niedziela, 10 czerwca 2012

Rozdział 32


Lucas
Piątek.
Uwielbiam piątki. Kiedyś był to dzień ostrego imprezowania, teraz spędzania czasu z Trampem. Przeważnie nocował u mnie w weekendy. Miałem nadzieję, że po naszych ostatnich sprzeczkach mnie nie wystawi.
Ten piątek był jeszcze lepszy niż pozostałe, bo w ogóle nie mieliśmy lekcji. Trener zorganizował sparing z sąsiednią szkołą i mieliśmy się sprawdzić w prawdziwej bitwie. Nie cieszyłem się na ten mecz tak, jak cieszyłbym się jeszcze tydzień temu. Odkąd Tomas i Mary zaczęli ze sobą kręcić, rzadko spędzałem czas z przyjacielem. Właściwie nie byłem pewny, czy nadal nim jest. Nie potrzebował mnie, więc sam się usunąłem w cień. Czekałem. Kiedyś przecież będzie mnie potrzebował, prawda?
Andy dalej nie chciał mi nic powiedzieć. Na początku myślałem, że ma kłopoty w domu, ale kiedy raz go odwiozłem i wprosiłem się na obiad, wszystko było w porządku. Jego ojca nie było, a matka krzątała się po domu. W sumie tylko wymieniliśmy uprzejmości i zaraz zniknęła. Nic podejrzanego.
W szkole poszliśmy od razu pod szatnię i czekaliśmy, aż otworzą nam drzwi. Potem szybko się przebraliśmy i poszliśmy na rozgrzewkę. Tomas nie podszedł do mnie, ba! Specjalnie odszedł dalej. Andy również gdzieś przepadł, rozgrzewając się zupełnie na uboczu. Kiedyś go zamorduję, przysięgam!
Mecz popsuł mi humor doszczętnie. Zresztą, każdemu by się popsuł humor, gdyby był cztery bramki w plecy z jakąś podrzędną drużyną. Byliśmy lepsi. O niebo lepsi, ale to, że nie dogadywałem się z Tomasem, właściwie przesądziło wynik meczu. Nawet Andy, który bronił lepiej niż sam Casillas, Neuer, Cech czy Van Der Sar. Ja i Tomas, kiedy dogadywaliśmy się, byliśmy jak dwóch Messich albo Ronaldo, a podczas tego meczu reprezentowaliśmy jedynie ligę podwórkową. Żenada.
W szatni wszyscy siedzieli skwaszeni. Tomas szybko się zmył, a Andy nie miał zbyt ciekawej miny. Był zawiedziony wynikiem meczu, świetnie to po nim widziałem. Starał się jak mógł, żebyśmy nie przegrali, ale nie zawsze mógł sobie poradzić sam. Potrzebował naszego, hmm… mojego wsparcia na boisku, a ja dałem dupy. Nie wiem dlaczego, ale miałem wrażenie, że sytuacja z meczu ma swoje odbicie w rzeczywistości. Czułem, że zawiodłem Andy’ego i strasznie mnie to wkurzało.
Podszedłem do niego.
- Jedziesz do mnie?
- Uhm…
- Poczekam na ciebie w aucie, ok?
Kiwnął głową.
Wziąłem swoje rzeczy i poszedłem na parking. Zobaczyłem, że niedaleko stoi Tomas, zerkając co chwilę na telefon. Czekał na kogoś.
Podszedłem do niego.
- Popełniasz błąd – powiedziałem.
- Odczep się.
- Mary to chciwa suka, nie będziesz z nią szczęśliwy.
- Odpuść sobie – powiedział zrezygnowany. – Nie chcę się kłócić, mam już dosyć tego wszystkiego. Po prostu daj mi się na niej przejechać.
- Nie chcę, żebyś później tego żałował. Przecież znamy się nie od dziś, czemu mi nie wierzysz? Sam wiesz najlepiej, jaka ona jest.
- Może. A może nie.
- W szkole jest kilka dziewczyn, którym się podobasz. Kilka naprawdę fajnych i mądrych lasek, a nie jakichś dziwek, które tylko patrzą, żeby się z kimś przespać.
- Jeśli jeszcze raz ją obrazisz, uderzę cię! – warknął wkurzony.
Westchnąłem ciężko.
- Jak chcesz – mruknąłem zrezygnowany. – Pamiętaj, że cokolwiek się stanie, jestem po twojej stronie. Kiedy już się na niej poznasz, po prostu przyjdź.
Tomas prychnął tylko, odwracając się do mnie plecami. Zobaczyłem, ze Andy wychodzi ze szkoły, więc poszedłem do swojego auta. Wsiedliśmy do samochodu.
- Sorry za ten mecz – powiedziałem, kładąc rękę na jego udzie i ściskając je lekko.
- Nieważne – odparł. – Było, minęło, nie ma sensu się tym przejmować.
- Zostaniesz na weekend?
Andy pokręcił przecząco głową.
- Nie, mama chciała, żebym tym razem został w domu. Nie mam pojęcia, dlaczego, ale już jej to obiecałem.
- Szkoda.
- Mhm…
Zapadła cisza.
W domu standardowo – obiad, telewizja, basen, seks… Trochę rutynowo było ostatnio i denerwowało mnie to. Od Sylwestra ojciec się nie pokazał, jeśli dzwonił, to rozmawiał tylko z gosposią. Naprawdę go nienawidziłem, z każdym dniem coraz bardziej.
- Musisz iść? – zapytałem zawiedziony, patrząc jak Tramp powoli się ubiera. Znowu przyszło mi na myśl, że strasznie chuda z niego dupa.
- Muszę. Obiecałem mamie.
- Zadzwoń i powiedz, że zostajesz u kolegi.
- Obiecałem jej – powiedział z naciskiem. – Nie łamię obietnic.
- Pff… Takie obietnice się nie liczą.
- Liczą się każde, nawet te najmniejsze.
- Dobra, jak chcesz. Ale jutro się spotkamy?
- Raczej tak, jeszcze nie wiem.
Zabiję gnojka, pomyślałem ze złością. No, bo skoro on nie wiedział, to niby kto miał?



Andy
Bałem się wrócić do domu, ale nie miałem wyjścia. Mama naprawdę mnie prosiła, żebym został w ten weekend. Chciała, żebyśmy usiedli i razem z ojcem porozmawiali o tej sytuacji. Była skłonna iść nawet do pracy. Już ponad miesiąc byliśmy bez środków do życia, mama opłacała wszystko za pieniądze, które odkładała przez ostatnie lata na moje studia. Teraz kasa topniała w oczach, a ona nie wiedziała, co zrobić.
Nie wiedziałem, za co ojciec pije, ale podejrzewałem, że zaciąga jakieś długi. Z każdym dniem nasza sytuacja się pogarszała. Gdybym nie jadł u Lucasa, najprawdopodobniej chodziłbym głodny. Mama przestała gotować, gotowa oszczędzać nawet na jedzeniu. Szybko musiałem gasić światło w pokoju i miałem zablokowane konto w telefonie. Moje pieniądze oddałem mamie. Było coraz gorzej i nie wiedziałem, co teraz stanie się z naszą rodziną. Mama złożyła jakieś papiery o zasiłek, ale na razie decyzja jeszcze nie przyszła. A ojciec z każdym dniem coraz gorzej mnie traktował. Ostatnio nawet zagroził, że wyrzuci mnie z domu. Bałem się go.
Pocałowałem Lucasa na pożegnanie i poszedłem do domu. Usłyszałem cichy warkot silnika, który po chwili umilkł zupełnie. Ledwo zamknąłem za sobą drzwi, a już silny cios powalił mnie na podłogę.
- Pedał.
Spojrzałem w górę ze zdumieniem. Ojciec był pijany.
Znowu pijany.
Złapał mnie za nadgarstek i szarpnął do góry. Spróbowałem się wyrwać, ale nie mogłem. Dostałem w twarz, a potem z pięści w brzuch. Pozbawiony oddechu, przerażony i zdezorientowany, jakoś się wyrwałem i szybko pognałem przed siebie. Potykając się na schodach, udało mi się wbiec na górę. Ojciec raz chwycił mnie na bluzę, ale udało mi się wyrwać. Wpadłem do łazienki i spróbowałem zamknąć drzwi, ale ojciec wstawił tam stopę.
Znowu się rozpłakałem, nie wiedząc, co robić. Gdzie jest mama? Czy wszystko z nią w porządku? Do tej pory jej nie ruszał, ale przecież z każdym dniem było coraz gorzej.
Chwyciłem w rękę kij od miotły i uderzyłem nim mocno w stopę ojca. Jęknął i zabrał ją, a wtedy ja zatrzasnąłem szybko drzwi.
Odszedłem kawałek dalej. Podskoczyłem, kiedy walnął mocno w drzwi. Przestraszyłem się, że zamek tego nie wytrzyma.
- Jak tylko je otworzę, zabiję cię, gnoju! – krzyczał wściekły. – Jak śmiesz podnosić rękę na własnego ojca?!
Jeśli wyważy drzwi, zabije mnie, pomyślałem przerażony. Usiadłem pod ścianą i czekałem na najgorsze.
Ja nie chcę, nie chcę, nie chcę, myślałem załamany. Dlaczego spotyka to właśnie mnie? Już wiedziałem, jak strasznie musiał się czuć Joe i dlaczego chciał popełnić samobójstwo. To, co robił ojciec, powoli niszczyło mnie psychicznie.
Drzwi ustąpiły z głośnym hukiem. Nawet nie chciałem na to patrzeć. Zasłoniłem twarz rękami, kuląc się pod ścianą. Czekałem na najgorsze.
- Zostaw go! Pat!
Ojciec znieruchomiał, odwracając się. Matka podbiegła do mnie i przytuliła. Rozszlochałem się jak dziecko, tuląc się do niej mocno.
- Co ty zrobiłeś, Pat?! – spytała.
- Nie wtrącaj się! – burknął.
- Jak możesz?! To twój syn. Spójrz na niego! – krzyknęła. Odsunęła mnie od siebie i odwróciła moją twarz w jego stronę. Nasz wzrok spotkał się na chwilę, ale zaraz znowu wczepiłem się w matkę. – Jak możesz go tak krzywdzić?
- To zwykły pedał. Ma, na co sobie zasłużył.
- Nie poznaję cię, Pat.
- Nie musisz.
- Chodź, kochanie.
Mama pomogła mi wstać i wyprowadziła mnie z łazienki. Zabrała mnie do mojego pokoju i opatrzyła nos.
- Prześpij się. Zamknę cię od zewnątrz, dobrze? Spróbuję z nim porozmawiać.
- A jeśli coś ci zrobi?
- Nie uderzy mnie, nie musisz się martwić – uśmiechnęła się smutno. – Przykro mi, że do tego doszło, Andy. Nigdy nie sądziłam, że Pat jest zdolny do skrzywdzenia cię. Przepraszam.
Pokiwałem jedynie głową. Co miałbym powiedzieć?
Posłusznie położyłem się i, o dziwo, zasnąłem bez większych problemów. Widocznie bardzo tego snu potrzebowałem.
Obudziło mnie delikatne szturchanie.
- Andy… Kochanie, obudź się.
Otworzyłem zaspane oczy. Cała twarz pulsowała mi z bólu.
- Mamo?
- Ojciec poszedł znowu pić – powiedziała cicho. – Na razie go nie ma, ale jak wróci, już mnie nie posłucha. Pokłóciliśmy się. Możesz zadzwonić do jakiegoś kolegi i u niego przenocować do poniedziałku? Ostatnio tak robiłeś, może tym razem…
- Mogę, żaden problem.
Mama odetchnęła z ulgą. Pogłaskała mnie delikatnie po włosach jak małe dziecko.
- Zadzwoń do niego i jedź. Wróć w poniedziałek rano, dobrze? Wtedy jest trzeźwy. Ja w tym czasie pomyślę, co dalej z tym zrobić.
- Jesteś pewna, że dasz sobie radę sama?
- Z jakiegoś powodu wzbudzasz w nim złość, nie chcę, żeby cię dalej krzywdził. Jeśli możesz, jedź.
Kiwnąłem głową. Z jednej strony nie chciałem zostawiać mamy samej. Bałem się, że mimo wszystko stanie jej się coś złego. Gdyby tak było, nie wybaczyłbym sobie tego do końca życia. Z drugiej jednak strony chciałem jechać do Lucasa. U niego czułem się bezpiecznie, wiedziałem, że nikt nie wyrządzi mi żadnej krzywy. Mogłem spać, nie obawiając się, że zaraz ktoś mnie zaatakuje. Po prostu było mi tam dobrze.
Zadzwoniłem do Breya.
- Hej.
- Cześć. Słuchaj, jednak mogę u ciebie spać. To… nadal aktualne?
- Jasne. Czemu tak nagle zmieniłeś zdanie?
- W parku dopadło mnie kilku typków i trochę mnie pokiereszowali – skłamałem. – Jak mój ojciec to zobaczy, dostanie szału. Mama mówi, że poradzi sobie beze mnie i… No, mogę przyjechać. Jeśli chcesz, oczywiście.
- Pewnie. Będę za kwadrans.
- Zgodził się – powiedziałem do mamy, chowając telefon do kieszeni. – Zaraz przyjedzie.
Kiwnęła głową.
Lucas przyjechał naprawdę szybko. Akurat się spakowałem i ubrałem, kiedy zatrąbił. Pożegnałem się z mamą i pobiegłem do auta.
- Cześć – rzuciłem, całując go na powitanie.
- Hej. Aż tak bardzo się stęskniłeś? – spytał z lekkim uśmiechem.
- Stęskniłem? Czemu?
- No, tak szybko do mnie biegłeś.
- Jedźmy już.
Lucas zaśmiał się cicho, ale posłusznie ruszył. Załapałem się akurat na kolację składającą się z naleśników obficie polanych syropem i bitą śmietaną. Chociaż były przepyszne, nie miałem ochoty jeść.
- Czemu nie jesz?
Westchnąłem. Czasami wolałbym, żeby Lucas nie był taki spostrzegawczy.
- Nie jestem głodny.
- Na pewno jesteś. Masz przytyć.
- Przestań wreszcie się czepiać mojej wagi! Skoro jeszcze żyję, widocznie nie jest tak źle.
- Jest. Sama twoja postura sprawia, że chce się ciebie lać. Wierz mi, wiem coś o tym.
Wywróciłem oczami.
- Kto ci wlał?
- Jacyś dwaj kolesie.
- O tym właśnie mówię. To jak wyglądasz, ściąga na ciebie kłopoty. Musisz przytyć. Koniecznie.
- Nie będę jadł na siłę.
- Nie musisz. Sam cię nakarmię.
Dziwny błysk w jego oczach dał mi jasno do zrozumienia, że mi nie odpuści. Wstał od stołu i podszedł do mnie. Pisnąłem cicho, kiedy wziął mnie niespodziewanie na ręce. Już po chwili siedziałem mu na kolanach, objęty jedną ręką w pasie. Spojrzałem na niego pytająco.
- Jesz po dobroci?
- Nie chcę jeść.
- Ostrzegałem!
Lucas wziął spory kęs jednego naleśnika, a potem złączył nasze usta w pocałunku. Już wiedziałem, co chciał zrobić i, szczerze powiedziawszy, spodobało mi się to. Uśmiechnąłem się lekko i przyjąłem to, co mi dał.
- Takie smakuje o wiele lepiej – powiedziałem. Zaśmiał się cicho i zrobił jeszcze raz to samo. W taki sposób obaj zjedliśmy całą moją porcję i jeszcze jego. Przy okazji całe twarze umazaliśmy sobie bitą śmietaną. Dokładnie wylizałem mu wszystko z twarzy, a potem on mi.
- Nareszcie się uśmiechasz – rzucił nieoczekiwanie, przytulając mnie. – Ostatnio słabo z tym u ciebie.
- Wydaje ci się.
- Nic mi się nie wydaje. Nie jestem ślepy. Chodź, wykąpiemy się.


Lucas
Nagła zmiana decyzji zapaliła w mojej głowie czerwoną lampkę. Nadal nie wiedziałem, dlaczego on tak usilnie skrywa swój problem, ale chciałem mu jakoś ulżyć. Obojętnie jak… No, poza dwoma oczywistymi rzeczami, byłem w stanie zrobić chyba wszystko.
Kiedy go na chwilę zostawiłem samego, znowu przyssał się do moich fajek. Nie chciałem się jednak o to kłócić, więc sobie odpuściłem. Wciągnąłem go pod prysznic, w myślach widząc przynajmniej trzy pozycje, w których mógłbym go wziąć.
- Chcę cię przelecieć - zakomunikowałem mu.
Prychnął cicho.
- Ja ciebie też.
Zdębiałem.
Dosłownie.
Zupełnie mnie wmurowało. Spojrzałem na niego jak na wariata. Jego twarz nie wyrażała żadnych uczuć. Ot, po prostu się na mnie patrzył, czekając na moją reakcję. Chciał mnie sprowokować.
- Już rozmawialiśmy na ten temat – mruknąłem, namydlając mu plecy.
- No i? Możemy porozmawiać jeszcze raz.
- Już ci powiedziałem, że tego nie zrobię.
Zapadła chwilowa cisza. Przez chwilę nie patrzył mi w oczy, a potem uniósł wzrok.
- Czy… jest w ogóle jakaś szansa na to, że kiedykolwiek mi na to pozwolisz? Albo że zrobisz mi loda?  Że spróbujesz, jak to jest? – spytał.
Uhu, poważne pytanie. Powaga w jego głosie było bardzo wyraźna. Miałem dwa wyjścia – okłamać go i dać mu nadzieję, że kiedyś może mu na coś takiego pozwolę lub powiedzieć prawdę i szybko go tej nadziei pozbawić. Biorąc pod uwagę ostatnie okoliczności, raczej powinienem wcielić w życie ten pierwszy plan, ale nigdy nie chciałem karmić nikogo złudzeniami. Mój ojciec ciągle dawał mi nadzieję, by potem brutalnie jej pozbawić. Nie chciałem pogarszać sprawy.
- Nie – rzekłem stanowczo. – Nigdy nie będę pasywem. Nie pytaj o to więcej, bo nie zmienię zdania i wkurwia mnie każda rozmowa o tym.
Od razu spuścił wzrok i przełknął ciężko ślinę. Coś mnie boleśnie zakłuło w brzuchu i przez jedną krótką chwilą miałem głupie wrażenie, że zadrżała mu dolna warga. Miałem nadzieję, że się nie rozpłacze, bo nie miałbym najmniejszego pojęcia, co z nim zrobić. Zaraz jednak jego twarz znowu przybrała tę durną maskę. Wzruszył ramionami.
- Tak myślałem – powiedział cicho, patrząc w jakiś martwy punkt. Uśmiechnął się, ale jego oczy… Nienawidziłem tego smutku i pustki w jego oczach. – Wybacz, nie chciałem cię denerwować. Nie wściekaj się na mnie. Chciałem się tylko upewnić.
- W porządku. Zapomnijmy o tym.
Zamarłem, kiedy Tramp wyrwał mi się i klęknął przy mnie. Jedną ręką złapał mnie za biodro, a drugą włożył sobie mojego penisa do ust. Jęknąłem, kiedy zaczął go intensywnie pieścić. Wkładał sobie do ust najgłębiej jak potrafił, ssał czubek i lizał go zawzięcie. Zszokowany, nie panowałem nad sobą i niemal od razu spuściłem mu się do ust. Zakrztusił się, a z oczu pociekły mu łzy. Zaczął kaszleć przeraźliwie.
- Andy…- kucnąłem przy nim i objąłem, kiedy pluł moją spermą. – Boże, przepraszam. Nie zdążyłem cię ostrzec.
- To nic.
- Co?
- Nie musisz się przejmować.
Objął mnie i zaczął całować po szyi, obojczykach, ssał sutki… Celowo omijał usta, to było takie oczywiste. A potem tak po prostu się odwrócił. Tak po prostu, oparł się o ścianę i czekał, aż mu wsadzę. Poczułem przypływ rozpaczy. Co się z nim działo? Dlaczego się tak zachowywał?
Delikatnie w niego wszedłem, chociaż wszystko we mnie burzyło się przeciwko takiemu obrotowi sprawy. Po raz kolejny pieprzyłem go w ten sam wkurwiający sposób – jakby to była zwykła rutyna, coś, co trzeba zrobić, ale nie musi to sprawiać nikomu przyjemności. Co z tego, że po kilkunastu pchnięciach miałem kolejny orgazm. W ogóle mi się ten seks nie podobał, Andy mi się nie podobał, nie taki apatyczny.
Objąłem go po wszystkim, a on wtulił się we mnie mocno.
- Dlaczego to robisz? – spytałem cicho, głaskając go po śliskich plecach. – Czemu się krzywdzisz?
- Takiego mnie chcesz.
- Jakiego?
- Uległego i zboczonego. Jeśli… taki ci się podobam, to taki będę.
- To nie tak, źle mnie zrozumiałeś.
- Zrozumiałem cię bardzo dobrze. Chodźmy już, zimno mi.
Wyszedł.
- Ale Andy…
Nie usłyszał.
Co się z nim stało?


Andy
Powinienem już spać. Było grubo po północy, Lucas już dawno usnął, ale ja nie mogłem. Płakałem cicho, starając się nie hałasować. Czułem, że tego potrzebuję. Kiedy byliśmy pod prysznicem i powiedział, że nigdy mi nie pozwoli na przejęcie kontroli, poczułem się przegrany. W tamtej chwili pragnąłem się po prostu zeszmacić, żeby zasłużyć na epitety, którymi ostatnio ciskał we mnie ojciec. Czułem się taki samotny… Nikt mnie nie rozumiał, nie miałem nikogo, komu mógłbym powiedzieć o moich problemach. Lucas nie był odpowiednią osobą do rozdrapywania takiego typu ran. Był bogaty, nigdy mu niczego nie brakowało i nie potrafiłby zrozumieć ludzi, którzy nie mają źródła utrzymania. Mógłbym się założyć, że same jego buty to ze trzy byłe wypłaty mojego ojca.
Po co ja w ogóle żyję? Byłoby o wiele prościej, gdybym po prostu się zabił. Tak jak próbował Joe. Jemu się poszczęściło, od razu zainteresował się nim Colin. Był bezpieczny i wszystko się ułożyło. Ale u mnie? Przy mnie nie ma nikogo typu Colina. Lucas? Akurat! Podobałem mu się tylko dlatego, że stawiałem mu opór. Gdybym przestał to robić, zwyczajnie by mnie olał. Zostawił. Tak po prostu, bez niczego. Nie potrzebował mnie, po prostu bycie ze mną było takie zajebiście wygodne. Nie musiał liczyć się z moimi uczuciami, bo i tak zawsze stawiał na swoim.
Najgorsze było to, że kiedy staliśmy pod prysznicem i on powiedział, że nigdy nie pozwoli mi dominować, uświadomiłem sobie jedną rzecz.
Kochałem go.
W jakiś pierdolony sposób obdarzyłem go uczuciem, którym nie powinienem. Kiedy mi powiedział, powinienem go znienawidzić, zostawić, przekląć… A ja po prostu stałem, chcąc odejść, ale nie potrafiąc tego zrobić. Chciałem się zeszmacić, ale oprócz tego, zrobiłem to tylko dlatego, że się bałem. Gdybym tak po prostu stracił jeszcze jego, nie dałbym sobie rady.
Dlatego to wszystko zrobiłem. Kochałem go i choć tak cholernie mnie ranił, nie potrafiłem go zostawić.
Uniosłem się na łokciach. Wplotłem palce w jego miękkie włosy i delikatnie je przeczesałem, przeczuwając kolejną falę łez.
Pozostał mi tylko płacz i nadzieja, że jeśli za jakiś czas mnie porzuci, będę miał wystarczająco dużo odwagi, żeby podciąć sobie żyły, żeby się nie męczyć, żeby po prostu to wszystko skończyć…
Moje życie już nie miało sensu.
Gra skończona.
Game Over.

***
Miałam dodać dzisiaj odcinek tylko pod warunkiem, że Niemcy dostaną w dupę z Portugalią na Euro. Jak to zwykle z  Niemcami, strzelili Portugalczykom bramkę pod koniec i ci mieli już pozamiatane. Dodaję odcinek... żeby odreagować. Ktoś z Was ogląda Euro?
Hmm... Coraz bliżej do końca OS. Jeszcze trochę i będę dodawać odcinki częściej, taki bynajmniej mam zamiar.
Pozdrawiam!

11 komentarzy:

  1. Oj oglądam Euro i tak mi się dziś chociaż remis marzył, ale niestety. Co do opowiadania, to właśnie się popłakałam czytając je. Strasznie mi szkoda Andyego. Chyba zbyt emocjonalnie do tego podchodzę, ale już tak mam. Zastanawiam się kiedy Lucas w końcu przejrzy na oczy... Odcinki jeszcze częściej? Ale fajnie! (chyba cieszę się jak małe dziecko co dostało lizaka. Całkiem mi już odbija ;/)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też oglądam :)I szczerze Ci powiem że byłam za Niemcami xD W końcu graja tam Polacy ^^ Odcinek jak zawsze niesamowity:) Żal mi Andy'ego... o przez co przechodzi jest okropne... Szkoda że nie potrafi się otworzyć przed Luc'iem... Wierzę że by mu pomógł bo w głębi serca go kocha... Mam nadzieję że w końcu to zauważy i okaże Andy'iemu... Andy powinien mu powiedzieć co czuje jak najszybciej, może to skłoniłoby Lucasa do działania... Cieszę się że notki będą częściej, już nie mogę się doczekać ^^
    Pozdrawiam cieplutko :****

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja tylko wiem kto z kim i ile, ale tak meczu nie oglądam. Rozdział boski!! Miałam łzy w oczach :_( Andy! Nie do brak mi słów (ostatnio nie umiem dobrać w słowach dobrych komentarzy xD) WENY! ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Mecz był super a wygrał poprostu ten kto miał większego farta.Odcinek cudowny,czekałam na niego z niecerpliwością,z resztą jak na każdy poprzedni.Bardzo mnie wzruszył monolog Andy'ego.Biedny chłopak niby ma rodzinę,faceta a jest sam.A Lucas jest tak uparty,że tylko mu przylać.On tez potrzebuje uśwadomić sobie,że kocha Andy'ego.Mam nadzieje,że zrobi to za nim będzie za późno,bo myśli Andy'ego są bardzo niepokojące.Dodawanie odcinków częściej to cudowny pomysł.Teraz czekam na kolejny odcinek "Rodzinnego domu".Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Odcinki częściej? Właśnie sprawiłaś mi wiele szczęścia. :D
    Znów się popłakałam. Te myśli Andyego są straszne, zwłaszcza przy końcu. Jak nic chłopak popada w depresję. Lucas nie śpij. Otwórz oczy, bo pewnego dnia będzie za późno. :(
    Kocham to opowiadanie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Opowiadanie wciąga jak nie wiem, ostatnio zaglądam tu co chwilę. A przy ostatnich odcinkach ryczę, tak smutno mi gdy myślę o sytuacji Andyego. Ale częstszymi odcinkami ucieszyłaś mnie. Uwielbiam to opowiadanie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej kochana! ;) dzisiaj znalazłam to opowiadanie w sieci i jestem po prostu zachwycona! Przeczytałam je na raz, jest tak mega ciekawe i wciągające. Jestem ciekawa jak potoczą się dalsze losy tej dwójki i mam nadzieję, że wszystko skończy się szczęśliwie ;) co do Euro to nie jestem wielką fanką piłki nożnej, ale ciekawy mecz zawsze chętnie obejrzę, zwłaszcza w dobrym towarzystwie z przyjaciółmi ;D pozdrawiam i weny życzę! ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Aaa... popłakałam się >< Biedny Andy... Denerwuje mnie opór Luca, ale z drugiej strony żaden człowiek szybko się nie zmienia. Ale co jeśli nie zdąży się zmienić, a mu Andy kipnie?! ;( No, czekam na kolejny rozdział i jakiś zwrot ku lepszemu jutru, bo jak na razie wszystko się wali na łeb na szyję >< Mam nadzieję, że Andy nie ma racji co do Luca, w końcu takim dupkiem to ostatnio nie jest, no ale... jakimś jasnowidzem to też nie :/
    Pozdrawiam, powodzenia w pisaniu!

    Co do Euro, lubię popatrzeć na gości ganiającymi za piłką, ale tak się składa, że zdecydowanie wolę poświęcić te dwie godzinny na poczytanie opka czy naukę niż na wnerw na remis Polska&Grecja, wygraną Niemców czy kogo tam jeszcze XD

    OdpowiedzUsuń
  9. Odcinek genialny! Ja oglądam Euro ;D 6 odcinek u mnie http://ewige-liebeth-alexa.bloog.pl/ :)

    OdpowiedzUsuń
  10. o rany.. Andy ma tak źle i ja normalnie aż przeżywam to z nim no...
    czekam na nn ^^

    OdpowiedzUsuń
  11. Andy.. Biedny Andy.. Andy debil, który nie rozumie, że w rzeczywistości Lucas też go kocha. Tak samo jak on kocha jego.. Jejku, jejku.. Miłość wisi w powietrzu, a ten sie szmaci.. Jakbyś nie mógł odpuścić tej dominacji.. A Lucas zrobiły mu loda i po sprawie.. Andy byłby wniebowzięty. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)