Sebastian
– Wyciągamy karteczki.
Calutka klasa – oprócz
Raia, który się zbytnio nie przejął – spojrzała na mnie z oburzeniem.
– Kartkówka?!
– Znowu?!
– Pisaliśmy jedną na
ostatniej lekcji!
– To nie fair!
– Pan to robi
specjalnie!
– Jeśli nie chcecie pisać,
nie ma sprawy – uciąłem. – Mogę już teraz wpisać zera. Dla mnie to nawet
lepiej, nie stracę za dużo lekcji. Musimy jeszcze przerobić temat.
Dzieciaki wyciągnęły w
końcu kartki. Raia standardowo posadziłem przy swoim biurku.
– Wszyscy już mają?
Książki i zeszyty pochowane? Ok. Pytanie pierwsze za… dziewięć punktów. Co to
jest hybrydyzacja?
Zamurowało ich.
Wpatrywali się we mnie z niedowierzaniem, a mi od razu poprawił się humor.
Zapewne nie spodziewali się, że drugi raz z rzędu zrobię im kartkówkę z tego
samego zagadnienia, tym bardziej, że nie było specjalnie trudne.
– Pan żartuje, tak?
– Wyglądam na takiego?
Macie pięć minut.
Chyba muszę zacząć
uważać, pomyślałem. Nigdy nie wiadomo,
co im przyjdzie do głowy w ramach odwetu.
Tym razem postawiłem
osiemnaście szmat, a reszta jakoś się śliznęła. Byłem ciekawy co powiedzą na
następnej lekcji, kiedy znowu przywita ich kartkówka z tym samym pytaniem.
– Mogę iść na imprezę?
Miałem już koniec
lekcji, Robin też. Został w klasie po zajęciach i z niepewną miną zadał mi to
głupie pytanie. Teoretycznie rzecz biorąc, był dorosły i nie miałem prawa mu
zabronić. Ale zapytał, bo wiedział, że po tej ostatniej jestem wręcz chory na
dźwięk słowa „impreza”.
Postawiłem na
szczerość.
– Wiesz, że nie mogę
ci zabronić, ale wolałbym, gdybyś nie szedł.
Zmarszczył brwi.
– Wrócę do dwunastej,
ok? To właściwie nie impreza, tylko spotkanie w pizzerii. Obiecałem Philowi, że
przyjdę. I nie będzie Cleo… Phil obiecał, że tym razem wszystkiego przypilnuje.
Oczywiście, że
przypilnuje, pomyślałem zjadliwie. Tym razem zamiast tej erotomanki, będzie się
do ciebie dobierał twój pożal się panie Boże przyjaciel.
Nie chciałem mu
pokazać, jak bardzo nie chcę, żeby tam szedł, więc wzruszyłem ramionami i
starałem się zachować kamienną twarz.
– W porządku – rzuciłem.
– Wierzę, że drugi raz nie dasz się tak podejść. Ale jeśli coś będzie się
działo, dasz mi znać.
– Ok. Dzięki. Jedziemy
już?
– Mhm… Tylko zaniosę
dziennik do pokoju, ok?
– Spoko, poczekam przy
aucie.
Z westchnieniem
zszedłem po schodach do pokoju nauczycielskiego. Humor znowu kompletnie mi się
popsuł. Przed oczami miałem Robina obściskującego się w łazience z Brownem…
Dotykających się, całujących, pieprzących… Tym razem czułem chyba tylko smutek.
Wiedziałem, że jeszcze mam szansę jakoś go powstrzymać. Mogę mu zabronić iść
się z nim spotkać, ale czy to coś da? Prędzej czy później Brown znowu będzie
miał okazję i jeśli tylko spróbuje, nie będę w stanie ich powstrzymać.
Wszystko zależało od
Robina. Wiedziałem to, a mimo to coś ciągle kazało mi walczyć o niego wszelkimi
dostępnymi sposobami. Byłem przerażony tym, że mogę go stracić i tym, jak
wielkie spustoszenie wywoływała we mnie ta myśl.
Odłożyłem dziennik i
kluczyki, a potem pozbierałem swoje rzeczy i poszedłem do auta. Robin właśnie
kończył palić papierosa.
– Coś nie tak? –
spytał, widząc moją kwaśną minę.
– Wszystko w porządku
– odparłem. Wrzuciłem swoje rzeczy na tylne siedzenia i wsiadłem do auta. – O
której chcesz wyjść? – zapytałem.
– Tak około
siedemnastej. Angela i Lucy obiecały zająć nam dobre miejsce, żeby wszyscy się
pomieścili. Heh, a może chcesz pójść z nami, co? Uh, ale by mieli minę, gdybyś
przyszedł! Haha!
No, tak… Byłem
przecież wychowawcą tych smarkaczy. Uśmiechnąłem się blado.
Wyszczerz od razu
zniknął z jego twarzy, a oczy spojrzały na mnie z troską. Jego drobna dłoń
zacisnęła się lekko na moim udzie i zaczęła je głaskać.
– Co się dzieje?
Ostatnio jesteś kompletnie nie w humorze. Możesz mi powiedzieć…
– Wszystko w porządku
– odparłem niemal grobowym głosem. – Zawsze tak znoszę przesilenie.
– Ale na pewno?
Słuchaj, jeśli coś jest nie tak… Ja ci mówię, więc…
Szczerze wątpię,
pomyślałem. Pokręciłem głową.
– To naprawdę nic.
– Martwisz się tym, że
Atkinson i Phil nas zobaczyli? – spytał. Jego policzki oblały się lekkim
szkarłatem. – Wiesz, ja chyba bardziej powinienem się martwić. Końcu to mnie zobaczyli jak… Jak…
Parsknąłem śmiechem,
widząc jego konsternację i zażenowanie. Wygląda na to, że on przeżywa to wciąż
i wciąż.
Biedny. Sam chyba bym
się zawstydził, gdyby ktoś zupełnie nieświadomy mojej orientacji nakrył mnie
jak robię loda innemu facetowi. Odwzajemniłem jego uścisk na swoim udzie.
– Nic mi nie jest –
powiedziałem rozbawiony. – Naprawdę. Nie musisz się mną przejmować.
– Widzę, że moje
zażenowanie poprawiło ci humor.
– Powiedzmy.
Westchnął ciężko,
odchylając się bardziej na oparcie siedzenia.
– Dobre chociaż tyle.
W domu czas szybko
poleciał – Robinowi na gotowaniu, a mi na sprawdzaniu kartkówek. Zawsze robiłem
to jak najszybciej i często oddawałem je z dnia na dzień, rzadko kiedy musieli
długo czekać na wyniki. Miałem taką zasadę, że jeśli zrobiłem kartkówkę, to
dopóki jej nie oddam, nie pytam nikogo i nie robię następnych. Początkowo
dzieciaki, słysząc to, były niezwykle entuzjastycznie nastawione do tego
pomysłu. Kiedy jednak się okazało, że bardzo szybko oddaję ich prace, ich
entuzjazm osłabł.
Robin
Byłem ciekawy, co aż
tak wytrącało Sebę z równowagi, że chodził przez większość czasu jak chmura
gradowa. Albo bomba zegarowa – normalnie nie wiadomo, kiedy wybuchnie. Widziałem
jednak, że nie jest zły na mnie. Chociaż tyle dobrze. Nie podobało mi się
jednak, że ciągle jest zamyślony i nie chce mi powiedzieć, o co chodzi. Trochę
mnie tym uraził, ale nie dałem mu niczego po sobie poznać.
Ugotowałem coś na
szybkiego, a potem wziąłem prysznic, ubrałem się w te lepsze ciuchy i już
chciałem wyjść z domu, kiery pomyślałem o moim małym czworonogu. Po cichu
zakradłem się do kuchni i wyciągnąłem z lodówki dwie parówki. Był jeszcze mały,
więc powinno mu starczyć. Już chciałem wychodzić, kiedy w drzwiach pojawił się
Seba.
Szybko schowałem ręce
za siebie.
– Co ty tam masz? –
zapytał.
Zarumieniłem się
lekko.
– Nic.
– Chyba nie kradniesz
mi kondomów, co? – uniósł zadziornie jedną brew. Kondomów? A niby po co mi
kondomy na spotkaniu w pizzerii?!
– A trzymasz je w
kuchni? – zapytałem takim samym tonem jak on.
Uśmiechnął się
półgębkiem. Takie uśmiechy powinni umieszczać na okładkach Playboya. Sam
wykupiłbym chyba wszystkie numery.
– Oczywiście. W szafce
z lekami, nie wiedziałeś?
Spojrzałem na niego ze
zdziwieniem.
– A nie… w pokoju?
– W pokoju też –
uśmiechnął się cwaniacko. – To… co tam chowasz?
– N–nic.
– Daj spokój, przecież
widzę.
– Naprawdę nic!
– I dlatego się tak
rumienisz?
– Nie rumienię się!
– Robin, ty nie umiesz
kłamać. I tak, rumienisz się. No, pokaż.
– Naprawdę nic… – Seba
zrobił krok w moją stronę i spróbował zajrzeć za moje plecy, ale ja odsunąłem
się w tył. Cała ta sytuacja była właściwie całkiem zabawna, ale naprawdę nie
chciałem, żeby zobaczył te parówki. Nie chciałem mu mówić o psie. Przecież i
tak by się nie zgodził go wziąć! Wyśmiałby mnie tylko. – NIC! Łii! – Seba
podstawił mi nogę i popchnął mnie do tyłu. Żeby utrzymać równowagę, musiałem
się go przytrzymać.
Zanim ogarnąłem, co
się dzieje, on już ze zdumieniem wpatrywał się w parówki, które trzymałem.
– He? Na co ci, do
cholery, parówki?! – spytał, najwyraźniej nie mogąc tego pojąć.
– Ee… Zgłodniałem –
mruknąłem na maksa zawstydzony.
– Nie mogłeś zjeść w
domu jak człowiek?
– Spieszę się…
Chciałem to zrobić po drodze.
– I ukrywałeś to, bo…?
To już było trudne
pytanie. Może faktycznie lepiej było od razu mu je pokazać i mieć święty
spokój? Tak się jednak składało, że zadziałała moja podświadomość. Bałem się,
że domyśli się istnienia psa i się wkurzy, że karmię drogimi parówkami jakąś
przybłędę. Ale ja wolałem sam nie zjeść i dać coś temu małemu biedakowi! Był
taki słodziutki…
– Było mi głupio –
skłamałem na poczekaniu.
– Głupio? – uniósł
brwi ze zdziwienia.
–No, głupio, no! Mogę
już iść? – w moim głosie zawibrowała jakaś błagalna nutka. Najwyraźniej ją
wyczuł.
Przez chwilę
patrzyliśmy sobie prosto w oczy, niemal się siłując.
A potem objął mnie w
pasie i pocałował mocno w usta. Otworzyłem szeroko oczy, kompletnie tym
zaskoczony. Co mu tak nagle się zachciało?
Jego ręka zaczęła
ugniatać moje krocze i pobudzać je.
– Nie – jęknąłem, z
trudem zmuszając się, żeby go odepchnąć. – Nie, muszę iść… Jak wrócę.
– Chcę teraz – odparł
i popchnął mnie na lodówkę, która aż zatrzęsła się od impetu uderzenia. Jego
wargi ponownie przylgnęły do moich, a jego ciało przycisnęło mocno do lodówki.
Jedna dłoń macała nachalnie mój pośladek, a język penetrował usta. To było
takie przyjemne… Chciałem tak już zostać i pozwolić mu się wziąć, ale
wiedziałem, że jeśli to zrobię, w życiu nie zdążę na czas na spotkanie.
Odwróciłem głowę w bok.
– Seba… Naprawdę muszę
iść – wymamrotałem i jęknąłem cicho. Jego usta ssały zawzięcie moją szyję. –
Seba…
– Przecież tego chcesz
– odparł.
– Chcę – przyznałem –
ale muszę iść. Proszę… Przestań. SEBA!
Jeszcze przez chwilę
męczył moją szyję, a potem niechętnie się odsunął. Widząc jego zawiedzioną
minę, rzuciłem.
– Jak wrócę, ok?
Prychnął tylko.
– Baw się dobrze.
Skinąłem głową i
wyszedłem z domu. Szedłem jak kaczka, bo byłem już nieźle podniecony, a twardy
penis ocierał mi się o majtki i to nie było fajne. Pomyślałem o czymś bardzo
nieprzyjemnym i zanim dotarłem do psa, jako tako mi przeszło.
– Cześć maluchu –
kucnąłem obok niego. Przewrócił karton i na krótkich nóżkach lawirował pomiędzy
śmieciami, wąchając je zawzięcie. Ogon latał mu na wszystkie strony w takim
tempie, że mało mu nie odpadł. – Mam dla ciebie trochę jedzenia. Te parówki
stoją w sklepie po piętnaście euro za kilogram, więc postaraj się nie
wybrzydzać, dobra?
Pies zaskomlał cicho.
Nakarmiłem go małymi kawałkami kiełbasy i z butelki wody, którą schowałem za
śmietnikiem, nalałem mu jej do małej miseczki. Napił się z wyraźną ochotą.
Poprawiłem mu jego legowisko w taki sposób, żeby nie mógł sobie zbyt swobodnie
wychodzić. Bałem się, że pewnego dnia przyjdę go odwiedzić, a jego już nie
będzie.
– Nie nazwałem cię
jeszcze – mruknąłem cicho, głaskając jego puszystą i miękką sierść. – Co
powiedz na Klein? Mam nadzieję, że za dużo nie urośniesz i zostaniesz takim
rozkosznym maluszkiem. Dobra, muszę lecieć. Jutro cię odwiedzę. Tylko nigdzie
nie odchodź, dobra? – Włożyłem go do kartonu i poszedłem do Phila. Jergo dom
był niedaleko pizzerii. Gdy zadzwoniłem, wyskoczył jak poparzony z
rozczochranymi włosami.
– Hej! – rzucił z
uśmiechem. – Jeszcze chwila, nie jestem gotowy.
– Spoko, poczekam.
– Uch, zaraz zejdę.
Pognał w samych
skarpetkach na górę, a po chwili usłyszałem głośno ŁUP!
– Nic mi nie jest!
Zaśmiałem się. Jego
rodziców chyba nie było.
Zszedł po chwili
odwalony tak, jak nie ubierał się nawet na randki z Lucy. Wyglądał super w
lekko powycieranych i rozerwanych na kolanie dżinsach, białej koszulce, w
wycięciu której połyskiwał srebrny krzyżyk i czarnej kurtce, którą właśnie
zakładał. Swoje włosy modnie zaczesał i założył za ucho. Jego perfumy zawsze mi
się podobały. Super na nim pachniały.
Przez chwilę zagapiłem
się na niego, co najwyraźniej mu się spodobało.
– Jak wyglądam? –
zapytał.
– Naprawdę… dobrze.
– Masz głupią minę –
rzucił Phil ze śmiechem, wciągając na nogi swoje tenisówki. Spojrzał na mnie
ukradkiem i jego uśmiech nagle ustąpił zdumieniu.
– Co? – spytałem
zdezorientowany, kiedy wgapiał się we mnie z jawnym niedowierzaniem. – Co się
stało?
– Chyba żart…
Wyprostował się i
odgiął moją szyję do tyłu, patrząc na nią uważnie. Wyrwałem mu się.
– O co ci chodzi? –
powtórzyłem pytanie.
– Idź do łazienki i
sam zobacz – odparł. Wyglądał na wkurzonego.
Podrapałem się po szyi
i posłusznie wszedłem do łazienki. Zerknąłem w miejsce, które tak
zainteresowało blondyna i zrobiłem oczy jak pięć złotych.
– HE?!
– Nie wiedziałeś? –
spytał kpiąco. Stał w drzwiach łazienki z założonymi rękami. Uśmiech sprzed
chwili zniknął bezpowrotnie.
– Nie – zająknąłem
się. Potarłem OGROMNĄ malinkę na swojej szyi. Była wściekle czerwona i widoczna
z daleka. – Przeszedłem tak przez całe miasto! – jęknąłem, zakrywając twarz
dłońmi. – Zabiję go. Zrobił to specjalnie!
Byłem wściekły na
Sebę. Po cholerę to zrobił?! Miał zły humor, ok, ale żeby odwalać coś takiego?
– To chyba znaczy
„jesteś mój” – burknął Phil. – Zaznaczył swoją własność.
– Ja nie jestem jego
własnością! To tylko niezobowiązujący seks.
– Dla niego to chyba
coś więcej.
– Pff. To on ustalił takie
zasady!
– Może po prostu nie
lubi się dzielić?
– Dzielić? Niby z kim?
Seks to seks. I kropka. Nic więcej, nic mniej.
– Skoro tak mówisz –
rzucił, patrząc na mnie sceptycznie.
– Phil, pomóż mi to
ukryć. Przecież nie pójdę z czymś takim zobaczyć się z resztą!
Phil prychnął,
najwyraźniej z trudem powstrzymując się od ciętej riposty. Podszedł do mnie i
przez chwilę grzebał w kosmetykach swojej matki, a potem wyciągnął jakiś jasny
puder i pędzelkiem nałożył mi go taką ilość, że malinki… niemal nie było widać.
Niemal.
– Eh, ktoś i tak
zauważy – powiedziałem zrezygnowany. – Nie masz jakiegoś szalika?
– Jest chłodno, ale na
szalik chyba trochę za ciepło, co?
– Powiem, że się
przeziębiłem. No, weź!
– Dobra, dobra! Zaraz
przyniosę. A propos chemika… Dużego ma?
Zaczerwieniłem się
chyba na całym ciele.
– Phil! – warknąłem
ganiąco, popychając go. – Przestań.
– No, co? Jestem
ciekawy. Trochę o tym poczytałem. Ponoć boli, jak się…
– Lala lala lala lala
– mówiłem głośno, zakrywając uszy. Nie chciałem rozmawiać na takie tematy.
Poprawka. Nie chciałem
Z NIM rozmawiać na takie tematy.
– Ej, przestań! Jestem
po prostu ciekawy.
– Nic nie słyszę, lala
lala.
– Idiota.
Wyszedł na chwilę z
łazienki, po czym wrócił z szalikiem. Zawiązałem go sobie na szyi.
– Uch, będzie wojna –
mruknąłem, szarpiąc się z kawałkiem materiału.
– Podoba ci się, jak
ci wkłada? – spytał wyraźnie zaintrygowany.
– PHIL!
Sebastian
Wypiłem duszkiem
kolejnego drinka. Na dyskotece było już sporo osób, wielu interesujących
facetów tańczyło zmysłowo, szukając potencjalnej osoby, która ich wypieprzy.
Nie miałem jednak zamiaru się pieprzyć. Chciałem się rozerwać. Odpocząć od
całej bandy bachorów, Robina i tego głupiego uczucia osamotnienia, kiedy
wychodził z tym jebniętym Brownem. W chwili takiej jak ta zwyczajnie bym
gówniarza udusił. Za to Robin… Och, chciałem go zerżnąć. Teraz, już, chciałem
zaznaczyć, że jest tylko mój i będzie tak długo, jak sobie tego zażyczę i bałem
się tego. Bałem się swoich myśli i uczuć względem niego.
Zaczynałem się bać
samego siebie.
Impreza była dobra.
Tańczenie z innymi ciotami, obmacywanie ich i zdecydowane odbieranie nadziei na
zerżnięcie dupy było zabawne. Na studiach często wychodziłem do takich miejsc.
Nie było dnia, w którym nie poderwałbym jakiegoś smakowitego kąska. Miałem
wszystkich, których chciałem.
A potem zacząłem uczyć
w szkole. Dyrektor wiedział o mojej orientacji i prosił, żeby się z nią zbytnio
nie obnosić, bo rodzice mogą nie być zbyt tolerancyjni. Zgodziłem się, bo
właściwie nie miałem ochoty na dalsze imprezowanie. Znudził mi się przygodny
seks aż w końcu Robin ze mną zamieszkał. I znowu zacząłem myśleć o tym, żeby
się pieprzyć. Był młody, ładny i chętny. Mieszkał ze mną, wiec miałem do niego
nieograniczony dostęp. Dzieciak był zadziorny, ale to typowy pasyw – to ja
kierowałem tym związkiem tak, jak tego chciałem. Teraz jednak wydaje mi się, że
pokierowałem nim źle.
Robin
Nie chciałem odwalić Sebastianowi
kolejnego numeru, więc punkt dwunasta pojawiłem się w domu. Robiłem wszystko
jak najciszej, bo nie byłem pewny, czy śpi, czy nie. Światła były pogaszone,
jedynie mała lampka stojąca w kuchni dawała jako taką widoczność. Tam też
znalazłem Sebę buszującego w lodówce.
– Hej, już wróciłem –
powiedziałem spokojnie.
Kiedy się do mnie
odwracał, potknął się i omal nie wywrócił. Spojrzałem na niego ze zdziwieniem.
Jęcząc coś cicho, próbował ustać na nogach. Chwiał się lekko.
– Coś nie tak? –
spytałem zdziwiony. Zmarszczyłem brwi. – Jesteś pijany?
Zaśmiał się
głupkowato, co utwierdziło mnie w moim przekonaniu.
– Tylko odrobinkę…
wstawiony.
Jego oczy błyszczały
dziko, kiedy na mnie patrzył. Zauważyłem, że jest podniecony. Zatrzasnął głośno
lodówkę i podszedł do mnie. Skrzywiłem się, czując odór alkoholu.
– Mam ochotę cię
zerżnąć – mruknął, przyciągając mnie do siebie blisko. – Mocno… zerżnąć.
– Puść mnie! –
warknąłem, próbując go odepchnąć, ale zaczął mnie nachalnie całować tam, gdzie
sięgnął. – Puść! Seba!
– Obiecałeś mi.
– Jesteś pijany!
Był silniejszy. O
wiele silniejszy, mimo to udało mi się jakoś wyrwać z jego uścisku.
– Nie będę uprawiał
seksu z alkoholikiem.
– Alkoholikiem?! Raz
się napiłem i od razu robisz ze mnie alkoholika?
Wyglądał na złego. Zakląłem
w myślach. Wolałem go nie denerwować. Nie miałem pojęcia, do czego może być
zdolny po pijanemu. Wolałem nie ryzykować. Nawet najłagodniejszym osobom nie
można ufać, kiedy są pod wpływem, a jemu to już w szczególności.
– Idę spać –
powiedziałem stanowczo. – Ty też i to bez dyskusji.
Prychnął.
– Chyba śnisz,
smarkaczu. Tutaj ja ustalam reguły.
– Nie dzisiaj. I nie w
takim stanie. Idę spać.
Chciałem wyjść z
kuchni, ale złapał mnie za nadgarstek i ścisnął mocno. Pociągnął mnie w swoją
stronę i zaczął całować po twarzy, a potem na siłę wepchnął mi język do ust.
Tym razem nie pozwolił mi się wyrwać. Czułem jaki jest twardy i bałem się go w
takim stanie. Mógłbym pozwolić mu to zrobić dla świętego spokoju, ale na pewno
nie dałby rady się kontrolować. Zrobiłby mi krzywdę.
– Nie jestem dziwką,
którą możesz sobie pieprzyć, kiedy ci przyjdzie ochota! – warknąłem, odwracając
głowę w bok.
– Jesteś mój i będę
cię pieprzył, kiedy mi się podoba! – odparł z taką pewnością, że miałem ochotę
go uderzyć. Wkurwiłem się jak nie wiem. Wziąłem głęboki oddech i z całych sił
próbowałem go odepchnąć. Udało mi się.
– Daj mi spokój! Nie
zbliżaj się do mnie, dopóki nie wytrzeźwiejesz!
– Robin, nie
przeciągaj struny…
Skoczyłem w kierunku
drzwi, ale znowu mnie pochwycił i szarpnął w swoją stronę. Straciłem równowagę
i upadłem na podłogę. Nic mi się nie stało, ale postanowiłem udawać coś
zupełnie innego. Miałem nadzieję, że wtedy mi odpuści.
Skuliłem się i
jęknąłem boleśnie. Kątem oka widziałem, że zamarł.
– Robin? Boże, Robin.
Chyba trochę oprzytomniał.
Uklęknął obok mnie i złapał mnie za ramię.
– Robin? Robin,
przepraszam.
– Zostaw mnie –
odepchnąłem go i usiadłem. – Jesteś pijany! Nie zbliżaj się do mnie.
– Nie chciałem ci
zrobić krzywdy.
– ALE ZROBIŁEŚ!
Zabieraj łapy!
Posłusznie odsunął się
lekko ode mnie. Wstałem i wciąż udając, poszedłem do małego pokoiku. Zamknąłem
go pospiesznie na klucz i odetchnąłem. Byłem niemal pewien, że zgwałciłby mnie
w kuchni, gdybym nie uciekł.
Zapukał w drzwi.
– Robin, w porządku?
Przepraszam.
– Nie odzywaj się do
mnie! Jestem na ciebie na maksa wkurwiony i mam nadzieję, że zapamiętasz sobie
moje słowa! Nie życzę sobie, żebyś się do mnie zbliżał! Idź spać i nie denerwuj
mnie jeszcze bardziej!
– Robin…
– Spierdalaj!
Wydawało mi się, że
jeszcze przez chwilę stoi pod drzwiami, a potem odszedł. Odetchnąłem z ulgą.
Niech sobie nie myśli, że skoro jest starszy, to będzie mnie traktował jak
mebel, który może dowolnie przestawiać według własnego widzimisię.
Następny dzień
zapowiadał się… fascynująco.
O. Mój. Boże. Robi się coraz gorzej. Sebastian traci punkty u Robina i wszystko wskazuje na to, że Philowi może jednak się udać uwieść przyjaciela.
OdpowiedzUsuńZastanawia mnie, dlaczego Sebastian tak często wspomina ostatnio Raia. Czyżby coś się kroiło miedzy chłopakiem a nauczycielem?
No i sprawa psa. Naprawdę marzy mi się scena, w której Seba podpatruje jak Robin go dokarmia i robi chłopakowi niespodziankę zabierając psiaka do domu.
Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział,
Ariana
W sprawie psa zdecydowanie zgadzam się z Arianą. :) no i mam nadzieje że wszystko się jakoś między nimi ułoży.
OdpowiedzUsuńAż się popłakałam. Przez tą akcję w kuchni z pijanym Sebą... on straci Robina przez takie zachowanie T-T.
OdpowiedzUsuńEwa
kurde, a nie mógłby wziąć już tego psiaka do siebie? strasznie mi go szkoda :(
OdpowiedzUsuńTen rozdział zrobił na mnie tak wielkie wrażenie, że po przeczytaniu go kilka godzin temu, nie mogę zasnąć, wciąż przeżywając to, co się stało w tej części.
OdpowiedzUsuńStrasznie szkoda mi Sebastiana. Rozumiem, że poszedł się napić, bo było mu smutno, albo raczej, ponieważ czuł się kompletnie bezradny, kiedy ktoś dla własnego głupiego kaprysu odbiera mu osobę, na której strasznie mu zależy (choć zdaje się, że Sebastian jeszcze nie do końca zdaje sobie z tego sprawę). Mam jednak nadzieję, że to pierwsza i ostatnia taka akcja w wykonaniu naszego drogiego chemika, bo inaczej pożegna się już nieodwracalnie z sympatią Robina, którą, co jak co, ale widać, iż sobie ceni. Trochę mnie irytuje to, że Sebastian nie potrafi przyznać się przed samym sobą do tego, że czuje do Robina coś więcej - tylko czekam, aż w końcu zacznie o niego walczyć tak na poważnie, bo aktualnie to on chyba sobie żarty stroi, myśląc, że zatrzyma go przy sobie, robiąc takie rzeczy.
A Phil... Pfff. Aż żal jest mi komentować jego zachowanie. Liczy się dla niego tylko jego własna dupa. Mimo że Robin PODOBNO jest jego przyjacielem, ten robi mu takie świństwo dla własnego kaprysu. Na początku jeszcze nie było tego tak bardzo widać, może tylko po niektórych drobnych zachowaniach, ale Phil nie liczy się z nikim, ma gdzieś, czy swoim zachowaniem zniszczy komuś życie, czy nie. Nie cierpię go, i tyle.
Co do psiaka, którego dokarmia Robin... Od razu skojarzyło mi się, że w jakiś sposób Sebastian dowie się o nim i w nagrodę za swoje zachowanie po pijaku, w ramach przeprosin pozwoli Robinowi przygarnąć zwierzaka.
Uważam, że Sebastian i Robin to urocza para. Specyficzna, ale posiadająca swój wyjątkowy urok.
Pozdrawiam i mam nadzieję, że wyjazd jest udany. (:
O Boże... Sebastian już przegina. Ale... Och, mam tyle wizji na to, co mogłoby być dalej, że normalnie mogłabym napisać kolejny rozdział xD
OdpowiedzUsuńTa malinka zdecydowanie znaczy "jesteś mój". I to mi się podobało, ale to w kuchni... już niezbyt. Ale może teraz szczerze porozmawiają i Seba wyjawi mu swoje obawy?
Och, czekam niecierpliwie na kolejną część :)
Seby mi szkoda. Kocha skrycie Robina ale nie mówi mu tego. Na prawdę szkoda. Phil może teraz pokazać się z dobrej strony bo Seba mało nie zgwałcić Robina. Masakra.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam !
Sebastian! ty idioto! piles pierwszy raz w zyciu i nie wiesz, jak sie zachowujesz narabany?! Trzeba bylo isc pobawic sie, potanczyc, ale, cholera, nie pic, jak sie nie umie!
OdpowiedzUsuńRobin, blagam, przymknij na to oko. Albo przynajmniej nie zal sie Philowi na zachowanie Seby, bo ten potwor to przeciwko tobie wykorzysta ;(
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTo był straszny odcinek :/
OdpowiedzUsuńHah, nie wiem czemu ale ten fragment z zakrywaniem uszu i 'śpiewaniem' przez Robina skojarzyło mi się z piosenką Naughty Boy 'La La La'. :o
Mam nadzieję, że dzisiaj będzie nowy odcinek. Już się nie mogę doczekać.
OdpowiedzUsuńJa też mam nadzieję, że pojawi się dzisiaj kolejny odcinek. Choć obawiam się, że może być problem. Przez ostatnie kilka tygodni części pojawiały się o 21:00. A w tym tygodniu w czwartek nie było nic i teraz też nie pojawia się nic nowego.
OdpowiedzUsuńAle dalej czekam i co chwila odświeżam stronę.