Czarny krążył po pokoju. Miotały nim dwa uczucia: wstyd i
wściekłość. Czuł się jak idiota i jednocześnie żałował, że nie pobił się z
Tomem. Nawet gdyby miał dostać od niego lanie to i tak byłoby to lepsze od tej
nieznośnej niepewności.
Bliźniak wybiegł wściekły z domu. Bill martwił się.
Wiedział, że brat jest zaradny i nie da sobie łatwo zrobić krzywdy, ale
przecież zdarzają się różne rzeczy. Nie tacy twardzieli ginęli przez głupotę na
ulicach. Czarnego coś ściskało w dołku na samą myśl, że jego bratu mogłoby się
coś stać. Cholera!
Gdyby tylko bliźniak nie wyzwał go od pedała! Ale nie!
Wielki Tom jak zwykle wie lepiej! Młodszy Coger nie mógł uwierzyć, że pokłócili
się o taką głupotę. A poza tym... Jak mógł rzucić w niego wazonem?! Zupełnie
już mu odbiło? Przecież mógł mu zrobić krzywdę! W sumie to chyba zrobił, bo Tom
patrzył na niego z rządzą mordu w oczach. Nie wiedział, czy gdyby miał wybór,
nie zdecydowałby się raczej na lanie. Rozwiązanie, które stało się faktem, nie
przypadło mu do gustu.
Cholera! Zdecydowanie braterstwo mu nie służyło, a
przynajmniej nie w tym mieście. Osiwieje przez tego psychola i to przed
dwudziestką! Mógłby się chociaż odezwać, cokolwiek! Czy o tak wiele prosi?
Boże, a jeśli coś mu się stało? Może potrącił go samochód?
Albo ktoś go napadł? A może...
- Nie, nie myśl tak - wyjęczał Bill, padając na łóżko.
Czekał i czekał na bliźniaka, ale ten się nie pojawiał. W
końcu nie wytrzymał i zadzwonił do niego, ale Tom nie odebrał. Bill
podejrzewał, że będzie go ignorował, ale mimo wszystko miał nadzieję, że się
nad nim zlituje i odezwie się do niego.
Zirytowany Coger wysłał mu wiadomość, ale również nie
doczekał się odpowiedzi. Znowu spróbował zadzwonić, ale bezskutecznie.
Przez godzinę krążył po mieszkaniu, nie wiedząc, co ze sobą
zrobić. Każda sekunda wydłużała się do minuty, a minuta - do godziny. Jakby
tego było mało nie potrafił się skupić ani na notatkach z wykładów, ani na
programie telewizyjnym, ani nawet na książce. Za bardzo się martwił.
Zaczął go boleć brzuch i ogarnął go dziwny strach. Miał
bardzo złe przeczucia. Chciał, żeby ból był wywołany nerwami, a nie tym, że
jego bratu coś się stało. Zawsze w taki sposób reagowali, kiedy drugiemu działo
się coś naprawdę złego.
Dlaczego musi być tak przywiązany do bliźniaka?! Czasami
żałował, że Tom w ogóle istnieje, ale szybko ganił siebie za te myśli. Nie
potrafił wyobrazić sobie życia bez brata. Po prostu... Miał go przy sobie od
samego początku. Stracił go na dwa lata, ale potem znowu odzyskał i to już na
dobre. Zdarzały się kłótnie. To przecież oczywiste. Byli normalnymi braćmi,
którzy potrafią się pokłócić o coś takiego jak pilot czy to, co akurat matka ma
ugotować na obiad. I nawet często się to zdarzało. Jednak wtedy, gdy jeden z
nich był w tarapatach i potrzebował pomocy, drugi spieszył na ratunek. Zawsze
tak było bez względu na to, czy pół godziny wcześniej omal nie zdemolowali
połowy domu bijąc się, czy może zajadali pizzę, oglądając jakiś głupi film. Tak
to chyba już jest między braćmi.
Bill westchnął. Siedział na środku pokoju i wpatrywał się we
wskazówki zegara. Przesuwały się o wiele za wolno. Tom zniknął już prawie dwie
godziny temu. Przez ten czas powinien ochłonąć. Dlaczego jeszcze nie wrócił?
Ktoś złapał za klamkę. Czarny zerwał się z podłogi i
podbiegł do drzwi z zamiarem nawymyślania blondynowi za to, że przez niego omal
nie dostał zawału. Gdy tylko otworzył drzwi, krzyknął przerażony, cofając się
do tyłu. Ze strachem patrzył na czarnego potwora sunącego w jego kierunku.
- Czego chcesz? - spytał Bill.
Potwór syknął coś cicho. Drzwi zatrzasnęły się z hukiem i
Czarny aż podskoczył. Zaczął się rozglądać w poszukiwaniu jakiejś rzeczy, która
nadawałaby się do walki, jednak wazony się skończyły i nie było czym rzucić w
stwora.
Zanim Bill zdążył pomyśleć, postać wydała z siebie kolejny
pisk i zaczęła się do niego zbliżać. Czarny praktycznie rzucił się na drzwi,
jednak zanim zdążył chwycić za klamkę, potwór już mu je sobą zasłaniał. Coger
sapnął cicho i szybko pobiegł do kuchni. Ledwo znalazł się w środku, a już
zimna macka oplotła się wokół jego kostki i pociągnęła, sprawiając tym samym,
że się przewrócił.
Wrzasnął. Nie miał nawet czasu zdziwić się, że znowu spotkał
się z tym czymś. Rozpaczliwie próbował się czegoś chwycić i wił się, ale potwór
mocno go trzymał. W końcu Bill chwycił za futrynę i jęcząc cicho, próbował się
jej utrzymać. Stwór znowu pisnął, szarpiąc go mocniej, ale on wczepił się w nią
jak rzep psiego ogona.
Odetchnął z ulgą, gdy czarna postać go puściła. Szybko się
podniósł i ślizgając się na kafelkach, rzucił się po coś, czym mógłby rzucić.
Chwycił za talerz i cisnął nim w potwora, ale nie trafił. Przedmiot z hukiem
rozbił się na drzwiach.
- Cholera, w Toma trafiłem! - warknął do siebie, łapiąc za
kolejny.
Stwór znowu syknął i ponownie złapał go za kostkę. Choć stał
przy wejściu do domu, jego macka wydłużyła się i była w stanie dosięgnąć
Czarnego aż w kuchni! Bill chwycił się mebli, ale ręka ześliznęła mu się i
ponownie upadł na podłogę, uderzając w nią głową. Przed oczami zrobiło mu się
ciemno i nie bardzo wiedział, co się stało. Czuł, że coś ciągnie go po
podłodze, ale opanował go zupełny bezwład. Zamrugał, gdy ciemność zniknęła,
lecz nadal wszystko mu się rozmazywało przed oczami.
Spojrzał na stwora. Odwrócił głowę i ręką chwycił się
krzesła, lecz nie na wiele mu się to zdało. Nagle poczuł, że macka puszcza jego
nogę. Zdziwił się tym trochę. Chciał unieść głowę, lecz nagle coś zimnego
oplotło się wokół jego szyi. Jęknął, próbując się wyrwać. Już po chwili wisiał
z pół metra nad podłogą przyciśnięty do mebli. Rozpaczliwie machał nogami i
próbował się uwolnić, lecz był zbyt słaby. Zimna macka na jego szyi coraz
bardziej się zaciskała, powodując tym samym, że nie mógł oddychać. Zaczął się
dusić.
- Puszczaj! - wycharczał.
Ostatkiem sił otworzył jedną szafkę i wyciągnął z niej
pierwszą rzecz, jak chwycił. Nawet nie patrzył, co to jest, tylko rzucił w
stwora. Trafił.
Potwór syknął ostrzegawczo. Bill patrzył z przerażeniem, jak
jedna macka zmienia swój kształt na dłoń z ogromnymi pazurami. Postać
zamachnęła się i ostre szpony rozerwały skórę na piersi Czarnego. Syknął cicho,
chociaż prawie tego nie poczuł. Zaczynało mu się robić słabo, zamiast
normalnego obrazu widział czarne plamy.
- Tom! - wrzasnął ostatkiem sił.
- Bill!
Chłopak usłyszał krzyk brata, ale pomyślał, że to przecież
niemożliwe. Oczy same mu się zamknęły, a głowa opadła w dół.
- Cholera! - krzyknął ktoś.
Bill usłyszał piski potwora, po czym został brutalnie
upuszczony na podłogę. Stracił przytomność.
- Nie, nie w tej szafce. Tej z prawej.
Bill słyszał czyjś zdenerwowany głos, jednak nie bardzo
wiedział, do kogo należy. Wyczuwał instynktownie, że ten ktoś nie chce zrobić
mu krzywdy i że jest bezpieczny.
Jęknął cicho, czując ból. Siedział na czymś i opierał głowę
o coś ciepłego. Ktoś go przytrzymywał, żeby nie upadł. Głowa i gardło pękały mu
z bólu, a tors okropnie piekł. Nie rozumiał, co się stało i dlaczego jest mu
zimno.
- Spokojnie.
Znowu ten głos. Tak dobrze go znał, a jednak nie mógł sobie
przypomnieć, do kogo należy.
- Bill? Bill, słyszysz mnie?
Tak, słyszę, chciał odpowiedzieć, ale z jego ust nie wydobył
się ani jeden dźwięk. Boże, tak bardzo bolało go gardło! A może szyja? Sam już
nie wiedział.
- Nie kontaktuje - odezwał się ktoś inny.
- Przytrzymaj go.
Czarny czuł, jak ciepłe ciało znika i mimowolnie jęknął.
Zaraz jednak zastąpiło je inne. Poczuł woń tytoniu i zmarszczył nos. Gdzie on,
do cholery, jest?
Spróbował otworzyć oczy, ale powieki były takie ciężkie! Nie
miał na to sił. Westchnął, dając sobie spokój.
- Tom - wyszeptał cicho.
Czy on jest gdzieś tutaj? Chyba tak, na pewno by go nie
zostawił. Gdyby tylko mógł otworzyć oczy...
- Jestem tutaj, Bill - powiedział chłopak.
Czarny usłyszał ulgę w jego głosie. Chyba się o niego
martwił.
- Jak się czujesz? - zapytał blondyn.
Młodszy Coger sapnął tylko cicho. Mówienie za bardzo bolało,
nawet dla bliźniaka nie będzie się męczył, skoro nie musi.
- Nie męcz go. Zobacz na jego szyję. Może go boleć gardło.
Cholera wie, co ten koleś mu zrobił.
Czyj to był głos?
- Otwórz oczy! - polecił mu bliźniak.
Bill posłusznie spróbował to zrobić, ale jego uwagę
odwróciło coś dziwnego. Czuł, jak coś oplata jego klatkę i syknął z bólu, gdy
to dotknęło rany. Uniósł ciężką rękę chcą odepchnąć to coś, ale ktoś chwycił go
za nadgarstek i nie pozwolił mu na to.
- To tylko bandaż.
Ale to boli, chciał powiedzieć, jednak poddał się.
Cierpliwie czekał, aż te tortury się skończą. Skupił się na tym, żeby otworzyć
oczy. To było takie męczące, ale przecież musi to zrobić. Musi sprawdzić, gdzie
jest i czy z bliźniakiem jest wszystko dobrze.
Męczył się tak dłuższą chwilę, ale wreszcie mu się udało.
Rozejrzał się nieprzytomnie.
- Bill - powiedział Tom z ulgą, wiążąc końcówki bandaża.
Czarny spojrzał na osobę, która przytrzymywała go, żeby nie
spadł. Zdziwił się widząc swojego drugiego brata.
- Kevin? - spytał cicho.
Szatyn nic nie powiedział, tylko przez chwilę na niego
patrzył. Bill odwrócił wzrok. Zdał sobie sprawę z tego, że są w łazience i
siedzi na pralce. Gdyby teraz Kevin go puścił, zapewne spadłby na kafelki i
rozbił sobie głowę.
- Chyba skończyłem - rzucił Tom, przyglądając się swojemu
dziełu.
- Aż się boję - westchnął Bill.
- Teraz jeszcze głowa - rzekł Kevin.
Jedną ręką go trzymał, a drugą wyciągnął sobie paczkę
papierosów z kieszeni. Włożył jednego do ust i wygrzebał zapalniczkę, po czym
odpalił go sobie. Gdy wypuścił dym, Czarny zaczął kaszleć. Gardło tak strasznie
go swędziało!
- Zgaś tę fajkę! - odezwał się wściekle Tom, lecz szatyn nic
sobie z tego nie robił.
- Bandażuj mu ten łeb i nie marudź.
Blondyn syknął coś cicho, lecz już nic więcej nie
powiedział.
- Co mi się stało? - zapytał Bill, czując pieczenie w
okolicach brwi.
- Hmm... W skrócie to rozwaliłeś sobie łepetynę i coś
dziabnęło cię w pierś.
- Przyszliście w ostatniej chwili. Jeszcze trochę i byłoby
po mnie.
- Zauważyłem - mruknął ponuro Tom.
- Mogę wody?
- Trzymaj go! - rzucił Kevin.
Bill patrzył, jak chłopak podchodzi do zlewu i napuszcza
wodę do kubeczka. Już miał wyciągnąć rękę po przedmiot, kiedy nagle szatyn
chlusnął mu całą zawartością w twarz. Czarny kaszlnął, patrząc na niego z
oburzeniem i niedowierzaniem. Ten chłopak był okropnie irytujący!
- Odbiło ci?! Chcesz go utopić?! - spytał Tom ze złością.
- Przynajmniej się obudził! - Kevin wzruszył ramionami,
wrzucając peta do sedesu i spuszczając wodę.
- Omal nie zginął, ale ty odwalasz takie numery! Opanuj się!
Bill patrzył tęsknie na kubek, który Kevin wciąż trzymał w
dłoni. Boże, tak bardzo chciało mu się pić!
- Co odwalam? Od razu powinniśmy tak zrobić!
- Porąbało cię! Widzisz przecież, że on nie najlepiej się
czuje!
- No, i co z tego?! Nie musisz się z nim tak cackać!
Czarny nadal wpatrywał się w kubek, nie odzywając się ani
słowem. Pić! On chciał pić!
A bracia dalej się kłócili.
- Pewnie! Może od razu go wrzucę do wanny i naleję mu wody
na łeb, żeby szybciej się obudził! Rusz od czasu do czasu tym pustym łbem!
- Nie pozwalaj sobie, bo pożałujesz! Nie mam zamiaru dać się
obrażać!
- Patrzcie, jaki wrażliwy!
Bill czuł, że zaraz się rozpłacze. Gardło go swędziało i
paliło, chciało mu się pić, a oni zupełnie o nim zapomnieli. Zamiast się o
niego martwić, kłócili się w najlepsze! Co za barany!
- Chłopaki... - odezwał się cicho, ale został zignorowany.
- Wrażliwy?! Po prostu nie pozwolę, żeby jakiś śmieć mi
ubliżał.
- Odszczekaj tego śmiecia, bo pożałujesz!
Pić, pić, pić!
- Nie boję się jakiegoś debila w warkoczykach! Myślisz, że
jak zawiążesz sobie bandanę na głowie to jesteś gość?!
Młodszy Coger sapnął cicho. Musi się czegoś napić, inaczej
oszaleje.
Wiedział, że nie ma co liczyć na braci, więc spróbował
zsunąć się z pralki i poradzić sobie samemu. Gdyby miał czekać, aż mu dadzą
wody, chyba by umarł z pragnienia. Widać, że żaden z nich nigdy nie trzymał zwierzątek
w domu.
- Na pewno większy niż ty! Przynajmniej nie odstraszam od
siebie ludzi! Powinieneś chodzić z tabliczką, na której jest napisane „Uwaga,
zły pies”!
- Przesadziłeś! - krzyknął Kevin.
Bill ostrożnie spróbował postawić stopę na podłodze, ale zachwiał
się i z cichym jękiem zaczął lecieć w dół. Ani Tom, ani Kevin nie zdążyli
zareagować i znowu wyłożył się jak długi na kafelkach. Jęknął z bólu.
- Żyjesz? - zapytał szatyn, nachylając się nad nim.
- Bill? - spytał zatroskany Tom, klękając przy nim.
- Cholera, pić! - warknął Czarny ze łzami w oczach.
Kevin i Tom mieli głupie miny. W końcu szatyn się zlitował,
napuścił wody do kubka i podał mu ją. Bill miał problemy z przełykaniem, ale
mimo to drobnymi łyczkami wypił wszystko. Gdy już to zrobił, westchnął zadowolony.
Od razu lepiej. Spojrzał na braci z mordem w oczach.
- Jesteście porąbani! Zachowujecie się jak pięciolatki w
piaskownicy! Nie, nawet gorzej!
Jego głos brzmiał dziwie, zupełnie jakby miał chrypkę, ale
mało go to obchodziło. Był wściekły i nawet ból gardła przestał mu
przeszkadzać.
- Daj spokój - burknął Tom.
- Nie! Ogarnijcie się wreszcie! Mamy o wiele poważniejszy
problem! Znowu miałem rację! Przyszły tu! I co teraz?!
- Bill...
- Mówiłem, że tak będzie! Ale ty jak zwykle wiedziałeś
lepiej!
- Zamknij się! - krzyknął blondyn.
Czarny umilkł, patrząc ze złością na bliźniaka. Dostrzegł na
jego policzku małe zadrapania. Całe szczęście, że tym wazonem nie zrobił mu
wielkiej krzywdy.
Tom bez słowa pomógł mu się podnieść i zaprowadził do łóżka.
- Kładź się!
- Możecie mi wyjaśnić, o co tu, do cholery, chodzi? - spytał
Kevin, odpalając sobie papierosa.
Bill i Tom spojrzeli na siebie.
- Powiemy! - zarządził Czarny.
- Nie! I tak nie uwierzy!
- Trudno! A właściwie, co on tutaj robi?!
Blondyn opowiedział bratu całą historię ich spotkania i o
tym, jak zostali zaatakowani przez potwora. Bill nie okazał zdziwienia, tylko
prychnął cicho, słysząc, że brat chciał mu udowodnić, iż Kevin nie jest z nimi
spokrewniony.
- Skoro je widział, musimy mu wszystko opowiedzieć -
powiedział Bill.
- Nie!
- Zamiast pieprzyć od rzeczy przejdźcie wreszcie do
konkretów! - wtrącił się szatyn.
- Dobra. Więc... Hmm... Wiesz, że chciałem… popełnić
samobójstwo, prawda? Wtedy, jak ja i Tom byliśmy na Starej Stacji i uderzył w
nas piorun, stało się coś dziwnego... - zaczął Bill.
- Coś dziwnego? - Kevin zmarszczył brwi.
- Pewnie wydawało ci się zaskakujące, że tak szybko się
wtedy pogodziliśmy. Wydawać by się mogło, że z dnia na dzień. Jeśli jednak
doliczy się ten miesiąc, podczas którego byliśmy w śpiączce... - dodał Tom.
- Do czego zmierzasz? - spytał zirytowany szatyn.
- Obudziliśmy się w jakimś magicznym miejscu…
- Magicznym miejscu? Macie ciekawy sposób postrzegania
szpitala.
- Eh, nie mówimy o szpitalu. To był las. Bardzo dziwny
zresztą. Nie mieliśmy pojęcia, co jest grane ani co się dzieje. Wędrowaliśmy
tam prawie cały miesiąc próbując znaleźć wyjście. I właśnie tam spotkaliśmy te
potwory. Po przebudzeniu się obaj świetnie to pamiętaliśmy-powiedział Bill.
Zapadła cisza. Bliźniacy z uwagą obserwowali Kevina, który
patrzył raz na jednego, a raz na drugiego. Jego usta zadrżały i wybuchnął
śmiechem.
- Nie pieprzcie! Chyba nie sądzicie, że uwierzę w taką
bujdę?
- A nie mówiłem? - burknął Tom.
- Mówimy poważnie. To, że te potwory tutaj są, tylko tego
dowodzi-powiedział Czarny.
- Powinni was zamknąć w psychiatryku. I niby ja jestem
psycholem?! Bujajcie się wszyscy! - rzucił szatyn, kierując się w stronę drzwi.
- Gdzie ty idziesz? - krzyknął za nim Bill.
- Tam, gdzie was nie ma! Macie świra. Nie zbliżajcie się, w
razie gdyby się okazało, że to jest zaraźliwe!
- Może ci grozić niebezpieczeństwo! Zostań z nami!
- Macie się trzymać z dala ode mnie, jasne?!
- Załatwione - powiedział Tom naburmuszony.
Bill westchnął, gdy usłyszał trzaśnięcie drzwiami.
Znowu spieprzyli sprawę.
- Zadowolony? - warknął blondyn.
- Nie marudź, tylko przynieś mi wody. Znowu chce mi się pić.
Tom zaklął szpetnie i z wściekłą miną ruszył w stronę
kuchni. Bill westchnął, słysząc brzęk naczyń rozbijanych na podłodze. Lepiej
już bardziej go nie denerwować, bo jeszcze się na niego rzuci. Znowu wszystko
się skomplikowało.
Co teraz z nimi będzie?
Dlaczego takie krótkie????
OdpowiedzUsuńJa myślę że ten potwór który go porwał w tamtym świecie, chce go zmusić do małżeństwa i rodzenia dzieci. Wysłał więc po niego kumpli/sługi, żeby rozdzielono go z braćmi i sprowadzono do tamtego świata.
OdpowiedzUsuńChodzi mi o Billa
Usuń"Like it"! xD
UsuńNo właśnie - co teraz z nimi będzie? Z nimi i Kevinem? I czemu te potwory wróciły?
OdpowiedzUsuńEch, tyle pytań...
Czekam :)
Bardzo ciekawe opowiadanie, rozdział intrygujący...
OdpowiedzUsuńCiekawe, czy Kevin w końcu pogodzi się ze swoją przeszłością i pogodzi się z rodzeństwem...Według mnie im mniej wiadomo tym jest ciekawiej;)
Kevin to idiota!!! Te potwory będą ich męczyły do puki cała trójka nie zacznie siebie traktować jak rodzeństwo... Muszą się wkońcu dogadać inaczej marny ich los... Jak zawsze Świetnie ;)
OdpowiedzUsuń