czwartek, 13 czerwca 2013

~5~




Czarny krążył po pokoju. Miotały nim dwa uczucia: wstyd i wściekłość. Czuł się jak idiota i jednocześnie żałował, że nie pobił się z Tomem. Nawet gdyby miał dostać od niego lanie to i tak byłoby to lepsze od tej nieznośnej niepewności.
Bliźniak wybiegł wściekły z domu. Bill martwił się. Wiedział, że brat jest zaradny i nie da sobie łatwo zrobić krzywdy, ale przecież zdarzają się różne rzeczy. Nie tacy twardzieli ginęli przez głupotę na ulicach. Czarnego coś ściskało w dołku na samą myśl, że jego bratu mogłoby się coś stać. Cholera!
Gdyby tylko bliźniak nie wyzwał go od pedała! Ale nie! Wielki Tom jak zwykle wie lepiej! Młodszy Coger nie mógł uwierzyć, że pokłócili się o taką głupotę. A poza tym... Jak mógł rzucić w niego wazonem?! Zupełnie już mu odbiło? Przecież mógł mu zrobić krzywdę! W sumie to chyba zrobił, bo Tom patrzył na niego z rządzą mordu w oczach. Nie wiedział, czy gdyby miał wybór, nie zdecydowałby się raczej na lanie. Rozwiązanie, które stało się faktem, nie przypadło mu do gustu.
Cholera! Zdecydowanie braterstwo mu nie służyło, a przynajmniej nie w tym mieście. Osiwieje przez tego psychola i to przed dwudziestką! Mógłby się chociaż odezwać, cokolwiek! Czy o tak wiele prosi?
Boże, a jeśli coś mu się stało? Może potrącił go samochód? Albo ktoś go napadł? A może...
- Nie, nie myśl tak - wyjęczał Bill, padając na łóżko.
Ukrył twarz w poduszce. Chciało mu się wyć. Chyba wybrałby lanie.
Czekał i czekał na bliźniaka, ale ten się nie pojawiał. W końcu nie wytrzymał i zadzwonił do niego, ale Tom nie odebrał. Bill podejrzewał, że będzie go ignorował, ale mimo wszystko miał nadzieję, że się nad nim zlituje i odezwie się do niego.
Zirytowany Coger wysłał mu wiadomość, ale również nie doczekał się odpowiedzi. Znowu spróbował zadzwonić, ale bezskutecznie.
Przez godzinę krążył po mieszkaniu, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Każda sekunda wydłużała się do minuty, a minuta - do godziny. Jakby tego było mało nie potrafił się skupić ani na notatkach z wykładów, ani na programie telewizyjnym, ani nawet na książce. Za bardzo się martwił.
Zaczął go boleć brzuch i ogarnął go dziwny strach. Miał bardzo złe przeczucia. Chciał, żeby ból był wywołany nerwami, a nie tym, że jego bratu coś się stało. Zawsze w taki sposób reagowali, kiedy drugiemu działo się coś naprawdę złego.
Dlaczego musi być tak przywiązany do bliźniaka?! Czasami żałował, że Tom w ogóle istnieje, ale szybko ganił siebie za te myśli. Nie potrafił wyobrazić sobie życia bez brata. Po prostu... Miał go przy sobie od samego początku. Stracił go na dwa lata, ale potem znowu odzyskał i to już na dobre. Zdarzały się kłótnie. To przecież oczywiste. Byli normalnymi braćmi, którzy potrafią się pokłócić o coś takiego jak pilot czy to, co akurat matka ma ugotować na obiad. I nawet często się to zdarzało. Jednak wtedy, gdy jeden z nich był w tarapatach i potrzebował pomocy, drugi spieszył na ratunek. Zawsze tak było bez względu na to, czy pół godziny wcześniej omal nie zdemolowali połowy domu bijąc się, czy może zajadali pizzę, oglądając jakiś głupi film. Tak to chyba już jest między braćmi.
Bill westchnął. Siedział na środku pokoju i wpatrywał się we wskazówki zegara. Przesuwały się o wiele za wolno. Tom zniknął już prawie dwie godziny temu. Przez ten czas powinien ochłonąć. Dlaczego jeszcze nie wrócił?
Ktoś złapał za klamkę. Czarny zerwał się z podłogi i podbiegł do drzwi z zamiarem nawymyślania blondynowi za to, że przez niego omal nie dostał zawału. Gdy tylko otworzył drzwi, krzyknął przerażony, cofając się do tyłu. Ze strachem patrzył na czarnego potwora sunącego w jego kierunku.
- Czego chcesz? - spytał Bill.
Potwór syknął coś cicho. Drzwi zatrzasnęły się z hukiem i Czarny aż podskoczył. Zaczął się rozglądać w poszukiwaniu jakiejś rzeczy, która nadawałaby się do walki, jednak wazony się skończyły i nie było czym rzucić w stwora.
Zanim Bill zdążył pomyśleć, postać wydała z siebie kolejny pisk i zaczęła się do niego zbliżać. Czarny praktycznie rzucił się na drzwi, jednak zanim zdążył chwycić za klamkę, potwór już mu je sobą zasłaniał. Coger sapnął cicho i szybko pobiegł do kuchni. Ledwo znalazł się w środku, a już zimna macka oplotła się wokół jego kostki i pociągnęła, sprawiając tym samym, że się przewrócił.
Wrzasnął. Nie miał nawet czasu zdziwić się, że znowu spotkał się z tym czymś. Rozpaczliwie próbował się czegoś chwycić i wił się, ale potwór mocno go trzymał. W końcu Bill chwycił za futrynę i jęcząc cicho, próbował się jej utrzymać. Stwór znowu pisnął, szarpiąc go mocniej, ale on wczepił się w nią jak rzep psiego ogona.
Odetchnął z ulgą, gdy czarna postać go puściła. Szybko się podniósł i ślizgając się na kafelkach, rzucił się po coś, czym mógłby rzucić. Chwycił za talerz i cisnął nim w potwora, ale nie trafił. Przedmiot z hukiem rozbił się na drzwiach.
- Cholera, w Toma trafiłem! - warknął do siebie, łapiąc za kolejny.
Stwór znowu syknął i ponownie złapał go za kostkę. Choć stał przy wejściu do domu, jego macka wydłużyła się i była w stanie dosięgnąć Czarnego aż w kuchni! Bill chwycił się mebli, ale ręka ześliznęła mu się i ponownie upadł na podłogę, uderzając w nią głową. Przed oczami zrobiło mu się ciemno i nie bardzo wiedział, co się stało. Czuł, że coś ciągnie go po podłodze, ale opanował go zupełny bezwład. Zamrugał, gdy ciemność zniknęła, lecz nadal wszystko mu się rozmazywało przed oczami.
Spojrzał na stwora. Odwrócił głowę i ręką chwycił się krzesła, lecz nie na wiele mu się to zdało. Nagle poczuł, że macka puszcza jego nogę. Zdziwił się tym trochę. Chciał unieść głowę, lecz nagle coś zimnego oplotło się wokół jego szyi. Jęknął, próbując się wyrwać. Już po chwili wisiał z pół metra nad podłogą przyciśnięty do mebli. Rozpaczliwie machał nogami i próbował się uwolnić, lecz był zbyt słaby. Zimna macka na jego szyi coraz bardziej się zaciskała, powodując tym samym, że nie mógł oddychać. Zaczął się dusić.
- Puszczaj! - wycharczał.
Ostatkiem sił otworzył jedną szafkę i wyciągnął z niej pierwszą rzecz, jak chwycił. Nawet nie patrzył, co to jest, tylko rzucił w stwora. Trafił.
Potwór syknął ostrzegawczo. Bill patrzył z przerażeniem, jak jedna macka zmienia swój kształt na dłoń z ogromnymi pazurami. Postać zamachnęła się i ostre szpony rozerwały skórę na piersi Czarnego. Syknął cicho, chociaż prawie tego nie poczuł. Zaczynało mu się robić słabo, zamiast normalnego obrazu widział czarne plamy.
- Tom! - wrzasnął ostatkiem sił.
- Bill!
Chłopak usłyszał krzyk brata, ale pomyślał, że to przecież niemożliwe. Oczy same mu się zamknęły, a głowa opadła w dół.
- Cholera! - krzyknął ktoś.
Bill usłyszał piski potwora, po czym został brutalnie upuszczony na podłogę. Stracił przytomność.

- Nie, nie w tej szafce. Tej z prawej.
Bill słyszał czyjś zdenerwowany głos, jednak nie bardzo wiedział, do kogo należy. Wyczuwał instynktownie, że ten ktoś nie chce zrobić mu krzywdy i że jest bezpieczny.
Jęknął cicho, czując ból. Siedział na czymś i opierał głowę o coś ciepłego. Ktoś go przytrzymywał, żeby nie upadł. Głowa i gardło pękały mu z bólu, a tors okropnie piekł. Nie rozumiał, co się stało i dlaczego jest mu zimno.
- Spokojnie.
Znowu ten głos. Tak dobrze go znał, a jednak nie mógł sobie przypomnieć, do kogo należy.
- Bill? Bill, słyszysz mnie?
Tak, słyszę, chciał odpowiedzieć, ale z jego ust nie wydobył się ani jeden dźwięk. Boże, tak bardzo bolało go gardło! A może szyja? Sam już nie wiedział.
- Nie kontaktuje - odezwał się ktoś inny.
- Przytrzymaj go.
Czarny czuł, jak ciepłe ciało znika i mimowolnie jęknął. Zaraz jednak zastąpiło je inne. Poczuł woń tytoniu i zmarszczył nos. Gdzie on, do cholery, jest?
Spróbował otworzyć oczy, ale powieki były takie ciężkie! Nie miał na to sił. Westchnął, dając sobie spokój.
- Tom - wyszeptał cicho.
Czy on jest gdzieś tutaj? Chyba tak, na pewno by go nie zostawił. Gdyby tylko mógł otworzyć oczy...
- Jestem tutaj, Bill - powiedział chłopak.
Czarny usłyszał ulgę w jego głosie. Chyba się o niego martwił.
- Jak się czujesz? - zapytał blondyn.
Młodszy Coger sapnął tylko cicho. Mówienie za bardzo bolało, nawet dla bliźniaka nie będzie się męczył, skoro nie musi.
- Nie męcz go. Zobacz na jego szyję. Może go boleć gardło. Cholera wie, co ten koleś mu zrobił.
Czyj to był głos?
- Otwórz oczy! - polecił mu bliźniak.
Bill posłusznie spróbował to zrobić, ale jego uwagę odwróciło coś dziwnego. Czuł, jak coś oplata jego klatkę i syknął z bólu, gdy to dotknęło rany. Uniósł ciężką rękę chcą odepchnąć to coś, ale ktoś chwycił go za nadgarstek i nie pozwolił mu na to.
- To tylko bandaż.
Ale to boli, chciał powiedzieć, jednak poddał się. Cierpliwie czekał, aż te tortury się skończą. Skupił się na tym, żeby otworzyć oczy. To było takie męczące, ale przecież musi to zrobić. Musi sprawdzić, gdzie jest i czy z bliźniakiem jest wszystko dobrze.
Męczył się tak dłuższą chwilę, ale wreszcie mu się udało. Rozejrzał się nieprzytomnie.
- Bill - powiedział Tom z ulgą, wiążąc końcówki bandaża.
Czarny spojrzał na osobę, która przytrzymywała go, żeby nie spadł. Zdziwił się widząc swojego drugiego brata.
- Kevin? - spytał cicho.
Szatyn nic nie powiedział, tylko przez chwilę na niego patrzył. Bill odwrócił wzrok. Zdał sobie sprawę z tego, że są w łazience i siedzi na pralce. Gdyby teraz Kevin go puścił, zapewne spadłby na kafelki i rozbił sobie głowę.
- Chyba skończyłem - rzucił Tom, przyglądając się swojemu dziełu.
- Aż się boję - westchnął Bill.
- Teraz jeszcze głowa - rzekł Kevin.
Jedną ręką go trzymał, a drugą wyciągnął sobie paczkę papierosów z kieszeni. Włożył jednego do ust i wygrzebał zapalniczkę, po czym odpalił go sobie. Gdy wypuścił dym, Czarny zaczął kaszleć. Gardło tak strasznie go swędziało!
- Zgaś tę fajkę! - odezwał się wściekle Tom, lecz szatyn nic sobie z tego nie robił.
- Bandażuj mu ten łeb i nie marudź.
Blondyn syknął coś cicho, lecz już nic więcej nie powiedział.
- Co mi się stało? - zapytał Bill, czując pieczenie w okolicach brwi.
- Hmm... W skrócie to rozwaliłeś sobie łepetynę i coś dziabnęło cię w pierś.
- Przyszliście w ostatniej chwili. Jeszcze trochę i byłoby po mnie.
- Zauważyłem - mruknął ponuro Tom.
- Mogę wody?
- Trzymaj go! - rzucił Kevin.
Bill patrzył, jak chłopak podchodzi do zlewu i napuszcza wodę do kubeczka. Już miał wyciągnąć rękę po przedmiot, kiedy nagle szatyn chlusnął mu całą zawartością w twarz. Czarny kaszlnął, patrząc na niego z oburzeniem i niedowierzaniem. Ten chłopak był okropnie irytujący!
- Odbiło ci?! Chcesz go utopić?! - spytał Tom ze złością.
- Przynajmniej się obudził! - Kevin wzruszył ramionami, wrzucając peta do sedesu i spuszczając wodę.
- Omal nie zginął, ale ty odwalasz takie numery! Opanuj się!
Bill patrzył tęsknie na kubek, który Kevin wciąż trzymał w dłoni. Boże, tak bardzo chciało mu się pić!
- Co odwalam? Od razu powinniśmy tak zrobić!
- Porąbało cię! Widzisz przecież, że on nie najlepiej się czuje!
- No, i co z tego?! Nie musisz się z nim tak cackać!
Czarny nadal wpatrywał się w kubek, nie odzywając się ani słowem. Pić! On chciał pić!
A bracia dalej się kłócili.
- Pewnie! Może od razu go wrzucę do wanny i naleję mu wody na łeb, żeby szybciej się obudził! Rusz od czasu do czasu tym pustym łbem!
- Nie pozwalaj sobie, bo pożałujesz! Nie mam zamiaru dać się obrażać!
- Patrzcie, jaki wrażliwy!
Bill czuł, że zaraz się rozpłacze. Gardło go swędziało i paliło, chciało mu się pić, a oni zupełnie o nim zapomnieli. Zamiast się o niego martwić, kłócili się w najlepsze! Co za barany!
- Chłopaki... - odezwał się cicho, ale został zignorowany.
- Wrażliwy?! Po prostu nie pozwolę, żeby jakiś śmieć mi ubliżał.
- Odszczekaj tego śmiecia, bo pożałujesz!
Pić, pić, pić!
- Nie boję się jakiegoś debila w warkoczykach! Myślisz, że jak zawiążesz sobie bandanę na głowie to jesteś gość?!
Młodszy Coger sapnął cicho. Musi się czegoś napić, inaczej oszaleje.
Wiedział, że nie ma co liczyć na braci, więc spróbował zsunąć się z pralki i poradzić sobie samemu. Gdyby miał czekać, aż mu dadzą wody, chyba by umarł z pragnienia. Widać, że żaden z nich nigdy nie trzymał zwierzątek w domu.
- Na pewno większy niż ty! Przynajmniej nie odstraszam od siebie ludzi! Powinieneś chodzić z tabliczką, na której jest napisane „Uwaga, zły pies”!
- Przesadziłeś! - krzyknął Kevin.
Bill ostrożnie spróbował postawić stopę na podłodze, ale zachwiał się i z cichym jękiem zaczął lecieć w dół. Ani Tom, ani Kevin nie zdążyli zareagować i znowu wyłożył się jak długi na kafelkach. Jęknął z bólu.
- Żyjesz? - zapytał szatyn, nachylając się nad nim.
- Bill? - spytał zatroskany Tom, klękając przy nim.
- Cholera, pić! - warknął Czarny ze łzami w oczach.
Kevin i Tom mieli głupie miny. W końcu szatyn się zlitował, napuścił wody do kubka i podał mu ją. Bill miał problemy z przełykaniem, ale mimo to drobnymi łyczkami wypił wszystko. Gdy już to zrobił, westchnął zadowolony. Od razu lepiej. Spojrzał na braci z mordem w oczach.
- Jesteście porąbani! Zachowujecie się jak pięciolatki w piaskownicy! Nie, nawet gorzej!
Jego głos brzmiał dziwie, zupełnie jakby miał chrypkę, ale mało go to obchodziło. Był wściekły i nawet ból gardła przestał mu przeszkadzać.
- Daj spokój - burknął Tom.
- Nie! Ogarnijcie się wreszcie! Mamy o wiele poważniejszy problem! Znowu miałem rację! Przyszły tu! I co teraz?!
- Bill...
- Mówiłem, że tak będzie! Ale ty jak zwykle wiedziałeś lepiej!
- Zamknij się! - krzyknął blondyn.
Czarny umilkł, patrząc ze złością na bliźniaka. Dostrzegł na jego policzku małe zadrapania. Całe szczęście, że tym wazonem nie zrobił mu wielkiej krzywdy.
Tom bez słowa pomógł mu się podnieść i zaprowadził do łóżka.
- Kładź się!
- Możecie mi wyjaśnić, o co tu, do cholery, chodzi? - spytał Kevin, odpalając sobie papierosa.
Bill i Tom spojrzeli na siebie.
- Powiemy! - zarządził Czarny.
- Nie! I tak nie uwierzy!
- Trudno! A właściwie, co on tutaj robi?!
Blondyn opowiedział bratu całą historię ich spotkania i o tym, jak zostali zaatakowani przez potwora. Bill nie okazał zdziwienia, tylko prychnął cicho, słysząc, że brat chciał mu udowodnić, iż Kevin nie jest z nimi spokrewniony.
- Skoro je widział, musimy mu wszystko opowiedzieć - powiedział Bill.
- Nie!
- Zamiast pieprzyć od rzeczy przejdźcie wreszcie do konkretów! - wtrącił się szatyn.
- Dobra. Więc... Hmm... Wiesz, że chciałem… popełnić samobójstwo, prawda? Wtedy, jak ja i Tom byliśmy na Starej Stacji i uderzył w nas piorun, stało się coś dziwnego... - zaczął Bill.
- Coś dziwnego? - Kevin zmarszczył brwi.
- Pewnie wydawało ci się zaskakujące, że tak szybko się wtedy pogodziliśmy. Wydawać by się mogło, że z dnia na dzień. Jeśli jednak doliczy się ten miesiąc, podczas którego byliśmy w śpiączce... - dodał Tom.
- Do czego zmierzasz? - spytał zirytowany szatyn.
- Obudziliśmy się w jakimś magicznym miejscu…
- Magicznym miejscu? Macie ciekawy sposób postrzegania szpitala.
- Eh, nie mówimy o szpitalu. To był las. Bardzo dziwny zresztą. Nie mieliśmy pojęcia, co jest grane ani co się dzieje. Wędrowaliśmy tam prawie cały miesiąc próbując znaleźć wyjście. I właśnie tam spotkaliśmy te potwory. Po przebudzeniu się obaj świetnie to pamiętaliśmy-powiedział Bill.
Zapadła cisza. Bliźniacy z uwagą obserwowali Kevina, który patrzył raz na jednego, a raz na drugiego. Jego usta zadrżały i wybuchnął śmiechem.
- Nie pieprzcie! Chyba nie sądzicie, że uwierzę w taką bujdę?
- A nie mówiłem? - burknął Tom.
- Mówimy poważnie. To, że te potwory tutaj są, tylko tego dowodzi-powiedział Czarny.
- Powinni was zamknąć w psychiatryku. I niby ja jestem psycholem?! Bujajcie się wszyscy! - rzucił szatyn, kierując się w stronę drzwi.
- Gdzie ty idziesz? - krzyknął za nim Bill.
- Tam, gdzie was nie ma! Macie świra. Nie zbliżajcie się, w razie gdyby się okazało, że to jest zaraźliwe!
- Może ci grozić niebezpieczeństwo! Zostań z nami!
- Macie się trzymać z dala ode mnie, jasne?!
- Załatwione - powiedział Tom naburmuszony.
Bill westchnął, gdy usłyszał trzaśnięcie drzwiami.
Znowu spieprzyli sprawę.
- Zadowolony? - warknął blondyn.
- Nie marudź, tylko przynieś mi wody. Znowu chce mi się pić.
Tom zaklął szpetnie i z wściekłą miną ruszył w stronę kuchni. Bill westchnął, słysząc brzęk naczyń rozbijanych na podłodze. Lepiej już bardziej go nie denerwować, bo jeszcze się na niego rzuci. Znowu wszystko się skomplikowało.
Co teraz z nimi będzie?

7 komentarzy:

  1. Dlaczego takie krótkie????

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja myślę że ten potwór który go porwał w tamtym świecie, chce go zmusić do małżeństwa i rodzenia dzieci. Wysłał więc po niego kumpli/sługi, żeby rozdzielono go z braćmi i sprowadzono do tamtego świata.

    OdpowiedzUsuń
  3. No właśnie - co teraz z nimi będzie? Z nimi i Kevinem? I czemu te potwory wróciły?
    Ech, tyle pytań...
    Czekam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo ciekawe opowiadanie, rozdział intrygujący...
    Ciekawe, czy Kevin w końcu pogodzi się ze swoją przeszłością i pogodzi się z rodzeństwem...Według mnie im mniej wiadomo tym jest ciekawiej;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Kevin to idiota!!! Te potwory będą ich męczyły do puki cała trójka nie zacznie siebie traktować jak rodzeństwo... Muszą się wkońcu dogadać inaczej marny ich los... Jak zawsze Świetnie ;)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)