Tom siedział na łóżku i obserwował Billa. Gapił się tak na
niego już dobre pięć minut. Czarny trzymał na kolanach książkę i wpatrywał się
w nią jak w sztabkę złota albo, w przypadku Toma, flaszkę wódki. Było to
ciekawe, bo nie przewrócił ani jednej kartki. W dodatku trzymał książkę odwróconą
do góry nogami.
Bill się zamyślił. Odkąd dwa dni temu spotkał Kevina, ciągle
o nim myślał. Zacinał się tak średnio piętnaście razy dziennie. Blondyn był z
tego powodu wkurzony. Czuł, jakby gadał do ściany.
Westchnął cicho.
- Bill? - odezwał się poirytowany.
Cisza. Czarny nawet się nie poruszył.
- Bill?! - powtórzył chłopak, czując, że zaraz straci
cierpliwość.
Boże, jak on nie znosił Kevina Zakrzewskiego! Matka powinna
go zabić już w kołysce! Życie Toma byłoby wtedy o wiele prostsze.
- Bill?! - wydarł się blondyn.
Czarny aż podskoczył, zwalając książkę na podłogę.
- Mówiłeś coś? - zapytał, podnosząc na niego wzrok.
- Tak, do cholery! Od dobrych pięciu minut mógłbym do ciebie
gadać, a ty nie usłyszałbyś ani słowa! Zawiesiłeś się! Znowu! - syknął ze złością.
- Przepraszam. Myślałem...
- O Kevinie, wiem! Dałbyś już sobie spokój. Ten koleś ma cię
gdzieś, chyba wyraźnie dał ci to do zrozumienia! Przestań tak ciągle o nim
rozmyślać, bo to i tak nie sprawi, że nagle zamieni się w dobrego braciszka i
będzie cię czcił i wielbił.
- Nie chcę, żeby...
- Ani słowa! Mam już tego dość! Ciągle tylko Kevin, Kevin i
Kevin! Rzygnę, jak jeszcze raz o nim usłyszę! Nie znoszę go! Gdybym miał
możliwość zabicia go, na pewno bym to zrobił! A jeśli nie, to chociaż rozkwasił
mu nos! Cokolwiek, do cholery!
- Daj spokój!
- To ty daj spokój! Nie rozumiesz, że on nie chce nas znać?
My jego też nie! Koniec, kropka!
- Ja chciałbym go poznać! - naburmuszył się Bill.
Tom prychnął. Był coraz bardziej wkurzony.
- Wyobrażasz sobie, że jest jakimś księciem?! Proszę cię! To
kryminalista! To, że stary zmajstrował go tak samo jak nas, nie oznacza, że
musimy się z nim zadawać!
Blondyn już nie mówił, lecz krzyczał. Był wściekły jak
diabli.
- Nie wrzeszcz, nie jestem głuchy! Nie musisz się na mnie
wyżywać!
- Nie wyżywam się! Po prostu zaczynam mieć tego dość! A
jeżeli on nie jest naszym bratem? Dalej byś ciągle się rozglądał, czy może go
nie zobaczysz?! A może jesteś pedałem?! Chcesz go przelecieć?! Bo już nie
rozumiem, o co ci chodzi!
- Przesadziłeś! - krzyknął Bill, zrywając się na równe nogi.
Widać było, że jest wściekły. - Chciałbym po prostu go poznać, czy to tak
wiele?! A tobie o co tak właściwie chodzi?! Jesteś o niego zazdrosny?! Boisz
się, że będę wolał jego od ciebie?
- A jeśli tak to co?!
Zapadła cisza. Bracia patrzyli na siebie. Obaj byli okropnie
wkurzeni i zaciskali ręce w pięści. Starali się powstrzymać odruch rzucenia się
na bliźniaka.
- Jesteś głupi! - rzucił Bill.
- To ty jesteś głupi! Chcesz się zadawać z kryminalistą!
- Ty zadawałeś się z nim przez dwa lata! Ja chcę tylko
poznać naszego brata!
- A jeżeli on nie jest naszym bratem?! Może tylko blefował?!
Skąd pewność, że nie kłamał?!
Czarny westchnął i przeczesał włosy dłonią.
- Jeżeli by się okazało, że nie jesteśmy spokrewnieni, chyba
dałbym mu spokój.
- Chyba?!
- Tom, proszę, nie krzycz! Nie wiem, dlaczego tak go sobie
wkręciłem!
- Pedał! - warknął blondyn wściekle.
Czarny syknął coś ze złością.
- Tom...
- Pedał! - powtórzył starszy Coger.
- Jeżeli się nie zamkniesz, uderzę cię!
- Pedał, pedał, pedał!
Bill nie wytrzymał. Chwycił to, co miał pod ręką, czyli
akurat pustą szklankę, i rzucił nią w bliźniaka. Tom schylił się, żeby nie
dostać. Czarny automatycznie chwycił za kolejną rzecz i cisnął nią w blondyna.
Tom poczuł okropny ból. Mały wazonik rozbił się na jego lewym policzku, a
dokładniej na kości.
Starszy Coger odwrócił się plecami do brata, zasłaniając
twarz.
Zapadła cisza.
- Tom... - odezwał się cicho Bill.
Blondyn rzucił mu zimne spojrzenie. Czuł, że jeśli teraz nie
wyjdzie, to chyba go zabije. Biegiem ruszył w stronę drzwi, po drodze chwytając
kurtkę.
- Tom! - krzyknął za nim bliźniak.
- Pieprz się, dupku! - wrzasnął chłopak i wściekły
zatrzasnął za sobą drzwi.
Szybko ruszył w stronę schodów. Słyszał, że Bill wybiega za
nim, więc zbiegał w dół z prędkością światła, co chwilę się potykając. Gdy już
wybiegł z klatki na ulicę, odetchnął z ulgą. To cud, że nie spadł i się nie
zabił.
Rozejrzał się, po czym ruszył biegiem w lewo. Zresztą, było
mu wszystko jedno. Musiał ochłonąć, inaczej zrobiłby komuś krzywdę,
najprawdopodobniej bratu. No, ewentualnie jakiemuś ciekawskiemu sąsiadowi,
który słyszał kłótnie i jest zainteresowany tym, co się stało. Chociaż pewnie
wszyscy słyszeli, o co się pokłócili. Głupie mieszkanie w bloku! W normalnym
domu było o wiele lepiej! Przynajmniej nikt nie podsłuchiwał! No, chyba że
wrzeszczało się na podwórku, wtedy wszyscy sąsiedzi wiedzieli, co się dzieje.
Gdy był już kilka przecznic dalej, zwolnił i zaczął iść
spokojnym krokiem. Trochę bolały go nogi i oddychał ciężko. Wcisnął ręce w
kieszenie i ze złością kopnął jakiś kamień. Czuł, jak jego lewy policzek
pulsuje i piecze. Był mokry. Tom miał nadzieję, że to woda, a nie krew.
Pieprzony Bill! Co on sobie, do cholery, wyobraża?! Gdyby
nie byli braćmi, już by go zabił! Zasłużył sobie na tęgie lanie.
Blondyn powoli zaczynał żałować, że wyszedł z mieszkania,
zamiast przyłożyć bliźniakowi. Cóż, chyba właśnie dlatego tak szybko stamtąd
wybiegł. Wiedział, że jak będzie miał więcej czasu na zastanawianie się, to
bezlitośnie spuści mu lanie.
Krążył po mieście, nie bardzo wiedząc, co ze sobą zrobić.
Starał się iść w miarę prosto, żeby się nie zgubić. Jeszcze tylko tego mu
brakowało. Było już ciemno, więc zapytanie kogoś o drogę mogłoby być kłopotem.
Nie chciał przecież napytać sobie biedy i dać się okraść.
Doszedł do parku. Przechadzał się nim przez jakieś pół
godziny, po czym usiadł na ławce i westchnął. Pokłócił się z Billem. I o co?! O
głupiego Kevina Zakrzewskiego, który być może nawet nie był ich bratem! Przez tego
chłopaka znowu jego relacje z Czarnym zaczynają się psuć. Nie sądził, żeby to
ich na dobre poróżniło, ale nie chciał się z nim kłócić. Miał już dość ciągłych
sprzeczek, docinek oraz nienawiści, którą darzył Billa jeszcze ponad rok temu.
Nie miał zamiaru do tego wracać. Uważał to za zamknięty rozdział w ich życiu i
chciał, żeby tak pozostało. Wolał nie dopisywać w nim kolejnych stron. Ta
książka była już definitywnie skończona.
Coś trzeba z tym zrobić, pomyślał. Nie mogę przecież tak
tego zostawić, inaczej nigdy się nie dogadamy.
Tom zaczął się zastanawiać nad całą sytuacją. Musiałby być
samobójcą, żeby próbować przekonać Billa, że nie ma racji. Byli braćmi, a co za
tym idzie, tak samo uparci. Żaden z nich by nie odpuścił, dopóki problem nie
rozwiązałby się sam. Trzeba więc wymyślić jakiś sposób, żeby wybić Billowi tego
kretyna z głowy.
Blondyn przypomniał sobie, że gdyby okazało się, że nie są
braćmi, to prawdopodobnie dałby mu spokój. Może to był sposób? Udowodnienie
Czarnemu, że nie są spokrewnieni z Kevinem?
- Gorzej, jak jesteśmy - burknął do siebie cicho.
Cóż, nie miał nic do stracenia. Jeżeli szatyn potwierdzi, że
są braćmi, Bill nie musi o tym wiedzieć.
Zirytowany Coger wyciągnął telefon z kieszeni. Zignorował
informację o kilkunastu nieodebranych połączeniach od Billa, a wiadomości
usunął nawet ich nie czytając. Prychnął cicho. Jak braciszek się trochę
pomartwi, to nic mu się nie stanie.
Wybrał numer do znienawidzonego przez siebie rówieśnika.
Cholera, jak on go nie znosił! Nacisnął zieloną słuchawkę i przycisnął komórkę
do ucha, chcąc już mieć to z głowy.
- Halo? - odezwał się zaspany głos w słuchawce.
Obudziłem go, pomyślał Tom z satysfakcją.
- Cześć, Kevin! - rzucił blondyn, kładąc nacisk na pierwsze
słowo.
- He? Ochroniarz? Czego chcesz? - odezwał się szatyn już
bardziej przytomnie.
Coger postanowił przejść od razu do konkretów.
- Udowodnij mi, że jesteś moim bratem.
- Niby czemu miałbym to robić?
I co mu odpowiedzieć? Żadne kłamstwo nie przychodziło
chłopakowi do głowy, więc doszedł do wniosku, że najlepiej zrobi, jeśli powie
prawdę.
- Bill się wparł, że musi cię poznać, bo jesteśmy braćmi.
- To nie jest mój problem.
Tom prychnął.
- Będzie, jak cię dorwie. Wiesz, że on jest upierdliwy,
prawda? Nie da ci spokoju. Wystarczy tylko troszeczkę go podpuścić...
- Odpieprzcie się ode mnie! Obydwaj! - wkurzył się Kevin.
- Wierz mi, że o niczym innym nie marzę. Na sam dźwięk
twojego imienia mam odruchy wymiotne...
- I vice versa - wtrącił szatyn.
- ... ale Bill wparł się, że musi cię poznać i koniec. Mam
nadzieję, że tylko sobie żartowałeś, że jesteśmy braćmi. Udowodnisz mi to i
wszyscy będą szczęśliwi.
- A jeśli nie żartowałem?
- Bill nie musi o tym wiedzieć.
- Masz pecha, stary. Jesteśmy braćmi. Trzymaj swojego
zwariowanego braciszka na smyczy, jeżeli nie potrafisz go upilnować.
Kevin rozłączył się. Blondyn westchnął i ponownie wybrał
jego numer. On się tak łatwo nie poddaje. Wiedział, że szatyn będzie starał się
go ignorować, ale nie może wyłączyć telefonu, bo zapewne nie ma budzika.
Dzwonił więc do niego i dzwonił, aż wreszcie za siódmym razem odebrał.
- Czego, do cholery?! - krzyknął Kevin.
- Spotkajmy się - zaproponował Tom ku własnemu zdziwieniu.
- Nie chcę mieć z wami nic wspólnego! Jesteście nienormalni!
- Tak, to już wiem. Nawet pani psycholog nam to powiedziała.
Ale ja ci nie wierzę, a przynajmniej nie do końca. Udowodnij, że jesteśmy
braćmi. Będę potem mógł myśleć, jak wyperswadować temu uparciuchowi zadawanie
się z psychopatą i kryminalistą.
Szatyn prychnął.
- Dobra, niech stracę. Za pół godziny pod budą przy wejściu,
budynek numer trzy. Nie spóźnij się, bo nie mam zamiaru czekać.
Kevin rozłączył się. Tom z westchnieniem podniósł się z
ławki i ruszył w kierunku uczelni. Oto nadeszła chwila prawdy! Oby ten psychol
blefował!
Blondyn z kwaśną miną wszedł na teren uczelni i podszedł do
wejścia budynku. Zdziwił się, kiedy po jego rówieśniku nie było ani śladu, za
to zamek w drzwiach był wyłamany. Czyżby Kevin wszedł do środka? To nie było w
jego stylu, zapewne nie robiłby sobie kłopotów już od samego początku. Ktoś
jednak wszedł do środka.
Tom zawahał się. Wiedział, że jeżeli tam wejdzie, może wpaść
w niezłe tarapaty. Nie byłby jednak sobą, gdyby tego nie zrobił.
Pchnął lekko drzwi i wszedł do środka. Starał się poruszać
jak najciszej. Czuł przypływ adrenaliny, który kiedyś towarzyszył mu niemal non
stop. Uwielbiał to uczucie, zwłaszcza, kiedy robił graffiti i słyszał syreny
radiowozu policyjnego. Miał kilka takich przypadków w swojej karierze.
Pokonał schody i szedł powoli korytarzem. Budynek wydawał
się być pusty. Może osoba, która się włamała, już sobie poszła? Dlaczego nie
włączył się alarm?
Tom westchnął cicho. Usłyszał jakiś szmer zza drzwi na
prawo, więc podszedł do nich i zajrzał przez szparę.
Poczuł, jak jego ciało ogarnia nienaturalny chłód. Jego oczy
otworzyły się z przerażenia.
Nie, to niemożliwe, pomyślał.
Po pokoju przemieszczał się czarny stwór. Anielski Demon,
tak nazwali go bliźniacy z Innego Świata. Wyglądał, jakby czegoś szukał. Albo
kogoś. Tom miał nadzieję, że nie chodziło mu o niego. On miał dość już po
jednym spotkaniu, nie miał ochoty na następne.
Chciał odsunąć się od drzwi i szybko stamtąd uciec. Zdążył
jednak zrobić tylko jeden krok w tył, gdy usłyszał przeraźliwy pisk i drzwi
zostały wyważone. Impet uderzenia był na tyle duży, że oderwał go od podłogi i
cisnął nim o przeciwległą ścianę. Chłopak upadł na podłogę, czując potworny ból
w plecach i rozpaczliwie próbując zaczerpnąć powietrza. Był zamroczony.
Niepewnie wstał. Okropnie trzęsły mu się kolana. Zmrużonymi oczami spojrzał na
potwora, który wydał z siebie kolejny pisk, po czym rzucił się w jego stronę.
Tom chciał zrobić unik, ale jego ciało było jak z ołowiu i
okropnie bolało. Był za wolny. O wiele za wolny.
Zamknął oczy, przygotowując się na najgorsze, kiedy nagle
coś z ogromną siłą popchnęło go na podłogę, strącając z linii ognia. Jęknął z
bólu. Poczuł, jak ktoś przygniata go do podłogi, sapiąc mu głośno do ucha.
Oddech tej osoby zalatywał papierosami i miętową gumą do żucia.
- Kevin?! - spytał zdumiony blondyn, gdy minął pierwszy
szok.
- Nie, matka Teresa z Kalkuty! - wysapał szatyn.
Chwycił Cogera za ubrania i jednym płynnym ruchem postawił
do pionu, po czym złapał go za nadgarstek i zaczął ciągnąć w stronę wyjścia.
- Spadamy, stary! - rzucił szatyn.
Tom, potykając się o własne nogi, próbował nad nim nadążyć.
W sumie gdyby nie on, zapewne by się przewrócił i musiałby uciekać na czworaka.
- Co to jest?! - krzyknął Kevin.
- Nie chcesz wiedzieć! - odparł blondyn.
Już dobiegali do schodów, kiedy nagle Tom poczuł, jak coś
zimnego oplata się wokół jego lewej kostki. Zdumiony stracił równowagę i z
cichym jękiem wyłożył się na podłodze. Usłyszał krzyk Kevina. Obejrzał się
przerażony. Macka jakimś sposobem wydłużyła się, a teraz zaczęła się kurczyć,
przyciągając ich do siebie. Przeklinał tak głośno, że zagłuszył nawet
wściekłego szatyna próbującego jakoś się uwolnić.
Tom rozpaczliwie starał się czegoś chwycić, ale był
ciągnięty środkiem korytarza i nie było takiej rzeczy, która mogłaby mu pomóc.
Kevin również próbował, lecz udało mu się jedynie wyrwać kawałek listwy. Coger
przekręcił się tak, żeby jechać po podłodze na tyłku.
- Zrób coś! - wrzasnął szatyn, patrząc ze strachem na
monstrum.
- Niby co?! - wkurzył się Tom.
Gdy już byli przy stworze, Kevin z całej siły uderzył go
listwą. Potwór syknął ostrzegawczo, lecz puścił ich. Tom szybko się odwrócił i
zaczął uciekać. Najpierw na czworakach, a potem już na dwóch nogach. Szatyn
zrobił dokładnie to samo. Widać obaj opanowali raczkowanie do perfekcji.
Stwór pisnął wściekle, jednak nie gonił ich już więcej.
Przerażeni wybiegli na dwór, Kevin jeszcze potknął się o próg i prawie
wywrócił. Z pomocą Cogera szybko się pozbierał i co sił w nogach zaczęli biec
przed siebie. Nie odzywali się, nie chcąc tracić niepotrzebnie sił. Zatrzymali
się dopiero wtedy, gdy wybiegli na ulicę i w oddali zobaczyli grupkę chłopców
idących chodnikiem.
Tom oparł dłonie na ugiętych kolanach i próbował złapać
oddech. Szatyn stanął przy lampie i trzymając się za brzuch, starał się
odetchnąć.
- Nie wierzę, że to powiem, ale cieszę się, że cię widzę! -
wysapał Tom.
Kevin tylko kiwnął głową. Jeszcze do niego nie dotarło to,
co się stało.
Na chwilę wstrzymali oddech, nasłuchując, jednak panowała
idealna cisza. Blondyn słyszał tylko szaleńcze bicie swojego serca i przyspieszony
oddech.
Nagle krzyknął i upadł na kolana, kuląc się. Jego ciało
oblał zimny pot i poczuł nagle irracjonalny przypływ strachu. Klęczał przez
chwilę z szeroko otwartymi oczami i ustami.
- Tom? - spytał dziwnie Kevin.
- Bill! - wrzasnął chłopak rozpaczliwie.
Blondyn zerwał się z chodnika i pędem ruszył w stronę
mieszkania. Czuł, że jego bliźniak ma kłopoty. Boże! A jeśli one jego też
zaatakowały? Skoro pojawił się jeden, mogło być ich więcej! Oby tylko wszystko
było z nim w porządku.
- Tom! - krzyczał szatyn biegnąc za nim. - O co tu chodzi?!
Wiesz, co to było?!
Blondyn nie odpowiedział. Tak strasznie bał się o brata, że
nawet nie zrozumiał, co Kevin do niego mówi. Miał szczęście, bo gdy dobiegł do
przystanku, akurat zatrzymywał się tam tramwaj. Wbiegł do niego, nie przejmując
się tym, że nie ma biletu. Kevin zrobił to samo.
- Wiesz, co to było? - chłopak powtórzył pytanie.
- Nie tyle wiem, co już to kiedyś widziałem - powiedział
posępnie Tom.
Tupał nogą, niecierpliwiąc się. Zawsze wydawało mu się, że
tramwaje poruszają się w miarę szybko, ale teraz miał wrażenie, że po prostu
się wlecze. Każda sekunda była cenna, nie mógł tracić czasu w głupi sposób. W
ogóle nie miał ochoty odpowiadać Kevinowi. Nie potrafił się skupić. Po głowie
tłukło mu się tylko jedno słowo i było to imię jego bliźniaka.
Już raz znalazł się w podobnej sytuacji. Był wtedy na Starej
Stacji, siedział przy nieruchomym Billu i zapłakany czekał na karetkę. Wtedy
też czuł, jakby wszyscy robili mu na złość i specjalnie zwalniali. Nienawidził
tego!
- Niby gdzie? - spytał Kevin.
- Co? - odezwał się Coger, nie bardzo rozumiejąc, o co
został zapytany.
- Gdzie to widziałeś?
- I tak byś mi nie uwierzył.
Dojechali na odpowiednią stację. Tom poczekał, aż otworzą
się drzwi, po czym pędem ruszył w stronę bloku. Słyszał, że Kevin podąża za nim
i był mu za to trochę wdzięczny. W razie gdyby z Billem było coś nie tak,
prawdopodobnie będzie mógł liczyć na jego pomoc.
Zmierzył schody agresywnym spojrzeniem, po czym mobilizując
ostatnie siły zaczął po nich wbiegać na górę.
- Stary, zwolnij! - usłyszał głos szatyna, ale nie miał
zamiaru go posłuchać.
Biegł i biegł, przeklinając w myślach swoją słabą kondycję.
Niemal zapłakał ze szczęścia, kiedy zobaczył drzwi prowadzące do ich
mieszkania. Chwytał za klamkę, gdy usłyszał przeraźliwy krzyk bliźniaka
wołający jego imię.
-Bill!- wrzasnął zrozpaczony blondyn, wpadając do mieszkania.
WIĘCEJ proszę.
OdpowiedzUsuńTo ciekawsze od szkolnych lektur.
Pisz częściej. Ta notka jest za krótkie
OdpowiedzUsuńwięceeej ! wstawiaj rozdziały częściej - to opowiadanie jest o wiele lepsze od Granic ;>
OdpowiedzUsuńCholerka, znowu potwory... Ale w prawdziwym świecie? Dziwne...
OdpowiedzUsuńCo z Billem? Dopadły go?
Kurde, dawaj next!
o boze...
OdpowiedzUsuńspodziewalam sie ze stanie sie cos podobnego, a miimo to jestem w szoku. jezu, patrze sie przestraszona przedsiebie i siedze z gula w gardle, nie zadsne. cholera..
kochamcie za to, obsesjo.
- mazohyst
ps przepraszam za taki nieskladny komentarz, ale jestem natelefonie brata i nie ogarniam jego klawiatury.
wow!!! Czego te wstretne stwory znowu od nich chcą?! Zastanawia mnie co wspólnego ma z tym Kevin... Mega odcinek
OdpowiedzUsuń