Tom z niecierpliwością czekał na odpowiedzieć
matki. Z niechęcią musiał przyznać, że mężczyzna wyglądał na porządnego faceta,
ale jakoś ciężko mu było go zaakceptować. Miał jednak dziwne przeczucia, że nie
będzie miał innego wyjścia.
- Jeśli tak bardzo chcecie wiedzieć,
to wam powiem. W dniu, w którym zdarzył się ten nieszczęśliwy wypadek, poszłam
z Aleksem na kolację. To tak naprawdę mój szef... - zaczęła kobieta.
- Mamo! - jęknęli obaj.
- Ani słowa! Już od pewnego czasu
spotykaliśmy się po pracy, ale ta kolacja była wyjątkowa. Widzicie, Aleks
poprosił mnie o rękę.
Bliźniacy znieruchomieli. Pierwszy z
szoku otrząsnął się Tom.
- Pięknie, stary. Zepsułeś naszej
mamie taki dzień! - warknął Tom do bliźniaka, chcąc w ten sposób zamaskować
szok, w jaki wprawiły go słowa matki.
- Ja?! To nie była moja wina! -
odparł Bill z oburzeniem.
- Ciekawe czyja?!
- Gdybyś mnie nie pobił, nic by się
nie stało!
- Gdybyś mnie nie wkurzył, nie
dostałbyś lania!
- Panoszyłeś się w kuchni jak jakiś
książę! Co ty sobie w ogóle...
- Nie pozwalaj sobie, bo źle
skończysz!
- Chłopcy, przestańcie. Do tego też
dojdziemy. Aleks właśnie odwoził mnie do domu i zaprosiłam go na kawę.
Chciałam, żebyście się poznali. Doszłam do wniosku, że przyjmę jego
oświadczyny, jeśli i wy go zaakceptujecie. Jednak w domu nikogo nie było.
Zadzwoniłam do ciebie, Bill, ale nie odbierałeś, więc spróbowałam dodzwonić się
do Toma. Wspominał coś, że się pokłóciliście...
- Żeby tylko - mruknął Czarny, a
brat zgromił go wzrokiem.
- Po jakimś kwadransie zadzwonił
znowu. Okropnie płakał, nie mógł wydusić z siebie słowa...
Tom poczuł, że się czerwieni. Bill wcale
nie musiał o tym wiedzieć! Ten cały Aleks też nie.
Cholera! Znowu czuł się upokorzony!
Zerknął na bliźniaka i zobaczył na
jego ustach uśmieszek satysfakcji.
- Płakałeś za mną?- spytał,
szturchając go lekko.
- Zamknij się! - syknął blondyn,
jeszcze bardziej się rumieniąc.
Czarny wybuchnął śmiechem.
- Ktoś tu chyba się zarumienił! -
rzekł melodyjnie Bill.
Policzki starszego bliźniaka zrobiły
się jeszcze ciemniejsze.
- Zaraz ci przywalę!- zirytował się
Tom, na co Czarny tylko znowu się zaśmiał.
Gdyby nie radość w jego oczach, blondyn
już by go trzepnął w łeb.
- Kontynuuj, mamo - syknął starszy
Coger.
- Tom powiedział mi, że mam
przyjechać do szpitala. Dotarliśmy najszybciej, jak się dało. Na początku
myślałam, że to z Billem coś się stało, ale potem zobaczyłam, że z karetki
wynoszą was obu na noszach. Lekarze...
Ania urwała, nie mogąc wydusić z
siebie słowa. Mężczyzna objął ją lekko.
- Lekarze krzyczeli, że została
zatrzymana u was akcja serca. Musieli wam robić elektrowstrząsy. Cudem udało im
się was odratować. Okazało się, że tuż obok was uderzył piorun. Dach budynku
trochę go osłabił, ale i tak wyładowanie było tak silne, że skończyło się, jak
skończyło. Teoretycznie nie powinniście żyć - rzekł Aleks.
Bracia spojrzeli na siebie
porozumiewawczo. Zbyt dobrze o tym wiedzieli.
- Obaj zapadliście w śpiączkę. Cały
miesiąc czekałam, aż się obudzicie. W dodatku... Bill, chyba musimy o czymś
porozmawiać! Wiedz, że po wyjściu ze szpitala będziesz chodził regularnie do
psychologa.
Chłopak westchnął.
- Wal, mamo.
- Przy Tomie i Aleksie?
- Nie mam sekretów przed Tomem, a
skoro Aleks ma być częścią naszej rodziny, też powinien to usłyszeć.
- Badanie wykazało, że
przedawkowałeś leki! Tom zgłosił do szpitala, że próbowałeś popełnić
samobójstwo. Mógłbyś mi to wyjaśnić?
Czarny przeczesał włosy ręką i
zerknął na bliźniaka, szukając pomocy. Blondyn westchnął ciężko. Nadszedł czas,
żeby powiedzieć matce o ich kłótni.
- To była moja wina - rzekł cicho.
- Słucham? - odezwała się Ania,
patrząc na niego z niedowierzaniem.
- Nie chodziło o to, że się
pokłóciliśmy i go uderzyłem. Po prostu od śmierci ojca nasze stosunki zaczęły
się pieprzyć. Wynikło między nami pewne nieporozumienie i... Rany, mamo. Tak mu
dopieprzałem, że nawet nie masz pojęcia. Nastawiłem przeciwko niemu całą budę.
Ciągle był maltretowany przez moich kumpli. Nauczyciele wyżywali się na nim, bo
był moim bratem, a mnie się bali. Mam w budzie naprawdę ciekawą opinię. Nikt
nie odważył się z nim kumplować, bo jednego takiego, co próbował, obiłem dla
przykładu. Gnębiłem go i szmaciłem na każdym kroku. Ukrywaliśmy to przed tobą,
bo wiedzieliśmy, że i tak masz wystarczająco dużo zmartwień na głowie. Gdy
byłaś w domu, zachowywaliśmy się jak najlepsi przyjaciele, a gdy wychodziłaś...
Cóż, możesz sobie wyobrazić. To ja zmusiłem Billa, żeby przefarbował włosy na
czarno. Szyba, którą ponoć pobiliśmy, jak graliśmy w piłkę, tak naprawdę
straciła życie, kiedy szarpiąc się, wpadliśmy na nią. Nieźle się wtedy
pociachaliśmy odłamkami. Dlatego Bill zawsze źle się czuł, kiedy ja wychodziłem
na imprezy. Zaczął tak nagle gotować obiady, bo raz zamknąłem mu drzwi i musiał
spędzić noc poza domem. I było jeszcze wiele innych sytuacji. Jak to
przemyślisz, wszystko wyda ci się jasne.
Matka i Aleks patrzyli na bliźniaków
oczami jak pięć złotych. Nie spodziewali się usłyszeć takich rewelacji. Tom
spojrzał na brata. Czarny miał smutną minę. Blondyn wiedział, że bliźniak
chciałby zapomnieć o tych dwóch latach. Niestety, to wcale nie było takie
proste.
- Bill! Dlaczego nic mi nie
powiedziałeś?! A ty, Tom? Jak mogłeś?! - krzyknęła histerycznie Ania.
- Teraz wydaje mi się to głupie. Nie
chciałem doprowadzić go do takiego stanu - powiedział ponuro Tom.
- To już nie jest ważne. Mamy to za
sobą i tyle. To były nasze problemy i nie chcieliśmy mieszać w nie osób
trzecich - rzekł Bill.
- Jeśli mówicie prawdę, to dlaczego
teraz zachowujecie się jak normalni bracia? - spytał Aleks, unosząc jedną brew.
Bliźniacy westchnęli jednocześnie.
Tom wiedział, że tak będzie. Ich
zachowanie nie miało sensu dla osób postronnych, przecież od dnia, w którym
Czarny próbował popełnić samobójstwo, obaj byli nieprzytomni. Powinni więc
nadal się nie lubić. Jak im wyjaśnić, że byli w jakimś dziwnym świecie, w
którym na nowo stali się braćmi?
- Tom? - spytał Bill.
Blondyn wiedział, o co mu chodzi.
- Zapomnij, Bill. Nie uwierzą nam -
starszy Coger pokręcił przecząco głową.
- Ale...
- Masz chodzić do psychologa, chcesz
mieć jeszcze na głowie psychiatrę? - zirytował się blondyn.
- Ale jeśli im tego nie powiemy, to
nasza historia będzie bez sensu.
- Mam to w dupie.
- Tom! - oburzyła się matka.
Starszy Coger prychnął tylko i
wzruszył ramionami.
- Mamo, nie patrz się tak na mnie.
Jeśli on się nie zgodzi, nic nie powiem -rzekł Czarny.
- Tom! - jęknęła Ania.
- Nie ma mowy - powiedział
stanowczo.
- Jesteś uparty jak osioł! -
stwierdziła sucho kobieta.
- Właśnie! Dzięki, mamo, że mi
przypomniałaś! Dlaczego wyzwałeś mnie od osła?! - spytał Bill, patrząc
oskarżycielsko na brata.
- Co?! - zdziwił się Tom.
- Wyzwałeś mnie! Wiesz dobrze, że
mam lęk wysokości, a ty kazałeś mi skakać!
- Co ty w ogóle pieprzysz? Jeśli
chodzi ci o przepaść, to przypominam ci, że sam skoczyłeś, wcale nie kazałem ci
tego robić.
- Chodzi mi o test!
- Ale ja w żadnym teście nie kazałem
ci skakać! Ty za to oberwiesz za te cholerne tory! Beczałeś, jakby cię mieli
tam zarżnąć!
- Ja?! To ty się wkurzałeś! Ja sobie
tylko siedziałem! Nie masz pojęcia, co oni mi kazali robić w tych testach! To
było straszne!
- Pieprzeni biurokraci!
- Dokładnie. Właśnie, co miałeś w
swoich testach? W każdym moim się pojawiałeś.
- Ty tak samo, ale nie pamiętam,
żebym kazał ci skądś skakać. No, chyba że kuśtykać na jednej nodze do domu.
Faktycznie utykałeś, ale...
- Co?! Nigdzie nie utykałem.
- To chyba była podpucha. No wiesz,
ja widziałem ciebie, chociaż to nie byłeś ty i na odwrót.
- O czym wy gadacie? - spytał
zdezorientowany Aleks, próbując coś zrozumieć z głośnych szeptów i poszturchiwać bliźniaków.
Chłopcy wymruczeli pod nosem jakieś
niezrozumiałe słowa, wspominając o najnowszej grze komputerowej, w którą obaj
grali. Tę rozmowę będą musieli odłożyć na później, chyba ich trochę poniosło.
- Trzeba to będzie przedyskutować.
Nic z tego nie rozumiem - westchnął Bill.
- A ja nadal nie wiem, jak powstał
ten pieprzony wszechświat. Głupi zwierz nie chciał powiedzieć - burknął cicho
Tom.
Czarny zaśmiał się, słysząc
oburzenie w głosie brata.
Do pokoju wszedł lekarz. Jedno oko
miał tak napuchnięte, że prawdopodobnie nic nim nie widział. Podszedł do łóżka
i kazał blondynowi wrócić na swoje miejsce. Tom niechętnie go posłuchał. Mężczyzna
zrobił bliźniakom rutynowe badanie, przy okazji dowiadując się od Toma, że jest
zboczeńcem, bo zagląda mu pod koszulę. Matka stała zakłopotana przy Aleksie.
Cała jej twarz była czerwona ze wstydu.
- Czemu się tak na mnie gapisz? -
spytał zirytowany blondyn, widząc wzrok lekarza.
- Przeżyłeś coś, czego nie
powinieneś. Tak samo zresztą jak twój brat. Nie wiem, jak to możliwe, ale to
musiał być cud.
- Kiedy możemy stąd wyjść? - zapytał
Bill.
- Teoretycznie już dzisiaj, ale
chciałbym zrobić wam jeszcze dodatkowe badania.
Starszy spojrzał na bliźniaka z
niemym pytanie. Czarny tylko kiwnął głową.
- Żadnych badań, doktorku. Chcemy
wyjść na własne żądanie - powiedział Tom.
Ania jęknęła przeciągle. Spojrzała
na synów jakby byli największym błędem jej życia, a potem wyszła z pokoju,
trzaskając drzwiami. Aleks zerknął na nich, po czym pobiegł za kobietą.
Lekarz protestował, nie chciał ich
wypuścić, ale nie miał wyjścia. Bliźniacy wiedzieli, że są zdrowi. Gdyby
naprawdę istniała potrzeba pozostania w szpitalu, na pewno by się jakoś
przemęczyli. Nie miało to jednak sensu. Przeszli test, wszystko było w porządku
i mogli wracać do normalnego życia.
Doktor przyniósł odpowiednie
formularze, które szybko wypełnili. Tom specjalnie tak nabazgrał, żeby nikt
postronny nie mógł tego przeczytać. Matka wróciła dopiero po jakiejś godzinie.
Chłopcy chcieli porozmawiać ze sobą o tym wszystkim, ale ciągle ktoś kręcił się
po ich pokoju, więc nie mieli za bardzo jak.
Ania miała dla nich ciuchy. Z ulgą
się przebrali i wstali z łóżek.
- Jestem głodny - odezwał się
Czarny.
- Nom, ja też. Mamo, zrobisz jakąś
dobrą kolację? - spytał Tom.
- Mus owocowy? - westchnęła.
Obaj się skrzywili.
- Żadnych owoców. Nie chcę widzieć
jabłek, gruszek, śliwek, mandarynek ani niczego takiego. Ble! - jęknął Bill.
- Zawsze go lubiliście!
- Chyba zmienił nam się gust!
Aleks prawie wcale nie komentował
ich zachowania, ale miał minę, jakby byli jakimiś psycholami, którzy uciekły z
wariatkowa. Co się dziwić? Facet chciał poznać swoich dorosłych pasierbów, a tu
się okazało, że obaj są nieźle postrzeleni i w dodatku nawet nie wyglądają
normalnie. Na pierwszy rzut oka w ogóle nie byli do siebie podobni, a przecież
byli bliźniakami. Już sam ten fakt był zastanawiający.
- Powinniśmy się leczyć - zaśmiał
się Czarny, wsiadając do samochodu matki.
Obaj usiedli z tyłu, a Aleks za
kierownicą.
- Musimy pogadać - powiedział cicho
Tom, nachylając się do brata.
- Wiem. Zjemy kolację, a potem na
spokojnie to przedyskutujemy.
Blondyn kiwnął głową. Nie bał się
tej rozmowy, wiedział, że między nimi jest już wszystko w porządku. Obawiał się
tego, że muszą iść do szkoły. Jak ma odkręcić to wszystko? Nie jest w stanie w
krótkim czasie wpłynąć na całą budę. Musi znaleźć jakiś sposób, żeby chronić
bliźniaka.
Tylko jaki?
Bill wiercił się w samochodzie, nie
mogąc się już doczekać, kiedy wreszcie będą w domu. Tak bardzo się stęsknił!
Nareszcie będzie spał w ciepłej i suchej pościeli, będzie mógł jeść co mu się
tylko będzie podobać, nie będzie musiał załatwiać swoich potrzeb
fizjologicznych w lesie i nie będą go ganiać żadne potwory. Nikt nie będzie
kazał mu skakać z ogromnych wysokości, nie będzie wymiotował i leżał w
bezruchu, żeby go nic nie bolało! Życie jest piękne!
Widział głupi uśmiech Toma. Pewnie
nabijał się z niego, że tak reaguje na powrót do domu. Mógł jednak oszukiwać
innych, ale nie jego. Tak naprawdę cieszył się tak samo mocno, tylko nie chciał
tego okazać. Taki miał już charakter, nie lubił wystawiać swoich uczuć na widok
publiczny.
- Bill, uspokój się! Wiercisz się
jakbyś miał owsiki! - powiedziała matka z lekkim uśmiechem na twarzy.
- Mamo, nawet nie wiesz jak się
cieszę, że nareszcie będę w domu - odparł.
- Ale przecież przez cały miesiąc
spałeś. To tak, jakbyś wyszedł jakieś trzy godziny temu i wrócił - wtrącił się Aleks.
Czarny naburmuszył się i usiadł
spokojnie.
- To długa historia - burknął.
Splótł ręce na piersi i usiadł
spokojnie. Miał obrażoną minę. Ten facet potrafił mu zepsuć każdą zabawę. Był
zbyt bystry jak dla niego.
Tom tylko zaśmiał się cicho. Bill
wiedział, że był zadowolony, bo nareszcie miał swoją czapkę. Chociaż podczas
pobytu w tamtym dziwnym miejscu nie narzekał na jej brak, to w szpitalu na jej
widok zareagował bardzo entuzjastycznie.
...Ania wręczyła ciuchy synom. Tom
szybko rozgrzebał swoje i z szerokim uśmiechem na twarzy wziął w ręce czapkę z
daszkiem.
- Moje kochanie! Biedactwo, przez
cały miesiąc leżałaś gdzieś w kącie! No, już, Tommy jest przy tobie i już cię
nie zostawi! Tęskniłem! – mruczał, tuląc ją do siebie…
Bill wybuchnął śmiechem. Wszyscy
spojrzeli na niego zdziwieni.
- Z czego się śmiejesz? - spytał
Tom.
- Przypomniało mi się, jak cieszyłeś
się na widok czapki. Bezcenny widok. Szkoda, że nie miałem czym zrobić ci
zdjęcia - wydusił Czarny, drżąc ze śmiechu.
Aleks i Ania uśmiechnęli się.
Blondyn przewrócił tylko oczami i automatycznie poprawił nakrycie głowy. Bill
znowu się roześmiał.
- Nie, nie wytrzymam! – jęczał,
zwijając się ze śmiechu.
- Opanuj się! - powiedział spokojnie
Tom.
- Ale ja muszę odreagować.
- Zrobisz to później.
Czarny nadal się śmiał, więc blondyn
zaczął go po prostu ignorować.
Gdy nareszcie zajechali pod dom,
Bill wyskoczył jak poparzony.
- Mamo, szybciej! No, otwieraj! -
marudził jej tuż nad uchem.
Tom pacnął się tylko w czoło. Aleks
zaśmiał się, a Ania wygrzebała z torebki klucze i otworzyła dom. Bill wbiegł do
środka, rozglądając się dookoła. Nic się nie zmieniło. Na lewo była ściana, za
którą znajdował się mały składzik. Wejście znajdowało się naprzeciwko schodów.
Zaraz na prawo były drzwi prowadzące do dużego salonu, w którym stała bardzo
wygodna sofa i szklany stół. Oprócz tego był tam telewizor, PlayStation i białe
meble kontrastujące z ciemną podłogą. Zaraz za salonem była kuchnia. Można było
do niej wejść z korytarza. Na wprost drzwi było okno, pod którym stał zlew.
Meble były w kształcie litery U i zajmowały aż trzy ściany. Na środku małej
kuchni stał drewniany stół, a na lewo od wejścia wielka lodówka. Bill
zignorował ją. Chciał najpierw kuknąć na resztę domu, a dopiero potem się najeść.
Idąc dalej znajdował się pokój ich matki, teraz zabałaganiony rzeczami Aleksa.
Żadnego z braci to nie zdziwiło. Przecież Ania jest młoda, nie skończyła
jeszcze nawet czterdziestu lat. Na pewno, gdy leżeli w szpitalu, Aleks
zamieszkał razem z nią, żeby się nią opiekować. Lubili go czy nie, powinni mu
być za to wdzięczni. Kiedy oni nawalili, on ratował sytuację.
Na końcu korytarza znajdowały się
drzwi prowadzące do małego ogrodu, o który gospodyni bardzo dbała. Rosła tam
sobie równo przystrzyżona trawka aż po sam brązowy drewniany płot. Na lewo
znajdowała się łazienka, jednak bliźniacy rzadko z niej korzystali. Mieli swoją
własną na górze.
Czarny wrócił się do schodów, które
znajdowały się przed łazienką i wbiegł na górę. Na wprost miał drzwi do
toalety, ale nie wchodził tam. Nie musiał oglądać tego miejsca, nie było aż
takie ważne. Zaraz na prawo znajdowały się drzwi do jego pokoju, na tej samej
ścianie, co wejście do łazienki. Wszedł tam i z ulgą oglądał swoje królestwo.
Na prawo stało łóżko wciśnięte w kąt, a zaraz obok niego stolik nocny. Za
stolikiem była przestrzeń, w której leżał jego plecak z wysypującymi się
książkami. Od plecaka aż do końca ściany ciągnęły się meble, gdzie miał
praktycznie wszystkie swoje rzeczy. Prawie idealnie na wprost drzwi znajdowało
się okno, na którego parapecie spędził mnóstwo godzin, patrząc w niebo i
obserwując gwiazdy oraz wschody i zachody słońca. Na lewo od okna stało biurko
zabałaganione jego książkami i zeszytami. Pokój był pomalowany na zielono.
Chłopak podbiegł do łóżka i rzucił
się na nie, wzdychając. Nareszcie!
Poleżał chwilę, napawając się
miękkością materaca i upajając zapachem pościeli, a potem wstał i wyszedł na
korytarz. Poszedł prosto, chcąc dojść do drzwi pokoju brata. Na prawo było
jeszcze małe pomieszczenie, w którym trzymali swoje rupiecie.
Zapukał i usłyszawszy pozwolenie,
wszedł do środka. Ten pokój był identyczny, jak w jego teście. Tom grzebał
zawzięcie w jakiejś szafce, było widać tylko jego wypięty tyłek i nogi.
- Co ty tam robisz? - spytał
zdziwiony Bill.
- Szukam czegoś, nie widać? -
usłyszał stłumiony głos bliźniaka.
- Ale czego?
- Mojego sprayu! Wrzuciłem tu z
rozmachu jedną puszkę i teraz nie mogę jej znaleźć.
- Po co ci teraz spray?
- Idę w nocy trochę poszaleć.
Nareszcie sobie porysuję! Została mi tylko ta jedna biedna puszka z czarnym
sprayem, reszta się wykończyła. Eh.
Tom kichnął i przy okazji uderzył w
coś głową. Przeklął i znowu kichnął.
- Cholera! – mruknął, wyłażąc
stamtąd i pocierając głowę. W jednej ręce trzymał zaginiony przedmiot.
Bill zaśmiał się, widząc minę brata.
Blondyn spojrzał na niego krzywo.
- Idziesz ze mną? – spytał,
uśmiechając się szelmowsko.
- J-ja? - zdziwił się Czarny.
- Nom. Moi kumple jeszcze nie
wiedzą, że się wybudziłem ze śpiączki i na razie nie chcę nikomu nic mówić.
Mógłbyś pójść ze mną. No, chyba że się boisz?
- Nie boję się, ale to chyba nie
jest najlepszy pomysł.
- Dlaczego?
- A jak zauważy nas policja? Ty
zwiejesz nawet w takich spodniach, ale ja? Nie ma szans.
- Spokojnie, jest takie jedno
miejsce, w którym można sobie porysować i nikt się nie czepia. Są tam ściany
specjalnie dla grafficiarzy.
- O której chcesz iść?
- Po północy.
- Dobra, pójdę. W sumie to już dawno
nie widziałem, jak robisz coś w tym stylu.
Tom uśmiechnął się tylko i wstał.
Postawił puszkę na biurku i westchnął. Już chciał coś powiedzieć, kiedy z dołu
usłyszeli krzyk matki.
- Kolacja!
Zadowoleni szybko zbiegli na dół.
Byli głodni jak diabli. Biegli tak szybko, że mieli problemy z przeciśnięciem
się przez drzwi, ponieważ chcieli zrobić to jednocześnie. Śmiejąc się, usiedli
przy stole obok siebie. Aleks siedział naprzeciwko Billa i patrzył na nich z
uniesionymi brwiami.
Nie skomentowali jego dziwacznej
miny. Ania postawiła przed nimi talerze z jajecznicą i gorącą herbatę, więc
zabrali się do jedzenia.
- Ale pycha! Mamo, nie wiem, czy
kiedyś ci to mówiłem, ale gotujesz najlepiej na świecie - powiedział Bill,
zajadając się kolacją.
Tom tylko pokiwał głową na znak
zgody.
Wolał nie wspominać o skarpetkach
przy Aleksie. Pewnie uznałby za dziwne, że Czarny dziękuje mamie za to, iż ta
mu je pierze.
- Zwolnij, bo się udławisz - zaśmiał
się Bill, zerkając na blondyna.
- Patrz na siebie - rzucił Tom, popijając
jedzenie gorącą herbatą.
Przez dłuższą chwilę nikt się nie
odzywał. Ania zmywała naczynia, Aleks siedział przy stole i przeglądał gazetę,
a bliźniacy kończyli kolację. Gdy już się wreszcie najedli, odetchnęli z ulga.
- Mam ochotę na piwo. Bill, idziemy
się schlać? - powiedział Tom, wstając i szperając po szafkach w poszukiwaniu
ciastek.
- Jestem abstynentem, alkoholiku
jeden - rzucił Czarny.
- Ta...
- Tom, zachowujesz się niegrzecznie -
upomniała go matka.
- Przepraszam. Aleks, a ty chcesz
iść na piwo? Sorry, że cię pominąłem.
Mężczyzna wybuchnął śmiechem, a Ania
pokręciła tylko głową zrezygnowana. Bill siedział przy stole i uśmiechał się
głupio. Dawno już nie był taki szczęśliwy.
Czarny wstał i wyjął z lodówki sześć
puszek coli. W tym czasie poszukiwania starszego Cogera zakończyły się sukcesem
i mogli udać się na górę.
- Idziemy już do siebie, dobranoc - powiedział
Tom, trzymając w rękach pięć opakowań ciastek.
- Co chcecie robić? - spytała matka.
- Najeść się, napić i dobrze się
bawić -powiedział blondyn, wzruszając
ramionami.
I postarać się po tym nie porzygać,
dodał w myślach Bill.
- Dobranoc - rzekł Aleks,
uśmiechając się do nich.
Pożegnali się i poszli na górę.
- Twój czy mój? - spytał Bill.
- Mój - odparł Tom.
Weszli do pokoju Toma i zgodnie
podeszli do łóżka, kładąc na nim swoje łupy. Tom zabrał z biurka lampkę i
postawił ją na parapecie tak, aby oświetlała łóżko. Bill usiadł po turecku i
oparł się plecami o ścianę. Blondyn ściągnął czapkę i buty i również się
wygodnie rozsiadł. Otworzył pierwszą lepszą paczkę z ciastkami i zabrał się za
konsumpcję.
- Dobra. Przeanalizujmy to, co już
wiemy - zaczął Czarny.
- W takim razie nie mamy co
analizować.
- Trochę mamy. Po pierwsze, do tego
dziwnego świata trafiają tylko bliźniaki jednojajowe.
- Nie mamy co do tego żadnej
pewności. To, że akurat tylko takie tam były, niczego nie dowodzi. Załóżmy, że
ogółem bliźniacy, ok?
- W porządku. Wszystkim przydarzył
się jakiś wypadek i bliźniacy musieli zginąć w tym samym czasie i miejscu.
- Teoretycznie. A wiesz, co ja myślę
o teoriach, prawda?
- Tak. Powstanie wszechświata to
ściema, a piramidy zbudowali kosmici.
- Mniejsza o to. Gdy porwał cię
stwór, pytałem tamtych o różne rzeczy. Oni nie odczuwali bólu swojego
bliźniaka, nie wiedzieli, o co mi chodzi, gdy im o tym powiedziałem.
- Dlaczego my tak?
- Nie wiem. Chociaż nie lubię
teorii, mam wrażenie, że tu chodziło o nas. Pojawiałeś się w każdym moim
teście. Załóżmy, że mieliśmy się tam pogodzić. Udało nam się i... Otworzyło się
przejście. Ten ostatni test to ściema. Kwintesencja tych poprzednich. Próby
były po to, żeby sprawdzić, czy nasze wyznania mają potwierdzenie w czynach.
Pamiętasz, jak mówiłem, że powinienem zostać gdzieś zadźgany?
Bill kiwnął głową.
- W pierwszym teście moi kumple
chcieli cię zabić. Nożem. Kevin kazał mi wybierać: ty albo ja. Musiałem
zdecydować. Kazałem ci wrócić do domu, a potem... Cóż, to nie było zbyt
przyjemne.
- Dźgnął cię? - Czarny otworzył
szeroko oczy ze zdumienia.
- Cztery razy.
- Co?! Ile?!
- Cztery! Trzy razy w brzuch i raz w
udo.
- Musiało boleć...
- Jak cholera! Ale zdałem. Próby nie
tyle testowały nasze słabości, co siłę naszych uczuć. W drugim zaklinowała ci
się noga w szynie.
- Też miałem taki test! Co zrobiłeś?
Ja zginąłem tam razem z tobą.
- Ja też. Trząsłeś się jak galareta -
zaśmiał się blondyn.
- W moim wrzeszczałeś jak opętany.
Byłeś wściekły jak diabli, twoja mina była bezcenna.
- Co miałeś w trzecim?
Bill naburmuszył się.
- Obudziłeś mnie w pokoju i kazałeś
iść po zakupy. Był dzień naszych urodzin. Wynikało z tego, że to wszystko, co
nam się przydarzyło, było tylko snem. Dałem ci mój pamiętnik, a ty
powiedziałeś, że to będzie bestseller.
- W moim słowniku nie ma nawet
takiego słowa!
- Eh... Po przyjęciu przyłapałeś
mnie z tabletkami w łazience, miałeś iść się upić z kolegami. Wyznałeś, że
chciałeś mi tylko dokuczyć i nie czytałeś mojego pamiętnika. To chyba chodziło
o to, żebym rozwiązał problem w inny sposób. Nie wiedziałeś, jak mnie
krzywdzisz, bo nie okazywałem ci tego. Zdałem.
- Mój test też nie był łatwy. Byłem
w łazience i... Płakałeś w męskiej toalecie. Był pierwszy kwietnia, a ja
musiałem cię przekonać, że się zmieniłem. To było okropne. Dopiero kiedy
wspomniałem o twoim pamiętniku, jakoś mi się udało.
Tom znowu się naburmuszył na
wspomnienie swojego testu. Kiedyś wyzna bratu, co tak naprawdę się tam stało,
ale nie teraz. Nie był gotowy, żeby do tego stopnia obedrzeć się z dumy.
- Dobrze, że mogliśmy się nim
poratować, chociaż się na coś przydał - rzekł Czarny, otwierając puszkę z colą.
Blondyn tylko westchnął.
Siedzieli tak około trzy godziny,
analizując wszystko, co im się przydarzyło. Chociaż Tom brzydził się słowem
teoria, ustalili, że to wszystko miało im pomóc odbudować własne relacje oraz
przetestować ich słabości. Wiedzieli, że tylko bliźniacy mogą się tam znaleźć,
powiedziały im to bestie. Cokolwiek to było, działo się to w ich umysłach, a
jednak oboje wszystko świetnie pamiętali. To oznaczało, że z naukowego punktu
widzenia ta sytuacja nie była zwyczajna. Coś się z nimi stało, coś, co zmieniło
całe ich życie. Mimo tego, że przeżyli tam prawdziwe piekło i zachowywali się
jak dwie beksy, nie żałowali ani jednego dnia, ponieważ spędzili ten czas
razem.
- Poszukam czegoś w bibliotece, może
już ktoś się spotkał z takim przypadkiem - westchnął Bill.
- Wątpię, żeby ci się udało, ale nie
zaszkodzi sprawdzić. Dobra, już jest prawie pierwsza. Idziemy?
Czarny kiwnął głową.
- Tylko się ubiorę, dobra?
- Pospiesz się. Ej, który dzisiaj
jest? Jeśli od naszych urodzin minął miesiąc... Czy teraz nie powinny być
święta?
- Faktycznie, na korytarzu w
szpitalu stała choinka.
Obaj pacnęli się w głowę.
- Sprawdź w telefonie - poradził
Bill.
Tom wygrzebał przedmiot z kieszeni i
zerknął na wyświetlacz.
- Dwudziesty trzeci grudnia. Jutro
wigilia!
- Nieźle wyczailiśmy czas na
obudzenie się.
- Ta... Jestem oficjalnym bankrutem.
Czarny zaśmiał się i poszedł do
swojego pokoju po kurtkę. Wygrzebał jakąś z szafy i założył ją, schodząc po
schodach. Tom już na niego czekał pod drzwiami. Wyszli po cichu, nie chcąc
budzić pozostałych domowników.
Gdy tylko przekroczyli próg,
uderzyło w nich potworne zimno. Z nieba leciały płatki śniegu. Ulica była dosyć
dobrze oświetlona. Dom Cogerów znajdował się na peryferiach miasta i był
domkiem rzędowym. Wyróżniał się jednak od innych, ponieważ był pomalowany na
biało, podczas gdy wszystkie inne miały kolor pomarańczowy.
Bill westchnął i pociągnął nosem.
- Jeśli zachorujesz, zabiję cię - ostrzegł
go Tom, narzucając kaptur na głowę, która i tak była już zakryta czapką.
- Nic mi nie będzie, nie panikuj - odparł
Czarny.
Idąc, rozmawiali o głupotach i
przekomarzali się. Co chwilę popychali się na boki, tak że w pewnym momencie
Bill zderzył się z lampą. Tom zakrył usta dłonią, żeby nie wybuchnąć głośnym
śmiechem. Było już późno i ktoś mógłby zadzwonić na policję. Gdy blondyn starał
się tłumić śmiech, Czarny z głupią miną wstał z chodnika i potarł czoło.
- Przestań się śmiać, to wcale nie
było zabawne - warknął do brata, szturchając go lekko.
- Mam tylko nadzieję, że twoja
niezdarność nie jest...
Nie dokończył, bo potknął się na nierównej
płytce i omal się nie wywrócił. Tym razem to Bill zaczął się śmiać, a Tom razem
z nim.
- Mam wrażenie, jakbym się zaćpał - powiedział
Czarny, starając się iść w miarę prosto.
Blondyn tylko pokiwał głową.
Tak minęła im cała droga.
Tom zaprowadził brata pod Nędzę.
Nazwał tak z kolegami ścianę, która została przydzielona grafficiarzom do
malowania. Była obskurna i dzieciaki niechętnie przychodziły w to miejsce.
Ściana znajdowała się przy szkole gimnazjalnej. Miała z jakieś piętnaście
metrów długości oraz około czterech wysokości i była zbudowana z czerwonych
cegieł. Od drogi odcinał ją murek w wysokości około trzech metrów. Ścianę
oświetlały lampy zza muru.
Chłopak postanowił przyjść w to
miejsce, ponieważ i tak nie miał odpowiednich kolorów i z jedną puszką niewiele
był w stanie zdziałać. Bill stanął przy nim i czekał, aż zacznie.
- Jakieś życzenia co do rysunku? -
spytał Tom.
- Narysuj tunel ze światełkiem na
końcu i jakąś postać w środku - odparł Czarny po chwili zastanowienia.
- Tunel? - zdziwił się blondyn.
- Zawsze mi się wydawało, że kiedy
człowiek umiera to idzie ciemnym tunelem w stronę światła.
- Ale ja nie widziałem żadnego
tunelu.
- No, ja właśnie też nie.
- Wymyśl coś innego, mam tylko jeden
kolor, z tunelu nici.
- To może…
- Coś, co da się narysować na
czarno? – podsunął usłużnie Tom.
- Narysuj demona.
Tom kiwnął głową i wstrząsnął
puszkę, po czym zabrał się do pracy. Uwielbiał to robić. To była jego wielka
pasja. Czasami odwiedzał miejsca, w których wcześniej coś narysował. Przeważnie
rysunki były zamalowane, ale nie zawsze. Miło było popatrzeć na swoje stare
prace. Oceniało się je z zupełnie innej perspektywy. Czasem graffiti wydawało
mu się dobre, a kiedy zobaczył je po kilku miesiącach, nie podobało mu się. Bywały
też odwrotne sytuacje: coś mogło mu się nie podobać, a kiedy zobaczył to po
jakimś czasie, dostrzegał, że pomysł i wykonanie były naprawdę dobre. Był w
stanie ocenić swoje dzieła bardziej obiektywnie. Rejestrował ewentualne błędy i
starał się ich nie popełniać przy następnym graffiti.
Rysowanie przerwał mu dzwoniący
telefon. Zdziwiony wyciągnął go z kieszeni i spojrzał na wyświetlacz. Widząc
imię kolegi, zawahał się na chwilę, a potem nacisnął zieloną słuchawkę i
przyłożył komórkę do ucha.
- Halo? - spytał.
- Tom! Stary, jak się cieszę że cię
słyszę! Nawet nie wiesz jak się za tobą stęskniliśmy! - wrzeszczał Mateusz do
słuchawki.
Blondyn musiał odsunąć telefon,
inaczej by ogłuchł. Gdy kolega skończył się wydzierać, odpowiedział mu.
- Nie mogę powiedzieć tego samego!
Nie jestem głuchy, do cholery!
- Oj, wyluzuj! Wstałeś lewą nogą czy
co? Po miesiącu spania powinieneś być wypoczęty, zwarty i gotowy. Dlaczego nie
zadzwoniłeś? Mogłeś powiedzieć, że już wyszedłeś ze szpitala, chętnie byśmy
gdzieś wyskoczyli. Trzeba opić twój powrót do zdrowia. A właściwie to...
- Chwila, zwolnij! Nie zrozumiałem
ani słowa z tego, co powiedziałeś.
- Czemu się z nami nie
skontaktowałeś?
- Chciałem pobyć trochę sam.
- Hmm, to nieładnie. Wiesz, że matka
dała mi szlaban za to, że wyrwałem jej wszystkie kwiatki i zaniosłem do ciebie
do szpitala? A ty nawet nie dzwonisz! Zero wdzięczności z twojej strony!
Tom prychnął, słysząc słowa kolegi.
- Chyba żartujesz, stary!
- Nie, wcale nie. Gdzie jesteś?
Bill pokazywał mu, żeby powiedział,
że leży, ale blondyn nie chciał kłamać. Czuł, że to nie jest dobry pomysł.
- Pod Nędzą. Masz może jakiś spray?
Bo ja jestem spłukany i praktycznie wszystko mi się już skończyło.
-Nie mam. Co ty robisz pod Nędzą?
-No, rysuję...
-Ty?! Zmarnujesz swój talent na tej
ścianie! Dobra, ja kończę. Za pięć minut będziemy u ciebie.
-My to znaczy kto?
Czarny słyszał całą rozmowę i
patrzył spanikowany na bliźniaka. Tom, widząc jaki jest zdenerwowany, tylko
westchnął. Wyobrażał sobie, co może czuć, jednak prędzej czy później i tak będą
musieli się z tym zmierzyć. Od czegoś przecież muszą zacząć.
- Ja, Piotrek i Paweł.
- Aha, spoko. No, to do zobaczenia.
Tom rozłączył się.
- Oszalałeś?! Chcesz, żeby mnie tu
zabili? - wydarł się histerycznie Czarny.
- Uspokój się, nic ci nie zrobią.
- Jasne! Fajnie ci tak mówić, bo to
twoi kumple!
- Uspokój się - powtórzył blondyn.
- Zabiją mnie i powieszą na tej
durnej ścianie!
- Żaden nawet cię nie dotknie,
jasne? A teraz zamknij się i nie wkurzaj mnie!
- Ale, Tom...
- Ani słowa.
Bill zamilkł. Blondyn z irytacją
wrócił do robienia graffiti, a Czarny chodził w kółko, mrucząc do siebie coś
cicho.
- Tom! - ktoś krzyczał z daleka.
Chłopak z uśmiechem odwrócił się w
stronę swoich kolegów. Cała trójka podeszła do niego z wielkimi bananami na twarzy.
Zaczęli go ściskać, chociaż nigdy wcześniej tego nie robili. Nie zauważyli
jeszcze młodszego Cogera, który cofnął się w cień. Gadali jeden przez drugiego
i nie mogli się uspokoić.
- Ogarnijcie się. Jak widzicie, nic
mi nie jest - powiedział Tom.
- Jakim cudem tak szybko cię
wypuścili? Jeszcze wczoraj byłeś nieprzytomny - rzekł Paweł.
- Obudziliśmy się i wypisaliśmy na
własne żądanie - blondyn wzruszył ramionami.
- Jak to... - zaczął Piotrek, ale
znieruchomiał.
Zdziwieni chłopacy podążyli za jego
wzrokiem i dostrzegli Czarnego. Widząc wbite w siebie cztery pary oczu, w tym
trzy niezbyt przyjazne, cofnął się do tyłu.
- Tom? Co on tutaj robi? - spytał
powoli Mateusz.
- Przyszedł ze mną.
- Co?! - wykrzyknęli chłopcy.
- Nie wmówisz mi, że zabrałeś go ze sobą!
- wyjęczał Paweł.
- Czy tobie coś się pomieszało w
głowie? Piorun uszkodził ci mózg?
- spytał Piotrek.
- spytał Piotrek.
- A może to podpucha? No, wiesz,
żebyśmy mogli go zlać? - na słowa Mateusza Bill jeszcze bardziej się cofnął.
- Dotknij go, a wybiję ci wszystkie zęby
- ostrzegł Tom, splatając ręce na piersi.
- Co?! - podniósł się chór
zdumionych głosów.
- Chyba nie bardzo rozumiem - westchnął
Paweł.
- To proste. Od dzisiaj macie dać mu
spokój.
- Chciałbyś - zaśmiał się Piotrek,
robiąc krok w stronę młodszego Cogera.
Tom błyskawicznie zagrodził mu drogę
i spojrzał na kolegę. Jego wzrok był zimny jak lód.
- Ty mówisz poważnie - rzekł wolno
Mateusz.
- Oczywiście! Powiedziałem przecież,
że macie go zostawić w spokoju! Jeśli nie dociera po dobroci, możemy
porozmawiać troszeczkę inaczej.
- Wyluzuj - rzekł Paweł.
- Mógłbyś nam to wyjaśnić? - spytał
Piotrek.
- Pogodziliśmy się. Od teraz jeżeli
macie coś do niego, macie też coś do mnie.
Blondyn prychnął, widząc zdumione
spojrzenia kolegów. Wpatrywali się w niego jakby wyrosła mu druga głowa.
- Przetrawcie to w spokoju. My już
chyba sobie pójdziemy - rzekł.
- Ale... - zaczął Czarny.
- Potem dokończę tego demona. Chodź!
Tom szedł przed siebie, nawet nie
patrząc w stronę kolegów. Bill podążył za nim, oglądając się do tyłu. Dobrze,
że byli tacy zdziwieni. Gdyby nagle rzucili się na niego we trzech, nawet Tom
nie byłby w stanie mu pomóc.
Blondyn czuł ulgę. Poszło lepiej,
niż myślał. Był pewien, że koledzy zaakceptują tę decyzję i postarają się
zaprzyjaźnić z jego bliźniakiem, a przynajmniej nie robić mu nic złego. Gorzej
będzie z Kevinem i tą częścią ich paczki, nad którą Tom nie miał żadnej
kontroli. Jeśli wybuchnie przez to jakiś konflikt, może się to skończyć
naprawdę źle. Blondyn cały czas zastanawiał się nad tym, co stało się w teście.
Czy Kevin byłby zdolny do morderstwa? Czy potrafiłby z zimną krwią wbić
człowiekowi nóż w brzuch albo zabić go w jakiś inny sposób?
Niestety, nie znał odpowiedzi na te
pytania. Musi się spodziewać najgorszego. Nie może pozwolić, aby bliźniakowi stała
się krzywda, to po prostu nie wchodziło w grę.
Droga powrotna minęła im w napiętej
atmosferze. Cała radość sprzed kilku minut ulotniła się. Obaj czuli, że
niedługo wreszcie będą musieli przestać bujać w obłokach i wrócić do
rzeczywistości. Las, potwory i niezrozumiałe, masochistyczne testy należały do
przeszłości. Znaleźli wyjście z tamtego dziwnego świata, są w domu. Teraz mają
nowe problemy, z którymi muszą sobie poradzić.
Życie nie jest takie proste i
przyjemne, jak Tom myślał jeszcze jakiś czas temu. Zaczynał powoli rozumieć, że
jeśli chce przetrwać, to musi walczyć. Nikt niczego nie poda mu na tacy, nikt
nie będzie naprawiał jego błędów. Musi radzić sobie z tym sam. Był jednak
zadowolony, bo wiedział, że ma szczęście. Bo chociaż to on będzie obrywał po
głowie, to jednak może dzielić się tym wszystkim z Billem. Ktoś kiedyś
powiedział, że smutek dzielony z prawdziwym przyjacielem jest połową smutku, a
radość - podwójną radością. Ta osoba chyba nawet nie zdawała sobie sprawy z
tego, jak prawdziwe są te słowa. Tom właśnie tak czuł. I choć przyszłość
rysowała mu się w ciemnych barwach, pocieszał go fakt, że nie będzie sam.
Weszli do domu, a potem po schodach
na górę. Tom zawahał się przed pokojem bliźniaka.
- Bill? - odezwał się cicho.
- Co? - odparł Czarny szeptem.
- Jesteś wkurzony?
- Trochę. Nie byłem gotowy na to
spotkanie, terapia szokowa naprawdę nie jest najlepszym rozwiązaniem w moim
przypadku. Następnym razem uprzedź mnie, dobrze?
- Nie wiedziałem o tym wcześniej.
- Wiem. Nieważne. Zapomnijmy o tym,
dobra? Prędzej czy później i tak będę musiał stanąć z nimi twarzą w twarz, nie
da się tego uniknąć. Trochę mnie to przeraża.
- Poradzimy sobie, zobaczysz.
Cokolwiek się stanie, mamy siebie. Nie przejmuj się.
- Dzięki, Tom - starszy Coger wyczuł
uśmiech w słowach brata.
- Za co?
- Za to, że jesteś.
Blondyn uśmiechnął się lekko.
- Vice versa, młody. Dobranoc.
- Dobranoc.
Bill wszedł do swojego pokoju, a Tom
po chwili też już znalazł się we własnym. Było bardzo późno. Poszedł jeszcze
szybko do łazienki, żeby umyć zęby. Gdy już leżał w swoim łóżku usłyszał,
delikatnie pukanie w ścianę. Ze śmiechem również zapukał. Gdyby zlikwidować
ścianę, łóżka jego i Czarnego utworzyłyby coś na kształt litery L. Eh, Bill był
tak blisko, a jednocześnie bardzo daleko.
Zamknął oczy. Jutro wigilia... Ma
tylko jeden dzień na kupienie prezentów dla Aleksa, mamy i Billa. W sumie to
nie był aż tak bardzo spłukany, jak sugerował. Miał odłożone trzysta złotych.
Oby tyle wystarczyło. Wiedział już, co kupi bliźniakowi. Na prezent dla mamy i Aleksa
pewnie się złożą. Będą musieli to jeszcze obgadać.
Tom westchnął. Jak kupi upominki,
naprawdę będzie bankrutem. Żegnajcie marzenia o sprayu i malowaniu po ścianach.
Po raz kolejny doszedł do wniosku,
że życie wcale nie jest takie piękne jak się wydaje. Całe szczęście, że jego
jest całkiem znośne.
***
Mam nadzieję, że długość wynagrodzi czekanie.
Pozdrawiam!
ja tu sobie tak zaglądam w historię bloga i widzę coś czego nie czytałam jeszcze, i sądząc bo braku komentarzy inni też nie zauważyli bo jak można nie skomentować tak zajebistego odcinka? O.o w kązdym razie wyszedł ci świetnie, warto było czekać, naprawdę. tak w sumie dziwnie było czytać o ich matce, która ma na imię Ania, a nie Simone, jak w większości opowiadań. no i dwukrotnie dziwne uczucie gdyż sama mam na imię Ania (lol). cóż jeszcze moge powiedzięc poza tym że nie mogę się doczekać następnego odc? życzę ci weny i sama idę pisać coś na swojego bloga gdyż ostatnio go zaniedbałam :*
OdpowiedzUsuń