Robin
- O żesz kurwa jego
mać i wszyscy święci!
Phil pociągnął mnie w
swoją stronę tak mocno, że niemal wpadłem do wózka, który pchałem po markecie.
Zawisłem na chwilę w powietrzu, a blondyn pchnął mnie energicznie i wepchnął
między regały z podpaskami i damskimi przyborami.
- Co jest? – spytałem
zdezorientowany.
- Chemik! I Atkinson.
Uff! Prawie nas zauważyli. Tu jesteśmy bezpieczni.
- Tak – zakpiłem. –
Dział z podpaskami to naprawdę bezpieczna przystań.
Phil wywrócił oczami.
- Tutaj przynajmniej
nie przyjdą, nie? Jeśli nas złapią, będziemy mieli przechlapane.
Spojrzałem na wózek, w
którym było kilka butelek wódki (na którą zrzuciła się niemal cała klasa),
sporo coli, chipsów i tego typu rzeczy.
- Ej, a może te
podpaski to nie taki głupi pomysł? – zastanawiałem się.
- Co?
- No, ja szybko
czmychnę do kasy z tym wszystkim, zapłacę i się zwinę, a ty weźmiesz ze dwie
paczki podpasek i zagadasz ich, że Lucy zmusiła cię, żebyś tu po nie przyszedł.
Phil prychnął, czerwieniąc się. Całe
szczęście, miałem nadzieję, że będzie chciał się zamienić. Wolałem zostać
przyłapany z podpaskami niż wózkiem wypchanym alkoholem.
- Nie ma mowy! Nie
będę biegał po sklepie z podpaskami.
- A co to? Jakaś ujma?
- Jak jesteś taki
bystry, to sam sobie idź z tymi podpaskami i ich zagadaj, a ja zabiorę resztę.
Bingo.
- No, dobra –
powiedziałem, udając niechęć. – Wezmę jeszcze trochę chipsów i jedną colę, a ty
zapakujesz resztę, ok?
- Dobra.
- Tylko streszczaj się
przy kasie, bo jak cię złapią…
- Wiem, wiem…
Przemknąłem się niezauważenie do miejsca, skąd
wziąłem koszyk na zakupy, a potem przeładowaliśmy do niego chipsy i jedną colę.
Na spodzie położyliśmy dwie paczki podpasek. Potem zlokalizowaliśmy naszych
nauczycieli (na szczęście się nie rozdzielili) i Phil popędził do kasy. Ja
wziąłem głęboki oddech i celowo przeszedłem przez sąsiedni dział, a potem niby
przypadkiem pokazałem się nauczycielom.
- Linn!
Zatrzymałem się,
oglądając przez ramię. Seba i Atkinson wbijali we mnie swój wzrok, wyraźnie
zaskoczeni.
- O! – udałem głupiego
i… No, zdenerwowanego nie musiałem udawać. Byłem zdenerwowany jak cholera!
Phil, głąbie, pospiesz się, błagam! – Dobry wieczór.
- Co ty tutaj robisz?
– spytał Atkinson.
Zaczerwieniłem się.
Chociaż raz wtedy, kiedy tego potrzebowałem.
- Em… B-bo ja… Eee…
- Nie powinno cię tu
być, Robin – powiedział ostro chemik. – Co ty tutaj robisz?
Westchnąłem ciężko.
- Lucy i Cleo mnie
zmusiły – przyznałem w końcu.
- Lucy i Cleo?
- Nom… - poprawiłem
nerwowo koszyk w ręce. Spuściłem wzrok. Na Boga, byłem facetem i gadanie o
babskim okresie nie było dla mnie jakoś specjalnie komfortowe. No dobra, byłem
dorosły i nie powinno mnie to krępować, ale mimo wszystko krępowało, no. – Obie
zachowują się jak bomby, które zaraz mają wybuchnąć. Okazało się, że obie…
dostały okres i…
Seba uniósł brwi,
czekając na resztę wyjaśnień.
- Zmusiły mnie, żebym
tu przyszedł i kupił im podpaski – przyznałem zawstydzony. Moja twarz płonęła,
bo chociaż to była tylko gra, czułem się w tym temacie wybitnie źle.
Matematyk wybuchnął
śmiechem. Seba nie wyglądał na specjalnie przekonanego, ale widziałem, że nie
chce przy koledze z pracy drążyć tematu. Dostanie mi się później, a co!
- Biedny chłopak.
Sebastian, powinieneś pogadać ze swoimi uczennicami na ten temat.
- Myślisz, że mnie by
powiedziały? – prychnął chemik. Zerknął na mnie. – Wrócisz z nami. Do
schroniska jest ładny kawał drogi.
- Mhm…
- A… reszta zakupów? –
zainteresował się Seba.
- Chłopacy usłyszeli,
że idę do marketu po… pastę do zębów – matematyk znowu się roześmiał – więc
dali mi pieniądze i poprosili o to, żeby im kupić kilka rzeczy.
- W porządku.
Powiedzmy, że ci wierzę. Chodźmy.
Odetchnąłem z ulgą.
Atkinson kupił jakiś
sok i paczkę papierosów. Kiedy już staliśmy przy kasie i zacząłem wykładać
zawartość swojego koszyka na ruchomą ladę, ze zgrozą na dnie zobaczyłem paczkę
gumek. Nie miałem pojęcia, kiedy Phil je tam włożył, w ogóle nie widziałem,
żeby je brał. Moje serce zabiło mocno z przerażenia. Z tego już się na pewno
nie wytłumaczę, byłem tego pewien.
Nie wiedząc, co
zrobić, wziąłem je dyskretnie w rękę i szturchnąłem łokciem czapkę, żeby spadła
na podłogę. Wciąż trzymając opakowanie gumek w ręce, sięgnąłem po nią. Włożyłem
rękę do środka czapki i zostawiłem je tam, po czym podniosłem czapkę i
schowałem ją do kieszeni już razem z gumkami. W szybie odbijała się twarz Seby,
którą zdobił kpiący uśmieszek. Zakląłem w myślach. Widział!
Ekspedientka nie
skomentowała mojej czerwonej twarzy. Szybko jej zapłaciłem, na końcu kilka euro
rzucając jako napiwek. Chociaż tak odwdzięczę się za te przeklęte gumki.
Gdy wracaliśmy w ciszy
do schroniska, widziałem, że chemik zagryza wargi, żeby nie wybuchnąć śmiechem.
Wyciągnąłem z kieszeni
komórkę i napisałem mu szybko smsa.
Sebastian
Od chwili, kiedy
zobaczyłem Robina w markecie wiedziałem, że coś kombinuje, ale nie chciałem mu
przerywać tej całej farsy. Byłem w stu procentach pewien, że ktoś jeszcze jest
w markecie i napycha kieszenie alkoholem, postanowiłem jednak zająć się tym
później. Mina Linna, kiedy tak przyznawał się do tych podpasek była bezcenna, a
kiedy przy kasie zobaczyłem te gumki, już byłem pewny. Linn nie był sam i
dzieciaki coś kombinowały. Widząc, jak mądrze i zarazem niepewnie kradnie te
przeklęte gumki, miałem ochotę wybuchnąć śmiechem. Sprytnie, nie powiem, sam
nie wpadłbym na taki pomysł. Robin musiał być naprawdę zdesperowany, skoro
posunął się do kradzieży z marketu. Gdy wracaliśmy, dostałem smsa.
„Bardzo,kurwa
śmieszne”. Nawet zapomniał o przecinkach.
Zaśmiałem się w głos.
- Co jest? – spytał
Atkinson.
- Przypomniałem sobie
coś.
Gdy już byliśmy w
schronisku, Atkinson poszedł do swojego pokoju. Robin również chciał się
ewakuować, ale złapałem go za rękę i nie pozwoliłem mu.
- Nie wierzę, że
naprawdę podszedłeś do marketu po podpaski. Poszedłeś z kimś po alkohol.
Ostrzegam tylko, że jeśli przesadzicie, wszyscy na koniec roku dostaniecie
naganne i chemia zamieni się w piekło, jasne?
Robin prychnął.
- Nie wiem o czym
mówisz.
Wywróciłem oczami.
- Bardzo dobrze wiesz.
I oddawaj gumki, które ukradłeś.
Linn spojrzał mnie
spod byka, a potem wsadził rękę do kieszeni i wyjął z nich opakowanie
prezerwatyw.
- Dziękuję –
powiedziałem słodko. – A teraz spadaj, zanim naprawdę stracę cierpliwość.
Robin skinął tylko
głową i odszedł.
Gdy wszedłem do
pokoju, pokręciłem tylko głową. Tak naprawdę nie byłem na niego zły o te
wszystkie wybryki, po prostu nie mogłem uwierzyć, że cichy i zazwyczaj pokorny
osiemnastolatek nagle zmienił się w małego potworka na szkolnej wycieczce.
Brown naprawdę ma na
niego zły wpływ.
Robin
- Zupełnie ci odbiło?!
Rzucać mi gumki do koszyka?! Boot całą drogę się ze mnie natrząsał!
- Widział je? – spytał
Phil ze śmiechem.
- Naprawdę, kurwa,
śmieszne! Wielkie dzięki, Phil.
- Nie złość się,
potrzebowałem ich.
- Więc czemu sam ich
nie wziąłeś?!
- Tak jakoś… Gdzie je
masz?
- Chemik je zabrał –
burknąłem, w myślach czując ogarniającą mnie satysfakcję. Dobrze ci tak!
- Co?! – jęknął
blondyn. – Jak to zabrał?
- Normalnie.
Powiedział, że bzykanie jest niedozwolone na szkolnych wycieczkach i kazał mi
je oddać.
- I dałeś mu?
Lubię mu dawać,
pomyślałem z irytacją.
- A co miałem zrobić?
Widział je!
- Robin!
- Wal się, Phil. To
było chamskie.
Phil tylko westchnął.
Kiedy wieczorem wszyscy zeszli się do naszego pokoju na popijawę, nie miałem na
nią zbytnio ochoty. Phil zepsuł mi cały humor swoim szczeniackim zachowaniem.
Jeszcze nigdy nie działał mi na nerwy tak bardzo jak w ciągu ostatnich kilku
tygodni. Wprost nie mogłem z nim czasami wytrzymać i zastanawiałem się, kiedy
tak bardzo się zmienił.
A może to ja się
zmieniłem?
Siedziałem jak idiota
na schodach i właściwie miałem zamiar tak siedzieć całą noc. Phil wyrzucił mnie
z pokoju, żeby móc zrobić niespodziankę Lucy. A ja? Phie! Po co mu przyjaciel
przecież? Wredna menda! Wyrzucił mnie bez najmniejszych wyrzutów sumienia.
Jeśli myślał, że spędzę noc w pokoju tej napalonej idiotki, to chyba kompletnie
mu odbiło! Już wolę spać na schodach, a co!
Jebane walentynki!
- Co ty tutaj robisz?
Obejrzałem się przez
ramię. Na szczycie schodów stał chemik i wyglądał na zaskoczonego tym
spotkaniem. Westchnąłem ciężko, odwracając się z powrotem i opierając głowę na
ręce.
- Siedzę sobie –
burknąłem.
- To widzę, Linn.
Pytałem czemu.
Rozejrzałem się,
upewniając, że nikogo nie ma i wymamrotałem.
- Dzisiaj walentynki.
Phil robi Lucy niespodziankę i wyrzucił mnie z pokoju.
- Niespodziankę? Hm,
to ciekawe.
Sebastian wyglądał,
jakby gorączkowo się nad czymś zastanawiał.
- W takim razie miłej
nocy – powiedział spokojnie. Zszedł schodami na niższe piętro i poszedł do
swojego pokoju. Prychnąłem. Wielkie dzięki za pomoc! Pff! Na nikogo już nie
można liczyć.
Poczułem delikatne
wibracje. Wyciągnąłem telefon i odczytałem wiadomość od… Seby?
„Chodź”
Mój zbawca, pomyślałem
z sarkazmem, wstając ze swojego miejsca.
Sebastian
To nie była łatwa
decyzja. Miałem idealną okazję na dokopanie temu wstrętnemu bachorowi, ale z
drugiej strony nie chciałem zostawić Robina w takiej sytuacji. No i była to też
idealna okazja do czegoś innego. W kocu chęć… przyjemności przeważyła moją chęć
zemsty i wysłałem Robinowi wiadomość. Jeszcze dam popalić tamtemu dzieciakowi.
Co się odwlecze, to nie uciecze.
Usłyszałem ciche
pukanie. Otworzyłem drzwi i wpuściłem chłopaka do środka. Wiedziałem, że ma
raczej kiepski humor i nie dziwiłem mu się. Też bym miał, gdyby mnie wykopali z
pokoju, a poza tym, ten wstrętny Brown elegancko wbił mu nóż w samo serce. Walentynki. Nawet nie chciałem myśleć, jak
ciężko jest mu patrzeć na te głupiutkie zaloty Browna do Walkers. Normalnie jak
przedszkole. Robin zdecydowanie miał problemy z właściwym lokowaniem swoich
uczuć. Ech… zupełnie zmiękłem przy tym bachorze.
Rzucił się na moje
łóżko i westchnął przeciągle.
- Czasami nienawidzę
swojego życia – wymamrotał w poduszkę.
- Każdy czasami go
nienawidzi. Ja, na przykład, jak mam lekcję z waszą klasą.
Zaśmiał się cicho.
- Narzekasz, ale wiem,
że nas lubisz.
- Jasne – wywróciłem
oczami. – Mówiłem, że nie znoszę bachorów.
- Szkoda… Ale i tak
mogę tu spać, prawda?
- Chyba nie masz
wyjścia…
Zamknąłem drzwi na
klucz. Robin odwrócił się na wznak i uśmiechnął nieśmiało. Dobrze wiedział, po
co tu przyszedł…
- Skoro już ukradłeś
te gumki, to zróbmy z nich użytek, co? – nachyliłem się nad nim i trąciłem go
nosem w policzek.
- A co miałem zrobić?
– spytał cicho, lekko obrażony.
Zaśmiałem się, lokując
wygodnie na jego drobnym ciele. Nigdy jakoś nie lubiłem drobnych chłopaków, ale
Robin zaskakująco dobrze wpasowywał się w moje ciało. Objął mnie nogami w
pasie, czego nigdy wcześniej nie robił. Odgarnąłem mu grzywkę z czoła i
pocałowałem go w usta. Nasze ciała ściśle do siebie przylegały. Odruchowo
zacząłem go rozbierać, pieszcząc opuszkami palców jego tors i zahaczając o
wrażliwe sutki. Robin raczej pozostawał bierny, jedynie słodkimi jękami
udowadniając mi, jak bardzo mu się to podoba. Jego zwinne palce sprawnie
uporały się z moim swetrem, a potem koszulką. Jego lekko chłodnawe ręce na
moich plecach sprawiły, że zadrżałem.
Przyciągnął mnie do
głębszego pocałunku, pozwalając mi penetrować swoje usta tak, jak chcę.
Zacisnąłem jedną dłoń na jego pośladku, kąsając jego szyję i uszy. Miał te
miejsca bardzo wrażliwe. Uniósł się lekko do góry i wziął w usta mój sutek.
Powietrze uleciało z moich płuc jak z przekłutego balonu, a krew coraz żywiej
płynęła w kierunku mojego krocza.
Robin chyba to wyczuł,
bo oddychając ciężko, zaczął majstrować przy moim rozporku.
- Nie możesz się już
doczekać, co? – zagadnąłem.
- Cicho bądź – mruknął
zawstydzony.
- Lubisz mieć go w
sobie.
- Był tylko raz –
warknął, zsuwając mi spodnie z bioder.
- Obiecuję, że dzisiaj
nadrobi te wszystkie dni.
Jednym ruchem zdarłem
mu z bioder dresy, które miał i bieliznę. Ująłem w dłoń jego sztywnego członka
i zacząłem mu go szybko obciągać, wsłuchując się w ciche pojękiwanie.
Zabrałem dłoń i
powróciłem do całowania jego torsu, szyi, ust i twarzy. Ocierał się o mnie
sugestywnie. Tym razem nie chciał czekać ani bawić się w podchody.
Ja też nie.
Sięgnąłem po
prezerwatywę i podałem mu ją.
- Załóż mi.
Linn w pierwszej
chwili wyraźnie chciał zaprotestować, ale potem wziął ją ode mnie i założył na
mojego penisa. Miałem ochotę poprosić go, żeby sam się przygotował. To było
cholernie podniecające, gdyby sam smarował sobie wejście żelem i wsuwał w
siebie delikatnie palce, żeby je rozciągnąć. Wiedziałem jednak, że jest na to
jeszcze zbyt nieśmiały. Do niektórych rzeczy musiał najpierw przywyknąć. Nie
chciałem wywierać na nim jakiejś presji ani nie zamierzałem być wobec niego brutalnym.
Był moim kochankiem – dzieciakiem, który mając zerowe pojęcie o seksie,
pozwolił mi się zdominować. Niektórych faktów nie mogłem zignorować, nawet
jeśli bym chciał.
A tego akurat nie
chciałem.
Sprawnie go
przygotowałem.
- Chciałbyś mnie
dosiąść? – spytałem. To mógł zrobić, prawda?
Wyglądał na lekko
speszonego, ale w końcu kiwnął twierdząco głową. Trochę nieporadnie zmieniliśmy
pozycję. Ułożyłem się płasko na plecach i złapałem go za biodra, zanim zleciał
z łóżka.
- Fajtłapa.
Pogłaskałem go
delikatnie i zjechałem na jego uda, pieszcząc je lekko. Robin jedną ręką ujął
mojego członka u nasady i nakierował go w odpowiednie miejsce. Czułem, jak
główka prześlizgnęła się po wejściu. Spróbował jeszcze raz, tym razem
opuszczając się w dół i wprowadzając go w siebie. Zrobił to naprawdę szybko.
Skrzywił się tylko trochę.
Gdy już byłem w nim
cały, odetchnął lekko z ulgą. Siedział teraz na mnie i oparł ręce na moim
torsie.
- No, to… co teraz?
- Ruszaj się jak
chcesz… Tak, jak tobie jest najlepiej.
Byłem tego cholernie ciekawy.
Będzie to robił powoli czy…
Jęknąłem głośno, kiedy
wykonał pierwszy ruch. Powoli opuścił się na mnie tylko dwa razy, a potem
zaczął robić to naprawdę szybko i chaotycznie. Jakbym miał osiemnaście lat, też
bym tak szybko potrafił ruszać biodrami. Poprawiał się na mnie co jakiś czas,
jęcząc cicho. Cały czas trzymałem go mocno, gładząc miękkie i gładkie pośladki.
Jeszcze kilka pchnięć,
jęków i doszliśmy niemal w tym samym momencie. Robin padł na mnie, oddychając
ciężko. Objąłem go w pasie i pocałowałem w czoło. Zamruczał cicho z
zadowolenia, obejmując mnie za szyję.
A potem po prostu
zasnął.
Chciało mi się z tego
śmiać, ale nie miałem zamiaru mu z tego powodu dogryzać. Właściwie to było
słodkie. Chyba naprawdę się zmęczył. Starając się go nie obudzić, zdjąłem
prezerwatywę i wyrzuciłem ją. Kołdrą delikatnie wytarłem żel z jego pośladków,
po czym ułożyłem się przy nim wygodnie i zasnąłem, czując się dogłębnie
spełnionym.
Robin
- Było super! – mówił
entuzjastycznie Phil, kiedy wyszliśmy razem zapalić. – Było naprawdę hot! Nawet
nie musiałem jej zbytnio przekonywać. Jak zobaczyła świece i kwiaty to było już
po wszystkim.
Głupia suka,
pomyślałem. Mogłaby się chociaż trochę opierać.
Zaraz się jednak
zreflektowałem.
Co za szczyt
hipokryzji, pomyślałem złośliwie, masując się dyskretnie po bolącym tyłku. Ja
też się zbytnio nie opierałem. No, ale cóż… Ja mogę, prawda? Jestem gejem, geje
się pieprzą i nie zrobią sobie bachora. Phil natomiast stąpał po bardzo cienkim
lodzie. Do wpadki brakowało mu naprawdę niewiele.
Jęknąłem w duchu.
Chyba za dużo przebywam z Sebą. Od kiedy jestem taki złośliwy? Nigdy nie
zachowywałem się tak chamsko, nawet jeśli ktoś wybitnie działał mi na nerwy.
Ech… Pieskie życie.
Oczywiście po upojnej
nocy to JA jako najlepszy przyjaciel tego głąba (ostatnio często myślę o nim w
takich kategoriach) musiałem cały ten burdel w pokoju posprzątać, żeby oni w
spokoju mogli się obmacywać pod stołem przy śniadaniu. Te głupie kwiaty i
świece jeszcze bym przeżył, ale to, co znalazłem pod moim łóżkiem… Lepiej
pominę to milczeniem.
Zachciało mi się
rzygać do tego stopnia, że w ogóle nie poszedłem na śniadanie. Po prostu się
spakowałem, a potem czekałem już tylko aż reszta skończy jeść i wszyscy
zapakujemy się do autobusu, który zawiezie nas do domu. Phil zepsuł mi cała
radość z tej wycieczki. Na szczęście kiedy siedzieliśmy już w autobusie udałem,
że źle się czuję i miałem spokój. Potem pisałem trochę z Sebą, który złośliwie
przytaczał mi mądrości Atkinsona i trochę się ze mną droczył. To było nawet
przyjemniejsze od rozmów z Philem.
- Z kim tak piszesz? –
zaciekawił się w końcu blondyn, próbując zajrzeć do mojego telefonu.
Pospiesznie go odsunąłem o niego.
- Z nikim ważnym.
Phil w pierwszej
chwili się oburzył, ale potem nagle zachichotał jak małolata i szturchnął mnie
w ramię z domyślną miną.
- Kręcisz z kimś?
Szybko przemyślałem
sprawę. Jeśli mu powiem, że kogoś mam, łatwiej będzie mi ukryć to, że mieszkam
u Sebastiana.
- Ta… Mam kogoś –
odparłem cicho.
- Dała ci? – spytał
wprost do mojego ucha tak, żeby nikt go nie usłyszał.
Uśmiechnąłem się
lekko.
- Nie twój interes.
- Dała ci! –
zagwizdał.
- Nic ci nie powiem,
odczep się.
- Robin! – jęknął. –
No, nie bądź taki. Ja ci wszystko powiedziałem.
- Ale ja tobie nie i
nawet nie mam zamiaru, więc odpuść.
- Dobra, to chociaż
kto to jest? Ile ma lat? Ładna?
Spojrzałem na niego z
politowaniem i założyłem słuchawki na uszy. Phil siedział z miną obrażonego
dziecka. Dopiero kiedy wysiadał pod szkołą, rzuciłem.
- Starsza od nas i
zajebiście ładna. Ładniejszej nie widziałem.
Phil uśmiechnął się
lekko i poszedł do wyjścia. Zostało niewiele osób, które miały wysiąść na
kolejnym przystanku, a potem zostałem tylko ja i Seba.
- Czego on chciał? –
zapytał chemik.
- Pytał jak wygląda
moja dziewczyna i czy było mi dobrze – mruknąłem z politowaniem.
- Wstrętny smarkacz.
Kierowca autobusu
patrzył na nas oczami jak pięć złotych. Cóż…
- No. Jeszcze musiałem
sprzątać po nim ten głupi pokój. Chyba nie muszę mówić, co tam znalazłem.
Seba tylko rzucił mi
porozumiewawcze spojrzenie, ale właściwie nie wiedziałem, o co mu chodzi.
Autobus zatrzymał się
na naszej ulicy. Wysiedliśmy, wzięliśmy swoje rzeczy i poszliśmy. Kierowca
chyba specjalnie zwlekał z odjazdem, żeby sprawdzić, gdzie idziemy. Miał
komiczną minę, gdy już nas mijał i akurat wchodziliśmy do bloku.
Na progu mieszkania
Seby czekała na nas niespodzianka, która siedziała na obszernej walizce. Był ni
ąfacet, blondyn o zielonych oczach.
- Cześć, Seb – rzucił
z uśmiechem. – Przenocujesz mnie przez kilka dni?
- Kto to jest? –
spytałem cicho, kiedy chemik z twarzą wykrzywioną w dziwnym grymasie wpuszczał
nas do domu.
Sebastian westchnął
ciężko.
- To Chip. Dowód na
to, jaki kiedyś byłem głupi.
***
Uwaga ludzie!
Od tego tygodnia przenoszę publikację Granic na SOBOTĘ. Nie przewiduję, żeby w najbliższym czasie coś się zmieniło.
Po drodze jeszcze ze trzy krótsze rozdziały, a potem są już trochę dłuższe. Mam nadzieję, że z czasem zacznę pisać całkiem długie.
Pozdrawiam!
Cieszę się bardzo z tego dodatkowego rozdziału w tym tygodniu. Mam tylko jedno, ale... Początek z marketem był dobry, ale potem jakby akcja za szybko się działa, tak, aby skończyć. Cóż, może tylko ja odniosłam takie wrażenie. Mimo to rozdział był dobry, w końcu i tak zapowiedziałaś, że potem będą one coraz dłuższe, więc czekam z niecierpliwością. Zwłaszcza po tej końcówce. Może akurat Robin będzie zazdrosny.
OdpowiedzUsuńWeny~
Dowód na to, jaki był głupi? Pierwsze, co pomyślałam, to: syn? Alle w sumie może jakiś były kochanek, który teraz stanie na ich drodze... Oby nie.
OdpowiedzUsuńCzekam :)
Super notka
OdpowiedzUsuńCudo,Cudo,Cudo,Cudo,Cudo,.. Jak na ta pore to niesety nie stac mnie na bardziej elokwentny komentarz.
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwoscia czekam na kontynuacje.
Pozdrawiam
Świetniee! ;)
OdpowiedzUsuńRozdziały są takie jak przy poprzednich opowiadaniach. Po prostu opowiadanie jest długie i nie wszystko zdarzy się od razu, a nawet dziwnie by było, czytając w przyszłości całość, że po dwóch rozdziałach tak dużo się wydarzyło. Wiele osób chciało by wszystko od razu i ja to rozumiem, bo też tak mam. ^^
OdpowiedzUsuńKea nadal nie skończyła Dziewięciu miesięcy. Już mnie to denerwuje mimo wszystko, bo za tak długi czas, nawet przy wielu zajęciach, pracy, powoli dałoby się wszystko napisać. A z tego co wiem miała tylko epilog dokończyć. :/