry zabrał się za nalewanie Liamowi soku
do szklanki, podczas gdy Liam wypakowywał zakupy. Widząc pytające spojrzenie
Harry’ego, uśmiechnął się i wyjaśnił.
– Louis nie umie gotować, więc zamierzam
przygotować kilka rzeczy, żebyśmy nie byli głodni.
– Okej. Pomóc ci w czymś?
– Nie, nie trzeba. W miarę dobrze się tu
orientuję, często wpadam do Louisa po pracy. Jest tu sporo relaksujących
rzeczy. Wiesz, pochodzę z biednej rodziny. Nie ma u mnie w domu takich
luksusów.
– Naprawdę? Byłem przekonany, ze ktoś taki
jak Louis nie będzie chciał się przyjaźnić z biednym dzieciakiem. Bez urazy.
Liam spojrzał na niego podejrzliwie.
– Co masz na myśli mówiąc „ktoś taki jak
Louis”? O ile się nie mylę, jesteś takim samym bogatym gnojkiem jak on.
Harry westchnął.
– W sumie racja, ale ja zawsze jakoś
chodziłem do publicznych szkół i nikt zbytnio nie wiedział, czym zajmuje się
mój ojciec. Tak samo było z Zaynem. A Louis kojarzy mi się bardzo z moim
starym. On nigdy by sobie nie pozwolił na zadawanie się z biedotą.
– Powiedz mi… – zaczął Liam, wyciągając
deskę i krojąc mięso na plasterki. – O co chodzi z tym całym ślubem? Zayn
twierdzi, że to był wymysł twojego ojca.
Harry westchnął.
– Bo był. Próbowałem o tym porozmawiać z Louisem,
ale on jest przekonany, że kłamię.
– Dlaczego się zgodziłeś?
– Miałem swoje powody – powiedział Harry,
nie zamierzając w żaden sposób się Liamowi zwierzać. Wiedział, że może robi
źle, bo przecież Liam trzymał się blisko z Louisem. Może gdyby jemu to wszystko
wyjaśnił, Louis by mu uwierzył? Może Liam wstawiłby się za nim u Louisa?
Z jakiegoś jednak powodu nie chciał tego
rozwiązywać w taki sposób. Chciał, żeby Louis uwierzył jemu i tylko jemu, a nie
dlatego, że uwierzył mu Liam.
– Nie chcesz powiedzieć? – Liam uniósł
brew. – Czy może nie wiesz, co powiedzieć?
– Nie muszę ci się tłumaczyć, to nie twoja
sprawa – powiedział Harry. – Osoby trzecie nie powinny się w to mieszać.
– Już wmieszałeś w to Zayna.
– Zayn to mój najlepszy przyjaciel.
– A Louis mój.
– Więc to Louis powinien z tobą o tym
porozmawiać, jeśli ma takie życzenie, nie ja.
Liam patrzył na niego chwilę, po czym
wzruszył ramionami i wrócił do krojenia.
– Jak tam sobie chcesz – rzucił.
Po chwili w mieszkaniu pojawił się Louis, a
zaraz za nim Zayn.
– Hej wszystkim – rzucił ciemnowłosy,
podchodząc do Harry’ego i całując go na przywitanie w policzek. – Hej, Haz.
Przyniosłem ci żelki, na szczęście Niall nie zjadł wszystkiego.
Harry uniósł brwi.
– Nie wiem o czymś? – spytał.
– Spadaj! – Zayn pacnął go w ramię paczką
żelek. – To mój tajemniczy spóźnialski. Oblałem się przez niego kawą, ale jest
zajebisty, więc mu to wybaczyłem. Zeżarł z połowę McDonalda, nie wiem, gdzie on
to wszystko pomieścił, krasnal jeden.
Harry zauważył, że i Louis i Liam patrzą na
nich lekko niezadowoleni. Co ciekawe, niechęć Louisa była kierowana w stronę
Zayna, a Liama w jego, co Harry nie do końca rozumiał, bo przecież hej, nic mu
nie zrobił.
Całe to spotkanie było jakieś dziwne, a
jeszcze się nawet nie zaczęło.
– Jest i drugi najważniejszy facet w moim
życiu! – rzucił Zayn, nachylając się do Alfy i biorąc go na ręce. – Cześć,
mały. Harry mi mówił, że jesteś grzeczny i nie sikasz mu już na podłogę… – głos
Zayna milknął z każdą chwilą, bo postanowił przenieść się z psem do salonu.
Harry popatrzył niepewnie po Louisie i Liamie, nie chciał, żeby jakoś głupio
komentowali zachowanie Zayna. Louis miał zaciśnięte usta i wyglądał na
niezadowolonego z całej tej sytuacji, a z twarzy Liama nie dało się nic
wyczytać.
Harry zagryzł dolną wargę. Liam skończył
przygotowywać to, co zaczął i po chwili cała trójka dołączyła do Zayna w
salonie.
– Nie ucz go wchodzić na meble – mruknął
Louis, kiedy zobaczył, że Zayn położył szczeniaka obok siebie na kanapie.
Ciemnowłosy zgarnął psa i po prostu położył go sobie na kolanach.
– Tak lepiej? – spytał kpiąco.
Louis zmarszczył brwi. Wyraźnie nie podobał
mu się ten ton. Harry szturchnął swojego przyjaciela, niemal błagając go
wzrokiem, żeby odpuścił. Zayn wzruszył tylko ramionami i rozparł się wygodnie
na kanapie.
Ten wieczór był najdziwniejszym wieczorem w
życiu Harry’ego. Mniej więcej godzinę zajęło mu zorientowanie się, że to Liam
był pomysłodawcą tego spotkania i zaproponował je tylko po to, żeby móc spędzić
trochę więcej czasu z Zaynem. Louis siedział na drugim końcu kanapy kompletnie
niezadowolony i pokrzywiał się, kiedy Zayn coś komentował. Z kolei parę razy
udało mu się zauważyć, że Liam mu się krzywo przygląda. Tego nadal w żaden
sposób nie rozgryzł. Nie był aż taki okropny, żeby patrzeć na niego w ten sposób,
prawda?
Mniej więcej o czwartej nad ranem Louis
pokazał mu na migi, że pora już sobie iść na górę. Zayn i tak ledwo już
kontaktował, ululany po wypiciu pięciu piw. Liam prawie w ogóle nie pił,
zapewne mając już wszystko zaplanowane wcześniej. A przynajmniej tak wydawało
się Harry’emu. Nic innego mu do głowy nie przychodziło.
Pożegnali się obaj z Liamem i Zaynem i
poszli na górę do swojego łóżka. Harry nie zamierzał tego komentować, na pewno
nie od razu, kiedy był zmęczony i chciał po prostu iść spać. Spać i zapomnieć o
tym bezsensownym spotkaniu, które w większości przemilczał, tak samo jak Louis,
który wchodził w interakcję jedynie z Liamem. Chłopak położył się na swojej
części łóżka wyciągając rękę i głaszcząc Alfę po grzbiecie. Louis bez słowa rozebrał
się do bokserek i również wszedł pod kołdrę.
– Dobranoc – mruknął.
Harry westchnął cichutko.
– Dobranoc.
Harry dostał prace :) to super. Zrobiło się spokojnie i sympatycznie. Bez wrogości. Może niedługo wyjaśni się ta sytuacja. Ale co w tedy? Jak potoczą sie losy bohaterów? Bardzo podoba mi sie to opowiadanie i z niecierpliwością wyczekuję następnego rozdziału :)
OdpowiedzUsuńNo to może coś z tego się wykluje:-)
OdpowiedzUsuńJa chcę więcej, czemu w takim momencie? 😃
OdpowiedzUsuńRzeczywiście zrobiło się przyjemniej, Luis polubił szczeniaka i nawet zorganizował spotkanie, zupełnie jak swatka :) haha Podoba mi się spóźnialski pracownik, mam nadzieję że to w nim Zayan ulokuje swoje uczucia :) Ciekawe ile potrwa ta sielanka. Dzięki bardzo i pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńIle to opowiadanie będzie miało rozdziałów? :)
OdpowiedzUsuń8. Jak już wspominałam, wszystko dzieje się bardzo szybko :)
UsuńPozdrawiam!