Chodzenie do szkoły
stało się ostatnio niezwykle uciążliwe, pomyślał Tom, stojąc przed wejściem.
Westchnął ciężko i warcząc coś cicho, wszedł do środka. Głupie wrażenie, że
wszyscy się na niego gapią nie opuszczało go nawet na chwilę, nawet jeśli tak
naprawdę nikt się nie patrzył.
Stanął pod klasą,
zastanawiając się gorączkowo, co powie Czarnemu, kiedy ten już się pojawi. Nie
miał pojęcia, chociaż główkował nad tym cały weekend. Na samą myśl o tej
rozmowie chciał uciekać tam, gdzie pieprz rośnie, a to zdarzało mu się baaardzo
rzadko.
– Hej.
– Hej.
– Coś ty taki
zwieszony dzisiaj, co? – spytał Alan.
Tom westchnął.
– Nie wyspałem się i
tyle.
– Nie wyspałeś się? –
spytał Alan z prawdziwym zdziwieniem. Tom wzruszył ramionami. Chłopak
uśmiechnął się porozumiewawczo. – Nie spałeś z jakiegoś konkretnego powodu?
Dredziarz spojrzał na
niego ze zdziwieniem. Alan, chichocząc cicho, wyciągnął komórkę, czegoś w niej
poszukał, a potem podsunął mu ją pod nos. Pokazał mu treść esemesa.
Nadawca: Bill
Treść: CAŁOWALIŚMY
SIĘ:)!!!!!
Policzki Toma
momentalnie zabarwiły się na bordowo.
– ZABIJĘ GO! Weź to
skasuj!
Alan wciąż chichotał,
nawet jak Tom pacnął go w łeb z groźną miną.
– Przestań się śmiać!
To nie jest zabawne!
– Ale się zrobiłeś
czerwony, hahaha!
– Tak, jasne, śmiej
się! Menda jedna! Wszyscy jesteście po jednych pieniądzach.
Alan tylko jeszcze
bardziej się roześmiał, nic sobie nie robiąc z morderczego spojrzenia
Dredziarza.
– Fajnie było?
– Nie twoja sprawa.
– No, weź, Tom! Nie
bądź taki, powiedz mi.
– Nie.
– No, weź.
– NIE! Nie, nie i nie! Jestem asertywny i mówię nie!
– Też mi asertywność.
O, cześć, Bill.
Tom obejrzał się szybko
i jeszcze bardziej poczerwieniał. Alan roześmiał się.
– Żartowałem.
– Ty cholerny, mały…!
– Tom złapał kolegę za szyję i zaczął go podduszać. Musiał jednak przestać, bo
przyszła już nauczycielka, z którą mieli mieć lekcję.
– Jeszcze się z tobą
policzę! – powiedział Tom, po czym wszedł do klasy z wyraźnie naburmuszoną
miną. Zajął swoje miejsce i doszedł do wniosku, że nie ma pojęcia, jak ma gadać
z Billem. A może najlepiej z nim nie gadać? A może nie przyjdzie dzisiaj do…
Cóż, właśnie wszedł do klasy i przeprosił
za spóźnienie, więc odpada.
To będzie dłuuugi
dzień, pomyślał Dredziarz, zezując na Billa, którego twarz nie wyrażała
absolutnie niczego. Och, czasami naprawdę zazdrościł mu, że tak łatwo mógł
przywdziać na twarz maskę obojętności,
przez którą naprawdę nieliczni mogli się przebić. On sam czuł, że nie może i
wiedział, że choćby nie wiem, co, nie będzie w stanie ukryć przed nim swojego
zażenowania.
Ku jego zdziwieniu,
przez wszystkie lekcje Bill nie odezwał się do niego nawet słowem. Miał setki
okazji, ale tego nie zrobił, więc Tom powoli się uspokoił i jego serce
przestało pompować krew jakby było zaćpane. Dopiero po matematyce, która była
ich ostatnią lekcją, ktoś złapał go za rękaw bluzy na korytarzu. Gdy Dredziarz
się odwrócił i zdał sprawę, że to Bill, momentalnie znowu zaczął panikować.
– Możemy porozmawiać?
– spytał Czarny spokojnie.
Tom przełknął ślinę i
skinął głową. W szkole prawie nikogo już nie było, ich klasa też już zniknęła
na schodach, rozmawiając o czymś głośno. Odeszli mimo to bardziej pod ścianę.
Tom oparł się o nią barkiem, wciskając ręce w kieszenie swoich jeansów.
Spojrzał niepewnie na Billa.
– Chciałem spytać… –
urwał, wyraźnie szukając jakichś słów, które poprawnie oddałyby to, co chciał
przekazać. – Chciałem wiedzieć, co myślisz o tym, co zdarzyło się na imprezie…
Tom poczuł rumieniec
wypływający na jego policzki. Uświadomił sobie jednak, że głos Billa brzmiał
trochę… niepewnie. Czyżby Bill też był poruszony tym, co się stało?
– A co za różnica? –
spytał zamiast tego.
Czarny uśmiechnął się
lekko, ale nie był to wesoły uśmiech.
– Dobra, to może
inaczej… Wiem, że traktujesz mnie jak wroga i w ogóle… Powiedzieliśmy sobie
wiele dziwnych, czasami krzywdzących rzeczy. I wiem, też, że się w ten sposób
przed tobą odsłaniam, ale chcę wiedzieć, czy mam u ciebie szanse.
Dredziarz zamarł. To
zabrzmiało naprawdę odważnie. W końcu mógł powiedzieć mu „nie” i wykpić go, że
nigdy ich nie miał. Bill musiał naprawdę mu zaufać, że jednak nie jest na tyle
potworem, żeby to zrobić i postanowił wyłożyć karty na stół.
Zanim odpowiedział,
poczekał aż nauczycielka koło nich przejdzie i zejdzie po schodach, mamrocząc
coś do nich, żeby się nie bili. Zdecydowanie byli od tego dalecy.
– Nie mogę uwierzyć,
że prowadzimy taką rozmowę – stwierdził Tom. Miał zamiar wyjść z twarzą z tej
konwersacji i to w wielkim stylu. – Nie jestem gejem. – Bill patrzył na niego
bez wyrazu. W jego oczach błysnęło coś na kształt smutku, ale Tom nie był tego
pewien. Właściwie często miał okazję patrzeć na Billa z tak bliska, ale nigdy
jakoś nie zwrócił uwagi na jego oczy. Wydawały mu się tak cholernie znajome,
jakby codziennie oglądał je w lustrze. – Ale ty też nie jesteś facetem, więc sądzę,
że w tym przypadku, problem bycia – bądź nie – gejem nie stanowi problemu.
Czarny spojrzał na
niego z niedowierzaniem. Na jego twarzy odmalowało się święte oburzenie, kiedy
zdał sobie sprawę z tego, co Tom powiedział.
– No, wiesz – burknął
z irytacją. – Nawet w TAKIEJ chwili musisz mnie obrażać?
– Przecież chyba
powinieneś być zadowolony, hm? W końcu powiedziałem, że nie będę dla ciebie
jedynie mokrym snem.
– Zapomnij! – warknął
Bill, zarzucając ze złością torbę na ramię. – Zmieniłem zdanie!
Tom szybko złapał go w
pasie i przyciągnął do siebie. Czuł się o wiele lżej, kiedy już miał to za
sobą. Nie wiedział, co może wyniknąć z tego ich całego związku, ale miał zamiar
się nim cieszyć. W końcu z kimś takim jak Bill na pewno nie będzie się nudził,
nawet jeśli nie będą się już bić… zbyt często.
Bill szamotał się,
więc przytrzymał go mocniej.
– Puszczaj mnie, ty…
TY…!!!
Tom obrócił go przodem
do siebie i oparł się wygodnie plecami o ścianę. Trzymał mocno Billa w pasie,
nic sobie nie robiąc z tego, że ten próbuje się wyrwać.
– Jak chociaż przez
chwilę mogłem pomyśleć, że…
– Przestań już.
– Jak cię zaraz walnę
to…
– To, że robisz za
kobietę w tym związku nie oznacza, że ci nie oddam, więc uważaj sobie.
Bill zacisnął zęby ze
złością.
– Puść.
Patrzyli sobie hardo w
oczy. Tom nachylił się trochę. Ich usta dzieliła naprawdę niewielka odległość.
Mogli dostrzec złote plamki w swoich oczach z tej odległości. Bill przestał się
szamotać, chociaż wciąż miał zaciśnięte gniewnie usta. Trwali tak dłuższą
chwilę. Tom miał wrażenie, że zbliżyli się jeszcze bardziej i przymknął oczy,
ale jego usta przez kolejne setki lat nie dotknęły tych miękkich warg.
Kiedy wreszcie to się
stało, niemal uszło z niego całe powietrze. Pierwsze muśnięcia były spokojne i
badawcze, zupełnie jakby nie byli pewni, czego mogą się po sobie spodziewać.
Tom nie próbował wsuwać mu języka do ust, chciał poczekać na to co zrobi Bill.
Chłopak objął go wokół
szyi i przysunął się jeszcze trochę bliżej, tak, że ich ciała stykały się ze
sobą na całe długości. Przez chwilę ich języki tańczyły ze sobą, a potem
odsunęli się lekko od siebie, oddychając ciężko.
– Skoro zamierzasz
traktować mnie jak babę – rzucił Bill – to jeszcze dam ci popalić. Jedna głupia
gafa, a cała szkoła usłyszy, jaki jesteś nieczuły.
Czarny odwrócił się na
pięcie i poszedł sobie. Tom zachichotał i pobiegł za nim. Ten kawałek, gdzie
nikt nie mógł ich zobaczyć, ich ręce wyprawiały naprawdę dziwne rzeczy,
najwyraźniej niepewne, czy powinny spleść ze sobą palce. Co prawda nie zrobiły
tego, ale sposób, w jaki o sobie pocierały przez całą drogę do szatni, był
dość… jednoznaczny.
– Spotkamy się jutro?
– zapytał Bill. – W sumie to… daj mi swój numer.
– Chcesz do mnie pisać
jak zakochana nastolatka?
– Jeszcze słowo, a
jutro wykrzyczę na cały korytarz, że mnie podglądałeś jak robiłem sobie dobrze
i…
– Dobra, dobra, już
nic nie mówię. Pisz.
Wymienili się
numerami, a potem niezgrabnie pocałowali w usta na pożegnanie i rozeszli w
swoje strony. Bill wsiadał do tramwaju, kiedy dostał od Tom pierwszego esemesa.
„Jak na taką chudzinę
masz zaskakująco odstający tyłek;)”
Bill miał ochotę go po
prostu zabić.
Prawdziwa lawina
esemesów posypała się wieczorem. Przez cały okres trwania tych pisemnych tortur
Bill nieustannie miał lekki wzwód i dałby sobie rękę obciąć, że Tom też. Pisali
o wielu rzeczach, głównie jednak skupili się na drażnieniu siebie nawzajem.
Żaden z nich jednak nie czuł się pokrzywdzony, bo obaj zasnęli z uśmiechem na
ustach.
Następnego dnia Tom
zaspał do szkoły. W sumie nic dziwnego, skoro całą noc śniła mu się ta czarna
menda i to w takich konfiguracjach, że na samą myśl kręciło mu się w głowie.
Sam nie wiedział, co było lepsze – te wyobrażenia senne czy masturbowanie się w
międzyczasie. Skończyło się jednak na tym, że zdecydowanie się nie wyspał, nie
miał jednak zamiaru zepsuć sobie z tego powodu dnia.
Spóźnił się cały
kwadrans, więc zdecydował się nie iść na pierwszą lekcję. Zamiast tego napisał
esemesa, który miał mu umilić czas.
Bill nie był
zadowolony z nieobecności Toma. Właściwie to był wściekły, bo Tom nic mu nie
wspominał, że go nie będzie i jeśli nie zaspał, to…
Jego telefon
zawibrował w kieszeni. Wyciągnął go po kryjomu.
Nadawca: Tom.
Treść: Choć do
łazienki na drugim piętrze.
Pff, pomyślał Bill.
Jeszcze będzie mi rozkazywał, buc jeden, dodał w myślach, mimowolnie podnosząc
rękę i pytając, czy może iść do toalety. Nauczyciel machnął ręką, jakby
odganiał natrętną muchę i wrócił do swojego wykładu, który usypiał połowę
klasy, zwłaszcza o takiej godzinie.
Czarnowłosy wszedł do
łazienki i rozejrzał się w poszukiwaniu swojego… Hm, ciężko właściwie określić.
Chłopaka? W sumie, całowali się i zdeklarowali, że będą coś ten–teges, ale czy
to znaczy, że Tom jest jego chłopakiem?
– Bu!
Bill podskoczył i
krzyknął, kiedy ktoś nagle trzepnął go w plecy.
– Kaulitz! – warknął,
popychając śmiejącego się Toma do tyłu. – Odbiło ci?! Chcesz, żebym zawału
dostał?!
– Oj, nie marudź. O
czym tak zawzięcie myślałeś, co?
– O tym, co ci zrobię,
jak już się pojawisz. Nie jestem na twoje zawołanie, wiesz? Tak ciężko było
dopisać „proszę” na końcu bądź początku esemesa?
– Aż taka z ciebie
baba?
– Baba czy nie,
szacunek mi się należy, głąbie.
Tom westchnął.
– Zanim się
przelizaliśmy, byłeś zdecydowanie zabawniejszy.
Bill spojrzał na niego
spod byka.
– Wracam na lekcję.
– No, hej, daj spokój.
Nie ściągnąłem cię tutaj, żeby się tylko przywitać.
– Też mi przywitanie.
Tom wciągnął Czarnego
do jednej z toalet i zamknął za nimi drzwi, a potem nachylił się i po prostu go
pocałował, uciszając tym samym kolejną tyradę Billa na temat jego zachowania.
Dopiero po dłuższej chwili, kiedy zmuszeni byli przerwać, żeby nabrać tchu,
Dredziarz westchnął z zadowoleniem.
– Pójdziemy po szkole
na pizzę?
– Randka? – spytał
Bill podejrzliwie.
Tom wywrócił oczami i
zaśmiał się.
– Randka. To jak?
Pójdziemy?
Jego dłonie głaskały
wystające kości biodrowe Billa, ale nie próbowały go złapać w bardziej
„kontrowersyjnych” miejscach. Tom chyba uznał, że to nie miejsce ani pora, bo
Bill raczej wątpił, żeby w jakimś ustronnym, odpowiednim miejscu specjalnie się
hamował.
– W porządku, możemy
iść.
– Super.
Jeszcze raz złączyli
swoje usta, skubiąc wargi zębami, a potem Bill westchnął i zdecydował się
wrócić na lekcję. Tom już na nią nie poszedł, bo nie było sensu tego robić.
– Już myślałem, że się
tam utopiłeś – mruknął Alan, robiąc dokładne notatki z tego, co mówił
nauczyciel. Bill miał nadzieję, ze przed sprawdzianem Alan da się namówić na
ich skserowanie.
Jeśli chodzi o to, że Kaulitzowie zaczęli być
dla siebie w miejscach publicznych całkiem mili, przeszło to w sumie bez echa.
Nie pokazywali, jakie naprawdę łączą ich stosunki, ale zachowywali się jak
koledzy z klasy i chociaż dla innych było to dziwne, wszyscy szybko to
zaakceptowali. Po zajęciach ubrali na siebie kurtki, czapki i poszli do
pizzerii.
– Biorąc pod uwagę
nasze początki, nie wierzę, że skończyliśmy w taki sposób – rzekł Tom znad
kawałka swojej pizzy. Dobrali się naprawdę nieźle, w końcu obaj byli
wegetarianami. – Zastanawiam się tylko, czy zamierzasz się ze mną kłócić, gdy
przyjdzie do płacenia rachunku.
– Nie, jeśli każesz mi
to zwrócić w inny sposób – rzucił Bill prowokacyjnie, akurat kiedy Tom pił colę
przez słomkę. Dredziarz zakrztusił i kasłał przez chwilę, nie mogąc uwierzyć
własnym uszom. – No, weź, bo pomyślę, że prawiczek jesteś.
– A ty to niby co? Sam
się niedawno do tego przyznałeś.
– Ale nie zachowuję
się w tak pruderyjny sposób jak ty.
– Jaki pruderyjny?
Przecież to normalne tak reagować! Takich rzeczy nie mówi się w towarzystwie.
– Cóż, na pewno mówi
się w towarzystwie kogoś, z kim się lizało, macało i ma się zamiar zrobić to
znowu.
– Jesteś cholernie
pokręcony.
– I napalony. Serio
myślisz, że mam zamiar być dziewicą do swoich osiemnastych urodzin?
Niedoczekanie.
– Za dużo pornosów się
naoglądałeś.
Bill uśmiechnął się
kpiąco.
– Ty za to zdecydowanie
za mało. Ale hej! Może obejrzymy jakiegoś razem?
– Nie! – sprzeciwił
się od razu Tom. Znając charakter Billa i to, jak skutecznie potrafił go
prowokować, długą by już sobie tą dziewicą nie był. Dla niego to nie było takie
łatwe, w sensie, przebranżowanie się z dziewczyn na chłopaków, a właściwie na
tego konkretnego, który zwyczajnie go podszedł i udowodnił, że ma co
zaoferować. Wpadł jak śliwka w kompot.
– Jedz i nie marudź –
rzucił Bill, polewając obficie kawałek pizzy sosem czosnkowym. – Jeszcze zmienisz
zdanie.
– Twoje niedoczekanie.
– Chyba twoje.
– Twoje.
– Nie, bo twoje.
– Niebo zostaw
lotnikom.
– Nie bądź taki mądry.
– Ty też.
Spojrzeli na swoją
pizzę, sztyletując ją wzrokiem, nie chcąc patrzeć tak na siebie. W sumie każdy
jeden temat, jaki zaczęli, kończył się na przemawianiu, ale w sumie Tom jeszcze
nigdy tak dobrze się nie bawił na… randce.
Cholerna randka, na
której oprócz ciągłych kłótni, pojawiły się dziwne uśmiechy, głębokie
spojrzenia w oczy okraszone rumieńcami na policzkach i zbereźne myśli o tym, co
by robili, gdyby nie byli w pieprzonej pizzerii. Tom znowu czuł, że kręci mu
się w głowie.
– To co z tą zapłatą w
naturze? – zapytał Dredziarz, gdy już się najedli. Bill rozsiadł się
wygodnie i odchylił do tyłu, gładząc
brzuch.
– Ale się najadłem.
Może jednak trzeba było zamówić średnią, co? Następnym razem zdecydowanie
trzeba wziąć mniejszą. A co do zapłaty… Hm, kiedy i gdzie?
– Teraz, na środku
ulicy?
– Och, spadaj. Jeśli
tak, to biorę u ciebie pożyczkę na wieczne nieoddanie i możesz obejść się
smakiem.
Tom parsknął.
– Akurat ci pozwolę.
Bierzemy coś jeszcze?
– Niee… Bo wszystko
zwrócę.
– Chcesz jeszcze
chwilę posiedzieć czy się zbieramy?
– W sumie to możemy
już iść… Eh, zaraz pójdę spać.
– No, ja też – Tom
ziewnął. – Jestem wykończony.
– Przynajmniej sobie
dłużej pospałeś.
– Akurat. Gdybym spał
jak trzeba, nie spóźniłbym się do szkoły.
Bill prychnął.
– I tak spałeś dłużej…
Hagen nie miał okazji
zapytać ojca o Billa i Toma i w zasadzie nie wiedział jak powinien to zrobić.
Ojciec miał do niego zaufanie i wiele rzeczy mu mówił, ale sprawa dotyczyła
jego… Cóż, przyjaciół?
Nie miał w swoim życiu
zbyt wielu bliskich osób. Był kimś, kto zwykle trzymał się na uboczu i gromił
wzrokiem każdego, kto odważył się spojrzeć mu w twarz. Nie pomagał też fakt, że
jego ojciec był dyrektorem szkoły. Tych kilka czynników skutecznie trzymało na
dystans dzieciaki z jego otoczenia. Bill i Tom byli jednak inni i chociaż ich
znajomość zaczęła się niefortunnie i rozwijała głównie w kozie, to jednak trwała
i nie ograniczała się tylko do „cześć” na korytarzu. Poza tym, Hagen miał
dziwne przeczucia co do tej dwójki, a intuicja nigdy go jeszcze nie zawiodła.
Postanowił zapytać
ojca wprost. Jedli właśnie razem obiad, kiedy wziął głęboki oddech i zaczął.
– Tato?
– Hm? – ojciec
spojrzał na niego pytająco.
– Chciałbym się o coś
spytać. To może zabrzmieć głupio, ale… – urwał i podrapał się po karku.
– Ale? – zaciekawił
się mężczyzna. Georg rzadko miał problemy z doborem słów, kiedy chciał coś
powiedzieć. Zwykle walił prosto z mostu.
– Czy Billa i Toma coś
łączy? – spytał. Mężczyzna znieruchomiał, więc Hagen zmarszczył brwi i
kontynuował. – Wiem, że jeśli tak, to na pewno o tym wiesz. Oni nie zachowują
się jak normalni ludzie czy wrogowie. Tak łatwo się ze sobą zsynchronizowali… Urodzili
się tego samego dnia, mają identyczne oczy, podobne głosy… Niby się kłócą, ale
przecież nie byliby w stanie tak szybko zacząć funkcjonować jak dobrze
naoliwiona maszyna.
– Zwariowałeś, Georg.
Sam fakt, że ta dwójka chodzi razem do jednej klasy, jest już niezwykle
irytujący. Gdyby byli braćmi to chyba bym złożył rezygnację.
– Ale tato, przecież…
Słuchaj, nie jestem głupi. Coś jest nie tak. Obaj pojawili się w naszej szkole
tego samego dnia. Mają te same nazwisko. Ty też nie traktujesz ich sprawiedliwie!
Wiecznie wlepiasz im szlabany i to wtedy, kiedy są razem. Czy ktoś po prostu
próbuje…?
– Naprawdę oszalałeś,
Georg. Słuchaj, nie wiem, w co oni próbując cię wkręcić, ale to…
– Wiem, o czym mówię i
ty też wiesz. Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć?
– Już powiedziałem, że
coś sobie uroiłeś, albo oni próbują coś ci wmówić. Zamiast zajmować się
głupotami, lepiej skup się na nauce. Piszesz w tym roku maturę.
Hagen westchnął,
dzióbiąc widelcem w talerzu.
– Mogę z powrotem swój
bas?
Mężczyzna westchnął
ciężko, ale skinął głową.
Hagen był pewny, że
zrobił to, bo chciał, żeby się od niego odczepił.
On jednak nie
zamierzał tak tego zostawić. Chciał dowiedzieć się prawdy za wszelką cenę i uda
mu się. Prędzej czy później, dowie się o co to całe zamieszanie z Billem i
Tomem i dlaczego wszyscy zachowują się, jakby zupełnie powariowali.
***
Przybyłam z kolejnym rozdziałem. Mózg zaraz mi eksploduje z nadmiaru informacji i to jeszcze wkutych po niemiecku, więc dla relaksu zajęłam się TWT. Nie sprawdzałam dokładnie tekstu, tylko przeleciałam go wzrokiem, więc mogą pojawić się błędy. Następny raczej się szybko nie pojawi, więc chwilowo musi Wam wystarczyć ten rozdział.
Mam nadzieję, że się chociaż podobał:) I że rehabilituje się powoli za te jakieś trzy miesiące(?) bez tego opowiadania.
Pozdrawiam!
Hah. Jestem pierwszy raz pierwsza. :D
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle genialny. Co ty dużo mówić; piszesz wspaniale. ^_^ Tak bardzo zazdroszczę tobie talentu... :) I nie widziałam ani jednego błędu.
Pozdrawiam! :*
Heej !
OdpowiedzUsuńRozdział świetny ! tylko dlaczego taki krótki ??!
Ja tu cierpie bez twoich opowiadan !! Serio !
Czekam na kolejny rozdział i mam nadzieje, że pojawi sie szybciej niż za 3miechy !
PS; Powodzenia i weny życze :D
Bliźniaki są razem... Nie wierzę! Przecież oni się pozabijają przy pierwszej poważniejszej kłótni xD
OdpowiedzUsuńA Georg nadal węszy...
Odcinek jak zwykle fajny, akcja zaczyna się rozkręcać. Ale jeszce lepiej by było gdybyś odwiesiła to opowiadanie. :) Nie mogę się doczekać następnej części. Weny życzę, zwłaszcza do tego opowiadania. ;)
OdpowiedzUsuńKocham to opowiadanie
OdpowiedzUsuńCzytam to drugi raz... pomijajac literowki, ktorych nie chce mi sie wypisywac, wylapalam jeszcze "choć" zamiast "chodź" ;)
OdpowiedzUsuńTak! Cudowny rozdział! To w ''jaki sposób'' oni są razem, jest przesłodkie! <3 Uwielbiam to i z niecierpliwością czekam na dalsze rozdziały :),
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
och matko, kocham To opowiadanie, nie mogę doczekać się nexta:D
OdpowiedzUsuńUwielbiam jak oni się kłócą, zupełnie jak przedszkolaki. Cały czas zastanawiam się czy chłopcy sklecą jakiś zespół, pewnie tak ... wtedy to dopiero będą kłótnie.
OdpowiedzUsuń