poniedziałek, 10 czerwca 2013

17.Granice



Robin
- O żesz kurwa jego mać i wszyscy święci!
Phil pociągnął mnie w swoją stronę tak mocno, że niemal wpadłem do wózka, który pchałem po markecie. Zawisłem na chwilę w powietrzu, a blondyn pchnął mnie energicznie i wepchnął między regały z podpaskami i damskimi przyborami.
- Co jest? – spytałem zdezorientowany.
- Chemik! I Atkinson. Uff! Prawie nas zauważyli. Tu jesteśmy bezpieczni.
- Tak – zakpiłem. – Dział z podpaskami to naprawdę bezpieczna przystań.
Phil wywrócił oczami.
- Tutaj przynajmniej nie przyjdą, nie? Jeśli nas złapią, będziemy mieli przechlapane.
Spojrzałem na wózek, w którym było kilka butelek wódki (na którą zrzuciła się niemal cała klasa), sporo coli, chipsów i tego typu rzeczy.
- Ej, a może te podpaski to nie taki głupi pomysł? – zastanawiałem się.
Phil zaśmiał się.
- Co?
- No, ja szybko czmychnę do kasy z tym wszystkim, zapłacę i się zwinę, a ty weźmiesz ze dwie paczki podpasek i zagadasz ich, że Lucy zmusiła cię, żebyś tu po nie przyszedł.
 Phil prychnął, czerwieniąc się. Całe szczęście, miałem nadzieję, że będzie chciał się zamienić. Wolałem zostać przyłapany z podpaskami niż wózkiem wypchanym alkoholem.
- Nie ma mowy! Nie będę biegał po sklepie z podpaskami.
- A co to? Jakaś ujma?
- Jak jesteś taki bystry, to sam sobie idź z tymi podpaskami i ich zagadaj, a ja zabiorę resztę.
Bingo.
- No, dobra – powiedziałem, udając niechęć. – Wezmę jeszcze trochę chipsów i jedną colę, a ty zapakujesz resztę, ok?
- Dobra.
- Tylko streszczaj się przy kasie, bo jak cię złapią…
- Wiem, wiem…
 Przemknąłem się niezauważenie do miejsca, skąd wziąłem koszyk na zakupy, a potem przeładowaliśmy do niego chipsy i jedną colę. Na spodzie położyliśmy dwie paczki podpasek. Potem zlokalizowaliśmy naszych nauczycieli (na szczęście się nie rozdzielili) i Phil popędził do kasy. Ja wziąłem głęboki oddech i celowo przeszedłem przez sąsiedni dział, a potem niby przypadkiem pokazałem się nauczycielom.
- Linn!
Zatrzymałem się, oglądając przez ramię. Seba i Atkinson wbijali we mnie swój wzrok, wyraźnie zaskoczeni.
- O! – udałem głupiego i… No, zdenerwowanego nie musiałem udawać. Byłem zdenerwowany jak cholera! Phil, głąbie, pospiesz się, błagam! – Dobry wieczór.
- Co ty tutaj robisz? – spytał Atkinson.
Zaczerwieniłem się. Chociaż raz wtedy, kiedy tego potrzebowałem.
- Em… B-bo ja… Eee…
- Nie powinno cię tu być, Robin – powiedział ostro chemik. – Co ty tutaj robisz?
Westchnąłem ciężko.
- Lucy i Cleo mnie zmusiły – przyznałem w końcu.
- Lucy i Cleo?
- Nom… - poprawiłem nerwowo koszyk w ręce. Spuściłem wzrok. Na Boga, byłem facetem i gadanie o babskim okresie nie było dla mnie jakoś specjalnie komfortowe. No dobra, byłem dorosły i nie powinno mnie to krępować, ale mimo wszystko krępowało, no. – Obie zachowują się jak bomby, które zaraz mają wybuchnąć. Okazało się, że obie… dostały okres i…
Seba uniósł brwi, czekając na resztę wyjaśnień.
- Zmusiły mnie, żebym tu przyszedł i kupił im podpaski – przyznałem zawstydzony. Moja twarz płonęła, bo chociaż to była tylko gra, czułem się w tym temacie wybitnie źle.
Matematyk wybuchnął śmiechem. Seba nie wyglądał na specjalnie przekonanego, ale widziałem, że nie chce przy koledze z pracy drążyć tematu. Dostanie mi się później, a co!
- Biedny chłopak. Sebastian, powinieneś pogadać ze swoimi uczennicami na ten temat.
- Myślisz, że mnie by powiedziały? – prychnął chemik. Zerknął na mnie. – Wrócisz z nami. Do schroniska jest ładny kawał drogi.
- Mhm…
- A… reszta zakupów? – zainteresował się Seba.
- Chłopacy usłyszeli, że idę do marketu po… pastę do zębów – matematyk znowu się roześmiał – więc dali mi pieniądze i poprosili o to, żeby im kupić kilka rzeczy.
- W porządku. Powiedzmy, że ci wierzę. Chodźmy.
Odetchnąłem z ulgą.
Atkinson kupił jakiś sok i paczkę papierosów. Kiedy już staliśmy przy kasie i zacząłem wykładać zawartość swojego koszyka na ruchomą ladę, ze zgrozą na dnie zobaczyłem paczkę gumek. Nie miałem pojęcia, kiedy Phil je tam włożył, w ogóle nie widziałem, żeby je brał. Moje serce zabiło mocno z przerażenia. Z tego już się na pewno nie wytłumaczę, byłem tego pewien.
Nie wiedząc, co zrobić, wziąłem je dyskretnie w rękę i szturchnąłem łokciem czapkę, żeby spadła na podłogę. Wciąż trzymając opakowanie gumek w ręce, sięgnąłem po nią. Włożyłem rękę do środka czapki i zostawiłem je tam, po czym podniosłem czapkę i schowałem ją do kieszeni już razem z gumkami. W szybie odbijała się twarz Seby, którą zdobił kpiący uśmieszek. Zakląłem w myślach. Widział!
Ekspedientka nie skomentowała mojej czerwonej twarzy. Szybko jej zapłaciłem, na końcu kilka euro rzucając jako napiwek. Chociaż tak odwdzięczę się za te przeklęte gumki.
Gdy wracaliśmy w ciszy do schroniska, widziałem, że chemik zagryza wargi, żeby nie wybuchnąć śmiechem.
Wyciągnąłem z kieszeni komórkę i napisałem mu szybko smsa.


Sebastian
Od chwili, kiedy zobaczyłem Robina w markecie wiedziałem, że coś kombinuje, ale nie chciałem mu przerywać tej całej farsy. Byłem w stu procentach pewien, że ktoś jeszcze jest w markecie i napycha kieszenie alkoholem, postanowiłem jednak zająć się tym później. Mina Linna, kiedy tak przyznawał się do tych podpasek była bezcenna, a kiedy przy kasie zobaczyłem te gumki, już byłem pewny. Linn nie był sam i dzieciaki coś kombinowały. Widząc, jak mądrze i zarazem niepewnie kradnie te przeklęte gumki, miałem ochotę wybuchnąć śmiechem. Sprytnie, nie powiem, sam nie wpadłbym na taki pomysł. Robin musiał być naprawdę zdesperowany, skoro posunął się do kradzieży z marketu. Gdy wracaliśmy, dostałem smsa.
„Bardzo,kurwa śmieszne”. Nawet zapomniał o przecinkach.
Zaśmiałem się w głos.
- Co jest? – spytał Atkinson.
- Przypomniałem sobie coś.
Gdy już byliśmy w schronisku, Atkinson poszedł do swojego pokoju. Robin również chciał się ewakuować, ale złapałem go za rękę i nie pozwoliłem mu.
- Nie wierzę, że naprawdę podszedłeś do marketu po podpaski. Poszedłeś z kimś po alkohol. Ostrzegam tylko, że jeśli przesadzicie, wszyscy na koniec roku dostaniecie naganne i chemia zamieni się w piekło, jasne?
Robin prychnął.
- Nie wiem o czym mówisz.
Wywróciłem oczami.
- Bardzo dobrze wiesz. I oddawaj gumki, które ukradłeś.
Linn spojrzał mnie spod byka, a potem wsadził rękę do kieszeni i wyjął z nich opakowanie prezerwatyw.
- Dziękuję – powiedziałem słodko. – A teraz spadaj, zanim naprawdę stracę cierpliwość.
Robin skinął tylko głową i odszedł.
Gdy wszedłem do pokoju, pokręciłem tylko głową. Tak naprawdę nie byłem na niego zły o te wszystkie wybryki, po prostu nie mogłem uwierzyć, że cichy i zazwyczaj pokorny osiemnastolatek nagle zmienił się w małego potworka na szkolnej wycieczce.
Brown naprawdę ma na niego zły wpływ.


Robin
- Zupełnie ci odbiło?! Rzucać mi gumki do koszyka?! Boot całą drogę się ze mnie natrząsał!
- Widział je? – spytał Phil ze śmiechem.
- Naprawdę, kurwa, śmieszne! Wielkie dzięki, Phil.
- Nie złość się, potrzebowałem ich.
- Więc czemu sam ich nie wziąłeś?!
- Tak jakoś… Gdzie je masz?
- Chemik je zabrał – burknąłem, w myślach czując ogarniającą mnie satysfakcję. Dobrze ci tak!
- Co?! – jęknął blondyn. – Jak to zabrał?
- Normalnie. Powiedział, że bzykanie jest niedozwolone na szkolnych wycieczkach i kazał mi je oddać.
- I dałeś mu?
Lubię mu dawać, pomyślałem z irytacją.
- A co miałem zrobić? Widział je!
- Robin!
- Wal się, Phil. To było chamskie.
Phil tylko westchnął. Kiedy wieczorem wszyscy zeszli się do naszego pokoju na popijawę, nie miałem na nią zbytnio ochoty. Phil zepsuł mi cały humor swoim szczeniackim zachowaniem. Jeszcze nigdy nie działał mi na nerwy tak bardzo jak w ciągu ostatnich kilku tygodni. Wprost nie mogłem z nim czasami wytrzymać i zastanawiałem się, kiedy tak bardzo się zmienił.
A może to ja się zmieniłem?

Siedziałem jak idiota na schodach i właściwie miałem zamiar tak siedzieć całą noc. Phil wyrzucił mnie z pokoju, żeby móc zrobić niespodziankę Lucy. A ja? Phie! Po co mu przyjaciel przecież? Wredna menda! Wyrzucił mnie bez najmniejszych wyrzutów sumienia. Jeśli myślał, że spędzę noc w pokoju tej napalonej idiotki, to chyba kompletnie mu odbiło! Już wolę spać na schodach, a co!
Jebane walentynki!
- Co ty tutaj robisz?
Obejrzałem się przez ramię. Na szczycie schodów stał chemik i wyglądał na zaskoczonego tym spotkaniem. Westchnąłem ciężko, odwracając się z powrotem i opierając głowę na ręce.
- Siedzę sobie – burknąłem.
- To widzę, Linn. Pytałem czemu.
Rozejrzałem się, upewniając, że nikogo nie ma i wymamrotałem.
- Dzisiaj walentynki. Phil robi Lucy niespodziankę i wyrzucił mnie z pokoju.
- Niespodziankę? Hm, to ciekawe.
Sebastian wyglądał, jakby gorączkowo się nad czymś zastanawiał.
- W takim razie miłej nocy – powiedział spokojnie. Zszedł schodami na niższe piętro i poszedł do swojego pokoju. Prychnąłem. Wielkie dzięki za pomoc! Pff! Na nikogo już nie można liczyć.
Poczułem delikatne wibracje. Wyciągnąłem telefon i odczytałem wiadomość od… Seby?
„Chodź”
Mój zbawca, pomyślałem z sarkazmem, wstając ze swojego miejsca.


Sebastian
To nie była łatwa decyzja. Miałem idealną okazję na dokopanie temu wstrętnemu bachorowi, ale z drugiej strony nie chciałem zostawić Robina w takiej sytuacji. No i była to też idealna okazja do czegoś innego. W kocu chęć… przyjemności przeważyła moją chęć zemsty i wysłałem Robinowi wiadomość. Jeszcze dam popalić tamtemu dzieciakowi. Co się odwlecze, to nie uciecze.
Usłyszałem ciche pukanie. Otworzyłem drzwi i wpuściłem chłopaka do środka. Wiedziałem, że ma raczej kiepski humor i nie dziwiłem mu się. Też bym miał, gdyby mnie wykopali z pokoju, a poza tym, ten wstrętny Brown elegancko wbił mu nóż w samo serce.  Walentynki. Nawet nie chciałem myśleć, jak ciężko jest mu patrzeć na te głupiutkie zaloty Browna do Walkers. Normalnie jak przedszkole. Robin zdecydowanie miał problemy z właściwym lokowaniem swoich uczuć. Ech… zupełnie zmiękłem przy tym bachorze.
Rzucił się na moje łóżko i westchnął przeciągle.
- Czasami nienawidzę swojego życia – wymamrotał w poduszkę.
- Każdy czasami go nienawidzi. Ja, na przykład, jak mam lekcję z waszą klasą.
Zaśmiał się cicho.
- Narzekasz, ale wiem, że nas lubisz.
- Jasne – wywróciłem oczami. – Mówiłem, że nie znoszę bachorów.
- Szkoda… Ale i tak mogę tu spać, prawda?
- Chyba nie masz wyjścia…
Zamknąłem drzwi na klucz. Robin odwrócił się na wznak i uśmiechnął nieśmiało. Dobrze wiedział, po co tu przyszedł…
- Skoro już ukradłeś te gumki, to zróbmy z nich użytek, co? – nachyliłem się nad nim i trąciłem go nosem w policzek.
- A co miałem zrobić? – spytał cicho, lekko obrażony.
Zaśmiałem się, lokując wygodnie na jego drobnym ciele. Nigdy jakoś nie lubiłem drobnych chłopaków, ale Robin zaskakująco dobrze wpasowywał się w moje ciało. Objął mnie nogami w pasie, czego nigdy wcześniej nie robił. Odgarnąłem mu grzywkę z czoła i pocałowałem go w usta. Nasze ciała ściśle do siebie przylegały. Odruchowo zacząłem go rozbierać, pieszcząc opuszkami palców jego tors i zahaczając o wrażliwe sutki. Robin raczej pozostawał bierny, jedynie słodkimi jękami udowadniając mi, jak bardzo mu się to podoba. Jego zwinne palce sprawnie uporały się z moim swetrem, a potem koszulką. Jego lekko chłodnawe ręce na moich plecach sprawiły, że zadrżałem.
Przyciągnął mnie do głębszego pocałunku, pozwalając mi penetrować swoje usta tak, jak chcę. Zacisnąłem jedną dłoń na jego pośladku, kąsając jego szyję i uszy. Miał te miejsca bardzo wrażliwe. Uniósł się lekko do góry i wziął w usta mój sutek. Powietrze uleciało z moich płuc jak z przekłutego balonu, a krew coraz żywiej płynęła w kierunku mojego krocza.
Robin chyba to wyczuł, bo oddychając ciężko, zaczął majstrować przy moim rozporku.
- Nie możesz się już doczekać, co? – zagadnąłem.
- Cicho bądź – mruknął zawstydzony.
- Lubisz mieć go w sobie.
- Był tylko raz – warknął, zsuwając mi spodnie z bioder.
- Obiecuję, że dzisiaj nadrobi te wszystkie dni.
Jednym ruchem zdarłem mu z bioder dresy, które miał i bieliznę. Ująłem w dłoń jego sztywnego członka i zacząłem mu go szybko obciągać, wsłuchując się w ciche pojękiwanie.
Zabrałem dłoń i powróciłem do całowania jego torsu, szyi, ust i twarzy. Ocierał się o mnie sugestywnie. Tym razem nie chciał czekać ani bawić się w podchody.
Ja też nie.
Sięgnąłem po prezerwatywę i podałem mu ją.
- Załóż mi.
Linn w pierwszej chwili wyraźnie chciał zaprotestować, ale potem wziął ją ode mnie i założył na mojego penisa. Miałem ochotę poprosić go, żeby sam się przygotował. To było cholernie podniecające, gdyby sam smarował sobie wejście żelem i wsuwał w siebie delikatnie palce, żeby je rozciągnąć. Wiedziałem jednak, że jest na to jeszcze zbyt nieśmiały. Do niektórych rzeczy musiał najpierw przywyknąć. Nie chciałem wywierać na nim jakiejś presji ani nie zamierzałem być wobec niego brutalnym. Był moim kochankiem – dzieciakiem, który mając zerowe pojęcie o seksie, pozwolił mi się zdominować. Niektórych faktów nie mogłem zignorować, nawet jeśli bym chciał.
A tego akurat nie chciałem.
Sprawnie go przygotowałem.
- Chciałbyś mnie dosiąść? – spytałem. To mógł zrobić, prawda?
Wyglądał na lekko speszonego, ale w końcu kiwnął twierdząco głową. Trochę nieporadnie zmieniliśmy pozycję. Ułożyłem się płasko na plecach i złapałem go za biodra, zanim zleciał z łóżka.
- Fajtłapa.
Pogłaskałem go delikatnie i zjechałem na jego uda, pieszcząc je lekko. Robin jedną ręką ujął mojego członka u nasady i nakierował go w odpowiednie miejsce. Czułem, jak główka prześlizgnęła się po wejściu. Spróbował jeszcze raz, tym razem opuszczając się w dół i wprowadzając go w siebie. Zrobił to naprawdę szybko. Skrzywił się tylko trochę.
Gdy już byłem w nim cały, odetchnął lekko z ulgą. Siedział teraz na mnie i oparł ręce na moim torsie.
- No, to… co teraz?
- Ruszaj się jak chcesz… Tak, jak tobie jest najlepiej.
Byłem tego cholernie ciekawy. Będzie to robił powoli czy…
Jęknąłem głośno, kiedy wykonał pierwszy ruch. Powoli opuścił się na mnie tylko dwa razy, a potem zaczął robić to naprawdę szybko i chaotycznie. Jakbym miał osiemnaście lat, też bym tak szybko potrafił ruszać biodrami. Poprawiał się na mnie co jakiś czas, jęcząc cicho. Cały czas trzymałem go mocno, gładząc miękkie i gładkie pośladki.
Jeszcze kilka pchnięć, jęków i doszliśmy niemal w tym samym momencie. Robin padł na mnie, oddychając ciężko. Objąłem go w pasie i pocałowałem w czoło. Zamruczał cicho z zadowolenia, obejmując mnie za szyję.
A potem po prostu zasnął.
Chciało mi się z tego śmiać, ale nie miałem zamiaru mu z tego powodu dogryzać. Właściwie to było słodkie. Chyba naprawdę się zmęczył. Starając się go nie obudzić, zdjąłem prezerwatywę i wyrzuciłem ją. Kołdrą delikatnie wytarłem żel z jego pośladków, po czym ułożyłem się przy nim wygodnie i zasnąłem, czując się dogłębnie spełnionym.


Robin
- Było super! – mówił entuzjastycznie Phil, kiedy wyszliśmy razem zapalić. – Było naprawdę hot! Nawet nie musiałem jej zbytnio przekonywać. Jak zobaczyła świece i kwiaty to było już po wszystkim.
Głupia suka, pomyślałem. Mogłaby się chociaż trochę opierać.
Zaraz się jednak zreflektowałem.
Co za szczyt hipokryzji, pomyślałem złośliwie, masując się dyskretnie po bolącym tyłku. Ja też się zbytnio nie opierałem. No, ale cóż… Ja mogę, prawda? Jestem gejem, geje się pieprzą i nie zrobią sobie bachora. Phil natomiast stąpał po bardzo cienkim lodzie. Do wpadki brakowało mu naprawdę niewiele.
Jęknąłem w duchu. Chyba za dużo przebywam z Sebą. Od kiedy jestem taki złośliwy? Nigdy nie zachowywałem się tak chamsko, nawet jeśli ktoś wybitnie działał mi na nerwy. Ech… Pieskie życie.
Oczywiście po upojnej nocy to JA jako najlepszy przyjaciel tego głąba (ostatnio często myślę o nim w takich kategoriach) musiałem cały ten burdel w pokoju posprzątać, żeby oni w spokoju mogli się obmacywać pod stołem przy śniadaniu. Te głupie kwiaty i świece jeszcze bym przeżył, ale to, co znalazłem pod moim łóżkiem… Lepiej pominę to milczeniem.
Zachciało mi się rzygać do tego stopnia, że w ogóle nie poszedłem na śniadanie. Po prostu się spakowałem, a potem czekałem już tylko aż reszta skończy jeść i wszyscy zapakujemy się do autobusu, który zawiezie nas do domu. Phil zepsuł mi cała radość z tej wycieczki. Na szczęście kiedy siedzieliśmy już w autobusie udałem, że źle się czuję i miałem spokój. Potem pisałem trochę z Sebą, który złośliwie przytaczał mi mądrości Atkinsona i trochę się ze mną droczył. To było nawet przyjemniejsze od rozmów z Philem.
- Z kim tak piszesz? – zaciekawił się w końcu blondyn, próbując zajrzeć do mojego telefonu. Pospiesznie go odsunąłem o niego.
- Z nikim ważnym.
Phil w pierwszej chwili się oburzył, ale potem nagle zachichotał jak małolata i szturchnął mnie w ramię z domyślną miną.
- Kręcisz z kimś?
Szybko przemyślałem sprawę. Jeśli mu powiem, że kogoś mam, łatwiej będzie mi ukryć to, że mieszkam u Sebastiana.
- Ta… Mam kogoś – odparłem cicho.
- Dała ci? – spytał wprost do mojego ucha tak, żeby nikt go nie usłyszał.
Uśmiechnąłem się lekko.
- Nie twój interes.
- Dała ci! – zagwizdał.
- Nic ci nie powiem, odczep się.
- Robin! – jęknął. – No, nie bądź taki. Ja ci wszystko powiedziałem.
- Ale ja tobie nie i nawet nie mam zamiaru, więc odpuść.
- Dobra, to chociaż kto to jest? Ile ma lat? Ładna?
Spojrzałem na niego z politowaniem i założyłem słuchawki na uszy. Phil siedział z miną obrażonego dziecka. Dopiero kiedy wysiadał pod szkołą, rzuciłem.
- Starsza od nas i zajebiście ładna. Ładniejszej nie widziałem.
Phil uśmiechnął się lekko i poszedł do wyjścia. Zostało niewiele osób, które miały wysiąść na kolejnym przystanku, a potem zostałem tylko ja i Seba.
- Czego on chciał? – zapytał chemik.
- Pytał jak wygląda moja dziewczyna i czy było mi dobrze – mruknąłem z politowaniem.
- Wstrętny smarkacz.
Kierowca autobusu patrzył na nas oczami jak pięć złotych. Cóż…
- No. Jeszcze musiałem sprzątać po nim ten głupi pokój. Chyba nie muszę mówić, co tam znalazłem.
Seba tylko rzucił mi porozumiewawcze spojrzenie, ale właściwie nie wiedziałem, o co mu chodzi.
Autobus zatrzymał się na naszej ulicy. Wysiedliśmy, wzięliśmy swoje rzeczy i poszliśmy. Kierowca chyba specjalnie zwlekał z odjazdem, żeby sprawdzić, gdzie idziemy. Miał komiczną minę, gdy już nas mijał i akurat wchodziliśmy do bloku.
Na progu mieszkania Seby czekała na nas niespodzianka, która siedziała na obszernej walizce. Był ni ąfacet, blondyn o zielonych oczach.
- Cześć, Seb – rzucił z uśmiechem. – Przenocujesz mnie przez kilka dni?
- Kto to jest? – spytałem cicho, kiedy chemik z twarzą wykrzywioną w dziwnym grymasie wpuszczał nas do domu.
Sebastian westchnął ciężko.
- To Chip. Dowód na to, jaki kiedyś byłem głupi.

***
Uwaga ludzie!
Od tego tygodnia przenoszę publikację Granic na SOBOTĘ. Nie przewiduję, żeby w najbliższym czasie coś się zmieniło.
Po drodze jeszcze ze trzy krótsze rozdziały, a potem są już trochę dłuższe. Mam nadzieję, że z czasem zacznę pisać całkiem długie.
Pozdrawiam!

6 komentarzy:

  1. Cieszę się bardzo z tego dodatkowego rozdziału w tym tygodniu. Mam tylko jedno, ale... Początek z marketem był dobry, ale potem jakby akcja za szybko się działa, tak, aby skończyć. Cóż, może tylko ja odniosłam takie wrażenie. Mimo to rozdział był dobry, w końcu i tak zapowiedziałaś, że potem będą one coraz dłuższe, więc czekam z niecierpliwością. Zwłaszcza po tej końcówce. Może akurat Robin będzie zazdrosny.
    Weny~

    OdpowiedzUsuń
  2. Dowód na to, jaki był głupi? Pierwsze, co pomyślałam, to: syn? Alle w sumie może jakiś były kochanek, który teraz stanie na ich drodze... Oby nie.
    Czekam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudo,Cudo,Cudo,Cudo,Cudo,.. Jak na ta pore to niesety nie stac mnie na bardziej elokwentny komentarz.
    Z niecierpliwoscia czekam na kontynuacje.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetniee! ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdziały są takie jak przy poprzednich opowiadaniach. Po prostu opowiadanie jest długie i nie wszystko zdarzy się od razu, a nawet dziwnie by było, czytając w przyszłości całość, że po dwóch rozdziałach tak dużo się wydarzyło. Wiele osób chciało by wszystko od razu i ja to rozumiem, bo też tak mam. ^^
    Kea nadal nie skończyła Dziewięciu miesięcy. Już mnie to denerwuje mimo wszystko, bo za tak długi czas, nawet przy wielu zajęciach, pracy, powoli dałoby się wszystko napisać. A z tego co wiem miała tylko epilog dokończyć. :/

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)