Gdy Harry się obudził, Louisa już nie było.
Po raz kolejny w ogóle nie usłyszał, jak mężczyzna zbiera się do pracy. Koło
łóżka czekała na niego niespodzianka w postaci małej kałuży, obok której
siedział Alfa, wesoło merdając ogonem. Harry westchnął i poszedł szybko po
mopa. Jeśli panele nasiąkną psimi szczochami, to nie tylko napęcznieją, ale
również będą śmierdzieć, a wtedy to Louis już na pewno by go zabił.
W kuchni znalazł na stole kartę płatniczą z
pinem na kartce. Widocznie Louis uwierzył chociaż w to, że jest głodny i
potrzebuje jakichś pieniędzy, żeby zaopatrzyć kuchnię.
Ubrał się, założył psu obrożę i postanowił
z nim wyjść na spacer. W międzyczasie spróbował wypłacić trochę gotówki z bankomatu.
Nie chciał znowu zrobić sobie obciachu w jakimś sklepie. Na szczęście Louis nie
zamierzał się z nim droczyć i podał mu właściwy pin. Harry odetchnął z ulgą i
zaszedł od razu do marketu, robiąc porządne zakupy. Nie zamierzał głodować ani
minuty dłużej.
W domu rozkoszował się kanapkami z wędliną
i pomidorem zupełnie jakby to było danie podane w pięciogwiazdkowej
restauracji. Podczas jedzenia okazało się jednak, że ma zupełnie inny problem –
za każdym razem, kiedy chciał coś pogryźć, z lewej strony jeden ząb odzywał się
tępym bólem. Nie mając innego wyjścia, z trudem pogryzł wszystko prawą stroną.
Oglądał w lusterku zęba ze wszystkich stron, ale wyglądał na zdrowego.
Kompletnie nie wiedział, co o tym wszystkim myśleć.
Wyciągnął z torby kilka gazet, które kupił
w sklepie, i zaczął je przeglądać w poszukiwaniu jakichś ciekawych ofert pracy.
Po kilku godzinach jednak nic zbytnio nie zwróciło jego uwagi, a miejsca, gdzie
chciałby pracować, w życiu by go nie zatrudniły bez studiów i żadnego
szkolenia, więc odpadały. Zayn przysyłał mu wiadomości i narzekał, że ojciec
chce zrobić z niego kolejnego wielkiego producenta żelek, którym on wcale nie
chce być i że znowu się nie wyspał… Harry trochę mu zazdrościł, z chęcią by się
zamienił. Wolałby się męczyć w fabryce żelek niż w tym domu, nie wiedząc
właściwie, czego może się spodziewać po Louisie. Właśnie ta niepewność
najbardziej go denerwowała.
Gdy wieczorem poszedł się kąpać, jego twarz
napuchła z lewej strony, tak samo jak dziąsło tuż przy jednym z tylnich zębów.
Harry nie miał pojęcia, o co chodzi, bo ząb naprawdę nie wyglądał na uszkodzony
ani naruszony, ale bolał jak cholera, więc po dwóch dniach głodówki Harry
zmuszony był zadowolić się na kolację jogurtem naturalnym.
Wiercił się na łóżku, nie mogąc zasnąć po
części z bólu, a po części ze zdenerwowania. Nie miał pojęcia, o której może
wrócić Louis, ale stresował się tym. Zdecydował też, że koniecznie musi się
wybrać do dentysty, bo nie wytrzyma z tym zębem ani jednego dnia dłużej.
Próbował zasnąć, ale sen jak na złość nie chciał nadejść, nawet gdy wybiła
jedenasta w nocy, potem dwunasta i pierwsza… Właśnie tę godzinę wybrał sobie
Louis na powrót do domu.
Harry słyszał, jak krząta się chwilę na
dole, a potem wchodzi na górę i staje obok łóżka. Zielonooki starał się udawać,
że śpi. Oddychał spokojnie i równomiernie. Gdyby wstrzymał oddech, Louis od
razu by wiedział, co jest na rzeczy.
Mężczyzna rozebrał się po cichu do bokserek
i położył się na swojej stronie łóżka.
Louis słyszał równomierny oddech śpiącego
na łóżku chłopaka. Zawahał się chwilę. Miał ochotę na seks, ale był zmęczony i
średnio podobało mu się to jak Harry na niego w łóżku reagował. Chociaż z
drugiej strony, gdyby mu tak po prostu obciągnął, byłoby idealnie.
Co ja się nad nim roztkliwiam, skarcił się
w myślach, to zwykły oszust, przez którego zmuszony byłem wziąć ślub. Niech
teraz pocierpi trochę za to, co nawywijał.
Usiadł i zsunął z siebie bokserki. Albo mu
się wydawało, albo Harry na chwilę wstrzymał oddech. Nie spał? Louis uśmiechnął
się półgębkiem. No, proszę. Czyżby czekał na jakiś gest z jego strony? Cóż, w
końcu nie może pozwolić, żeby Harry był zawiedziony.
– Harry? – rzucił, szturchając go lekko. –
Coś tu na ciebie czeka.
Zero reakcji. Mężczyzna czekał chwilę, ale
gdy się nie doczekał, ponownie go szturchnął.
– Harry? Wiem, że nie śpisz.
Louis usłyszał jak dzieciak wzdycha ciężko
i odwraca się do niego przodem. Miał wrażenie, że oczy młodszego chłopaka
otworzyły się szerzej, kiedy zobaczył, że Louis zsunął bokserki i dotyka
swojego na wpół sztywnego penisa.
– No, dalej. – Louis skinął mu głową w
stronę swojego krocza. Światła i latarnie, które rozświetlały miasto, całkiem
nieźle też oświetlały ich sypialnię, mimo że apartament był położony tak wysoko.
Louisowi nigdy nie przeszkadzały, więc nie zasłaniał okien na noc. – Jestem
pewien, że masz utalentowane usta.
Harry po prostu na niego patrzył. W końcu
pokręcił głową i grobowym głosem powiedział do niego.
– Już wolę w tyłek.
Louis jedynie uniósł brwi. Z jakiegoś
powodu postawa tego chłopaka niezwykle go bawiła.
– Drugi raz nie poproszę – rzucił Louis.
Rety, naprawdę miał ochotę na tego loda. Złapał go za kark i pociągnął w dół. –
No, dalej. Nie ma co zgrywać niewiniątka.
Louis zacisnął dłoń we włosach dzieciaka i
pociągnął go jeszcze bliżej do swojego krocza. Harry podparł się rękami obok
jego bioder, żeby zupełnie nie wyryć mu tam twarzą. Louis zagryzł wargę. Może
zrobił to zbyt niedelikatnie? Nie miał pojęcia, jak wycelować z tym chłopakiem.
Jeśli tak bardzo lubił ostry seks, to może specjalnie mu się tak opierał? Czemu
jednak twierdził, że nie chciał tego ślubu? Aż do tego stopnia bawiło go
udawanie ofiary? Cóż, cokolwiek to było, mniejsza z tym. W końcu jak się
skurczybyk prześpi z nim od czasu do czasu i sprawi mu przyjemność, nic mu się
nie stanie.
Harry nie mógł w to uwierzyć. To znaczy,
podejrzewał, że ten dzień prędzej czy później nadejdzie, ale miał nadzieję, że
to będzie jednak później. No i ten cholerny ząb nie dawał mu spokoju ani na
chwilę, a Louis chciał, żeby mu obciągnął?
Mężczyzna najwyraźniej nie zamierzał go
puścić, dopóki tego nie zrobi. Zagryzł dolną wargę. Nigdy jeszcze nikomu nie
obciągał. Teraz żałował, że nie zrobił tego Zaynowi. Wolałby to jemu obciągnąć
niż temu facetowi.
Nie było jednak na to rady. Było mu już
niewygodnie od tej pozycji. Musi to zrobić, chce czy nie. Im szybciej się z tym
upora, tym szybciej Louis da mu spokój. Nie miał sił, żeby się z nim teraz
kłócić.
Harry wystawił język i niepewnie polizał
czubek. Mężczyzna sapnął, widocznie się tego nie spodziewając. Harry czuł jego
piżmowy zapach. Nie był nieprzyjemny. W innych okolicznościach pewnie nawet by
mu się całkiem spodobał. Po kilku
liźnięciach Louis nie wytrzymał. Przytrzymał swego penisa ręką u nasady i
przyciągnął twarz Harry’ego bliżej, wsuwając mu go do ust. Harry czuł, że
mimowolnie sam robi się twardy. Sam fakt, że właśnie komuś obciąga, trochę go
jarał. W końcu jeszcze tego nie robił.
Spróbował go wsunąć głębiej i wysunąć, ale
Louis przytrzymał jego głowę z jękiem bólu.
– Au! Uważaj na zęby.
Zamknij się, bo ci go odgryzę, pomyślał
zły, próbując obciągać delikatniej. Ssał go przy okazji. Starał się to robić
tak, żeby nie urazić tej bolącej części twarzy.
Miał wrażenie, że ssał i lizał go całe
wieki. Bolały go już usta, język i gardło, penis był cały śliski od jego śliny
i twardy, ale do orgazmu było chyba daleko.
W pewnym momencie Louis wreszcie go odsunął
i dokończył ręką. Gdy wychylił się, żeby
to samo zrobić z penisem Harry’ego, ten odtrącił jego rękę.
– Nie trzeba. Dobranoc. – Obrócił się do
niego plecami i nakrył kołdrą.
Louis spojrzał na niego ze złą miną.
– Popracuj nad obciąganiem, złotko, słabo
ci idzie – rzucił Louis uszczypliwie, nawet jeśli to obciąganie nie było takie
złe.
Harry wyciągnął tylko rękę i pokazał mu
środkowy palec. Louis uśmiechnął się tylko do siebie lekko, ułożył i zasnął w
przeciągu minuty. Harry odwrócił się na wznak i westchnął ciężko, przykrywając się
kołdrą.
Zazdrościł mu tego snu. O drugiej ból zęba
był już nie do wytrzymania i nie mógł leżeć na lewym boku, bo nawet kiedy
twarzy dotykała poduszka, cała lewa strona twarzy pulsowała mu tępym bólem. Nie
było opcji, żeby to wytrzymał do następnego dnia.
Wstał po cichu z łóżka i poszedł zjeść
kolejne dwie tabletki przeciwbólowe. Umył też zęby, chcąc się pozbyć posmaku
penisa z ust. Tabletki pomogły tylko na około pół godziny. Potem ból wrócił ze
zdwojoną siłą.
Harry wiercił się i jęczał cicho, próbując
znaleźć pozycję, w której ból mógłby choć odrobinę zmaleć, ale nic nie
pomagało. Bolało i już. Wychodziło na to, że w tej sytuacji tylko dentysta może
mu pomóc.
Wszedł w Internet w swoim telefonie i
zaczął szukać jakiegoś dentysty, który przyjmowałby całą noc. Na szczęście
takich punktów było w mieście kilka, ale tu zaczynał się problem – nie miał jak
w żadne z nich dojechać. Tramwaje kursowały dopiero od 5 rano, autobusy też.
Było dopiero około 3, więc musiałby czekać kolejne dwie godziny, a on czuł, że nie
wytrzyma.
Spróbował dodzwonić się do jakiegoś
taksówkarza, ale jak na złość nikt nie odbierał telefonu. Westchnął ciężko i
potarł oczy dłońmi.
Spojrzał na Louisa i zawahał się. Może
powinien go obudzić i poprosić, żeby go zawiózł? Wszystko się w nim aż burzyło
przeciwko temu, oprócz jego zmęczonego bólem ciała. Ręka jakby bez udziału jego
woli wyciągnęła się w kierunku mężczyzny i szturchnęła go lekko w ramię. Louis
niemal natychmiast otworzył oczy rozespany i zmarszczył brwi.
– Coo? – wymruczał, ziewając. Gdy już
zrozumiał, kto go budzi, wyglądał na zaskoczonego. Musiał jednak pomyśleć o
tym, że Harry chce z nim uprawiać seks, bo pociągnął go w swoją stronę i
pocałował, obejmując mocno w pasie rękami. Harry cały zesztywniał. Jęknął
boleśnie, kiedy Louis pocałował jego szczękę z lewej strony.
– Louis, nie… – powiedział cicho. Na
szczęście bez problemu udało mu się od niego odsunąć. – Boli mnie ząb. Nie
wytrzymam do rana. Mógłbyś mnie zawieść gdzieś do dentysty? Proszę?
Przez dłuższą chwilę mierzyli się wzrokiem.
Zielone oczy Harry’ego patrzyły na niego z tak wielkim błaganiem, że Louis nie
mógł mu odmówić.
– Dobra, zbieraj się – powiedział
spokojnie, po omacku szukając swojego telefonu.
– Dziękuję – odparł Harry cicho, z wyraźną
ulgą. Wstał z łóżka i poszedł się ubrać.
Louis na szczęście też się nie grzebał i po
kilku minutach byli gotowi do drogi. Harry podał mu adres jednego z punktów
dentystycznych czynnych całą noc, więc Louis szybko wbił adres w nawigację i
ruszyli w drogę. Jechali w ciszy, z łatwością pokonując opustoszałe ulice
miasta. Harry był naprawdę wdzięczny Louisowi, że go nie olał i nie kazał mu
czekać do rana, mimo że ciągle ziewał i był zmęczony.
Dentysta przyjął go od razu. Gdy tylko go
zobaczył, od razu powiedział.
– Ropny, hm?
– Nie wiem, ale strasznie boli, już nie da
się tego wytrzymać.
– Wierzę na słowo – odparł poważnie
mężczyzna. – Mhm, miałem rację. Ropny. Mogę spróbować go ratować albo po prostu
wyrwać. Decyzja należy do pana.
Harry nie znosił dentystów, ale chciał już
się pozbyć tego cholernego bólu, a ząb był zupełnie z tyłu, więc jeśli go
wyrwie, to nikt nawet nie zauważy.
– Proszę go wyrwać. I tak już z niego nic
nie będzie.
Dentysta znieczulił mu część twarzy i
odczekał kilka minut aż znieczulenie zacznie działać.
Wyrwanie tego zęba nie było takie proste
jak mogłoby się wydawać. Facet nie był jakiś stary, a męczył się chyba z pół
godziny, zanim ząb wreszcie puścił.
– Mocne ma pan zęby – rzucił dentysta,
rzucając wymęczonemu chłopakowi dziwne spojrzenie. – Ropa sama zejdzie. Proszę
w żadnym wypadku nie płukać tej rany, jaką ma pan po zębie, nie pić gorących
ani zimnych napojów i ogólnie uważać. Radziłbym nie lekceważyć moich słów, z
tym nie ma żartów. Można dostać krwotoku.
– W porządku – mruknął tylko Harry.
Po całej tej męce z bólem teraz, kiedy
znieczulenie wciąż działało i nie czuł w ogóle połowy twarzy, poczuł jak bardzo
jest zmęczony. Chciał już znaleźć się w łóżku, przykryć kołdrą i zasnąć.
Gdy wyszedł z gabinetu dentysty, zobaczył
Louisa siedzącego na jednym z plastikowych krzeseł. Mężczyzna podniósł się,
kiedy go zobaczył.
– Już? – spytał.
Harry skinął głową.
– Ropny ząb. Kazałem mu wyrwać.
Louis wcisnął dłonie w kieszenie.
– W takim razie już możemy jechać, hm?
– Tak. Chodźmy.
W drodze powrotnej Harry usnął w
samochodzie. Gdy Louis zajechał na podziemny parking, spojrzał na niego z lekką
konsternacją. Ten chłopak był taki… inny. Louis nie wiedział jak to określić
inaczej.
– Harry… Harry, wstawaj, jesteśmy na
miejscu.
– Hm? – Chłopak otworzył oczy i rozejrzał
się nieprzytomnie.
– Chodź, czas już iść spać.
– Okej…
Louis z lekkim rozbawieniem obserwował jak
jechali windą do mieszkania, a potem jak Harry pospiesznie się rozebrał i
zwyczajnie padł. Ten ząb musiał go naprawdę porządnie wymęczyć. Gdy Louis sam
się rozebrał i położył już na łóżku, Harry odwrócił się do niego przodem, a
potem nachylił nad nim i pocałował go lekko w policzek. Louis otworzył szeroko
oczy.
– Dziękuję – powiedział cicho Harry,
wracając na swoje miejsce. Mężczyzna jeszcze chwilę patrzył na niego ze
zdziwieniem, aż delikatny uśmiech sam wepchnął się na jego usta. Harry go
pocałował. Po raz pierwszy właściwie tak z własnej inicjatywy. Do tej pory to
on musiał wszystko zaczynać.
Wyciągnął rękę i pogłaskał delikatnie jego
ciemne loki, po czym ułożył się wygodnie i zamknął oczy, próbując zasnąć.
Harry obudził się późno, jeszcze później
niż zwykle. Miał wrażenie, że cała ta wycieczka do dentysty była tylko snem,
ale nie, wystarczyło przejechać językiem do zębach, żeby się przekonać, że
jednego brakuje. No, jeśli tylko Louis nie wybił mu go podczas snu, to wszystko
było jednak prawdą.
Alfa już na niego czekał, więc Harry ubrał
się i zabrał szczeniaka na spacer. To i tak był cud, że Alfa nigdzie nie
narobił. Może jeśli będzie się go wyprowadzać o regularnych godzinach, to nauczy
się czekać i przestanie sikać gdzie popadnie? Harry naprawdę miał taką
nadzieję.
Po spacerze dosypał psu chrupków i sam
zabrał się za robienie śniadania. Akurat kończył, zdecydowany iść znowu spać,
kiedy ktoś zadzwonił do drzwi.
Dojście do nich trochę mu zajęło, bo
penthouse Louisa był naprawdę ogromny. Gdy otworzył drzwi, w oczy rzucił mu się
szeroki uśmiech na twarzy Zayna, trzymającego pod pachą spore pudło.
– Cześć, stary! – rzucił ciemnowłosy,
wchodząc do mieszkania. – Tak myślałem, że pewnie cię zastanę. Zrobisz mi kawę?
Harry uniósł tylko brwi, po czym uśmiechnął
się i pokręcił głową.
– Zaraz będzie gotowa.
Zayn uśmiechnął się.
– Wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć.
Po wczorajszym wygniecionym i zmarnowanym
Zaynie nie było ani śladu. Tym razem jego przyjaciel był w pełni wypoczęty i aż
tryskał energią. Gdy Harry wrócił z kuchni z kawą, Zayn akurat kończył wszystko
podłączać i sprawdzał mikrofony.
– Chyba sobie żartujesz! – powiedział
Harry, wywracając oczami. – Nie wierzę, że to tutaj przytargałeś. Skąd
właściwie to masz? Minęły wieki, odkąd sprzedawali to w sklepach.
– No wiem. Krążyłem po necie, próbując
wypatrzeć coś fajnego, co mógłbym sobie kupić i natknąłem się na stronę, gdzie
to sprzedawali. Nie mogłem się oprzeć. – Zayn zaśmiał się. – Wziąłem ze sobą
kilka rekwizytów, żeby było jak za starych dobrych czasów.
Zayn wyciągnął dwie pary ciemnych okularów
i jeden z kapeluszy, który Harry kiedyś u niego zostawił. Zayn pewnie
przewidział, że nie zdoła go nakłonić do przyniesienia jakiegoś z sypialni.
Zbyt dobrze go znał.
Brunet wcisnął mu na głowę kapelusz, a
potem założył okulary, nie zwracając uwagi na jego nadąsaną minę.
– Nie zrobię tego! – Upierał się Harry,
patrząc jak Zayn sam zakłada okulary, a potem rozpina koszulę, ukazując swój
ciemny, ładnie wyrzeźbiony tors. – Nie ma mowy!
– Jest tak jak mówiłeś, Styles jest
przekonany, że nikt o niczym nie wie. Zaczął powoli wyprowadzać firmę z długów,
do których doprowadzili opłaceni przez niego ludzie. Na razie wszystko idzie po
twojej myśli, musimy tylko poczekać, aż zacznie pozbywać się akcji.
– To nie powinno długo zająć. W ciągu
miesiąca firma powinna zacząć powoli odbijać się od dna. Co prawda kosztem
niektórych pracowników, ale jeśli dobrze pójdzie, to wszyscy wrócą z powrotem.
Dzięki za rozejrzenie się tak w ogóle.
Liam uśmiechnął się szeroko.
– Co ty byś beze mnie zrobił, Lou.
Louis uśmiechnął się, wchodząc do windy i
naciskając odpowiedni przycisk.
– Też się nad tym zastanawiam, Liam. Co
prawda początkowo myślałam, że zrobienie z ciebie mojego księgowego to nie
najlepszy pomysł, za bardzo lubisz robić ludzi w ciula i kazać im ganiać swoją
kasę po całej sieci, no ale jednak się opłaciło.
– Oj, przestań. Gdyby twój ojciec po prostu
mnie zatrudnił, nie robiłbym żadnych problemów. Od dziecka za mną nie
przepadał. A poza tym… – Liam umilkł i zmarszczył brwi. – Któryś z twoich
sąsiadów robi imprezę?
– Musiałby zaprosić całe miasto, biorąc pod
uwagę stopień głośności.
Im wyżej jechali, tym głośniejsza była
muzyka.
– Czy to nie dochodzi czasem z twojego
mieszkania? – spytał Liam.
Oh I just wanna take you anywhere
that you like We can go out any day any night Baby I’ll take you there, take
you there Baby I’ll take you there, yeah
- Na to wygląda.
Oh tell me, tell me, tell me how to
turn your love on You can get, get anything that you want Baby just shout it
out, shout it out Baby just shout it out, yeah!
Harry? Co, do cholery?, zastanawiał się
Louis otwierając drzwi do swojego mieszkania. Obaj z Liamem weszli do środka i
wyjrzeli za ścianę.
Louis patrzył ze zdumieniem na scenę
rozgrywającą się przed jego oczami. Harry, z okularami przeciwsłonecznymi i
wciśniętym na głowie kapeluszu oraz jakiś przystojny mulat wydzierali się w
najlepsze do mikrofonów, obejmując się co chwilę albo wykonując dokładnie takie
same ruchy, zupełnie jakby ćwiczyli je od dziecka.
Liam zrobił głupią minę i uśmiechnął się.
Louis szturchnął go, patrząc na niego ostrzegawczo. Liam uwielbiał śpiewać i
pewnie najchętniej dołączyłby do tej dwójki.
Louis patrzył jak Harry pozwala się obejmować
temu chłopakowi i robił się coraz bardziej zły. Jego nawet zbytnio nie chciał
dotykać, a z tym tutaj wręcz się obmacywał.
If you don’t wanna take it slow And
you just wanna take me home Baby say yeah, yeah, yeah Yeah, yeah
- And
let me kiss you! – Harry uśmiechnął się szeroko, obejmując dwoma rękami
swój mikrofon i stojąc zdecydowanie za blisko swojego kompana jak na gust
Louisa. Mulat zaśmiał się tylko, obejmując go za szyję i śpiewając dalej. Obaj
śpiewali zaskakująco czysto i… ładnie. Po prostu ładnie.
Louis mimo to miał dość. Podszedł do
kontaktu, tam gdzie był podłączony przedłużasz i wyciągnął wtyczkę. Muzyka
gwałtownie ucichła.
Obaj chłopcy od razu się odwrócili i
umilkli, patrząc na nich z konsternacją.
– Nieźle – rzucił Liam po chwili, przerywając
niezręczną ciszę.
– Czemu wyłączyłeś? – spytał mulat, widząc
co Louis trzyma w ręce. Harry milczał. Tylko jego czerwone policzki zdradzały
stopień jego zażenowania.
– Bo mam powyżej uszu tego huku – odparł
Louis, siląc się na spokój. Miał ochoty wyrzucić stąd tego mulata. – Kim ty w
ogóle jesteś?
– Jestem Zayn! – powiedział ciemnowłosy,
odkładając mikrofon na stolik i zdejmując okulary. Sukinsyn był bez nich jeszcze
przystojniejszy. – Przyjaciel Harry’ego. A ty to pewnie Louis?
Liam nie miał do tej pory okazji zobaczyć
„męża” swojego najlepszego przyjaciela. Gdy chłopak zdjął okulary, Liam
stwierdził, że Louis mógł trafić gorzej. A właściwie, ciężko by było, żeby
trafił lepiej. Dzieciak był uroczy z tymi swoimi kręconymi włosami i kocimi,
zielonymi oczami. Liam sam chętnie by go wziął do swojego łóżka, chociaż… Jego
wzrok prześlizgnął się po obnażonej piersi mulata. Ten też był niezły. Nawet
taki całkiem… Wow.
– Tak, Louis to ja. A to Liam, skoro już
jesteśmy przy przedstawianiu się. Poznajcie się. – Louis wywrócił oczami i
poszedł do kuchni, zostawiając tę trójkę. Musiał sobie zrobić mocną kawę, jeśli
miał przeżyć ten dzień do końca.
W salonie znowu zapadła niezręczna cisza.
Liam podrapał się po karku, nie mając pojęcia, co mógłby powiedzieć. Ugh, Louis
to zawsze miał wyczucie czasu i wiedział, kiedy się ulotnić, to trzeba mu było
przyznać.
Harry i Zayn spojrzeli tylko na siebie
porozumiewawczo i zabrali się za chowanie urządzenia do kolorowego pudełka.
– Skąd w ogóle to macie? – spytał
zaciekawiony. – Wieki nie widziałem tego w sklepach.
Zayn uśmiechnął się lekko.
– My też. Błądziłem po stronach bez celu i
natknąłem się na jedną, gdzie tym handlowali, więc zamówiłem i przyszło dzisiaj
rano. To była nasza ulubiona zabawka jak mieliśmy po jakieś siedem lat.
– Serio? To ciekawe, bo widzisz…
Louis chrząknął, nie pozwalając Liam’owi
dokończyć. Chłopak wywrócił oczami. Jaasne, bo to taka wielka tajemnica, że oni
też się tym bawili jak byli mali? Ugh, Louis ostatnio w ogóle nie wiedział, co
to zabawa, a to zawsze on był największym żartownisiem w całej okolicy.
– Czy wy dwaj nie macie czegoś lepszego do
roboty? – spytał Louis, patrząc na Zayna i Harry’ego.
– Ee… Na przykład co? – zapytał Harry
niepewnie. Nie miał pojęcia, o co może chodzić Louis’owi.
– O ile mnie pamięć nie myli to jesteś
studentem prawa. Nie wiem jak twój kolega Zach…
– Zayn – poprawił chłopak automatycznie, co
Louis zignorował.
– … ale ty chyba masz od czasu do czasu
jakieś zajęcia, hm?
Nie brzmiało to jak wyrzut, bardziej jak
czysta ciekawość. Cóż, Louis miał rację, powinien chodzić na zajęcia, ale że
prawo nigdy nie było kierunkiem, jaki chciał studiować, zwyczajnie olał te
studia i postanowił zacząć inne w przyszłym roku.
– Nie chodzę na zajęcia.
– Dlaczego?
– Bo rzuciłem studia.
Louis uniósł brwi.
– Kiedy?
– Ze trzy dni temu? – Harry odpowiedział
pytaniem na pytanie, unosząc brwi. – To i tak nie było to, co chciałem robić,
więc szkoda marnować na to czas i energię.
– Uch, wyczuwam tutaj poważną konwersację –
rzucił Liam, widząc zmarszczone brwi przyjaciela. – To może ja i kolega Zayn sobie
pójdziemy, a wy sobie pogadacie i już.
Nim Zayn zdążył zaprotestować, Liam już
ciągnął go za rękę do wyjścia.
Mulat obejrzał się, rzucając Harry’emu
przepraszające spojrzenie, po czym uśmiechnął się kpiąco do Louisa.
– Do zobaczenia, Lewis.
Louis o mało się nie zagotował, kiedy to
usłyszał, nie miał jednak czasu zareagować, bo trzasnęły drzwi i Liama i Zayna
już nie było na horyzoncie.
Westchnął i spojrzał ponownie na Harry’ego.
– Więc jeszcze raz, co z tymi studiami?
– Chcę iść na coś innego, więc te rzucam.
Nie martw się, chcę iść gdzieś do pracy, więc nie będę długo pasożytem.
– Nie o to chodzi. Nie szkoda ci tych kilku
semestrów, które już zaliczyłeś? Co, jeśli się nie dostaniesz na te, które
chcesz albo odpadniesz na pierwszym roku? Nie lepiej dokończyć rok i wziąć
dziekankę, w razie gdyby coś nie wypaliło?
– Niby lepiej, ale… – Harry urwał,
zagryzając dolną wargę. – Ja tak czy siak nigdy nie chciałem iść w kierunku
prawa. Nigdy. Po co mi te kilka semestrów, skoro tylko się tam męczyłem?
Louis wzruszył ramionami.
– Jak chcesz, to tylko sugestia. Gdzie twój
pies?
– Ee… pewnie się schował znowu w łazience,
zdaje się, że nie lubi hałasu.
– Lepiej, żebym nie znalazł tam
niespodzianki.
Harry zrobił minę niewiniątka.
Zayn i Liam szli przed siebie bez żadnego
konkretnego celu. Zayn czuł na sobie wzrok starszego chłopaka, co trochę go
drażniło, ale też podobało mu się to. Nie trudno było zobaczyć, że Liam patrzy
na niego z aprobatą.
– Podobam ci się? – spytał Zayn, nie zamierzając
owijać w bawełnę.
Gdy ich wzrok się na chwilę spotkał, Liam
uśmiechnął się zadziornie.
– Jesteś
całkiem całkiem – powiedział.
– Gdybym był tylko całkiem całkiem, nie gapiłbyś się tak –
odpowiedział ciemnowłosy.
Liam zagryzł dolną wargę. W sumie to nie
miał nic do stracenia, prawda?
Już chciał zaryzykować i wepchnąć Zayna w
jedną z bocznych uliczek i go pocałować, kiedy chłopak powiedział.
– Skoro wyraźnie nie możesz znaleźć żadnego
tematu rozmowy, mam do ciebie kilka pytań. O co, kurwa, chodzi z tym całym
ślubem Harry’ego i Louisa?
Liam podrapał się po karku.
– A o co ma chodzić? Twój kolega chciał
usidlić Louisa, więc jego tatuś dał mu go na tacy w prezencie.
Zayn westchnął.
– A więc jednak… – mruknął.
– Co jednak?
– Słuchaj, Harry nie chciał brać żadnego
ślubu.
– Jasne! – rzucił Liam z sarkazmem.
– To prawda – powiedział spokojnie Zayn,
zatrzymując się. – Ojciec zaczął mu grozić, więc Harry w końcu się zgodził.
– Niby czym grozić?
Zayn pokręcił głową.
– Harry nie chciał powiedzieć, ale domyślam
się, co to mogło być. W każdym razie, Harry się zgodził. Miałem nadzieję, że
twój przyjaciel chociaż pozwoli mu się wytłumaczyć z tego wszystkiego, ale się
pomyliłem.
– Czekaj, ty tak serio? – spytał Liam. –
Harry naprawdę nie chciał tego ślubu, a jego ojciec mu czymś zagroził?
Zayn skinął głową.
– Jasne, nie wydaje ci się dziwne, że
dwudziestolatek chce wyjść za mąż za zupełnie obcego faceta, który, nie
ukrywajmy, ma dość chujową opinię w świecie?
– Eee, być może, ale… Cóż, Louis nie da
sobie nic przetłumaczyć. Sam musi do tego dojść.
– I do tej pory bzykać Harry’ego wbrew jego
woli?
– Harry musi sam nauczyć się z nim radzić.
A poza tym, nie sądzę, żeby Louis go zmuszał, jeśli wyczuje, że Harry naprawdę
tego nie chce.
Zayn wywrócił tylko oczami.
– Twój przyjaciel jest tępy, nie zdziwię
się, jeśli nie zatrybi przez następny rok. Chcę pomóc Harry’emu. Ty jesteś
przyjacielem Louisa, więc powinieneś chcieć pomóc jemu. Jeśli nie chcesz pomóc,
trudno, sam się tym zajmę.
Lima zamrugał. Co Zayn niby zamierzał
zrobić? I dlaczego tak bardzo mu zależało, żeby uwolnić Harry’ego od Louisa?
Czyżby Harry mu się podobał?
– Co niby zamierzasz zrobić?
– Skąd mam to teraz, kurwa, wiedzieć? Coś
wymyślę. Albo pomagasz, albo spadaj.
Liam pokręcił tylko głową. Wiedział, że to
się nie skończy dobrze, ale cóż… Tak naprawdę sytuacja Louisa go jedynie
bawiła. Harrym tym bardziej nie zamierzał się przejmować, ten chłopak był dla
niego zupełnie obcy i nawet nie miał zbytniej ochoty go poznawać. Ale Zayn…
Zayn był bombowy. I jego chciał poznać o wiele… dogłębniej.
***
Hej:)
Przybywam z kolejnym rozdziałem. Starałam się wyłapać błędy, ale mogłam coś przeoczyć. Mam nadzieję, że się podobało.
Dzisiaj dużo nie brakowało, a podpisałabym się "obsesja" zamiast imieniem. Myślicie, że ta dziewczyna, do której wysyłałam wiadomość, dalej chciałaby przyjść do mnie na korki, gdybym się w porę nie zorientowała? :)
Czekam na Wasze opinie odnośnie opowiadania i życzę miłego weekendu.
Pozdrawiam!
jestem ciekawa czy Louis pójdzie w końcu po rozum do głowy :)
OdpowiedzUsuńi nie przejmuj się, ja kiedyś wysłałam dziekanowi ważnego maila o osobach z grupy podpisując się Fenrissa, w dodatku z japońskiego adresu mailowego, gdzie wyświetlana nazwa była "elven lieutenant" :3
Co do opowiadania to na chwilę obecną moje ulubione...nie mogę doczekac się następnych rozdziałów...weeeny^^
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Super mam nadzieję że nastepny rozdział pojawi się szybko bo mój apetyt na dalszy ciąg rosnie:-)
OdpowiedzUsuńSuper mam nadzieję że nastepny rozdział pojawi sie jak najszybciej bo mój apetyt na dalszy ciąg rosnie z kazdym odcinkiem:-)
OdpowiedzUsuńHehe karaoke zawsze jest świetne :) Luis pokazał trochę swojej ludzkiej twarzy, szkoda że tak krótko, no ale zawsze coś. I zazdrośnik z niego, podoba mi się to opowiadanie coraz bardziej :) Ciekawe co postanowi Harry w sprawie studiów, w ogóle dużo rzeczy mnie interesuje w sprawie tej pary więc nie mogę się doczekać następnych rozdziałów :) Dziękuję bardzo 😀
OdpowiedzUsuńHej, kiedy następny?
OdpowiedzUsuń