Colin był w szoku.
Powoli naprawdę zaczynał tracić nadzieję, że uda mu się zbałamucić nastolatka,
a teraz nagle ten robi mu taką niespodziankę. Szatyn cieszył się jak głupek z
możliwości zbadania rejonów, które do tej pory były dla niego niedostępne.
– Gdzie nie mogę
dotykać? – spytał. To, że Joe zostawił bieliznę, trochę go rozczarowało. Miał
nadzieję, że będzie mógł się tego pozbyć w dalszej fazie zabawy.
– Możesz wszędzie –
odparł cicho Joe.
Jego penis aż drgnął
na to oświadczenie. Wszędzie. Mhm… Tak długo na to czekał.
Jego ręka dotknęła
delikatnie obojczyka chłopaka. Nie był głupi, wiedział, że musi to wszystko
robić wolno. Joe robił dobrą minę do złej gry, ale Colin nie dał się oszukać.
Joe trochę się bał tego, co miało nastąpić. Colin miał zamiar zrobić wszystko,
żeby chłopak przyszedł do niego po więcej. Jeśli teraz da ciała, straci szansę
na możliwość zbliżenia się do niego już bezpowrotnie.
Jego opuszki palców
naprawdę długo badały smukłą szyję, obojczyki i okolice sutków. Wystarczyło
tylko kilka razy je dotknąć, żeby zamieniły się w twarde guziczki. Colin
naprawdę nie mógł uwierzyć, że Joe jest hetero. Jaki hetero reaguje tak szybko
i mocno na pieszczoty innego faceta?!
Zsunął dłoń niżej,
odnajdując po kolei wszystkie żebra, a potem jego ręka przylgnęła do brzucha i
zaczęła go delikatnie głaskać. Joe naprawdę miał delikatną skórę. Jego mięśnie
się napięły, kiedy Colin zjechał ręką poniżej pępka, a zawartość białych
bokserek lekko się powiększyła, tak samo jak rumieńce na twarzy chłopaka. Gdy
Colin spojrzał mu w oczy, Muller szybko odwrócił wzrok.
– Nie ma się czego
wstydzić – powiedział cicho, całując go lekko w czoło. – Jesteś naprawdę
przystojnym chłopcem, Joe. Wierz mi, że… niejedna dziewczyna może tylko pomarzyć
o tak ładnym chłopcu jak ty.
Rudy nie odpowiedział.
Czuł przyjemne dreszcze i ciepło w miejscu, gdzie Colin go dotykał. To było
naprawdę przyjemne. Nie sądził, że może takie być. Drgnął, gdy opuszki palców
przejechały przez jego kość biodrową i zsunęły się aż na lewe kolano, gdzie
ręka mężczyzny zacisnęła się lekko. Joe zdusił w sobie jęk, gdy zobaczył, że
dłoń przesuwa się w górę jego uda, wyraźnie po wewnętrznej stronie. Nawet nie
wiedział, kiedy rozsunął nogi. Jego penis jeszcze bardziej stwardniał, a z jego
ust wyrwał się cichy jęk.
Dłoń Colina gładziła
niespiesznie wnętrze jego uda, ani razu nie dotykając bokserek nawet
przypadkiem. Uda Joe drżały lekko. W pewnym momencie palce mężczyzny zahaczyły
o gumkę jego majtek. Joe przełknął ciężko ślinę, ale uniósł lekko biodra,
pozwalając Colinowi zsunąć je z siebie.
Zawstydził się, gdy
bokserki zjechały do jego kolan, a jego boląca już męskość wyprężyła się
dumnie. Z trudem powstrzymał odruch zakrycia tego miejsca przed ciekawskim
wzrokiem Colina. To było żenujące – leżeć na łóżku zdeklarowanego geja nago, z
pełnym wzwodem.
Colin nachylił się nad
nim i pocałował go lekko w policzek. Chłopak wziął głęboki, uspokajający
oddech.
– Jesteś nieśmiały –
odkrył nagle ze zdumieniem Straus.
– N–nieprawda! –
odparł słabo Joe.
– Jesteś pełen
sprzeczności, wiesz?
– No, to co? – spytał
chłopak wysokim głosem. Chrząknął, gdy usłyszał jak piskliwie zabrzmiał.
–Nic. Stale mnie
zaskakujesz. – Dłoń Colina wsunęła się pod ciało Joe i przygarnęła go do
siebie. Joe nie zaprotestował, wygodnie opierając głowę na ramieniu Colina.
Chłopak zadrżał.
– Zimno? – spytał
szatyn.
– Trochę.
Colin nakrył ich obu
kołdrą. Jego ręka zaczęła badać kolejne tereny – plecy, lekko odstające
łopatki, linię kręgosłupa. Joe po raz kolejny zadrżał, gdy inspekcji zostały poddane
jego pośladki. Jeden palec wcisnął się pomiędzy nie i przesunął się przez
dziurkę aż do jąder. Joe cały się spiął.
– Spokojnie, tylko
dotykam – powiedział cicho szatyn. – Nigdy nie zrobiłbym ci krzywdy,
przysięgam.
– To… dziwne.
– Co? – spytał leniwie
Colin, trącając palcem TO miejsce. Ku zdumieniu Joe, było bardzo wrażliwe.
– Nikt mnie tam nigdy
nie dotykał – wymamrotał kwaśno rudy.
– To zrozumiałe.
Zapadła cisza. Joe
zamknął oczy i nawet trochę się rozluźnił. Colin nie próbował wsunąć palca do
środka, naprawdę tylko dotykał i właściwie nie było to już aż takie straszne.
To prawda, że strach jest zwykle większy od samego zagrożenia.
– Skoro ty mi zrobiłeś
taki prezent, też ci coś dam…
Colin ułożył chłopaka
na wznak, a potem zsunął się w dół i zniknął pod kołdrą. Joe jęknął, wyginając
się w łuk, kiedy ciepła dłoń ujęła jego męskość u nasady i wsunęła ją do
ciepłych wilgotnych ust. Nikt nigdy nie zrobił mu jeszcze loda, ale teraz już
rozumiał, jak wspaniałe jest to uczucie.
Szatyn miał wprawę.
Ssał go mocno i szybko, wystarczyło naprawdę niewiele, żeby doprowadzić
nastolatka do spełnienia. Joe chciał odsunąć jego głowę, ale Colin zignorował
ciągnięcie za włosy i pozwolił mu się spuścić wprost do swoich ust.
– Smakujesz wybornie –
mruknął z rozbawieniem Colin, wracając na swoje miejsce. Skrzywiona twarz Joe
wyglądała naprawdę zabawnie.
– Fuj! Jak mogłeś to
zrobić? To ohydne.
– Chcesz buzi? –
spytał szatyn, nachylając się nad nastolatkiem.
– Nawet się nie waż!
Colin, powiedziałem „nie”! – Mężczyzna liznął chłopaka po twarzy, zostawiając
mu na policzku białą smugę. – Fuj, Colin. Powiedziałem, że… – Język przedostał
się przez wargi i wsunął do środka. Joe w ułamku sekundy zamienił się niemal
w skamieniałość i wyraźnie nie był zdolny do żadnego ruchu. Pozwalał się przez chwilę całować. Gdy Colin skończył, rudy jęknął tylko cicho ze zgrozą, zasłaniając sobie usta.
w skamieniałość i wyraźnie nie był zdolny do żadnego ruchu. Pozwalał się przez chwilę całować. Gdy Colin skończył, rudy jęknął tylko cicho ze zgrozą, zasłaniając sobie usta.
– Masz szczęście, że
są święta, inaczej już byś nie żył – wyjąkał. Było mu trochę niedobrze, ciepła
i lepka sperma wciąż znajdowała się w jego ustach.
– Mam tego świadomość.
Trochę słone, ale nienajgorsze, co? Można się przyzwyczaić.
Głuchy odgłos dłoni
uderzającej w policzek był jedyną odpowiedzią.
Następnego dnia Joe
nadal trochę się boczył na Colina. Goście zostali jedynie na śniadaniu, a potem
rozjechali się do swoich domów. Został tylko Colin z Joe, no i domownicy –
Monica, Brad i Michael, a że małżeństwo chciało spędzić ze sobą trochę czasu
sam na sam, wygonili „młodzież” z domu.
Chłopacy postanowili
pójść na sanki i trochę się pobawić. Z garażu wyciągnęli trzy pary całkiem nowych
sanek i poszli na górkę, z której Colin zjeżdżał jeszcze jako dziecko.
– Kłopoty w raju? –
spytał kpiąco Michael.
– Zaraz ty będziesz
miał łopoty – mruknął Joe, wkładając ręce do kieszeni.
– Och, proszę cię!
Chyba nie sądzisz, że się ciebie wystraszę?
– Chyba nie sądzisz,
że skoro jesteś bratem Colina, to nie przemebluję ci twarzy?
Michael spojrzał
nienawistnie na starszego brata. Joe niemal mógł czytać w jego myślach. „Ja nie
uważam go za mojego brata.” Te słowa były wręcz wypisane na jego twarzy. Na szczęście
chłopak miał trochę kultury osobistej i nie powiedział tego na głos.
– Naprawdę musicie się
kłócić? –spytał z westchnieniem Colin. Spojrzał w dół górki, na którą właśnie
dotarli.
– To on zaczął –
warknął Joe.
– Jak dzieci – mruknął
szatyn, poprawiając wełnianą czapkę na głowie.
– Skoro my się
kłócimy, to może się nie wtrącaj, co? – powiedział Michael podniesionym głosem.
– To, że jesteś starszy, nie daje ci takiego prawa.
– O co ci właściwie
chodzi, Michael? Nie poznaję cię ostatnio.
– Jesteś pedałem, to
się stało.
– Wiedziałeś o tym
wcześniej.
– Nie, nie wiedziałem!
Starzy nic mi nie powiedzieli!
– To już nie mój
problem. Nie wiem co moja orientacja ma do twojego zachowania.
– Ma to, że jesteś
psychicznym świrem, pchającym w dupę przy pierwszej lepszej okazji! – krzyknął
Michael rozzłoszczony. – I jeszcze przywozisz na święta pierdolniętą wiewiórę,
która nie ma jaj się przyznać, że ruchasz ją w dupę!
Colin zamarł, ale nie
dlatego, że słowa brata go oburzyły. Bardziej bał się tego, co…
– Zajebię tę małą
pizdę! – krzyknął Joe.
W ułamku sekundy
dopadł młodszego chłopaka i popchnął go na śnieg. Michael tylko cudem się nie
przewrócił i z zaciętą miną rzucił się na rudowłosego. Colin podbiegł do nich,
ale Joe już wiedział, co musi zrobić, żeby nie dać się tak po prostu
obezwładnić. Szybki, niespodziewany kopniak z piętki w krocze szatyna załatwił
sprawę. Colin zawył z bólu, kuląc się i łapiąc za krocze, a Joe w tym czasie
wrócił do bójki z Michaelem.
– Zabiję cię! –
krzyknął Joe, uderzając chłopaka mocno w twarz. Krew buchnęła z nosa
przeciwnika.
– Jebany pedał! –
syczał Michael, nie mając zamiaru się poddać.
– Michael! Joe!
Przestańcie w tej chwili! – produkował się Colin, ale oni go w ogóle nie
słuchali.
Upadli na śnieg,
szarpiąc się i okładając pięściami. Colin cały czas krzyczał, że mają przestać,
ale oni go nie słuchali. Zaczęli się staczać z górki, wciąż warcząc i próbując
jakoś zaszkodzić przeciwnikowi. Colin szybko usiadł na sanki (doszedł do
wniosku, że tak będzie zdecydowanie szybciej) i pojechał za dwoma nastolatkami,
chcąc ich jakoś rozdzielić. Śnieg był na tyle zamarznięty, że szatyn dosyć
szybko ich dogonił.
– Hej! Spokój!
Podbiegł do chłopaków.
Złapał Joe w pasie i ściągnął go ze swojego brata. Michael usiadł i przejechał
ręką po twarzy, nieświadomie rozcierając bardziej krew. Patrzył na Colina i Joe
z nienawiścią.
– Jesteś zadowolony? –
spytał, patrząc na starszego brata. – Zobacz, co twoja dupa mi zrobiła!
– Och, wybacz! –
syknął Joe, próbując się wyrwać. Bezskutecznie. – Nie moja wina, że taka z
ciebie cipa! Co? Popłaczesz się, bo pedał ci dokopał? – szydził Muller.
– Michael, my naprawdę
nie jesteśmy razem – powiedział Colin spokojnie. – Joe miał problemy w domu i
wprowadził się do mnie, ale to tyle. Przyjechał do nas na święta, bo pokłócił się
ze swoją rodziną…
Joe zmarszczył brwi.
Co prawda, Colin nie kłamał, ale Michael nie musiał o tym wiedzieć. Rudy nie
lubił gejów (albo myślał, że nie lubi) i wiedział, co w tej chwili jeszcze
bardziej rozsierdzi Michaela, a o niczym innym nie marzył, nawet jeśli to było
wbrew jego zasadom.
Odwrócił głowę do tyłu
i pocałował Colina mocno w usta. Mężczyzna zamarł i rozluźnił uścisk, więc Joe
przekręcił się w jego ramionach i pogłębił pocałunek, obejmując go za szyję.
Było przyjemnie, chociaż niekoniecznie o to mu chodziło. Specjalnie wkładał
Colinowi język do ust w taki sposób, żeby Michael wszystko dobrze widział. Dla
homofoba patrzącego z boku z pewnością wyglądało to ohydnie.
Joe przerwał pocałunek
i spojrzał na młodszego brata Colina. Uśmiechnął się kpiąco.
– Masz pedałów za
takie cioty, a wygląda na to, że jeden właśnie skopał ci dupsko.
– A więc jednak? –
spytał Michael nienawistnie.
– Michael, Joe nie… –
próbował Colin, nie bardzo wiedząc jak zareagować.
– Joe tak, Colin –
przerwał mu z rozmysłem rudy. – Niech sobie trochę popłacze, że ciota spuściła
mu lanie. To z pewnością bardzo godzi w jego dumę!
– Joe, przestań.
– Sam tego chciał.
– To mój brat.
– Który, jeśli jeszcze
tego nie zauważyłeś, darzy cię nienawiścią. Wracam do domu.
Colin zagryzł dolną wargę,
patrząc jak Joe zaczyna powoli podchodzić pod górkę. On również kilka razy
oberwał, miał rozwaloną wargę i nos, ale nie wyglądał na kogoś, kto się tym
przejął.
– Pomogę ci –
powiedział cicho do brata. Wyciągnął do niego rękę, ale Michael odtrącił ją.
– Łaski bez. Leć do
swojego chłoptasia i porządnie go wypieprz, żeby się nie rzucał jak wesz na
grzebieniu.
Colin popatrzył na
brata w ciszy i nagle… nagle zrobiło mu się naprawdę przykro. Nigdy nie sądził,
że jego orientacja jest dla Michaela takim problemem. Zdał sobie sprawę, że
przyjeżdżając do rodziców na święta, tak naprawdę odebrał je młodszemu bratu.
Nie chciał tego. Nie chciał odbierać mu tak ważnych dni, a zepsuł wszystko na
całej linii.
– Przepraszam –
powiedział cicho, spuszczając głowę. Jego oczy zaszkliły się lekko. Tak dawno
nie płakał… – Przepraszam za Joe i to wszystko. Nie chciałem ci zepsuć świąt. Jeśli…
Jeśli to cię uszczęśliwi, to obiecuję, że na żadne już nie przyjadę.
Odwrócił się na
pięcie, nie chcąc pokazać bratu swojego żalu i łez. Zarzucił sobie sanki na
plecy i poszedł za Joe, który powoli już znikał na horyzoncie.
Nie widział szeroko
otwartych ze zdziwienia oczu brata.
~~#~~
Droga do domu była
krótka, ale wystarczająca, żeby jakoś opanować wzburzone emocje. Joe nie
odezwał się ani słowem, chociaż na pewno zauważył, w jakim Colin jest stanie.
Faktem jednak było, że w pocieszaniu ludzi nie miał najmniejszego
doświadczenia. Jedyną osobą, którą zawsze podnosił na duchu, był Aleks, ale
Aleks był jeszcze mały i wierzył we wszystko, co Joe mu powiedział. Zresztą,
był raczej pogodnym dzieckiem, dlatego też pocieszenie go nie było specjalnie
trudne. Colin był dorosłym mężczyzną, który nie da sobie wkręcić byle bajki.
Nie wiedząc, co mógłby powiedzieć w tej sytuacji, nie powiedział nic. Gdy w domu zobaczył, że Colin idzie do pokoju,
sam wziął sobie jedną z zaległych lektur i poszedł z nią do salonu, uprzednio
zmywając krew z twarzy. Nie chciał przeszkadzać szatynowi. Widział, że chce się
wypłakać.
Michael słowem się nie
odezwał, kiedy przechodził przez salon. Joe nawet na niego nie spojrzał. To, że
nigdy nie zapałają do siebie szczególną sympatią, było oczywiste.
Po kilku godzinach
czytania i kilku niewygodnych pytań o zaczerwieniony nos i opuchniętą wargę,
Joe przeniósł się do pokoju Colina, który leżał na łóżku i gapił się w sufit.
Przytłaczająca cisza,
która zapanowała po wejściu Joe do pokoju sprawiła, że chłopak zdecydował się
odezwać.
– Lepiej ci? – spytał.
Colin uśmiechnął się
lekko.
– Tak, zdecydowanie.
Czasami trzeba się porządnie wybeczeć.
Joe westchnął. Usiadł
przy biurku i zabrał się za przepisywanie notatek.
– Twój brat to
sukinsyn – mruknął Joe.
– Taak? A co ty byś
powiedział, gdyby twój brat okazał się gejem?
Rudy westchnął.
– Mógłbym nie
pochwalać jego stylu życia i prosić, żeby się z nim przy mnie nie obnosił, ale
nadal byłby moim bratem. I z pewnością bym go nie opuścił ani nie mówił prosto
w twarz, że go nienawidzę.
– Ciężko mi w to
uwierzyć.
– Nawet nie masz
pojęcia, jak wspólne tortury zbliżają – rzucił Joe ironicznie.
– Tortury?
– Katowanie przez ojca
można chyba pod to podciągnąć, co? – prychnął chłopak. – Nie przejmuj się
gnojkiem – dodał, celowo zmieniając temat. – Kiedyś zrozumie.
– Nie mogę uwierzyć,
że największy homofob na świecie pociesza geja, który został zrównany z ziemią
przez młodszego brata. Uderzył cię za mocno w głowę? A może nie zauważyłem
jakiegoś wypadku?
– Daruj sobie –
mruknął Joe, pąsowiejąc. Zamiast mu podziękować, jeszcze mu to wypominał!
– To po prostu
niemożliwe. Joe Muller – obrońca gejów. Chyba naprawdę mam na ciebie zły wpływ.
– Po prostu uważam, że
to nie w porządku, ok? Zamknij się już i nie przeszkadzaj.
Colin zachichotał, co
Joe w myślach skwitował westchnieniem ulgi. Nie lubił, kiedy Colin był smutny,
bo to oznaczało, że jest naprawdę źle. Colin powinien się cały czas uśmiechać.
Tak szczerze
powiedziawszy, to z zażenowaniem zauważył znaczną zmianę w swoim zachowaniu.
Zdecydowanie przestał gryźć przy pierwszym spotkaniu i już to było
zastanawiające. A może to po prostu Colin tak na niego wpłynął? Pomógł mu, więc
chciał mu się odwdzięczyć. Bycie miłym to chyba dobry początek. Poza tym,
naprawdę go polubił. Fakt, Colin był zboczonym gejem, ale był też niezwykle
sympatycznym i troskliwym mężczyzną. Nawet jeśli Joe niezbyt się to podobało,
Colin naprawdę o niego dbał tak, jak jeszcze nikt. Zmienił też jego podejście
do niektórych spraw i Joe zdał sobie sprawę, że powoli, aczkolwiek niechętnie,
zaczyna uważać Colina za swój autorytet. To z kolei oznaczało, że… zaczyna się
robić gorąco.
– Chyba muszę sobie
odpuścić… Może lepiej wróćmy do domu?
Joe zerknął na Colina.
– Chcesz się poddać
bez walki?
– Michael musi
dorosnąć, żeby pewne rzeczy zrozumieć. Ja tego za niego nie zrobię.
– Ale…
– Wie, jaki jestem.
Jeśli mnie nie akceptuje, nic na to nie poradzę.
Muller westchnął.
– Jak chcesz. Wiesz,
że mi to obojętne, ewentualnie do Sylwestra jeszcze kilka razy mogę mu złoić
skórę.
Colin zaśmiał się.
– Jesteś za bardzo
agresywny. Wiesz, znam wiele przyjemniejszych sposobów na rozładowanie emocji.
Joe spojrzał na
mężczyznę z oburzeniem.
– Mógłbyś przestać?!
Próbuję ogarnąć matmę.
– I jak?
– Do chrzanu.
Kompletnie tego nie rozumiem – przyznał Joe niechętnie.
Colin wstał i podszedł
do biurka.
– Pokaż, może ci
pomogę. Z czym masz problem?
Straus dosiadł się do
nastolatka. Joe przesunął książkę w jego stronę i pokazał mu jedno z zadań, które było zrobione w zeszycie. On
nie miał w ogóle pojęcia, jak się za nie zabrać.
– Funkcje i wykresy?
Przecież to proste.
– Rąbnął cię ktoś
kiedyś porządnie w łeb? – warknął Joe.
– Bez agresji, proszę.
Dobra, to czego nie rozumiesz?
– Hm… Pomyślmy… –
mruknął sarkastycznie rudy. – Wszystkiego? – podpowiedział usłużnie głosem
ociekającym ironią.
– Dobra, to zacznę od
początku.
– Byłoby miło – Joe
przewrócił oczami.
– Dobra, to…
– Nadużywasz słowa
„dobra”.
– Mógłbyś nie
przeszkadzać? Dziękuję. To teraz tak. Najpierw musisz…
Joe pojmował wszystko
niemal od razu. Chłonął wiadomości jak gąbka i po jednym przykładzie dał sobie
już radę z rozwiązaniem kilku kolejnych zadań. Gdy miał jakiś problem, Colin mu
podpowiadał, za co zwykle dostawał kuksańca w bok i wściekłe słowa „sam bym na
to wpadł, wiesz?! Po co się odzywasz?!”. Czas mijał im w… przyjemnej
atmosferze. Colin już dawno nie zaglądał do książek, miło było przypomnieć
sobie szkolne lata.
– Ok, to mamy. A co z
liczeniem odchylenia standardowego?
– To jest głupie –
westchnął Colin. – Nigdy tego nie lubiłem.
– Ja chyba też nie
polubię. Wygląda dziwnie.
– Tak w ogóle, to co
chcesz studiować?
Joe wzruszył
ramionami.
– Chyba nic… Po
maturze po prostu pójdę do pracy.
– Po co w takim razie
wybrałeś liceum?
– No, bo… Stary
powiedział, że on nie spłodził kretyna i mam iść na studia. Nie pytał mnie o
zdanie, miał własną fantazję.
– Dobra, to może
inaczej… Kim chciałbyś być? Jakie jest twoje marzenie?
Joe podrapał się po
głowie wyraźnie zażenowany.
– Marzyłem o obsłudze
ruchu turystycznego czy coś… – wymamrotał.
– O czym? – dopytywał
Colin.
– O obsłudze ruchu
turystycznego. Wiesz, praca w terenie. Byłbym na przykład przewodnikiem na jakiejś
wycieczce zorganizowanej, opiekowałbym się grupą załóżmy w Hiszpanii, załatwiał
hotele i w ogóle…
– Jesteś taki dobry z
języków obcych?
– Tak w miarę mi
idzie, mógłbym się przecież nauczyć.
– W Hamburgu jest w
ogóle taki kierunek studiów?
– Mhm… Co prawda na
drugim końcu miasta, ale jest.
– Czyli kierunek już
mamy, to teraz musisz się postarać, żeby się dostać.
– Po szkole idę do
pracy. Jak niby mam studiować? Nie mam pieniędzy, a przecież nie będę siedział
wiecznie na twoim garnuszku!
– Dlaczego nie? Przecież
mi to nie przeszkadza. Możesz iść studiować, spokojnie nas utrzymam.
Odwdzięczysz się jak już zaczniesz pracować, dobra?
– Jesteś naprawdę
pokręcony.
Colin uśmiechnął się
lekko.
– Po prostu cię lubię.
Dostanę buzi?
– Nie. Co za dużo to
niezdrowo.
– Wstrętny złośnik.
– Nie marudź…
Tej nocy chyba po raz
pierwszy Joe nie czuwał, czy Colin już zasnął. Po prostu się położył, zamknął
oczy i zapomniał, że powinien jakiś czas odczekać, bo Colin lubił go macać,
kiedy myślał, że śpi. Tym razem zupełnie o tym zapomniał, po prostu zasypiając.
Colin jedynie objął go w pasie i oparł swoje czoło o jego głowę. Chyba też miał
dosyć.
Joe przebudził się w
środku nocy. W pierwszej chwili nie bardzo wiedział, gdzie się znajduje. W jego
głowie majaczyło widmo ostatniego snu… Przed oczami widział dwóch mężczyzn
pieszczących się na łóżku. To była… przyjemna wizja. Było mu niezwykle gorąco,
zapewne dlatego, że Colin był do niego mocno przytulony. Joe ze zdumieniem
uświadomił sobie, że jest podniecony i wcale nie czuje się źle z tym, że tak
intymnie obejmuje go inny mężczyzna.
To był dla niego szok.
Fakt, znosił podchody Colina i sam mu nawet ostatnio zaproponował COŚ, ale to
miało być dla niego okropne. Miał się tego brzydzić i marzyć tylko o tym, żeby
nigdy już nie być zbyt blisko z Colinem, tymczasem jemu w ogóle to nie
przeszkadzało, wręcz przeciwnie. Zaczynało mu się to podobać. To nie było
bolesne, sprawiało przyjemność i rozładowywało napięcie seksualne.
Gdy zdał sobie sprawę,
jakimi ścieżkami podążają jego myśli, przestraszył się nie na żarty i niemal od
razu rozbudził. Zacisnął lekko dłoń na sztywnym członku, ale na samą myśl o
masturbowaniu się ze śpiącym obok pedałem zakręciło mu się w głowie. Zacisnął
usta i zabrał dłoń, odwracając się przodem do ściany.
Musi z tym skończyć.
Nie może mu więcej na nic pozwalać. Jeśli Colin naprawdę się uprze, pozwoli mu
na… TO, ale tylko wtedy, jeśli naprawdę będzie go o to nękał. W każdym innym
przypadku po prostu da mu kosza.
Joe Muller nie jest
gejem. Jest normalnym, zdrowym chłopakiem, który w przyszłości chce mieć dobrą
pracę i założyć rodzinę. Nie jest zboczeńcem pozwalającym sobie wkładać penisy
w tyłek. W żadnym wypadku.
Nigdy taki nie będzie.
Nie może być!
Przełknął ciężko ślinę
i zamknął oczy.
Joe Muller nigdy nie
będzie gejem.
***
Może wiecie, że w Niemczech jest trochę inny podział szkół niż u nas. Wpisałam liceum, ten nasz, ale szkoła, do której uczęszczał Joe, to tak naprawdę "Gimnazium". Chyba nawet ta najbardziej wymagająca. O ile dobrze pamiętam, jest jeszcze Fachoberschule und Hochschule, ale głowy za to nie dam:).
Mam nadzieję, że rozdział się podobał. Późnym wieczorem pojawią się jeszcze "Bliźniacy".
Pozdrawiam!
Kocham to opowiadanie. Dobrze tak małemu... Mam nadzieję, że w końcu zrozumie, że gej czy nie to Colin jest przede wszystkim jego bratem. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńKocham Cie zabte wszystkie wspaniale opowiadania! Ten rozdzial chyba bedzie moim ulubionym (no chyba, ze go przebijesz jakims innym ;D)
OdpowiedzUsuńW ogole to jest swietne i Twoj caly blog jest boski! Kocham!!! <3<3<3
~Psychedelic smiles
No, Joe, przyznaj się, że Colin zaczyna Ci się podobać :D Znaczy... może Colin sam w sobie jeszcze nie, ale jego dotyk - owszem. I pragniesz więcej :D
OdpowiedzUsuńSuper ♥
Super! To bylo swietne! Kocham Twoje pomysly na opowiadania. Wszystko co piszesz jest cudowne <3<3<3
OdpowiedzUsuńUbostwiam to opowiadanie. Kocham Joe i to jak slodko i niewinnie reaguje na Colina. Te rumience, ach! Trzymaj tak dalej ;)
OdpowiedzUsuńCudo cudo cudo cudo cudo cudo... Moglabym tak w kolko! Piszesz fenomenalnie! Oby tak dalej ;)
OdpowiedzUsuńCudowny rozdzial!!! Kocham Twoje opowiadania^^
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że dopiero teraz komentuję, ale wcześniej po prostu nie dałam rady, ale oczywiście przeczytałam już kilka dni temu :)
OdpowiedzUsuńJestem pod wielkim wrażeniem. Czytam Twoje teksty już od hmm.. około pół roku i przeglądając je teraz muszę powiedzieć, że poczyniłaś ogromne postępy. Twoje opowiadania wydają się być lepiej zaplanowane i dopracowane w każdym stopniu. Podoba mi się, że piszesz bardzo dobrze, a na dodatek ciągle jesteś w progresie i poprawiasz się z rozdziału na rozdział. Dlatego tak bardzo uwielbiam czytać te wspaniałe historie pisane właśnie przez Ciebie.
Kocham to opowiadanie prawie tak samo mocno jak uwielbiam Odkryć Siebie. Joe jest słodziutki. A Colin ma na niego coraz większą chrapkę. Już nie mogę się doczekać kontynuacji^^
Pozdrawiam gorąco
xoxo
Cudo! Podziwiam Twoją ciężką pracę nad każdym z opowiadań. To jest wyjątkowo słodkie i urocze. Uwielbiam takich stawiających się chłopców jak Joe i nieugiętych mężczyzn jak Collin. Kocham to opowiadanie i czekam na dalsze części :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam^^
~Fluufery
Swietne! Cudne! Idealne! Po prostu majstersztyk!^^ Uwielbiam to opowiadanie :*
OdpowiedzUsuńNie wiem jak Ty to robisz, ale na pewno rob tak dalej! Kobieto, jestes coraz lepsza!^^ Normalnie, ich liebe dich! :*
OdpowiedzUsuńCudo. Czekam na next