Sebastian
Kac moralny to okropna
rzecz, zwłaszcza że Robin już trzeci dzień nie chciał ze mną normalnie gadać i
spał w małym pokoju. Dobrze pamiętam, co mu powiedziałem i czułem się z tego
powodu strasznie. Miał rację, że się boczył. Chciałem jakoś go przeprosić, ale
nie miałem nic na swoje usprawiedliwienie. Robin większość czasu spędzał poza
domem, a mnie trafiał szlag. Najbardziej intrygowały mnie znikające parówki,
ale nic nie mówiłem, żeby nie pogorszyć sytuacji. Już i tak było wystarczająco
do dupy.
I głodowałem! To chyba
było nawet gorsze niż brak seksu! Przyzwyczaiłem się do ciepłych, bardzo
dobrych posiłków i byłem naprawdę zdruzgotany, że teraz już ich nie ma.
Przybity tym, co powiedział mi Brown, głodujący, samotny… Chyba czas umierać.
W szkole miałem
straszny humor. Starałem się nie wyżywać na bogu ducha winnych dzieciakach i
nawet mi wychodziło. Dopiero na lekcji z klasą Robina wybuchłem, kiedy cztery
osoby dostały z odpowiedzi po marnym zerze.
– Pięknie – rzuciłem,
gdy ostatni delikwent siadał w do ławki z głupią miną. – Do końca roku
szkolnego zostały niespełna dwa miesiące, a potem matura. Marnie to widzę,
jeśli tak podchodzicie do sprawy. Macie
coś na swoje usprawiedliwienie?
Widziałem, że Brown
ledwo powstrzymuje się od pyskowania. O dziwo, Robin wyglądał podobnie. Jeżeli
pokłóci się ze mną na lekcji, spuszczę mu lanie.
– Kto uratuje honor
klasy? Jeśli nie znajdzie się chętny, przepytam wszystkich bez wyjątku. Więc?
Kilka osób zaczęło
poszturchiwać Linna, ale on nie wyglądał na chętnego.
– Linn nie napisze za
was matury. Jacyś ochotnicy? Nie? No to pyt… – Robin podniósł niechętnie rękę.
– Chyba żartujesz, Linn.
– Jestem ochotnikiem.
– Nie wyglądasz na
specjalnie chętnego.
– Chcę spróbować.
– Nie, nie chcesz.
– CHCĘ.
Ból głowy pojawił się
tak samo niespodziewanie, jak ręka Robina w górze. Brown patrzył na mnie
triumfalnie. Odpuściłem i wziąłem Robina do tablicy. Rozwiązał wszystkie
zadania bezbłędnie. Wstawiłem mu ocenę,
a na koniec lekcji rozdałem gówniarzom zadania składające się z ponad stu
poleceń.
– Witamy na
rozszerzonej chemii w klasie maturalnej – powiedziałem, zanim zdążyli wyjść.
Teraz to już na pewno
nikt mnie nie lubi, pomyślałem.
Na jednej z ławek
została kartka. Wziąłem ją do ręki i od razu rozpoznałem pismo Robina.
„Chuj jesteś”
Chciałbym czuć
wściekłość albo złość. Z tymi uczuciami bez problemu potrafiłem sobie poradzić.
Nic jednak nie umiałem zrobić z ogarniającym mnie smutkiem i przygnębieniem,
który się podwoił, gdy Robin nie przyszedł na parking, żeby wrócić ze mną do
domu.
Nawet nie dał mi znać,
że go nie będzie.
Czułem się coraz
gorzej z tym wszystkim.
Robin
Sytuacja w domu
cholernie mi ciążyła, ale nie miałem zamiaru zbyt łatwo mu darować. Nawet mnie
nie przeprosił, jedynie mnie obserwował. Rozmawialiśmy ze sobą tylko „służbowo”.
Wkurzyłem się na maksa, że zwyczajnie nic do mnie nie mówi i przestałem mu
gotować obiady. Nie powiedział nic na ten temat, tak samo jak nie skomentował,
że śpię w małym pokoju. Chciałem jedynie, żeby mnie przeprosił. Był pijany,
każdy dostaje świra jak jest pod wpływem. Widocznie coś go wkurzyło i chciał
się wyładować na mnie. Ok, nie ma sprawy, ale jakieś „przepraszam” mi się chyba
należało, prawda?
Na chemii cała moja
klasa jak zwykle oczekiwała, że uratuję ich tyłki. To też mnie wkurzało. Czasami
żałowałem, że mam takie dobre oceny i każdy czegoś ode mnie chce. Gdybym był
zwykłym przeciętniakiem, mógłbym narzekać z innymi na niesprawiedliwe
traktowanie nauczycieli i złe oceny. Fakt był taki, że w wielu przypadkach to
moi znajomi nie mieli racji. Nawet jeśli jakiegoś nauczyciela nie lubiłem,
starałem się być obiektywny. Jeśli się czepiał, zazwyczaj mial rację. Bo to
tylko NASZA wina, jeśli się czegoś nie nauczymy albo nie zrozumiemy i nie
będzie nam się chciało pofatygować dupy, żeby po lekcji o to zapytać. Nie
dawałem się jednak wciągać w takie dyskusje, bo zwyczajnie bym wszystkim
wytykał ich głupotę i zapewne w ogóle nie miałbym znajomych. Łatwiej jest
przecież na kogoś zwalić winę za swoje niepowodzenia, zamiast przyjąć to z
godnością i postarać się wyciągnąć z tego jakieś wnioski.
– Może zostaniesz u
mnie na noc? – spytał Phil, kiedy siedzieliśmy na palarni. – Dzisiaj leci fajny
mecz. Moglibyśmy go oglądnąć.
Zaciągnąłem się,
rozmyślając. Skoro i tak z Sebą miałem ciche dni, to może spanie u Phila to nie
taki głupi pomysł? Przydałaby mi się jakaś rozrywka, rzadko kiedy gdziekolwiek
wychodziłem.
– W porządku. Mogę
przyjść.
– Nie będzie się
ciebie czepiał?
Odpaliłem sobie
kolejną fajkę. Ręce lekko mi drżały.
– Pokłóciliśmy się –
powiedziałem. – Nie gadamy ze sobą od kilku dni. Nie mam zamiaru pytać go o
pozwolenie. O której mam przyjść?
– Jeśli chcesz, możesz
od razu po szkole.
– Nie, po szkole nie
mogę.
– Nie możesz? –
zdziwił się. Wzruszyłem ramionami. Nie miałem zamiaru mu mówić o Kleinie. Phil
niby lubił zwierzęta, ale nie był też ich wielkim entuzjastą. Były – ok, nie
było ich – jeszcze lepiej. Wyśmiałby mnie, gdybym mu o nim powiedział, a poza
tym, chciałem zatrzymać istnienie Kleina w tajemnicy. To był mój pies, nawet
jeśli nie mogłem go zabrać do domu.
– Wiem, jak wygląda z
tobą odrabianie lekcji, Phil – powiedziałem kpiąco. Ten argument na pewno nie
będzie budził jego zastrzeżeń, bo już nie raz jak szedłem do niego się uczyć,
kończyło się na czymś zupełnie innym. – Muszę najpierw odrobić lekcję.
– Daj sobie siana,
Robin. Ciągle tylko myślisz o szkole.
– Nie sądzę, ale
zostało już Malo czasu do matury. Chcę się trochę przyłożyć.
– I tak zdasz maturę
śpiewająco.
– Na pewno nie dzięki
nocowaniu u ciebie. Odpuść sobie. Jak zrobię to przyjdę.
– No, dobra –
powiedział wreszcie. Spojrzał w niebo. – Chyba znowu będzie padać. Nie znoszę
takiej pogody.
– Deszcz nie jest taki
zły.
– Tylko wtedy, kiedy
na mnie nie pada.
Zaśmiałem się.
– Jasne. Gdybyś musiał
siedzieć w domu przez deszcz to też byś narzekał. Wieczny krytyk.
– Oj tam, oj tam…
Wydaje ci się.
Po lekcjach
pomyślałem, że przejdę się i odwiedzę Kleina. Deszcz wciąż padał, więc karton
szczeniaka mógł już przemoknąć. Wolałem sprawdzić, czy u niego na pewno
wszystko w porządku. Chciałem napisać Sebastianowi, że dzisiaj z nim nie jadę,
ale… rozładował mi się telefon. Z reguły nie dawałem go nikomu, ale Phil chciał
posłuchać sobie muzyki na dłuższej przerwie, a siadły mu słuchawki. Moje nie
pasowały do jego telefonu, więc dałem mu swój. Ostatnimi czasy rzadko słuchałem
muzyki. Pousuwałem wszystkie swojej esemesy do Seby, bo choć kochałem Phila,
wiedziałem, że nie jest najlepszy w szanowaniu cudzej prywatności i jeśli
będzie miał okazję, wszystko przeczyta.
Narzuciłem na głowę
kaptur, wsadziłem ręce w kieszenie i szedłem przed siebie. Wolałem nie myśleć,
jak Seba odbierze moje niepojawienie się na parkingu, ale machnąłem na to ręką.
W końcu nie gadamy ze sobą i to z jego winy, więc czemu to ja mam się
tłumaczyć?
Klein faktycznie miał
kłopoty. Znowu przewrócił karton i cały mu przemókł.
Biedak siedział obok
kartonu, kompletnie mokry. Wyglądał cholernie żałośnie taki skulony. Kiedy mnie
zobaczył, zamerdał niepewnie ogonem, stając na czterech łapkach.
– Chodź tu, Klein –
powiedziałem, biorąc go na ręce. Jego karton już do niczego się nie nadawał,
więc wiedziałem, że muszę mu znaleźć jakiś inny. Wsadziłem go sobie pod kurtkę,
żeby było mu ciepło i zaniosłem go trochę bliżej domu. Z pobliskiego marketu
wziąłem dwa kartony i zabrałem go w takie miejsce, gdzie na pewno nikt nie
zrobi mu krzywdy i będzie miał ciepło. Było tam też małe zadaszenie, więc
usiadłem sobie na suchym betonie i siedziałem tak dobrą godzinę, bawiąc się z
Kleinem. Miał naprawdę ostre zęby i chyba był głodny.
Wsadziłem go do
kartonu, modląc się, żeby nigdzie nie poszedł z tego miejsca. W poprzednim nie
odchodził zbyt daleko, ale…
Wiedziałem, że pewnego
dnia tu przyjdę, a jego już nie będzie.
W domu panowała cisza.
Chemik siedział w kuchni i poprawiał kartkówki, pijąc kawę. Wyglądał na
zmęczonego, ale nic nie powiedział, kiedy mnie zobaczył. Właściwie ledwie na
mnie spojrzał, a potem z powrotem skupił się na sprawdzianach.
Ach, super. Nie dość,
że nie chce mnie przeprosić, to jeszcze nie ma zamiaru się odzywać. Szlag mnie
trafiał.
Poszedłem do małego
pokoju, gdzie szybko odrobiłem lekcję, a potem spakowałem rzeczy, które będą
potrzebne mi na noc i poszedłem do kuchni. Obserwował mnie, kiedy wyciągałem z
lodówki trzy parówki, a potem bez słowa wychodzę z kuchni, zakładam kurtkę i
buty i znikam za drzwiami.
Chciałbym się z
pogodzić, pomyślałem ze smutkiem. Brakowało mi naszych rozmów, wspólnych
obiadów i tego, że w nocy mogłem się do niego przytulić. Brakowało mi właściwie
wszystkiego… Wiedziałem jednak, że jeśli to ja się pierwszy odezwę, on już zawsze
będzie traktował mnie w taki sposób, a na to nie mogłem pozwolić.
Sebastian
Byłem w parszywym
nastroju, ale mimo to i tak pospiesznie założyłem kurtkę i buty, wziąłem
portfel i wyszedłem z domu. Niech mnie szlag, jeśli się nie dowiem, gdzie
znikają te przeklęte parówki.
Robin szedł w miarę
szybko, rozchlapując wodę na boki. Był lekko przygarbiony, a ja znowu poczułem
wyrzuty sumienia z powodu tego, co się stało. Powinienem go przeprosić i już,
najwyżej walnie mnie w pysk. Przeprosić, a potem porządnie przelecieć, żeby nie
mógł zbytnio protestować.
Skręcił nagle w wąską
uliczkę. Odczekałem chwilę, zanim zajrzałem do środka. Robin kucnął pod jakimś
zadaszeniem za dużym śmietnikiem i chwilę tak siedział. Potem wstał i zaczął
wracać. Szybko schowałem się za jakimś szyldem, mając nadzieję, że pójdzie
gdzieś jeszcze i mnie nie zobaczy. Zdałem sobie jednak sprawę, że on
rzeczywiście wybiera się gdzieś jeszcze. Wziął plecak, więc… chyba nie miałem
co liczyć na to, że wróci tej nocy do domu na noc.
Wszedłem w zaułek i
zajrzałem w miejsce, gdzie Linn się pochylał. Był to zamknięty do połowy
karton, w którym coś się ruszało. Kiedy otworzyłem go do końca, zobaczyłem małą
czarną kulkę, która merdając ogonem, pochłaniała najdroższe parówki, jakie
mieli w markecie.
W pierwszej chwili nie
wiedziałem, co zrobić. Linn najwyraźniej troszczył się o tego szczeniaka, bo
pies miał sucho, czysto, miał co zjeść i wypić. I był całkiem ładny.
Poczekałem, aż skończy
jeść, a potem wziąłem go na ręce. Był niezwykle ruchliwy i od razu chciał mnie
lizać po twarzy. Zastanawiało mnie, dlaczego Robin nie przyniósł go do domu,
potem jednak zdałem sobie sprawę, że mógł się bać, że i tak nie pozwolę mu go
zatrzymać. Westchnąłem ciężko.
Może ten pies to
sposób na to, żeby jakoś się z nim dogadać?
Zadzwonił mój telefon.
Byłem ciekawy, kto znowu czegoś ode mnie chce.
– Tu nie wolno
przychodzić z psami.
Spojrzałem na Angelę z
irytacją.
– Serio?
Wepchnąłem mały
pyszczek bardziej pod kurtkę, żeby nikt nie zobaczył buszującego szczeniaka.
Modliłem się, żeby się na mnie nie zeszczał.
– Co to w ogóle za
pies?
– Robin go dokarmiał,
więc postanowiłem go wziąć – przyznałem niechętnie.
Angela uniosła brwi.
– Przygarnąłeś psa?
Ty? Nie wierzę!
– Co w tym takiego
dziwnego?
– Może to, że nigdy
nie wiedziałeś, co z takim zwierzakiem zrobić.
– No i co?!
– Jesteś jakiś nerwowy
– stwierdziła. Baby i ich przeklęta intuicja. – Coś się stało?
Westchnąłem ciężko,
patrząc w sufit.
– Powiedzmy, że zdrowo
nabroiłem i Robin ze mną nie gada.
Angela zagwizdała.
– Wy tak na poważnie?
Nie jest dla ciebie trochę za młody?
Wzruszyłem bezradnie
ramionami.
– Jest bardzo dojrzały
jak na swój wiek. I do tej pory dobrze nam szło.
– Co mu zrobiłeś?
Jeśli wytrzymał z tobą tyle czasu bez narzekania, to teraz naprawdę musiałeś
wywinąć coś ekstra.
– Nie chcę o tym
gadać. Jeśli to już wszystko, co chciałaś ode mnie usłyszeć, to wracam do domu.
Angela pokręciła tylko
głową.
– Miałam nadzieję, że
zjemy razem kolację i trochę pogadamy, ale z tym szczeniakiem nigdzie cię nie
wpuszczą, więc może innym razem…
Skinąłem głową.
– Jasne, nie ma
sprawy. Zdzwonimy się.
– Ok. Do zobaczenia.
– Cześć.
Robin
Mama Phila naprawdę
dobrze gotowała. Byłem okropnie głodny i ze smakiem zjadłem obiad, mając lekkie
wyrzuty sumienia, że chemik głoduje i siedzi sam w domu. Szybko jednak
odepchnąłem od siebie te myśli.
Sam się o to prosił.
W pokoju włączyliśmy
sobie film i leżąc na łóżku, oglądaliśmy go. Była to komedia, z której co rusz
się zaśmiewaliśmy. Czułem się z nim całkiem normalnie. Nie dawał mi ostatnio
odczuć tego, że wyznałem mu miłość i bardzo mnie to cieszyło. Za każdym razem,
kiedy o tym wspominał, czułem się wybitnie głupio, zupełnie jakby się tego
uczucia… wstydził. Sam już nie wiedziałem, co o tym wszystkim myśleć.
W pewnym momencie
poczułem, jak jego dłoń dotyka mojego kolana i zaciska się na nim. Spojrzałem w
tamto miejsce ze zdziwieniem, nie mogąc uwierzyć, że naprawdę to zrobił.
Odwróciłem głowę, a wtedy on mnie pocałował. Kątem oka zobaczyłem, że zepchnął
laptop ze swoich kolan. Jego ciepły język wsunął się pomiędzy moje wargi i
zaczął się rozpychać w moich ustach. Serce biło mi jak oszalałe.
To był Phil. Moja
miłość.
Phil mnie całował!
Niepewnie oddałem jego
pocałunek, co wyraźnie mu się spodobało. Przełożył jedną nogę przez moje biodra
i zawisł nade mną, wciąż mnie całując. Czułem się dziwnie, kiedy jego ręce
zaczęły błądzić po moim ciele, ale nie chciałem tego przerywać. I nie
potrafiłem nie porównywać go z Sebą.
Oprzytomniałem, kiedy
jego ręka zacisnęła się mocno na moim kroczu. Zabolało mnie to i syknąłem
cicho. Phil chyba pomyślał, że to z przyjemności, bo zaczął ugniatać moje
krocze. Szybko odepchnąłem go od siebie i usiadłem.
Czułem dziwną gulę w
gardle i… wyrzuty sumienia. Może dlatego, że czułem, jakbym zdradził Sebę, a
może dlatego, że Phil wypadł przy nim niezwykle blado? Nie miałem pojęcia.
– Coś się stało? –
zdziwił się blondyn.
Nie patrzyłem na
niego. Bałem się.
– Nie powinieneś był
tego robić.
– Nie podobało ci się?
– Nie o to chodzi.
Jesteś z Lucy, a ja z Sebastianem. To… to nie powinno się było wydarzyć.
– Chyba żartujesz. Nie
jesteś babą, żeby trzymać się jednego faceta. Chyba nie masz oporów przed
zrobieniem tego ze mną, co?
Pokręciłem tylko
głową.
– Będzie lepiej jak
już sobie pójdę.
– Ale…
– To nie podlega
dyskusji, Phil! – podniosłem głos. – Nie chcę, żebyś robił coś takiego jeszcze
kiedykolwiek, rozumiesz?
– Ale…
– Nie. Do zobaczenia w
szkole.
Wziąłem szybko swoje
rzeczy i roztrzęsiony wyszedłem z jego pokoju. Czułem się okropnie i sam nie
wiedziałem, dlaczego. Pewny byłem tylko tego, że nie chciałem, aby Phil jeszcze
kiedykolwiek dotykał mnie w taki sposób, w jaki robił to dzisiaj, a to z kolei
oznaczało, że…
No, właśnie nad tym
musiałem się zastanowić. Moja reakcja była instynktowna i jej kompletnie nie
rozumiałem. Tak, wiem, jestem dziwny. Powinienem się cieszyć z powodu tego, co
zaszło. W końcu marzyłem o tym przez niespełna dwa lata, ale… Nie cieszyłem
się. Wcale. Wręcz przeciwnie, miałem wrażenie, że zrobiłem coś niewłaściwego,
że to było coś, co nie powinno się nigdy wydarzyć.
Już sam siebie nie
mogłem zrozumieć.
Wracając do domu
cieszyłem się, że nie mówiłem Sebie o swoich zamiarach. Zapewne zadawałby mi
mnóstwo pytań, a ja nie miałem jeszcze ochoty na nie odpowiadać. I nawet nie
wiedziałem, co. Miałem w głowie istny chaos i musiałem sobie wszystko najpierw
porządnie przemyśleć.
Zanim wróciłem do
domu, postanowiłem jeszcze zajrzeć do Kleina. Skoro i tak przechodziłem obok,
to czemu by nie?
Kucnąłem przy kartonie
i rozchyliłem go.
Zamarłem.
Kleina nie było.
Zacząłem się gorączkowo
zastanawiać nad tym, czy zamknąłem karton, kiedy go zostawiałem. I dałbym sobie
głowę uciąć, że owszem, zamknąłem karton. A nawet jeśli by wyszedł sam, nie
udało by mu się tego kartonu zamknąć. Czy to oznaczało, że ktoś go wziął? A
może mi się wszystko pokręciło?
Zawołałem szczeniaka i
przeszukałem każdy zakątek co najmniej dziesięć razy. Z każdą chwilą moje serce
biło coraz mocniej. Gdy wreszcie przyjąłem do wiadomości, że Kleina nie ma i
prawdopodobnie już nigdy więcej go nie zobaczę, moje serce omal nie pękło z
żalu.
Zrezygnowany poszedłem
do domu, przełykając łzy.
Miałem napiętą
sytuację z Sebastianem i Philem, a teraz przepadł Klein. Miałem ochotę po
prostu usiąść i się poryczeć jak przedszkolak.
W domu panowała cisza.
Zdjąłem mokre buty i kurtkę. Gdy przechodziłem obok sypialni, zajrzałem
dyskretnie przez szparę.
Seba siedział na łóżku
i głaskał coś, co siedziało mu na kolanach. Zmarszczyłem brwi. Byłem ciekawy,
co on tam ma, ale nie widziałem dobrze z tej odległości. Przeklęta
krótkowzroczność.
Już miałem odejść, gdy
usłyszałem ciche skomlenie. Zdziwiło mnie to, ale postanowiłem pohamować
ciekowość i…
– Robin? To ty?
… i odejść.
Wziąłem głęboki oddech
i pchnąłem drzwi. Chrząknąłem cicho.
– W–wróciłem.
Skinął lekko głową.
Wgapiłem się w jego kolana, gdzie coś ciągle się ruszało. Widząc mój wzrok,
rzekł.
– Znalazłem go na
ulicy. Ktoś go chyba zostawił. Mam nadzieję, że lubisz zwierzęta?
Podszedłem do niego
niepewnie. To były pierwsze słowa, jakie powiedział do mnie od czterech dni nie
licząc lekcji w szkole. Przyjrzałem się bliżej psu, którego trzymał.
– Klein!
Dopadłem do kolan
chemika i wziąłem szczeniaka na ręce. To na pewno był on! Klein, który merdał
teraz wesoło ogonkiem.
– Znasz go?
Skinąłem głową. Byłem
na maksa szczęśliwy, że pies nie tylko się znalazł, ale jeszcze może zostać w
domu.
– Przepraszam – rzekł
Sebastian niespodziewanie. – Zachowałem się jak ostatni palant. Byłem wściekły
i wyładowałem się na tobie. Wcale nie uważam cię za… dziwkę. Powiedziałem to,
bo chciałem ci dopiec. – Spojrzał na mnie ze skruchą. – Wybaczysz mi?
Byłem tak szczęśliwy z
powodu psa i tego, że Seba wreszcie odpuścił, że bez zastanowienie skinąłem
potakująco głową. Postawiłem psa na łóżku i objąłem mocno chemika za szyję,
wtulając się w niego.
Przez chwilę chciałem
mu powiedzieć o tym, co zaszło pomiędzy mną a Philem, ale zrezygnowałem.
Zdecydowałem, że powiem mu, kiedy już dobrze to wszystko przemyślę i będę
wiedział, na czym stoję.
Pocałowałem Sebę lekko
w usta. Uśmiechnął się i odchylił do tyłu, ciągnąc mnie za sobą na łóżko.
Zaśmiałem się.
– Nazwałeś psa
„Klein”? – spytał.
– No co? Przynajmniej
oryginalnie.
– A jeśli sporo
urośnie? Już nie będzie taki mały.
– Och, czepiasz się.
Teraz jest mały i będzie się tak nazywał. Prawda? – zacmokałem na psa, ale ten
był zajęty robieniem sobie legowiska w nogach łóżka.
Seba zaśmiał się.
– Co? – spytałem. –
Przecież nie ma nic przeciwko.
Sebastian
Odetchnąłem w myślach,
kiedy Robin zaczął ze mną normalnie rozmawiać. Może wreszcie zacznę jeść jak
porządny człowiek… Znaczy, to bardzo MIŁY dodatek do całości.
Do nocy leżeliśmy na
łóżku, bawiąc się z psem, a ja miałem wrażenie, że nasza znajomość wkroczyła na
nowy etap i to nie tyle prze kłótnię, co przez Kleina. Pies oznaczał kolejne
obowiązki, którymi trzeba się dzielić. I był to ktoś trzeci, już nie tylko ja i
Robin. Na chwilę wstąpiła we mnie nadzieja, że jednak mam jakieś szanse z
Brownem.
Obym się nie mylił.
***
Wybaczcie spóźnienie. Tak się złożyło, że nie mogłam wcześniej dodać tego odcinka, wstawiam więc niesprawdzony.
Odcinek "Bliźniaków" zdubluję w następny czwartek.
Pozdrawiam!
O tak! Nie mylisz się, Seba!
OdpowiedzUsuńObsesjo, nawet nie wiesz, jak mi się ciepło zrobiło na serduszku, gdy Robin zobaczył Kleina na kolanach Sebastiana.
I ten przedostatni akapit. Po prostu uwielbiam. Mam nadzieję, ze między nimi będzie teraz już tylko lepiej.
A Phil... Sam spieprzył sprawę. Nie ma szans, żeby Robin teraz dal mu się omotać.
Och, Robin, Seba... Kocham Was.
Obsesjo... Ciebie kocham jeszcze bardziej. Za to, ze ich stworzyłaś <3
Po prostu: <3.
OdpowiedzUsuńOdcinek - Boski <3 Jak zawsze.
OdpowiedzUsuńA końcówka.. słodka i aż się ciepło na sercu zrobiło, no cudnie po prostu! <3
O matko! Cudny rozdział! Seba nie ma nic przeciwko psu w domu, pogodził się z Robinem! No i Phil wreszcie sobie "nagrabił". Może teraz Robin zrozumie, że nie chce być z Philem, tylko z Sebastianem? OBY!
OdpowiedzUsuńCudo! ♥
Uff... Już się bałam, że w tym tygodniu nie będzie aktualizacji.
OdpowiedzUsuńTo, że rozdział nie był sprawdzony niemal nie rzuca się w oczy. Ot, jakaś literówka, czy zmieniony szyk zdania i to wszystko.
Co do treści... Nie spodziewałam się... A tam, Phil jest tak głupi, że mógł od razu zacząć się dobierać do Robina, zamiast zacząć od miziania się i pocałunków. Od razu widać, że zamiast ułożyć plan zdobycia Robina poszedł na żywioł i za dobrze na tym nie wyszedł. Cieszy mnie, że Robin zauważył, że coś jest nie tak i w porę się wycofał. Zastanawiam się tylko, jak zareaguje Sebastian, gdy się o tym dowie... Będzie scena zazdrości, odezwie się urażona dumę, czy tez poczuje się szczęśliwy z powodu tego, że Robin jednak odrzucił swoją "wielką miłość".
No nareszcie! Psiak został przygarnięty przez naszą parkę i wreszcie ma dom. Choć Seba może zbankrutować na te drogie parówki, którymi karmi zwierzaka jego kochanek ;) Ciekawe, czy zdecyduje się powiedzieć Robinowi, że wziął Kleina ze względu na niego...
Pozdrawiam i czekam niecierpliwie na kolejny rozdział,
Ariana
Och.. moje serce raduje się :) Chłopcy się pogodzili, a na dodatek Robin odepchnął Phila. Mam nadzieję, że więcej nie dojdzie między nimi do czegoś takiego. Chociaż znając charakter przeklętego Browna pewnie będzie chciał spróbować zrobić coś głupiego.
OdpowiedzUsuńKlein jest taki słodziutki. Ja też chcę mieć takiego pieska :)
Pozdrawiam <3
N.
Najbardziej ciesze się z tego że Seba przygarnął tego psiaka, zawsze najbardziej żal mi zwierząt.Ale dobrze, że cała reszta świetnie się układa. ;)
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny. Zaczyna się wszystko układać.
OdpowiedzUsuńNie obrażę się jeśli za tydzień zdublujesz też GRANICE.
Pozdrawiam
PS. Jak było na wakacjach? Pochwal się
OdpowiedzUsuńByło zaskakująco fajnie. Pobyczyłam się na plaży, kąpałam w bardzo cieplutkiej wodzie, bawiłam na falach i buszowałam po sklepach. Popołudniową siestę stworzono chyba specjalnie dla mnie:). Włochy to zupełnie inny klimat niż Polska i nawet wpadł mi do głowy pewien pomysł na opowiadanie. Jak tylko wena wróci ze swoich własnych wakacji, zabiorę się do pisania :P
UsuńAwwww! <3 kocham to opowiadanie! Ciesze sie, ze Sebastian zabral psiaka i mam szczera nadzieje, ze Robin uswiadomi sobie co czuje do Sebastiana ;> z niecierpliwoscia czekam na wiecej. Pozdrawiam i weny zycze! ;)
OdpowiedzUsuńPS: jest szansa, ze w najblizszym czasie wrzucisz odcinek Twarza w twarz? Bardzo polubilam to opowiadanie i od ostatniego rozdzialu minal juz ponad miesiac, wiec fajnie byloby go zobaczyc ;)
Miałam komentować każdy odcinek ale szczerze ci powiem że mi się nie chciało... Ostatnio mam mega lenia o.O Ale obiecuję od od następnego odcinka będę komentowała regularnie ;) Co do odcinka to jest świetny... Kiedy wyobraziłam sobie Sebastiana trzymającego na kolanach Kleina to aż mi się cieplej zrobiło na serduchu :) Leweg chodzi o całe opowiadanie to muszę ci powiedzieć że jest cudowne <3 w sumie jak wszystkie twoje historie ;) z niecierpliwością czekam na kolejną część :) Pozdrawiam cieplutko i życzę weny :)
OdpowiedzUsuń