sobota, 30 listopada 2013

6.Poskromić złośnika



Colin był w szoku. Powoli naprawdę zaczynał tracić nadzieję, że uda mu się zbałamucić nastolatka, a teraz nagle ten robi mu taką niespodziankę. Szatyn cieszył się jak głupek z możliwości zbadania rejonów, które do tej pory były dla niego niedostępne.
– Gdzie nie mogę dotykać? – spytał. To, że Joe zostawił bieliznę, trochę go rozczarowało. Miał nadzieję, że będzie mógł się tego pozbyć w dalszej fazie zabawy.
– Możesz wszędzie – odparł cicho Joe.
Jego penis aż drgnął na to oświadczenie. Wszędzie. Mhm… Tak długo na to czekał.
Jego ręka dotknęła delikatnie obojczyka chłopaka. Nie był głupi, wiedział, że musi to wszystko robić wolno. Joe robił dobrą minę do złej gry, ale Colin nie dał się oszukać. Joe trochę się bał tego, co miało nastąpić. Colin miał zamiar zrobić wszystko, żeby chłopak przyszedł do niego po więcej. Jeśli teraz da ciała, straci szansę na możliwość zbliżenia się do niego już bezpowrotnie.

Jego opuszki palców naprawdę długo badały smukłą szyję, obojczyki i okolice sutków. Wystarczyło tylko kilka razy je dotknąć, żeby zamieniły się w twarde guziczki. Colin naprawdę nie mógł uwierzyć, że Joe jest hetero. Jaki hetero reaguje tak szybko i mocno na pieszczoty innego faceta?!
Zsunął dłoń niżej, odnajdując po kolei wszystkie żebra, a potem jego ręka przylgnęła do brzucha i zaczęła go delikatnie głaskać. Joe naprawdę miał delikatną skórę. Jego mięśnie się napięły, kiedy Colin zjechał ręką poniżej pępka, a zawartość białych bokserek lekko się powiększyła, tak samo jak rumieńce na twarzy chłopaka. Gdy Colin spojrzał mu w oczy, Muller szybko odwrócił wzrok.
– Nie ma się czego wstydzić – powiedział cicho, całując go lekko w czoło. – Jesteś naprawdę przystojnym chłopcem, Joe. Wierz mi, że… niejedna dziewczyna może tylko pomarzyć o tak ładnym chłopcu jak ty.
Rudy nie odpowiedział. Czuł przyjemne dreszcze i ciepło w miejscu, gdzie Colin go dotykał. To było naprawdę przyjemne. Nie sądził, że może takie być. Drgnął, gdy opuszki palców przejechały przez jego kość biodrową i zsunęły się aż na lewe kolano, gdzie ręka mężczyzny zacisnęła się lekko. Joe zdusił w sobie jęk, gdy zobaczył, że dłoń przesuwa się w górę jego uda, wyraźnie po wewnętrznej stronie. Nawet nie wiedział, kiedy rozsunął nogi. Jego penis jeszcze bardziej stwardniał, a z jego ust wyrwał się cichy jęk.
Dłoń Colina gładziła niespiesznie wnętrze jego uda, ani razu nie dotykając bokserek nawet przypadkiem. Uda Joe drżały lekko. W pewnym momencie palce mężczyzny zahaczyły o gumkę jego majtek. Joe przełknął ciężko ślinę, ale uniósł lekko biodra, pozwalając Colinowi zsunąć je z siebie.
Zawstydził się, gdy bokserki zjechały do jego kolan, a jego boląca już męskość wyprężyła się dumnie. Z trudem powstrzymał odruch zakrycia tego miejsca przed ciekawskim wzrokiem Colina. To było żenujące – leżeć na łóżku zdeklarowanego geja nago, z pełnym wzwodem.
Colin nachylił się nad nim i pocałował go lekko w policzek. Chłopak wziął głęboki, uspokajający oddech.
– Jesteś nieśmiały – odkrył nagle ze zdumieniem Straus.
– N–nieprawda! – odparł słabo Joe.
– Jesteś pełen sprzeczności, wiesz?
– No, to co? – spytał chłopak wysokim głosem. Chrząknął, gdy usłyszał jak piskliwie zabrzmiał.
–Nic. Stale mnie zaskakujesz. – Dłoń Colina wsunęła się pod ciało Joe i przygarnęła go do siebie. Joe nie zaprotestował, wygodnie opierając głowę na ramieniu Colina. Chłopak zadrżał.
– Zimno? – spytał szatyn.
– Trochę.
Colin nakrył ich obu kołdrą. Jego ręka zaczęła badać kolejne tereny – plecy, lekko odstające łopatki, linię kręgosłupa. Joe po raz kolejny zadrżał, gdy inspekcji zostały poddane jego pośladki. Jeden palec wcisnął się pomiędzy nie i przesunął się przez dziurkę aż do jąder. Joe cały się spiął.
– Spokojnie, tylko dotykam – powiedział cicho szatyn. – Nigdy nie zrobiłbym ci krzywdy, przysięgam.
– To… dziwne.
– Co? – spytał leniwie Colin, trącając palcem TO miejsce. Ku zdumieniu Joe, było bardzo wrażliwe.
– Nikt mnie tam nigdy nie dotykał – wymamrotał kwaśno rudy.
– To zrozumiałe.
Zapadła cisza. Joe zamknął oczy i nawet trochę się rozluźnił. Colin nie próbował wsunąć palca do środka, naprawdę tylko dotykał i właściwie nie było to już aż takie straszne. To prawda, że strach jest zwykle większy od samego zagrożenia.
– Skoro ty mi zrobiłeś taki prezent, też ci coś dam…
Colin ułożył chłopaka na wznak, a potem zsunął się w dół i zniknął pod kołdrą. Joe jęknął, wyginając się w łuk, kiedy ciepła dłoń ujęła jego męskość u nasady i wsunęła ją do ciepłych wilgotnych ust. Nikt nigdy nie zrobił mu jeszcze loda, ale teraz już rozumiał, jak wspaniałe jest to uczucie.
Szatyn miał wprawę. Ssał go mocno i szybko, wystarczyło naprawdę niewiele, żeby doprowadzić nastolatka do spełnienia. Joe chciał odsunąć jego głowę, ale Colin zignorował ciągnięcie za włosy i pozwolił mu się spuścić wprost do swoich ust.
– Smakujesz wybornie – mruknął z rozbawieniem Colin, wracając na swoje miejsce. Skrzywiona twarz Joe wyglądała naprawdę zabawnie.
– Fuj! Jak mogłeś to zrobić? To ohydne.
– Chcesz buzi? – spytał szatyn, nachylając się nad nastolatkiem.
– Nawet się nie waż! Colin, powiedziałem „nie”! – Mężczyzna liznął chłopaka po twarzy, zostawiając mu na policzku białą smugę. – Fuj, Colin. Powiedziałem, że… – Język przedostał się przez wargi i wsunął do środka. Joe w ułamku sekundy zamienił się niemal
 w skamieniałość i wyraźnie nie był zdolny do żadnego ruchu. Pozwalał się przez chwilę całować. Gdy Colin skończył, rudy jęknął tylko cicho ze zgrozą, zasłaniając sobie usta.
– Masz szczęście, że są święta, inaczej już byś nie żył – wyjąkał. Było mu trochę niedobrze, ciepła i lepka sperma wciąż znajdowała się w jego ustach.
– Mam tego świadomość. Trochę słone, ale nienajgorsze, co? Można się przyzwyczaić.
Głuchy odgłos dłoni uderzającej w policzek był jedyną odpowiedzią.

Następnego dnia Joe nadal trochę się boczył na Colina. Goście zostali jedynie na śniadaniu, a potem rozjechali się do swoich domów. Został tylko Colin z Joe, no i domownicy – Monica, Brad i Michael, a że małżeństwo chciało spędzić ze sobą trochę czasu sam na sam, wygonili „młodzież” z domu.
Chłopacy postanowili pójść na sanki i trochę się pobawić. Z garażu wyciągnęli trzy pary całkiem nowych sanek i poszli na górkę, z której Colin zjeżdżał jeszcze jako dziecko.
– Kłopoty w raju? – spytał kpiąco Michael.
– Zaraz ty będziesz miał łopoty – mruknął Joe, wkładając ręce do kieszeni.
– Och, proszę cię! Chyba nie sądzisz, że się ciebie wystraszę?
– Chyba nie sądzisz, że skoro jesteś bratem Colina, to nie przemebluję ci twarzy?
Michael spojrzał nienawistnie na starszego brata. Joe niemal mógł czytać w jego myślach. „Ja nie uważam go za mojego brata.” Te słowa były wręcz wypisane na jego twarzy. Na szczęście chłopak miał trochę kultury osobistej i nie powiedział tego na głos.
– Naprawdę musicie się kłócić? –spytał z westchnieniem Colin. Spojrzał w dół górki, na którą właśnie dotarli.
– To on zaczął – warknął Joe.
– Jak dzieci – mruknął szatyn, poprawiając wełnianą czapkę na głowie.
– Skoro my się kłócimy, to może się nie wtrącaj, co? – powiedział Michael podniesionym głosem. – To, że jesteś starszy, nie daje ci takiego prawa.
– O co ci właściwie chodzi, Michael? Nie poznaję cię ostatnio.
– Jesteś pedałem, to się stało.
– Wiedziałeś o tym wcześniej.
– Nie, nie wiedziałem! Starzy nic mi nie powiedzieli!
– To już nie mój problem. Nie wiem co moja orientacja ma do twojego zachowania.
– Ma to, że jesteś psychicznym świrem, pchającym w dupę przy pierwszej lepszej okazji! – krzyknął Michael rozzłoszczony. – I jeszcze przywozisz na święta pierdolniętą wiewiórę, która nie ma jaj się przyznać, że ruchasz ją w dupę!
Colin zamarł, ale nie dlatego, że słowa brata go oburzyły. Bardziej bał się tego, co…
– Zajebię tę małą pizdę! – krzyknął Joe.
W ułamku sekundy dopadł młodszego chłopaka i popchnął go na śnieg. Michael tylko cudem się nie przewrócił i z zaciętą miną rzucił się na rudowłosego. Colin podbiegł do nich, ale Joe już wiedział, co musi zrobić, żeby nie dać się tak po prostu obezwładnić. Szybki, niespodziewany kopniak z piętki w krocze szatyna załatwił sprawę. Colin zawył z bólu, kuląc się i łapiąc za krocze, a Joe w tym czasie wrócił do bójki z Michaelem.
– Zabiję cię! – krzyknął Joe, uderzając chłopaka mocno w twarz. Krew buchnęła z nosa przeciwnika.
– Jebany pedał! – syczał Michael, nie mając zamiaru się poddać.
– Michael! Joe! Przestańcie w tej chwili! – produkował się Colin, ale oni go w ogóle nie słuchali.
Upadli na śnieg, szarpiąc się i okładając pięściami. Colin cały czas krzyczał, że mają przestać, ale oni go nie słuchali. Zaczęli się staczać z górki, wciąż warcząc i próbując jakoś zaszkodzić przeciwnikowi. Colin szybko usiadł na sanki (doszedł do wniosku, że tak będzie zdecydowanie szybciej) i pojechał za dwoma nastolatkami, chcąc ich jakoś rozdzielić. Śnieg był na tyle zamarznięty, że szatyn dosyć szybko ich dogonił.
– Hej! Spokój!
Podbiegł do chłopaków. Złapał Joe w pasie i ściągnął go ze swojego brata. Michael usiadł i przejechał ręką po twarzy, nieświadomie rozcierając bardziej krew. Patrzył na Colina i Joe z nienawiścią.
– Jesteś zadowolony? – spytał, patrząc na starszego brata. – Zobacz, co twoja dupa mi zrobiła!
– Och, wybacz! – syknął Joe, próbując się wyrwać. Bezskutecznie. – Nie moja wina, że taka z ciebie cipa! Co? Popłaczesz się, bo pedał ci dokopał? – szydził Muller.
– Michael, my naprawdę nie jesteśmy razem – powiedział Colin spokojnie. – Joe miał problemy w domu i wprowadził się do mnie, ale to tyle. Przyjechał do nas na święta, bo pokłócił się ze swoją rodziną…
Joe zmarszczył brwi. Co prawda, Colin nie kłamał, ale Michael nie musiał o tym wiedzieć. Rudy nie lubił gejów (albo myślał, że nie lubi) i wiedział, co w tej chwili jeszcze bardziej rozsierdzi Michaela, a o niczym innym nie marzył, nawet jeśli to było wbrew jego zasadom.
Odwrócił głowę do tyłu i pocałował Colina mocno w usta. Mężczyzna zamarł i rozluźnił uścisk, więc Joe przekręcił się w jego ramionach i pogłębił pocałunek, obejmując go za szyję. Było przyjemnie, chociaż niekoniecznie o to mu chodziło. Specjalnie wkładał Colinowi język do ust w taki sposób, żeby Michael wszystko dobrze widział. Dla homofoba patrzącego z boku z pewnością wyglądało to ohydnie.
Joe przerwał pocałunek i spojrzał na młodszego brata Colina. Uśmiechnął się kpiąco.
– Masz pedałów za takie cioty, a wygląda na to, że jeden właśnie skopał ci dupsko.
– A więc jednak? – spytał Michael nienawistnie.
– Michael, Joe nie… – próbował Colin, nie bardzo wiedząc jak zareagować.
– Joe tak, Colin – przerwał mu z rozmysłem rudy. – Niech sobie trochę popłacze, że ciota spuściła mu lanie. To z pewnością bardzo godzi w jego dumę!
– Joe, przestań.
– Sam tego chciał.
– To mój brat.
– Który, jeśli jeszcze tego nie zauważyłeś, darzy cię nienawiścią. Wracam do domu.
Colin zagryzł dolną wargę, patrząc jak Joe zaczyna powoli podchodzić pod górkę. On również kilka razy oberwał, miał rozwaloną wargę i nos, ale nie wyglądał na kogoś, kto się tym przejął.
– Pomogę ci – powiedział cicho do brata. Wyciągnął do niego rękę, ale Michael odtrącił ją.
– Łaski bez. Leć do swojego chłoptasia i porządnie go wypieprz, żeby się nie rzucał jak wesz na grzebieniu.
Colin popatrzył na brata w ciszy i nagle… nagle zrobiło mu się naprawdę przykro. Nigdy nie sądził, że jego orientacja jest dla Michaela takim problemem. Zdał sobie sprawę, że przyjeżdżając do rodziców na święta, tak naprawdę odebrał je młodszemu bratu. Nie chciał tego. Nie chciał odbierać mu tak ważnych dni, a zepsuł wszystko na całej linii.
– Przepraszam – powiedział cicho, spuszczając głowę. Jego oczy zaszkliły się lekko. Tak dawno nie płakał… – Przepraszam za Joe i to wszystko. Nie chciałem ci zepsuć świąt. Jeśli… Jeśli to cię uszczęśliwi, to obiecuję, że na żadne już nie przyjadę.
Odwrócił się na pięcie, nie chcąc pokazać bratu swojego żalu i łez. Zarzucił sobie sanki na plecy i poszedł za Joe, który powoli już znikał na horyzoncie.
Nie widział szeroko otwartych ze zdziwienia oczu brata.

~~#~~

Droga do domu była krótka, ale wystarczająca, żeby jakoś opanować wzburzone emocje. Joe nie odezwał się ani słowem, chociaż na pewno zauważył, w jakim Colin jest stanie. Faktem jednak było, że w pocieszaniu ludzi nie miał najmniejszego doświadczenia. Jedyną osobą, którą zawsze podnosił na duchu, był Aleks, ale Aleks był jeszcze mały i wierzył we wszystko, co Joe mu powiedział. Zresztą, był raczej pogodnym dzieckiem, dlatego też pocieszenie go nie było specjalnie trudne. Colin był dorosłym mężczyzną, który nie da sobie wkręcić byle bajki. Nie wiedząc, co mógłby powiedzieć w tej sytuacji, nie powiedział nic. Gdy  w domu zobaczył, że Colin idzie do pokoju, sam wziął sobie jedną z zaległych lektur i poszedł z nią do salonu, uprzednio zmywając krew z twarzy. Nie chciał przeszkadzać szatynowi. Widział, że chce się wypłakać.
Michael słowem się nie odezwał, kiedy przechodził przez salon. Joe nawet na niego nie spojrzał. To, że nigdy nie zapałają do siebie szczególną sympatią, było oczywiste.
Po kilku godzinach czytania i kilku niewygodnych pytań o zaczerwieniony nos i opuchniętą wargę, Joe przeniósł się do pokoju Colina, który leżał na łóżku i gapił się w sufit.
Przytłaczająca cisza, która zapanowała po wejściu Joe do pokoju sprawiła, że chłopak zdecydował się odezwać.
– Lepiej ci? – spytał.
Colin uśmiechnął się lekko.
– Tak, zdecydowanie. Czasami trzeba się porządnie wybeczeć.
Joe westchnął. Usiadł przy biurku i zabrał się za przepisywanie notatek.
– Twój brat to sukinsyn – mruknął Joe.
– Taak? A co ty byś powiedział, gdyby twój brat okazał się gejem?
Rudy westchnął.
– Mógłbym nie pochwalać jego stylu życia i prosić, żeby się z nim przy mnie nie obnosił, ale nadal byłby moim bratem. I z pewnością bym go nie opuścił ani nie mówił prosto w twarz, że go nienawidzę.
– Ciężko mi w to uwierzyć.
– Nawet nie masz pojęcia, jak wspólne tortury zbliżają – rzucił Joe ironicznie.
– Tortury?
– Katowanie przez ojca można chyba pod to podciągnąć, co? – prychnął chłopak. – Nie przejmuj się gnojkiem – dodał, celowo zmieniając temat. – Kiedyś zrozumie.
– Nie mogę uwierzyć, że największy homofob na świecie pociesza geja, który został zrównany z ziemią przez młodszego brata. Uderzył cię za mocno w głowę? A może nie zauważyłem jakiegoś wypadku?
– Daruj sobie – mruknął Joe, pąsowiejąc. Zamiast mu podziękować, jeszcze mu to wypominał!
– To po prostu niemożliwe. Joe Muller – obrońca gejów. Chyba naprawdę mam na ciebie zły wpływ.
– Po prostu uważam, że to nie w porządku, ok? Zamknij się już i nie przeszkadzaj.
Colin zachichotał, co Joe w myślach skwitował westchnieniem ulgi. Nie lubił, kiedy Colin był smutny, bo to oznaczało, że jest naprawdę źle. Colin powinien się cały czas uśmiechać.
Tak szczerze powiedziawszy, to z zażenowaniem zauważył znaczną zmianę w swoim zachowaniu. Zdecydowanie przestał gryźć przy pierwszym spotkaniu i już to było zastanawiające. A może to po prostu Colin tak na niego wpłynął? Pomógł mu, więc chciał mu się odwdzięczyć. Bycie miłym to chyba dobry początek. Poza tym, naprawdę go polubił. Fakt, Colin był zboczonym gejem, ale był też niezwykle sympatycznym i troskliwym mężczyzną. Nawet jeśli Joe niezbyt się to podobało, Colin naprawdę o niego dbał tak, jak jeszcze nikt. Zmienił też jego podejście do niektórych spraw i Joe zdał sobie sprawę, że powoli, aczkolwiek niechętnie, zaczyna uważać Colina za swój autorytet. To z kolei oznaczało, że… zaczyna się robić gorąco.
– Chyba muszę sobie odpuścić… Może lepiej wróćmy do domu?
Joe zerknął na Colina.
– Chcesz się poddać bez walki?
– Michael musi dorosnąć, żeby pewne rzeczy zrozumieć. Ja tego za niego nie zrobię.
– Ale…
– Wie, jaki jestem. Jeśli mnie nie akceptuje, nic na to nie poradzę.
Muller westchnął.
– Jak chcesz. Wiesz, że mi to obojętne, ewentualnie do Sylwestra jeszcze kilka razy mogę mu złoić skórę.
Colin zaśmiał się.
– Jesteś za bardzo agresywny. Wiesz, znam wiele przyjemniejszych sposobów na rozładowanie emocji.
Joe spojrzał na mężczyznę z oburzeniem.
– Mógłbyś przestać?! Próbuję ogarnąć matmę.
– I jak?
– Do chrzanu. Kompletnie tego nie rozumiem – przyznał Joe niechętnie.
Colin wstał i podszedł do biurka.
– Pokaż, może ci pomogę. Z czym masz problem?
Straus dosiadł się do nastolatka. Joe przesunął książkę w jego stronę i pokazał mu jedno  z zadań, które było zrobione w zeszycie. On nie miał w ogóle pojęcia, jak się za nie zabrać.
– Funkcje i wykresy? Przecież to proste.
– Rąbnął cię ktoś kiedyś porządnie w łeb? – warknął Joe.
– Bez agresji, proszę. Dobra, to czego nie rozumiesz?
– Hm… Pomyślmy… – mruknął sarkastycznie rudy. – Wszystkiego? – podpowiedział usłużnie głosem ociekającym ironią.
– Dobra, to zacznę od początku.
– Byłoby miło – Joe przewrócił oczami.
– Dobra, to…
– Nadużywasz słowa „dobra”.
– Mógłbyś nie przeszkadzać? Dziękuję. To teraz tak. Najpierw musisz…
Joe pojmował wszystko niemal od razu. Chłonął wiadomości jak gąbka i po jednym przykładzie dał sobie już radę z rozwiązaniem kilku kolejnych zadań. Gdy miał jakiś problem, Colin mu podpowiadał, za co zwykle dostawał kuksańca w bok i wściekłe słowa „sam bym na to wpadł, wiesz?! Po co się odzywasz?!”. Czas mijał im w… przyjemnej atmosferze. Colin już dawno nie zaglądał do książek, miło było przypomnieć sobie szkolne lata.
– Ok, to mamy. A co z liczeniem odchylenia standardowego?
– To jest głupie – westchnął Colin. – Nigdy tego nie lubiłem.
– Ja chyba też nie polubię. Wygląda dziwnie.
– Tak w ogóle, to co chcesz studiować?
Joe wzruszył ramionami.
– Chyba nic… Po maturze po prostu pójdę do pracy.
– Po co w takim razie wybrałeś liceum?
– No, bo… Stary powiedział, że on nie spłodził kretyna i mam iść na studia. Nie pytał mnie o zdanie, miał własną fantazję.
– Dobra, to może inaczej… Kim chciałbyś być? Jakie jest twoje marzenie?
Joe podrapał się po głowie wyraźnie zażenowany.
– Marzyłem o obsłudze ruchu turystycznego czy coś… – wymamrotał.
– O czym? – dopytywał Colin.
– O obsłudze ruchu turystycznego. Wiesz, praca w terenie. Byłbym na przykład przewodnikiem na jakiejś wycieczce zorganizowanej, opiekowałbym się grupą załóżmy w Hiszpanii, załatwiał hotele i w ogóle…
– Jesteś taki dobry z języków obcych?
– Tak w miarę mi idzie, mógłbym się przecież nauczyć.
– W Hamburgu jest w ogóle taki kierunek studiów?
– Mhm… Co prawda na drugim końcu miasta, ale jest.
– Czyli kierunek już mamy, to teraz musisz się postarać, żeby się dostać.
– Po szkole idę do pracy. Jak niby mam studiować? Nie mam pieniędzy, a przecież nie będę siedział wiecznie na twoim garnuszku!
– Dlaczego nie? Przecież mi to nie przeszkadza. Możesz iść studiować, spokojnie nas utrzymam. Odwdzięczysz się jak już zaczniesz pracować, dobra?
– Jesteś naprawdę pokręcony.
Colin uśmiechnął się lekko.
– Po prostu cię lubię. Dostanę buzi?
– Nie. Co za dużo to niezdrowo.
– Wstrętny złośnik.
– Nie marudź…
Tej nocy chyba po raz pierwszy Joe nie czuwał, czy Colin już zasnął. Po prostu się położył, zamknął oczy i zapomniał, że powinien jakiś czas odczekać, bo Colin lubił go macać, kiedy myślał, że śpi. Tym razem zupełnie o tym zapomniał, po prostu zasypiając. Colin jedynie objął go w pasie i oparł swoje czoło o jego głowę. Chyba też miał dosyć.
Joe przebudził się w środku nocy. W pierwszej chwili nie bardzo wiedział, gdzie się znajduje. W jego głowie majaczyło widmo ostatniego snu… Przed oczami widział dwóch mężczyzn pieszczących się na łóżku. To była… przyjemna wizja. Było mu niezwykle gorąco, zapewne dlatego, że Colin był do niego mocno przytulony. Joe ze zdumieniem uświadomił sobie, że jest podniecony i wcale nie czuje się źle z tym, że tak intymnie obejmuje go inny mężczyzna.
To był dla niego szok. Fakt, znosił podchody Colina i sam mu nawet ostatnio zaproponował COŚ, ale to miało być dla niego okropne. Miał się tego brzydzić i marzyć tylko o tym, żeby nigdy już nie być zbyt blisko z Colinem, tymczasem jemu w ogóle to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie. Zaczynało mu się to podobać. To nie było bolesne, sprawiało przyjemność i rozładowywało napięcie seksualne.
Gdy zdał sobie sprawę, jakimi ścieżkami podążają jego myśli, przestraszył się nie na żarty i niemal od razu rozbudził. Zacisnął lekko dłoń na sztywnym członku, ale na samą myśl o masturbowaniu się ze śpiącym obok pedałem zakręciło mu się w głowie. Zacisnął usta i zabrał dłoń, odwracając się przodem do ściany.
Musi z tym skończyć. Nie może mu więcej na nic pozwalać. Jeśli Colin naprawdę się uprze, pozwoli mu na… TO, ale tylko wtedy, jeśli naprawdę będzie go o to nękał. W każdym innym przypadku po prostu da mu kosza.
Joe Muller nie jest gejem. Jest normalnym, zdrowym chłopakiem, który w przyszłości chce mieć dobrą pracę i założyć rodzinę. Nie jest zboczeńcem pozwalającym sobie wkładać penisy w tyłek. W żadnym wypadku.
Nigdy taki nie będzie. Nie może być!
Przełknął ciężko ślinę i zamknął oczy.
Joe Muller nigdy nie będzie gejem.


***
Może wiecie, że w Niemczech jest trochę inny podział szkół niż u nas. Wpisałam liceum, ten nasz, ale szkoła, do której uczęszczał Joe, to tak naprawdę "Gimnazium". Chyba nawet ta najbardziej wymagająca. O ile dobrze pamiętam, jest jeszcze Fachoberschule und Hochschule, ale głowy za to nie dam:).
Mam nadzieję, że rozdział się podobał. Późnym wieczorem pojawią się jeszcze "Bliźniacy".
Pozdrawiam!

11 komentarzy:

  1. Kocham to opowiadanie. Dobrze tak małemu... Mam nadzieję, że w końcu zrozumie, że gej czy nie to Colin jest przede wszystkim jego bratem. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham Cie zabte wszystkie wspaniale opowiadania! Ten rozdzial chyba bedzie moim ulubionym (no chyba, ze go przebijesz jakims innym ;D)
    W ogole to jest swietne i Twoj caly blog jest boski! Kocham!!! <3<3<3
    ~Psychedelic smiles

    OdpowiedzUsuń
  3. No, Joe, przyznaj się, że Colin zaczyna Ci się podobać :D Znaczy... może Colin sam w sobie jeszcze nie, ale jego dotyk - owszem. I pragniesz więcej :D
    Super ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Super! To bylo swietne! Kocham Twoje pomysly na opowiadania. Wszystko co piszesz jest cudowne <3<3<3

    OdpowiedzUsuń
  5. Ubostwiam to opowiadanie. Kocham Joe i to jak slodko i niewinnie reaguje na Colina. Te rumience, ach! Trzymaj tak dalej ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudo cudo cudo cudo cudo cudo... Moglabym tak w kolko! Piszesz fenomenalnie! Oby tak dalej ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudowny rozdzial!!! Kocham Twoje opowiadania^^

    OdpowiedzUsuń
  8. Przepraszam, że dopiero teraz komentuję, ale wcześniej po prostu nie dałam rady, ale oczywiście przeczytałam już kilka dni temu :)
    Jestem pod wielkim wrażeniem. Czytam Twoje teksty już od hmm.. około pół roku i przeglądając je teraz muszę powiedzieć, że poczyniłaś ogromne postępy. Twoje opowiadania wydają się być lepiej zaplanowane i dopracowane w każdym stopniu. Podoba mi się, że piszesz bardzo dobrze, a na dodatek ciągle jesteś w progresie i poprawiasz się z rozdziału na rozdział. Dlatego tak bardzo uwielbiam czytać te wspaniałe historie pisane właśnie przez Ciebie.
    Kocham to opowiadanie prawie tak samo mocno jak uwielbiam Odkryć Siebie. Joe jest słodziutki. A Colin ma na niego coraz większą chrapkę. Już nie mogę się doczekać kontynuacji^^
    Pozdrawiam gorąco

    xoxo

    OdpowiedzUsuń
  9. Cudo! Podziwiam Twoją ciężką pracę nad każdym z opowiadań. To jest wyjątkowo słodkie i urocze. Uwielbiam takich stawiających się chłopców jak Joe i nieugiętych mężczyzn jak Collin. Kocham to opowiadanie i czekam na dalsze części :)
    Pozdrawiam^^
    ~Fluufery

    OdpowiedzUsuń
  10. Swietne! Cudne! Idealne! Po prostu majstersztyk!^^ Uwielbiam to opowiadanie :*

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie wiem jak Ty to robisz, ale na pewno rob tak dalej! Kobieto, jestes coraz lepsza!^^ Normalnie, ich liebe dich! :*
    Cudo. Czekam na next

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)