niedziela, 11 sierpnia 2013

26.Granice



Sebastian
Kac moralny to okropna rzecz, zwłaszcza że Robin już trzeci dzień nie chciał ze mną normalnie gadać i spał w małym pokoju. Dobrze pamiętam, co mu powiedziałem i czułem się z tego powodu strasznie. Miał rację, że się boczył. Chciałem jakoś go przeprosić, ale nie miałem nic na swoje usprawiedliwienie. Robin większość czasu spędzał poza domem, a mnie trafiał szlag. Najbardziej intrygowały mnie znikające parówki, ale nic nie mówiłem, żeby nie pogorszyć sytuacji. Już i tak było wystarczająco do dupy.
I głodowałem! To chyba było nawet gorsze niż brak seksu! Przyzwyczaiłem się do ciepłych, bardzo dobrych posiłków i byłem naprawdę zdruzgotany, że teraz już ich nie ma. Przybity tym, co powiedział mi Brown, głodujący, samotny… Chyba czas umierać.
W szkole miałem straszny humor. Starałem się nie wyżywać na bogu ducha winnych dzieciakach i nawet mi wychodziło. Dopiero na lekcji z klasą Robina wybuchłem, kiedy cztery osoby dostały z odpowiedzi po marnym zerze.
– Pięknie – rzuciłem, gdy ostatni delikwent siadał w do ławki z głupią miną. – Do końca roku szkolnego zostały niespełna dwa miesiące, a potem matura. Marnie to widzę, jeśli tak podchodzicie  do sprawy. Macie coś na swoje usprawiedliwienie?
Widziałem, że Brown ledwo powstrzymuje się od pyskowania. O dziwo, Robin wyglądał podobnie. Jeżeli pokłóci się ze mną na lekcji, spuszczę mu lanie.
– Kto uratuje honor klasy? Jeśli nie znajdzie się chętny, przepytam wszystkich bez wyjątku. Więc?
Kilka osób zaczęło poszturchiwać Linna, ale on nie wyglądał na chętnego.
– Linn nie napisze za was matury. Jacyś ochotnicy? Nie? No to pyt… – Robin podniósł niechętnie rękę. – Chyba żartujesz, Linn.
– Jestem ochotnikiem.
– Nie wyglądasz na specjalnie chętnego.
– Chcę spróbować.
– Nie, nie chcesz.
– CHCĘ.
Ból głowy pojawił się tak samo niespodziewanie, jak ręka Robina w górze. Brown patrzył na mnie triumfalnie. Odpuściłem i wziąłem Robina do tablicy. Rozwiązał wszystkie zadania bezbłędnie. Wstawiłem  mu ocenę, a na koniec lekcji rozdałem gówniarzom zadania składające się z ponad stu poleceń.
– Witamy na rozszerzonej chemii w klasie maturalnej – powiedziałem, zanim zdążyli wyjść.
Teraz to już na pewno nikt mnie nie lubi, pomyślałem.
Na jednej z ławek została kartka. Wziąłem ją do ręki i od razu rozpoznałem pismo Robina.
„Chuj jesteś”
Chciałbym czuć wściekłość albo złość. Z tymi uczuciami bez problemu potrafiłem sobie poradzić. Nic jednak nie umiałem zrobić z ogarniającym mnie smutkiem i przygnębieniem, który się podwoił, gdy Robin nie przyszedł na parking, żeby wrócić ze mną do domu.
Nawet nie dał mi znać, że go nie będzie.
Czułem się coraz gorzej z tym wszystkim.


Robin
Sytuacja w domu cholernie mi ciążyła, ale nie miałem zamiaru zbyt łatwo mu darować. Nawet mnie nie przeprosił, jedynie mnie obserwował. Rozmawialiśmy ze sobą tylko „służbowo”. Wkurzyłem się na maksa, że zwyczajnie nic do mnie nie mówi i przestałem mu gotować obiady. Nie powiedział nic na ten temat, tak samo jak nie skomentował, że śpię w małym pokoju. Chciałem jedynie, żeby mnie przeprosił. Był pijany, każdy dostaje świra jak jest pod wpływem. Widocznie coś go wkurzyło i chciał się wyładować na mnie. Ok, nie ma sprawy, ale jakieś „przepraszam” mi się chyba należało, prawda?
Na chemii cała moja klasa jak zwykle oczekiwała, że uratuję ich tyłki. To też mnie wkurzało. Czasami żałowałem, że mam takie dobre oceny i każdy czegoś ode mnie chce. Gdybym był zwykłym przeciętniakiem, mógłbym narzekać z innymi na niesprawiedliwe traktowanie nauczycieli i złe oceny. Fakt był taki, że w wielu przypadkach to moi znajomi nie mieli racji. Nawet jeśli jakiegoś nauczyciela nie lubiłem, starałem się być obiektywny. Jeśli się czepiał, zazwyczaj mial rację. Bo to tylko NASZA wina, jeśli się czegoś nie nauczymy albo nie zrozumiemy i nie będzie nam się chciało pofatygować dupy, żeby po lekcji o to zapytać. Nie dawałem się jednak wciągać w takie dyskusje, bo zwyczajnie bym wszystkim wytykał ich głupotę i zapewne w ogóle nie miałbym znajomych. Łatwiej jest przecież na kogoś zwalić winę za swoje niepowodzenia, zamiast przyjąć to z godnością i postarać się wyciągnąć z tego jakieś wnioski.
– Może zostaniesz u mnie na noc? – spytał Phil, kiedy siedzieliśmy na palarni. – Dzisiaj leci fajny mecz. Moglibyśmy go oglądnąć.
Zaciągnąłem się, rozmyślając. Skoro i tak z Sebą miałem ciche dni, to może spanie u Phila to nie taki głupi pomysł? Przydałaby mi się jakaś rozrywka, rzadko kiedy gdziekolwiek wychodziłem.
– W porządku. Mogę przyjść.
– Nie będzie się ciebie czepiał?
Odpaliłem sobie kolejną fajkę. Ręce lekko mi drżały.
– Pokłóciliśmy się – powiedziałem. – Nie gadamy ze sobą od kilku dni. Nie mam zamiaru pytać go o pozwolenie. O której mam przyjść?
– Jeśli chcesz, możesz od razu po szkole.
– Nie, po szkole nie mogę.
– Nie możesz? – zdziwił się. Wzruszyłem ramionami. Nie miałem zamiaru mu mówić o Kleinie. Phil niby lubił zwierzęta, ale nie był też ich wielkim entuzjastą. Były – ok, nie było ich – jeszcze lepiej. Wyśmiałby mnie, gdybym mu o nim powiedział, a poza tym, chciałem zatrzymać istnienie Kleina w tajemnicy. To był mój pies, nawet jeśli nie mogłem go zabrać do domu.
– Wiem, jak wygląda z tobą odrabianie lekcji, Phil – powiedziałem kpiąco. Ten argument na pewno nie będzie budził jego zastrzeżeń, bo już nie raz jak szedłem do niego się uczyć, kończyło się na czymś zupełnie innym. – Muszę najpierw odrobić lekcję.
– Daj sobie siana, Robin. Ciągle tylko myślisz o szkole.
– Nie sądzę, ale zostało już Malo czasu do matury. Chcę się trochę przyłożyć.
– I tak zdasz maturę śpiewająco.
– Na pewno nie dzięki nocowaniu u ciebie. Odpuść sobie. Jak zrobię to przyjdę.
– No, dobra – powiedział wreszcie. Spojrzał w niebo. – Chyba znowu będzie padać. Nie znoszę takiej pogody.
– Deszcz nie jest taki zły.
– Tylko wtedy, kiedy na mnie nie pada.
Zaśmiałem się.
– Jasne. Gdybyś musiał siedzieć w domu przez deszcz to też byś narzekał. Wieczny krytyk.
– Oj tam, oj tam… Wydaje ci się.
Po lekcjach pomyślałem, że przejdę się i odwiedzę Kleina. Deszcz wciąż padał, więc karton szczeniaka mógł już przemoknąć. Wolałem sprawdzić, czy u niego na pewno wszystko w porządku. Chciałem napisać Sebastianowi, że dzisiaj z nim nie jadę, ale… rozładował mi się telefon. Z reguły nie dawałem go nikomu, ale Phil chciał posłuchać sobie muzyki na dłuższej przerwie, a siadły mu słuchawki. Moje nie pasowały do jego telefonu, więc dałem mu swój. Ostatnimi czasy rzadko słuchałem muzyki. Pousuwałem wszystkie swojej esemesy do Seby, bo choć kochałem Phila, wiedziałem, że nie jest najlepszy w szanowaniu cudzej prywatności i jeśli będzie miał okazję, wszystko przeczyta.
Narzuciłem na głowę kaptur, wsadziłem ręce w kieszenie i szedłem przed siebie. Wolałem nie myśleć, jak Seba odbierze moje niepojawienie się na parkingu, ale machnąłem na to ręką. W końcu nie gadamy ze sobą i to z jego winy, więc czemu to ja mam się tłumaczyć?
Klein faktycznie miał kłopoty. Znowu przewrócił karton i cały mu przemókł.
Biedak siedział obok kartonu, kompletnie mokry. Wyglądał cholernie żałośnie taki skulony. Kiedy mnie zobaczył, zamerdał niepewnie ogonem, stając na czterech łapkach.
– Chodź tu, Klein – powiedziałem, biorąc go na ręce. Jego karton już do niczego się nie nadawał, więc wiedziałem, że muszę mu znaleźć jakiś inny. Wsadziłem go sobie pod kurtkę, żeby było mu ciepło i zaniosłem go trochę bliżej domu. Z pobliskiego marketu wziąłem dwa kartony i zabrałem go w takie miejsce, gdzie na pewno nikt nie zrobi mu krzywdy i będzie miał ciepło. Było tam też małe zadaszenie, więc usiadłem sobie na suchym betonie i siedziałem tak dobrą godzinę, bawiąc się z Kleinem. Miał naprawdę ostre zęby i chyba był głodny.
Wsadziłem go do kartonu, modląc się, żeby nigdzie nie poszedł z tego miejsca. W poprzednim nie odchodził zbyt daleko, ale…
Wiedziałem, że pewnego dnia tu przyjdę, a jego już nie będzie.
W domu panowała cisza. Chemik siedział w kuchni i poprawiał kartkówki, pijąc kawę. Wyglądał na zmęczonego, ale nic nie powiedział, kiedy mnie zobaczył. Właściwie ledwie na mnie spojrzał, a potem z powrotem skupił się na sprawdzianach.
Ach, super. Nie dość, że nie chce mnie przeprosić, to jeszcze nie ma zamiaru się odzywać. Szlag mnie trafiał.
Poszedłem do małego pokoju, gdzie szybko odrobiłem lekcję, a potem spakowałem rzeczy, które będą potrzebne mi na noc i poszedłem do kuchni. Obserwował mnie, kiedy wyciągałem z lodówki trzy parówki, a potem bez słowa wychodzę z kuchni, zakładam kurtkę i buty i znikam za drzwiami.
Chciałbym się z pogodzić, pomyślałem ze smutkiem. Brakowało mi naszych rozmów, wspólnych obiadów i tego, że w nocy mogłem się do niego przytulić. Brakowało mi właściwie wszystkiego… Wiedziałem jednak, że jeśli to ja się pierwszy odezwę, on już zawsze będzie traktował mnie w taki sposób, a na to nie mogłem pozwolić.


Sebastian
Byłem w parszywym nastroju, ale mimo to i tak pospiesznie założyłem kurtkę i buty, wziąłem portfel i wyszedłem z domu. Niech mnie szlag, jeśli się nie dowiem, gdzie znikają te przeklęte parówki.
Robin szedł w miarę szybko, rozchlapując wodę na boki. Był lekko przygarbiony, a ja znowu poczułem wyrzuty sumienia z powodu tego, co się stało. Powinienem go przeprosić i już, najwyżej walnie mnie w pysk. Przeprosić, a potem porządnie przelecieć, żeby nie mógł zbytnio protestować.
Skręcił nagle w wąską uliczkę. Odczekałem chwilę, zanim zajrzałem do środka. Robin kucnął pod jakimś zadaszeniem za dużym śmietnikiem i chwilę tak siedział. Potem wstał i zaczął wracać. Szybko schowałem się za jakimś szyldem, mając nadzieję, że pójdzie gdzieś jeszcze i mnie nie zobaczy. Zdałem sobie jednak sprawę, że on rzeczywiście wybiera się gdzieś jeszcze. Wziął plecak, więc… chyba nie miałem co liczyć na to, że wróci tej nocy do domu na noc.
Wszedłem w zaułek i zajrzałem w miejsce, gdzie Linn się pochylał. Był to zamknięty do połowy karton, w którym coś się ruszało. Kiedy otworzyłem go do końca, zobaczyłem małą czarną kulkę, która merdając ogonem, pochłaniała najdroższe parówki, jakie mieli w markecie.
W pierwszej chwili nie wiedziałem, co zrobić. Linn najwyraźniej troszczył się o tego szczeniaka, bo pies miał sucho, czysto, miał co zjeść i wypić. I był całkiem ładny.
Poczekałem, aż skończy jeść, a potem wziąłem go na ręce. Był niezwykle ruchliwy i od razu chciał mnie lizać po twarzy. Zastanawiało mnie, dlaczego Robin nie przyniósł go do domu, potem jednak zdałem sobie sprawę, że mógł się bać, że i tak nie pozwolę mu go zatrzymać. Westchnąłem ciężko.
Może ten pies to sposób na to, żeby jakoś się z nim dogadać?
Zadzwonił mój telefon. Byłem ciekawy, kto znowu czegoś ode mnie chce.

– Tu nie wolno przychodzić z psami.
Spojrzałem na Angelę z irytacją.
– Serio?
Wepchnąłem mały pyszczek bardziej pod kurtkę, żeby nikt nie zobaczył buszującego szczeniaka. Modliłem się, żeby się na mnie nie zeszczał.
– Co to w ogóle za pies?
– Robin go dokarmiał, więc postanowiłem go wziąć – przyznałem niechętnie.
Angela uniosła brwi.
– Przygarnąłeś psa? Ty? Nie wierzę!
– Co w tym takiego dziwnego?
– Może to, że nigdy nie wiedziałeś, co z takim zwierzakiem zrobić.
– No i co?!
– Jesteś jakiś nerwowy – stwierdziła. Baby i ich przeklęta intuicja. – Coś się stało?
Westchnąłem ciężko, patrząc w sufit.
– Powiedzmy, że zdrowo nabroiłem i Robin ze mną nie gada.
Angela zagwizdała.
– Wy tak na poważnie? Nie jest dla ciebie trochę za młody?
Wzruszyłem bezradnie ramionami.
– Jest bardzo dojrzały jak na swój wiek. I do tej pory dobrze nam szło.
– Co mu zrobiłeś? Jeśli wytrzymał z tobą tyle czasu bez narzekania, to teraz naprawdę musiałeś wywinąć coś ekstra.
– Nie chcę o tym gadać. Jeśli to już wszystko, co chciałaś ode mnie usłyszeć, to wracam do domu.
Angela pokręciła tylko głową.
– Miałam nadzieję, że zjemy razem kolację i trochę pogadamy, ale z tym szczeniakiem nigdzie cię nie wpuszczą, więc może innym razem…
Skinąłem głową.
– Jasne, nie ma sprawy. Zdzwonimy się.
– Ok. Do zobaczenia.
– Cześć.



Robin
Mama Phila naprawdę dobrze gotowała. Byłem okropnie głodny i ze smakiem zjadłem obiad, mając lekkie wyrzuty sumienia, że chemik głoduje i siedzi sam w domu. Szybko jednak odepchnąłem od siebie te myśli.
Sam się o to prosił.
W pokoju włączyliśmy sobie film i leżąc na łóżku, oglądaliśmy go. Była to komedia, z której co rusz się zaśmiewaliśmy. Czułem się z nim całkiem normalnie. Nie dawał mi ostatnio odczuć tego, że wyznałem mu miłość i bardzo mnie to cieszyło. Za każdym razem, kiedy o tym wspominał, czułem się wybitnie głupio, zupełnie jakby się tego uczucia… wstydził. Sam już nie wiedziałem, co o tym wszystkim myśleć.
W pewnym momencie poczułem, jak jego dłoń dotyka mojego kolana i zaciska się na nim. Spojrzałem w tamto miejsce ze zdziwieniem, nie mogąc uwierzyć, że naprawdę to zrobił. Odwróciłem głowę, a wtedy on mnie pocałował. Kątem oka zobaczyłem, że zepchnął laptop ze swoich kolan. Jego ciepły język wsunął się pomiędzy moje wargi i zaczął się rozpychać w moich ustach. Serce biło mi jak oszalałe.
To był Phil. Moja miłość.
Phil mnie całował!
Niepewnie oddałem jego pocałunek, co wyraźnie mu się spodobało. Przełożył jedną nogę przez moje biodra i zawisł nade mną, wciąż mnie całując. Czułem się dziwnie, kiedy jego ręce zaczęły błądzić po moim ciele, ale nie chciałem tego przerywać. I nie potrafiłem nie porównywać go z Sebą.
Oprzytomniałem, kiedy jego ręka zacisnęła się mocno na moim kroczu. Zabolało mnie to i syknąłem cicho. Phil chyba pomyślał, że to z przyjemności, bo zaczął ugniatać moje krocze. Szybko odepchnąłem go od siebie i usiadłem.
Czułem dziwną gulę w gardle i… wyrzuty sumienia. Może dlatego, że czułem, jakbym zdradził Sebę, a może dlatego, że Phil wypadł przy nim niezwykle blado? Nie miałem pojęcia.
– Coś się stało? – zdziwił się blondyn.
Nie patrzyłem na niego. Bałem się.
– Nie powinieneś był tego robić.
– Nie podobało ci się?
– Nie o to chodzi. Jesteś z Lucy, a ja z Sebastianem. To… to nie powinno się było wydarzyć.
– Chyba żartujesz. Nie jesteś babą, żeby trzymać się jednego faceta. Chyba nie masz oporów przed zrobieniem tego ze mną, co?
Pokręciłem tylko głową.
– Będzie lepiej jak już sobie pójdę.
– Ale…
– To nie podlega dyskusji, Phil! – podniosłem głos. – Nie chcę, żebyś robił coś takiego jeszcze kiedykolwiek, rozumiesz?
– Ale…
– Nie. Do zobaczenia w szkole.
Wziąłem szybko swoje rzeczy i roztrzęsiony wyszedłem z jego pokoju. Czułem się okropnie i sam nie wiedziałem, dlaczego. Pewny byłem tylko tego, że nie chciałem, aby Phil jeszcze kiedykolwiek dotykał mnie w taki sposób, w jaki robił to dzisiaj, a to z kolei oznaczało, że…
No, właśnie nad tym musiałem się zastanowić. Moja reakcja była instynktowna i jej kompletnie nie rozumiałem. Tak, wiem, jestem dziwny. Powinienem się cieszyć z powodu tego, co zaszło. W końcu marzyłem o tym przez niespełna dwa lata, ale… Nie cieszyłem się. Wcale. Wręcz przeciwnie, miałem wrażenie, że zrobiłem coś niewłaściwego, że to było coś, co nie powinno się nigdy wydarzyć.
Już sam siebie nie mogłem zrozumieć.
Wracając do domu cieszyłem się, że nie mówiłem Sebie o swoich zamiarach. Zapewne zadawałby mi mnóstwo pytań, a ja nie miałem jeszcze ochoty na nie odpowiadać. I nawet nie wiedziałem, co. Miałem w głowie istny chaos i musiałem sobie wszystko najpierw porządnie przemyśleć.
Zanim wróciłem do domu, postanowiłem jeszcze zajrzeć do Kleina. Skoro i tak przechodziłem obok, to czemu by nie?
Kucnąłem przy kartonie i rozchyliłem go.
Zamarłem.
Kleina nie było.
Zacząłem się gorączkowo zastanawiać nad tym, czy zamknąłem karton, kiedy go zostawiałem. I dałbym sobie głowę uciąć, że owszem, zamknąłem karton. A nawet jeśli by wyszedł sam, nie udało by mu się tego kartonu zamknąć. Czy to oznaczało, że ktoś go wziął? A może mi się wszystko pokręciło?
Zawołałem szczeniaka i przeszukałem każdy zakątek co najmniej dziesięć razy. Z każdą chwilą moje serce biło coraz mocniej. Gdy wreszcie przyjąłem do wiadomości, że Kleina nie ma i prawdopodobnie już nigdy więcej go nie zobaczę, moje serce omal nie pękło z żalu.
Zrezygnowany poszedłem do domu, przełykając łzy.
Miałem napiętą sytuację z Sebastianem i Philem, a teraz przepadł Klein. Miałem ochotę po prostu usiąść i się poryczeć jak przedszkolak.
W domu panowała cisza. Zdjąłem mokre buty i kurtkę. Gdy przechodziłem obok sypialni, zajrzałem dyskretnie przez szparę.
Seba siedział na łóżku i głaskał coś, co siedziało mu na kolanach. Zmarszczyłem brwi. Byłem ciekawy, co on tam ma, ale nie widziałem dobrze z tej odległości. Przeklęta krótkowzroczność.
Już miałem odejść, gdy usłyszałem ciche skomlenie. Zdziwiło mnie to, ale postanowiłem pohamować ciekowość i…
– Robin? To ty?
… i odejść.
Wziąłem głęboki oddech i pchnąłem drzwi. Chrząknąłem cicho.
– W–wróciłem.
Skinął lekko głową. Wgapiłem się w jego kolana, gdzie coś ciągle się ruszało. Widząc mój wzrok, rzekł.
– Znalazłem go na ulicy. Ktoś go chyba zostawił. Mam nadzieję, że lubisz zwierzęta?
Podszedłem do niego niepewnie. To były pierwsze słowa, jakie powiedział do mnie od czterech dni nie licząc lekcji w szkole. Przyjrzałem się bliżej psu, którego trzymał.
– Klein!
Dopadłem do kolan chemika i wziąłem szczeniaka na ręce. To na pewno był on! Klein, który merdał teraz wesoło ogonkiem.
– Znasz go?
Skinąłem głową. Byłem na maksa szczęśliwy, że pies nie tylko się znalazł, ale jeszcze może zostać w domu.
– Przepraszam – rzekł Sebastian niespodziewanie. – Zachowałem się jak ostatni palant. Byłem wściekły i wyładowałem się na tobie. Wcale nie uważam cię za… dziwkę. Powiedziałem to, bo chciałem ci dopiec. – Spojrzał na mnie ze skruchą. – Wybaczysz mi?
Byłem tak szczęśliwy z powodu psa i tego, że Seba wreszcie odpuścił, że bez zastanowienie skinąłem potakująco głową. Postawiłem psa na łóżku i objąłem mocno chemika za szyję, wtulając się w niego.
Przez chwilę chciałem mu powiedzieć o tym, co zaszło pomiędzy mną a Philem, ale zrezygnowałem. Zdecydowałem, że powiem mu, kiedy już dobrze to wszystko przemyślę i będę wiedział, na czym stoję.
Pocałowałem Sebę lekko w usta. Uśmiechnął się i odchylił do tyłu, ciągnąc mnie za sobą na łóżko. Zaśmiałem się.
– Nazwałeś psa „Klein”? – spytał.
– No co? Przynajmniej oryginalnie.
– A jeśli sporo urośnie? Już nie będzie taki mały.
– Och, czepiasz się. Teraz jest mały i będzie się tak nazywał. Prawda? – zacmokałem na psa, ale ten był zajęty robieniem sobie legowiska w nogach łóżka.
Seba zaśmiał się.
– Co? – spytałem. – Przecież nie ma nic przeciwko.


Sebastian
Odetchnąłem w myślach, kiedy Robin zaczął ze mną normalnie rozmawiać. Może wreszcie zacznę jeść jak porządny człowiek… Znaczy, to bardzo MIŁY dodatek do całości.
Do nocy leżeliśmy na łóżku, bawiąc się z psem, a ja miałem wrażenie, że nasza znajomość wkroczyła na nowy etap i to nie tyle prze kłótnię, co przez Kleina. Pies oznaczał kolejne obowiązki, którymi trzeba się dzielić. I był to ktoś trzeci, już nie tylko ja i Robin. Na chwilę wstąpiła we mnie nadzieja, że jednak mam jakieś szanse z Brownem.
Obym się nie mylił.

***
Wybaczcie spóźnienie. Tak się złożyło, że nie mogłam wcześniej dodać tego odcinka, wstawiam więc niesprawdzony.
Odcinek "Bliźniaków" zdubluję w następny czwartek.
Pozdrawiam!


12 komentarzy:

  1. O tak! Nie mylisz się, Seba!
    Obsesjo, nawet nie wiesz, jak mi się ciepło zrobiło na serduszku, gdy Robin zobaczył Kleina na kolanach Sebastiana.
    I ten przedostatni akapit. Po prostu uwielbiam. Mam nadzieję, ze między nimi będzie teraz już tylko lepiej.
    A Phil... Sam spieprzył sprawę. Nie ma szans, żeby Robin teraz dal mu się omotać.
    Och, Robin, Seba... Kocham Was.
    Obsesjo... Ciebie kocham jeszcze bardziej. Za to, ze ich stworzyłaś <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Odcinek - Boski <3 Jak zawsze.
    A końcówka.. słodka i aż się ciepło na sercu zrobiło, no cudnie po prostu! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. O matko! Cudny rozdział! Seba nie ma nic przeciwko psu w domu, pogodził się z Robinem! No i Phil wreszcie sobie "nagrabił". Może teraz Robin zrozumie, że nie chce być z Philem, tylko z Sebastianem? OBY!
    Cudo! ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Uff... Już się bałam, że w tym tygodniu nie będzie aktualizacji.
    To, że rozdział nie był sprawdzony niemal nie rzuca się w oczy. Ot, jakaś literówka, czy zmieniony szyk zdania i to wszystko.
    Co do treści... Nie spodziewałam się... A tam, Phil jest tak głupi, że mógł od razu zacząć się dobierać do Robina, zamiast zacząć od miziania się i pocałunków. Od razu widać, że zamiast ułożyć plan zdobycia Robina poszedł na żywioł i za dobrze na tym nie wyszedł. Cieszy mnie, że Robin zauważył, że coś jest nie tak i w porę się wycofał. Zastanawiam się tylko, jak zareaguje Sebastian, gdy się o tym dowie... Będzie scena zazdrości, odezwie się urażona dumę, czy tez poczuje się szczęśliwy z powodu tego, że Robin jednak odrzucił swoją "wielką miłość".
    No nareszcie! Psiak został przygarnięty przez naszą parkę i wreszcie ma dom. Choć Seba może zbankrutować na te drogie parówki, którymi karmi zwierzaka jego kochanek ;) Ciekawe, czy zdecyduje się powiedzieć Robinowi, że wziął Kleina ze względu na niego...
    Pozdrawiam i czekam niecierpliwie na kolejny rozdział,
    Ariana

    OdpowiedzUsuń
  5. Och.. moje serce raduje się :) Chłopcy się pogodzili, a na dodatek Robin odepchnął Phila. Mam nadzieję, że więcej nie dojdzie między nimi do czegoś takiego. Chociaż znając charakter przeklętego Browna pewnie będzie chciał spróbować zrobić coś głupiego.
    Klein jest taki słodziutki. Ja też chcę mieć takiego pieska :)
    Pozdrawiam <3
    N.

    OdpowiedzUsuń
  6. Najbardziej ciesze się z tego że Seba przygarnął tego psiaka, zawsze najbardziej żal mi zwierząt.Ale dobrze, że cała reszta świetnie się układa. ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział cudowny. Zaczyna się wszystko układać.
    Nie obrażę się jeśli za tydzień zdublujesz też GRANICE.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. PS. Jak było na wakacjach? Pochwal się

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Było zaskakująco fajnie. Pobyczyłam się na plaży, kąpałam w bardzo cieplutkiej wodzie, bawiłam na falach i buszowałam po sklepach. Popołudniową siestę stworzono chyba specjalnie dla mnie:). Włochy to zupełnie inny klimat niż Polska i nawet wpadł mi do głowy pewien pomysł na opowiadanie. Jak tylko wena wróci ze swoich własnych wakacji, zabiorę się do pisania :P

      Usuń
  9. Awwww! <3 kocham to opowiadanie! Ciesze sie, ze Sebastian zabral psiaka i mam szczera nadzieje, ze Robin uswiadomi sobie co czuje do Sebastiana ;> z niecierpliwoscia czekam na wiecej. Pozdrawiam i weny zycze! ;)

    PS: jest szansa, ze w najblizszym czasie wrzucisz odcinek Twarza w twarz? Bardzo polubilam to opowiadanie i od ostatniego rozdzialu minal juz ponad miesiac, wiec fajnie byloby go zobaczyc ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Miałam komentować każdy odcinek ale szczerze ci powiem że mi się nie chciało... Ostatnio mam mega lenia o.O Ale obiecuję od od następnego odcinka będę komentowała regularnie ;) Co do odcinka to jest świetny... Kiedy wyobraziłam sobie Sebastiana trzymającego na kolanach Kleina to aż mi się cieplej zrobiło na serduchu :) Leweg chodzi o całe opowiadanie to muszę ci powiedzieć że jest cudowne <3 w sumie jak wszystkie twoje historie ;) z niecierpliwością czekam na kolejną część :) Pozdrawiam cieplutko i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)