Kevin szedł chodnikiem nadal nie mogąc uwierzyć w to, co się
stało. Czy on na pewno widział te czarne postacie? Chyba tak, coś przecież
ciągnęło go po podłodze. Ta istota z pewnością istniała. Nigdy wcześniej się z
czymś takim nie spotkał. Zdziwił się, gdy Coger nie zareagował na widok tego
czegoś. Bo tak właściwie to, co to było? Jakaś zakapturzona postać, która
zamiast rąk miała jakieś dziwne... macki? Sam nie wiedział, jak to nazwać.
Cokolwiek to było, na pewno żyło. I nie miało pokojowych zamiarów.
Cholerni Cogerowie! Czy oni naprawdę myślą, że uwierzy w
taką bajkę? Uderzył w nich piorun i znaleźli się w jakimś dziwnym miejscu, a po
wybudzeniu się wszystko pamiętali? Akurat! Zapomnieli jeszcze dodać, że
spotkali Alicję z Krainy Czarów. Co oni sobie myśleli? Że im uwierzy? Jeszcze
czego! Musiałby być niespełna rozumu, żeby kupić coś takiego!
Dlaczego chcieli go okłamać w taki głupi i nieprzemyślany
sposób? Przecież niemożliwe było, aby w tym szaleństwie było coś prawdziwego.
Kevin miał wrażenie, że Cogerowie coś ukrywają, nie wiedział tylko, co. Bo to
przecież nie było normalne. Nawet jeśliby założyć, że powiedzieli mu prawdę...
Co te stwory robią w realnym świecie? Czego chcą? Cóż, to akurat było
oczywiste. Zależało im na śmierci bliźniaków, to nie ulegało wątpliwości. Skąd
one się jednak wzięły? Czy takie coś może tak sobie fruwać wśród normalnych
ludzi? Chyba nie, bo nigdy wcześniej tego nie widział.
Cholerne świry! Szatyn miał nadzieję, że bracia dadzą mu
spokój. Niech sami się męczą ze swoimi stworkami. A jeśli te postacie ich
zabiją, to nawet lepiej. Wreszcie będzie mógł odetchnąć. Po co mu bracia? Był
jedynakiem przez całe życie, nie chciał tego zmieniać. Było mu dobrze tak, jak
teraz. To zainteresowanie ludzi jego osobą było okropnie denerwujące.
Kevin wygrzebał z kieszeni papierosa. Przez tych durnych
bliźniaków dostanie raka płuc. Gdy tylko ich widział, od razu zaczynał się
stresować i po prostu musiał sięgnąć po fajki. Nie miał pojęcia, dlaczego tak
reagował. Może bał się, że zaczną się wcinać w jego życie? Sam nie wiedział.
Coś jednak mu mówiło, że powinien trzymać się od nich z daleka. Nie lubił ich i
właściwie nie chciał tego zmieniać. Co z tego, że pomógł Billowi? Po prostu
było mu go szkoda, gdy tak tych dwóch osiłków go goniło. Wyglądał na
przerażonego i sapał, jakby w ciągu ostatniej godziny przebiegł co najmniej pół
Europy. Coś trzeba było zrobić. Nie jest aż takim potworem, żeby pozwolić go
tak po prostu zlać. Z dwojga złego wolał spuścić lanie tamtym chłopakom.
Przynajmniej miał okazję, żeby się wyżyć. To, jak reagowali na niego koledzy ze
studiów, doprowadzało go do szału.
Chłopak odetchnął głęboko i wszedł do klatki schodowej.
Szybko pokonał schody i włożył klucz do zamka, przekręcając go z niecierpliwością.
Wszędzie panowała zupełna cisza. Wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi. Nie
zapalił światła. Kawalerka była mała i umeblowana raczej skromnie, a on bardzo
dobrze znał jej rozmieszczenie.
Zdążył zrobić dwa kroki, gdy nagle potknął się o coś. Zaklął
głośno, gdy upadł na podłogę. Jego i tak już zabandażowana ręka trafiła na
odłamki szkła. Syknął, gdy ją sobie skaleczył.
-Co jest?!- warknął wściekły.
Życie zdecydowanie za często próbowało go upokorzyć.
Usłyszał znajomy pisk i zamarł w bezruchu. Trwał tak przez
chwilę, po czym instynktownie zerwał się stając na równych nogach i ruszając w
stronę ściany. Chciał zapalić światło, jednak źle wymierzył odległość i z całej
siły w nią przygrzał. Po kawalerce rozniósł się głośny huk. Wydał z siebie
jakiś nieartykułowany odgłos, gdy ponownie wylądował na podłodze tłukąc sobie
siedzenie.
-Cholera!- wrzasnął wściekły.
Usłyszał, jak coś wbija się w ścianę tuż nad jego głową.
Potwór znowu pisnął głośno. Kevin zacisnął zęby i zerwał się na równe nogi, po
czym po omacku odnalazł włącznik i zapalił światło.
Okazało się, że stwór zamachnął się na niego i trafił w
ścianę. Gdyby nie upadł, prawdopodobnie długie szpony wbiłyby mu się w plecy.
Chłopak nie namyślając się długo, chwycił za nogę od stołu, którego części były
porozrzucane po całym mieszkaniu, po czym z całej siły uderzył nią potwora. Był
tak wściekły, że nawet nie zastanawiał się nad tym, co robi. Stwór pisnął
głośno, na co szatyn uśmiechnął się tylko z satysfakcją.
-Zabolało?! Zaraz tak ci przyłożę, że własna matka cię nie
pozna!- warknął.
Uderzał w potwora kawałkiem drewna tak mocno i długo, aż
zabrakło mu sił. Napastnik warczał coś cicho i próbował go powstrzymać, ale
Kevin był uparty i nie miał zamiaru tak łatwo odpuścić.
W końcu postać pisnęła tak głośno, że aż zabolały go uszy.
Wyrwało go to z rytmu. Jego przeciwnik wykorzystał to i odepchnął tak mocno, że
szatyn przejechał po podłodze aż do przeciwległej ściany i dopiero wtedy się
zatrzymał. Jęknął głucho. Jego plecy przejechały chyba po każdej jednej rzeczy,
jaka tylko znajdowała się w domu.
Stwór wybił okno odlatując z głośnym piskiem.
Kevin wykrzyknął jakieś przekleństwo mrużąc gniewnie oczy.
To była zdecydowanie przesada. Spróbował wstać, ale wszystko go tak bolało, że
ledwo udało mu się trochę unieść, zaraz z powrotem się przewrócił. W dodatku
ktoś zaczął się dobijać do drzwi.
-Wszystko w porządku?! Jest tam kto?!
Szatyn warknął coś ze złością. Rozejrzał się po kawalerce i
już wiedział, że nie może nikogo wpuścić do środka. Wszystkie sprzęty były
uszkodzone, a podłoga zabałaganiona jego porozrzucanymi rzeczami. Patrzył z
bólem na swoje ciuchy i widział, że niektóre już nie nadają się do noszenia.
Notatki fruwały po całym pokoju. Drewno z mebli walało się dosłownie wszędzie.
Rzeczy, które były ze szkła albo porcelany, leżały potłuczone na podłodze.
Łóżko było wywrócone, a z materaca wystawały sprężyny. Jego gitara... Chłopak
ponownie zaklął widząc, że są pourywane wszystkie struny. O dziwo reszta
instrumentu przetrwała w całości.
Dzięki Bogu chociaż za to.
-Czy dobrze się pan czuje?!- pytał ktoś pukając w drzwi.
-Tak! Spadaj stąd!
-Słucham?
-Wynocha!
Za drzwiami słychać było jakieś kroki, a potem zapadła
cisza. Kevin sięgnął do kieszeni spodni nawet nie próbując wstać. Skrzywił się,
gdy dotknął pokaleczoną dłonią swojej komórki. Z westchnieniem chwycił ją lewą
ręką i wybrał numer Billa. Do Toma wolał nie dzwonić, on nie miałby żadnych
wyrzutów sumienia z powodu tego, że ich stworek zdemolował mu dom.
Całe życie z wariatami, pomyślał Kevin przystawiając telefon
do ucha i zmrużył oczy.
-Halo?- odezwał się głos po drugiej stronie.
-Siema, Billy!
-Kevin? Czy coś się stało?
Chłopak przewrócił oczami. Co za głupie pytanie! Przecież
nie dzwonił sobie ot tak, dla zabawy!
-Ty się jeszcze pytasz, czy coś się stało?! Cholera! Wasz
pieprzony stworek zdemolował mi całe mieszkanie! I wybił okno! A potem chciał
mnie ukatrupić! Masz jeszcze jakieś głupie pytania?!
Zapadła cisza. Kevin czekał na jakiś komentarz ze strony
Cogera tupiąc niecierpliwie nogą, ale ten milczał jak zaklęty. Dopiero po
dłuższej chwili raczył się odezwać. Jeszcze kilka sekund, a szatyn zacząłby go
wyzywać i przeklinać najgorzej, jak tylko potrafił, a zasób słownictwa tego
typu miał naprawdę bardzo bogaty.
-To... Hmm... Czy coś ci zrobił?
Głos Billa brzmiał niepewnie. Gdyby Kevin nie był taki
wściekły, wybuchnąłby śmiechem.
-Nie, skądże! Tylko walnął mnie z całej siły! A, no i
jeszcze sprawdził jakie jest tarcie pomiędzy moją bluzą a każdym przedmiotem w
domu! Szkoda tylko, że miałem ją wtedy na sobie!
Bill znowu przez chwilę się nie odzywał.
-Mam rozumieć, że nie jest za dobrze?
I on się jeszcze pytał?!
-Chodź i sam zobacz! Nie zapomnij wziąć aparatu, to się
nadaje na pierwszą stronę do gazety!
-Gdzie mieszkasz?
Szatyn podał dokładny adres próbując znaleźć w kieszeni
papierosy. Znowu chciało mu się palić. Jutro będzie musiał się zaopatrzyć w
nową paczkę, bo ta, którą miał, w jakiś cudowny sposób była na wykończeniu.
Kevin rzucił telefon na podłogę i z przyjemnością zaciągnął
się dymem. Dobrze, że jego bluza była ciepła, inaczej zupełnie by oszalał.
Leżał i leżał paląc sobie papierosa. Z pozoru był oazą spokoju, chociaż
wszystko się w nim gotowało. Czuł, że jego plecy są lepkie i miał jakieś dziwne
wrażenie, że wcale nie wpadł na nic mokrego. Cholera! Wystarczyło spotkać
Cogerów, a już cały jego świat rozpadł się na kawałeczki. Co oni w sobie
takiego mieli, że mieszali mu w życiu za każdym razem, jak się pojawiali?!
Westchnął, gdy skończył mu się papieros, więc wyrzucił peta
i sięgnął po następnego. Przymknął oczy. Gdyby go ktoś teraz zobaczył... No,
choćby Aleks czy Marcel, z pewnością mieliby z niego niezły ubaw. Ba! Oni
zmieszaliby go z błotem i zrównali z ziemią! Tak by go wzięli w obroty, że
odechciałoby mu się wszystkiego. Taki twardziel, do którego nikt nie
podskakuje, chyba że jest samobójcą, dostał właśnie tęgi łomot. Wszystko bolało
go na tyle mocno, że nie mógł podnieść się z podłogi. Czuł się cholernie
upokorzony, a miało być jeszcze gorzej. Zaraz do jego mieszkania wejdą
bliźniaki. Nie dość, że i bez tego kawalerka była ciasna i obskurna, to jeszcze
teraz uroku dodawała jej totalna rozpierducha. A przecież wcale nie był aż
takim bałaganiarzem.
Zawsze miał pod górkę.
Zirytowany zamknął oczy i spróbował się uspokoić, ale
kiepsko mu to szło. Chyba musi zapisać się na jakąś siłownię, żeby móc się
wyżyć, inaczej oszaleje. Był studentem prawa. Nie mógł nikogo bić, a
przynajmniej nie wtedy, gdy ktoś mógł to zobaczyć. A on przecież nigdy nie
szukał okazji do zemsty. Wolał ją wykorzystywać, kiedy sama się nadarzała. Tak
było o wiele ciekawiej. Akcje były spontaniczne i musiał szybko dopiąć wszystko
na ostatni guzik, żeby czasem nie wpaść.
Wyrzucił kolejnego peta i sięgnął po następnego papierosa.
Jak dostanie raka płuc, trudno. Na coś przecież trzeba umrzeć.
Zastanawiał się, jak bliźniacy przeżyli te niespełna
dziewiętnaście lat? Jeżeli oni zawsze mają takie przygody, to zaczynał się bać.
Ktoś zapukał cicho do drzwi.
-Kevin?- odezwał się Bill.
Szatyn wywrócił oczami. Czego on się spodziewał? Że w jakiś
cudowny sposób wstanie i otworzy mu drzwi? Może jeszcze powinien czekać na
niego z gorącą czekoladą albo herbatą ziołową?
-Nie, matka Teresa z Kalkuty!- zawołał.
-Czyli Kevin- powiedział Tom ze śmiechem.
-Czekacie na specjalne zaproszenie?
Spróbował podnieść głowę i zaglądnąć za chłopakami, ale
zrezygnował. Zamknął oczy i znowu zaciągnął się dymem.
Bliźniacy weszli do środka i zamknęli za sobą drzwi. Widok
musiał wprawić ich w osłupienie, bo zatrzymali się w wejściu i żaden z nich
nawet się nie poruszył.
-O, cholera!- odezwał się Tom po chwili.
Kevin prychnął. Tak, jego mieszkanie prezentowało się
fenomenalnie. On sam też musiał wyglądać komicznie. Leżał rozwalony pod ścianą
i spokojnie palił sobie papierosa, jakby bałagan w domu zupełnie mu nie
przeszkadzał.
-Czemu leżysz na podłodze?- zapytał blondyn śmiejąc się
cicho.
Szatyn zazgrzytał zębami ze złości. Gdyby tylko mógł wstać,
Coger już by nie żył.
-Bo nie mogę się podnieść?- spytał ironicznie.
-Rety!- jęknął Bill kucając przy nim.
-Zamiast lamentować, może byś mi tak pomógł?!
-Uspokój się- rzucił Tom.
-Jak mam się uspokoić? Czy wy jesteście ślepi?! To coś
zdemolowało mi całe mieszkanie i jeszcze omal mnie nie zabiło! Nie mam zamiaru
się uspokajać! Zachowaj swoje rady dla siebie i przestań się tak głupio
cieszyć, bo przysięgam, że tak cię walnę, że zeżresz wszystkie zęby!- krzyczał
Kevin.
-Daj spokój!
-Zabiję! Cholera, zabiję cię!- wrzasnął szatyn próbując się
podnieść.
-Co tu się dzieje, panowie?- odezwał się suchy głos od
strony drzwi.
Cała trójka spojrzała w kierunku wejścia, gdzie stało dwóch
policjantów. Kevin jęknął cicho. Nie, tego było już za wiele. Miał ochotę wyć
do księżyca albo do czegokolwiek innego, byleby tylko dali mu spokój.
A wszystko przez to, że na korytarzu spotkał Billa Cogera i
postanowił się nad nim zlitować. Cholera! Następnym razem nawet gdyby się
paliło i waliło, on mu nie pomoże. Nie ma takiej opcji.
Szatyn zebrał się w sobie i spojrzał w surową twarz
policjanta.
-Jestem Kevin Zakrzewski i wynajmuję tą kawalerkę od kilku
dni. Kiedy wszedłem do domu, zostałem napadnięty. Okazało się, że ktoś
zdemolował mi cały dom...
Chłopak zaczął zdawać całą relację policjantom. Nie
wyglądali na przekonanych, ale jego opłakany stan mówił sam za siebie. Kevin
wyjaśnił również obecność Cogerów. Policjanci zostali wezwali przez jakiegoś
mieszkańca bloku, który skarżył się na hałas. Była już w końcu cisza nocna.
Mundurowi przez pół godziny zadawali najróżniejsze pytania.
Kevin oznajmił im, że nie chce wnosić oskarżenia, bo i tak nie wie, kto to
zrobił. Poza tym, nie miał ochoty ciągać się po komisariatach.
-Uch!- sapnął Bill, gdy dwóch mężczyzn wyszło z domu.
-O, stary! Tydzień będziesz to wszystko sprzątał- rzucił Tom
łapiąc Kevina za bluzkę i podnosząc go do pozycji siedzącej.
Coger zrobił to na tyle nieostrożnie, że szatyn syknął z
bólu.
-Uważaj, idioto!- warknął.- A tak w ogóle, nie mam zamiaru
tego sprzątać. Zapłacę za straty i na tym koniec. Tylko taki ciołek jak ty
mógłby się brać za sprzątanie tego gówna.
-Nie pozwalaj sobie, bo cię puszczę!- oburzył się blondyn.
-Cholera!
-Dajcie już spokój! Tom, wyobraź sobie, że to ja tam leżę.
Jak chcesz, potrafisz być naprawdę delikatny. Dobra, co my tu mamy?- burczał
Bill.
Czarny chodził po mieszkaniu mrucząc coś cicho do siebie. Po
chwili udało mu się znaleźć torbę Kevina. Zaczął do niej wrzucać wszystkie
rzeczy, które uznał za potrzebne i ważne.
-Może lepiej zabierzmy go do szpitala- odezwał się niepewnie
Tom.
Chyba jest ze mną kiepsko, pomyślał Kevin. Jeżeli ten kretyn
tak gada, moje plecy muszą wyglądać ciekawiej, niż myślałem.
-Nie chcę jechać do szpitala.
-Ty sobie możesz...- zaczął blondyn, ale Zakrzewski mu
przerwał.
-Nie. Nie pojadę tam. Jeżeli macie zamiar mnie tam zabrać,
to lepiej już sobie idźcie- powiedział spokojnie.
-Dobra!
-Tom!- oburzył się Bill.
-No, to co robimy?- westchnął starszy Coger z irytacją.
-Nie ma mowy!- wykrzyknęli Tom i Kevin.
Szatyn wpatrywał się w twarz Billa. Czarny miał głupią minę
i rozłożył ręce na znak rezygnacji. Kevin zdecydowanie nie miał zamiaru
zamieszkać z bliźniakami. Choć raz zgadzał się z Tomem. Ale co miał teraz
zrobić? Jego kawalerka nie nadawała się do użytku, a on nie miał się gdzie
podziać.
Spojrzał tęsknie na wygodne łóżko, które Bill już mu
zaścielił. Nawet stanie go męczyło. Chciał wreszcie się położyć i zasnąć. Tego
dnia miał już zdecydowanie zbyt dużo wrażeń. Ale żeby spać w domu Cogerów...
W sumie, dlaczego by nie? Torba z jego rzeczami leżała już
obok łóżka, a gitara na stole czekając, aż kupi i założy nowe struny. Westchnął
cicho. Jego plecy były już zabandażowane, musiał tylko podejść do łóżka,
ściągnąć spodnie oraz skarpetki i się położyć.
Czarny odezwał się niepewnie.
-Może umówmy się, że Kevin zostanie u nas przez jakiś czas.
No, dopóki nie znajdzie sobie nowego mieszkania. Potem po prostu się
wyprowadzi...
-Nie chcę z nim mieszkać!- naburmuszył się Tom.
-I vice versa- rzucił Kevin podchodząc do łóżka i rozpinając
spodnie.
-Bill, nie zgadzam się! Może zostać do jutra, ale potem
wypad! Nie będę się z nim użerał!
Szatyn ułożył się na łóżku i odwrócił głowę tak, żeby
bliźniacy nie widzieli jego twarzy. Z jakiegoś powodu zrobiło mu się smutno.
Nikt go nie chciał. Nigdy. Własna matka znienawidziła go zanim jeszcze
przyszedł na świat, a ojciec się do niego nie przyznawał. Dlaczego Cogerowie
mieli wszystko? W czym oni byli lepsi od niego?
Życie jest niesprawiedliwe.
-Tom!- upomniał brata Czarny.
-Jutro już mnie tu nie będzie- powiedział szatyn cicho.
-Świetnie!- ucieszył się starszy Coger.
-Tom!- warknął znowu Bill.
-No, co?!
-Nie tylko ty tutaj mieszkasz! Ja też mam coś do
powiedzenia. Jeżeli Kevin chce, niech zostanie. Jest tutaj mile widziany.
-Wcale nie!
Szatyn uśmiechnął się lekko, mile zaskoczony. Dlaczego
Czarny tak bardzo go bronił? Co chciał tym wskórać? To było bez sensu.
-Chyba musimy sobie poważnie porozmawiać!- rzucił Bill.
Tom jęknął cicho.
-Cholera, Kevin! Dlaczego matka cię nie wykończyła, kiedy
leżałeś jeszcze w kołysce? Moje życie byłoby o wiele bardziej znośne!
Szatyn westchnął cicho zamykając oczy. Doszedł do wniosku,
że odpowie na to pytanie. Może Tom poczuje się głupio i wreszcie się zamknie.
Kevin chciał już iść spać, był bardzo zmęczony.
-Sąsiadka jej nie pozwoliła- rzucił.
-Co?- zgłupiał blondyn.
-Sąsiadka jej nie pozwoliła- powtórzył chłopak.- Urodziłem
się jako wcześniak i byłem bardzo słaby, więc gdyby mi się coś stało, można by
to uznać za przypadek. Gdy tylko matka zabrała mnie do domu, próbowała mnie
udusić, ale wtrąciła się sąsiadka i ją powstrzymała.
Zapadła cisza. Atmosfera nagle stała się tak napięta, że
można było ją kroić nożem. Szatyn nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak
wielkie poruszenie wywołały jego słowa. Cieszył się, że nareszcie jest cicho i
wreszcie może zasnąć. Nie obchodziło go, co pomyślą sobie bliźniacy. I tak
jutro już go tutaj nie będzie. Znajdzie sobie nowe lokum i będzie ich unikał jak
ognia. Nie chciał mieć z nimi nic wspólnego i to nie tylko dlatego, że ich nie
lubił. Teraz miał jeszcze jeden powód: przebywając w ich towarzystwie można
było stracić życie. Nie była to zbyt przyjemna perspektywa i Kevin nie miał
zamiaru ryzykować. Przyjechał do tego miasta tylko po co, żeby się uczyć.
Chciał skończyć studia i zostać dobrym prawnikiem, na którego już nikt nie
popatrzy z góry. To on będzie patrzył tak na każdego, kto będzie próbował się
wywyższyć. Nareszcie będzie mógł poczuć, że jest coś warty. To musi być
wspaniałe uczucie!
Nikt więcej nie odezwał się już ani słowem, a przynajmniej
Kevin nic nie słyszał. W krótkim czasie odpłynął do krainy Morfeusza.
***
Rozdział niesprawdzony.
Suuuuper nota
OdpowiedzUsuń(komentarz od tej co pisała o Billu)
Szkoda mi Kevina. Chłopak wiele przeszedł, dlatego jest, jaki jest. Ale mógłby w końcu dopuścić do siebie chociażby Czarnego. Przecież widać, że Bill się stara. No, ale Tom... Niestety mu w tym nie pogada. Jestem ciekaw, czego te stwory znowu od nich chcą. W dodatku nachodzą też Kevina - z czego wnioskuję, że ma spotkać ich trzech kara, za to, że się nie dogadują.(?) Cóż, takie me domysły, ale kto wie...? ;3 No, Ty wiesz. xD A my się o tym przekonamy w kolejnych częściach, na którą niecierpliwie czekam. No i czekam także na sobotę. ^^ Weny!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Illusion.
* pomaga.
UsuńSmutny koniec, ale podoba mi się ;)
OdpowiedzUsuńBoze uwielbiam twoje opowadania coo czesc to jakas akcja cos super! Milo popatrzec ze ktos jeszcze lubi th <3 Wiiielbie Cie .
OdpowiedzUsuńNieźle... Żeby własna matka... Wariatka.
OdpowiedzUsuńFajna notka :)
Końcówka jest taka smutna...może teraz Tom spojrzy na Kevina trochę inaczej. Naprawdę zrobiło mi sie go szkoda po tej notce. Świetne opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńz odcinka na odcinek coraz bardziej szkoda mi Kevin'a... Przeszedł tak dużo... Świadomość że matka chciała go zabić jest straszna... Poniekąd wiem co czuje bo mnie mama chciała usunąć... Tom mógłby zmienia swoje zachowanie w stosunku do Kevina... Wkońcu to jego brat... Lecę czytać resztę odcinków ;)
OdpowiedzUsuń