wtorek, 5 czerwca 2012

Rozdział 31


Andy
Siedziałem w kuchni i nie mogłem zrozumieć tego, co przed chwilą powiedziała moja mama. Ojciec stracił pracę. Nie trudno było się domyślić reszty. Skoro był bezrobotny, oznaczało to, że straciliśmy jedyne źródło utrzymania. To jeszcze nie byłoby takie straszne, gdyby nie fakt, że ojciec tak strasznie to znosił i stal się typowym agresorem.
Nie rozumiałem tego. Fakt, miałem problemy w szkole, ale przecież znęcanie się w domu zdarza się na filmach. Zdarza się innym, w rodzinach patologicznych, takich jak miał chociażby Joe Muller. Ale mi?
- Nie przejmuj się tym, kochanie – powiedziała mama, upijając z kubka łyk kawy. Uśmiechnęła się do mnie pokrzepiająco, ale jej oczy nadal były smutne. – To nie są twoje problemy.
Pokręciłem przecząco głową.
- Jak to nie moje? Przecież to mnie też dotyczy.
- Nie, Andy. Spróbuj nie wchodzić ojcu w drogę. Nadal jesteś tylko dzieckiem. Nie martw się tym, twoim zadaniem jest skupić się na nauce. To jest teraz najważniejsze. To, że ojciec nie ma pracy, to jego i mój problem. Nie twój.
- Nie mogę w to uwierzyć – wyszeptałem. Utrata pracy oznaczała całkowitą zmianę mojego życia.
- Ja też nie. Naprawdę, Andy, nie przejmuj się. Poradzimy sobie, zobaczysz.
- Wiem, ale… Może jest coś, co powinienem zrobić? Może znaleźć coś dorywczego?
- Nie. Po prostu się ucz, żebyś zdobył jak najlepsze wykształcenie i nie miał takich problemów jak my teraz.
Chciałem coś odpowiedzieć, ale usłyszałem ciche kroki na korytarzu. Pospiesznie wstałem od stołu, pocałowałem matkę w policzek i zarzucając sobie torbę na ramię, szybko wyszedłem z kuchni. Minąłem zaspanego ojca, odwracając wzrok. Wolałem czekać na Lucasa na dworze, choćby było z pięćdziesiąt stopni poniżej zera. Na szczęście Brey przyjechał na czas i czekałem tylko chwilę.
- Hej.
Pocałowaliśmy się na przywitanie. Zapiąłem pas i zsunąłem się bardziej na siedzeniu. Byłem w paskudnym nastroju, a jakaś skoczna nuta lecąca w radiu tylko mnie denerwowała.
- Wpadniesz do mnie po szkole? – spytał, gwizdując cicho. Najwyraźniej był w dobrym humorze.
- Nie, muszę się uczyć – odparłem cicho. Nie miałem ochoty na rozmowy.
- Uczyć? – prychnął. – Daj już sobie wreszcie spokój. Możesz nauczyć się później. U mnie będzie ciekawiej.
- Nie mogę.
- Czemu?
Westchnąłem cicho.
- Po prostu NIE MOGĘ.
Lucas znowu prychnął.
- To żadne usprawiedliwienie. Nie chcesz się trochę zabawić? Mam kilka fajnych pomysłów.
- Kurwa, Lucas, naprawdę nie mam nastroju.
- Ale ja mam – jęknął żałośnie. – Nie daj się prosić.
Wywróciłem oczami.
- Pewnie, i co jeszcze? Chyba już ustaliliśmy, że nie jestem twoją zabawką!
Lucas zamrugał ze zdziwienia.
- No wiem. Nie traktuję cię jak zabawkę. Wydawało mi się, że to oczywiste.
Zacisnąłem zęby ze złości. Lucas wybrał sobie kiepski moment na sprzeczanie się ze mną. Po ostatnich wydarzeniach byłem po prostu zły, rozżalony, rozgoryczony… Nie wytrzymałem i zdecydowałem się wygarnąć mu to, czego wcześniej bym na głos nie powiedział.
- Raczej niezbyt oczywiste.
- Nie rozumiem.
- Och, oczywiście, jakby inaczej – chwyciłem za swoją torbę. Zajechaliśmy już na szkolny parking. Spojrzałem na niego ze złością. – Może nie traktujesz mnie przedmiotowo, ale po partnersku też nie za bardzo. Ciągle chciałbyś mnie tylko pieprzyć.
- To jeden z głównych warunków funkcjonowania związku. O co ci, do cholery, chodzi?! Nie zaspokoiłem cię ostatnio czy co?
Prychnąłem.
- Ty myślisz TYLKO o pieprzeniu mnie. A pomyślałeś kiedyś o tym, że może ja też bym chciał?
Mina Lucasa była bezcenna. W innym wypadku bym się śmiał, ale teraz naprawdę nie było mi do śmiechu. To było moje życie i to, że ktoś się świetnie bawił utrudniając mi normalne funkcjonowanie, nie było fair.
- Bredzisz. To oczywiste, że w takich związkach są dwie strony – dominująca i pasywna. Ja dominuje, oczywiście. Nie możemy razem…
- Jesteś idiotą! Są związki, w których partnerzy zamieniają się rolami i robią to z prawdziwą przyjemnością. Dobrze wiesz, że nikogo przed tobą nie miałem. W żadnym sensie. Jeśli myślisz, że do końca życia zostanę prawiczkiem tylko dlatego, że ty nie chcesz się zamienić, to jesteś w błędzie! Zwykłe dotknięcie cię w tamtym miejscu sprawia, że od razu się krzywisz. Myślisz tylko o sobie, zajebany egoisto. Jesteś przeklętym snobem i w ogóle nie liczysz się z tym, jak ja się czuję. Gdybyś naprawdę chociaż trochę mnie lubił, chociaż byś spróbował. Ale po co?! Przecież królewicz Brey nie będzie pasywem, bo jakby inaczej?! Nienawidzę cię!
Otworzyłem drzwi i z furią podniosłem się z siedzenia. Złapał mnie za ramię i poradził z powrotem,
- Hej, chwileczkę…
- Puszczaj! – wyrwałem się. Pospiesznie wysiadłem, głośno trzaskając drzwiami i pobiegłem do szkoły. Nie chciałem na niego patrzeć. W tej chwili naprawdę czułem do niego nienawiść.



Lucas
Siedziałem w aucie, nadal nie mogąc uwierzyć w to, co się stało. Czy Tramp właśnie na mnie… nakrzyczał?
Chyba wstał lewą nogą, pomyślałem. Ale sobie wymyślił.
Prychnąłem cicho. Jeśli Andy sobie myśli, że kiedykolwiek pozwolę mu coś sobie wsadzić, to jest w wielkim błędzie. Nie ma nawet takiej opcji!
Zastanawiałem się, czemu tak nagle wybuchnął. Coś musiało być na rzeczy, w każdym bądź razie, olałem to. Zapaliłem sobie fajkę, chcąc trochę uspokoić swoje nadszarpnięte nerwy.
Głupi Tramp. Zawsze wszystko komplikuje.
Przez cały dzień w szkole Andy nie odezwał się do mnie nawet słowem. Siedział jak jakiś burak – cichy, nieobecny, jakby smutny. Wkurzało mnie, że nie wiedziałem, co jest na rzeczy. Jeśli ten idiota miał jakieś problemy, powinien mi o tym powiedzieć. Tomasa i Mary nie było, byłem prawie pewny, że razem wagarują.
Przed SKS-ami, zanim reszta przyszła, poszedłem jeszcze do łazienki. Szkoła była już praktycznie pusta.
Nagle, jakby znikąd, pojawił się Andy. Wyglądał jak kupka nieszczęścia. Podszedł do mnie i przytulił się, chyba chcąc mnie w ten sposób udobruchać po tym, co stało się rano.
- Przepraszam – wyszeptał załamującym się głosem.
Przełknąłem głośno ślinę. Coś było nie tak, Andy zdecydowanie zachowywał się dziwnie. Objąłem go i zacząłem głaskać po plecach, mając głupie wrażenie, że on zaraz się rozpłacze.
- Co się dzieje? – spytałem.
Pokręcił tylko głową, nic nie mówiąc.
- Andy?
- To… nic. Po prostu mam kiepski dzień. Moglibyśmy zapomnieć o tym, co było rano?
- Ok. Chodźmy już na SKS?
- Ja nie idę.
- Czemu?
- Nie mam nastroju.
Westchnąłem. Ostatni raz pogłaskałem go po głowie i odsunąłem się trochę.
- Dobra, to ja też się zrywam. Chodź, pojedziemy do mnie… Może znajdziemy coś ciekawego na DVD.
Kiwnął niemrawo głową.
- Na pewno wszystko w porządku? – zapytałem podejrzliwie.
- Tak, przecież mówiłem – odparł, wzruszając ramionami.
Wsiadłem do auta i przyglądałem mu się przez chwile, kiedy siadał na miejscu pasażera i zapinał pasy.
- Jesteś jakiś dziwny. Zupełnie nie ty.
- Po prostu mam kiepski dzień. Nie wyspałem się i w ogóle.
Kiwnąłem głową, chociaż nie przekonywało mnie to wyjaśnienie.
W domu najpierw poszliśmy zjeść obiad przygotowany przez gosposię, a potem w salonie włączyliśmy sobie jakiś film. Szybko nam się znudził i zaproponowałem basen. Andy się zgodził, więc poszliśmy trochę się popluskać.
- Nago? – spytałem, uśmiechając się zadziornie.
Mina od razu mi zrzedła, kiedy Tramp bez skrepowania się rozebrał i wskoczył do wody. Minęły te piękne czasy, kiedy wstydził się pokazać mi co nieco. Szybko do niego dołączyłem, obejmując go w pasie i całując w szyję.
- Jesteś strasznie chudy – stwierdziłem po raz kolejny. Powinien przytyć, chociaż z pięć kilo. Nie wyglądał co prawda jak szkielet, ale jak na moje standardy miał zdecydowanie za chudą dupę.
- Nie podobam ci się? – spytał, obejmując mnie nogami w pasie i rękami za szyję. Wtulił głowę w moje ramię.
- Podobasz, ale serio, jesteś za szczupły. Musisz więcej jeść.
- Jem dużo.
- Jasne, akurat ci wierzę. Czekaj, już ja cię podkarmię, zobaczymy wtedy, jak będziesz wyglądał.
Uśmiechnął się lekko, całując mnie w policzek.
- Lucas? Czemu tak bardzo wzbraniasz się przed spróbowaniem pozycji pasywa?
Zamrugałem ze zdziwienia. Co za głupie pytanie!
- A czemu?
- No, bo… Tak strasznie się bronisz przed każdym jednym gestem z mojej strony, który w jakiś sposób mógłby podważyć twoją dominację. Przecież to naprawdę nic złego.
- To nie dla mnie – burknąłem.
- Ale dlaczego?
- Po prostu. Nie podoba mi się to i już. To ja tu rządzę, a reszta ma się podporządkować.
- Ale mógłbyś chociaż spróbować. Ja… - urwał, kiwając przecząco głową. Uśmiechnął się smutno. – Zresztą, nieważne. Zapomnij o tym. Ścigamy się?
Przez cały czas, kiedy siedzieliśmy w basenie, zastanawiało mnie zachowanie Andy’ego. Nie podobała mi się jego mina, kiedy tak po prostu odpuścił drażliwy dla mnie temat.
Coś było nie tak. No przecież widziałem! Chodził smutny, zamyślony, szybko odpuszczał, jakby się bał, że zaraz wyskoczę z czymś głupim albo go skrytykuję. Nie rozumiałem tego, bo przecież jeszcze kilka dni temu wszystko było w jak najlepszym porządku. Może zrobiłem coś, co go wkurzyło? Ale wtedy by mi o tym powiedział, taki już miał charakter. Coś jednak sprawiło, że nagle Andy zrobił się zupełnie markotny i nie rozumiałem, dlaczego. Zdecydowałem, że na razie mu odpuszczę i nie będę drążył tematu. Jeśli jego stan się utrzyma, wtedy zacznę działać. Nie było sensu go cisnąć, skoro nie chciał mi nic powiedzieć.
Pod prysznicem uprawialiśmy seks. Tak to jakoś wyszło – od dotyku do pocałunku, od pocałunku do czegoś większego, aż wyszło coś zupełnie mega. I znowu.
Andy był dziwny. Nigdy tak po prostu się nie poddawał, zawsze wykazywał chociaż minimum inicjatywy. Dlaczego więc teraz tak po prostu odwrócił się do mnie plecami bez słowa sprzeciwu, pozwalając mi się pieprzyć w pozycji, której wyraźnie nie lubił? Wiedziałem, że źle się czuje brany od tyłu, a teraz… Tak po prostu. Bez niczego. Bezosobowo. Przy okazji uświadomiłem sobie, że już przyzwyczaiłem się do niego i teraz jakiś skok w bok na jedną noc by mnie nie usatysfakcjonował. Ale Andy…
Jeszcze kilka dni. Kilka dni i wtedy się za to wezmę.
Chcąc sprawdzić, do czego jest w stanie się posunąć, przytuliłem go po wszystkim, szepcząc do ucha.
- Zrobisz mi loda?
Andy westchnął, przymykając lekko oczy. Zacisnął usta.
- Może innym razem? – zapytał niepewnie, robiąc nieokreślony ruch ręką. – Ja… nie mam ochoty.
Kiwnąłem głową na znak zgody, wzdychając w myślach z ulgą. Nie zrobił tego.
Może jeszcze nie jest tak źle.


Andy
Byłem sam. Zupełnie sam. Znowu.
Nie mogłem liczyć na Lucasa. Zależało mi na nim coraz bardziej i było mi przykro. Sam byłbym w stanie zrobić dla niego dosłownie wszystko, żeby tylko był szczęśliwy. A on, może i mnie lubił, ale tak naprawdę nie był gotowy do poświęceń. Nie chciał zrobić nawet tak banalnej rzeczy, skupiając się jedynie na swoich potrzebach. Nie dbał o moje dobro, więc nie mogłem liczyć na jakąkolwiek pomoc z jego strony. Zresztą, gdybym mu powiedział o kłopotach swojej rodziny, zapewne chciałby pomóc mi jedynie finansowo, a ja byłem zbyt dumny, żeby tak po prostu przyjąć jałmużnę.
Mama też nie była odpowiednią osobą do takich rozmów, a innych znajomych nie mogłem obarczać swoimi problemami.
Byłem sam.
Wszedłem do domu i zdjąłem kurtkę, niepewnie zaglądając do wnętrza domu. Nie słyszałem nic podejrzanego, w kuchni cicho grało radio, a reszta domu pogrążona była w ciszy. Po cichu chciałem wejść na górę i zaszyć się w swoim pokoju.
- Gdzieś się wybierasz?
Zamarłem. Za mną stał ojciec, pojawiając się bezszelestnie. Spojrzałem na niego z autentycznym strachem. Przełknąłem ślinę – jeden rzut oka wystarczył mi, żeby się przekonać, że jest pijany.
- Znowu się pomalowałeś? Głupi pedał. Syn od siedmiu boleści! Powinieneś się urodzić jako dziewczyna, wtedy byłoby o wiele lepiej.
Nie rozumiałem, czemu się czepiał, bo miałem jedynie oczy podkreślone ciemną kredką. Tylko tyle, żadnych cieni ani innych rzeczy. Jakoś tak… ostatnio przestałem się malować, bo było to zbędne. Miałem Lucasa, a jemu ani nie przeszkadzał mój makijaż, ani też się nie podobał. Właściwie to on nie widział różnicy i nie zwracał na takie rzeczy uwagi.
- To tylko kredka – powiedziałem cicho.
Ojciec prychnął.
- Kredka! Też coś! Nie znoszę pedalstwa. Idziemy.
Złapał mnie za ramię i brutalnie zaczął ciągnąć do góry po schodach. Zacząłem się szarpać i wyrywać, czując łzy napływające do oczu. Nie, tylko nie to.
Popchnął mnie mocno i zderzyłem się z zamkniętymi drzwiami, rozwalając sobie nos. Ciepła ciecz zalała dolną część mojej twarzy.
- Tato…
- Nie nazywaj mnie tak! Nie chcę takiego syna.
Zakwiliłem cicho. Jedno jego uderzenie już zwaliło mnie z nóg. Kątem oka zobaczyłem, że wyrzuca z szafki wszystkie moje kosmetyki, które przez dłuższy czas były notorycznie przeze mnie używane. A teraz? Teraz głównie tam po prostu leżały.
- Tato, proszę.
- NI NAZYWAJ MNIE TAK, PEDALE!
Kiedy próbowałem go powstrzymać, odepchnął mnie mocno. Wpadłem na szafki i odbiłem się od nich jak piłeczka, lądując na podłodze. Jakiś flakonik perfum upadł na kafelki, rozbijając się. Momentalnie mnie zemdliło od tak intensywnego zapachu. Pospadały również inne rzeczy, robiąc wielki huk. Z nosa leciała mi krew.
- Masz zakaz używania tego typu rzeczy – warknął, rzucając moje cienie na ścianę. Małe pudełeczko rozprysło się na twardej kafelce.
- Tato…
- Pff.
Ojciec znalazł jakiś worek. Powrzucał do niego wszystkie rzeczy, które uważał za niemęskie i zawiązał go. Złapał mnie za włosy i brutalnie podniósł go góry, a potem pchnął na schody. Ledwo złapałem równowagę, w ostatniej chwili łapiąc za poręcz. Łzy ciekły mi ciurkiem po policzkach, mieszając się z krwią. Dlaczego? Dlaczego akurat ja?
Zostałem ponownie pchnięty, więc bojąc się, że ojciec naprawdę jest w stanie mnie zabić, pospiesznie zszedłem na dół. Cały czas go prosiłem, żeby przestał, a słowo „tato” działało na niego jak płachta na byka. Byłem w szoku, a mój organizm nie funkcjonował tak, jak powinien. Świeża dawka adrenaliny pozbyła się bólu, czułem jedynie bolesne pulsowanie nosa.
Ojciec zaciągnął mnie do kotłowni, gdzie na moich oczach wrzucił worek do pieca.
- Nigdy więcej nie chcę cię widzieć pomalowanego, bo inaczej sobie porozmawiamy.
Spojrzał na mnie pogardliwie i puścił moje ramię. Wyszedł, głośno trzaskając drzwiami.
Osunąłem się po ścianie, płacząc cicho. Złapałem się za ramię w miejscu, gdzie mnie chwycił. Wiedziałem, że zostaną mi siniaki. Skuliłem się pod ścianą i płakałem cicho, chcąc jakoś sobie ulżyć. Nie wiedziałem, co powinienem zrobić w takiej sytuacji. Schowałem twarz w dłoniach, czując się strasznie samotnym. Nie miałem nikogo.
Nikogo, kto lubiłby mnie na tyle, żeby jakoś mi pomóc.
Byłem sam.


Lucas
Jeśli miałem nadzieję, że dziwne zachowanie Andy’ego to tylko chwilowa niedyspozycja, szybko upewniłem się w błędnej ocenie sytuacji. Już wiedziałem, że to wcale nie chodzi o przemęczenie czy też po prostu kiepski humor, lecz o coś znacznie większego. Na początku nie rozumiałem, co mogło wywołać taki stan rzeczy, przecież człowiek z dnia na dzień nie może po prostu stracić chęć do życia, zmarkotnieć… Andy był cichy, zamyślony, przestał się uśmiechać. Zupełnie sobie odpuścił temat swojej dominacji, godząc się na pozycję pasywa bez najmniejszego słowa skargi. Kiedy się kochaliśmy, niby wykazywał inicjatywę, ale to nie było to samo. Nawet specjalnie zacząłem przy nim dokarmiać tego pchlarza i chwalić, że jest bardzo grzeczny, ale to też nie robiło na nim zbyt wielkiego wrażenia. Na mnie natomiast robiły siniaki, które regularnie zaczęły się pojawiać na całym ciele. Makijaż zniknął całkowicie, ukazując podpuchnięte oczy. Nie stawiał już włosów na żel, przeczesując je jedynie palcami i rozstawiając w artystycznym nieładzie. Tak po prostu się zmienił i cholernie mnie to wkurwiało. Widziałem jak się męczy i chciałem mu jakoś pomóc. Byłem wściekły, bo zrozumiałem, że nie ufa mi na tyle, żeby zwierzyć się ze swoich problemów.
Jednak na początku lutego jeden jego wybryk przechylił kielich goryczy.
Siedzieliśmy jak zwykle w szkole – ja razem z ciotami i Mają, a Tomas z Mary. Byli parą i od kilku dni w ogóle z Tomasem nie rozmawiałem. Nawet chyba postawiłem mu ultimatum – albo laska, albo ja. Jakie to wkurwiające, że wybrał ją!
Po lekcjach pojechaliśmy jak zwykle do mnie. Gosposia nas nakarmiła, starego jak zwykle nie było… Zacząłem już planować małe przyjęcie urodzinowe dla Trampa. Wiedziałem, że dwunastego lutego ma urodziny i chciałem mu zrobić niespodziankę. On mi zrobił, kurwa, lepszą.
Zostawiłem go samego w kuchni, a sam poszedłem do łazienki. Uwaliłem się smarem gdzieś w aucie, chociaż nie mam pojęcia, jak to możliwe. Kiedy wróciłem, oczy wyszły mi na wierzch – Tramp siedział na meblach w kuchni, krztusząc się dymem z moich fajek. Mimo to zaciągał się co chwilę, najwyraźniej chcąc przezwyciężyć dolegliwości.
- Co ty wyprawiasz? – spytałem, podchodząc do niego.
Wzruszył ramionami, gapiąc się na swoje skarpetki.
- Palę. Myślałem, że smakuje trochę lepiej.
- Oddaj to! – wyrwałem mu fajkę i zgasiłem w zlewie, a potem wrzuciłem do śmieci.
- Hej!
- Nie będziesz jarał!
- Czemu? Ty jakoś możesz.
- Ale tobie nie pozwolę się truć. Siadaj i jedz.
Andy westchnął, ale posłusznie usiadł przy stole i zabrał się za drugie danie.
Działo się coś bardzo złego.
- Powiesz mi wreszcie, co cię gryzie? – spytałem.
- Nic mnie nie gryzie.
- Pewnie. Od jakiegoś czasu samookaleczanie się to twoje hobby! - fuknąłem.
- Po prostu jestem niezdarny – burknął, grzebiąc w swoim talerzu.
- Jasne, księżniczko. Niezdarny. Tak sobie mów. A na serio? Czemu nie chcesz mi powiedzieć? Wiesz, że bym ci pomógł.
- Nie możesz mi pomóc – wymsknęło mu się.
- Aha! – mina mu zrzedła, kiedy zobaczył moje zadowolenie. – Czyli jednak coś jest, tylko nie chcesz mi powiedzieć.
- Nic nie ma, źle się wyraziłem.
- Andy…
- Naprawdę, nie musisz się przejmować.
- Muszę, bo zachowujesz się, jakbyś miał okres, a ja nie wiem, co się dzieje. Jeśli masz jakiś kłopot, to mi o tym powiedz.
- Nie ma o czym mówić.
- Kurwa mać! Czemu mi nie ufasz?! Czemu nie chcesz mi powiedzieć?!
- Bo nie ma o czym mówić! Koniec tematu.
- Andy, nie denerwuj mnie.
- Ty mnie też. Uczepiłeś się jak nie wiem!
- Trudno. Widzę, że coś jest nie tak, to chcę wiedzieć, czemu.
- Po prostu mam gorsze dni.
Wywróciłem oczami z irytacji.
- Pewnie. Od miesiąca.
- Przestań się czepiać.
- Dobra, skoro nie chcesz mi powiedzieć, to chociaż chcę wiedzieć, dlaczego?
Andy spojrzał na mnie spod byka, a potem spuścił wzrok na swój talerz.
- A dlaczego miałbym? – zapytał  mrukliwie. – Interesujesz się tym tylko dlatego, że wolisz mnie innego w łóżku. Cała reszta nie ma dla ciebie znaczenia.
- Przecież ci powiedziałem, że jesteśmy parą! Wyznałem to Tomasowi i Mary i…
- To nie oznacza, że czuję, jakbym miał chłopaka – uciął. Odłożył widelec na talerz i wstał, chwytając swoją torbę. – Może po prostu mam dość? Może nie chcę już dłużej być chłopcem do pieprzenia? Do tego właściwie się ten związek sprowadza. Nikt nikomu niczego nie obiecywał, to prawie to samo co seks bez zobowiązań, tylko spędzamy ze sobą trochę więcej czasu i jesteśmy na siebie skazani w szkole. Poza tym nic nas nie łączy.
- To nie jest…
- Dla mnie jest. Nie zależy ci.
- ZALEŻY!
Jeszcze chwila i mu pierdolnę, obiecałem sobie w myślach.
- Udowodnij!
- Jak?
- Zrób mi loda.
Zamrugałem. Dopiero po chwili do mnie dotarło, czego oczekiwał.
Nie…
… ma
… mowy.
Uśmiechnął się gorzko.
- Właśnie o tym mówię. Gdyby ci zależało, zgodziłbyś się dla świętego spokoju. Spróbował, jak to jest. Widzisz, że coś jest nie tak, ale poza słowami nie wykazujesz żadnej inicjatywy. I DLATEGO nic ci nie powiem. Po prostu sobie nie zasłużyłeś.
Wmurowało mnie w krzesło. Nawet nie miałem ochoty za nim iść. Cichy trzask drzwi upewnił mnie, że Andy naprawdę po prostu sobie wyszedł.
Zagryzłem dolną wargę. Cholernie chciałem wiedzieć, co jest z nim nie tak. Nie należałem do osób specjalnie cierpliwych i byłem w stanie zrobić naprawdę wiele, żeby się tego dowiedzieć. Ale… lód? Albo wystawienie tyłka do penetracji? To nie dla mnie.
Zawahałem się. W sumie, to… chyba nie jest aż takie straszne. Nie wyobrażam sobie, żebym miał robić komuś loda, to inni byli od robienia tego mnie. Czemu ten idiota tak bardzo się uparł? Przecież tak było dobrze. Nie zaniedbywałem go, wręcz przeciwnie – dbałem o niego. Karmiłem go codziennie i uważałem na niego w szkole. Podwoziłem go przed lekcjami i po zakończeniu ich. Zabierałem go do kina, na basen, kręgle i oferowałem różne rozrywki. Nie zaniedbywałem go w łóżku, zawsze miał orgazm, kiedy się razem zabawialiśmy. Dlaczego więc tak bardzo się uparł, żeby mnie zdominować?
Szczerze powiedziawszy, nie wyobrażam sobie, żeby mogło mnie przerżnąć jakiekolwiek stworzenie o tak chudej dupie. Jeśli Andy myśli, że mu ulegnę, bo odegra rolę ofiary, jest w błędzie.
Nie ma mowy.
Nie dam się oszukać.



12 komentarzy:

  1. OOOO! Ale się porąbało :/ Dodaj szybko rozdział! WENY! ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Biedny Andy,zagubiony i samotny.Smutny ten rozdział był.Nie wiem czemu Lucas nie chce ulec,pokazać,że mu zależy.Słowa to za mało,żeby kogoś przekonać o swoich uczuciach.Myśle,że Lucas jeszcze nie doszedł do momentu kiedy uświadomiłby sobie,że tak naprawdę kocha Andy'ego.Wtedy może by uległ mu.Jak narazie i Lucas i tata Andy'to skonczone dupki.Czekam na kolejny odcinek,dodak go szybko.Najlepiej dziś :-) Buziaki

    OdpowiedzUsuń
  3. Popłakałam się czytając z rana rozdział. Zwłaszcza od momentu, gdy Andy mówił, że jest sam. I ma rację nie mówiąc nic Lucasowi. Po co mu litość i tak dalej. Niech Lucas sam dojdzie do wszystkiego. Na razie będzie myślał, że Andy udaje smutnego itd. żeby zdobyć jego tyłek. Jakże się pomyli. Ale tym samym udowodni, że nie kocha Andyego, a w każdym razie sobie tego nie uświadamia. I mam nadzieję, że kiedyś zrozumie, że dominacja w łóżku, nie oznacza, że to on rządzi i ma siłę, bo tym samym rani drugą osobę. Traktuje ją jak gorszą, jak panienkę. A w związku i w łóżku ludzie są sobie równi. I nie ma znaczenia, kto jest na dole, a kto na górze. Ważne, że się kochają i jest im dobrze.
    Poruszający, emocjonujący rozdział. :D
    Aaa i mam nadzieję, że ojciec Andyego dostanie kiedyś za wpierdol za takie traktowanie syna.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak zawsze świetnie:) Martwi mnie tylko Andy... To przez co porze chodzi przez ojca jest okropne... W sumie dobrze że nie chce powiedzieć o tym Lucasowi, on na prawdę na to nie zasłużył...
    Pozdrawiam cieplutko i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Odcinek smutny ;(
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. biedny Andy :(
    ciekawi mnie co zrobi Lucas.. ^^
    czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  7. Przy okazji tej sytuacji z ojcem Andiego wyszło co mu nie pasuje w związku z Lucasem.
    Myślę że to się im jakoś poukłada

    OdpowiedzUsuń
  8. Hmm.. Jak to jak? ;>
    Noo jasne, że do łóżka mu wskocz haha, Bill..


    Pozdrawiam :*!

    OdpowiedzUsuń
  9. No i znowu chamskość Luca gdzieś wyparowała, pozostały po niej zgliszcza, ale co tam, chyba wolę go takiego, lekko tylko bezczelnego i pustego buraka keke No dobra, Luc mnie bawi tym swoim "nie dam nikomu dup*" :D I dobrze, w końcu będziesz musiał ;P - Mam ochotę mu to powiedzieć, zwłaszcza że nieodwołalnie to musi się zdarzyć, żeby mógł być razem z naszym Andym szczęśliwy :D A w ogóle strasznie mi się ten rozdział podobał ze względu na to, że tak obfitował w opisy uczuć, a i sytuacyjne ze strony Andego, ach... chyba lubię ostatnio angst, a on to samo angst, a do tego tak ciekawie jego losy są przedstawione, zmiana wyglądu wymuszona przez antypatycznego rodzica - i wygląd z singla Schrei jak ta lala O__o Ech... ale z ciekawa jestem czy Luc tak zadba o niego, że będzie miał taki boskie ass jak teraz ma Bill XD Dzięki za ten rozdział i czekam na kolejny, powodzenia w pisaniu! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeczytałam komentarze i prawie pomyślałam, że ja jakoś mało wrażliwa jestem, no ale pocieszam się tym, że początkowo też mi było smutno, strasznie i w ogóle pełen wnerw na żałosną sytuację Andego, dobre było użycie powtórzeń "Byłem sam."... Ale no, potem to już mi się tylko z Luca chciało śmiać, biedaczek... będzie musiał nad sobą popracować XD Ta...

      Usuń
  10. No nie wierzę.. Dlaczego? Dlaczego oni zawsze muszą zamieniać się rolami w tych twoich opowiadaniach? Tak.. Rozdziały i sama fabuła są świetne, ale to mnie dobija na.. Odpuść obie Andy..Chociaż ty.. Błagam.. (I tak wiemy jak to się skończy - Lucas da się przerżnąć) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)