wtorek, 12 marca 2013

3.Granice



Robin
- Czy ktoś ma jakiś pomysł na to zadanie?
Siedziałem w ławce i patrzyłem na tablicę z naburmuszoną miną. Dobre sobie. Jakimś cudem zadanie, które chemik napisał na tablicy było jednym z tych, które musiałem zrobić za karę w pierwszym tygodniu szkoły. Teraz był już początek października, a dopiero przerabiamy to na lekcjach. Okropny buc.
Moja sytuacja z chemii wyglądała naprawdę dobrze. Moje obawy co do tego, że chemik będzie się na mnie wyżywał za ojca były bezpodstawne. Traktował mnie trochę surowiej niż innych, ale byłem przekonany, że wynika to z moich ocen z poprzedniego roku. Miałem szóstkę, a to do czegoś zobowiązuje.
Nie odzywałem się. Dobrze wiedziałem, że i tak nie pozwoli mi rozwiązać tego zadania. Szturchnąłem Phila.
- Idź – mruknąłem. – Przecież umiesz to zrobić, tłumaczyłem ci.
Blondyn pokręcił przecząco głowa. Nigdy zbytnio nie spieszyło mu się do tablicy, zwłaszcza na chemii.
- Naprawdę nikt? Postawię dziewięć punktów na dziewięć, jeśli ktoś wpadnie na pomysł, jak to zrobić.
- Phil! – warknąłem.
- Czemu sam się nie zgłosisz?! – spytał z wyrzutem. – Przecież wiesz.
- Nie weźmie mnie! – odpowiedziałem z oburzeniem. – No, idź! Dostaniesz dobrą ocenę.
- Odwal się.
- PHIL!
- Brown, Linn… Czyżbym znowu wam przeszkadzał? – spytał nauczyciel, patrząc na nas groźnie.
- Nie, proszę pana – powiedział usłużnie mój przyjaciel. – Robin wie, jak zrobić to zadanie, ale nie chce się zgłosić.
Brwi nauczyciela podjechały do góry, a szare oczy zaczęły przewiercać mnie na wylot. Znowu się głupio zaczerwieniłem. Z jakiegoś powodu ten facet mnie po prostu onieśmielał.
Gdybym nie miał okularów, pewnie bym nie zauważył. Ale miałem. I zauważyłem.
Drobna żyłka na skroni chemika zaczęła szybko pulsować, chociaż wyraz twarzy nauczyciela nie zmienił się nawet trochę.
Zapamiętać na przyszłość… Nigdy nie stawiaj TEGO nauczyciela przed faktem dokonanym.
- Phil też wie – dodałem pospiesznie. – Tylko się wstydzi.
- Nie wstydzę się – burknął blondyn, ogarniając grzywkę. – Ja niczego się nie wstydzę!
- Swojego misia Dodo też? – spytała Laura. Klasa wybuchła śmiechem, a Phil spłonił się potwornie. Parsknąłem śmiechem.
- Powiedziałeś jej! – zarzucił mi ze złością, popychając mnie.
- Sam się właśnie przyznałeś – odparłem, oddając mu. – I nikomu nic nie mówiłem! Twoja mama pokazuje go każdemu, kto do ciebie przyjdzie, idioto. Lepiej z nią o tym pogadaj.
- Linn, Brown… Jeden z was do tablicy, a drugi zostanie po lekcjach. Jest kilka rzeczy do zrobienia w pracowni.
Zanim zdążyłem podnieść się z krzesła, Phil już wystartował do tablicy. Wziął do ręki pisak i zaczął rozwiązywać zadanie. Pozostało mi się tylko modlić, że gdzieś popełni błąd. Niestety, blondyn był naprawdę dobry z matematyki, nawet lepszy ode mnie. Nie było szansy, żeby popełnił jakiś błąd rachunkowy. Gdy skończył, odłożył mazak na biurko nauczyciela i wrócił do ławki.
- Dziękuję – stwierdził chemik. – W takim razie Linn ma dzisiaj szlaban. Wytłumaczę wam teraz po kolei, dlaczego wasz kolega zrobił to w taki sposób. Radzę wam słuchać, bo na następnej lekcji jest z tego sprawdzian.
Wszyscy jęknęli jak jeden mąż. Ja tyko westchnąłem. Kolejny szlaban. Po prostu świetnie.
Tym razem musiałem pomyć okna w klasie, wyczyścić wszystkie probówki, pozamiatać i umyć podłogę. Dobrze, że nie kazał mi zeskrobywać zaschniętych gum do życia ze spodu krzeseł. Tego bym nie przeżył.
Podczas gdy ja się pociłem i urabiałem sobie ręce po łokcie, on siedział przy swoim biurku, popijał kawę i oceniał sprawdziany jakiejś klasy. Już czwarty raz wylądowałem jako sprzątaczka, więc nie było to nic nowego. Gdy skończę, każe mi do siebie podejść i wręczy mi kolejną kartkę zadań, którą będę musiał zrobić do następnej lekcji, a potem mnie z tego odpyta i, oczywiście, nie postawi mi dziewięć na dziewięć, tylko osiem, bo krzywo się na niego poparzyłem, albo zrobiłem za duży plus, zaznaczając aniony i kationy.
Przypomniałem sobie spotkanie mojego ojca z tym facetem i zaczęła mnie zżerać ciekawość, skąd się znają. To trochę nie wypada być wścibskim, ale ojciec nie zareagował najlepiej na to pytanie. Chemik jest nauczycielem i po prostu mu NIE WOLNO tak chamsko na mnie wrzeszczeć.
- Em… Proszę pana?
Podniósł głowę i spojrzał na mnie.
- Coś mówiłeś, Linn?
- Mam pytanie – powiedziałem niepewnie. Zagryzłem dolną wargę. – Skąd pan zna mojego tatę?
Uniósł jedną brew.
- To nie twoja sprawa. A właściwie, to czemu jego o to nie zapytasz?
- Zapytałem. Nawrzeszczał na mnie, a pan jest nauczycielem i panu raczej nie wolno – powiedziałem szczerze.
Uśmiechnął się ironicznie.
- To raczej nie twój interes, ale znamy się ze szkoły.
Ze szkoły… Tyle to się domyśliłem. Otworzyłem usta, chcąc zapytać o coś jeszcze, ale widząc jego niechętny wzrok, odpuściłem.
Odwróciłem się na krześle w stronę okna i zacząłem je szorować z zawziętością. Tak się składa, że kiedy ostatnio zostawiłem smugi, kazał mi myć jeszcze raz. Zastanawiałem się, czemu on mnie tak męczy? Chce ze mnie zrobić idealną żonę czy co?
Na szczęście miałem czas na rozmyślanie o Philu. Fajnie byłoby udawać, że on i Lucy nie zaczęli ze sobą chodzić. Niestety, zaczęli. Najgorsze było to, że teraz blondyn spędzał więcej czasu z nią niż ze mną i nawet nie wydawał się tęsknić, podczas gdy ja wręcz usychałem. Był nie tylko moją miłością, ale moim jedynym, prawdziwym przyjacielem. Wcześniej traktowałem Lucy jak siostrę, ale odkąd się spiknęli, zwyczajnie zacząłem się na niej wyżywać. Byłem tak cholernie zazdrosny, że nie wytrzymywałem sam ze sobą. Phil i Lucy tym bardziej. No, i zostawili mnie na lodzie.
- Uważaj!
Ostrzeżenie przyszło za późno. Zapomniałem, że stoję na krześle i zrobiłem krok w powietrzu. Ułamek sekundy później już leżałem na podłodze, zdezorientowany i potłuczony.
- Boże, co za fajtłapa! – mruknął nauczyciel, podchodząc do mnie i niedelikatnie stawiając do pionu. – Tego zdecydowanie nie masz po ojcu. Kto jest twoją matką?
Spojrzałem na niego ze zdziwieniem.
- Margareth Stuck.
- Więc wszystko jasne. Twoja matka jeszcze się nie zabiła mniej więcej w tak widowiskowy sposób, w jaki ty się przewracasz? – spytał kpiąco.
- Ma się dobrze – burknąłem, rozmasowując obolałe ramię.
- Wychodzenie cało z każdej opresji zapewne też masz po niej, co?
- Nie wiem.
- Kończ już to mycie. Chciałbym już wrócić do domu.
- Ja też – mruknąłem.
Nauczyciel nie odpowiedział. Po prostu wrócił do biurka i zaczął szperać w papierach. Dobrze wiedziałem, czego on tam szuka.
Gdy tylko uporałem się ze wszystkim, podszedłem do biurka i bez słowa wziąłem kolejną kartkę z zadaniami.
- Dużo pan jeszcze tego tam ma? – spytałem podejrzliwie.
- Wystarczająco, żeby katować cię tym do końca życia.
Westchnąłem.
- W porządku, przyjąłem. Do widzenia.
- Do widzenia.

Nie czułem potrzeby uczyć się na sprawdzian z chemii, bo wszystko umiałem. Zrobiłem za to zadania, które dostałem „za karę”. Założyłem sobie nawet do nich specjalny zeszyt, który miał aż 96 kartek. Niezłą część już zapisałem. Byłem bardzo drażliwy na punkcie zeszytów. Każde zadanie wklejałem do środka, a pod spodem wpisywałem rozwiązanie. Chemik zawsze mi je sprawdzał, więc nie bałem się, że będę miał coś tak źle. Lubił mi w nim bazgrać na czerwono, a mi to nie przeszkadzało. Celne uwagi na marginesach były prawdziwym skarbem przed maturą rozszerzoną, którą miałem zamiar pisać.
Możecie sobie jednak wyobrazić moje zdumienie, kiedy na sprawdzianie dostałem wersję c. Wszyscy mieli a albo b, tylko ja dostałem c.
- Dlaczego mam inną? – spytałem ze zdumieniem.
-  Nie wolno zaglądać do kartek kolegów – powiedział sucho. – Te zadania dałem ci dużo wcześniej, nie ma sensu, żebyś pisał z tego sprawdzian. Napiszesz z tych, które dostałeś ostatnio.
Skinąłem głową. Umiałem je przecież robić, więc nie była to właściwie żadna różnica. Wersja c to wersja dla cwaniaków, tak zawsze mówiliśmy na innych przedmiotach.
Nachyliłem się nad kartką i zamarłem.
Nie potrafiłem tego zrobić. Zakres materiału obejmował niby to samo, ale mimo wszystko nie byłem w stanie tego rozwiązać. Sposoby, które znałem, nie skutkowały. W pewnym momencie mi wychodziło półtora cząsteczki tlenu, a to przecież było niemożliwe. Przełknąłem ciężko ślinę.
Phil spojrzał na mnie zdziwiony, kiedy coś pobazgrałem na kartce i odłożyłem długopis. Spróbowałem rozwiązać tylko dwa pierwsze zadania, za resztę się nawet nie zabrałem. To nie miało sensu, nigdy wcześniej nie widziałem tego typu zadań na oczy.
- Już skończyłeś? – spytał nauczyciel.
- Tak – podałem mu kartkę. Zerknął na nią pobieżnie i uśmiechnął się kpiąco. Patrzył na mnie tylko przez chwilę, ale wiedziałem, że to już koniec beztroski na lekcji chemii. Nie wiem kiedy i nie wiem jak, ale moje życie zamieniło się w koszmar.
Z dnia na dzień moje oceny z chemii się pogorszyły. Zaczęło się od tego, że zachorowałem i przez tydzień nie było mnie w szkole. Moja grupa napisała aż trzy sprawdziany, które musiałem zaliczyć po lekcjach. Tym razem jakiś inny nieszczęśnik skakał po parapetach, a ja siedziałem, pocąc się nad sprawdzianem. Phil miał doskonałą pamięć do pytań na sprawdzianach. Po oddaniu kartki zwykle otwierał zeszyt i notował je po kolei ołówkiem, a potem przekazywał mi, żebym wiedział, na co powinienem położyć nacisk. Tym razem znowu zostałem przyszpilony do ściany zadaniami, które na pewno wykraczały poziomem trudności poza ogólniak. Dostałem trzy szmaty z rzędu, a potem posypały się coraz to gorsze oceny.
Pod koniec listopada zauważyłem, że chemik specjalnie robi sprawdziany na lekcjach, na których mnie nie ma. Starałem się bywać na wszystkich, ale pech chciał, że na kilku po prostu nie mogłem. Raz miałem nawrót choroby. Na jedną chemię przyszedłem z prawie czterdziestostopniową gorączką, żeby tylko nie dać się złapać na nieobecności. Resztę lekcji sobie darowałem, ale nie wyszło mi to na dobre. Całe trzy dni musiałem spędzić w szpitalu z powodu podejrzenia zapalenia płuc, a to tylko dlatego, że chory poszedłem do szkoły. Ominąłem kolejne lekcje, a potem znowu i sprawdziany znowu zaliczyłem ledwo, bo ledwo. Zauważyłem też, że chemik na lekcjach przestał ukrywać swoją niechęć w stosunku do mnie i zaczął mnie jawnie obrażać, ubierając obelgi w piękne, gładkie słowa, do których po prostu nie mogłem się przyczepić. Jakby tego było mało, związek Phila kwitł i przyjaciel nie miał czasu ani ochoty przejmować się moimi problemami. Zacząłem nałogowo palić, a nie tylko popalić.
Wszystkie swoje zainteresowanie byłem zmuszony odłożyć na bok. Całe dnie siedziałem nad chemią, starając się przyswoić jak najwięcej informacji, ale blondas był nauczycielem. Skończył studia chemiczne, niby jak miałem sobie z nim poradzić? Byłem z góry na przegranej pozycji, a kiedy został tydzień do wystawiania ocen długopisem na pierwszy semestr ze zgrozą zdałem sobie sprawę, że mam zaledwie czterdzieści pięć procent.
Dwója.
Idąc we wtorek błagać go o szansę poprawienia swojego stopnia, pomyślałem z goryczą, że nie tak wyobrażałem sobie swoje osiemnaste urodziny. A jeśli się nie zgodzi?
Muszę mieć chociaż czwórkę… Czwórę ojciec mi wybaczy, ale nie może być niżej. Cała moja grupa miała dobre oceny, tylko ja… Zastanawiałem się, jak to się stało.
Zostałem po lekcji i poszedłem do niego. Ręce mi się trzęsły ze strachu. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę z powagi sytuacji.
- Chciałbym z panem porozmawiać – powiedziałem cicho.
Chemik spojrzał na mnie znad swojego kubka kawy. Zauważyłem, że pije ją nałogowo.
- O czym?
- O… O mojej ocenie – rzekłem niepewnie. – Chciałbym ją jakoś poprawić. Ja naprawdę rozumiem chemię. Phil ma piątkę, a ja jestem od niego lepszy.
- Nie możesz znieść, że ktoś jest lepszy od ciebie? – spytał kpiąco.
- Nie! Oczywiście, że nie. Ja tylko… chcę mieć lepszą ocenę.
- Jaką?
- Cztery.
- Czwórka jest od siedemdziesięciu procent. Jak niby masz zamiar to zrobić?
- Nie wiem.
Mój głos brzmiał histerycznie, ale nic nie mogłem na to poradzić.
- Nie sądzę, żeby to było możliwe – stwierdził, patrząc na mnie jak na wariata.
- Proszę! To dla mnie bardzo ważne!
… inaczej wylecę z domu.
Nie powiedziałem mu tego.  Błagałem aż się zgodził.
- Przyjdź w czwartek. Zostaniesz po lekcji i napiszesz sprawdzian z ostatniego działu. Dostaniesz na semestr taką ocenę, na jaką napiszesz ten sprawdzian. Lepiej się do tego przyłóż, jasne?
Kiwnąłem głową, odetchnąwszy z ulgą.
- Dziękuję.
- Muszę iść, mam dyżur.
Jak sparaliżowany siedziałem na reszcie lekcji. Jakoś nawet nie zabolało mnie to, że Phil nie zainteresował się moim stanem. Za bardzo się bałem, że wylecę z domu.
Po lekcjach przysiadłem do chemii. Siedziałem nad nią cały dzień z nauczycielem, którego opłaciłem sobie ze swoich kieszonkowych. Wydałem wszystko, co tylko miałem, żeby mnie nauczył jak najwięcej. Gdy on wyszedł, była dwudziesta trzecia. Siedziałem prawie całą noc, licząc różne zadania i niemal płacząc, kiedy nad ranem jedno za cholerę nie chciało mi wyjść. Jak przez ścianę słyszałem matkę, która mówiła, że jedzie gdzieś z ojcem i wrócą dopiero jutro. Mało mnie to obchodziło.
Jeśli nie zaliczę tego sprawdzianu, ja nie będę miał po co wracać.
Dopiero w tym momencie zdałem sobie sprawę, jak bardzo jestem wykończony psychicznie. Czułem się wewnętrznie rozbity, pokonany, upokorzony.
Ten dzień miał zadecydować o moim życiu albo śmierci.
Przez całych moich osiemnaście lat nigdy jeszcze się tak nie bałem.


15 komentarzy:

  1. oł, jestem pierwsza? a więc dobrze. zamierzam najpierw się usprawiedliwić- nie pisałam komów gdyż większość czytałam z telefonu a tam niestety nie łątwo mi było pisać. ale mam nadzieję że mi wybaczysz.
    naprawdę mam nadzieję, że nie wyleci z domu. cóż, w sumie to sama nie wiem co dalej pisać... na pewno życzę ci weny, której i mnie niestety brakuje, w każdym razie nie mogę się doczekać kolejnych częśći, pozdrawiam !
    ps. nominowałam cię do The Versatile Blogger na http://tenebris-tokiobizarre.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Biedny Robin. Czemu nauczyciel się tak nad nim znęca? Za przeszłość związaną z jego ojcem? Przecież to głupie i nawet nie wolno mu tego robić! A Phil? Też dobry -,-

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytając ten rozdział zakuło mnie serce. Tak strasznie mi żal Robina.
    Nie dość, że w sumie nie ma przyjaciół, jedynie Phila, to na dodatek ten przyjaciel go wystawił, bo znalazł sobie dziewczynę. Jakby tego było mało, to ten przyjaciel jest jakby miłością Robina, który ma przesrane u nauczyciela chemii, z powodu jakiegoś konfliktu jego ojca z tymże nauczycielem. Z racji tego nie robi nic innego, jak uczy się chemii, byle tylko dostać jakąś lepszą ocenę. Jakby tego było mało, jeżeli nie będzie miał tej dobrej oceny, to wyleci z domu, a nie będzie miał środków do życia, bo całe oszczędności wydał na nauczyciela chemii, by ten wyjaśnił mu jak najwięcej na klasówkę, która zaważy o jego być albo nie być w domu. Biedny popadł w nałóg i jest całkowicie wyczerpany psychicznie. Tak mi go szkoda ;_;
    Tak strasznie podoba mi się to opowiadanie. Czekam, po prostu niecierpliwie czekam na kolejny rozdział. Kiedy mogłabym się go spodziewać?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm... jak tak patrzę, to ten konflikt mógł być związany ze związkiem pomiędzy ojcem a nauczycielem? W sumie, to by było dobre ._.
      o. I ogółem, to nie zdziwiłabym się, gdyby Robin nie zaliczył tego egzaminu. I Robin by się załamał ._.
      I. I by się chciał zabić ._. w końcu rodziców nie będzie w domu, przyjaciel zajmuje się dziewczyną, a on w sumie innych bliskich, którzy mogliby mu na chatę wbić, nie ma...tak, to bardzo możliwe ._.
      Tak bardzo rozkminy ;_;
      Kurde, czekam, co wymyślisz. Tak bardzo cię kocham ;___-;

      Usuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Przeczytałam wszystkie Twoje opowiadania, ale nie pamiętam, żebyś była tak okrutna dla innego bohatera. Rodzice bez serca, przyjaciel- ukochany, który nie tylko nie odwzajemni jego uczuć, ale też po znalezieniu dziewczyny nie ma dla niego czasu, no i ON uczyciel, który wykorzystuje syna by odegrać się na ojcu za jakąś sprawę z przeszłości. Gdy czytałam ostatnią scenę miałam ochotę rozpłakać się w Robinem. Ale mam jakieś takie wrażenie, że jeśli ojciec chłopaka faktycznie wyrzuci go z domu to właśnie nauczyciel wyciągnie do niego pomocną dłoń, no chyba, że się mylę... Naprawdę z ogromną niecierpliwością czekam na kolejny odcinek tego opowiadania. Życzę weny, czasu i chęci do pisania, gorąco pozdrawiam***

    OdpowiedzUsuń
  6. Dzięki za nominację. ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nominowałam Cię do ''The Versatile Blogger Award''
    na: http://noch-einmal-bill-und-tom.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Nominacja ode mnie ;) http://przejscie-drache.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. To jeszcze nominacja ode mnie ; D na: www.nur-mit-dir-zusammen.blogspot.com/ ; )

    OdpowiedzUsuń
  10. Ponieważ pozwoliłam sobie na nominowanie twojego bloga, do Versatile Blogger Award, zgodnie z ustalonymi zasadami, zobowiązana jestem do poinformowania o tym Autora. Mimo, iż już ktoś inny zaangażował twoją twórczość, mimo wszystko grzecznie informuje ;) Tak profilaktycznie.
    http://swiata-iluzja.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Reklama!

    http://addictive-love-twincest.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  12. Nominacja do The Versatile Blogger :D
    http://im-not-strong-enough-to-stay-away.blogspot.com/2013/03/the-versatile-blogger.html

    OdpowiedzUsuń
  13. Kiedy TwT? Tak to kocham <3

    OdpowiedzUsuń
  14. Właśnie! Także Cię nominowałam do The Versatile Blogger. Myślałam, że wstawiłam Ci to tutaj, ale.. No ; ) Lepiej późno, niż wcale. ^.^
    nur-mit-dir-zusammen.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)