wtorek, 12 marca 2013

~~.21.~~



Tom z niecierpliwością czekał na odpowiedzieć matki. Z niechęcią musiał przyznać, że mężczyzna wyglądał na porządnego faceta, ale jakoś ciężko mu było go zaakceptować. Miał jednak dziwne przeczucia, że nie będzie miał innego wyjścia.
- Jeśli tak bardzo chcecie wiedzieć, to wam powiem. W dniu, w którym zdarzył się ten nieszczęśliwy wypadek, poszłam z Aleksem na kolację. To tak naprawdę mój szef... - zaczęła kobieta.
- Mamo! - jęknęli obaj.
- Ani słowa! Już od pewnego czasu spotykaliśmy się po pracy, ale ta kolacja była wyjątkowa. Widzicie, Aleks poprosił mnie o rękę.
Bliźniacy znieruchomieli. Pierwszy z szoku otrząsnął się Tom.
- Pięknie, stary. Zepsułeś naszej mamie taki dzień! - warknął Tom do bliźniaka, chcąc w ten sposób zamaskować szok, w jaki wprawiły go słowa matki.
- Ja?! To nie była moja wina! - odparł Bill z oburzeniem.
- Ciekawe czyja?!
- Gdybyś mnie nie pobił, nic by się nie stało!
- Gdybyś mnie nie wkurzył, nie dostałbyś lania!
- Panoszyłeś się w kuchni jak jakiś książę! Co ty sobie w ogóle...
- Nie pozwalaj sobie, bo źle skończysz!
- Chłopcy, przestańcie. Do tego też dojdziemy. Aleks właśnie odwoził mnie do domu i zaprosiłam go na kawę. Chciałam, żebyście się poznali. Doszłam do wniosku, że przyjmę jego oświadczyny, jeśli i wy go zaakceptujecie. Jednak w domu nikogo nie było. Zadzwoniłam do ciebie, Bill, ale nie odbierałeś, więc spróbowałam dodzwonić się do Toma. Wspominał coś, że się pokłóciliście...
- Żeby tylko - mruknął Czarny, a brat zgromił go wzrokiem.
- Po jakimś kwadransie zadzwonił znowu. Okropnie płakał, nie mógł wydusić z siebie słowa...
Tom poczuł, że się czerwieni. Bill wcale nie musiał o tym wiedzieć! Ten cały Aleks też nie.
Cholera! Znowu czuł się upokorzony!
Zerknął na bliźniaka i zobaczył na jego ustach uśmieszek satysfakcji.
- Płakałeś za mną?- spytał, szturchając go lekko.
- Zamknij się! - syknął blondyn, jeszcze bardziej się rumieniąc.
Czarny wybuchnął śmiechem.
- Ktoś tu chyba się zarumienił! - rzekł melodyjnie Bill.
Policzki starszego bliźniaka zrobiły się jeszcze ciemniejsze.
- Zaraz ci przywalę!- zirytował się Tom, na co Czarny tylko znowu się zaśmiał.
Gdyby nie radość w jego oczach, blondyn już by go trzepnął w łeb.
- Kontynuuj, mamo - syknął starszy Coger.
- Tom powiedział mi, że mam przyjechać do szpitala. Dotarliśmy najszybciej, jak się dało. Na początku myślałam, że to z Billem coś się stało, ale potem zobaczyłam, że z karetki wynoszą was obu na noszach. Lekarze...
Ania urwała, nie mogąc wydusić z siebie słowa. Mężczyzna objął ją lekko.
- Lekarze krzyczeli, że została zatrzymana u was akcja serca. Musieli wam robić elektrowstrząsy. Cudem udało im się was odratować. Okazało się, że tuż obok was uderzył piorun. Dach budynku trochę go osłabił, ale i tak wyładowanie było tak silne, że skończyło się, jak skończyło. Teoretycznie nie powinniście żyć - rzekł Aleks.
Bracia spojrzeli na siebie porozumiewawczo. Zbyt dobrze o tym wiedzieli.
- Obaj zapadliście w śpiączkę. Cały miesiąc czekałam, aż się obudzicie. W dodatku... Bill, chyba musimy o czymś porozmawiać! Wiedz, że po wyjściu ze szpitala będziesz chodził regularnie do psychologa.
Chłopak westchnął.
- Wal, mamo.
- Przy Tomie i Aleksie?
- Nie mam sekretów przed Tomem, a skoro Aleks ma być częścią naszej rodziny, też powinien to usłyszeć.
- Badanie wykazało, że przedawkowałeś leki! Tom zgłosił do szpitala, że próbowałeś popełnić samobójstwo. Mógłbyś mi to wyjaśnić?
Czarny przeczesał włosy ręką i zerknął na bliźniaka, szukając pomocy. Blondyn westchnął ciężko. Nadszedł czas, żeby powiedzieć matce o ich kłótni.
- To była moja wina - rzekł cicho.
- Słucham? - odezwała się Ania, patrząc na niego z niedowierzaniem.
- Nie chodziło o to, że się pokłóciliśmy i go uderzyłem. Po prostu od śmierci ojca nasze stosunki zaczęły się pieprzyć. Wynikło między nami pewne nieporozumienie i... Rany, mamo. Tak mu dopieprzałem, że nawet nie masz pojęcia. Nastawiłem przeciwko niemu całą budę. Ciągle był maltretowany przez moich kumpli. Nauczyciele wyżywali się na nim, bo był moim bratem, a mnie się bali. Mam w budzie naprawdę ciekawą opinię. Nikt nie odważył się z nim kumplować, bo jednego takiego, co próbował, obiłem dla przykładu. Gnębiłem go i szmaciłem na każdym kroku. Ukrywaliśmy to przed tobą, bo wiedzieliśmy, że i tak masz wystarczająco dużo zmartwień na głowie. Gdy byłaś w domu, zachowywaliśmy się jak najlepsi przyjaciele, a gdy wychodziłaś... Cóż, możesz sobie wyobrazić. To ja zmusiłem Billa, żeby przefarbował włosy na czarno. Szyba, którą ponoć pobiliśmy, jak graliśmy w piłkę, tak naprawdę straciła życie, kiedy szarpiąc się, wpadliśmy na nią. Nieźle się wtedy pociachaliśmy odłamkami. Dlatego Bill zawsze źle się czuł, kiedy ja wychodziłem na imprezy. Zaczął tak nagle gotować obiady, bo raz zamknąłem mu drzwi i musiał spędzić noc poza domem. I było jeszcze wiele innych sytuacji. Jak to przemyślisz, wszystko wyda ci się jasne.
Matka i Aleks patrzyli na bliźniaków oczami jak pięć złotych. Nie spodziewali się usłyszeć takich rewelacji. Tom spojrzał na brata. Czarny miał smutną minę. Blondyn wiedział, że bliźniak chciałby zapomnieć o tych dwóch latach. Niestety, to wcale nie było takie proste.
- Bill! Dlaczego nic mi nie powiedziałeś?! A ty, Tom? Jak mogłeś?! - krzyknęła histerycznie Ania.
- Teraz wydaje mi się to głupie. Nie chciałem doprowadzić go do takiego stanu - powiedział ponuro Tom.
- To już nie jest ważne. Mamy to za sobą i tyle. To były nasze problemy i nie chcieliśmy mieszać w nie osób trzecich - rzekł Bill.
- Jeśli mówicie prawdę, to dlaczego teraz zachowujecie się jak normalni bracia? - spytał Aleks, unosząc jedną brew.
Bliźniacy westchnęli jednocześnie.
Tom wiedział, że tak będzie. Ich zachowanie nie miało sensu dla osób postronnych, przecież od dnia, w którym Czarny próbował popełnić samobójstwo, obaj byli nieprzytomni. Powinni więc nadal się nie lubić. Jak im wyjaśnić, że byli w jakimś dziwnym świecie, w którym na nowo stali się braćmi?
- Tom? - spytał Bill.
Blondyn wiedział, o co mu chodzi.
- Zapomnij, Bill. Nie uwierzą nam - starszy Coger pokręcił przecząco głową.
- Ale...
- Masz chodzić do psychologa, chcesz mieć jeszcze na głowie psychiatrę? - zirytował się blondyn.
- Ale jeśli im tego nie powiemy, to nasza historia będzie bez sensu.
- Mam to w dupie.
- Tom! - oburzyła się matka.
Starszy Coger prychnął tylko i wzruszył ramionami.
- Mamo, nie patrz się tak na mnie. Jeśli on się nie zgodzi, nic nie powiem -rzekł Czarny.
- Tom! - jęknęła Ania.
- Nie ma mowy - powiedział stanowczo.
- Jesteś uparty jak osioł! - stwierdziła sucho kobieta.
- Właśnie! Dzięki, mamo, że mi przypomniałaś! Dlaczego wyzwałeś mnie od osła?! - spytał Bill, patrząc oskarżycielsko na brata.
- Co?! - zdziwił się Tom.
- Wyzwałeś mnie! Wiesz dobrze, że mam lęk wysokości, a ty kazałeś mi skakać!
- Co ty w ogóle pieprzysz? Jeśli chodzi ci o przepaść, to przypominam ci, że sam skoczyłeś, wcale nie kazałem ci tego robić.
- Chodzi mi o test!
- Ale ja w żadnym teście nie kazałem ci skakać! Ty za to oberwiesz za te cholerne tory! Beczałeś, jakby cię mieli tam zarżnąć!
- Ja?! To ty się wkurzałeś! Ja sobie tylko siedziałem! Nie masz pojęcia, co oni mi kazali robić w tych testach! To było straszne!
- Pieprzeni biurokraci!
- Dokładnie. Właśnie, co miałeś w swoich testach? W każdym moim się pojawiałeś.
- Ty tak samo, ale nie pamiętam, żebym kazał ci skądś skakać. No, chyba że kuśtykać na jednej nodze do domu. Faktycznie utykałeś, ale...
- Co?! Nigdzie nie utykałem.
- To chyba była podpucha. No wiesz, ja widziałem ciebie, chociaż to nie byłeś ty i na odwrót.
- O czym wy gadacie? - spytał zdezorientowany Aleks, próbując coś zrozumieć z głośnych szeptów i poszturchiwać bliźniaków.
Chłopcy wymruczeli pod nosem jakieś niezrozumiałe słowa, wspominając o najnowszej grze komputerowej, w którą obaj grali. Tę rozmowę będą musieli odłożyć na później, chyba ich trochę poniosło.
- Trzeba to będzie przedyskutować. Nic z tego nie rozumiem - westchnął Bill.
- A ja nadal nie wiem, jak powstał ten pieprzony wszechświat. Głupi zwierz nie chciał powiedzieć - burknął cicho Tom.
Czarny zaśmiał się, słysząc oburzenie w głosie brata.
Do pokoju wszedł lekarz. Jedno oko miał tak napuchnięte, że prawdopodobnie nic nim nie widział. Podszedł do łóżka i kazał blondynowi wrócić na swoje miejsce. Tom niechętnie go posłuchał. Mężczyzna zrobił bliźniakom rutynowe badanie, przy okazji dowiadując się od Toma, że jest zboczeńcem, bo zagląda mu pod koszulę. Matka stała zakłopotana przy Aleksie. Cała jej twarz była czerwona ze wstydu.
- Czemu się tak na mnie gapisz? - spytał zirytowany blondyn, widząc wzrok lekarza.
- Przeżyłeś coś, czego nie powinieneś. Tak samo zresztą jak twój brat. Nie wiem, jak to możliwe, ale to musiał być cud.
- Kiedy możemy stąd wyjść? - zapytał Bill.
- Teoretycznie już dzisiaj, ale chciałbym zrobić wam jeszcze dodatkowe badania.
Starszy spojrzał na bliźniaka z niemym pytanie. Czarny tylko kiwnął głową.
- Żadnych badań, doktorku. Chcemy wyjść na własne żądanie - powiedział Tom.
Ania jęknęła przeciągle. Spojrzała na synów jakby byli największym błędem jej życia, a potem wyszła z pokoju, trzaskając drzwiami. Aleks zerknął na nich, po czym pobiegł za kobietą.
Lekarz protestował, nie chciał ich wypuścić, ale nie miał wyjścia. Bliźniacy wiedzieli, że są zdrowi. Gdyby naprawdę istniała potrzeba pozostania w szpitalu, na pewno by się jakoś przemęczyli. Nie miało to jednak sensu. Przeszli test, wszystko było w porządku i mogli wracać do normalnego życia.
Doktor przyniósł odpowiednie formularze, które szybko wypełnili. Tom specjalnie tak nabazgrał, żeby nikt postronny nie mógł tego przeczytać. Matka wróciła dopiero po jakiejś godzinie. Chłopcy chcieli porozmawiać ze sobą o tym wszystkim, ale ciągle ktoś kręcił się po ich pokoju, więc nie mieli za bardzo jak.
Ania miała dla nich ciuchy. Z ulgą się przebrali i wstali z łóżek.
- Jestem głodny - odezwał się Czarny.
- Nom, ja też. Mamo, zrobisz jakąś dobrą kolację? - spytał Tom.
- Mus owocowy? - westchnęła.
Obaj się skrzywili.
- Żadnych owoców. Nie chcę widzieć jabłek, gruszek, śliwek, mandarynek ani niczego takiego. Ble! - jęknął Bill.
- Zawsze go lubiliście!
- Chyba zmienił nam się gust!
Aleks prawie wcale nie komentował ich zachowania, ale miał minę, jakby byli jakimiś psycholami, którzy uciekły z wariatkowa. Co się dziwić? Facet chciał poznać swoich dorosłych pasierbów, a tu się okazało, że obaj są nieźle postrzeleni i w dodatku nawet nie wyglądają normalnie. Na pierwszy rzut oka w ogóle nie byli do siebie podobni, a przecież byli bliźniakami. Już sam ten fakt był zastanawiający.
- Powinniśmy się leczyć - zaśmiał się Czarny, wsiadając do samochodu matki.
Obaj usiedli z tyłu, a Aleks za kierownicą.
- Musimy pogadać - powiedział cicho Tom, nachylając się do brata.
- Wiem. Zjemy kolację, a potem na spokojnie to przedyskutujemy.
Blondyn kiwnął głową. Nie bał się tej rozmowy, wiedział, że między nimi jest już wszystko w porządku. Obawiał się tego, że muszą iść do szkoły. Jak ma odkręcić to wszystko? Nie jest w stanie w krótkim czasie wpłynąć na całą budę. Musi znaleźć jakiś sposób, żeby chronić bliźniaka.
Tylko jaki?

Bill wiercił się w samochodzie, nie mogąc się już doczekać, kiedy wreszcie będą w domu. Tak bardzo się stęsknił! Nareszcie będzie spał w ciepłej i suchej pościeli, będzie mógł jeść co mu się tylko będzie podobać, nie będzie musiał załatwiać swoich potrzeb fizjologicznych w lesie i nie będą go ganiać żadne potwory. Nikt nie będzie kazał mu skakać z ogromnych wysokości, nie będzie wymiotował i leżał w bezruchu, żeby go nic nie bolało! Życie jest piękne!
Widział głupi uśmiech Toma. Pewnie nabijał się z niego, że tak reaguje na powrót do domu. Mógł jednak oszukiwać innych, ale nie jego. Tak naprawdę cieszył się tak samo mocno, tylko nie chciał tego okazać. Taki miał już charakter, nie lubił wystawiać swoich uczuć na widok publiczny.
- Bill, uspokój się! Wiercisz się jakbyś miał owsiki! - powiedziała matka z lekkim uśmiechem na twarzy.
- Mamo, nawet nie wiesz jak się cieszę, że nareszcie będę w domu - odparł.
- Ale przecież przez cały miesiąc spałeś. To tak, jakbyś wyszedł jakieś trzy godziny temu i wrócił - wtrącił się Aleks.
Czarny naburmuszył się i usiadł spokojnie.
- To długa historia - burknął.
Splótł ręce na piersi i usiadł spokojnie. Miał obrażoną minę. Ten facet potrafił mu zepsuć każdą zabawę. Był zbyt bystry jak dla niego.
Tom tylko zaśmiał się cicho. Bill wiedział, że był zadowolony, bo nareszcie miał swoją czapkę. Chociaż podczas pobytu w tamtym dziwnym miejscu nie narzekał na jej brak, to w szpitalu na jej widok zareagował bardzo entuzjastycznie.

...Ania wręczyła ciuchy synom. Tom szybko rozgrzebał swoje i z szerokim uśmiechem na twarzy wziął w ręce czapkę z daszkiem.
- Moje kochanie! Biedactwo, przez cały miesiąc leżałaś gdzieś w kącie! No, już, Tommy jest przy tobie i już cię nie zostawi! Tęskniłem! – mruczał, tuląc ją do siebie…

Bill wybuchnął śmiechem. Wszyscy spojrzeli na niego zdziwieni.
- Z czego się śmiejesz? - spytał Tom.
- Przypomniało mi się, jak cieszyłeś się na widok czapki. Bezcenny widok. Szkoda, że nie miałem czym zrobić ci zdjęcia - wydusił Czarny, drżąc ze śmiechu.
Aleks i Ania uśmiechnęli się. Blondyn przewrócił tylko oczami i automatycznie poprawił nakrycie głowy. Bill znowu się roześmiał.
- Nie, nie wytrzymam! – jęczał, zwijając się ze śmiechu.
- Opanuj się! - powiedział spokojnie Tom.
- Ale ja muszę odreagować.
- Zrobisz to później.
Czarny nadal się śmiał, więc blondyn zaczął go po prostu ignorować.
Gdy nareszcie zajechali pod dom, Bill wyskoczył jak poparzony.
- Mamo, szybciej! No, otwieraj! - marudził jej tuż nad uchem.
Tom pacnął się tylko w czoło. Aleks zaśmiał się, a Ania wygrzebała z torebki klucze i otworzyła dom. Bill wbiegł do środka, rozglądając się dookoła. Nic się nie zmieniło. Na lewo była ściana, za którą znajdował się mały składzik. Wejście znajdowało się naprzeciwko schodów. Zaraz na prawo były drzwi prowadzące do dużego salonu, w którym stała bardzo wygodna sofa i szklany stół. Oprócz tego był tam telewizor, PlayStation i białe meble kontrastujące z ciemną podłogą. Zaraz za salonem była kuchnia. Można było do niej wejść z korytarza. Na wprost drzwi było okno, pod którym stał zlew. Meble były w kształcie litery U i zajmowały aż trzy ściany. Na środku małej kuchni stał drewniany stół, a na lewo od wejścia wielka lodówka. Bill zignorował ją. Chciał najpierw kuknąć na resztę domu, a dopiero potem się najeść. Idąc dalej znajdował się pokój ich matki, teraz zabałaganiony rzeczami Aleksa. Żadnego z braci to nie zdziwiło. Przecież Ania jest młoda, nie skończyła jeszcze nawet czterdziestu lat. Na pewno, gdy leżeli w szpitalu, Aleks zamieszkał razem z nią, żeby się nią opiekować. Lubili go czy nie, powinni mu być za to wdzięczni. Kiedy oni nawalili, on ratował sytuację.
Na końcu korytarza znajdowały się drzwi prowadzące do małego ogrodu, o który gospodyni bardzo dbała. Rosła tam sobie równo przystrzyżona trawka aż po sam brązowy drewniany płot. Na lewo znajdowała się łazienka, jednak bliźniacy rzadko z niej korzystali. Mieli swoją własną na górze.
Czarny wrócił się do schodów, które znajdowały się przed łazienką i wbiegł na górę. Na wprost miał drzwi do toalety, ale nie wchodził tam. Nie musiał oglądać tego miejsca, nie było aż takie ważne. Zaraz na prawo znajdowały się drzwi do jego pokoju, na tej samej ścianie, co wejście do łazienki. Wszedł tam i z ulgą oglądał swoje królestwo. Na prawo stało łóżko wciśnięte w kąt, a zaraz obok niego stolik nocny. Za stolikiem była przestrzeń, w której leżał jego plecak z wysypującymi się książkami. Od plecaka aż do końca ściany ciągnęły się meble, gdzie miał praktycznie wszystkie swoje rzeczy. Prawie idealnie na wprost drzwi znajdowało się okno, na którego parapecie spędził mnóstwo godzin, patrząc w niebo i obserwując gwiazdy oraz wschody i zachody słońca. Na lewo od okna stało biurko zabałaganione jego książkami i zeszytami. Pokój był pomalowany na zielono.
Chłopak podbiegł do łóżka i rzucił się na nie, wzdychając. Nareszcie!
Poleżał chwilę, napawając się miękkością materaca i upajając zapachem pościeli, a potem wstał i wyszedł na korytarz. Poszedł prosto, chcąc dojść do drzwi pokoju brata. Na prawo było jeszcze małe pomieszczenie, w którym trzymali swoje rupiecie.
Zapukał i usłyszawszy pozwolenie, wszedł do środka. Ten pokój był identyczny, jak w jego teście. Tom grzebał zawzięcie w jakiejś szafce, było widać tylko jego wypięty tyłek i nogi.
- Co ty tam robisz? - spytał zdziwiony Bill.
- Szukam czegoś, nie widać? - usłyszał stłumiony głos bliźniaka.
- Ale czego?
- Mojego sprayu! Wrzuciłem tu z rozmachu jedną puszkę i teraz nie mogę jej znaleźć.
- Po co ci teraz spray?
- Idę w nocy trochę poszaleć. Nareszcie sobie porysuję! Została mi tylko ta jedna biedna puszka z czarnym sprayem, reszta się wykończyła. Eh.
Tom kichnął i przy okazji uderzył w coś głową. Przeklął i znowu kichnął.
- Cholera! – mruknął, wyłażąc stamtąd i pocierając głowę. W jednej ręce trzymał zaginiony przedmiot.
Bill zaśmiał się, widząc minę brata. Blondyn spojrzał na niego krzywo.
- Idziesz ze mną? – spytał, uśmiechając się szelmowsko.
- J-ja? - zdziwił się Czarny.
- Nom. Moi kumple jeszcze nie wiedzą, że się wybudziłem ze śpiączki i na razie nie chcę nikomu nic mówić. Mógłbyś pójść ze mną. No, chyba że się boisz?
- Nie boję się, ale to chyba nie jest najlepszy pomysł.
- Dlaczego?
- A jak zauważy nas policja? Ty zwiejesz nawet w takich spodniach, ale ja? Nie ma szans.
- Spokojnie, jest takie jedno miejsce, w którym można sobie porysować i nikt się nie czepia. Są tam ściany specjalnie dla grafficiarzy.
- O której chcesz iść?
- Po północy.
- Dobra, pójdę. W sumie to już dawno nie widziałem, jak robisz coś w tym stylu.
Tom uśmiechnął się tylko i wstał. Postawił puszkę na biurku i westchnął. Już chciał coś powiedzieć, kiedy z dołu usłyszeli krzyk matki.
- Kolacja!
Zadowoleni szybko zbiegli na dół. Byli głodni jak diabli. Biegli tak szybko, że mieli problemy z przeciśnięciem się przez drzwi, ponieważ chcieli zrobić to jednocześnie. Śmiejąc się, usiedli przy stole obok siebie. Aleks siedział naprzeciwko Billa i patrzył na nich z uniesionymi brwiami.
Nie skomentowali jego dziwacznej miny. Ania postawiła przed nimi talerze z jajecznicą i gorącą herbatę, więc zabrali się do jedzenia.
- Ale pycha! Mamo, nie wiem, czy kiedyś ci to mówiłem, ale gotujesz najlepiej na świecie - powiedział Bill, zajadając się kolacją.
Tom tylko pokiwał głową na znak zgody.
Wolał nie wspominać o skarpetkach przy Aleksie. Pewnie uznałby za dziwne, że Czarny dziękuje mamie za to, iż ta mu je pierze.
- Zwolnij, bo się udławisz - zaśmiał się Bill, zerkając na blondyna.
- Patrz na siebie - rzucił Tom, popijając jedzenie gorącą herbatą.
Przez dłuższą chwilę nikt się nie odzywał. Ania zmywała naczynia, Aleks siedział przy stole i przeglądał gazetę, a bliźniacy kończyli kolację. Gdy już się wreszcie najedli, odetchnęli z ulga.
- Mam ochotę na piwo. Bill, idziemy się schlać? - powiedział Tom, wstając i szperając po szafkach w poszukiwaniu ciastek.
- Jestem abstynentem, alkoholiku jeden - rzucił Czarny.
- Ta...
- Tom, zachowujesz się niegrzecznie - upomniała go matka.
- Przepraszam. Aleks, a ty chcesz iść na piwo? Sorry, że cię pominąłem.
Mężczyzna wybuchnął śmiechem, a Ania pokręciła tylko głową zrezygnowana. Bill siedział przy stole i uśmiechał się głupio. Dawno już nie był taki szczęśliwy.
Czarny wstał i wyjął z lodówki sześć puszek coli. W tym czasie poszukiwania starszego Cogera zakończyły się sukcesem i mogli udać się na górę.
- Idziemy już do siebie, dobranoc - powiedział Tom, trzymając w rękach pięć opakowań ciastek.
- Co chcecie robić? - spytała matka.
- Najeść się, napić i dobrze się bawić  -powiedział blondyn, wzruszając ramionami.
I postarać się po tym nie porzygać, dodał w myślach Bill.
- Dobranoc - rzekł Aleks, uśmiechając się do nich.
Pożegnali się i poszli na górę.
- Twój czy mój? - spytał Bill.
- Mój - odparł Tom.
Weszli do pokoju Toma i zgodnie podeszli do łóżka, kładąc na nim swoje łupy. Tom zabrał z biurka lampkę i postawił ją na parapecie tak, aby oświetlała łóżko. Bill usiadł po turecku i oparł się plecami o ścianę. Blondyn ściągnął czapkę i buty i również się wygodnie rozsiadł. Otworzył pierwszą lepszą paczkę z ciastkami i zabrał się za konsumpcję.
- Dobra. Przeanalizujmy to, co już wiemy - zaczął Czarny.
- W takim razie nie mamy co analizować.
- Trochę mamy. Po pierwsze, do tego dziwnego świata trafiają tylko bliźniaki jednojajowe.
- Nie mamy co do tego żadnej pewności. To, że akurat tylko takie tam były, niczego nie dowodzi. Załóżmy, że ogółem bliźniacy, ok?
- W porządku. Wszystkim przydarzył się jakiś wypadek i bliźniacy musieli zginąć w tym samym czasie i miejscu.
- Teoretycznie. A wiesz, co ja myślę o teoriach, prawda?
- Tak. Powstanie wszechświata to ściema, a piramidy zbudowali kosmici.
- Mniejsza o to. Gdy porwał cię stwór, pytałem tamtych o różne rzeczy. Oni nie odczuwali bólu swojego bliźniaka, nie wiedzieli, o co mi chodzi, gdy im o tym powiedziałem.
- Dlaczego my tak?
- Nie wiem. Chociaż nie lubię teorii, mam wrażenie, że tu chodziło o nas. Pojawiałeś się w każdym moim teście. Załóżmy, że mieliśmy się tam pogodzić. Udało nam się i... Otworzyło się przejście. Ten ostatni test to ściema. Kwintesencja tych poprzednich. Próby były po to, żeby sprawdzić, czy nasze wyznania mają potwierdzenie w czynach. Pamiętasz, jak mówiłem, że powinienem zostać gdzieś zadźgany?
Bill kiwnął głową.
- W pierwszym teście moi kumple chcieli cię zabić. Nożem. Kevin kazał mi wybierać: ty albo ja. Musiałem zdecydować. Kazałem ci wrócić do domu, a potem... Cóż, to nie było zbyt przyjemne.
- Dźgnął cię? - Czarny otworzył szeroko oczy ze zdumienia.
- Cztery razy.
- Co?! Ile?!
- Cztery! Trzy razy w brzuch i raz w udo.
- Musiało boleć...
- Jak cholera! Ale zdałem. Próby nie tyle testowały nasze słabości, co siłę naszych uczuć. W drugim zaklinowała ci się noga w szynie.
- Też miałem taki test! Co zrobiłeś? Ja zginąłem tam razem z tobą.
- Ja też. Trząsłeś się jak galareta - zaśmiał się blondyn.
- W moim wrzeszczałeś jak opętany. Byłeś wściekły jak diabli, twoja mina była bezcenna.
- Co miałeś w trzecim?
Bill naburmuszył się.
- Obudziłeś mnie w pokoju i kazałeś iść po zakupy. Był dzień naszych urodzin. Wynikało z tego, że to wszystko, co nam się przydarzyło, było tylko snem. Dałem ci mój pamiętnik, a ty powiedziałeś, że to będzie bestseller.
- W moim słowniku nie ma nawet takiego słowa!
- Eh... Po przyjęciu przyłapałeś mnie z tabletkami w łazience, miałeś iść się upić z kolegami. Wyznałeś, że chciałeś mi tylko dokuczyć i nie czytałeś mojego pamiętnika. To chyba chodziło o to, żebym rozwiązał problem w inny sposób. Nie wiedziałeś, jak mnie krzywdzisz, bo nie okazywałem ci tego. Zdałem.
- Mój test też nie był łatwy. Byłem w łazience i... Płakałeś w męskiej toalecie. Był pierwszy kwietnia, a ja musiałem cię przekonać, że się zmieniłem. To było okropne. Dopiero kiedy wspomniałem o twoim pamiętniku, jakoś mi się udało.
Tom znowu się naburmuszył na wspomnienie swojego testu. Kiedyś wyzna bratu, co tak naprawdę się tam stało, ale nie teraz. Nie był gotowy, żeby do tego stopnia obedrzeć się z dumy.
- Dobrze, że mogliśmy się nim poratować, chociaż się na coś przydał - rzekł Czarny, otwierając puszkę z colą.
Blondyn tylko westchnął.
Siedzieli tak około trzy godziny, analizując wszystko, co im się przydarzyło. Chociaż Tom brzydził się słowem teoria, ustalili, że to wszystko miało im pomóc odbudować własne relacje oraz przetestować ich słabości. Wiedzieli, że tylko bliźniacy mogą się tam znaleźć, powiedziały im to bestie. Cokolwiek to było, działo się to w ich umysłach, a jednak oboje wszystko świetnie pamiętali. To oznaczało, że z naukowego punktu widzenia ta sytuacja nie była zwyczajna. Coś się z nimi stało, coś, co zmieniło całe ich życie. Mimo tego, że przeżyli tam prawdziwe piekło i zachowywali się jak dwie beksy, nie żałowali ani jednego dnia, ponieważ spędzili ten czas razem.
- Poszukam czegoś w bibliotece, może już ktoś się spotkał z takim przypadkiem - westchnął Bill.
- Wątpię, żeby ci się udało, ale nie zaszkodzi sprawdzić. Dobra, już jest prawie pierwsza. Idziemy?
Czarny kiwnął głową.
- Tylko się ubiorę, dobra?
- Pospiesz się. Ej, który dzisiaj jest? Jeśli od naszych urodzin minął miesiąc... Czy teraz nie powinny być święta?
- Faktycznie, na korytarzu w szpitalu stała choinka.
Obaj pacnęli się w głowę.
- Sprawdź w telefonie - poradził Bill.
Tom wygrzebał przedmiot z kieszeni i zerknął na wyświetlacz.
- Dwudziesty trzeci grudnia. Jutro wigilia!
- Nieźle wyczailiśmy czas na obudzenie się.
- Ta... Jestem oficjalnym bankrutem.
Czarny zaśmiał się i poszedł do swojego pokoju po kurtkę. Wygrzebał jakąś z szafy i założył ją, schodząc po schodach. Tom już na niego czekał pod drzwiami. Wyszli po cichu, nie chcąc budzić pozostałych domowników.
Gdy tylko przekroczyli próg, uderzyło w nich potworne zimno. Z nieba leciały płatki śniegu. Ulica była dosyć dobrze oświetlona. Dom Cogerów znajdował się na peryferiach miasta i był domkiem rzędowym. Wyróżniał się jednak od innych, ponieważ był pomalowany na biało, podczas gdy wszystkie inne miały kolor pomarańczowy.
Bill westchnął i pociągnął nosem.
- Jeśli zachorujesz, zabiję cię - ostrzegł go Tom, narzucając kaptur na głowę, która i tak była już zakryta czapką.
- Nic mi nie będzie, nie panikuj - odparł Czarny.
Idąc, rozmawiali o głupotach i przekomarzali się. Co chwilę popychali się na boki, tak że w pewnym momencie Bill zderzył się z lampą. Tom zakrył usta dłonią, żeby nie wybuchnąć głośnym śmiechem. Było już późno i ktoś mógłby zadzwonić na policję. Gdy blondyn starał się tłumić śmiech, Czarny z głupią miną wstał z chodnika i potarł czoło.
- Przestań się śmiać, to wcale nie było zabawne - warknął do brata, szturchając go lekko.
- Mam tylko nadzieję, że twoja niezdarność nie jest...
Nie dokończył, bo potknął się na nierównej płytce i omal się nie wywrócił. Tym razem to Bill zaczął się śmiać, a Tom razem z nim.
- Mam wrażenie, jakbym się zaćpał - powiedział Czarny, starając się iść w miarę prosto.
Blondyn tylko pokiwał głową.
Tak minęła im cała droga.
  
Tom zaprowadził brata pod Nędzę. Nazwał tak z kolegami ścianę, która została przydzielona grafficiarzom do malowania. Była obskurna i dzieciaki niechętnie przychodziły w to miejsce. Ściana znajdowała się przy szkole gimnazjalnej. Miała z jakieś piętnaście metrów długości oraz około czterech wysokości i była zbudowana z czerwonych cegieł. Od drogi odcinał ją murek w wysokości około trzech metrów. Ścianę oświetlały lampy zza muru.
Chłopak postanowił przyjść w to miejsce, ponieważ i tak nie miał odpowiednich kolorów i z jedną puszką niewiele był w stanie zdziałać. Bill stanął przy nim i czekał, aż zacznie.
- Jakieś życzenia co do rysunku? - spytał Tom.
- Narysuj tunel ze światełkiem na końcu i jakąś postać w środku - odparł Czarny po chwili zastanowienia.
- Tunel? - zdziwił się blondyn.
- Zawsze mi się wydawało, że kiedy człowiek umiera to idzie ciemnym tunelem w stronę światła.
- Ale ja nie widziałem żadnego tunelu.
- No, ja właśnie też nie.
- Wymyśl coś innego, mam tylko jeden kolor, z tunelu nici.
- To może…
- Coś, co da się narysować na czarno? – podsunął usłużnie Tom.
- Narysuj demona.
Tom kiwnął głową i wstrząsnął puszkę, po czym zabrał się do pracy. Uwielbiał to robić. To była jego wielka pasja. Czasami odwiedzał miejsca, w których wcześniej coś narysował. Przeważnie rysunki były zamalowane, ale nie zawsze. Miło było popatrzeć na swoje stare prace. Oceniało się je z zupełnie innej perspektywy. Czasem graffiti wydawało mu się dobre, a kiedy zobaczył je po kilku miesiącach, nie podobało mu się. Bywały też odwrotne sytuacje: coś mogło mu się nie podobać, a kiedy zobaczył to po jakimś czasie, dostrzegał, że pomysł i wykonanie były naprawdę dobre. Był w stanie ocenić swoje dzieła bardziej obiektywnie. Rejestrował ewentualne błędy i starał się ich nie popełniać przy następnym graffiti.
Rysowanie przerwał mu dzwoniący telefon. Zdziwiony wyciągnął go z kieszeni i spojrzał na wyświetlacz. Widząc imię kolegi, zawahał się na chwilę, a potem nacisnął zieloną słuchawkę i przyłożył komórkę do ucha.
- Halo? - spytał.
- Tom! Stary, jak się cieszę że cię słyszę! Nawet nie wiesz jak się za tobą stęskniliśmy! - wrzeszczał Mateusz do słuchawki.
Blondyn musiał odsunąć telefon, inaczej by ogłuchł. Gdy kolega skończył się wydzierać, odpowiedział mu.
- Nie mogę powiedzieć tego samego! Nie jestem głuchy, do cholery!
- Oj, wyluzuj! Wstałeś lewą nogą czy co? Po miesiącu spania powinieneś być wypoczęty, zwarty i gotowy. Dlaczego nie zadzwoniłeś? Mogłeś powiedzieć, że już wyszedłeś ze szpitala, chętnie byśmy gdzieś wyskoczyli. Trzeba opić twój powrót do zdrowia. A właściwie to...
- Chwila, zwolnij! Nie zrozumiałem ani słowa z tego, co powiedziałeś.
- Czemu się z nami nie skontaktowałeś?
- Chciałem pobyć trochę sam.
- Hmm, to nieładnie. Wiesz, że matka dała mi szlaban za to, że wyrwałem jej wszystkie kwiatki i zaniosłem do ciebie do szpitala? A ty nawet nie dzwonisz! Zero wdzięczności z twojej strony!
Tom prychnął, słysząc słowa kolegi.
- Chyba żartujesz, stary!
- Nie, wcale nie. Gdzie jesteś?
Bill pokazywał mu, żeby powiedział, że leży, ale blondyn nie chciał kłamać. Czuł, że to nie jest dobry pomysł.
- Pod Nędzą. Masz może jakiś spray? Bo ja jestem spłukany i praktycznie wszystko mi się już skończyło.
-Nie mam. Co ty robisz pod Nędzą?
-No, rysuję...
-Ty?! Zmarnujesz swój talent na tej ścianie! Dobra, ja kończę. Za pięć minut będziemy u ciebie.
-My to znaczy kto?
Czarny słyszał całą rozmowę i patrzył spanikowany na bliźniaka. Tom, widząc jaki jest zdenerwowany, tylko westchnął. Wyobrażał sobie, co może czuć, jednak prędzej czy później i tak będą musieli się z tym zmierzyć. Od czegoś przecież muszą zacząć.
- Ja, Piotrek i Paweł.
- Aha, spoko. No, to do zobaczenia.
Tom rozłączył się.
- Oszalałeś?! Chcesz, żeby mnie tu zabili? - wydarł się histerycznie Czarny.
- Uspokój się, nic ci nie zrobią.
- Jasne! Fajnie ci tak mówić, bo to twoi kumple!
- Uspokój się - powtórzył blondyn.
- Zabiją mnie i powieszą na tej durnej ścianie!
- Żaden nawet cię nie dotknie, jasne? A teraz zamknij się i nie wkurzaj mnie!
- Ale, Tom...
- Ani słowa.
Bill zamilkł. Blondyn z irytacją wrócił do robienia graffiti, a Czarny chodził w kółko, mrucząc do siebie coś cicho.
- Tom! - ktoś krzyczał z daleka.
Chłopak z uśmiechem odwrócił się w stronę swoich kolegów. Cała trójka podeszła do niego z wielkimi bananami na twarzy. Zaczęli go ściskać, chociaż nigdy wcześniej tego nie robili. Nie zauważyli jeszcze młodszego Cogera, który cofnął się w cień. Gadali jeden przez drugiego i nie mogli się uspokoić.
- Ogarnijcie się. Jak widzicie, nic mi nie jest - powiedział Tom.
- Jakim cudem tak szybko cię wypuścili? Jeszcze wczoraj byłeś nieprzytomny - rzekł Paweł.
- Obudziliśmy się i wypisaliśmy na własne żądanie - blondyn wzruszył ramionami.
- Jak to... - zaczął Piotrek, ale znieruchomiał.
Zdziwieni chłopacy podążyli za jego wzrokiem i dostrzegli Czarnego. Widząc wbite w siebie cztery pary oczu, w tym trzy niezbyt przyjazne, cofnął się do tyłu.
- Tom? Co on tutaj robi? - spytał powoli Mateusz.
- Przyszedł ze mną.
- Co?! - wykrzyknęli chłopcy.
- Nie wmówisz mi, że zabrałeś go ze sobą! - wyjęczał Paweł.
- Czy tobie coś się pomieszało w głowie? Piorun uszkodził ci mózg?
- spytał Piotrek.
- A może to podpucha? No, wiesz, żebyśmy mogli go zlać? - na słowa Mateusza Bill jeszcze bardziej się cofnął.
- Dotknij go, a wybiję ci wszystkie zęby - ostrzegł Tom, splatając ręce na piersi.
- Co?! - podniósł się chór zdumionych głosów.
- Chyba nie bardzo rozumiem - westchnął Paweł.
- To proste. Od dzisiaj macie dać mu spokój.
- Chciałbyś - zaśmiał się Piotrek, robiąc krok w stronę młodszego Cogera.
Tom błyskawicznie zagrodził mu drogę i spojrzał na kolegę. Jego wzrok był zimny jak lód.
- Ty mówisz poważnie - rzekł wolno Mateusz.
- Oczywiście! Powiedziałem przecież, że macie go zostawić w spokoju! Jeśli nie dociera po dobroci, możemy porozmawiać troszeczkę inaczej.
- Wyluzuj - rzekł Paweł.
- Mógłbyś nam to wyjaśnić? - spytał Piotrek.
- Pogodziliśmy się. Od teraz jeżeli macie coś do niego, macie też coś do mnie.
Blondyn prychnął, widząc zdumione spojrzenia kolegów. Wpatrywali się w niego jakby wyrosła mu druga głowa.
- Przetrawcie to w spokoju. My już chyba sobie pójdziemy - rzekł.
- Ale... - zaczął Czarny.
- Potem dokończę tego demona. Chodź!
Tom szedł przed siebie, nawet nie patrząc w stronę kolegów. Bill podążył za nim, oglądając się do tyłu. Dobrze, że byli tacy zdziwieni. Gdyby nagle rzucili się na niego we trzech, nawet Tom nie byłby w stanie mu pomóc.
Blondyn czuł ulgę. Poszło lepiej, niż myślał. Był pewien, że koledzy zaakceptują tę decyzję i postarają się zaprzyjaźnić z jego bliźniakiem, a przynajmniej nie robić mu nic złego. Gorzej będzie z Kevinem i tą częścią ich paczki, nad którą Tom nie miał żadnej kontroli. Jeśli wybuchnie przez to jakiś konflikt, może się to skończyć naprawdę źle. Blondyn cały czas zastanawiał się nad tym, co stało się w teście. Czy Kevin byłby zdolny do morderstwa? Czy potrafiłby z zimną krwią wbić człowiekowi nóż w brzuch albo zabić go w jakiś inny sposób?
Niestety, nie znał odpowiedzi na te pytania. Musi się spodziewać najgorszego. Nie może pozwolić, aby bliźniakowi stała się krzywda, to po prostu nie wchodziło w grę.
Droga powrotna minęła im w napiętej atmosferze. Cała radość sprzed kilku minut ulotniła się. Obaj czuli, że niedługo wreszcie będą musieli przestać bujać w obłokach i wrócić do rzeczywistości. Las, potwory i niezrozumiałe, masochistyczne testy należały do przeszłości. Znaleźli wyjście z tamtego dziwnego świata, są w domu. Teraz mają nowe problemy, z którymi muszą sobie poradzić.
Życie nie jest takie proste i przyjemne, jak Tom myślał jeszcze jakiś czas temu. Zaczynał powoli rozumieć, że jeśli chce przetrwać, to musi walczyć. Nikt niczego nie poda mu na tacy, nikt nie będzie naprawiał jego błędów. Musi radzić sobie z tym sam. Był jednak zadowolony, bo wiedział, że ma szczęście. Bo chociaż to on będzie obrywał po głowie, to jednak może dzielić się tym wszystkim z Billem. Ktoś kiedyś powiedział, że smutek dzielony z prawdziwym przyjacielem jest połową smutku, a radość - podwójną radością. Ta osoba chyba nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, jak prawdziwe są te słowa. Tom właśnie tak czuł. I choć przyszłość rysowała mu się w ciemnych barwach, pocieszał go fakt, że nie będzie sam.
Weszli do domu, a potem po schodach na górę. Tom zawahał się przed pokojem bliźniaka.
- Bill? - odezwał się cicho.
- Co? - odparł Czarny szeptem.
- Jesteś wkurzony?
- Trochę. Nie byłem gotowy na to spotkanie, terapia szokowa naprawdę nie jest najlepszym rozwiązaniem w moim przypadku. Następnym razem uprzedź mnie, dobrze?
- Nie wiedziałem o tym wcześniej.
- Wiem. Nieważne. Zapomnijmy o tym, dobra? Prędzej czy później i tak będę musiał stanąć z nimi twarzą w twarz, nie da się tego uniknąć. Trochę mnie to przeraża.
- Poradzimy sobie, zobaczysz. Cokolwiek się stanie, mamy siebie. Nie przejmuj się.
- Dzięki, Tom - starszy Coger wyczuł uśmiech w słowach brata.
- Za co?
- Za to, że jesteś.
Blondyn uśmiechnął się lekko.
- Vice versa, młody. Dobranoc.
- Dobranoc.
Bill wszedł do swojego pokoju, a Tom po chwili też już znalazł się we własnym. Było bardzo późno. Poszedł jeszcze szybko do łazienki, żeby umyć zęby. Gdy już leżał w swoim łóżku usłyszał, delikatnie pukanie w ścianę. Ze śmiechem również zapukał. Gdyby zlikwidować ścianę, łóżka jego i Czarnego utworzyłyby coś na kształt litery L. Eh, Bill był tak blisko, a jednocześnie bardzo daleko.
Zamknął oczy. Jutro wigilia... Ma tylko jeden dzień na kupienie prezentów dla Aleksa, mamy i Billa. W sumie to nie był aż tak bardzo spłukany, jak sugerował. Miał odłożone trzysta złotych. Oby tyle wystarczyło. Wiedział już, co kupi bliźniakowi. Na prezent dla mamy i Aleksa pewnie się złożą. Będą musieli to jeszcze obgadać.
Tom westchnął. Jak kupi upominki, naprawdę będzie bankrutem. Żegnajcie marzenia o sprayu i malowaniu po ścianach.
Po raz kolejny doszedł do wniosku, że życie wcale nie jest takie piękne jak się wydaje. Całe szczęście, że jego jest całkiem znośne.


***
Mam nadzieję, że długość wynagrodzi czekanie.
Pozdrawiam!

1 komentarz:

  1. ja tu sobie tak zaglądam w historię bloga i widzę coś czego nie czytałam jeszcze, i sądząc bo braku komentarzy inni też nie zauważyli bo jak można nie skomentować tak zajebistego odcinka? O.o w kązdym razie wyszedł ci świetnie, warto było czekać, naprawdę. tak w sumie dziwnie było czytać o ich matce, która ma na imię Ania, a nie Simone, jak w większości opowiadań. no i dwukrotnie dziwne uczucie gdyż sama mam na imię Ania (lol). cóż jeszcze moge powiedzięc poza tym że nie mogę się doczekać następnego odc? życzę ci weny i sama idę pisać coś na swojego bloga gdyż ostatnio go zaniedbałam :*

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)