Robin
Patrzyłem jak
zahipnotyzowany w pistolet wymierzony w moją głowę i nie byłem w stanie oderwać
od niego wzroku. Siedziałem jak sparaliżowany, kiedy mężczyzna sprawnie zakuł
Sebastianowi ręce w kajdanki i posadził go na krześle, a mnie szarpnął za ciuchy
i powalił na podłogę. Sebastian szarpał się, warcząc, ale nie był w stanie się
uwolnić. Nie protestował, kiedy go unieruchamiano, bo pistolet wciąż wymierzony
był w moją głową. Obaj nie mieliśmy wątpliwości, że ten obłąkaniec nas
pozabija, jeśli spróbujemy jakichś sztuczek, a przynajmniej ja nie miałem
najmniejszych wątpliwości.
Takie rzeczy się nie
zdarzają, myślałem gorączkowo, drżąc ze strachu. Takie rzeczy dzieją się tylko
w filmach! Nie w realnym życiu.
Nie w moim życiu.
– To jak? – spytał
mężczyzna, przekręcając lekko rękę z pistoletem.
Przełknąłem ciężko
ślinę.
– J–ja naprawdę nie
wiem.
Nie byłem pewien, co
powiedzieć. Bałem się, że jeśli zgodnie z prawdą będę zaprzeczał, że nie wiem
nic na temat tych przeklętych fajek, to wtedy od razu nas zabije. Z drugiej
strony nie było sensu kłamać, bo prędzej czy później prawda i tak wyszłaby na
jaw, a kłamstwo tylko by go bardziej zdenerwowało. Wtedy nie mielibyśmy żadnych
szans na przeżycie, o ile teraz w ogóle jakieś mieliśmy.
– Nie rób ze mnie
idioty. Komuś musiał powiedzieć, więc czemu nie tobie?
– Tata nigdy mi nic
nie mówił – powiedziałem. – Dlaczego miałby mnie mieszać w coś takiego?
– Nie twierdziłem, że
powiedział ci wprost. N pewno dał ci do zrozumienia, gdzie wszystko ukrył.
Jeśli mi nie powiesz, skończysz tak jak on.
Spojrzałem przerażony
na Sebastiana, szukając u niego pomocy, ale to i tak był daremny trud.
Sebastian był uziemiony.
– Xavier zawsze był
skryty – warknął chemik. – Szukasz nie tam, gdzie trzeba.
– Ciebie o zdanie nie
pytałem – rzekł mężczyzna, uderzając go w twarz.
Próbowałem odszukać w
pamięci jakieś znaczące słowa, które pomogłyby mi rozwikłać tę zagadkę, ale nic
nie przychodziło mi do głowy. Dałbym sobie rękę uciąć, że ojciec nigdy mi nie
wspominał o żadnym znaczącym miejscu. Nigdy. Skąd ten facet wziął pomysł
szukania informacji u mnie?
– Pytam jeszcze raz.
Gdzie twój stary ukrył resztę fajek?
– Nie mam pojęcia, ja…
Cios powalił mnie na
podłogę, a z nosa pociekła krew. Czułem wściekłe pulsowanie, a kiedy dotknąłem
ust, na palcach zobaczyłem ciemną posokę. Spojrzałem na niego, coraz bardziej
się bojąc. Nie chciałem umierać.
– Zła odpowiedź.
Gdzie…?
– Nie wiem! –
krzyknąłem płaczliwie. Bo przecież nie wiedziałem! Czego ten facet ode mnie
chciał?
Kopnął mnie w twarz, a
potem w brzuch. Skuliłem się, jęcząc cicho z bólu.
– Zostaw go! –
krzyknął Sebastian wzburzony. – Przecież mówi, że nic nie wie.
– Już powiedziałem, że
ciebie o zdanie nie pytałem. Robin, bądź grzecznym chłopcem. Słyszałem, że
inteligentna z ciebie bestia. Jestem pewien, że możesz mi pomóc.
Przez chwilę się nie
odzywałem, a potem spojrzałem na niego i powtórzyłem po raz kolejny.
– Ja naprawdę nie…
Znowu mnie kopnął.
Kucnął przy mnie i szarpnął mnie za włosy, przyciągając moją twarz do swojej.
Bolało.
– Pytam ostatni raz.
Jeśli nie odpowiesz, zabiję ciebie i jego. Rozumiesz?!
Uderzyłem mnie pięścią
w twarz. Upadłem na wznak, a przed oczami zamajaczyły mi ciemne plamy, po czym
obraz zupełnie mi się rozmazał. Tylko siłą woli jeszcze powstrzymywałem łzy.
– Przecież odpowiadam.
Nie mam pojęcia, gdzie mój stary ukrył te pieprzone papierosy!
Facet prychnął, po
czym wstał i skierował wzrok na Sebastiana.
– Wycisnę z ciebie te
informacje, nawet jeżeli będę musiał najpierw pokroić was obu na kawałki.
Sebastian
Patrzyłem ze zgrozą na
to, jak ten facet bije Robina po twarzy i brzuchu i przeklinałem swoją
bezradność. Bałem się tego szaleńca i tego, co mogło mu przyjść do głowy. Byłem
przekonany, że będzie chciał nas zabić bez względu na to, czy się czegoś dowie,
czy nie. Ręce otarłem sobie niemal do krwi, szarpiąc się w tych przeklętych
kajdankach, chociaż wiedziałem, że to na nic. Nie byłem w stanie pomóc Robinowi
i jakoś wyciągnąć go z tego syfu. Mogłem się tylko modlić do Boga o ratunek.
Twarz Robina robiła
się już miejscami sina, w oczach miał łzy, a z nosa obficie ciekła mu krew.
Wyglądał strasznie i widać było, że naprawdę nie wie nic na temat tych głupich
papierosów.
– Tym razem to już
twoja ostatnia szansa. Gdzie twój ojciec ukrył resztę?
– Nie wiem –
powiedział cicho Robin.
Mężczyzna westchnął
teatralnie, po czym z okrutnym uśmieszkiem zbliżył się do mnie. Patrzyłem mu
prosto w oczy, przeczuwając własną śmierć.
– Skoro zadawanie bólu
tobie nie pomaga, ciekawe jak zniesiesz jego tortury.
– Przestań! – krzyknął
Robin. – Przecież nie wiem! Zostaw go, on nie ma z tym nic wspólnego!
Pierwszy cios
wylądował na mojej twarzy, przewracając mnie razem z krzesłem na podłogę. Na
chwilę mnie zamroczyło. Napastnik kopnął krzesło pod stół, a potem zaczął mnie
kopać po brzuchu, klatce piersiowej i podbrzuszu. Na samym końcu kopnął mnie w
twarz.
Do moich uszu dotarło
ciche szlochanie Linna.
– Zostaw go. My nic
nie wiemy!
– Zła odpowiedź.
Kolejne razy spadły na
moje obolałe ciało. Kopał mnie o wiele mocniej niż Robina, w ogóle się nie ograniczając.
Z czasem zacząłem mieć problemy z oddychaniem i podejrzewałem, że złamał mi
żebro.
– Gdzie są…?
– N–nie wiem –
wyszlochał Robin. – Seba, słyszysz mnie? Sebastian.
– Zła odpowiedź.
Chciałem mu
odpowiedzieć, ale kiedy kopnął mnie po raz kolejny, bardziej skupiłem się na
tym, żeby zachować przytomność. Robin płakał coraz bardziej, ja byłem coraz
słabszy i już straciłem nadzieję, że którykolwiek z nas wyjdzie z tego cały.
Zdałem sobie sprawę, że umrę, zanim Robin dowie się o moich uczuciach. To było najgorsze,
co mnie w życiu spotkało.
Jedno oko spuchło mi
tak mocno, że nic już na nie nie widziałem. Drugim zerknąłem na chłopaka i
uśmiechnąłem się do niego lekko, chcąc dodać mu otuchy. Mężczyzna odpiął
kajdanki, a potem nadepnął mi na dłoń, przyłożył pistolet do mojego
przedramienia i strzelił. Krzyknąłem, wijąc się z bólu.
– Jeśli nie odpowiesz,
przestrzelę mu jedno kolano, potem drugie, potem odstrzelę mu fiuta, a na końcu
zrobię dziurę w głowie. Naprawdę tego chcesz?
Odpowiedzią Robina był
tylko bardziej rozpaczliwy płacz.
Zamknąłem oczy. Może
omdlenie to nie taki zły pomysł?
Robin
Patrzyłem z
przerażeniem na to, co ten wariat robi i nie mogłem przestać płakać. Oddałbym
wszystko za te informacje, żeby tylko zostawił nas w spokoju. Prawda była taka,
że nie miałem pojęcia, gdzie mój ojciec mógł cokolwiek ukryć. Nigdy z nim zbyt
wiele nie rozmawiałem, nie powierzał mi żadnych tajemnic, nigdy nawet nie dawał
mi do zrozumienia, że gdzieś powinienem iść albo pojechać. Skąd mogłem
wiedzieć, gdzie ukrył te przeklęte papierosy?
Facet, widząc moją
minę, burknął coś pod nosem i przyłożył pistolet do kolana Sebastiana. Sam Seba
leżał z zamkniętymi oczami i nie byłem pewny, czy w ogóle jest przytomny.
Głośny huk od strony
drzwi sprawił, że podskoczyłem.
– Stać, policja!
Do kuchni wpadło kilku
mundurowych, wszyscy z pistoletami wycelowanymi w przyjaciela mojego ojca.
Mężczyzna wyglądał na zaskoczonego.
– Zabiję go, jeśli…
Jeden z policjantów
bez wahania strzelił mu w rękę, wytrącając z ręki broń. Dwóch rzuciło się do
niego i po krótkiej szarpaninie bez problemu zakuli go w kajdanki.
Na czworaka podszedłem
szybko do Sebastiana i zacząłem go szarpać za koszulę.
– Seba? Seba, odezwij
się. Seba, powiedz coś.
Nie odpowiadał.
Uporczywie powtarzałem jego imię, ale nie reagował w żaden sposób. Słyszałem,
że jeden z policjantów wzywa karetkę.
Mimo szoku, obolałego
ciała i strachu przed tym, jak poważnie ranny jest Seba, w mojej głowie
pojawiło się pytanie – jak długo ci policjanci stali pod drzwiami?
Nikt na pewno ich nie
wezwał, strzałów nie było zbytnio słychać, bo była to broń z tłumikiem. Gdyby
zadzwonił któryś z sąsiadów, nie przyjechało by ich aż tylu i to tak
przygotowanych. Musieli wiedzieć, że ten facet tu będzie i że czegoś od nas
chce.
Czemu nie pomogli nam
wcześniej?
– Robin Linn? – jeden
z policjantów położył mi rękę na
ramieniu. – Chciałbym, żebyś udał się ze mną na przesłuchanie. Mamy do ciebie
kilka pytań.
– Ja do was też –
powiedziałem sucho, ocierając łzy z twarzy. Głaskałem Sebastiana po włosach
zupełnie odruchowo, nie mogąc oderwać od niego rąk. Bałem się, że te kopniaki,
zwłaszcza w głowę, mogły mu wyrządzić poważną krzywdę.
W kuchni pojawili się
sanitariusze. Policjant szarpnął mnie do tyłu i odsunął od Sebastiana, robiąc
dla nich miejsce.
– Jedziemy – rzekł do
mnie funkcjonariusz.
– Jadę z nim do
szpitala – warknąłem. – W chwili obecnej nie mam wam nic do powiedzenia.
– To nie była prośba.
– A ja nie przyjmuję
rozkazów. Nie macie prawa mnie zatrzymać.
– Nie masz pojęcia o
tym, jak funkcjonuje prawo.
– Jasne! – syknąłem. –
Wiem jednak dobrze, że zamiast stać pod drzwiami, powinniście coś zrobić, zanim
ten obłąkany kutas nas pozabija!
– Licz się ze słowami.
Spojrzałem prosto w
oczy tego policjanta i warknąłem.
– Nie mam zamiaru! To
przez was Sebastian jest w takim stanie! Gdybyście tu przyszli wcześniej,
wszystko byłoby w porządku. Ale, oczywiście, jesteście zbyt niekompetentni,
żeby poradzić sobie z uzbieraniem materiału dowodowego bez cierpienia
niewinnych ludzi! Wielcy policjanci za dwa cen…
Mundurowy złapał mnie
za ramiona i szarpnął mną, wyraźnie wkurzony.
– Zamknij się,
gówniarzu, chyba że chcesz wylądować w sądzie za obrazę funkcjonariusza na
służbie.
– Proszę bardzo! W
dupie to mam.
– Daniel, wsadź go do
auta i jedziemy. Nie będę się kłócił ze szczeniakiem.
Na komisariacie
trzymali mnie przez prawie trzy godziny, wypytując o wszystko, bez względu na
to, czy miało to związek ze sprawą czy nie. Pytali mnie nawet o moje relacje z
Sebastianem i dlaczego z nim mieszkam. Starałem się odpowiadać jak najbardziej
treściwie i nie wdawać się w szczegóły. Policjant przez całe przesłuchanie mnie
straszył, że wsadzą mnie do więzienia, jeśli im wszystkiego nie powiem, ale ja
tylko patrzyłem na niego z politowaniem.
Byłem ciekawy, na jakiej podstawie zamierzał mnie przymknąć. Moje
odpowiedzi nie podobały mu się, powiedziałbym nawet, że go drażniły, co mnie z
kolei bardzo cieszyło.
– Głuchy pan był,
kiedy ten świr mnie o to pytał? – spytałem zirytowany, mając dość stale
powtarzającego się pytania, które umiałem już na pamięć i na które za każdym
razem odpowiadałem tak samo. – Nie mam pojęcia, gdzie są te wszystkie dragi.
– Nikt nie mówił o
dragach – powiedział funkcjonariusz z błyskiem w oku. Chyba myślał, że dałem
się na czymś przyłapać, a ja zacząłem się zastanawiać, skąd biorą takich
cofniętych w rozwoju ludzi.
Prychnąłem.
– Ma mnie pan za
debila? Widziałem tu tego samego lekarza, który robił mi badania, kiedy jakiś
czas temu się zatrułem i trafiłem do szpitala. W fajkach ukryto dragi, dlatego
ich szukacie. Papierosami byście się aż tak nie przejmowali.
– Gdzie twój ojciec
mógł to schować?
– Wszędzie tam, gdzie
oni i wy na pewno już szukaliście, a skoro nikt niczego nie znalazł, wychodzi
na to, że mój ojciec zabrał ze sobą tę tajemnicę do grobu.
– Nie bądź taki cwany,
co?
Zastanawiałem się,
skąd we mnie taka brawura i chęć stawiania się policjantom. Wcześniej trząsłbym
się cały, gdyby tak mnie maglowali, a teraz czułem tylko irytację. Niepokoiłem
się o Sebastiana i nie miałem żadnych informacji o jego stanie zdrowia, a oni
zadawali mi w kółko jakieś idiotyczne pytania, na które nie potrafiłem
odpowiedzieć, co było widać gołym okiem. Czego oni właściwie ode mnie chcieli?
Żebym nagle doznał olśnienia? Skoro mówiłem, że czegoś nie wiedziałem, to
dokładnie to miałem na myśli.
Tyle dobrze, że
sąsiadka wzięła do siebie Kleina na czas naszej nieobecności. Chociaż o jedną
osobę nie musiałem się już martwić.
Odkąd powiedziałem
policjantowi o swojej orientacji, zachowywał się w stosunku do mnie naprawdę
chamsko. Kolejny cholerny homofob.
– Za dużo szczekasz.
Chyba nie chcesz narobić smrodu sobie i swojemu kochasiowi, co? Ktoś na pewno
się zainteresuje waszym związkiem. To w końcu twój nauczyciel i w dodatku
wychowawca.
Spojrzałem w sufit,
próbując się uspokoić i ledwo powstrzymując chęć parsknięcia mu prosto w twarz
śmiechem.
– Zostały mi niecałe
dwa miesiące szkoły. Zanim kiwniecie
palcem, dawno ją skończę i sprawa rozejdzie się po kościach. Poza tym jestem
dorosły i mam prawo o sobie decydować. Zrobię mu loda na środku ulicy, a wy możecie
mnie jedynie ukarać mandatem.
Facet nic nie
powiedział, wyraźnie się krzywiąc na moje słowa.
Potem nagle
powiedzieli, że mogę już iść. Nikt nie zaproponował, że mnie odwiezie, a że nie
miałem pieniędzy, musiałem iść przez pół miasta na pieszo. Zadzwoniłem tylko do
sąsiadki i poprosiłem, żeby zaopiekowała się Kleinem na noc, bo chcę iść do
Sebastiana do szpitala. Miałem złe przeczucia i w ogóle nie wierzyłem, że
wypuszczą go już tego dnia. Spaliłem po drodze kilka papierosów – byłem
kompletnym kłębkiem nerwów.
W szpitalu nie chcieli
mi udzielić żadnej informacji, ponieważ nie byłem członkiem rodziny. Nikogo nie
obchodziło, że mieszkamy razem. Ne było więzów rodzinnych, nie było też
informacji. Nie miałem jednak zamiaru się poddawać, więc postanowiłem czekać w
szpitalu, aż Seba się obudzi i sam mnie zawoła. Innej opcji nie miałem, skoro
chemik był z domu dziecka i nie wiedziałem, którego z jego przyjaciół mieli
informować w takich przypadkach.
– Co ty tutaj robisz?
– Poderwałem głowę i spojrzałem prosto na Raia, który przyglądał mi się ze
zdziwieniem. – Co ci się stało? Wyglądasz okropnie.
– Jestem tego świadomy
– powiedziałem z rezygnacją. Przeczesałem włosy palcami. – Sebastian leży w tym
szpitalu i nie wiem…
– Sebastian? Jaki
Sebastian?
Zamarłem, kiedy zdałem
sobie sprawę z głupoty, jaką palnąłem. Rai usiadł obok mnie, patrząc na mnie
wyczekująco.
Westchnąłem ciężko,
mając nadzieję, że Rai jest godny zaufania.
– Sebastian Boot. Nasz
nauczyciel. Przygarnął mnie po śmierci moich rodziców i umożliwił mi skończenie
szkoły. Od świąt mieszkamy razem –
wyznałem. – Jest teraz w tym szpitalu, ale nikt nie chce mi nic powiedzieć, bo
nie jestem członkiem rodziny. Czekam więc, aż się obudzi i sam mnie zawoła. A
ty? Co ty tutaj robisz?
– Mój ojciec jest
dyrektorem tego szpitala. Przyniosłem mu jego klucze od domu, bo będę nocował
poza domem, a swoje zgubiłem. – Zmarszczył brwi. – Poczekaj chwilę.
Ta… Jakbym miał jakiś
inny wybór.
Rai zniknął na cały
kwadrans, co dobrze wiedziałem, obserwując non stop czas na telefonie. Wrócił w
towarzystwie jednego z lekarzy, który patrzył na mnie podejrzliwie.
– To on, tato.
Ja i lekarz przez
chwilę mierzyliśmy się wzrokiem. Zdawałem sobie sprawę, że wyglądam koszmarnie
– połowa mojej twarzy była opuchnięta, na komisariacie pozwolili mi jedynie
obmyć ją z krwi. Nos był czerwony i nabrzmiały, oczy lekko podpuchnięte i
przekrwione, a włosy w totalnym nieładzie. Z pewnością nie wyglądałem teraz
ładnie ani reprezentacyjnie.
– Wiesz, że to wbrew
zasadom? – spytał mężczyzna, patrząc na Raia.
– Tak samo jak dwója,
którą mi niesłusznie wpisał ten nauczyciel zamiast jedynki na semestr.
Lekarz westchnął.
– W porządku. Dostanie
do niego wolny wstęp.
– Jak on się czuje? –
spytałem pospiesznie, korzystając z okazji. Byłem wdzięczny Raiowi za to, że
się za mną wstawił u ojca i umożliwił mi zobaczenie Sebastiana.
– Jest mocno
potłuczony. Najbardziej ucierpiały jego żebra i będzie miał z nimi spory
problem, kiedy już go wypuścimy ze szpitala. Będzie musiał ćwiczyć rękę, żeby
była tak samo sprawna jak wcześniej. Poza tym wstrząs mózgu i masa siniaków,
ale wyjdzie z tego. Prawdopodobnie to wszystko, ale pewność zyskamy dopiero w
momencie, kiedy się obudzi.
Odetchnąłem z ulgą,
czując jak momentalnie schodzi ze mnie powietrze. Ta diagnoza brzmiała całkiem
dobrze, lepiej niż się spodziewałem.
To zdecydowanie były
dobre wiadomości.
– Zaprowadzę cię do
niego jeśli chcesz – rzekł lekarz.
Kiwnąłem głową.
– Dzięki, Rai –
powiedziałem, obejmując chłopaka spontanicznie i przytulając. Wyglądał na
wyraźnie zaskoczonego, ale zadowolonego. – Jestem twoim dłużnikiem.
Uśmiechnął się
pokrzepiająco.
– Idź do niego.
Pogadamy w szkole.
Skinąłem lekko głową i
poszedłem z jego ojcem do sali, w której leżał Sebastian.
Była tam jeszcze jedna
osoba, jakiś mężczyzna w wieku około czterdziestu lat. Całą twarz miał
opuchniętą i posiniaczoną, noga i ręka były włożone w gips. Patrzył na mnie
podejrzliwie, ale nic nie powiedział.
– Przekażę
pielęgniarką, żeby cię nie zatrzymywały, gdy będziesz tu przychodził.
– Dziękuję.
Lekarz uśmiechnął się
kpiąco.
– Nie dziękuj mnie,
tylko mojemu synowi. Gdyby się za tobą nie wstawił, w życiu bym cię tutaj nie
wpuścił. Widocznie zrobiłeś na nim duże wrażenie, skoro uznał cię za swojego
przyjaciela. Do tej pory stronił od ludzi, a teraz jakoś… – Lekarz pokręcił
głową. – Muszę już iść. Nie siedź tu za długo.
– Dziękuję.
Gdy lekarz wyszedł,
podszedłem do łóżka, na którym leżał Seba i usiadłem na taborecie, który stał
obok. Jego twarz faktycznie była poobijana. Z wycięcia koszulki, którą mu
założono, zobaczyłem jakiś biały materiał oplatający jego tors od mostku po sam
pępek, co sprawdziłem, zsuwając z niego lekko kołdrę. Na lewej ręce miał
srebrną obręcz, która dałem mu na urodziny.
Westchnąłem ciężko.
Chwyciłem go za rękę i trzymałem tak, siedząc i gapiąc się na niego, zupełnie
jakby już za chwilę miał się obudzić. Czy tak faktycznie się stanie, miało się
dopiero okazać.
Sebastian
Oddychanie to
naturalny proces, a jednak ja miałem wrażenie, jakby wcale tak nie było. Za
każdym razem, kiedy próbowałem wziąć głębszy oddech, całą klatkę piersiową
przeszywał tak wielki ból, że momentalnie odechciewało mi się wszystkiego.
Czułem czyjeś dłonie zaciskające się na mojej ręce, gdy próbowałem otworzyć
oczy.
Było ciemno, jedynie
snop światła z korytarza rozjaśniał trochę pomieszczenie. Ktoś zaszlochał cicho
i przytulił moją rękę do swoje twarzy, mocząc ją łzami. Obróciłem głowę w bok i
napotkałem szklisty wzrok Robina, obserwującego uważnie każdy mój ruch.
– Robin?
– Obudziłeś się –
wyszeptał, uśmiechając się lekko. – Nareszcie!
– Długo byłem
nieprzytomny?
– Około dziesięciu
godzin, ale to i tak… Jak się czujesz?
Zmarszczyłem brwi. Urywki
ostatnich wydarzeń, jakie zapamiętałem, przeleciały mi przed oczami.
Westchnąłem ostrożnie, starając się nie wykonywać gwałtownych ruchów.
– Boli mnie w klatce,
ale poza tym nie jest najgorzej.
– Zawołam lekarza.
– Robin…
– Poczekaj chwilę.
Wrócił dość z szybko z
lekarzem, który zbadał mnie i stwierdził, że jeszcze ze dwa dni zatrzymają mnie
na obserwacji. Robin w tym czasie trochę się uspokoił.
– Co się stało z
tamtym facetem? – zapytałem.
– Policja go zgarnęła.
Obserwowali go od dłuższego czasu. Stali pod drzwiami, dopóki nie zaczął do
ciebie strzelać. Czekali aż mu powiem, gdzie mój ojciec ukrył te wszystkie
narkotyki, ale ja naprawdę nie wiedziałem. Na komisariacie grozili mi i tobie,
ale nie dałem im się zastraszyć.
– Nie przejmuj się
tym. Już po wszystkim. To najważniejsze.
– Bałem się, że nas
zabije.
Ja też się bałem, ale
nie powiedziałem mu tego. Przymknąłem oczy, czując ogarniające mnie zmęczenie.
– Seba… – Rozchyliłem
powieki i spojrzałem na niego wyczekująco. Zagryzał dolną wargę, zupełnie jakby
nie był pewny tego, co chce mi powiedzieć. W końcu wziął głębszy oddech i
kontynuował. – Muszę ci coś powiedzieć. Ja… Ja wiem, że umowa była inna i… I
naprawdę nie chciałem, żeby tak wyszło, ale… Tak się stało i chcę, żebyś
wiedział, że… Że ja… – głos mu się załamał, więc przerwał na chwilę,
przełykając ciężko ślinę. Potem spojrzał mi w oczy i dokończył stanowczo. –
Kocham cię.
Moje serce stanęło na
moment, a potem zaczęło bić co najmniej dwa razy szybciej niż wcześniej.
Przyjemne ciepło wypełniło moje ciało aż po czubki palców, odebrało mi głos.
Patrzyłem tylko na niego, nie mogąc uwierzyć w swoje szczęście, nie rozumiejąc,
jak doszedł do takich wniosków. Początkowo nawet nie chciałem mu wierzyć, bałem
się mieć nadzieję, ale w jego oczach widziałem prawdziwe uczucie, które mi
zadeklarował i już nie potrafiłem mieć wątpliwości.
Już dawno nie byłem
taki szczęśliwy, ale musiałem go zapytać o jeszcze jedną rzecz.
– A co z Brownem?
Obawiałem się jego
odpowiedzi, ale chciałem, żeby mi to wyjaśnił.
– On ostatnio – zaczął
niepewnie – dziwnie się zachowywał. Zaczął mnie dotykać, wypytywać o dziwne
rzeczy i robić głupie aluzje… Zupełnie nie potrafił przełknąć, że jestem z
tobą. Niby wszystko było w porządku, ale zaczął się wręcz do mnie zalecać.
Kiedy mnie pocałował, powinienem się cieszyć, ale cały czas czułem, jakby on
sobie ze mnie kpił. Poszedłem do niego dzisiaj i on chciał, żebym się z nim
przespał. Nie mogłem w to uwierzyć. Twierdził, że skoro go kocham, to moje
ciało mu się należy i wygadywał takie głupoty, że zrozumiałem… Zrozumiałem jaki
byłem głupi. Od początku miałeś co do niego rację. To zwykły, rozwydrzony
bachor. Sam nie jestem idealny, ale wydaje mi się, że nie jestem aż taki
bezmyślny jak on. Po prostu w jednej chwili zdałem sobie sprawę, że wymyśliłem
sobie tę miłość. Nie znałem wcześniej żadnego innego geja. Nie jestem zbyt
otwarty w kontaktach towarzyskich, więc wybrałem sobie osobę, w której mógłbym
się zakochać i… Przepraszam. Nie bądź na mnie zły. Wiem, że umowa była inna i
naprawdę nie chcę cię stawiać w niezręcznej sytuacji, ale chciałem, żebyś
wiedział, bo…
Zanim skończył,
przyciągnąłem go do siebie i pocałowałem mocno. Od razu umilkł, przez chwilę
nic nie robiąc, a potem objął mnie za szyję i oddał pocałunek. Po jego wyznaniu
miałem nawet wrażenie jakby ból w klatce znacznie zelżał.
Oderwałem się od jego
ust, by cmoknąć go jeszcze raz, a potem objąłem go mocno tak, żeby się do mnie przytulił.
– Seba? – spytał
niepewnie.
Napawałem się
świadomością, że zaraz uszczęśliwię go tak, jak on przed chwilą mnie. Że teraz
już żadne z nas nie musi się oszukiwać, że to tylko niezobowiązujący seks, a
nie coś poważnego.
– Seba, nie jesteś
zły? – zapytał.
Uśmiechnąłem się
lekko.
– Kocham cię –
przyznałem. – Niech mnie cholera, ale kocham cię. Miałbym być zły o to, że
odwzajemniasz moje uczucia?
Zamarł wyraźnie, przez
chwilę zapewne zbyt zaskoczony, żeby zareagować. A potem objął mnie jeszcze
mocniej i pocałował lekko w usta, wplatając palce w moje włosy.
Nie mam pojęcia, ile
czasu go całowałem ze świadomością, że teraz naprawdę jest mój i tylko mój i że
z nikim nie będę musiał się nim dzielić. Brown już nie stanowił dla mnie
żadnego zagrożenia, więc i jego wartość się zmniejszyła i był teraz dla mnie
jedynie irytującym dzieciakiem, którego za niecałe dwa miesiące nigdy więcej
już nie zobaczę.
Nie rozmawialiśmy już
więcej tego wieczoru, nie chcąc burzyć intymnej atmosfery, która powstała po
naszych wyznaniach. Wszystkie najważniejsze rzeczy zostały już powiedziane i
nie było sensu niczego dodawać.
Kiedy zasypiałem,
wciąż czułem jego dłonie zaciśnięte na mojej i spokojny oddech, który ukołysał
mnie do snu.
Mimo przeżyć ostatnich
dni byłem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
Szczęście…
Uczucie, jakiego nigdy
nie spodziewałem się w pełni zaznać.
Wow. Ta sprawa z policją nieźle mną wstrząsnęła. Jak to jest możliwe, że tak po prostu wsadzili Robina do radiowozu i zawieźli na komendę? To naprawdę niepokojące. Potraktowano go jak przestępcę a nie ofiarę. Zastanawiam się, czy ci policjanci, którzy tak po prostu czekali aż Robin powie gdzie są te przeklęte narkotyki i pozwolili temu świrowi postrzelić Sebastiana zostaną ukarani za swoje zachowanie. Chryste, jak pomyślę, że coś takiego mogło się wydarzyć na prawdę, to słabo mi się robi. Jak człowiek może się czuć bezpieczny, jeśli organy ścigania nie reagują? Naprawdę, aż mi się marzy, żeby Sebastian wniósł przeciw tym gnidom oskarżenie.
OdpowiedzUsuńDrugie wow. Robin wyznał Sebastianowi swoje uczucia a ten odpowiedział tym samym. Cieszę się, że te wyznania nie padły, gdy byli w niebezpieczeństwie. To było by zbyt słodkie i kiczowate.
Czekam niecierpliwie na kolejne rozdziały,
Ariana
Wspaniale! Czytając ten odcinek straaasznie się bałam, ale koniec... ♥ :D Nie mogę się doczekać następnego odcinka i mam nadzieję, że będzie druga seria :D Alexa
OdpowiedzUsuńJejku!!! Piękne zakończenie, naprawdę :)
OdpowiedzUsuńTylko razi mnie jeden błąd, a mianowicie:
"Przekażę pielęgniarką".
Powinno być "pielęgniarkom".
Wybacz mi xd
Poza tym odcinek świetny i pełen emocji!
No super genialna notka!
OdpowiedzUsuńCzekałam na nią cały tydzień a teraz znów będe musiała czekać cały tydzień na nową notkę.
Buziaczki:*
Boskie, aż sie poryczałam ze szczęścia na końcówce <3.<3 ja chce jeszcze! *.*
OdpowiedzUsuńKOCHAM TO, CHCE JESZCZE *.*
OdpowiedzUsuńSuper, naprawdę burza emocji i to skrajnych, bardzo ładnie połączonych w całość..
OdpowiedzUsuńCzekam na next:D
O Boże... *-* Jakie to... Och, no fajne. xD Nie potrafię określić swych uczuć po tym, kiedy przeczytałem to, jak wyznawali sobie miłość. Ale można to też nazwać takim "szczęściem". Świetny odcinek. I czekam na kolejny. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Illusion.
Cudowny odcinek. Naprawdę, mój zasób słów jest zbyt mały, by móc określić wspaniałość tego rozdziału.
OdpowiedzUsuńTroszeczkę przeraził mnie fakt, że ci policjanci naprawdę tylko stali i nic nie robili...
Ale i tak czuję szczęście.
Oczywiście podejrzewam, że to cisza przed burzą, nie skończyłabyś tego w taki sposób.
Mam dziwne wrażenie, że Phil pojawi się jeszcze i to na pewno nie w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Boję się tego, co możesz wymyślić.
Czekam z niecierpliwością.
Guren vel Murasaki~
Czemu nie wstawiłeś Bliźniaków ??????
OdpowiedzUsuńa jednak policja to skończeni kretyni... Doprowadzić niewinnego człowieka do takiego stanu tylko dla informacji... Cieszy mnie że Sebastian i Robin wkońcu wyznali sobie miłość *.* to było takie magiczne... Niby w kiepskich okolicznościach ale takie prawdziwe i ujmujące :) takie w pewnym sensie napełniające szczęściem :) świetny odcinek kochana :* Pozdrawiam cieplutko i życzę weny :)
OdpowiedzUsuńC.U.D.O. Nie da się inaczej określić tego rozdziału. Po prostu jest wspaniały. Bardzo lubię fragmenty z perspektywy Sebastiana. Są takie... urocze. Zwłaszcza odkąd zaczął coś czuć do Robina. Dobrze, że wyznali sobie swoje uczucia. Obłąkańca zamknęli, Phil się na pewno odczepi, a nawet jeśli nie, to Robin i tak już z nim gadał nie będzie, i teraz wszystko będzie dobrze. SUPER! <3
OdpowiedzUsuńOd godziny klikam odświeżenie strony xD ja chce już granice <3.<3
OdpowiedzUsuń